- W empik go
Przystanek pożądanie. Tom 1 - ebook
Przystanek pożądanie. Tom 1 - ebook
Właśnie powstała nowa wersja słynnego powiedzenia. Pora rzucić wszystko i oddać się pożądaniu. Książka idealna do czytania, przytulania i kochania bez końca. Przy kominku, pod kocem, przy świecach i zgaszonym świetle. Dzięki lekturze tych opowiadań wiem już, że każda z nas w głowie ma własny hotel Paradise.
Weronika Jowska, Strefa Przyjemności
Pierwsza część antologii „Przystanek Pożądanie”, to zbiór ośmiu opowiadań ośmiu autorów. Wszystkie historie łączą Bieszczady i różne kolory namiętności.
Gorące chwile w hotelu Paradise, mieszają się z życiowymi wyborami, górskimi wycieczkami oraz nagłymi zwrotami akcji.
Czy pozorny azyl, ukryty w górskiej dziczy, okaże się miejscem romantycznych uniesień bohaterów czy czymś więcej?
Czy historie „Przystanku Pożądanie” zmienią życie któregoś z bohaterów?
Czy gorący flirt zamieni się w historię z happy endem?
Książka rozpala zmysły i działa na wyobraźnię.
Odważnie i bez cenzury zapraszamy Cię w Bieszczady
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66521-50-6 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
AGNIESZKA RUSIN
ONA…
Dawniej, gdyby o tym choć pomyślała, parsknęłaby śmiechem.
„Randka w ciemno jest dobra dla desperatów”.
Upiła resztkę kawy z filiżanki i wstała od stołu. Podeszła do lustra i sięgnęła do torebki. Musiała poprawić to, czym obdarzyła ją natura. Żywokrwista czerwień pomadki miała spełnić to zadanie.
„Teraz jest znacznie lepiej, są bardziej zmysłowe” – uznała, nie rozwijając głębiej swych myśli. I tak lawina obaw i uprzedzeń powodowała, że miała ochotę się z tego wycofać.
„Czy jestem aż tak zdesperowana?” – ponownie spojrzała w lustro. Najlepsze lata życia minęły jej w pogoni za niespełnionymi marzeniami. Piersi nie chciały już tak sterczeć, jak dawniej, a zegar biologiczny głośno tykał. W głowie też jej tykało, że być może powinna sobie odpuścić i pozostać atrakcyjną singielką. Bo przecież była atrakcyjna. Ale najbardziej w życiu nie chciała spędzać kolejnych świąt czy wakacji z przyjaciółką.
„A co, jeśli on okaże się totalnym dupkiem?” Niespokojne myśli pikały jej w głowie, wywołując ból brzucha.
Dochodziła dziewiętnasta. Jak na grudzień przystało, za oknem sypał biały puch. Rajskie otuliło się bajkową scenerią. Miała jeszcze godzinę. Wcześniej, od południa, siedziała w wannie, rozmyślając o swoich eks. Nie było ich wielu, jednak liczyli się w ogólnym podsumowaniu. Była zakochana i miała z nimi cudowny seks, jak sądziła, a potem, gdy odchodzili, słyszała, że są niedopasowani. Że nie spełnia ich oczekiwań. Że znaleźli miłość swojego życia…
„Po co mi to?” Miała ochotę zakląć na samą myśl o tym, że dała się w to wrobić. Ogarnęły ją wątpliwości i niechęć. Umówiona przez znajomą z pracy dała się ostatecznie skusić. „Randka w ciemno…” – dumała, wsuwając na stopy czarne, wysokie kozaki. Założyła na siebie seksowną małą czarną, bo uznała, że będzie pasowała do każdego typu faceta. Co wiedziała o tym, z którym miała się dziś spotkać?
– Jest wspaniały, przystojny i szarmancki – polecała go koleżanka, za którą zresztą nie przepadała. – Szuka tej jedynej. I nigdy nie był żonaty… To prawdziwe ciacho!
I właśnie to ją niepokoiło.
„Skoro jest taki wspaniały, to dlaczego jest sam? Może to zboczeniec, który lubi zakuwać kobiety w kajdanki? Albo kompletny nieudacznik, który nie wie, gdzie ma penisa, chełpiąc się tym, że w ogóle się urodził?” Wolała nie zagłębiać się w te podejrzenia.
Dochodziła dziewiętnasta czterdzieści.
„Mogę się jeszcze wycofać. Zwyczajnie go wystawić. Przecież on mnie nie zna”. Przebierała nerwowo palcami po blacie stołu. Po chwili uznała, że to byłoby zwyczajne świństwo i tchórzostwo, które nie uchodzi kobiecie w jej wieku. Będzie symulowała silny ból brzucha i szybko się stamtąd ewakuuje, jeśli okaże się, że to randka bez przyszłości. Męcząca i żenująco przytłaczająca. Postanowiła pojechać swoim autem, przecież nie będzie piła na pierwszym spotkaniu – bo zwyczajnie nie wypada.
„A co, jeśli on jednak okaże się seksownym ciachem? Czy dać mu się przelecieć na pierwszej randce? Nie, to nie wchodzi w grę, co najwyżej na drugiej, ale tylko pod warunkiem, że będzie dobrze rokował na przyszłość”.
ON…
– Dlaczego właściwie chcesz się z nią spotykać? To pewnie jakaś stara panna. Nie lepiej poszukać kogoś konkretnego? – Po drugiej stronie telefonu dało się słyszeć męski, chropowaty głos.
– Widziałem ją na zdjęciu i kojarzę z widzenia. W końcu nasze Rajskie nie jest jakąś metropolią. Nie jest tak szczupła, jak lubię, ale coś w sobie ma. Dlatego założyłem się z Klarą, że ją bzyknę na pierwszej randce. Rozumiesz?
– Z kim się założyłeś? Z Klarą? Przecież to prawdziwa suka!
– Owszem, ale niezła w te klocki. Wie, co lubię. I sama to zaproponowała. Jest kierowniczką w hotelu, który praktycznie za chwilę przejmę po ojcu.
– Gratulacje. Ale tak na serio… Jeszcze cię bawią takie rzeczy, stary? Powinieneś się wreszcie ustatkować. Bawiliśmy się w to w liceum.
– Ja ustatkować? – zaśmiał się w głos. – Znasz mnie. Lubię kobiety. Spotykam się z nimi tylko w jednym celu. Bzykania, i to niezłego. I bez zobowiązań.
– Co zrobisz, jak przegrasz zakład? Twoje ego się chyba nie pozbiera.
– Ja nigdy nie przegrywam zakładu. I zawsze dostaję to, czego pragnę.
– A ja ci mówię, stary, że to się dla ciebie źle skończy. Kiedyś to cię znudzi i zostaniesz sam. Jak palec.
– Jestem sam z wyboru i dobrze mi z tym. No i zawsze jeszcze zostają dziwki.
– Bredzisz. Życie nie polega tylko na bzykaniu, czego się da. Ona cię szybko przejrzy i zostawi jeszcze w trakcie kolacji, zanim nawet zdążysz pomyśleć o jej cipce.
– Zazdrościsz mi, bo od lat robisz to tylko z żoną. Jak ja ci współczuję.
– Mów sobie, co chcesz. Ja przynajmniej mam się z kim pokłócić… Zmienisz zdanie, kiedy się zakochasz…
– Wolne żarty – zaśmiał się. – Nie zamierzam się zakochiwać.
– Na szczęście los bywa przewrotny…
– Nie wierzę w takie bajki – odparł, wskakując do wanny. Do dwudziestej została mu ponad godzina.
ONA I ON
Hotel Paradise był jednym z najpiękniejszych w Bieszczadach. A w każdym razie w Rajskim. Luksusowy, nowoczesny, otoczony zielenią. A teraz, zatopiony w śnieżnym puchu, wydawał się jeszcze wspanialszy. Zatrzymywali się w nim głównie turyści. Ela z przyzwyczajenia zaparkowała tam, gdzie zawsze, na miejscu dla personelu.
– Cholerka. Mogłam wyjechać wcześniej, ślisko jak nie powiem co… – marudziła pod nosem, aż w końcu wykaraskała się z samochodu. Owinięta w gruby szal w czerwoną kratę ruszyła przed siebie.
„Jestem już spóźniona…” Serce łomotało jej jak szalone. Niby jej nie zależało, a i tak dziwnie się denerwowała. Na dodatek poślizgnęła się na płytkach tuż przed samym wejściem i wywinęła przysłowiowego orła.
– Auu! – krzyknęła.
Leżała bezradnie tuż przed szklanymi drzwiami tak, że większość gości z recepcji widziała całą katastrofę. Zziajana z trudem zdołała usiąść na pupie. Wtedy ktoś uchylił drzwi i nachylił się nad nią.
– Cześć. Ty to zapewne Ela. – Mężczyzna podał jej rękę w pomocnym geście.
Z bolesną miną spojrzała w górę. Stało nad nią prawdziwe ciacho. W dodatku seksowne, takie do schrupania. Jej zaczerwieniona twarz wydała mu się zabawna.
– Jeszcze nic nie zrobiłem, a ty już leżysz przede mną, w dodatku rozkraczona – skwitował, patrząc na jej szeroko rozstawione nogi.
– Tak wyszło i faktycznie jestem Elżbieta. – Wyciągnęła do niego na wpół zgiętą rękę.
– Olivier – przedstawił się. – Może lepiej spróbuj wstać. Nic sobie nie złamałaś? – Patrzył na nią z ubolewaniem, starając się zachować klasę. Jej niebieskie oczy gapiły się na niego jak na święty obraz. W końcu zdołała wstać, czując, jak biodro boleśnie przypomina jej o swoim istnieniu.
– Chyba nie… – jęknęła. – Co za wstyd… – Spojrzała na niego z zażenowaniem.
– Każdemu mogło się zdarzyć, w końcu jest zima i bywa ślisko.
– Nie posypali solą. Ani piaskiem. Niczym… – Z irytacją otrzepywała płaszcz.
– Będzie trzeba wspomnieć o tym w recepcji… – Olivier uśmiechnął się pod nosem. – Zapraszam cię do środka. Nasz stolik już czeka…
– Stolik?
– Mamy randkę, tak? Czy coś przegapiłem?
Ela zatrzepotała rzęsami.
– No tak, mamy. – Spojrzała na niego zalotnie i zdjęła płaszcz. Od razu ocenił jej figurę.
„Rozmiar czterdzieści, ale ponętna, zwłaszcza w biuście…” Przeleciał po niej wzrokiem i powiesił jej płaszcz w szatni.
– Kojarzę cię… – Kiwał znacząco głową. Ela czuła na sobie intensywność jego spojrzenia.
– Tak? Ja ciebie wcale…
Przyglądał się jej badawczo. Bez euforii, ale z zainteresowaniem. Miała ładne rysy i małego piega na prawym policzku. Wydała mu się seksowna. Choć nie do końca w jego typie.
– Pójdę tylko do toalety – poinformowała, poprawiając jasną grzywkę. Czarna sukienka sięgająca kolan delikatnie opinała jej figurę. Zamek z lewej strony wydał mu się zmysłowy i zachęcający.
– Tylko wracaj szybko… – rzucił, przyglądając się, jak jej pełne pośladki przeskakują z lewa na prawo. Ten widok go podniecił. I choć zawsze gustował w szczuplejszych kobietach, to pełniejsze kształty właśnie zaczęły mu się podobać.
„Będzie łatwiej niż sądziłem… Czeka cię upojna noc Olivierze…” Z zadowolenia zatarł ręce, a potem podszedł do recepcji, upewniając się, że zamówiony pokój jest gotowy.
* * *
Tymczasem Ela walczyła w łazience z oklapniętą fryzurą i bolącym biodrem. Makijaż prezentował się nieźle, ale nie mogła przeboleć żenującego rozkraczenia na śniegu, i to już przy samym poznaniu.
„Ale odwaliłam szopkę… Najgorsze, że on wygląda naprawdę bosko…” – biła się z myślami, pudrując nerwowo nos. Uznała jednak, że nie czas na użalanie się nad tym, że to może być ten właściwy facet, a ona tak niekorzystnie wypadła już na samym wstępie. Wyszła z łazienki, a kiedy dostrzegła go czekającego na nią w fotelu, poczuła w brzuchu przyjemne mrowienie.
– Już jestem. – Stanęła przed nim, obserwując, jak się podnosi. Pachniał męsko i zmysłowo. Górował nad nią wzrostem, co jej bardzo pasowało. Ela lubiła silnych, rosłych mężczyzn.
– Wspaniale. Chodźmy zatem, nasz stolik już czeka.
– Przy wejściu powiedziałeś, że mnie kojarzysz. Chciałam spytać skąd? – dopytywała, gdy już usiedli przy stole.
Olivier wpatrywał się w jej kuszący dekolt. Wyobrażał sobie, jak pieści jej piersi, ssąc je i liżąc.
– Pytasz, skąd cię znam? – Zmarszczył czoło. – W zasadzie to znikąd. Chyba mi gdzieś mignęłaś na ulicy. Odniosłem takie wrażenie… Mam oko do ładnych kobiet.
– O, naprawdę? To pewnie ich sporo widujesz…
– Niekoniecznie. Ale ciebie zapamiętałem.
– Ciekawe… – Oparła dłoń o policzek. – Też tak czasem mam. Ale nie w twoim przypadku…
– Czyli chcesz powiedzieć, że raczej byś mnie nie zapamiętała?
– O, nie. Miałam na myśli, że po prostu wcześniej Cię nie widziałam.
– Albo… nie wpadłem ci na tyle w oko, byś nosiła mnie w pamięci…
Ela zmarszczyła czoło. Oceniała szybko jego wygląd. Szatyn, zielonooki, o pełnych wargach i klasycznym, prostym nosie. Szerokie brwi… mocna szczęka. Potencjalny dawca zdrowego nasienia.
– Jesteś typem silnego mężczyzny… – zaczęła, a po jego zaskoczonym spojrzeniu w mig uznała, że się zagalopowała.
– Szybka jesteś, czy już przechodzimy do oceny wizualnej? Bo, jeśli tak, to…
– Wybacz… Ja… po prostu dawno się z nikim nie spotykałam.
Olivier obrzucił ją ponętnym spojrzeniem.
– To o tobie tylko dobrze świadczy. Czym się martwisz? Chyba że chodzi o seks…
– O seks? – Wybałuszyła na niego oczy. – Chcę zamówić coś do picia… – Nabrała głęboko powietrza.
– Może coś mocniejszego? – Olivier dostrzegł u niej lekkie zaczerwienie na dekolcie. Ela podłapała jego soczyste spojrzenie. Zrobiło jej się gorąco.
– Nie powinnam, mam słabą głowę… Poza tym przyjechałam samochodem.
– Odwiozę cię. – Wyszczerzył zęby.
– Sama nie wiem… Dziwnie się czuję, bo…
– Pracujesz tu, wiem. Ale to chyba nie problem? Nikt nie będzie nam przeszkadzał.
– Skąd wiesz, że tu pracuję? Chyba jednak znasz mnie znacznie lepiej, niż twierdziłeś. – Spojrzała na niego podejrzliwie.
– Rajskie to mała miejscowość. Nie mów, że ty nie zasięgnęłaś o mnie języka…
– Nie, nie zasięgnęłam. Choć reklamowano cię jako niezłe ciacho – palnęła, po czym głośno zakaszlała.
– O… – zaśmiał się w głos – I co? Moje wymiary też ci podano? – Olivier wyglądał na rozbawionego.
– Nie. – Tym razem to Ela zachichotała. – Ale skoro jesteś tak wysoki i dobrze zbudowany, to tamto też pewnie masz… O, matko! – Zasłoniła usta ręką. – Przepraszam, chyba jednak się napiję… – Poczerwieniała jak wiśnia.
– No, no… już nalewam ci wina… A! I zamówiłem już dla nas steki, średnio wysmażone…
– Zamówiłeś? A kiedy?
– Wcześniej… zaraz będą.
– Cudnie, wszystko zawsze wcześniej planujesz?
– Przeważnie…
Ela przystawiła kieliszek do ust, a następnie go przechyliła.
– Smaczne… i mocne. – Zmrużyła oczy, lekko się krzywiąc.
– Wytrawne jest najzdrowsze. Pij.
– Zawsze rozkazujesz kobietom? I wybierasz za nie potrawy?
– Nie. Nie zawsze.
Obserwował, jak jego towarzyszka sączy kolejny łyk wina, a jej policzki delikatnie różowieją.
– Rozkazuję im tylko wtedy, kiedy same tego chcą… Kiedy mają ochotę i to je podnieca. – Przyznał, wpatrując się w nią wyzywająco.
Ela strzeliła wzrokiem na bok.
– Nie lubię steków, raczej nie jadam mięsa. Mogę zamówić sałatkę?
Olivier oblizał usta, nie spuszczając z niej wzroku.
– Zrobimy tak. Zjem dwa steki, bo jestem naprawdę głodny. A ty zamówisz sałatkę. Jaka ma być?
– Z tego, co pamiętam, serwujemy tu carpaccio z buraka z fetą…
– Wspaniały wybór. Kelner! – zwrócił się do młodego chłopaka czającego się w kącie. Ela go nie kojarzyła. – Poprosimy carpaccio i jeszcze jedną butelkę wina.
– Chyba jednak wolę półsłodkie… – stwierdziła, spoglądając mu w oczy. – Mówię tylko, co lubię…
– I dobrze. A ja znowu wyszedłem na niekulturalnego gbura… – Uśmiechnął się do niej zawadiacko.
– Pasuje do ciebie ta cała gburowatość…
– Coś takiego… Jeszcze żadna kobieta mi tego nie wyznała. Jesteś pierwsza… Choć nie wiem, czy uznać to za obelgę, czy za komplement…
– Powiedzmy, że poznaję twoją naturę… Może jeszcze czymś cię zaskoczę… – Ela po kilku solidnych łykach wina poczuła się swobodniej.
– Lubię, kiedy kobieta mnie zaskakuje… – Uwodził ją wzrokiem. – To bardzo obiecujące…
Nagle na salę wszedł kelner ze stekami i sałatką.
– Ale pachnie…
– Może jednak się skusisz? Wyglądają smakowicie…
– Dziękuję, ale zjem moje carpaccio…
Olivier łypał wzrokiem na to, jak Ela trzyma widelec, nakłada sałatkę i wkłada ją do ust. Wydało mu się to zmysłowe… Usta miała ponętne, ładnie zarysowane. Miał ochotę ich posmakować, poczuć ich słodkość…
– I jak? – zagadała, widząc, że on błądzi wzrokiem. – Chcesz spróbować mojej sałatki?
– Chcę… – O dziwo nadstawił się, wysuwając język.
Ela zaniemówiła, ale jednocześnie poczuła falę przyjemnego podniecenia. Widziała jego różowy język na swym ciele. Sprawiał jej rozkosz, której tak bardzo potrzebowała. Miała ochotę zatracić się w tym bez reszty… Oczami wyobraźni wyginała się w łuk, by tylko mógł ją głębiej i mocniej posiąść…
– To co będzie z tą sałatką? – Ela nagle usłyszała jego głos, z trudem powróciła do rzeczywistości. Oniemiała, widząc jego wciąż otwarte szeroko usta.
– Proszę… – Wsunęła mu kawałek buraka do ust. – I jak? Pyszny, prawda?
– Smakuje jak… – Delektował się chwilę, po czym stwierdził: – Burak…
Elę przytkało.
– Tylko tyle? Burak? Przecież to prawdziwa rozkosz…
– Znam wiele innych rozkoszy, i to o niebo lepszych. Zapewniam cię… – wyznał, podczas gdy ona sięgnęła po kieliszek.
– Mówisz zapewne o rozkoszach cielesnych, a ja o rozkoszach zmysłu i smaku, a także estetyki.
– Czyż to wszystko się cudownie nie łączy? – Tym razem to on nadział kawałek steka na widelec. – Idealnie wysmażony. – Oblizał palce.
Ela uśmiechnęła się pod nosem.
– Często umawiasz się na takie randki?
– Takie, czyli w ciemno, tak? – Jego spojrzenie wydało jej się napastliwe.
– Opowiedz mi coś o sobie. Co lubisz, co cię kręci? – Ela czuła, jak pod wpływem wina jej język swobodnieje i przestaje mieć nad nim kontrolę. Oparła się na łokciu. Dobrze czuła się w jego towarzystwie.
– Ty mnie kręcisz. – Oblizał się z apetytem. – Ale nie wiem, ile mogę ci wyznać na pierwszym spotkaniu.
– Nie zaciągniesz mnie do łóżka tak szybko. Wyczułam cię… – Pogroziła mu palcem i zaczęła się śmiać.
– A kto o tym mówi? – Olivier odłożył sztućce i przysunął swoje krzesło bliżej niej. – Powiedz, Elu, co ty lubisz? – zapytał, mimowolnie kładąc dłoń na jej udzie. Ela zadrżała, z zaskoczeniem czując, jak jej sutki się pobudzają.
– Co robisz? – Czuła jego zatracającą bliskość.
– Sprawdzam coś…
– Co takiego? – Spojrzała na niego czujnie. Poczuła na sobie jego magnetyczny wzrok.
– Jesteś bardzo… apetyczna…
Wtedy na salę ponownie wkroczył kelner.
– Czy mam państwu jeszcze coś podać?
– Muszę do toalety. – Ela wstała i nie czekając na odpowiedź, wymknęła się z restauracji.
– Przynieś jeszcze butelkę wina i niech nam nikt nie przeszkadza, rozumiesz?
– Oczywiście… – Kelner skłonił się usłużnie.
Olivier dokończył jeść steka, jednak Ela nie wracała.
– Co ona robi tak długo w toalecie? – wymamrotał do siebie. W końcu wstał, by to sprawdzić.
Kiedy znalazł się na korytarzu, Ela właśnie wychodziła z toalety.
– Już myślałem, że coś ci się stało.
Miała rumieńce jak ogień i uśmiech na twarzy.
– Mówiłam, że zaraz wracam. Martwiłeś się?
– Oczywiście. Wracamy?
– Mam ochotę potańczyć. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego w restauracji nie puszczają muzyki, przecież ktoś może chcieć w ten sposób spędzić czas. Czyż nie?
– Możliwe, że masz rację. Zaraz poproszę, by nam coś zagrano.
– Może Barbarę Streisand? Uwielbiam ją…
– Zatem będzie Barbara…
Olivier podszedł do recepcji. Kiedy ponownie usiedli przy stoliku pojawił się znajomy kelner z adapterem. Barbara zabrzmiała… Olivier wstał od stołu i zapraszającym gestem skinął na Elę.
– Czy pani tańczy?
– Nie mogłabym panu odmówić… – Podniosła się z krzesła i pozwoliła objąć się w talii. Przez chwilę oboje milczeli. W końcu Olivier spojrzał na nią. Delikatne, prawie niewidoczne zmarszczki pod oczami zdradzały jej wiek. Normalnie by mu to przeszkadzało, jednak teraz uznał, że są urocze.
– Nieźle tańczysz.
– Bo ty nieźle prowadzisz… – odparła, czując, jak blisko ich usta są od siebie. Niebezpiecznie blisko. Olivier faktycznie dobrze tańczył. Nauczył się tańca od swojego dziadka i od niego dowiedział się sporo o kobietach.
– Lubisz swoją pracę? Nigdy nie myślałaś o tym, by ją zmienić?
Ela czuła, jak Olivier zaczyna się do niej bardziej przytulać. Traciła grunt pod nogami, a w jej głowie bosko szumiało.
– W Rajskim nie ma sporego wyboru. Co innego mogłabym robić?
– A co lubisz poza pracą? – spytał, jednocześnie zjeżdżając niżej dłonią, która, jak gdyby nigdy nic, spoczęła na jej prawym pośladku. Ela głośno przełknęła ślinę, spinając tyłek, by wydawał się jędrniejszy.
– Co lubię? Poza pracą? – powtarzała za nim jak echo. – Wędrować po górach lubię… Właściwie, to kocham…
– Wiesz, że ja też? – Jego głos zabrzmiał gardłowo. Poczuła na sobie jego ciepły oddech. – Możemy czasem powędrować razem…
– Twoja ręka… – szepnęła czule.
– Co z nią?
– Jest na moim tyłku…
– Ach, nieznośna ręka… Ale czy to dla ciebie jest nieprzyjemne? Moja ręka na twojej pupie? Swoją drogą, jest niesamowicie podniecająca, gdy tak nią kołyszesz…
Ela zachichotała.
– Co? – Olivier spojrzał jej w oczy. – Nie podnieca cię to?
– Narzucasz za szybkie tempo… Ale faktem jest, że…
– Że? – Wyczekiwał jej odpowiedzi.
– Dawno się tak nie czułam… Z nikim tak blisko nie byłam… I już nie pamiętam, kiedy tańczyłam…
Teraz to Olivier się uśmiechnął.
– Podniecasz mnie… – wyszeptał jej do ucha. A wtedy Ela zmiękła do końca. Objęła go w pasie i wtuliła się w niego. Wyobrażała sobie, jak zdziera z niego spodnie i koszulę, jak ssie jego sutki, klepie po zmysłowym pośladku. Jak klęczy przed nim, obejmując ustami jego męskość.
– Dobrze się czujesz? Ela? – Olivier patrzył na jej opartą o ramię głowę i przymknięte oczy.
– Rozmarzyłam się… przepraszam…
Wydała mu się taka cudowna – uległa i przystępna. Nachylił się nad nią, by musnąć jej wargi, ale wtedy na salę wkroczył kelner, tym razem z deserami.
– Nic nie zamawiałem… – Olivier spojrzał na młodzieńca z zaskoczeniem.
– Wszyscy goście naszej restauracji na spotkaniu randkowym otrzymują desery firmowe. Zapraszam.
– Masz ochotę na coś słodkiego?
Ela skinęła głową. Jej rozmarzone, błędne spojrzenie do końca rozbiło Oliviera. Nie sądził, że pójdzie mu tak łatwo. Że tak szybko zdoła ją rozbudzić i oswoić.
– Mam ochotę… O, szarlotka i kolorowy drink…
– Uwielbiam patrzeć, kiedy się tak zachwycasz drobnostkami… – Olivier odgarnął jej grzywkę z czoła.
Ela podeszła do stolika. Szarlotka pachniała niesamowicie. Ale najbardziej kusił tęczowy drink. Kiedy po niego sięgała, bujała się jeszcze zmysłowo w letargu tanecznym, niezdarnie przechyliła kieliszek i większość drinka wylała sobie na dekolt.
– A niech to… Niezdara ze mnie… To chyba znak, że powinnam wracać do domu…
– Mowy nie ma! – Olivier sięgnął po serwetki. – Wytrzyj się. Mam pomysł.
– Ależ jestem niezgrabna… – Ela wycierała dekolt skropiony słodkim, pachnącym napojem.
– Zostaw to i chodź ze mną…
Pociągnął ją za sobą.
– Poczekaj, moja torebka!
Ela cofnęła się i zdjęła ją z krzesła.
– Zamówię taksówkę i pojadę się przebrać…
– Nic takiego nie zrobisz. Mam tu pokój. Pójdziemy tam i spokojnie się przebierzesz. Okej?
– Masz tu pokój? Sądziłam, że jesteś stąd…
– Bo jestem, ale to w niczym nie przeszkadza, prawda?
– I tak nie mam się w co przebrać. – Patrzyła na niego bezradnie.
Olivier zbliżył się do niej i przytulił.
– Jest tu basen z ciepłą wodą i jacuzzi… Zanim wrócimy z basenu, sukienka już wyschnie… Co ty na to?
– Przez głowę przebiega mi tylko jedna myśl… ale jej nie powiem na głos…
– Dlaczego?
– Bo stoimy w holu… a ja jestem mokra, jakkolwiek to brzmi…
Olivier zaśmiał się w głos.
– No to chodź ze mną…
Ela ruszyła za nim schodami. Na drugie piętro przecież nie opłaca się jechać windą.
Znała te korytarze, ale w pokojach nie bywała. Jako recepcjonistka nie miała takiej potrzeby ani konieczności. Jednak kiedy Olivier otworzył drzwi, zaniemówiła.
– Nie wiedziałam, że mamy tu takie salony…
Balkon z widokiem na las i góry poruszył jej serce.
– Zdejmij sukienkę, bo się przeziębisz… Pomóc ci?
– Poradzę sobie – odparła, zerkając ukradkiem na ogromne łóżko.
Ela pospiesznie zamknęła się w łazience. Kiedy Olivier usłyszał suszarkę do włosów, domyślił się, co może robić.
– Mogę? – Zerknął zza drzwi.
Biust Eli frywolnie falował w czarnym, koronkowym staniku. Na pupie tkwiły seksowne stringi, prześwitujące przez ciemne rajstopy. Na ten widok Olivier poczuł, jak jego męskość gwałtownie sztywnieje.
– Kiepsko mi idzie… – Odwróciła się do niego plecami.
– Pozwól, że ci pomogę – przejął stery, ale wciąż zerkał na jej piersi. – Musisz się ubrać, bo dłużej tego nie wytrzymam! – wydyszał jej po chwili w twarz, podał suszarkę i wyszedł z łazienki.
Ela pozostała w osłupieniu. Suszyła dalej i dalej, aż w końcu dekolt sukienki wysechł. Założyła ją i poprawiła fryzurę. Rumiana twarz śmiała się do niej z wielkiego lustra. W końcu zerknęła zza drzwi łazienki na salon. Olivier stał pod oknem i wpatrywał się w dal.
– Zrobiłam coś nie tak?
– Nie. Popatrz, jak tu pięknie.
Podeszła do niego.
– Wyszedłeś z ?azienki tak nagle? Wypi?am za du?o wina, wybacz? Zachowuj? si? jak? ? Nie doko?czy?a, poniewa? Olivier pochwyci? j? wp?? łazienki tak nagle… Wypiłam za dużo wina, wybacz… Zachowuję się jak… – Nie dokończyła, ponieważ Olivier pochwycił ją wpół i przyciągnął do siebie. Objął dłońmi jej twarz i zaczął całować. Ela początkowo próbowała go odepchnąć. Jego gwałtowność ją przestraszyła, jednak z każdą kolejną chwilą jego wargi zaczynały smakować coraz przyjemniej, a on całował łagodniej.
– Muszę złapać trochę powietrza… – dyszała. On uśmiechnął się pod nosem.
– Nieźle całujesz… i nosisz stringi…
– To też zauważyłeś? – Spuściła wzrok.
– Jak mógłbym nie dostrzec tak fantastycznego tyłeczka…
– Wiele kobiet tu przyprowadzasz? – spojrzała mu w oczy. Pragnęła usłyszeć prawdę, choć w głębi duszy bała się jej.
– Dlaczego pytasz?
– Chcę wiedzieć.
– To niczego nie zmieni, nie zmieni tego, że jesteś wspaniała. Jesteśmy tu razem i jest miło, a może być jeszcze przyjemniej…
Olivier próbował się do niej ponownie zbliżyć. Jednak Ela zaczęła się cofać. W końcu doszła do ściany, a wtedy nie mogła już się ruszyć.
– Chcę cię znowu pocałować, nie uciekaj…
Uniosła głowę. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Olivier z niecierpliwości zmarszczył czoło.
– Kogo tu, do licha, niesie?…
Kiedy otworzył drzwi, ponownie ujrzał znajomego kelnera.
– Mam państwa desery, które państwo zostawili, wychodząc z restauracji, i szampana w zestawie. Postanowiłem je dostarczyć… – oznajmił, po czym bez słowa wjechał wózkiem do pokoju i zostawił go na środku.
– Niczego więcej nie potrzebujemy. – Olivier wywrócił oczami.
– Rozumiem, oczywiście…
Kiedy zamknął za nim drzwi, zauważył, że Ela zniknęła znowu w łazience.
„Cholera, byłem tak blisko… Co ona tam znowu robi?”
– Ela? – Zapukał do drzwi. – Wyjdziesz?
– Cierpliwości. Zaraz przyjdę…
Zacierał ręce i czekał. Zaczynała mu się podobać, a co ważniejsze – kręciła go. Była odmienna. Spontaniczna i naturalna. I choć jeszcze tego nie rozumiał, tą odmiennością sprawiała, że zaczynał się nią interesować. Olivier otworzył szampana i rozlał go do kieliszków. Spojrzał na łóżko. Widział w nim siebie i wtulone w niego jej nagie, apetyczne ciało, i jej ciepłe spojrzenie utkwione w jego twarzy. Ela po chwili wychyliła się zza drzwi.
– Szampan? I szarlotka… nie dokończyliśmy jej…
– Proszę – Podał jej kieliszek wypełniony jasnymi musującymi bąbelkami. – Za co wypijemy?
– Za spotkanie?
– Za ciebie! Za naszą randkę. – Zbliżył się do niej i musnął jasne pasmo jej włosów, a potem zakręcił je sobie na palec. Wypił szampana i odstawił kieliszek.
– Wypij do dna. Jest dobry. Smakuje ci?
– Słodki, taki jak lubię.
Kiedy wypiła ponad połowę, zabrał jej kieliszek z ręki i odstawił.
– Podobasz mi się… bardzo…
Podszedł do niej, oblizując wargi.
– Olivier ja… to za szybko…
– Nie dla mnie – odparł. – Poza tym tylko rozmawiamy i dobrze się bawimy.
Ela spojrzała mu w oczy. Nie miała szczęścia do facetów. Nie potrafiła ich przejrzeć, dlatego często cierpiała. Żyła marzeniami o idealnym mężczyźnie, choć te fantazje co roku kurczyły się, krystalizując jej bolesną prawdę, a mianowicie, że ideałów nie ma. Nie ma i już! Gapiła się w jego rozochocone oczy, błyszczące jak nie wiadomo co.
– Chyba zjem tę szarlotkę.
Minęła go i podeszła do stolika. Bała się znowu cierpieć, choć jednocześnie żarliwie go pragnęła. Olivier dolał szampana do kieliszków. Przyglądał się jej, gdy spoglądała przez okno na las i góry.
– Chyba miałaś zjeść szarlotkę… – Zbliżył się do niej i podał talerz. Deser pachniał waniliowymi lodami, które powoli zatapiały ciasto.
– Tak naprawdę to nie mam na nią ochoty – wyszeptała. – Dolejesz mi szampana?
– Już to zrobiłem. Proszę.
Ela łapczywie sączyła słodki napój, a potem usiadła na łóżku. Miała lekkie zawroty głowy, ale czuła się z tym cudownie. Olivier przyglądał się jej z przyjemnością. Nagle zgasił górne światło, zostawiając tylko nocną lampkę przy łóżku. Włączył w telefonie nastrojową muzykę i zaczął się rozbierać. Rozmarzona Ela tego nie zauważyła. W tym czasie położyła się na środku łóżka z przymkniętymi oczami, nucąc sobie coś pod nosem. Nagi Olivier bez uprzedzenia położył się przy niej. Kiedy otworzyła oczy, przestraszyła się. A właściwie była na niego wściekła.
– Co ty sobie myślisz? Że się z tobą, ot tak, prześpię?
– Wiem, że masz na to ochotę, to żaden wstyd. Ja cię pragnę… A ty mnie nie? Daj spokój, jesteśmy dorośli…
Oburzona, zamachnęła się. Miała ochotę uderzyć go w twarz, ale on pochwycił jej dłoń. Trzymał ją, aż w końcu przysunął się do niej. Powoli przestawała się szamotać – opadała z sił. Spojrzała na niego. Był boski i zbudowany jak mało kto. Olivier wstał z łóżka, prezentując się jej w całej krasie.
– Ubierz się! – zażądała, odwracając się do niego plecami. W skroniach pulsowała jej krew, a z podniecenia ledwo nad sobą panowała. Jednak kobieca duma kazała jej walczyć i nie oddawać się zbyt łatwo.
„Tak go pragnę… niech to szlag…”
– Odmawiam – Rozłożył szeroko ręce w przyjaznym geście. – No chodź tu do mnie maleńka, nie opieraj się dłużej, przecież wiem, że ledwo nad sobą panujesz… Że jesteś wilgotna i gotowa, że możemy przeżyć razem coś wspaniałego… Naprawdę mi się podobasz… Uwierz mi…
– Jeśli mnie wykorzystasz, to powieszę cię za jaja – szepnęła z taką powagą, że przebiegł go dreszcz. W jej oczach dostrzegł dziką żądzę.
„Szlag z moją dumą, poszła się chrzanić, jak moja młodość i prowincjonalne marzenia. Bóg mi świadkiem, że nie umiem mu się oprzeć… I nie chcę tego dłużej robić…” _–_ biła się z myślami.
– Idziesz tu? Zaraz zrobię ci dobrze…
– Olivier, zamknij się wreszcie. I mnie pocałuj – poprosiła, kiedy w jednej chwili postawiła wszystko na jedną kartę. Od kilku dobrych lat z nikim się nie widywała. Kompletna posucha zapanowała w jej życiu, nie licząc krótkich flirtów, które spełzły na niczym. Za to on był prawdziwy, silny. Był z nią, tutaj. Pragnął jej. A jej kobiecość wilgotniała na samą myśl o tym, że zaraz ją posiądzie. Olivier szamotał się chwilę z zamkiem od sukienki, który zaciął się w połowie. Ela dostała ataku śmiechu, lecz jemu do śmiechu nie było.
– Poszukam nożyczek – stwierdził w desperacji.
– Oszalałeś? Po prostu ostro pociągnij!
– Za chwilę to ciebie ostro wezmę, wyskakuj wreszcie z tej kiecki – szeptał jej do ucha, aż czuła na karku jego gorący oddech. Po jej ciele przebiegały podniecające fale ekstazy. Kiedy uwolniła ciało z sukienki i rajstop, Oliver podziwiał jej kształtne biodra. Koronkowe stringi prawie nic nie zakrywały. Zdjął jej stanik. Jasne sutki sterczały z podniecenia. Brał je do ust i delikatnie pieścił. Ela z rozkoszy cicho jęknęła. Spojrzał na jej twarz, która wyrażała silne podniecenie i dzikość serca. Wtedy Ela otworzyła oczy i spojrzała na niego. Miał na czole krople potu, a jego źrenice pociemniały. Musnęła jego policzek. Był gorący i wilgotny. Ela czuła w sobie narastające podniecenie. Szumiało jej w głowie, nie tylko z powodu bąbelków. Olivier tak na nią działał, wyzwalając tłamszoną namiętność. Czuła gorąc jego ciała, siłę, i to, że jej pragnął. Całował jej piersi, zatapiając sutki w ustach. Ela wyginała się w zmysłowy łuk. Widok jej kremowej skóry dodatkowo go podniecał. Olivier zjechał językiem w okolice pępka. Kiedy zanurzył w nim język, jęknęła. Położył ręce na jej krągłych biodrach i zębami chwycił za stringi. Ściągnął je zdecydowanym ruchem, wyzwalając ją z czarnej koronki. Potem uklęknął przed łóżkiem i przysunął ją do siebie, zanurzając język w jej zmysłową, słodką kobiecość. Ela wiła się z rozkoszy. Olivier z trudem nad sobą panował. Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
– Co, u diabła?! – zasyczał.
Pukanie nie ustawało. Olivier owinięty zaledwie w ręcznik podszedł do drzwi.
– Ręczniki do wymiany. A papier toaletowy się panu nie skończył?
Olivier zgasił pokojówkę spojrzeniem.
– Mam wszystko i nic mi się nie skończyło. Czy coś jeszcze?
Kobieta wycofała się w milczeniu. Na dodatek, w sekundę później zadzwonił jego telefon.
„Co jest? Czy wszyscy się dziś zmówili?”
Ale to był jeden z tych ważnych telefonów służbowych, więc odebrał. Przysiadł na fotelu, nie dostrzegając spojrzenia leżącej na łóżku Eli. Może i dobrze, bo w szybkim czasie dotarło do niej: Co ona właściwie robi? Jak mogła mu tak szybko ulec?
Olivier rozprawiał o biznesach, zupełnie jakby jej tu nie było. W dodatku co chwilę śmiał się w głos. To ją rozdrażniło. Cały urok wieczoru i podniecenie zniknęły w niemal sekundę. Wyskoczyła z łóżka, zabrała swoją sukienkę i wpadła do łazienki. Spojrzała na swoje odbicie. Ta rumiana, rozochocona twarz. Och! Olivier wciąż dyskutował, gdy ona już ubrana wynurzyła głowę zza drzwi. Spojrzała na niego z rozczarowaniem. Nie chciała być jedną z jego kolejnych, szybkich zdobyczy. Słyszała tylko jego śmiech. Wtedy niepostrzeżenie wymknęła się z pokoju. Olivier sądził, że wciąż jest w łazience. W tym czasie Ela zeszła na dół do szatni i sięgnęła po płaszcz. Na szczęście dziś na portierni nie było nikogo znajomego. Zamówiła taksówkę i wymknęła się z hotelu po cichu jak myszka. Nie wiedziała, co Olivier naprawdę o niej myślał. To już nie miało znaczenia. Prawie uległa jego urokowi na pierwszej randce, odkrywając przed nim większość kart. Jak pewnie wiele jej poprzedniczek. Dojechała do domu, przygotowała sobie kąpiel, po czym weszła do wanny pełnej kolorowych, pachnących baniek mydlanych. Zamyślona walczyła z własnymi emocjami. Uciekła, ale wciąż go czuła. Jego zapach. Oddech. Szept. Dotyk… Wiedziała, że to się skończyło. Że go więcej nie zobaczy. Że podjęła słuszną decyzję. I cierpiała.
„Na nic nie licz, Elu, to był tylko zarąbisty facet, który cię prawie bzyknął. I tyle… Przygoda… Czy mogłaś liczyć na coś więcej? Nie…”
Nie mogła z nim zostać, wiedziała o tym. Wyszłaby na łatwą, a poranek byłby pewnie dla obojga kłopotliwy. On założyłby w pośpiechu spodnie i pod pretekstem pracy zniknąłby z jej pola widzenia. Wtedy czułaby się znacznie gorzej. A teraz siedzi w ciepłej kąpieli i analizuje każdy jego gest, dotyk, pocałunek…
„Byle do rana, bo oszaleję!”
_Koniec wersji demonstracyjnej._