- promocja
Przysięga. Hope. Tom 2 - ebook
Przysięga. Hope. Tom 2 - ebook
Nic nie daje więcej siły do walki niż miłość.
Hope sądziła, że odnalazła sens życia w Pilot Point. Powróciła do jedynego miejsca, w którym czuła się bezpieczna w dzieciństwie, poznała nowych przyjaciół, a dzięki Jaxowi znów otworzyła się na uczucia. Niewiele później jej świat niestety znów obrócił się w gruzy. Czy po kolejnym ciosie od losu uda jej się podnieść na nogi?
Załamana Hope trafia do ośrodka odwykowego, przez co grozi jej ubezwłasnowolnienie ze strony jej apodyktycznego ojca. Ale mieszkańcy Pilot Point, których życie odważnie zmieniła, nie zamierzają bezczynnie pozwolić, by Hope spotkała krzywda. Kobieta może więc liczyć na wsparcie Hattie, Skulla i jego motocyklowego gangu. Aby jej pomóc, nie cofną się przed wprowadzeniem w życie nawet najbardziej szalonego planu…
Tymczasem Jax zmaga się z własnymi trudnościami. Zmuszony do zachowania w sekrecie prawdy o swojej córce, bezskutecznie próbuje zapomnieć o kobiecie, z którą pragnął dzielić życie. Żadne z nich nie potrafi wymazać z serca drugiego, jednak aby być razem, musieliby stoczyć kolejną walkę z przeciwnościami losu. Czy po wszystkim, co ich spotkało, znajdą w sobie na to siłę?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-365-1 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najukochańsze cudowne Czytelniczki i kochani, najwspanialsi Czytelnicy, chciałabym Was ostrzec w kilku kwestiach, abyście nie rzucali we mnie epitetami i wrogimi wiadomościami w stylu „Ta historia mnie rozczarowała, myślałam, że potoczy się inaczej” czy też „za krótko i za szybko”. Historia Hope jest wyłącznie wytworem mojej wyobraźni, a jak wiadomo, w fikcji literackiej czasem ma miejsce to, co w życiu nie miałoby prawa się wydarzyć. Gdyby romanse opierały się tylko na zdrowym rozsądku, nie byłoby na rynku tylu elektryzujących powieści, prawda? Każdy pisarz ma swój własny, wyjątkowy styl, a przynajmniej tak powinno być. Nie lubię przydługich opisów, rozwlekania historii na siłę. Za to uwielbiam, gdy coś się dzieje, a moi bohaterowi nie mają czasu na złapanie oddechu.
Zanim zaczniecie lekturę, porzućcie wszelkie wyobrażenia o tym, czego się spodziewacie, bo na pewno będziecie zaskoczeni ;) Serio. Bardzo, ale to bardzo długo myślałam nad tym, co chciałabym napisać w tym tomie. Przeróżne pomysły wirowały w mojej głowie, wielokrotnie wykluczając się nawzajem. Ostatecznie gdy usiadłam do pisania, mając już konkretny zamysł, kolejne słowa same zaczęły spływać z moich palców. I w pewnym momencie wszystko zaczęło żyć własnym życiem. Nagłe zwroty akcji, bohaterowie, którzy mieli się już nie pojawić, wyskakiwali zza rogu, a na ich miejscu chowali się inni.
Wejdźcie w tę historię z otwartym, niczym niezmąconym umysłem! Usiądźcie wygodnie, okryjcie się kocem i bawcie się dobrze z moimi bohaterami.
Ściskam
M.PROLOG
Sześć tygodni po wyjeździe z Pilot Point
Świat wirował. W ustach miałam sucho, jakbym nie piła wody od wielu dni. Spróbowałam podnieść głowę, ale ciało nie chciało współpracować. Z trudem przekręciłam się na bok i włożyłam całą siłę woli, aby podnieść się do pozycji siedzącej. Poczekałam chwilę, żeby zawroty głowy ustąpiły, ale nic takiego się nie wydarzyło. Świat nadal drżał i wirował. Pęcherz zakłuł mnie boleśnie, domagając się opróżnienia. Skupiłam wzrok na otwartych na oścież drzwiach do toalety. Zsunęłam się z łóżka i na czworakach, zmuszając trzęsące się ciało do niemal nadludzkiego wysiłku, doczłapałam do łazienki. Zsunęłam szorty i nie pierwszej świeżości bieliznę. Siadłam na zimną deskę klozetową, oparłam policzek o chłodne płytki na ścianie i ponownie przymknęłam oczy. Żołądek zaprotestował nagłym skurczem. Kiedy ostatnio coś jadłam? Chyba wczoraj. W sumie to nawet nie wiedziałam, jaki jest dzień. Spuściłam wodę i trzymając się kurczowo umywalki, ominęłam wzrokiem lustro, szukając na blacie w miarę czystych majtek. Uniosłam czarną bawełnianą parę. Nie byłam pewna, czy są czyste, ale miałam to gdzieś. Włożyłam je powoli i ciągnąc nogę za nogą, ruszyłam w kierunku niewielkiego aneksu kuchennego. Przełknęłam ślinę, otwierając lodówkę. Wyciągnęłam rękę po kilkudniową, zimną pizzę. Powinnam ją podgrzać, przemknęło mi przez myśl, gdy ugryzłam twardy trójkąt. Smakowała ohydnie, ale czy zasługiwałam na coś lepszego? Nie. Idąc w kierunku łóżka, chwyciłam z blatu odkręconą, w ponad połowie pustą butelkę whisky. Upiłam łyk, nie czując specyficznego pieczenia. Mój mózg od razu ożył. O tak! Alkohol był tym, czego potrzebowałam. Zapijając paskudną pizzę, pochłaniałam kolejne porcje whisky, która szybko okrywała mnie warstewką upragnionego otępienia. Niemal pusta butelka wysunęła mi się z drżących palców i spadła na wykładzinę pokrytą brudem i zaschniętymi plamami wymiocin. Zwinęłam się w kłębek na środku łóżka i owinęłam kocem. Znałam ten stan. Kochałam czuć ten luz, tę błogość, gdy nikt i nic mnie nie obchodziło.
Ze stanu odrętwienia wyrwał mnie jakiś hałas. Ktoś krzyczał? Pewnie ci idioci zza ściany znowu się kłócą. Naciągnęłam koc na głowę, by odciąć się od świata. Jak dla mnie mogą się nawet pozabijać.
– Philips! Otwieraj, do kurwy nędzy!
Ten głos… Już kiedyś gdzieś go słyszałam. Chyba?
– Masz pięć sekund!
W mojej głowie pojawił się tak bardzo niechciany obraz kowboja, który ze strzelbą w ręku przepędzał mojego ojca.
– Trzy!
Huk.
– Ja pierdolę! Kurwa! Co za syf!
Ktoś jęknął przeciągle. Nie, to nie jęk. Ktoś się porzygał. Serio? Leżałam ukryta pod kocem i ani myślałam wychodzić. Może jak mnie nie znajdą, to sobie pójdą? Nie zapraszałam nikogo do mojego królestwa.
– Pootwieraj wszystkie okna. – Zduszony męski głos zabrzmiał niebezpiecznie blisko.
– Chyba… chyba nie dam rady – z oddali odezwał się delikatny kobiecy ton.
Hattie? Jezu, co ona tu robi?
Koc, który chronił mnie przed światem, został ze mnie zdarty jednym szarpnięciem. Nie miałam siły nijak zareagować, choćby drgnąć.
– Ożeż kurwa… – Skull pochylił się nade mną. – Coś ty ze sobą zrobiła, dziewczyno?
Uniosłam powieki, krzywiąc się, gdy do pokoju wpadło światło słoneczne. Szare tęczówki wpatrywały się we mnie z mieszaniną wściekłości i współczucia. Nie chciałam współczucia. Nie chciałam tu tych dwojga.
– Nie zapraszałam was. – Mój głos brzmiał dziwnie.
Dawno już nie używałam strun głosowych.
– Nikt nie pytał cię o zdanie. – Szarpnął mną i postawił mnie na nogi, które z trudem utrzymywały otumanione alkoholem ciało.
– Spierdalaj, Skull. Nie chcę was tu. – Zwalczyłam torsje, które targnęły moim żołądkiem.
– Hope… – Jasnowłosa dziewczyna stanęła tuż obok. – Tak nie można… – szepnęła. – Nie możesz tak żyć.
Zachwiałam się i byłabym upadła, gdyby nie silne ramiona Skulla.
– A może ja nie chcę już żyć? – wybełkotałam.
– Co ty mówisz! – Hattie zasłoniła dłonią usta, a w jej pięknych niebieskich oczach stanęły łzy.
– Mówię, że… – Nie zdążyłam odpowiedzieć.
Mężczyzna puścił mnie, pozwalając, bym runęła na ziemię.
– Co ty robisz?! – pisnęła blondynka.
– Spełniam jej życzenie. – Mężczyzna odpalił papierosa i przez chwilę wpatrywał się we mnie z furią. – Nie chcesz żyć? Tak?! – podniósł głos.
Po mojej twarzy spłynęła pierwsza łza, a zaraz po niej kolejne. Marzyłam o śmierci. Jedyne, czego mi zabrakło, to jaj, żeby nacisnąć spust, kiedy jeszcze miałam taką możliwość.
– Odpowiedz mi, kurwa!
– Nie mam już po co żyć – wybełkotałam, przymykając piekące oczy.
Drgnęłam, słysząc dźwięk odbezpieczanej broni. Zassałam oddech, czując na czole chłód lufy.
– Zrób to – poprosiłam cicho. – Po prostu to zakończ.
– Skull… – Głos Hattie był cichutki i błagalny.
– Spójrz mi w oczy i powiedz, że naprawdę chcesz skończyć jak śmierdząca menelka, którą się stałaś. Powiedz mi, że tego chciała dla ciebie Sara.
– Nie masz pra… – czknęłam – prawa jej wspominać!
Otworzyłam oczy i z trudem skupiłam wzrok na wściekłych szarych tęczówkach.
– Nie? A kto mnie powstrzyma? Twoje zapijaczone brudne dupsko?! – Roześmiał się okrutnie. – Gdyby Sara cię teraz zobaczyła, co by zrobiła?
Zacisnęłam szczękę, by ukryć jej drżenie.
– No, twardzielko? Co by powiedziała twoja przyjaciółka? Nie wiesz? Więc ci powiem. – Nachylił się nade mną. – Najpierw by się porzygała na twój widok, a potem sprała ci tyłek.
Prychnęłam. Z nas dwóch to ja zawsze byłam lepsza w walkach wręcz.
Mężczyzna jednym ruchem ponownie poderwał mnie na nogi i trzymając za kołnierzyk brudnej koszulki, szarpnął kilka razy.
– Weź się w garść, do cholery! Stać cię na więcej!
– Pierdol się – wycharczałam, czując, jak żółć podchodzi mi do gardła.
Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, pięść Skulla zderzyła się z moją szczęką. Padłam na ziemię jak długa i jęknęłam przeciągle. Pokój wirował bardziej niż jeszcze chwilę temu. Ale wściekły biker nie skończył. Chwycił mnie za kostkę i jak bezwładną lalkę zaczął ciągnąć przez całe mieszkanie w kierunku łazienki.
Hattie dreptała za nami, cicho płacząc.
– Przestań beczeć – warknął na nią. – Tej kretynce trzeba wbić trochę rozumu do głowy. Poszukaj lepiej dla niej jakichś ubrań na zmianę… Jeśli w ogóle jeszcze są tu jakieś czyste.
– Do-dobrze – wydukała.
– Co do chuja – wyjęczałam, gdy pociągnął za moją koszulkę i zerwał mi ją z klatki piersiowej.
Nie usłyszałam odpowiedzi, zostałam za to wepchnięta do kabiny prysznicowej. Uśmiechając się złośliwie, Skull odkręcił kurek. Lodowata woda sprawiła, że z mojego gardła wydobył się krzyk. Wyrwałam się do przodu, chcąc jak najszybciej uciec spod przeraźliwie zimnego strumienia, ale biker wszedł za mną do kabiny, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.
– A teraz zrobisz dokładnie to, co ci powiem. Jeśli spróbujesz choćby zakwestionować polecenie, to stłukę twoje chude, zapijaczone dupsko i wywiozę cię związaną na odwyk, jasne?
Trzęsąc się z zimna, spojrzałam na niego i wycedziłam:
– Nienawidzę cię, Skull. Nienawidzę!
– Nazywam się Santo i od teraz będę twoim koszmarem na białym koniu.Rozdział 1
Tydzień później
_ _
Stałem przy drzwiach i przez niewielkie okienko pośrodku zerkałem do zamkniętego pomieszczenia.
– Co z nią? – odezwał się Gregory, stanąwszy tuż za moimi plecami.
– Wiesz, jak to jest wychodzić z alkoholowego ciągu – mruknąłem, nie spuszczając wzroku z postaci skulonej pośrodku łóżka. – Fizycznie jest już lepiej, ale ona nadal nie chce żyć, Greg.
– Kurwa. Rozmawiałeś z lekarzami?
Pokręciłem głową.
– Nie chcą mi nic powiedzieć, bo nie jesteśmy rodziną.
– I co teraz? Znam cię, na pewno masz jakiś plan.
– Amanda ma na nią oko i zdradza mi tyle, ile może. – Wzruszyłem ramionami. – Terapia i leki za jakiś czas powinny zadziałać, a gdy już stanie na nogi, zrobię wszystko, żeby pomóc jej wrócić do życia.
Naszą uwagę zwróciły krzyk i zamieszanie w okolicy recepcji.
– Nie może pan tam wejść! – Amanda rozłożyła szeroko ramiona przed mężczyzną, który z zaciętym wyrazem twarzy próbował ją ominąć.
– Nie będziesz mi mówić, co mogę, a czego nie mogę! Zabieram córkę do domu!
Spojrzeliśmy z prezesem po sobie i ruszyliśmy na pomoc pielęgniarce.
– Nie wypada odnosić się w ten sposób do kobiety. – Gregory osłonił dziewczynę, kryjąc ją za swoimi plecami, i stanął naprzeciwko wściekłego faceta.
Zmarszczyłem brwi. Już gdzieś widziałem tę gębę.
– To nie twoja sprawa. Mam prawo zabrać stąd moją córkę i nikt mi tego nie może zabronić.
– Pana córka jest dorosła i może sama o sobie decydować. – Kobieta wychyliła się zza nas.
Stanąłem obok wuja, zaplotłem ramiona na klatce piersiowej i z udawanym spokojem obserwowałem rozwój wydarzeń.
– Skoro jest w takim miejscu, to widocznie nie jest poczytalna i nie może! – Mężczyzna poczerwieniał.
– Ama, zadzwoń po ochronę, zanim sam wyprowadzę pana na zewnątrz – odezwałem się.
– Tylko spróbuj, ty… ty brudasie – wypluł.
– Uuu, bardzo to dojrzałe. – Uniosłem kącik ust. – Brak argumentów równa się brzydkie epitety? A wygląda pan na inteligentnego faceta.
– Nie będziesz mi tu… – Nie było mu dane dokończyć, gdyż pochwyciła go ochrona i mimo wyraźnego oporu wyciągnęła z budynku.
– Załatwię to w sądzie! Pożałujecie tego! – odgrażał się, znikając za drzwiami.
– Ale pajac – mruknął Gregory.
– To ojciec Hope. – Amanda stała za kontuarem, zaciskając zbielałe palce na krawędzi blatu.
– Wiedziałem, że skądś znam tę mordę! – podniosłem głos. – Po moim trupie ją dostanie!
– Jeśli zasądzą mu opiekę nad córką, to nic nie poradzimy, Skull. – Kobieta pokręciła smutno głową.
– Chyba żartujesz! Mogą to zrobić? – Zerknąłem na Gregory’ego, który skinieniem głowy potwierdził słowa mojej znajomej. – To co teraz? Mamy czekać, aż ten psychol ją zabierze Bóg wie gdzie i od nas odetnie? Aż znowu wlezie jej do głowy i zniszczy to, co jeszcze tam zostało?
Pamiętałem każde słowo z tego, co Hope opowiedziała mi o swojej rodzinie. Byłem aż za bardzo świadomy, jakim gnojem jest jej ojciec. Ryknąłem z bezsilności i przywaliłem pięścią w ścianę. Ból, który rozszedł się po dłoni, wyostrzył moje zmysły.
– Przykro mi. Nie jesteście jej rodziną. Żaden sąd nie weźmie was pod uwagę jako potencjalnych opiekunów na czas leczenia. – Amanda pokręciła smutno głową.
– A gdybym był jej rodziną? – Uniosłem głowę i wbiłem wzrok w wuja.
W jego oczach błysnęło zrozumienie.
– Jesteś pewny?
– Czy jeśli byłbym jej rodziną, to mógłbym decydować o jej leczeniu i miejscu pobytu?
– Teoretycznie tak, ale przecież… – zawahała się.
– Wpuść mnie do niej – poprosiłem.
– Wiesz, że nie mogę – szepnęła.
– Błagam, Ama! Tu chodzi o jej życie! Ten drań ją zniszczy!
Kobieta przebierała nerwowo palcami, zgniatając kartki papieru leżące na biurku. Nie ponaglałem jej. I tak zawdzięczałem jej wiele, a teraz ponownie prosiłem o nagięcie reguł.
– Masz trzy minuty, jasne? – Zacisnęła usta w wąską kreskę.
– Dziękuję. Kiedyś ci się odwdzięczę. – Wypuściłem wstrzymywane powietrze. – Prez, masz jeszcze kontakt z Trish Parker?
– Jesteś pewien tej decyzji? – Ścisnął moje ramię, wpatrując mi się uważnie w oczy.
– Jak żadnej innej w życiu. Ona zasługuje na nowe, lepsze życie.
– Załatwię Trish. – Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z budynku.
Amanda skinęła mi dłonią i upewniwszy się, że nikt nie widzi, poprowadziła mnie korytarzem i uchyliła drzwi do sali.
– Trzy minuty, Skull – syknęła, zamykając je za mną.
W pomieszczeniu unosił się zapach środków dezynfekujących. Hope leżała odwrócona do mnie plecami. Podszedłem z drugiej strony i uśmiechnąłem się, widząc jej skupione na mnie spojrzenie.
– Hej, księżniczko. – Przysiadłem na brzegu łóżka.
– Wpuścili cię? – zapytała cichym, spokojnym głosem.
– Mam tylko trzy minuty, więc będę się streszczać.
– Słyszałam jakieś krzyki na korytarzu – powiedziała jednostajnym głosem.
– Właśnie dlatego tu jestem, maleńka. Twój ojciec cię znalazł i chce sądownie pozbawić cię prawa do decydowania o sobie.
Emocje przemknęły przez jej twarz.
– Nigdzie z nim nie pojadę – szepnęła.
– Sąd może ustanowić go twoim opiekunem, a wtedy nie będę mógł się tobą zaopiekować.
– Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Wiesz… wiesz, jaki on jest. – Pokręciła słabo głową, zaciskając drżące dłonie na białej pościeli.
– Dlatego tu jestem. Jest tylko jedno rozwiązanie. – Odetchnąłem głęboko. – Weźmiemy ślub. – Przełknąłem ślinę. – Zostanę twoim mężem i prawnym opiekunem. Tylko w ten sposób mogę cię ochronić przed tym draniem.
Oddech jej przyspieszył, a ciało przeszył dreszcz.
– Ślub? Z tobą? Ale przecież my nie… my się tylko przyjaźnimy – szepnęła drżącymi wargami.
– To będzie tylko papier. Gregory ma znajomą urzędniczkę. Wpiszemy wsteczną datę, ale musisz złożyć podpis samodzielnie, żeby nikt nie mógł go podważyć. Proszę cię, zgódź się. Nie możesz wrócić do ojca.
– Nie chcę do niego wracać. – Pokręciła głową z przymkniętymi oczami.
– Hope? – Dotknąłem chłodnego policzka dziewczyny. – Zgódź się. Jak będzie po wszystkim, zwrócę ci wolność, ale teraz nie mamy wyboru.
– Dobrze. – Jej głos był ledwie słyszalny.
– Zgadzasz się?
Pokiwała głową. Poczułem niewyobrażalną ulgę. Nie kochałem jej. Nie w romantycznym znaczeniu tego słowa, ale cholernie mocno wpisała się w moje życie i nie umiałem sobie wyobrazić, że miałoby jej zabraknąć.
Załatwimy ten cholerny ślub. Pogonimy pana pułkownika. A gdy Hope już stanie na nogi, jakoś rozwiążemy ten bałagan między nią i Jaxem. Nie ma sytuacji bez wyjścia. Czasem po prostu trzeba cierpliwie poczekać na dogodny moment, by rozwiązać problem.
– Czas się skończył. – Amanda stanęła w otwartych drzwiach, gestem nakazując mi, abym wyszedł.
Pochyliłem się nad Hope i delikatnie pocałowałem ją w czoło.
– I? – Ama zamknęła za nami drzwi.
– Poczekamy, zobaczymy. Teraz wszystko w rękach Gregory’ego – odpowiedziałem i usiadłem na krzesełku pod ścianą.
Przymknąłem oczy i na chwilę wyłączyłem głowę. Ostatnie dwa tygodnie dały mi ostro w kość. Poszukiwania Hope pochłonęły mnóstwo energii i czasu. A gdy już w końcu znalazłem ją ledwo żywą z przepicia i w ciężkiej depresji… Miałem wrażenie, jakbym się postarzał o kilka lat.
Nie wiedziałem, ile czasu minęło. Uchyliłem powieki, usłyszawszy w korytarzu stukot obcasów i odgłos ciężkich buciorów. Zobaczyłem pulchną Afroamerykankę i mojego wuja idących w moim kierunku.
– Santo – odezwała się Trish.
– Miło cię widzieć, skarbie. – Puściłem do niej oko, na co się zarumieniła. – Pomożesz nam?
– Pomogę. – Skinęła głową. – Gdyby chodziło o kogoś innego, to… sam rozumiesz. Ale wiem, że jeśli prosisz o coś takiego, to musi być ku temu ważny powód.
Wyjęła z wielkiej skórzanej torby plik dokumentów. Wyciągnęła je w moim kierunku.
– Uzupełnij dane swoje i przyszłej żony, a ja sporządzę akt małżeństwa.
– Gregory ci mówił, że musimy to zrobić ze wsteczną datą? – zapytałem cicho.
– Domyśliłam się tego. Ogarniemy to, nic się nie martw.
– Jesteśmy twoimi dłużnikami, Trish. – Gregory skinął głową.
– Wiem. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, upomnę się o spłatę długu – odpowiedziała poważnie.
Po dłuższej chwili dokumenty były gotowe. Amanda po raz kolejny nagięła dla nas zasady ośrodka i wpuściła nas do sali Hope.
– Kto będzie świadkami zaślubin? – Urzędniczka rozejrzała się po naszych twarzach.
– Gregory? Amanda? Zrobicie nam tę uprzejmość?
Oboje westchnęli i kiwnęli głowami. Ama zamknęła za nami drzwi pokoju. Hope podniosła się i usiadła na łóżku.
– Witaj, Hope. Jestem urzędniczką stanu cywilnego. Santo powiedział mi, że chcecie wziąć ślub. Czy to prawda?
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w kobietę w ciszy. Powiodła wzrokiem po zebranych, a na końcu utkwiła go we mnie.
– Tak, to prawda.
– Skoro tak… – Trish odchrząknęła.
– Nie mamy czasu na całą ceremonię – wtrąciła się cicho Ama. – Ja… ja nie powinnam…
Podszedłem do łóżka Hope i przysiadłem naprzeciwko niej, uważnie obserwując emocje, które przemykały przez jej twarz. Odgarnąłem z zapadniętych policzków zabłąkane pasmo włosów i zatknąłem je za uchem dziewczyny, która odruchowo wtuliła się w moją dłoń. Uśmiechnąłem się, widząc ten gest.
– Rozumiem. – Przyjaciółka Gregory’ego pokiwała głową. – W takim razie czy ty, Santo Martinezie, bierzesz za żonę Hope Philips?
– Tak – odparłem, nie spuszczając z niej wzroku.
– Czy ty, Hope Philips, bierzesz za męża Santo Martineza?
– Tak – odpowiedziała cicho, uśmiechając się delikatnie.
– W takim razie w obecności świadków w mocy nadanej mi przez stan Teksas ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą, Santo.
Uśmiechnąłem się szelmowsko i nie mogąc przepuścić okazji, opadłem delikatnie na usta Hope, która zamarła.
– Tylko ten jeden raz – szepnąłem.
Pokręciła głową, uśmiechając się ciepło.
– Nie mam obrączek. – Skrzywiłem się, spojrzawszy na Trish.
– Ale ja mam. – Gregory wyciągnął w naszym kierunku niewielkie czarne pudełeczko.
Odebrałem je od niego i lekko drżącą ręką otworzyłem. Przełknąwszy ślinę, ująłem mniejszą obrączkę i umieściłem ją na palcu swojej żony. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w złoty krążek zdający się kpić z nas wszystkich. Oto pokiereszowana, złamana kobieta oraz największy skurwiel wśród bikerów Eagle Wings MC połączeni węzłem małżeńskim.
Hope wyjęła z pudełeczka drugą obrączkę i wsunęła ją na mój palec. Patrzyłem przez chwilę na złote kółeczko.
– Jeszcze tylko podpisy i moja rola będzie zakończona. – Trish podsunęła nam do podpisania akt małżeństwa.
Podpisaliśmy najważniejszy z dokumentów i oficjalnie staliśmy się małżeństwem.
– Jestem zmęczona. – Hope opadła na poduszki wyraźnie wykończona całą sytuacją.
– Odpoczywaj, dzieciaku. – Gregory pochylił się i ucałował ją w czoło. – Zbieraj siły. Będziemy na ciebie czekać tyle, ile będziesz potrzebować.
Przymknęła oczy, zapadając się w miękką poduszkę.
Trish, Ama i Gregory cicho wyszli w pokoju, zostawiając nas na chwilę samych.
– Zrobię wszystko, żebyś wróciła i stanęła na nogach silniejsza niż wcześniej – szepnąłem, gładząc jej włosy.
– Czym ja sobie na ciebie zasłużyłam? – odpowiedziała cicho, a spod jej przymkniętych powiek uciekła zabłąkana łza.
– Dobrym serduszkiem. – Uśmiechnąłem się. – Odpoczywaj, a ja zadbam o całą resztę.
Ama wsunęła się cicho do sali.
– Hope – odezwała się. – Musisz podpisać jeszcze jeden dokument, żeby ojciec nie mógł cię stąd zabrać.
Moja żona niechętnie uchyliła powieki.
– Już wszystko wypełniłam. Musisz tylko podpisać, że ustanawiasz męża, Santa Martineza, swoim opiekunem na czas leczenia w ośrodku.
Drżącą ręką ujęła długopis i z niewielkim trudem podpisała podsunięty papier.
– Skull, musisz wyjść. – Ama delikatnie ścisnęła moje ramię.
– Już idę. – Musnąłem ustami czoło Hope. – Wpadnę jutro.
Odpowiedziała mi cisza. Zerknąłem na skuloną postać. Oddech miała spokojny, a lekko rozchylone wargi wypuszczały cicho powietrze. Zasypiała. Otuliłem ją miękką pościelą i wyszedłem na korytarz.
– Miej na nią oko. A gdyby ten drań wrócił, dajcie mi znać – mruknąłem.
– Nie martw się. Teraz już nikt nie będzie mógł jej ruszyć.
Skinąłem głową. Czas było jechać do motelu. Byłem wykończony i marzyłem tylko o śnie. Machnąłem na odchodne Gregory’emu, który przed budynkiem rozmawiał z Trish.
Miałem żonę. Ale się narobiło!