- W empik go
Przypływ - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
11 marca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Przypływ - ebook
„Przypływ” to poetycka podróż przez młodość — pierwsze zakochania, pierwsze rozczarowania i zwątpienia. To zbiór tekstów pełnych osobistych doświadczeń i intensywnych emocji zapisanych przez autorkę w okresie dorastania.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8273-672-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogi Czytelniku!
Niniejszy tomik jest zbiorem wierszy i tekstów, które napisałam kilka lat temu, rozpoczynając moją przygodę z pisaniem. Jest to pierwszy raz, gdy decyduję się na wydruk moich utworów w celu ich sprzedaży.
Część tekstów wymagała korekty, a więc dokonałam jej samodzielnie, starając się jednak nie naruszać pierwotnej struktury bardziej, niż to było konieczne.
To zbiór przede wszystkim moich emocji i przeżyć z okresu dorastania. Jest to zarówno moja podróż przez pierwsze miłości i niepowodzenia, jak i zapiski z wielu chwil zwątpienia. Niektóre z tych historii ciągnęły się za mną znacznie dłużej, dlatego pozwoliłam sobie tu zamieścić także kilka nowszych utworów.
Życzę przyjemnego czytania i dziękuję za to, że jesteś!
Magdalena Kozioł-Górska
/bezsilność serca/
marzec 2022Melancholia
21.05.2013
Tysiącami róż winna być usłana
do Ciebie wiodąca, droga nieznana,
jednak los wieloma zmartwieniami darzy
tych, co pragną iść w stronę marzeń…
Nigdy nie sądziłam, że jest to możliwe,
ale teraz wiem, że nie będę szczęśliwa;
prędzej mi dane umrzeć z miłości,
niż zasmakować Twej obecności.
Zmroziło krew w żyłach nasze rozstanie,
serce w lód zmieniło to pożegnanie…
Och, gdybym tylko mogła czas cofnąć
— nie zawahałabym się Ciebie dotknąć!
Ze wszystkich dotąd smaków znanych mi,
ten jeden zdawał się być najpiękniejszy,
jakiego me usta łaknęły z całych sił,
lecz nie poznały po dzień dzisiejszy…
Ku sennej krainie chylą się powieki,
znużone czekaniem, aż znów się pojawisz.
Wkrótce swe oczy zamknę na wieki,
wierząc, że z uścisku śmierci wybawisz…Więdnący
23.09.2013
Łzy nikogo nam nie zwrócą
a ból nikogo nam nie odda
codziennie samotnie płaczemy
nie potrafiąc się poddać
Blizny pozostaną z nami
strach nas nigdy nie zostawi
na krawędzi stojąc nawet
nam najbliższy jest upadek
Przyszłość w barwach czerni
przeszłość rozmazaną plamą
wokół tylko więdną liście
drzewa z nami umierają
Widzisz nas na co dzień
lecz oczami nie zobaczysz
bo tylko nocą w samotności
otwieramy swoje rany
Uśmiech w barwach słońca
serce wewnątrz krwawi
wokół nadal więdną liście
świat umiera razem z namiPapierowa skóra
30.11.2013
Mam papierową skórę
przedwcześnie pomiętą
pokrytą rysunkami
i mam mnóstwo przyjaciółek
chcących mi zadawać rany
Spędzam czas ze sama sobą
choć to właśnie ze wszystkiego
siebie boję się najbardziej
bo by chronić się od złego
niszczę skórę którą gardzę
Kiedyś była delikatna
cienka biała jak serwetka
teraz jest już papierowa
bo codziennie się starała
stać silniejsza i odporna
Może kiedyś z biegiem czasu
papier w karton się zamieni
i nie będę czuła chłodu
jaki ludzie tworzą wokół
ich sercami zamkniętymi
A na razie moja skóra
papierowa i zniszczona
pali się nie mogąc spłonąć
tylko sprawia że nie mogę
przestać już rysować po niejSpoczywając w niepokoju
13.01.2014
Umieram tak cichutko
a ludzie spacerują po moim ciele
wytartym i zużytym
skóra twarda jak pancerz
wszyscy odrobinę nade mną
jakby stąpali po cienkiej tafli
po wieku szklanej trumny
Moje oczy na zmianę gasną
i lśnią jak szklane porcelanowych lalek
jedną nogą zaczepiłam o świat poza mną
I czuję się trochę samotna
mimo że widzę tyle twarzy i głosów
bo żadne spojrzenie nie spotyka się z moim
bo żaden z tych głosów mnie nie wzywa
Jestem niewidzialna
jestem niepotrzebna
Odchodzę tak cichutko
spoczywając w niepokoju
a na moim ramieniu przycupnęła myśl
jedna z tych ostatnich
Może nigdy nie istniałam — śniłam jedynie
— owleczona kruchą warstwą
o posiadaniu życia na własnośćObracając się w proch
07.06.2014
Patrzysz na mnie kątem lewego oka
a połowa twojej twarzy płonie czyniąc je czerwonym
druga tkwi uśpiona w półmroku
trzyma zwierciadło zamknięte
i nie żebrze jak tamta o moją uwagę
Ze spokojem pochłaniam ten obraz
nie czynię nic co mogłoby przerwać milczenie
nad naszymi głowami pyłki białe i ciche
skradają się po Twych potarganych włosach
stąpają delikatnie po Twym spoconym czole
Szepczą mi do ucha że znają smak Twoich ust
tych zimnych i twardych ostrzy
którymi kroisz nieraz mój policzek
nawołują bym ugasiła ten płomień
po Twej lewej stronie
bym uczyniła Cię mniej rozbitym
Pyłki spadają z naszych ramion i głów
i dostrzegam że to przecież popiół
zapaliłeś swym istnieniem cały mój świat
czuję jak mnie rozbierasz
na drobne kawałki i mieszasz
bym sama nie mogła się poukładać
Pozwalam by Twoje palce
raz po raz obracały mnie w prochPośród setek świateł
19.06.2014
Tracę Twoje oczy pośród setek świateł
powoli przestaję już widzieć Cię w tłumie
choć stykamy się dłońmi raz po raz
świat nie pozwala nam siebie poczuć
Wiatr wspomnień zabrał nas w to miejsce
i patrzę usiłując znaleźć w Twojej twarzy choć rysę tego
kim byłeś kiedyś gdy tak dobrze Cię znałam
gdy wierzyłam że tak dobrze Cię znam
Tracę wzrok wśród migoczących świateł
nie mogę Cię stracić choć nieustannie Cię tracę
w jednej chwili jesteś wszystkim o czym marzyłam
po czym znów znikasz za maską którą stworzyłeś
Wiem że wkrótce wszystko to zniknie
rozsuniemy się jak dwa nieznajome cienie
tym razem się za siebie nie oglądniesz
gdy będę stać z ręką wyciągniętą w Twoją stronę
Tracę Cię ponownie wśród setek świateł
nie czuję Twej dłoni zaczepionej o moją
dziś mogę więc zasnąć na zawsze
bo i ja stracona jestem w Twych oczach
i zgasło już w nich całe światłoZnam ją
10.09.2014
Rozpoznałam Ją pośród tłumu.
Ubrana jak zwykle, na czarno, z akcentem bieli na szyi i nadgarstku.
Trzymała w ręce dobrze znany mi przedmiot:
Zeszyt do nut. Pusty.
Nie musiała go otwierać, bym wiedziała, co jest w środku. Było tam dokładnie to samo, co na dnie Jej bladych, cichych oczu: Nic.
Zaciśnięte usta, włosy spięte w ciasny kok, z którego jeden luźny kosmyk opadał na czoło.
Po obu stronach białej twarzy, ciągnął się ledwo widoczny ślad, coś jakby przedłużenie linii ust.
Blizna, po zaszytym dawno uśmiechu.
Udawałam wciąż, że Jej nie widzę, kątem oka łakomie obserwując każdy szczegół.
Nic się w Niej nie zmieniło, ani odrobinę. Ona także starała się unikać mojego wzroku.
Mimo, że prawie nigdy nie otwierała ust, potrafiła sprawić, że wszystko wokół nagle milkło.
Jarzeniówka zamigotała z niepokojem nad Jej głową, jednocześnie wabiąc moje spojrzenie.
I nasze oczy spotkały się na chwilę:
Poczułam odłamki lodu wbijające się w źrenice. Wstrzymałam oddech i cofnęłam się o krok, ale było już za późno, by uciec. Jej chłód zacisnął dłonie na mych ramionach, wciskając pazury w mą skórę.
W momencie cały świat zwolnił i przestał szumieć. W jednej chwili cały kolor odszedł ode mnie i wyblakło dosłownie wszystko.
A Ona stała teraz ze mną twarzą w twarz, z iskierkami gniewu w oczach.
Oślepiała mnie tym spojrzeniem, mroziła mi powieki i przekłuwała policzki, by je również uczynić tak niewzruszonymi, jak Jej.
— Moja Samotności…
Chyba trochę mi Ciebie szkoda.
I trochę żal mi też siebie…
Skostniałaś, tak i ja teraz skostnieję.
Nie mogłam się od Ciebie uwolnić.
I w moim gardle, jak i w Twoim, krzyk ugrzęźnie —
pozostanie tylko cisza.
I może jakiś strach, malujący się za którymś z naszych oczu.
Tylko Ty wiesz, i tylko ja wiem, o naszej cichej tajemnicy:
Mrok pożreć umie śmiejące się oczy,
A „wśród tłumu, jest się także samotnym”…Nie ma miłości
19.09.2014
Nie ma miłości ni trochę
Ani cienia jej nie dostrzegam
Ocierając się o nią po drodze
Coraz dalej świadomie uciekam
Nie ma róż rzuconych na drogę
Ani płatków ani pąków kwitnących
Unosi się zapach przegniłych kwiatów
A pod nogami kolce kolce i kolce
Karmię się piachem połykam kamienie
Gdy w górze rosną poza mym spojrzeniem
Skąpane w czerwieni odcieniach
Najodważniejsze moje pragnienia
Lecz nie ma miłości ni trochę
W gasnących więc barwach rdzewieję
Bojąc się wzrok podnieść ku górze
Przetartą porzucam nadzieję
I tylko kolce kolce i kolce
Kaleczę stopy i bezsilnie upadam
Wówczas widzę je w górze kwitnące
I ich czerwień na zawsze przepadaAnnabel Lee — Edgar Allan Poe
przekład własny z 11 marca 2015 roku
Tak wiele, wiele lat temu
W królestwie Morskich Sił
Żyła panienka o złotym imieniu;
Możesz ją znać jako Annabel Lee
I żadna inna myśl, nie lśniła tak w całym jej istnieniu,
Jak ta, by mnie kochać, i miłością ode mnie żyć.
Była dzieciną taką, jak ja,
W tym Królestwie Morskich Sił,
Lecz kochaliśmy miłością ponad wszelkie miłości,
Ja, wraz z moją Annabel Lee,
Której by niebieski anioł pozazdrościł,
I z chęcią odebrałby mi.
Oto zrodziła się przyczyna mych boleści,
W tym Królestwie Morskich Sił,
Noc lodowata, co obłoki wiatrem pcha,
Porwała mą Annabel Lee
I podmuch nadszedł straszliwy;
Wytargał ją z ramion mych,
By do spienionej ją cisnąć mogiły,
W tym Królestwie Morskich Sił…
Anieli nawet w połowie poznać nie mogli miłości
Takiej, jak moja i Annabel Lee.
Oto przyczyna była ich zazdrości,
Jak wie całe Królestwo Morskich Sił,
Przez nią wiatr rzucił się z nieba okrutny;
Zmroził i zabił mą Annabel Lee…
Lecz nasza miłość lśniła ponad jasności
Tych, o wiele starszych, niż my,
I o wiele mądrzejszych, niż my,
Tak, że ani anieli na gwiazd wysokości,
Ani demony z mnóstwem czarnych sił,
Nie mogły rozerwać serc naszych bliskości
I duszy pięknej Annabel Lee…
Odtąd księżyc nie rodzi blasku, póki nie przyniesie mi sił,
By nadal śnić o pięknej Annabel Lee.
I nawet nie dostrzegam światła wszystkich gwiazd,
Przy wspomnieniu oczu Annabel Lee.
Tak, co nocy to samo marzenie senne mam,
O mej ukochanej, najpiękniejszej pośród dam,
Która śpi, przez wieki śpi
Tam, w Królestwie Morskich Sił…Bezkresie barw niespokojny
24.06.2015
Bezkresie barw niespokojny, co horyzont malujesz,
Co te chmury tonące w niknącym złocie ujmujesz…
Gaśniesz raz kolejny, choć co dnia znowu się zapalasz
Chciałabym móc Cię pojąć, w sieć mych snów złapać bym chciała…
Kwitnący obłoku nocy, co nas mrokiem owlecze…
Patrząc w Twe oczy ogromne, senne jawią się tęcze.
Ostatnią strofą swej pieśni, rzucasz urok na ziemię,
Gdy odchodzisz przedwcześnie, po Tobie nadchodzą cienie…
Och, marzenie me niemożliwe, owocu bez skazy…
Wyciągam ku niebu ramiona, gdzie rzeźbisz obrazy.
Zabierz mnie z sobą w to miejsce, w które uciekasz co dzień;
Zginę dzisiaj ugodzona przez ostatni Twój promień…
Ty także jesteś samotny — widać to w Twym uśmiechu;
W sennym Twoim chmur rozchyleniu, posłanym w pośpiechu…
Więc nie płacz więcej po cichu, ukryty za gwiazd blaskiem,
Ale porwij mnie stąd i zabierz, i uchroń przed brzaskiem!
Bezkresie barw niespokojny, co horyzont malujesz,
Wnikasz mi w skórę wreszcie — doskonale wiem, co czujesz…
Oddycham teraz spokojnie, odchodząc z mego świata;
Tak cudownie jest, gdy we śnie ramieniem mnie oplatasz.
Zamykasz mi usta swoimi i tchnienie ostatnie
Dobywasz, smakując mych łez, które drżą delikatnie;
Kolorem Twym poraniona, i w czerwieni tonąca,
Umieram spragniona, choć z Tobą tańczyłam do końca…Opowieść, którą napisałam o Tobie
20.10.2015
Twoje imię składa się z kilkudziesięciu wypukłych, drażniących i ukrytych linii.
Ślady Twoich słów ciągną się niewidzialnymi pasmami po moim ciele, oplatają szyję i zaciskają pętlę, gdy pragnę znów się odezwać, zapytać, przeprosić… poprosić.
Jakieś wspomnienie, zniekształcone przez me nierealne marzenia, jest jak nić, jak pajęczyna, zaczepiona na mych nadgarstkach i kostkach, kierująca moimi ruchami…
Zniewalasz mnie nieświadomie czy celowo...nieważne. Nikt nie potrafi zrobić tego tak, jak Ty. I nikt nie potrafi mnie uratować...jeszcze.
Czasami doszukuję się piękna w słomie lepiącej się do moich ud, w cierniach utkwionych głęboko w kościach.
Twoje spojrzenie prześladuje mnie od zachodu do wschodu; ciepłe oczy zimnego ducha…
A może zmrożonego, przez moją nachalność, przez moje nieudolne starania…
Lęk kryje się w każdym Twoim uśmiechu, śmierć w pocałunkach…
I może to dlatego wciąż tak panicznie się boję, i może dlatego nieraz tak rozpaczliwie pragnę umrzeć.
Prześladują mnie ostre krawędzie, odkąd pojmuję, ile dla mnie znaczysz.
Ile jestem w stanie zrobić…
Ile jestem w stanie nie zrobić…
Ile nie jestem w stanie zrobić.
Gdzieś pomiędzy papierową skórą, a srebrnym, lśniącym piórem, tkwi cała opowieść, którą napisałam o Tobie.
Wielki wstyd i strach powstrzymują mnie przed tym, by ją komuś pokazać.
Wielka wiara i głupia nadzieja każą mi czekać, aż sam ją odczytasz…
I zrozumienie spłynie po Twoich policzkach… tak, jak po moich tęsknota.
I w usta moje sen wieczny wpoisz… tak, jak w Twoje, ja całą swą miłość wpoję…Odpływ
13.04.16
Niech mnie porwie z brzegu Niepamięć
Niech Zapomnienia przykryją fale
Niech Twoje oczy na dno mnie cisną
Nim znów zapragnę — zatonąć chcę
Odcięłam swoje nogi by pozbyć się Kotwic
Odrzuciłam morze łez aby dotrzeć na Brzeg
Oto stoję na mglistej krawędzi skalistej
A ostry wiatr ku burzącej się Czerni mnie pcha
Milczałeś przez wieki niczym góra lodowa
Dziś fala przypływu w swych ramionach Cię chowa
I wołasz mnie spieniony głosem roztopionym
Gotów by skinieniem połamać choćby mój Maszt
Przez moje żyły toczy się Atrament
Wchłonęłam wszystkie słowa zapisane
Wypełniło mnie słone pożegnanie
I chciałabym potargać każdy Twój list
Niech mnie zmyje z brzegu ten Odpływ
Zabierze z sobą w serce Tęsknoty
Niech mnie uciszy na zawsze ten Chłód
Zanim zapragnę — zatonąć chcę znów
Niniejszy tomik jest zbiorem wierszy i tekstów, które napisałam kilka lat temu, rozpoczynając moją przygodę z pisaniem. Jest to pierwszy raz, gdy decyduję się na wydruk moich utworów w celu ich sprzedaży.
Część tekstów wymagała korekty, a więc dokonałam jej samodzielnie, starając się jednak nie naruszać pierwotnej struktury bardziej, niż to było konieczne.
To zbiór przede wszystkim moich emocji i przeżyć z okresu dorastania. Jest to zarówno moja podróż przez pierwsze miłości i niepowodzenia, jak i zapiski z wielu chwil zwątpienia. Niektóre z tych historii ciągnęły się za mną znacznie dłużej, dlatego pozwoliłam sobie tu zamieścić także kilka nowszych utworów.
Życzę przyjemnego czytania i dziękuję za to, że jesteś!
Magdalena Kozioł-Górska
/bezsilność serca/
marzec 2022Melancholia
21.05.2013
Tysiącami róż winna być usłana
do Ciebie wiodąca, droga nieznana,
jednak los wieloma zmartwieniami darzy
tych, co pragną iść w stronę marzeń…
Nigdy nie sądziłam, że jest to możliwe,
ale teraz wiem, że nie będę szczęśliwa;
prędzej mi dane umrzeć z miłości,
niż zasmakować Twej obecności.
Zmroziło krew w żyłach nasze rozstanie,
serce w lód zmieniło to pożegnanie…
Och, gdybym tylko mogła czas cofnąć
— nie zawahałabym się Ciebie dotknąć!
Ze wszystkich dotąd smaków znanych mi,
ten jeden zdawał się być najpiękniejszy,
jakiego me usta łaknęły z całych sił,
lecz nie poznały po dzień dzisiejszy…
Ku sennej krainie chylą się powieki,
znużone czekaniem, aż znów się pojawisz.
Wkrótce swe oczy zamknę na wieki,
wierząc, że z uścisku śmierci wybawisz…Więdnący
23.09.2013
Łzy nikogo nam nie zwrócą
a ból nikogo nam nie odda
codziennie samotnie płaczemy
nie potrafiąc się poddać
Blizny pozostaną z nami
strach nas nigdy nie zostawi
na krawędzi stojąc nawet
nam najbliższy jest upadek
Przyszłość w barwach czerni
przeszłość rozmazaną plamą
wokół tylko więdną liście
drzewa z nami umierają
Widzisz nas na co dzień
lecz oczami nie zobaczysz
bo tylko nocą w samotności
otwieramy swoje rany
Uśmiech w barwach słońca
serce wewnątrz krwawi
wokół nadal więdną liście
świat umiera razem z namiPapierowa skóra
30.11.2013
Mam papierową skórę
przedwcześnie pomiętą
pokrytą rysunkami
i mam mnóstwo przyjaciółek
chcących mi zadawać rany
Spędzam czas ze sama sobą
choć to właśnie ze wszystkiego
siebie boję się najbardziej
bo by chronić się od złego
niszczę skórę którą gardzę
Kiedyś była delikatna
cienka biała jak serwetka
teraz jest już papierowa
bo codziennie się starała
stać silniejsza i odporna
Może kiedyś z biegiem czasu
papier w karton się zamieni
i nie będę czuła chłodu
jaki ludzie tworzą wokół
ich sercami zamkniętymi
A na razie moja skóra
papierowa i zniszczona
pali się nie mogąc spłonąć
tylko sprawia że nie mogę
przestać już rysować po niejSpoczywając w niepokoju
13.01.2014
Umieram tak cichutko
a ludzie spacerują po moim ciele
wytartym i zużytym
skóra twarda jak pancerz
wszyscy odrobinę nade mną
jakby stąpali po cienkiej tafli
po wieku szklanej trumny
Moje oczy na zmianę gasną
i lśnią jak szklane porcelanowych lalek
jedną nogą zaczepiłam o świat poza mną
I czuję się trochę samotna
mimo że widzę tyle twarzy i głosów
bo żadne spojrzenie nie spotyka się z moim
bo żaden z tych głosów mnie nie wzywa
Jestem niewidzialna
jestem niepotrzebna
Odchodzę tak cichutko
spoczywając w niepokoju
a na moim ramieniu przycupnęła myśl
jedna z tych ostatnich
Może nigdy nie istniałam — śniłam jedynie
— owleczona kruchą warstwą
o posiadaniu życia na własnośćObracając się w proch
07.06.2014
Patrzysz na mnie kątem lewego oka
a połowa twojej twarzy płonie czyniąc je czerwonym
druga tkwi uśpiona w półmroku
trzyma zwierciadło zamknięte
i nie żebrze jak tamta o moją uwagę
Ze spokojem pochłaniam ten obraz
nie czynię nic co mogłoby przerwać milczenie
nad naszymi głowami pyłki białe i ciche
skradają się po Twych potarganych włosach
stąpają delikatnie po Twym spoconym czole
Szepczą mi do ucha że znają smak Twoich ust
tych zimnych i twardych ostrzy
którymi kroisz nieraz mój policzek
nawołują bym ugasiła ten płomień
po Twej lewej stronie
bym uczyniła Cię mniej rozbitym
Pyłki spadają z naszych ramion i głów
i dostrzegam że to przecież popiół
zapaliłeś swym istnieniem cały mój świat
czuję jak mnie rozbierasz
na drobne kawałki i mieszasz
bym sama nie mogła się poukładać
Pozwalam by Twoje palce
raz po raz obracały mnie w prochPośród setek świateł
19.06.2014
Tracę Twoje oczy pośród setek świateł
powoli przestaję już widzieć Cię w tłumie
choć stykamy się dłońmi raz po raz
świat nie pozwala nam siebie poczuć
Wiatr wspomnień zabrał nas w to miejsce
i patrzę usiłując znaleźć w Twojej twarzy choć rysę tego
kim byłeś kiedyś gdy tak dobrze Cię znałam
gdy wierzyłam że tak dobrze Cię znam
Tracę wzrok wśród migoczących świateł
nie mogę Cię stracić choć nieustannie Cię tracę
w jednej chwili jesteś wszystkim o czym marzyłam
po czym znów znikasz za maską którą stworzyłeś
Wiem że wkrótce wszystko to zniknie
rozsuniemy się jak dwa nieznajome cienie
tym razem się za siebie nie oglądniesz
gdy będę stać z ręką wyciągniętą w Twoją stronę
Tracę Cię ponownie wśród setek świateł
nie czuję Twej dłoni zaczepionej o moją
dziś mogę więc zasnąć na zawsze
bo i ja stracona jestem w Twych oczach
i zgasło już w nich całe światłoZnam ją
10.09.2014
Rozpoznałam Ją pośród tłumu.
Ubrana jak zwykle, na czarno, z akcentem bieli na szyi i nadgarstku.
Trzymała w ręce dobrze znany mi przedmiot:
Zeszyt do nut. Pusty.
Nie musiała go otwierać, bym wiedziała, co jest w środku. Było tam dokładnie to samo, co na dnie Jej bladych, cichych oczu: Nic.
Zaciśnięte usta, włosy spięte w ciasny kok, z którego jeden luźny kosmyk opadał na czoło.
Po obu stronach białej twarzy, ciągnął się ledwo widoczny ślad, coś jakby przedłużenie linii ust.
Blizna, po zaszytym dawno uśmiechu.
Udawałam wciąż, że Jej nie widzę, kątem oka łakomie obserwując każdy szczegół.
Nic się w Niej nie zmieniło, ani odrobinę. Ona także starała się unikać mojego wzroku.
Mimo, że prawie nigdy nie otwierała ust, potrafiła sprawić, że wszystko wokół nagle milkło.
Jarzeniówka zamigotała z niepokojem nad Jej głową, jednocześnie wabiąc moje spojrzenie.
I nasze oczy spotkały się na chwilę:
Poczułam odłamki lodu wbijające się w źrenice. Wstrzymałam oddech i cofnęłam się o krok, ale było już za późno, by uciec. Jej chłód zacisnął dłonie na mych ramionach, wciskając pazury w mą skórę.
W momencie cały świat zwolnił i przestał szumieć. W jednej chwili cały kolor odszedł ode mnie i wyblakło dosłownie wszystko.
A Ona stała teraz ze mną twarzą w twarz, z iskierkami gniewu w oczach.
Oślepiała mnie tym spojrzeniem, mroziła mi powieki i przekłuwała policzki, by je również uczynić tak niewzruszonymi, jak Jej.
— Moja Samotności…
Chyba trochę mi Ciebie szkoda.
I trochę żal mi też siebie…
Skostniałaś, tak i ja teraz skostnieję.
Nie mogłam się od Ciebie uwolnić.
I w moim gardle, jak i w Twoim, krzyk ugrzęźnie —
pozostanie tylko cisza.
I może jakiś strach, malujący się za którymś z naszych oczu.
Tylko Ty wiesz, i tylko ja wiem, o naszej cichej tajemnicy:
Mrok pożreć umie śmiejące się oczy,
A „wśród tłumu, jest się także samotnym”…Nie ma miłości
19.09.2014
Nie ma miłości ni trochę
Ani cienia jej nie dostrzegam
Ocierając się o nią po drodze
Coraz dalej świadomie uciekam
Nie ma róż rzuconych na drogę
Ani płatków ani pąków kwitnących
Unosi się zapach przegniłych kwiatów
A pod nogami kolce kolce i kolce
Karmię się piachem połykam kamienie
Gdy w górze rosną poza mym spojrzeniem
Skąpane w czerwieni odcieniach
Najodważniejsze moje pragnienia
Lecz nie ma miłości ni trochę
W gasnących więc barwach rdzewieję
Bojąc się wzrok podnieść ku górze
Przetartą porzucam nadzieję
I tylko kolce kolce i kolce
Kaleczę stopy i bezsilnie upadam
Wówczas widzę je w górze kwitnące
I ich czerwień na zawsze przepadaAnnabel Lee — Edgar Allan Poe
przekład własny z 11 marca 2015 roku
Tak wiele, wiele lat temu
W królestwie Morskich Sił
Żyła panienka o złotym imieniu;
Możesz ją znać jako Annabel Lee
I żadna inna myśl, nie lśniła tak w całym jej istnieniu,
Jak ta, by mnie kochać, i miłością ode mnie żyć.
Była dzieciną taką, jak ja,
W tym Królestwie Morskich Sił,
Lecz kochaliśmy miłością ponad wszelkie miłości,
Ja, wraz z moją Annabel Lee,
Której by niebieski anioł pozazdrościł,
I z chęcią odebrałby mi.
Oto zrodziła się przyczyna mych boleści,
W tym Królestwie Morskich Sił,
Noc lodowata, co obłoki wiatrem pcha,
Porwała mą Annabel Lee
I podmuch nadszedł straszliwy;
Wytargał ją z ramion mych,
By do spienionej ją cisnąć mogiły,
W tym Królestwie Morskich Sił…
Anieli nawet w połowie poznać nie mogli miłości
Takiej, jak moja i Annabel Lee.
Oto przyczyna była ich zazdrości,
Jak wie całe Królestwo Morskich Sił,
Przez nią wiatr rzucił się z nieba okrutny;
Zmroził i zabił mą Annabel Lee…
Lecz nasza miłość lśniła ponad jasności
Tych, o wiele starszych, niż my,
I o wiele mądrzejszych, niż my,
Tak, że ani anieli na gwiazd wysokości,
Ani demony z mnóstwem czarnych sił,
Nie mogły rozerwać serc naszych bliskości
I duszy pięknej Annabel Lee…
Odtąd księżyc nie rodzi blasku, póki nie przyniesie mi sił,
By nadal śnić o pięknej Annabel Lee.
I nawet nie dostrzegam światła wszystkich gwiazd,
Przy wspomnieniu oczu Annabel Lee.
Tak, co nocy to samo marzenie senne mam,
O mej ukochanej, najpiękniejszej pośród dam,
Która śpi, przez wieki śpi
Tam, w Królestwie Morskich Sił…Bezkresie barw niespokojny
24.06.2015
Bezkresie barw niespokojny, co horyzont malujesz,
Co te chmury tonące w niknącym złocie ujmujesz…
Gaśniesz raz kolejny, choć co dnia znowu się zapalasz
Chciałabym móc Cię pojąć, w sieć mych snów złapać bym chciała…
Kwitnący obłoku nocy, co nas mrokiem owlecze…
Patrząc w Twe oczy ogromne, senne jawią się tęcze.
Ostatnią strofą swej pieśni, rzucasz urok na ziemię,
Gdy odchodzisz przedwcześnie, po Tobie nadchodzą cienie…
Och, marzenie me niemożliwe, owocu bez skazy…
Wyciągam ku niebu ramiona, gdzie rzeźbisz obrazy.
Zabierz mnie z sobą w to miejsce, w które uciekasz co dzień;
Zginę dzisiaj ugodzona przez ostatni Twój promień…
Ty także jesteś samotny — widać to w Twym uśmiechu;
W sennym Twoim chmur rozchyleniu, posłanym w pośpiechu…
Więc nie płacz więcej po cichu, ukryty za gwiazd blaskiem,
Ale porwij mnie stąd i zabierz, i uchroń przed brzaskiem!
Bezkresie barw niespokojny, co horyzont malujesz,
Wnikasz mi w skórę wreszcie — doskonale wiem, co czujesz…
Oddycham teraz spokojnie, odchodząc z mego świata;
Tak cudownie jest, gdy we śnie ramieniem mnie oplatasz.
Zamykasz mi usta swoimi i tchnienie ostatnie
Dobywasz, smakując mych łez, które drżą delikatnie;
Kolorem Twym poraniona, i w czerwieni tonąca,
Umieram spragniona, choć z Tobą tańczyłam do końca…Opowieść, którą napisałam o Tobie
20.10.2015
Twoje imię składa się z kilkudziesięciu wypukłych, drażniących i ukrytych linii.
Ślady Twoich słów ciągną się niewidzialnymi pasmami po moim ciele, oplatają szyję i zaciskają pętlę, gdy pragnę znów się odezwać, zapytać, przeprosić… poprosić.
Jakieś wspomnienie, zniekształcone przez me nierealne marzenia, jest jak nić, jak pajęczyna, zaczepiona na mych nadgarstkach i kostkach, kierująca moimi ruchami…
Zniewalasz mnie nieświadomie czy celowo...nieważne. Nikt nie potrafi zrobić tego tak, jak Ty. I nikt nie potrafi mnie uratować...jeszcze.
Czasami doszukuję się piękna w słomie lepiącej się do moich ud, w cierniach utkwionych głęboko w kościach.
Twoje spojrzenie prześladuje mnie od zachodu do wschodu; ciepłe oczy zimnego ducha…
A może zmrożonego, przez moją nachalność, przez moje nieudolne starania…
Lęk kryje się w każdym Twoim uśmiechu, śmierć w pocałunkach…
I może to dlatego wciąż tak panicznie się boję, i może dlatego nieraz tak rozpaczliwie pragnę umrzeć.
Prześladują mnie ostre krawędzie, odkąd pojmuję, ile dla mnie znaczysz.
Ile jestem w stanie zrobić…
Ile jestem w stanie nie zrobić…
Ile nie jestem w stanie zrobić.
Gdzieś pomiędzy papierową skórą, a srebrnym, lśniącym piórem, tkwi cała opowieść, którą napisałam o Tobie.
Wielki wstyd i strach powstrzymują mnie przed tym, by ją komuś pokazać.
Wielka wiara i głupia nadzieja każą mi czekać, aż sam ją odczytasz…
I zrozumienie spłynie po Twoich policzkach… tak, jak po moich tęsknota.
I w usta moje sen wieczny wpoisz… tak, jak w Twoje, ja całą swą miłość wpoję…Odpływ
13.04.16
Niech mnie porwie z brzegu Niepamięć
Niech Zapomnienia przykryją fale
Niech Twoje oczy na dno mnie cisną
Nim znów zapragnę — zatonąć chcę
Odcięłam swoje nogi by pozbyć się Kotwic
Odrzuciłam morze łez aby dotrzeć na Brzeg
Oto stoję na mglistej krawędzi skalistej
A ostry wiatr ku burzącej się Czerni mnie pcha
Milczałeś przez wieki niczym góra lodowa
Dziś fala przypływu w swych ramionach Cię chowa
I wołasz mnie spieniony głosem roztopionym
Gotów by skinieniem połamać choćby mój Maszt
Przez moje żyły toczy się Atrament
Wchłonęłam wszystkie słowa zapisane
Wypełniło mnie słone pożegnanie
I chciałabym potargać każdy Twój list
Niech mnie zmyje z brzegu ten Odpływ
Zabierze z sobą w serce Tęsknoty
Niech mnie uciszy na zawsze ten Chłód
Zanim zapragnę — zatonąć chcę znów
więcej..