- W empik go
Przypomnij mi, kim byłeś - ebook
Przypomnij mi, kim byłeś - ebook
Autorka brawurowych serii „Prawniczka Camorry” i „KodeX”.
Dwudziestoczteroletnia Abigail Weller wiodła prawdopodobnie całkiem udane życie. Otaczali ją wspaniali przyjaciele i rodzina, a do tego miała szaleńczo zakochanego w niej narzeczonego.
Prawdopodobnie… bo w wyniku poważnego wypadku kobieta straciła pamięć. Całe jej życie stało się pustą kartką.
Jej narzeczony Hamilton Nielsen robi wszystko, by przywrócić wspomnienia, ale coraz bardziej przeraża go obojętność Abi.
Nową rzeczywistość dodatkowo komplikuje brat Hamiltona, Zachary, z którym mężczyzna jest skłócony. Panowie rozmawiają jedynie na temat wspólnie prowadzonego biznesu.
Abigail chciałaby odnaleźć spokój przy boku zakochanego w niej mężczyzny. Pragnie poczuć dreszcze na ciele, zbudować z kimś głębszą więź. Niestety doświadcza tego, ale nie ze strony swojego narzeczonego, a jego o trzynaście lat starszego gburowatego i zamkniętego w sobie brata. A przecież nie powinna…
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-159-3 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szpital, Chicago
Ciemność…
Ciemność była pierwszym, co Abigail zobaczyła po otwarciu oczu.
Ciemność przysłaniała ból.
Ciemność nakładała się na oczy gęstą woalką, skutecznie utrudniając widzenie.
Ciemność otaczała ją z każdej strony, choć przez szpitalne okna przedzierały się promienie słoneczne, a sala tonęła w jasnych barwach dnia.
Abigail Weller miała przed sobą ciemność, której macki zagarnęły wspomnienia, pozbawiły ją przeszłości, odarły ze znanych uczuć, na ich miejsce pozostawiając niepewność, zagubienie i narastający strach… Strach przed niewiedzą…
Z otaczającego ją mroku powoli wyłaniały się sylwetki postaci. Kobieta, która twierdziła, że jest jej matką. Mężczyzna, który podawał się za jej ojca. I ON – ktoś, kto jeszcze kilka tygodni temu był jej miłością.
Szukała ich twarzy w umyśle, starała się wydobyć choć przebłysk wspomnienia, próbowała umieścić ich na mapie swojego życia, ale nie było tam niczego poza pustką…
Odkąd wybudziła się ze śpiączki, a jej umysł odmówił współpracy, Abi próbowała zmusić swoje ciało i mózg do intensywnego wysiłku. W międzyczasie zjawiała się jej rodzina i narzeczony. Patrzyli na siebie, przeważnie milczeli przez długie minuty, czasami rozmawiali o stanie jej zdrowia. Pytali, jak mija kolejny dzień rehabilitacji, jak goją się rany, zgrabnie omijając temat amnezji.
Abigail poprawiła się na łóżku. Nerwowo wygładziła kołdrę zdrową ręką, następnie na krótko spojrzała na tę unieruchomioną w temblaku. Lekarz powiedział, że jeszcze parę dni i zdejmą gips. Wszystkie powypadkowe „pamiątki” się zagoją, kości się zrosną, szwy zostaną zdjęte, pozostawiając blizny, lecz to najważniejsze – jej wspomnienia i pamięć – w dalszym ciągu tkwiło za zamkniętymi drzwiami.
Uśmiechnęła się blado, wręcz sztucznie, wiedząc, że zebrani w napięciu oczekują od niej jakiejś reakcji. Przypuszczalnie niecierpliwili się, kiedy z ust kobiety padnie znamienne: „tak, pamiętam”. Na twarzach bliskich widziała rysujący się żal, rozczarowanie. Nie mogła dać im tego, czego od niej wymagali. Nie mogła dać im szczerego uśmiechu. Patrzyła w oczy ukochanego i nie widziała tam zupełnie niczego, a przede wszystkim nie widziała tam swojego odbicia. Patrzyła na rodziców i nie odczuwała rodzinnego ciepła, nie mogła przywołać pokrzepiającej wizji bezpieczeństwa.
– Zaraz mam rozmowę z lekarzem dotyczącą zaniku pamięci – zaczęła niespodziewanie, z dużą rezerwą, na co wszyscy poruszyli się na swoich miejscach i skupili na niej wyczekujące spojrzenia. – Chciałabym, żebyście przy niej byli, ponieważ to dotyczy… – zawahała się. – Moja amnezja dotyczy również was. Czuję się z tym bardzo źle, uwierzcie – spuściła głowę, a palcami bawiła się materiałem kołdry – czuję się źle, bo was nie pamiętam, chociaż bardzo chciałabym. Jednocześnie czuję się niekomfortowo w waszej obecności, bo was nie znam – dokończyła, na co jej ojciec jęknął z wyczuwalnym ciężarem. – Przepra…
– Córciu, nie przejmuj się tym. – Matka weszła jej w zdanie. – To minie. Kompletnie o tym nie myśl.
Kącik ust Abigail drgnął przez próbę przywołania na wargi uśmiechu. Jak miała o tym nie myśleć? Jak miała nie zadręczać się swoim stanem? Powinna o tym myśleć, przecież to właśnie jej myśli były kluczem do rozwiązania tej zagadki.
– Abi. – Na dźwięk ciepłego, przyjemnego głosu mężczyzny stojącego przy ścianie Abigail zwróciła głowę w tamtą stronę.
Hamilton – kolejny jej problem, choć określenie go problemem było bardzo krzywdzące. Jej narzeczony… jej miłość… miłość, której nie pamiętała. Jedynymi uczuciami, jakie żywiła wobec tego mężczyzny, były zawstydzenie, strach i niepewność.
– Najważniejsze, żebyś odpoczywała i doszła do siebie po wypadku. Musisz nabrać sił, wydobrzeć, a cała reszta się ułoży. Obrzęk mózgu to nie taka prosta sprawa. Nie zadręczaj się. Wszyscy jesteśmy tu po to, żeby ci pomóc, a nie obwiniać za twój stan. – Hamilton odepchnął się od ściany, pokonał parę kroków dzielących go od łóżka Abi, po czym usiadł i ujął jej dłoń.
Dziewczyna skupiła wzrok na twarzy narzeczonego, by nie myśleć o tym, że ten dotyk jej przeszkadza. Nie chciała odtrącać Hamiltona, sprawiać mu przykrości, jednocześnie walczyła z narastającym dyskomfortem. Czuła się, jakby nagle podszedł do niej przechodzień na ulicy i wziął ją za rękę.
Od Hamiltona natomiast bił zaraźliwy spokój, dzięki czemu nie dokładał Abigail zmartwień, manifestując załamanie, tak jak robili to jej matka i ojciec.
Przymknęła oczy, próbując zmusić mózg do pracy. Wszystko wydawało się zbyt nowe, zbyt świeże, aby się nad tym rozwodzić, a pytania i chęć znalezienia na nie odpowiedzi rosły w zastraszającym tempie.
Pojawienie się w pomieszczeniu lekarza przerwało pogłębiający się impas. Czujne spojrzenie doktora przesunęło się po obecnych, dając im znak, by opuścili salę.
– Chciałabym, żeby zostali – zakomunikowała Abigail, jakby odczytała intencje doktora.
Lekarz przystał na prośbę, co potwierdził delikatnym skinieniem głowy. W milczeniu przystawił do łóżka krzesło i usiadł po przeciwnej stronie niż Hamilton.
– Czy coś się dzieje, panie doktorze? – rozpoczęła matka, chcąc za wszelką cenę przejąć dowodzenie.
Abigail już kilka dni temu wyczuła, że Emma jest władcza i nie znosi sprzeciwu. Jawiła się jako niezmiernie dystyngowana kobieta. Wnioskując po jej strojach czy biżuterii, pani Weller nie musiała martwić się o pieniądze.
– Moja obecność nie świadczy o niczym złym – uspokoił z rozwagą i profesjonalizmem w głosie. – Nie zakładajmy od razu czarnych scenariuszy. Jesteśmy po serii badań, mamy już analizy, wnioski, dlatego chciałbym z tobą o tym porozmawiać. Wyjaśnić parę kwestii, żebyś nie czuła się zagubiona.
Abigail przytaknęła niepewnie.
– Jak już wiesz, wypadek wywołał obrzęk mózgu, dlatego byłaś utrzymywana w śpiączce farmakologicznej. Czekaliśmy na zmniejszenie obrzęku i wyeliminowanie powikłań z tym związanych, ale te kwestie wyjaśnił ci już lekarz prowadzący.
Kobieta po raz kolejny niemrawo skinęła głową.
– Moim zadaniem jest wyjaśnienie ci skutków, jakie wypadek i obrzęk pozostawiły w twoim ciele, a konkretniej w mózgu. Amnezja ma różne oblicza, nie możemy mówić o niej w jednym aspekcie. Z pewnością kojarzy ci się z czymś abstrakcyjnym. Możesz błędnie sądzić, że wystarczy kilka bodźców, opowiedzenie o przeszłości, wskazanie paru miejsc, a wspomnienia zaleją cię nagłą falą.
– Bo wystarczy, panie doktorze, prawda? – dopytywała Emma, nieznacznie pochylając się do przodu.
Doktor zbył jej komentarz milczeniem, skupiając uwagę na twarzy coraz bardziej skonsternowanej pacjentki.
– Tak jak wspomniałem, amnezja ma różne oblicza. Często w przypadku wypadków mamy do czynienia z amnezją pourazową. Pacjent nie pamięta wypadku, jego przebiegu, momentów tuż przed nim. Poważniejszą sprawą jest amnezja organiczna, która wiąże się z zaburzeniami pamięci długotrwałej – wyjaśniał, starając się jak najlepiej i najprościej zobrazować sytuację.
– Tak jak w moim przypadku – podjęła Abi, a jej markotny głos zdradzał zaniepokojenie.
Siedzący obok Hamilton jeszcze mocniej ścisnął jej dłoń, po czym kciukiem zaczął powoli gładzić poranioną skórę.
– Zgadza się – potwierdził doktor. – Jednym z rodzajów pamięci długotrwałej jest pamięć deklaratywna. Żeby ci prościej wyjaśnić, na czym polega pamięć deklaratywna, posłużę się przykładami. To taki zbiór odpowiedzi na przeróżne pytania. Na przykład widzisz psa i wiesz, że pies jest zwierzęciem. To również kojarzenie przedmiotów ze zdarzeniami. Widzisz rower i kojarzysz go z rowerem, który dostałaś od ojca na piąte urodziny. Dlatego pamięć deklaratywną dzielimy na pamięć epizodyczną i pamięć semantyczną. Epizody i znaczenie przedmiotów, zdarzeń – doprecyzował.
– Powinnam wiedzieć, że moja mama jest moją mamą, przywołując jakieś epizody ze swojego życia, lecz tego nie wiem, nie kojarzę jej – wyjaśniła sobie pokrętnie Abigail.
– Właśnie tak.
– Kiedy to minie? – zapytał Hamilton.
Abigail wlepiła błagalne spojrzenie w lekarza. Bała się zadać to pytanie, więc cieszyła się, że ktoś ją wyręczył. Pragnęła usłyszeć konkretną datę: kilka dni, tydzień, dwa tygodnie… choć coś podpowiadało jej, że nie taką odpowiedź otrzyma.
– Tu sprawa jest bardziej skomplikowana. – Lekarz zawiesił głos. – Wydobycie informacji może wymagać sporo wysiłku, a przede wszystkim czasu.
– Potrzebuje jakichś bodźców? – dociekał Hamilton.
– I tak, i nie – odparł. – Wydobywanie wspomnień z pamięci deklaratywnej zazwyczaj nie jest zależne od kontekstu, może on pomóc, ale nie jest decydujący. W dowolnej sytuacji możesz sobie przypomnieć, jak wyglądały twoje zaręczyny i je opisać, ale odtworzenie takiej sceny lub też zabranie w miejsca, w których bywałaś, może spowodować pewne przebłyski.
– Jeśli to ma pomóc, mogę ci się oświadczać nawet codziennie – zapewnił Hamilton, a na jego ustach pojawił się kojący uśmiech przepełniony troską i miłością.
Abigail ponownie zbyła jego wyznanie milczeniem. Była zbyt przerażona, by się do tego odnieść.
– Doktorze. – W końcu cofnęła dłoń, którą ściskał partner, i nieśmiało wsunęła ją pod kołdrę. – Mam inne pytanie. – Nabrała powietrza. – Czy… czy istnieje ryzyko, że nie odzyskam pamięci? – Przełknęła ślinę.
– Tak – odpowiedział niemal obcesowo, ale Abi cieszyła się, że nie kluczy i nie stara się ubierać brzydkiej prawdy w piękne słowa. – Istnieje takie ryzyko. Jak już mówiłem, wydobycie wspomnień jest niezwykle trudnym i skomplikowanym procesem. Najważniejsze jest, żebyś odpoczywała. Wszystko przyjdzie z czasem. Rodzina i przyjaciele będą zapewne niezwykle pomocni w poznawaniu się na nowo, bo właśnie to musisz zrobić… Musisz poznawać się na nowo, kawałek po kawałku. Ze swojej strony zalecałbym pozostanie w stałym kontakcie z lekarzem psychiatrą lub choćby psychologiem. Profesjonalne wsparcie jest istotne, zwłaszcza podczas pierwszych etapów i po zderzeniu z rzeczywistością za szpitalnymi murami – wyjaśnił. – Proszę zachowywać się rozważnie i nie naciskać. – Te słowa skierował już do rodziców i Hamiltona. – To nie sprawdzian z tabliczki mnożenia.
Gdy lekarz wyszedł, w sali na powrót zapanowała męcząca cisza.
Abigail miała wrażenie, że słyszy pracującą klimatyzację, a nawet bijące serca zebranych.
Mogła sobie coś przypomnieć, ale nie musiała… Teraz była czystą kartką papieru, pustymi stronami. Od dziś ona i jej bliscy zaczną pisać scenariusz na nowo. Stworzą historię od podstaw…
Po dwudziestu czterech latach musiała powtórnie się urodzić…
Szansa i przekleństwo…ROZDZIAŁ PIERWSZY
Chicago
Dwa tygodnie później
Czerwcowe temperatury w Chicago zazwyczaj nie przekraczały siedemdziesięciu siedmiu stopni Fahrenheita¹. Aurę letnich miesięcy w tym rejonie tworzyły ciepło i wilgoć.
Abigail ponownie wyjrzała przez otwartą szybę samochodu, a jej włosy w kolorze miodowego blondu rozrzucił wiatr. Odgarnęła je z twarzy palcami, po czym związała w wysoki kucyk. Nieświadomie poprawiła zapięcie pasa i wygładziła go na piersi. Podróż autem wzbudzała w niej dreszczyk strachu i powodowała niepokój, którego źródła kobieta nie potrafiła zlokalizować. Być może głęboko w umyśle zakodowała wspomnienie wypadku, a samochód stał się dla niej synonimem zagrożenia.
Zatrzymali się w korku na jednym z mostów przecinających rzekę Chicago. Chwilę przed podniesieniem przęsła przed Abi rysowała się dżungla strzelistych wieżowców – jeden większy od drugiego, wszystkie pokryte szklaną powłoką, odbijającą promienie słoneczne niczym zwierciadło.
– I jak? – Głęboki męski głos przerwał Abigail wpatrywanie się w dal.
– Pytasz o to, czy coś kojarzę?
Hamilton zamilkł, kiedy w pytaniu wyczuł nutę grymasu. Cierpliwość nie była jego mocną stroną, lecz w przypadku poturbowanej Weller liczyło się wyczucie i metoda małych kroków. Nic na siłę, nic raptownie, by jeszcze bardziej nie spłoszyć jej myśli.
– Zachowujesz się jak Emma… jak moja mama – poprawiła się natychmiast. O dziwo, prościej było jej zwracać się do matki po imieniu. – Pokazywała mi zdjęcia z dzieciństwa oraz z młodości i przy każdym pytała, czy coś pamiętam. Nie, nie pamiętam – podkreśliła podniesionym tonem.
– To rzeka Chicago. – Kiwnął głową w kierunku szyby, nieoczekiwanie odbiegając od tematu. – Jesteśmy niedaleko centrum.
– Tak, przeglądałam zdjęcia w sieci. Uczyłam się topologii. Ponad dwieście budynków, które wysokością przekraczają trzysta trzydzieści stóp. Najwyższy z nich – Willis Tower ma tysiąc czterysta pięćdziesiąt jeden stóp i sto osiem kondygnacji – wyrecytowała na jednym wydechu. – Jeszcze trochę i będę mogła oprowadzać wycieczki.
Hamilton obserwował, jak Abi gniewnie zaciska pięść i miarowo uderza nią o udo zasłonięte materiałem spranych dżinsów. Przez nerwową reakcję kobiety sam wzmocnił chwyt na kierownicy, ale w końcu odpuścił. Wyciągnął rękę i chwycił jej dłoń, próbując rozładować napięcie.
– Spokojnie, nie nakręcaj się – uspokoił miękko. – Nic się nie dzieje. Będziemy poznawać to miasto razem od podstaw. Zaprowadzę cię w twoje ulubione miejsca, zabiorę tam, dokąd zawsze chodziliśmy. – Coraz mocniej ściskał jej dłoń.
Każde jego słowo przepełniały nadzieja i wiara w to, że się uda i Abi odzyska cząstkę siebie.
Trwali tak przez kilka sekund, pogrążeni w myślach. Hamilton próbował za wszelką cenę zdobyć zaufanie Abi, ona natomiast całą sobą starała się mu zaufać.
Przez ostatnie dwa tygodnie Weller po części przygotowywała się do nowego startu. Starała się wirtualnie poznać miasto. Zwiedzała, podążając ulicami na mapach Google. Wypytywała o codzienne czynności, określoną rutynę. Chciała zdobyć jak najwięcej szczegółów. Każdy dzień i każda godzina okazywały się dla Abigail czymś nowym, odkrywały przed kobietą kolejne elementy układanki. Poznała swoje dwie przyjaciółki: Madison i Lunę. Mogła o nich powiedzieć jedynie tyle, że są bardzo bezpośrednie, zabawne i przesadnie przebojowe. Chyba do nich nie pasowała… Chyba nie była taka jak one… Czuła to… Czuła, że jest inna, choć sama nie wiedziała, jaka jest. Jej obraz układali bliscy.
Przez otwartą szybę do samochodu wdarł się mocny podmuch, niosąc ze sobą zapach spalin wymieszany z wonią rzeki. W określaniu Chicago jako „Wietrznego miasta” nie było krzty przesady. Wszystko za sprawą wiatrów wiejących od strony jeziora Michigan.
– Rodzice mówili, do kiedy zostają w mieście? – zagadnął Hamilton, przedzierając się przez harmider wywołany odgłosami miasta i szumem płynącej wody.
– Tyle, ile będzie trzeba, a przynajmniej tak twierdzi matka. Zdążyła mi już zaplanować dwa tygodnie w przód. Pojutrze jestem umówiona na obiad z nią i ojcem. Mam wrażenie, że niezła z niej hetera. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Może niczego nie pamiętam, ale na ludziach chyba się znam. Jest strasznie władcza i wymagająca. Nie zdziwiłabym się, jakby ojciec był pod jej pantoflem – zażartowała.
– Bycie panią prezes wymaga pewnych predyspozycji – podsumował Hamilton.
– Tak, to też wiem. Nie sądziłam tylko, że mam tak znane nazwisko – westchnęła z ciężarem. – Doradztwo strategiczne, audyty, ratowanie upadających firm. Faktycznie trzeba mieć jaja, żeby coś takiego pociągnąć. Może dlatego jest przyzwyczajona do typowo ekonomicznej i jakościowej analizy. Jakie miałyśmy stosunki? – zapytała niespodziewanie.
– Trudno mi powiedzieć – stwierdził, obserwując przez przednią szybę wolno opadające przęsło mostu. – Przeważnie mało o niej mówiłaś, o ojcu również. Niby do Bostonu są tylko dwie godziny lotu, ale zdarzało się, że nie widywaliście się nawet na święta.
– Dlaczego? – Abigail odwróciła głowę do mężczyzny i zatrzymała wzrok na jego profilu.
Gładko ogolony zarost uwidocznił wyraźnie zarysowaną szczękę. Jego włosy w kolorze mlecznej czekolady, dłuższe na czubku głowy niż na bokach, były lekko pofalowane. Przesunęła spojrzeniem po jego przedramionach i dłoniach, by po chwili powrócić na twarz. Oglądała go niczym eksponat w muzeum, ale Hamilton już się chyba do tego przyzwyczaił, robiła to bowiem nieprzerwanie od momentu przebudzenia się. Dzięki takiej obserwacji starała się stworzyć sobie obraz partnera. Bez jego wskazówek próbowała określić, w co lubi się ubierać, co lubi jeść, jak się zachowuje w określonych sytuacjach.
– Co dlaczego? – Ruszył za sznurem samochodów.
– Dlaczego się nie widywaliśmy? Musiał być jakiś powód. Mamy jakiś konflikt? – drążyła, mimowolnie tupiąc w chodniczek samochodowy. – Ona chyba ma mi za złe, że nic nie pamiętam.
– Na pewno tak nie jest. Każdy z nas jest zdenerwowany i zmęczony, a o konflikcie nic mi nie wiadomo – zaprzeczył. – A nawet jeśli jakiś był, to chyba idealny czas, żeby go stłumić, albo do niego nie wracać. Jesteś strasznie niecierpliwa – zauważył.
– Może masz rację – przytaknęła, po czym zacisnęła zęby. – Mama też tak mówi, coś musi w tym być, jednak to nie zmienia faktu, że chcę wiedzieć wszystko. – Wysunęła w stronę mężczyzny palec wskazujący i wbiła go w jego twardy biceps.
– W swoim czasie, powoli. Pamiętaj, co mówił lekarz. Nie za dużo na raz, nie za szybko.
– Jesteś bardzo spokojny i ułożony. Trochę nudziarz? – Zmrużyła oczy.
Hamilton stłumił ciche prychnięcie.
– Może trochę – przyznał.
– Chyba też jestem nudziarą, a przynajmniej tak się czuję – wydała osąd. – To trochę zabawne tak zgadywać, kim się jest, szukać swojej tożsamości – podsumowała już mniej euforycznym głosem i na powrót zamilkła.
Przejechali przez tłoczne ulice, tonąc w cieniu rzucanym przez wysokie budynki. W końcu Hamilton wjechał w tunel, który – jak się później okazało – był plątaniną zjazdów do podziemnych garaży. Tutaj zapewne mieszkali.
Abigail poczuła niekontrolowany ścisk w żołądku.
– Denerwuję się – wyznała niemal szeptem.
– Ale czym? Tym, że ze mną zamieszkasz? – Zaparkował na wyznaczonym miejscu, a następnie zgasił silnik.
– Tym, że będę musiała wyjść do ludzi i zacząć żyć.
Hamilton pokrzepiająco ścisnął jej rękę.
– Jestem z tobą cały czas, przejdziemy przez to razem. – Przysunął sobie jej dłoń do ust i pocałował.
Abigail powoli przyzwyczajała się do obecności partnera. Zaczynała go poznawać, akceptować jego dotyk. Podobał jej się pod względem czysto fizycznym, ale było za wcześnie, by mówić o przyciąganiu, uczuciach czy pożądaniu.
– I tym, że z tobą zamieszkam również… – dodała po chwili wahania. – Wybacz. – Nacisnęła zębami na dolną wargę.
Denerwowała się. Cholernie się denerwowała. Chyba nawet bardziej niż przed rozpoczęciem szkoły, kolejnymi egzaminami, pójściem do pracy. Bardziej niż przed swoim pierwszym razem czy też pocałunkiem, których i tak nie pamiętała.
Gdy Hamilton zakomunikował, że mieszkali razem, w umyśle Abi pojawił się plan ucieczki. Po wielogodzinnych rozmyślaniach podjęła taką, a nie inną decyzję. Uważała ją za słuszną z czysto egoistycznych pobudek: nie chciała zostać sama, potrzebowała wsparcia, potrzebowała, żeby ktoś się nią zaopiekował, a Hamilton sprawiał wrażenie idealnego kandydata. Przy nim czuła się w miarę swobodnie. Wprawdzie nie tak swobodnie, jak powinna czuć się przy narzeczonym, ale był to jakiś krok naprzód. I tak nie miała niczego do stracenia… Straciła już wszystko.
Mężczyzna otworzył drzwi samochodu i pomógł jej wysiąść. Niezmiennie otaczał Abi opieką, dbał o to, aby czuła się dobrze. Nie chciała go krzywdzić, przecież to nie on zawinił.
Przeszli przez podziemny parking, a następnie skierowali się do windy, którą wjechali na sześćdziesiąte piętro. Podróż upływała im w milczeniu, a kobieta myślała, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Liczyła na to, że wejście do mieszkania przywoła wspomnienia, że nastąpi przełom i poczuje przynajmniej drobny impuls.
Po otwarciu drzwi Abigail przywitała niczym nieograniczona przestrzeń. Przez całą szerokość apartamentu biegły przestronne, wysokie okna, które zapewniały doskonały widok na miasto, rzekę oraz jezioro Michigan. W pierwszej chwili, zamiast impulsu, kobieta poczuła pustkę i rozczarowanie. Znowu się przeliczyła. Wygląd mieszkania całkowicie rozminął się z jej oczekiwaniami. Podświadomie wyobrażała sobie zaciszny kącik, otrzymała natomiast coś surowego, minimalistycznego, co jeszcze bardziej potęgowało jej zagubienie i wycofanie.
Niepewnie ruszyła przed siebie, wodząc wzrokiem po prawie pustych ścianach. Gdzieniegdzie wisiały krzykliwe modernistyczne obrazy czy rzeźby, których znaczenia ani przesłania nie potrafiła rozszyfrować. W ogromnym salonie dominowały dwie skórzane kanapy w kształcie litery „L”, układając się w kwadrat, pośrodku którego stał wymyślny stolik. Wszystko było dziwne, obce, bezbarwne, puste, bez życia i znaczenia. Zupełnie jak ona…
Nieustannie kusił ją jednak imponujący widok. Znajdowali się dosłownie między chmurami, co niestety negatywnie przekładało się na samopoczucie kobiety. Ból głowy wywołany nagłą zmianą wysokości stawał się nie do zniesienia. Weller co chwilę musiała przymykać oczy, by powstrzymać drażniące pulsowanie skroni. Mimo to wyobrażała sobie, jak bajecznie musi wyglądać miasto po zmroku.
Hamilton wciąż milczał. Dał kobiecie wolną rękę i pozwolił jej oswoić się z otoczeniem.
Gdy jej wzrok powędrował na drugi koniec mieszkania, zamarła niczym zahipnotyzowana. Stół oraz podłogę wokół niego zajmowały pokaźne kosze wypełnione różami. Czerwień kwiatów atakowała z każdej strony, kontrastowała z idealną bielą ścian, przywoływała na myśl krwawe dantejskie sceny, a nie romantyczny prezent. Zbyt dużo, za intensywnie.
– Witaj w domu, Różyczko. – Hamilton stanął za kobietą, a jego dłoń spoczęła na jej biodrze.
Abigail nieznacznie wzdrygnęła się na ten gest, ale się nie odsunęła. Zrobiła to bardziej po to, by nie sprawić mu zawodu, niż z potrzeby bliskości. Skupiła myśli na kwiatach, właśnie w nich szukając wspomnień.
– Nudziarz jest chyba trochę szalony – zauważyła z lekką uszczypliwością, choć z jej ust nie schodził subtelny uśmiech. – Ogołociłeś wszystkie okoliczne kwiaciarnie?
– Może jestem trochę szalony, ale to szaleństwo na twoim punkcie. A co do kwiaciarni, dla ciebie jestem w stanie wykupić wszystkie kwiaty w stanie Illinois, jeśli tylko uznasz, że ci się podobają i coś dla ciebie znaczą. – Przysunął się bliżej, przylegając torsem do pleców Abi.
Kreślił palcami po biodrze kobiety, szukając dotyku i bliskości, których tak mu brakowało.
– Chyba lubię te kwiaty. Podobają mi się – stwierdziła, lecz jej głos nie brzmiał przekonująco.
– To róże – wyjaśnił, nie wiedząc, czy dziewczyna pamięta tak prozaiczną kwestię jak nazewnictwo kwiatów.
– Są piękne, dziękuję.
Abigail nie umiała ostatecznie stwierdzić, czy jej się podobają, czy to tylko szok wywołany ich przytłaczającą ilością.
– Jest jeszcze jedna rzecz – zaczął z rozwagą.
Weller odwróciła się w jego stronę. Gdy uniosła lekko głowę, ich spojrzenia się spotkały. Hamilton był zdecydowanie wyższy, górował nad nią postawną sylwetką.
– Niestety po wypadku – wziął głęboki wdech, jakby samo wspomnienie tej sytuacji budziło w nim nieopisany ból – nie odnaleźli twojego pierścionka.
– Zaręczynowego, tak? – Przełknęła ślinę.
– Tak – potwierdził, wysuwając z kieszeni małe pudełeczko.
Abi z trudem powstrzymała cichy jęk, gdy po jego otwarciu jej oczom ukazał się sporych rozmiarów diament.
– Wiem, że czujesz się osaczona, ale chciałbym, żebyś go nosiła. – Jego prośba brzmiała niemal błagalnie, co dało kobiecie kolejny powód, by się zgodzić.
Z wahaniem pozwoliła wsunąć sobie pierścionek na palec.
– Zrobię wszystko, żebyś znów była szczęśliwa – zadeklarował z przejmującą pewnością siebie. – Dosłownie wszystko.
– Jesteś dobrym człowiekiem – wyznała czule. – Chyba… – Przygryzła dolną wargę, nie zdając sobie sprawy, jak te drobne, niby nic nieznaczące gesty działają na Hamiltona.
Pragnął całować te różowe wargi, spijać z nich każde słowo i oddech, lecz nie mógł tego zrobić, nie chciał jej przestraszyć.
– Chyba mogłabym się w tobie zakochać…
Na ustach Hamiltona pojawił się leniwy, seksowny uśmiech.
– Mogłabyś? – powtórzył. – Byłaś zakochana. Przypomnisz sobie, a jeśli nie, sprawię, że znów się we mnie zakochasz.ROZDZIAŁ DRUGI
Abigail od kilku minut przyglądała się dłoni ozdobionej pierścionkiem. Obracała ją na wszystkie strony, podziwiała i rozmyślała. W końcu stanęła przed lustrem, pociągnęła za gumkę, a jej gęste włosy rozlały się na ramiona. Skupiła uwagę na swoim odbiciu. Na twarzy widoczne były już tylko niewielkie oznaki wypadku – parę siniaków, drobne znamię po szwach. Wszystko wracało do normy… Wszystko poza jej umysłem, ale kobieta postanowiła dać sobie czas. Podejdzie do tego na chłodno, bez zbędnej histerii.
Zdjęła z siebie bluzkę i na moment zastygła w wahaniu. Zerknęła przez ramię na drzwi, aż wreszcie zdecydowała się przekręcić zamek. Stwierdziła, że tak będzie lepiej. To dopiero jej pierwszy dzień sam na sam z narzeczonym. Potrzebowała intymności i prywatności.
Już miała wejść pod prysznic, gdy usłyszała echo podniesionych głosów. Z początku myślała, że to dostawca jedzenia, które zamówił Hamilton, ale dlaczego miałby się z nim kłócić? W mieszkaniu ewidentnie znajdował się drugi mężczyzna. Pośpiesznie się ubrała, zamierzając zbadać sytuację.
Wyszła z łazienki i po paru krokach na powrót znalazła się w przestronnym salonie. Ku własnemu zaskoczeniu nie była tam sama. Gdy napotkała spojrzenie prawie czarnych jak smoła oczu, zatrzymała się w miejscu niczym sparaliżowana. Wzrok mężczyzny przewiercał ją na wskroś. Nie miała pojęcia, kto to, ale typ prezentował się jak czarny charakter żywcem wyciągnięty z filmu. W zwykłym T-shircie, ciemnych spodniach dresowych i sportowych butach wyglądał wręcz niechlujnie, co dodatkowo podkreślały zmierzwione włosy i parodniowy zarost. Wysokie kości policzkowe i wyraźnie zarysowana szczęka dopełniały złowrogiej aparycji. Biła od niego dziwna aura.
– Abigail Weller – zaczął leniwie, a pod nią niemal rozstąpiła się ziemia.
Jego głos był ochrypły, może lekko przepity, a intonacja, z jaką wymówił jej imię i nazwisko, postawiła wszystkie włoski na ciele kobiety.
Strach, którego źródła Abi nie potrafiła zlokalizować, rozpoczął podróż po jej ciele.
– Ja… – zawahała się.
Nieznajomy najwyraźniej wyczuł jej zagubienie.
– A, no tak – prychnął, po czym przeczesał włosy i przeciągnął dłonią po policzku. – Nie przejmuj się, brat mówił mi o twojej… – zwilżył dolną wargę językiem – …przypadłości. – Nadął demonstracyjnie policzki.
Brat…
Abi przypomniała sobie, że Hamilton o nim wspominał. Starszy brat Zachary…
– Nie zwracaj na mnie uwagi, nie zajmę dużo czasu. Twój narzeczony – wysyczał z niekrytą wzgardą, a jego spojrzenie na dłużej zatrzymało się na kobiecie – przez niańczenie ciebie trochę zaniedbał obowiązki w firmie. Ale co zrobić, miłość przecież nie wybiera, a dla Hamiltona najwyraźniej jest ważniejsza niż rodzinna firma.
Abigail milczała. Głębia spojrzenia Zachary’ego i intensywność jego głosu wgniotły ją w podłogę. Ich połączenie stanowiło niebezpieczną mieszankę. Patrzył tak, jakby do niego należał cały świat. Mówił tak, jakby przyzwyczajony był wyłącznie do wydawania rozkazów. Był opryskliwy, nieprzyjemny, władczy, a kilka wypowiedzianych przez niego zdań ociekało pogardą i niechęcią wobec rozmówcy.
Nagle uwolnił Abi od ciężaru swojego spojrzenia i zatrzymał wzrok na bukietach.
– Róże – zauważył.
– Róże – potwierdziła zduszonym szeptem. Przez ostatnie sekundy kompletnie zapomniała, jak oddychać. Niewidzialna siła kazała jej uciekać jak najdalej, choć sparaliżowane ciało odmawiało posłuszeństwa.
Mężczyzna powoli podszedł do znajdującego się najbliżej niego kosza, kucnął, następnie przejechał palcami po główkach kwiatów, by w końcu opleść palce wokół jednej z nich.
– Lubisz róże? – wychrypiał, nie odrywając wzroku od swojej dłoni.
– Tak… chyba tak… – wyjąkała zdezorientowana pytaniem. – Lubię…
Kącik ust starszego Nielsena powędrował do góry w kpiącym uśmiechu.
– To strasznie pretensjonalne i oklepane rośliny. – Gwałtownie zgniótł kwiat, a na jego przedramieniu uwidoczniła się żyła desperacko przebijająca się przez skórę. Przez chwilę zaciskał palce wokół róży, jakby ją dusił, a gdy otworzył dłoń, uszkodzone płatki rozsypały się na podłodze. – Nie pasują do ciebie. Nie wydajesz się pretensjonalna i oklepana.
– Nie mam tych papierów. Musiały zostać w biurze albo sam je gdzieś zapodziałeś. – Pojawienie się Hamiltona przerwało niepokojącą wymianę zdań pomiędzy Abigail a Zacharym.
Kobieta nareszcie zaczerpnęła powietrza.
– Oczywiście, że ja je zapodziałem. Uważasz, że jestem idiotą, który nie pamięta, gdzie odłożył dokumenty?! – Niekontrolowanie podniósł głos.
– Chodź, porozmawiamy na zewnątrz. – Hamilton ze stoickim spokojem dłonią wskazał bratu wyjście. Najwyraźniej nie pierwszy raz mierzył się z taką sytuacją.
– Jasne – bąknął. – Jeszcze wyrzuć mnie z mieszkania.
– Chodź – upomniał, po czym przepraszająco spojrzał na Abigail.
Zachary wreszcie wykonał polecenie i ruszył przodem.
– Znowu piłeś? – Hamilton zarzucił bratu.
Weller z trudem wychwyciła szept narzeczonego. Tak samo jak on oczekiwała odpowiedzi, jednak ostatnim, co usłyszała, był trzask drzwi. Zaraz po tym przed Abigail ponownie pojawił się Hamilton.
– W porządku? Jesteś blada – zauważył z przejęciem w głosie. Najwyraźniej wizyta brata jego również wyprowadziła z równowagi. – Usiądź. – Podprowadził kobietę do kanapy.
– To był twój brat. – Przymknęła powieki, bo pulsująca z nerwów i intensywnego wysiłku skroń nie dawała jej spokoju.
– Taaa – potwierdził, wydając z siebie pomruk niezadowolenia. – To był mój starszy brat, Zachary. Nie sądziłem, że go spotkasz, i to jeszcze w takim stanie…
– Chciałeś go ukrywać? – Zinterpretowała wypowiedź mężczyzny po swojemu.
– Może nie ukrywać, po prostu nie chciałem obciążać cię opowieściami o problemach mojego brata.
– Teraz chyba będziesz musiał. Słucham – ponagliła władczo.
Hamilton zajął miejsce obok Abi. Usiadł w lekkim rozkroku, oparł łokcie na udach i schował twarz w dłoniach. Przez kilka sekund walczył z wagą wyznania, lecz odpuścił.
– Trzy lata temu w wypadku samochodowym zginęła jego żona. Była w siódmym miesiącu ciąży.
Abigail prawie osunęła się na podłogę.
– O Boże – zakwiliła, zasłaniając usta dłonią. – Jak to się stało?
– No właśnie to jest największa niewiadoma. Teoretycznie czołówka z drzewem. Policja nie wykluczyła udziału osób trzecich, a Zachary przez długi czas był podejrzanym. – Zawiesił głos, niezręcznie pocierając ręką kark. – Wielu wydało na niego wyrok. Straciła panowanie nad kierownicą, dodatkowo toksykologia wykazała jakieś prochy. Jedni sugerowali samobójstwo, kolejni drążyli, że pewnie ją do tego zmusił, bo się nie dogadywali. Ona chciała się rozwieść, on nie chciał dać jej rozwodu. Teorii były tysiące, a oskarżenia płynęły z każdej strony.
– Miał spowodować wypadek swojej żony… żony w zaawansowanej ciąży… – dukała, czując wzmagające się przerażenie.
Dłonie Abi same zacisnęły się w pięści. Wspomnienie wypadku samochodowego przyprawiało ją o skręt żołądka i szybsze bicie serca.
Hamilton wzruszył ramionami niby z obojętnością, lecz na jego twarzy rysowały się ogromna konsternacja i ból.
– Nikt nie wie, jak było. Ja go nie oskarżam, ale sprawa wypadku do dzisiaj nie została wyjaśniona. Posłuchaj. – Uderzył otwartymi dłońmi o swoje uda i gwałtownie wstał z miejsca. – Zachary jest moim bratem, zawsze będę go bronił, niestety od pewnego czasu sam sobie szkodzi. Zawsze był typem samotnika. Wycofany, dość tajemniczy. Bardziej kręciły go jego projekty i praca niż kontakty z ludźmi. To taki inżynier zafiksowany na punkcie swoich rysunków. Po śmierci żony kompletnie zdziczał. Zaczął pić, i to na umór. – Hamilton mówił coraz ciszej, coraz słabszym głosem, jakby zachowanie brata było dla niego powodem do wstydu. – Później trochę odpuścił, ale nieustannie miał ciąg do alkoholu. Wielokrotnie przychodził do firmy pijany, nawet raz pojawił się w takim stanie na spotkaniu z inwestorami. Spieprzył projekt, przez co nie dostaliśmy patentu. – Wymieniał na palcach. – Pieprzył wszystko, czego się dotknął, w efekcie Boeing, czołowa firma produkująca samoloty pasażerskie, zerwała z nami kontrakty. A Zachary – Hamilton pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą – uważa, że jest nieomylny. Trzydzieści siedem lat na karku, a zachowuje się jak rozkapryszony bachor.
– Może po prostu potrzebuje pomocy. – Podniosła na niego skołowane spojrzenie.
–Tak, masz rację, potrzebuje, ale Zachary nie daje sobie pomóc. On po prostu wie lepiej, to taki typ.
– Hamilton, czy ja miałam z nim coś wspólnego? – Zadrżał jej głos. – Miałam coś wspólnego z twoim bratem?
– Dlaczego pytasz? – Znów usiadł.
– Poczułam coś niepokojącego w jego obecności. Chyba… chyba się go bałam… – wyznała. – Sama nie wiem. Wzbudził we mnie niepokój. Wiesz, że po wypadku trudno mi określić swoje uczucia i emocje, dlatego nie umiem tego dokładnie nazwać – tłumaczyła pokrętnie.
Hamilton wydał z siebie niekontrolowany jęk udręki, a Abigail widziała skurcze mięśni na jego napiętej szczęce. Ten temat wyraźnie mu nie leżał.
– Chciałem na razie uniknąć tej rozmowy, żebyś nie musiała się denerwować, ale okej. – Wypuścił powietrze kumulowane w płucach. – Miałem być szczery i niczego nie ukrywać.
Kobieta przyglądała mu się niemal z otwartymi ustami, oczekując kolejnej rewelacji.
– Swojego czasu pracowałaś w naszej firmie. O tym akurat chciałem ci powiedzieć, ale trochę później. W dziale finansów – dodał.
– Ja? Zajmowałam się finansami? – Zaśmiała się, wskazując na siebie dłonią. – Tam potrzebny jest ktoś stateczny, poukładany, dokładny, a ja mam wrażenie, że reprezentuję chaos.
– Chciałaś nawet zrobić studia z finansów.
– Czyli jednak jestem nudziarą. – Uśmiechnęła się z przekorą pod nosem, kiwając miarowo głową. – Nudna pani z księgowości – ciągnęła.
– Nie miałaś bezpośredniego kontaktu z Zacharym. W sumie – zastanowił się – nikt go nie ma. Czasami nawet managerowie poszczególnych działów nie dostępują zaszczytu rozmowy. – Wywrócił oczami. – Któregoś dnia nie było twojego przełożonego, a Zachary potrzebował jakichś wyliczeń. Nie pamiętam dokładnie, o co chodziło. – Przetarł palcami oczy. – Zaniosłaś mu je osobiście, zamiast przesłać mailem. Zbeształ cię za to na środku firmy. Zbeształ cię, bo ośmieliłaś się przeszkodzić mu w rysowaniu. Jego wrzaski słyszeli aż w Minnesocie. Niestety nie pozostałaś mu dłużna i, zamiast po prostu odejść, weszłaś z nim w pyskówkę, a Zachary nie znosi sprzeciwu. Wpadł w szał i…
– I… – nacisnęła rozgorączkowana.
– O mało cię nie uderzył. Możliwe, że dlatego poczułaś coś negatywnego w jego obecności.
Kobieta opadła bez sił na oparcie kanapy. Przez kilka następnych minut obydwoje milczeli.
– Wybacz, to znowu za dużo informacji, za dużo emocji. Muszę to sobie poukładać. – Przyłożyła wierzch dłoni do skroni, w końcu przełamując ciszę.
Ogarnęło ją niepokojące gorąco, a poplątane myśli nie dawały wytchnienia.
– Wiesz, co jest w tym wszystkim najważniejsze? – zaczął, a dziewczyna zaprzeczyła szybkim ruchem głowy.
– Poczułaś coś, to był impuls, na który czekałaś. Przykro mi, że odbyło się to w dość brutalny sposób. Lekarz miał rację. Możesz mieć przebłyski, możesz sobie coś przypomnieć – ciągnął z nadzieją w głosie, ale Abigail pozostawała zawieszona na granicy dwóch światów.
Westchnęła ciężko, potwierdzając tym, jak duży ładunek emocjonalny niosła ta chwila.
– Ten wypadek… mój wypadek… Unikaliśmy tego tematu, ale co się właściwie stało? Jak to się stało? – Jej głos był równie spięty jak ciało.
– Wedle ustaleń jechałaś za szybko, nie zapanowałaś nad samochodem, dachowałaś. Skoro już jesteśmy przy temacie wypadku, będziemy musieli pójść na policję, żeby złożyć zeznania.
– Ale co mam im powiedzieć, jak nic nie wiem… – obruszyła się.
– Właśnie to im powiesz. W szpitalu udało nam się ich odesłać, ale będziesz musiała z nimi porozmawiać. Jeśli chcesz, pójdziemy tam razem – zaproponował, ponownie roztaczając nad nią opiekę. – Potwierdzisz im, że niczego nie pamiętasz i przy okazji dowiesz się wszystkiego, dobrze?
– Serio, pójdziesz ze mną?
– Oczywiście, kochanie. – Czule ułożył dłoń na jej policzku.
Abigail zaskoczył ten gest, jednak tym razem się nie cofnęła. Zrobiła coś odmiennego: przymknęła oczy i wtuliła się w jego rękę.
– Dziękuję – wymamrotała.
Chwilę zmącił dźwięk dzwonka do drzwi.
– To już musi być żarcie. – Hamilton zarysował kciukiem linię jej szczęki, po czym delikatnie założył kobiecie zbłąkany kosmyk włosów za ucho. – Jestem cholernie głodny.
– Ja też – skłamała z wymuszonym uśmiechem.
Tak naprawdę nie była głodna ani spragniona. Zmęczenie też minęło. Teraz spokoju nie dawała jej wizyta Zachary’ego. Umysł kobiety pracował na najwyższych obrotach, tworząc kolejne teorie. Dlaczego wydawało jej się, że dwa wypadki samochodowe to za dużo jak na jedną rodzinę?