- W empik go
Przystanek szkoła. Lena, teczka i niezwykła nagroda - ebook
Przystanek szkoła. Lena, teczka i niezwykła nagroda - ebook
Mimo że Lena obdarzona jest niezwykłym talentem plastycznym, nie potrafi uwierzyć w to, że jej prace mogłyby się komuś spodobać. W końcu jednak zdobywa się na odwagę i postanawia wystartować w szkolnym konkursie. Pech sprawia, że w ostatniej chwili gubi swoją teczkę z rysunkami. Czy gorączkowe poszukiwania przyniosą spodziewany efekt? Kto wygra konkurs? Czy warto za wszelką cenę walczyć o swoje? Odpowiedzi nie zawsze są takie oczywiste.
„Przystanek Szkoła” to seria książek o młodzieńczych perypetiach dzieci z jednej okolicy.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-150-9 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– O nie, tylko nie to… – Lena gorączkowo szukała w plecaku telefonu, by sprawdzić godzinę. Julka mogła mieć rację: zasiedziała się w świetlicy! Rok szkolny zaczął się dobre trzy tygodnie temu, a ona wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że od czwartej klasy sami muszą pilnować odjazdu autobusu.
– No co, na pierwszy rząd to nie masz co liczyć, trzeba się wykazać.
– Coś ty, nie o to chodzi. Spadam, Julka, muszę biec na autobus, może jeszcze zdążę! – spanikowała, widząc, która jest godzina. Szybko zebrała wszystkie swoje rzeczy i wybiegła, ile sił w nogach.
Szkolny korytarz nie był długi, ale Lena i tak się zdyszała, pędząc w kierunku szatni. W jednej ręce trzymała telefon, by kontrolować czas, w drugiej swój największy skarb – czarną teczkę. Ukrywała w niej swoje myśli, marzenia i fantazje, swój własny plastyczny świat. Za każdym razem, gdy zaczynała rysować lub nawet myśleć o rysowaniu, czas biegł inaczej. Jej ręka sama wiedziała, co robić, a każda kolejna kreska nadawała kompozycji kształtu – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Uwielbiała to, jednak w czasie rysowania totalnie zapominała o otaczającym ją świecie. Zupełnie jak dziś! Teraz musiała pędzić jak szalona, by zdążyć na autobus. Wiedziała, że jeśli go przepuści, nie będzie miała już czasu, żeby dokończyć to, co sobie zaplanowała.
– Lena, dziewczyno, bo mnie przewrócisz! – Kacper odchylił się w ostatniej chwili, gdy mijała go przy schodach.
– Sorry, lecę na autobus!
– Pójdziemy dziś na rower? – krzyknął za nią.
Mieszkał trzy domy od niej i spędzali razem dużo czasu. Julka często jej dokuczała, że z nich zakochana para. Mówiła, że wyprawi im ślub i ciągle robiła głupie miny na jego widok. Ależ to Lenę irytowało! Domyślała się jednak, że Julka robi to z zazdrości. Sama miała popołudniami tyle dodatkowych zajęć, że nie było opcji, żeby spotkać się z nią po szkole.
– Rower? Dzisiaj raczej nie, mam coś do zrobienia. Pa!
Lena chciała mieć w domu czas, by dokończyć swój ostatni rysunek. Tak bardzo marzyła o tym, by wziąć udział w szkolnym konkursie plastycznym! Niestety, już na samą myśl, że ktoś mógłby ją oceniać, paraliżował ją strach. Termin mijał jutro, pracę miała już prawie gotową, zostało jej jeszcze tylko kilka drobnych poprawek. Parę razy próbowała startować w różnych konkursach, ale zawsze w ostatniej chwili odpuszczała. Bała się, że ktoś mógłby się z niej śmiać. Tym razem męczyło ją jeszcze coś innego. Za nic w świecie nie chciała znowu czuć się tak okropnie jak ostatnio – gdy zrezygnowała z udziału, strasznie gnębiło ją to, że zawiodła samą siebie. A to było chyba jeszcze gorsze, niż jakby przegrała…
Zziajana, dotarła do szatni. W pośpiechu zmieniła buty, narzuciła kurtkę i wybiegła ze szkoły w stronę przystanku. Ostatnie trzydzieści metrów… Uff, autobus jeszcze stał. Pani Basia, opiekunka szkolna, rozglądała się dookoła. Chyba cały czas kogoś szukała.
– No jesteś, Lenka. Nie widziałam cię w świetlicy, myślałam, że pojechałaś wcześniej! – Ucieszyła się na jej widok. – Zawiąż buty, dziewczyno, bo się zaraz przewrócisz! I wsiadaj, musimy już ruszać – powiedziała, wchodząc do środka.
No tak, w tym pośpiechu Lena nawet porządnie nie zawiązała sznurówek. Zmęczona, oparła się o wiatę przystanku, po czym schyliła się w stronę swoich białych trampek. Zawsze w tym momencie przypominała jej się piosenka o myszkach, którą mama śpiewała jej jeszcze w przedszkolu, gdy uczyła ją sznurować buty. Dziewczynka wiązała wtedy wszystko, co wpadło jej w ręce, nawet wstążki we włosach Julki, choć ta pewnie za nic by się teraz nie przyznała, że nosiła kiedyś wstążki. Lena uśmiechnęła się na to wspomnienie i jednym susem wskoczyła do autobusu. Drzwi od razu się za nią zamknęły. Odetchnęła.
Niezłe tempo – pomyślała. Prawie jak u jakiegoś ścigacza z gier Kacpra. Wyobraziła sobie, że jest bohaterką takiej gry, a do jej skrzynki właśnie wpadają monety za dobrze wykonane zadanie.
Gdyby wiedziała, że jej bohaterka przeoczyła właśnie coś istotnego i za chwilę okaże się, że gra potoczy się w zupełnie innym kierunku…Autobus, jak zwykle o tej godzinie, był prawie pełny. Lena nie miała ochoty na rozmowy, więc skinęła tylko głową do kilku rozgadanych dziewczyn z sąsiedniej klasy i usiadła na miejscu tuż za kierowcą, żeby nie przeciskać się już dalej.
– Brawo, Lena! Dałaś radę! – zawołały do niej przyjaźnie siedzące dwa rzędy dalej Nadia i Lidka. Lena pomachała do nich z uśmiechem i odwróciła się, żeby trochę odsapnąć. Czekało ją idealne osiem minut jazdy, by dojść do pełni sił.
Trasę autobusu znała doskonale. Mogłaby zamknąć oczy, a i tak dokładnie wiedziała, na którym są zakręcie i jaki budynek mijają. Dziś jej wzrok od razu powędrował za okno. Nie mogła oderwać oczu od pojawiających się już jesiennych akcentów. Zaletą mieszkania poza miastem było to, że wszędzie dookoła było mnóstwo przyrody. Lasy, małe jeziorka, zabytkowe stare drzewa, pola pokrywające się różnego rodzaju kwiatami w zależności od pory roku. Dla kogoś takiego jak ona, kto uwielbia naturę i wszystko, co może być inspiracją do malowania, była to idealna okolica. I chociaż zdecydowanie wolała, gdy było ciepło i zielono, to przez dwa, trzy tygodnie w roku była zafascynowana jesienią, głównie ze względu na ilość barw. Świat wyglądał wówczas jak namalowany. Zastanawiała się nieraz, co ma więcej kolorów: jesienny pejzaż czy pudełko jej wyjątkowych kredek Faber-Castell, które dostała od mamy na urodziny i które były jej największym skarbem. Rzadko brała je ze sobą do szkoły. Chyba bała się, że inne dzieci będą chciały je od niej pożyczyć, a nie bardzo miała na to ochotę. Owszem, lubiła się dzielić różnymi rzeczami z przyjaciółkami, jednak te kredki były na tyle wyjątkowe, że wolała, by leżały bezpieczne w domowej szufladzie i czekały tylko na nią.
– Pani Zosia mówiła, że bardzo jej się podoba i że jestem bardzo zdolna.
Głośna rozmowa koleżanek siedzących z tyłu wyrwała Lenę z zamyślenia. Rozpoznała głos Nadii, która nigdy nie przejmowała się otoczeniem i zachowywała się tak, jakby oprócz niej w autobusie nikogo nie było. Lenę irytował jej sposób bycia – pewnie dlatego, że sama była zupełnie inna. Nigdy nie chciała sprawiać innym kłopotu i wolała zostać niezauważona niż skrytykowana. – Ja też uważam, że poszło mi świetnie, więc nie ma opcji, w tym roku muszę wygrać.
Aha – pomyślała Lena – pewnie chodzi o konkurs.
No tak, nie mogła oczekiwać, że nikt oprócz niej się nie zgłosi. Od dwóch tygodni było o tym głośno w szkole. Nawet mama mówiła, że na zebraniu pani Kinga, ich wychowawczyni, prosiła rodziców, by zachęcili swoje dzieci do wzięcia udziału w konkursie. Mama pytała, czy Lena ma na to ochotę, ale ona wzruszyła tylko ramionami i zmieniła temat. A potem mama chyba zapomniała, więc sprawa sama ucichła.
– Fajnie byłoby wygrać – ciągnęła temat Nadia. – Wszyscy by mi pewnie zazdrościli. Myślisz, że Kuba by się wtedy we mnie zakochał? No wiesz, jednak byłabym sławna! – Lena przewróciła oczami. Jak widać, Nadia miała swój konkretny cel, dla którego chciała wygrać konkurs.
W takim razie, powodzenia – pomyślała Lena, odwracając się do okna. Nie ma się co przejmować innymi, lepiej skupić się na własnych sprawach – wmawiała sobie, a przynajmniej próbowała.
Zastanawiała się, ile będzie jeszcze potrzebowała dziś czasu, żeby dokończyć swój rysunek. Przymknęła oczy, by lepiej go sobie wyobrazić. Na pewno trzeba dopracować tło, rozmycia ciągle nie były płynne. I może warto poprawić ubranie głównej postaci. Pomyślała, że skoro wysiada dopiero na następnym przystanku, to jeszcze zdąży sprawdzić, jak to faktycznie wygląda. Otworzyła oczy, by sięgnąć do swojej teczki i… zwątpiła. Nie miała jej… Nie miała czarnej teczki! Gorączkowo rozejrzała się dookoła. Nigdzie jej nie zauważyła. Jak to możliwe?
Tylko spokojnie. Przecież brałam ją ze świetlicy – myślała gorączkowo. A z szatni? Czy na pewno? Chyba tak. Przecież z nią biegłam… Tak mi się wydaje. A na przystanku? Nie wiem, czy ją tam miałam…
Lena niczego nie była już pewna. Nie pomagała też presja czasu. Autobus właśnie dojeżdżał na miejsce i dziewczynka musiała się zbierać do wyjścia. Serce waliło jej jak oszalałe. Zajrzała jeszcze pod siedzenie, ale teczki nigdzie nie było.
– Ulica Morelowa, kto wysiada? – pani Basia zwróciła się do dzieci. – Lenka, czy przypadkiem nie czas na ciebie? Żebyś i teraz się nie spóźniła. – Kobieta puściła oko do dziewczynki.
Lena wstała bez słowa, bezwiednie kiwając głową w kierunku pani Basi. Nie bardzo wiedziała, co się dzieje. Autobus się zatrzymał. Podeszła do drzwi, odwracając się jeszcze raz za siebie. Ostatni rzut oka – i nic. Zeskoczyła po stopniach prosto na przystanek. Kolorowe liście tańczyły tuż koło niej na wietrze, jednak ona myślami była zupełnie gdzie indziej. Co teraz? Gdzie jej czarna teczka? Wyglądało na to, że czeka ją zupełnie inne popołudnie niż to, które sobie wcześniej zaplanowała…