Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przytul się do mnie. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 września 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przytul się do mnie. Tom 1 - ebook

Ile jesteś w stanie poświęcić, by być z kimś, kto jest ci pisany?

„Ból był nie do zniesienia, ale nie mogłam się zatrzymać. Musiałam uciekać, bo inaczej on by mnie znalazł. Biegnąc ulicą, spojrzałam za siebie. Byłam przerażona i samotna. Wokół panowała ciemność, krople deszczu uderzały mnie po twarzy. Nie było czasu, żeby się zatrzymać ani pomyśleć.

Nazywam się Rory Sinclair. Noc, kiedy zostałam brutalnie napadnięta, na zawsze zmieniła moje życie. Pewien mężczyzna, Ian Braxton, postawił sobie za cel uratować mnie, wyleczyć i pokazać świat, który wcześniej istniał tylko w mojej wyobraźni. Ian Braxton daleki jest od ideału. To arogancki egocentryk, gardzący innymi. Kobieciarz i milioner. Bardzo łatwo go znienawidzić, ale równie trudno mu się oprzeć.

Pochodzimy z dwóch różnych światów. Jednak kiedy się ze sobą zderzyły, jego demony stały się moimi, a moje jego”.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-5647-8
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wszyst­kim fa­nom mo­ich po­wie­ści.
Bez Was ta książka ni­gdy by nie po­wstała.

Mam na­dzieję, że hi­sto­ria Iana i Rory sprawi Wam

tyle samo przy­jem­no­ści, ile mia­łam ja, gdy ją pi­sa­łam!

Mi­łej lek­tury!

Mi­łość

On nie jest ide­alny. Ty też nie i ni­gdy nie bę­dzie­cie. Ale je­śli po­trafi cię cza­sem roz­śmie­szyć, spra­wić, że po­my­ślisz, za­nim coś zro­bisz, i przy­zna, że jest tylko czło­wie­kiem i może po­peł­niać błędy, trzy­maj się go i daj mu z sie­bie wszystko. Nie bę­dzie de­kla­mo­wał ci wier­szy i nie myśli o to­bie w każ­dej se­kun­dzie dnia, ale po­da­ruje ci cząstkę sie­bie, którą mo­żesz zła­mać. Nie krzywdź go, nie próbuj go zmie­nić i nie ocze­kuj wię­cej, niż może ci dać. Nie ana­li­zuj. Uśmie­chaj się, gdy cię uszczę­śli­wia, krzycz, kiedy cię de­ner­wuje, i tę­sk­nij, kiedy go nie ma. Ko­chaj mocno, kiedy jest mię­dzy wami mi­łość. Bo ide­alni fa­ceci nie ist­nieją, ale za­wsze znaj­dzie się taki, który jest twoim ide­ałem.

Bob Mar­ley

Za­ko­chałem się w jej od­wa­dze, szcze­ro­ści i ogrom­nym sza­cunku do sa­mej sie­bie. I w te rze­czy wła­śnie wie­rzę, na­wet je­śli cały świat bę­dzie po­dej­rzewał, że nie jest tym, kim po­winna być. Ko­cham ją, i to jest po­czą­tek wszyst­kiego.

F. Scott Fit­zge­rald

Roz­dział 1

Ból był nie do znie­sie­nia, ale nie mo­głam się za­trzy­mać. Mu­sia­łam ucie­kać, bo ina­czej on by mnie zna­lazł. Bie­gnąc ulicą, spoj­rza­łam za sie­bie. By­łam prze­ra­żona i sa­motna. Wo­kół pa­no­wała ciem­ność, kro­ple desz­czu ude­rzały mnie po twa­rzy. Nie było czasu, żeby sta­nąć ani po­my­śleć. Prze­mo­czone buty chlu­po­tały w ka­łu­żach, gdy szłam przez słabo oświe­tlone ulice. Mi­ja­jący mnie lu­dzie dziw­nie mi się przy­glą­dali. Przy­ci­ska­łam rękę do boku, czu­jąc pul­su­jący ból. Za­krę­ciło mi się w gło­wie i za­trzy­ma­łam się w bocz­nej alejce. Usia­dłam, opie­ra­jąc się o ścianę. Za­czę­łam szybko od­dy­chać. Pod­nio­słam rękę, żeby obej­rzeć ją w bla­dym świe­tle. Jęk­nę­łam na wi­dok krwi, która za­częła ka­pać na zie­mię. Trzę­słam się i czu­łam, że za chwilę stracę przy­tom­ność, ale mu­sia­łam iść da­lej. Wsta­łam i opar­łam się o ścianę. Przy­ci­snę­łam rękę do boku i wy­szłam z alejki.

Za­czę­łam so­bie przy­po­mi­nać, w jaki spo­sób się tu zna­la­złam. Sza­mo­ta­nina, wście­kłość, wy­raz jego twa­rzy, któ­rego ni­gdy nie za­po­mnę, i nóż wbity w mój bok. Chod­nik za­wi­ro­wał, ból na­ra­stał. Nie wie­dzia­łam, gdzie je­stem ani do­kąd idę, aż w końcu wpa­dłam na ja­kie­goś fa­ceta i osu­nę­łam się w jego ra­miona.

– Hej, pa­nienko. Wszystko w po­rządku?

Nie mo­głam wy­do­być z sie­bie głosu i za­czę­łam osu­wać się na zie­mię. Czu­łam, jak wziął mnie za rękę, pod­niósł i za­niósł na tylne sie­dze­nie sa­mo­chodu.

– Co to ma, do dia­bła, zna­czyć, Jo­shua? – Usły­sza­łam czyjś ni­ski głos.

– Ona jest ranna i po­trze­buje po­mocy. Wy­gląda na to, że do­stała no­żem.

– Za­dzwoń do dok­tora Gra­hama i po­wiedz mu, co się stało. Niech przy­je­dzie do domu.

– Może po­win­ni­śmy ją za­wieźć na po­go­to­wie?

– Do domu do­je­dziemy szyb­ciej. Jedź.

Męż­czy­zna ob­jął mnie ra­mie­niem i po­ło­żył na swo­ich ko­la­nach. Po­czu­łam, jak kła­dzie mi rękę na ra­nie, i wzdry­gnę­łam się, gdy prze­szył mnie ból.

– Spo­koj­nie, za­raz się tobą zaj­miemy – po­wie­dział ni­skim gło­sem. – Kto ci to zro­bił?

Pró­bo­wa­łam na niego spoj­rzeć, ale wi­dzia­łam tylko ciem­ność. Po­woli za­mknę­łam oczy, aż po­czu­łam na bro­dzie silny uścisk jego dłoni.

– Zo­stań ze mną. Nie za­my­kaj oczu, mu­sisz być przy­tomna.

– Nie… nie mogę – wy­szep­ta­łam.

Wziął mnie pod brodę i prze­su­nął moją głowę w prawo i w lewo.

– Mo­żesz i bę­dziesz. To nie prośba, to roz­kaz. Ro­zu­miesz?

Za­nim się obej­rza­łam, sa­mo­chód za­trzy­mał się i ktoś otwo­rzył drzwi. Męż­czy­zna wy­cią­gnął mnie z wozu i za­niósł na górę.

– Po­łóż ją tu­taj, Ian, i po­zwól mi się nią za­jąć. – Usły­sza­łam ko­lejny mę­ski głos.

– Wyj­dzie z tego? – za­py­tał ni­ski głos.

– Zro­bię, co będę mógł, ale wy­gląda na to, że stra­ciła sporo krwi – od­parł, roz­ci­na­jąc mi ko­szulę.

Pró­bo­wa­łam sku­pić się na tym, co się działo, ale nie mo­głam. Po­kój za­wi­ro­wał, twa­rze się roz­ma­zały, a ja chcia­łam je­dy­nie za­mknąć oczy. Po­czu­łam ukłu­cie, i to była ostat­nia rzecz, jaką za­pa­mię­ta­łam.

Po­woli otwo­rzy­łam oczy i od razu za­uwa­ży­łam ogromne łóżko, w któ­rym le­ża­łam. Po­ściel była przy­jemna, a po­duszka miękka. Wi­dzia­łam piękny zie­lony ma­te­riał udra­po­wany mię­dzy czte­rema mi­ster­nie rzeź­bio­nymi słu­pami łóżka.

– Nie śpisz – po­wie­dział męż­czy­zna o ni­skim gło­sie, wcho­dząc do po­koju.

– Gdzie ja je­stem? – wy­szep­ta­łam.

Wszedł do środka i usiadł na brzegu łóżka.

– Je­steś w moim domu.

– Co się ze mną stało? – za­py­ta­łam, bo ni­czego nie pa­mię­ta­łam.

– Może za­czniesz od tego, że po­wiesz mi, jak masz na imię? – Usiadł na łóżku i na­chy­lił się nade mną.

Spoj­rza­łam w jego błę­kitne oczy i po­wie­dzia­łam:

– Rory. Mam na imię Rory.

– Rory? – za­py­tał ze zdu­mie­niem.

– To skrót od Au­rory – od­par­łam.

– Miło mi cię po­znać Rory. Je­stem Ian Bra­xton – po­wie­dział, wsta­jąc i na­le­wa­jąc mi szklankę wody. – Na­pij się.

Unio­słam głowę, kiedy przy­sta­wił mi szklankę do ust. Czu­łam w boku pul­su­jący ból, który przy­po­mniał mi o tam­tej okrop­nej nocy.

– Grzeczna dziew­czynka. A te­raz po­wiedz mi, kto cię skrzyw­dził? – za­py­tał.

Od­wró­ci­łam wzrok, bo nie mia­łam za­miaru opo­wia­dać mu o swo­ich pro­ble­mach. W końcu był zu­peł­nie ob­cym fa­ce­tem, mimo że mi po­mógł.

– Jak długo spa­łam?

– Ja­kieś dwa dni. Za­py­tam cię raz jesz­cze. Kto ci to zro­bił i dla­czego?

– Nie wiem – skła­ma­łam.

– Kła­miesz – po­wie­dział. – Nie lu­bię lu­dzi, któ­rzy kła­mią.

– A ja nie lu­bię lu­dzi, któ­rzy są wścib­scy i my­ślą, że mu­szą wszystko wie­dzieć.

Uniósł brew.

– Hm – mruk­nął, wpa­tru­jąc się we mnie. – Do­brze, Au­roro. Po­wiesz mi, kiedy przyj­dzie czas. – Wstał z łóżka i ru­szył w stronę drzwi. Po­ło­żył rękę na okrą­głej klamce, ale za­nim ją prze­krę­cił, od­wró­cił się w moją stronę. – Oca­li­łem ci ży­cie i je­steś mi coś winna. Tak to działa. Zro­bi­łem coś dla cie­bie, a ty zro­bisz coś dla mnie.

Wy­szedł z po­koju i za­mknął za sobą drzwi. Pró­bo­wa­łam usiąść, ale ból był nie do znie­sie­nia. Kiedy za­mknę­łam oczy, wi­dzia­łam tylko jego, wy­raz jego twa­rzy i nóż wbity w moje ciało. Od­wró­ci­łam głowę i spoj­rza­łam w duże okno. Okna bal­ko­nowe, które pro­wa­dziły na ze­wnątrz, były piękne. Ale je­dyne, co wi­dzia­łam z mo­jej po­zy­cji, to błę­kitne niebo. Nie mia­łam po­ję­cia, gdzie je­stem, poza tym, że dom na­le­żał do męż­czy­zny, który na­zy­wał się Ian Brax­ton. Sek­sow­nego męż­czy­zny. Męż­czy­zny, który miał ja­kieś metr osiem­dzie­siąt cen­ty­me­trów wzro­stu, ja­sno­brą­zowe włosy i błę­kitne oczy, przy­po­mi­na­jące wi­doczne za oknem niebo. Lekki gry­mas na twa­rzy do­da­wał mu tylko uroku. Ni­gdy nie za­po­mnę jego głosu. Ni­ski, głę­boki, nie­zno­szący sprze­ciwu, już na za­wsze po­zo­sta­nie w mo­jej pa­mięci. Je­dyny głos, jaki sły­sza­łam, gdy by­łam prze­ra­żona, ranna i opusz­czona. Czu­łam, że po­wieki ro­bią mi się cięż­kie, ale kiedy je za­mknę­łam, usły­sza­łam lek­kie skrzyp­nię­cie drzwi. Otwo­rzy­łam oczy i uj­rza­łam sto­ją­cego nade mną Iana.

– Mu­sisz wziąć an­ty­bio­tyk – po­wie­dział.

– An­ty­bio­tyk? Na co?

– Żeby nie wdała się in­fek­cja. Pa­mię­tasz może, co to był za nóż?

Za­mknę­łam oczy i za­miast ciem­no­ści uj­rza­łam dłu­gie ostrze, które trzy­mał w dłoni, gdy mnie dźgnął. Otwo­rzy­łam oczy, czu­jąc pul­su­jący ból w ra­nie.

– Wszystko w po­rządku, Au­roro?

– Nic mi nie jest – rzu­ci­łam, od­wra­ca­jąc wzrok.

– Chcesz mi coś po­wie­dzieć?

– Nie. Co niby mia­ła­bym ci po­wie­dzieć?

Ian usiadł na brzegu łóżka i wpa­try­wał się we mnie.

– Nie po­wie­dzia­łaś mi, jak masz na na­zwi­sko – przy­po­mniał, wy­cią­ga­jąc rękę z dużą czer­woną pi­gułką.

Kiedy chcia­łam wziąć pi­gułkę, za­ci­snął dłoń na mo­jej ręce.

– Nie masz po­wodu, by się mnie oba­wiać. Ze mną je­steś bez­pieczna, ale mu­sisz mi za­ufać.

Po­ki­wa­łam głową, a on uśmiech­nął się lekko, otwie­ra­jąc dłoń, bym mo­gła wziąć pi­gułkę. Po­dał mi szklankę wody. Wsu­nę­łam ta­bletkę do ust i po­łknę­łam ją.

– Sinc­lair. Na na­zwi­sko mam Sinc­lair – przed­sta­wi­łam się. – A na imię mam Rory. Nie­na­wi­dzę imie­nia Au­rora, więc pro­szę na­zy­waj mnie Rory.

Ką­ciki jego ust unio­sły się lekko.

– Pew­nie umie­rasz z głodu. Po­pro­szę ku­cha­rza, żeby coś ci przy­go­to­wał. Co lu­bisz jeść?

– Nie je­stem głodna – po­wie­dzia­łam, wy­glą­da­jąc przez okno.

– Nie­ważne, czy je­steś głodna, czy nie. Mu­sisz jeść.

Za­czy­nał mnie de­ner­wo­wać. Chcia­łam zo­stać sama.

– Mo­żesz mnie po pro­stu zo­sta­wić? – za­py­ta­łam po­iry­to­wa­nym gło­sem.

– Do­brze. Na ra­zie cię zo­sta­wię. Ale nie myśl, że już z tobą skoń­czy­łem.

Wstał i wy­szedł. O co mu cho­dziło? Wy­glą­dało na to, że miał bzika na punk­cie kon­troli. Gdyby nie był tak cho­ler­nie przy­stojny, bez pro­blemu mo­gła­bym się mu oprzeć. Ach Rory, za­po­mnij o tym, upo­mnia­łam samą sie­bie. Ktoś taki jak on ni­gdy nie za­in­te­re­suje się kimś ta­kim jak ja. Ja­kąś go­dzinę póź­niej męż­czy­zna w bia­łej ko­szuli, czar­nych spodniach i czepku ku­cha­rza przy­niósł mi tacę z mi­ską zupy i chle­bem.

– To dla pani, panno Rory. Przy­go­to­wa­łem do­mowy ro­sół z ma­ka­ro­nem i do­mowy chleb. Wszystko, czego pani po­trze­buje, jest na tacy – po­wie­dział, sta­wia­jąc tacę na mo­ich ko­la­nach.

W po­wie­trzu uniósł się za­pach ro­sołu.

– Dzię­kuję. Pach­nie wspa­niale.

– Bar­dzo pro­szę. Gdyby cze­goś pani po­trze­bo­wała, pro­szę tylko na­ci­snąć przy­cisk, a dzwo­nek ode­zwie się w kuchni – po­in­for­mo­wał.

– Dzię­kuję. Jak ma pan na imię?

– Na­zy­wam się Char­les, pro­szę pani – po­wie­dział i wy­szedł z po­koju.

Pa­trząc na uno­szącą się z ta­le­rza parę, wzię­łam łyżkę i za­czę­łam nią mie­szać w mi­sce. Nie­na­wi­dzi­łam ro­sołu i mia­łam ku temu po­wody, ale by­łam głodna, a po­nie­waż nie po­wie­dzia­łam, co lu­bię jeść, Char­les po­my­ślał, że ro­sół bę­dzie do­brym roz­wią­za­niem. Pod­nio­słam łyżkę do ust i po­dmu­cha­łam, żeby ostu­dzić zupę. Nie była zła. Je­stem pewna, że była fe­no­me­nalna, ale po­nie­waż nie­na­wi­dzi­łam ro­sołu, mo­głam je­dy­nie stwier­dzić, że nie była zła. Ba­łam się tego miej­sca. Ba­łam się jego. Po­wie­dział, że mogę mu za­ufać, ale nie ufa­łam już ni­komu.

Roz­dział 2

Mu­sia­łam wziąć prysz­nic. Ro­zej­rza­łam się po po­koju i do­strzeg­łam drzwi do ła­zienki. Ostroż­nie opu­ści­łam nogi i po­sta­wi­łam je na pod­ło­dze. Przy­ci­snę­łam rękę do zra­nio­nego boku i wsta­łam z łóżka. Chwilę sta­łam w miej­scu i cze­ka­łam, aż miną za­wroty głowy. Wol­nym kro­kiem ru­szy­łam w stronę ła­zienki i za­trzy­ma­łam się przed ol­brzy­mim lu­strem, które stało w rogu. Moje dłu­gie, brą­zowe włosy były splą­tane i prze­tłusz­czone, a brą­zowe oczy za­pad­nięte. Wy­glą­da­łam tak, jak­bym nie spała od kilku dni. Moja ja­sna skóra wy­da­wała się po­sza­rzała i wy­glą­da­łam jak kupa nie­szczę­ścia. Nie mia­łam po­ję­cia, skąd wzięła się nocna ko­szula, którą mia­łam na so­bie, ale była ładna. Się­ga­jąca do ko­stek sa­ty­nowa ko­szula z ko­ronką była je­dyną rze­czą, która od­róż­niała mnie od osoby bez­dom­nej. Ro­ze­śmia­łam się w du­chu, po­nie­waż tak na­prawdę by­łam bez­domna. We­szłam do ol­brzy­miej ła­zienki, która była więk­sza niż moje po­przed­nie miesz­ka­nie, i opu­ści­łam ra­miona ko­szuli, po­zwa­la­jąc jej opaść na pod­łogę. Ostroż­nie zdję­łam ban­daż, który za­kry­wał skutki tam­tej okrop­nej nocy. Po­czu­łam mdło­ści na wi­dok rany, która już na za­wsze miała szpe­cić mój prawy bok. Znowu za­częło mi się krę­cić w gło­wie, więc usia­dłam na to­a­le­cie, cze­ka­jąc, aż za­wroty miną. Czy będę w sta­nie wziąć prysz­nic? Po­woli wsta­łam z to­a­lety, od­krę­ci­łam kran pod prysz­ni­cem i we­szłam do środka. Prze­je­cha­łam ręką po be­żo­wej mar­mu­ro­wej ścia­nie i spoj­rza­łam na prze­szklone trzy­skrzy­dłowe drzwi. Gdyby ktoś wszedł do środka, zo­ba­czyłby mnie cał­kiem nagą. W środku były półki, na któ­rych stały żele pod prysz­nic, szam­pony, od­żywki, ma­szynki do go­le­nia, gąbki i pe­eling do ciała z mor­skiej soli. Kiedy pró­bo­wa­łam umyć włosy, na­gle usły­sza­łam za drzwiami czyjś głos.

– Ja­kim cu­dem udało ci się wejść pod prysz­nic? Wiem, że nie mo­żesz umyć so­bie wło­sów. Je­stem pe­wien, że gdy uno­sisz ręce, ból jest nie do znie­sie­nia.

Miał ra­cję. Ból był nie­zno­śny.

– Nic mi nie jest.

– Wcale nie. Nie po­win­naś być tam sama. A co je­śli się prze­wró­cisz albo stra­cisz przy­tom­ność?

– Nic mi nie jest.

– Au­roro, prze­stań! Wcho­dzę do środka, żeby ci po­móc.

– Po moim tru­pie! Nie waż się otwie­rać tych drzwi! – krzyk­nę­łam.

– To owiń się ręcz­ni­kiem. Po­zwól mi cho­ciaż umyć ci włosy.

– To po­proś jedną ze swo­ich słu­żą­cych.

– Wszyst­kie już wy­szły na noc.

Wzię­łam głę­boki wdech, a po­nie­waż mu­sia­łam umyć włosy, nie mia­łam wy­boru. Mu­sia­łam po­zwo­lić mu wejść i mi po­móc. Otwo­rzy­łam drzwi od prysz­nica i wy­su­nę­łam głowę, się­ga­jąc po ręcz­nik. Owi­nę­łam go wo­kół ciała, sy­cząc z bólu, gdy ręcz­nik do­tknął rany.

– Do­bra, za­kry­łam się. Mo­żesz wejść.

Otwo­rzył oczy i spoj­rzał na mnie, od­pi­na­jąc gu­ziki od ko­szuli.

– Co ty ro­bisz?

– Zdej­muję ko­szulę, żeby się nie zmo­czyła.

Od­piął ostatni gu­zik, zsu­nął ko­szulę i po­ło­żył ją na szafce. Nie mo­głam prze­stać się na niego ga­pić. Wi­dzia­łam przed sobą mu­sku­lar­nego fa­ceta. Każdy mię­sień w jego ciele był wy­raź­nie wi­doczny, po­dob­nie jak ka­wa­łek sli­pek wy­sta­ją­cych z ni­sko opusz­czo­nych spodni. Prze­je­cha­łam wzro­kiem po ide­al­nie umię­śnio­nych, sil­nych ra­mio­nach. Czu­łam je tam­tej nocy, kiedy niósł mnie po scho­dach.

– Po­doba ci się, to co wi­dzisz? – uśmiech­nął się.

Chrząk­nę­łam z za­kło­po­ta­niem.

– Ja­sne. A te­raz, czy mo­żesz mi po­móc?

Pod­szedł bli­żej, otwo­rzył drzwi i po­pro­sił o szam­pon.

Po­da­łam mu bu­telkę, a on wy­ci­snął nie­wielką ilość płynu i za­czął myć mi włosy. Za­mknę­łam oczy, czu­jąc jego silne dło­nie ma­su­jące mi głowę. Po­czu­łam w brzu­chu ła­sko­ta­nie, a serce za­częło mi ło­mo­tać. Kiedy skoń­czył, się­gnął po słu­chawkę od prysz­nica i za­czął spłu­ki­wać pianę. Sta­łam tam w prze­mo­czo­nym ręcz­niku, roz­ko­szu­jąc się tym, co ro­bił mi zu­peł­nie obcy fa­cet.

– Po­daj mi od­żywkę. Kiedy ją spłu­czę, mo­żesz się umyć. Chyba że wo­lisz, że­bym ja to zro­bił?

– Nie, mogę się sama umyć – po­wie­dzia­łam, po­da­jąc mu od­żywkę.

Spłu­kał mi włosy, za­mknął drzwi od prysz­nica i wy­szedł z ła­zienki. Skoń­czy­łam brać prysz­nic i znowu po­czu­łam się jak czło­wiek. Się­gnę­łam po su­chy ręcz­nik, owi­nę­łam się nim i otwo­rzy­łam drzwi. By­łam za­sko­czona, wi­dząc Iana sie­dzą­cego na brzegu łóżka.

– Je­zus, my­śla­łam, że już wy­sze­dłeś.

– Na imię mam Ian, nie Je­zus, skar­bie. – Uśmiech­nął się. – Po­zwo­li­łem so­bie przy­nieść ci ja­kieś ubra­nia i rze­czy oso­bi­ste, po­nie­waż nic nie masz. W tam­tej szu­fla­dzie znaj­dziesz sta­niki i majtki.

– Skąd wiesz, jaki roz­miar no­szę?

– Zer­k­ną­łem na sta­nik, który mia­łaś na so­bie, kiedy cię tu przy­wio­złem. Tak przy oka­zji, tam­ten wy­rzu­ci­łem, był okropny.

Jak on śmie?!

– Wyjdę z po­koju, że­byś mo­gła się ubrać, a po­tem roz­cze­szę ci włosy.

– Dzię­kuję, ale dam so­bie radę – oświad­czy­łam, rzu­ca­jąc mu wście­kłe spoj­rze­nie.

– Jak so­bie chcesz, ale sama się prze­ko­nasz. Nie mo­głaś so­bie umyć wło­sów, dla­czego więc są­dzisz, że dasz radę je roz­cze­sać? – Wes­tchnął.

Wy­szedł z po­koju, a ja zaj­rza­łam do szu­flady, w któ­rej le­żało pięć prze­pięk­nych sta­ni­ków w róż­nych ko­lo­rach. Dwa były zwy­czajne, ale po­zo­stałe były z ko­ronki i błysz­czą­cego ma­te­riału. Każdy sta­nik miał dwie pary do­pa­so­wa­nych maj­tek. Stringi i w stylu bi­kini. Wło­ży­łam ko­ron­kowy sta­nik i po­de­szłam do dwu­skrzy­dło­wych drzwi, za któ­rymi uj­rza­łam gar­de­robę z pół­kami cią­gną­cymi się od pod­łogi aż po su­fit. Ni­gdy cze­goś ta­kiego nie wi­dzia­łam, chyba że w fil­mach. Na pół­kach le­żało kilka ele­gancko zło­żo­nych par spodni, a na wie­sza­kach wi­siało kilka ko­szul. Wy­szpe­ra­łam czarne leg­ginsy i się­gnę­łam po długą, ró­żową ko­szulę. Naj­pierw wło­ży­łam ko­szulę, leg­ginsy oka­zały się spo­rym wy­zwa­niem, ale da­łam radę. Po chwili roz­le­gło się pu­ka­nie do drzwi i Ian zaj­rzał do środka.

– Może być?

– Tak, my­śla­łam, że już so­bie po­sze­dłeś.

– Zo­sta­łem, żeby zo­ba­czyć, jak roz­cze­su­jesz włosy. W szu­fla­dzie to­a­letki są szczotki i grze­bie­nie.

Po­de­szłam do to­a­letki i usia­dłam przy lu­strze. Otwo­rzy­łam szu­fladę i wy­cią­gnę­łam dużą szczotkę. Za­czę­łam od koń­có­wek, żeby nie uno­sić rąk wy­żej, niż to było ko­nieczne.

– Do cho­lery ja­snej, Rory, daj mi tę szczotkę – rzu­cił. Pod­szedł i wy­rwał mi szczotkę z rąk.

– Mu­sisz prze­kli­nać?

– Prze­pra­szam – po­wie­dział, de­li­kat­nie roz­cze­su­jąc moje dłu­gie włosy.

Wy­glą­da­łam przez okno i czu­łam, jak przy każ­dym ko­lej­nym po­cią­gnię­ciu szczotki od­prę­żam się.

– Sma­ko­wała ci zupa? – za­py­tał.

– Nie­na­wi­dzę ro­sołu, ale mu­szę przy­znać, że Char­les do­brze go przy­rzą­dził.

– Jak to nie­na­wi­dzisz ro­sołu? Każdy uwiel­bia ro­sół.

Tak bar­dzo się roz­luź­ni­łam, kiedy cze­sał mi włosy, że nie zda­wa­łam so­bie sprawy z tego, co mó­wię.

– Kiedy by­łam małą dziew­czynką, też go lu­bi­łam. Ale kiedy ro­sół staje się je­dy­nym po­ży­wie­niem, które mu­sisz jeść każ­dego dnia, do­cho­dzisz do mo­mentu, kiedy nie chcesz go wię­cej wi­dzieć.

Prze­stał mnie cze­sać i za­czął wpa­try­wać się w moje od­bi­cie w lu­strze. Nie zda­wa­łam so­bie z tego sprawy, do­póki nie zer­k­nę­łam w lu­stro i nie za­uwa­ży­łam jego hip­no­ty­zu­ją­cych oczu.

– Czemu to ro­bisz? – do­cie­ka­łam.

– To zna­czy co? – za­py­tał i znowu za­brał się do cze­sa­nia.

– Ku­pu­jesz mi ubra­nia i po­ma­gasz przy wło­sach. Czemu?

– Wpa­dłaś do mo­jej li­mu­zyny. Co mia­łem zro­bić? Wy­rzu­cić cię i po­zwo­lić ci umrzeć?

– Mo­głeś mnie pod­rzu­cić do szpi­tala i znik­nąć.

– Być może, ale bio­rąc pod uwagę oko­licz­no­ści, po­my­śla­łem, że tu­taj bę­dzie ci le­piej. Nie każ­dego dnia znaj­duję w swo­jej li­mu­zy­nie piękną ko­bietę z raną od noża. By­łem za­in­try­go­wany, a poza tym nie masz żad­nych ubrań, nie masz ni­czego.

Uśmiech­nę­łam się i spoj­rza­łam na niego. Na­zwał mnie piękną. Nikt mnie tak ni­gdy nie na­zy­wał, poza mamą.

– No pro­szę, ona się uśmie­cha.

Zer­k­nął na ze­ga­rek, odło­żył szczotkę, wziął mnie za rękę i za­pro­wa­dził do łóżka.

– Mam spo­tka­nie, i je­śli za­raz nie wyjdę, to się spóź­nię. Wy­bacz, Rory, zo­ba­czymy się ju­tro.

I już go nie było. Ian Bra­xton miał randkę. Cie­kawe, co by po­wie­działa jego dziew­czyna, gdyby wie­działa, że ukrywa w domu ranną ko­bietę, po­maga jej pod prysz­ni­cem i ku­puje jej sek­sowną bie­li­znę? Ale to nie miało zna­cze­nia. To nie był mój świat. Po­ło­ży­łam się i od­wró­ci­łam głowę do okna. Za­mknę­łam oczy i za­snę­łam, wsłu­chu­jąc się w szum fal ude­rza­ją­cych o brzeg.

Obu­dzi­łam się parę go­dzin póź­niej i nie mo­głam za­snąć. By­łam nie­spo­kojna i czu­łam się jak zwie­rzę w klatce. Kiedy zer­k­nę­łam na ze­ga­rek, oka­zało się, że była pierw­sza w nocy. Ostroż­nie wsta­łam z łóżka i ci­cho otwo­rzy­łam drzwi. Spoj­rza­łam na długi ko­ry­tarz i na spi­ralne schody. Za­mknę­łam za sobą drzwi i po­woli ze­szłam po scho­dach. Prze­szłam na tył domu i wy­szłam na ze­wnątrz. Sta­nę­łam na pa­tio, wdy­cha­jąc za­pach oce­anu i lekką bryzę. Usia­dłam na le­żaku, usta­wio­nym w stronę plaży. Za­sta­na­wia­łam się, czy Ian wró­cił już do domu, kiedy na­gle usły­sza­łam śmiech. Po­woli od­wró­ci­łam głowę i za­uwa­ży­łam Iana i jego dziew­czynę, jak wcho­dzili po scho­dach. Od­wró­ci­łam głowę i spoj­rza­łam na gwiazdy roz­świe­tla­jące nocne niebo. Po raz pierw­szy od dwu­dzie­stu trzech lat po­czu­łam spo­kój. Za­mknę­łam oczy i po­my­śla­łam o Ia­nie, wcho­dzą­cym po scho­dach w to­wa­rzy­stwie tam­tej ko­biety.

Otwo­rzy­łam oczy i zo­ba­czy­łam, że je­stem przy­kryta ko­cem. Wciąż le­ża­łam na le­żaku. Po­woli usia­dłam, kiedy Ian wy­szedł na pa­tio z kub­kiem w dłoni.

– Mam na­dzieję, że lu­bisz kawę, bo wła­śnie ci ją niosę.

– Dzię­kuję – po­wie­dzia­łam, bio­rąc od niego ku­bek.

– Śmie­tanki? – za­py­tał, po­ka­zu­jąc na kar­to­nik.

– Odro­binę – od­par­łam.

Po­ranne po­wie­trze było rów­nie znie­wa­la­jące jak wie­czorne. Spoj­rza­łam na spo­kojny ocean. Na czy­stym błę­kit­nym nie­bie świe­ciło już słońce. Ian usiadł obok mnie, po­pi­ja­jąc swoją kawę.

– Kiedy wró­ci­łem ze­szłej nocy, za­uwa­ży­łem, że tu śpisz. Wy­glą­da­łaś tak spo­koj­nie, że nie chcia­łem ci prze­szka­dzać. Nie ma nic pięk­niej­szego, niż obu­dzić się cie­płym ran­kiem na dwo­rze.

– Tu jest pięk­nie – uśmiech­nę­łam się.

– Jak się czu­jesz, Au­roro?

Prze­szy­łam go wzro­kiem, po­nie­waż pro­si­łam, żeby mnie tak nie na­zy­wał.

– Prze­pra­szam, ale Au­rora to imię księż­niczki, a kiedy śpisz, wy­glą­dasz jak Śpiąca Kró­lewna.

Po­czu­łam ła­sko­ta­nie w brzu­chu, a serce za­częło mi szyb­ciej bić. Czemu mó­wił mi ta­kie rze­czy? Czemu wciąż na­zy­wał mnie piękną? Nie je­stem piękna, je­stem zwy­czajną dziew­czyną z po­pie­przo­nym ży­ciem.

– Dzię­kuję, ale da­leko mi do księż­niczki – ro­ze­śmia­łam się.

Ian uśmiech­nął się i spoj­rzał na ocean, a ja za­da­łam mu py­ta­nie, które nie da­wało mi spo­koju.

– Jak udała się wczo­raj­sza randka?

– Wspa­niale. Czemu py­tasz?

– Pró­buję je­dy­nie na­wią­zać roz­mowę, to wszystko.

– A czemu chcesz roz­ma­wiać o mo­jej randce, Rory? Czemu nie za­czniesz od tego, że po­wiesz mi, kim je­steś, skąd je­steś i, co naj­waż­niej­sze, czemu zo­sta­łaś ranna i kto ci to zro­bił? To był twój chło­pak?

Nie pa­trzy­łam na niego. Są­czy­łam kawę i wpa­try­wa­łam się w ot­chłań oce­anu.

– A skąd wiesz, że mam chło­paka? – za­py­ta­łam.

– Do dia­bła, Rory. Czemu uni­kasz od­po­wie­dzi? – za­py­tał, wsta­jąc z miej­sca. Uklęk­nął obok mnie i ob­jął moją brodę rę­koma.

– Je­śli mi nie po­wiesz, sam się wszyst­kiego do­wiem – po­wie­dział, po czym wstał i od­szedł.

Tak się składa, że kiedy do­ra­sta­łam, nie mo­głam ni­komu nic o so­bie po­wie­dzieć. Całe moje ży­cie było owiane ta­jem­nicą. By­łam po­grą­żona w my­ślach, gdy Ian oznaj­mił:

– Pora na śnia­da­nie i chcę, że­byś się do nas przy­łą­czyła, więc wejdź do środka.

Pa­trzy­łam za nim, jak wy­cho­dził. Wsta­łam z miej­sca i we­szłam do domu. Mandy, jedna z po­ko­jó­wek, za­pro­wa­dziła mnie do ja­dalni, gdzie sie­dział Ian i ja­kaś ko­bieta. Spoj­rzał na mnie, gdy wcho­dzi­łam, i po­pro­sił, bym usia­dła.

– Rory, chciał­bym ci przed­sta­wić Ada­lynn.

– Cześć, Rory. Miło mi cię po­znać. – Ko­bieta uśmiech­nęła się, wy­cią­ga­jąc do mnie rękę.

– Cześć.

To nie była ko­bieta, którą wi­dzia­łam ze­szłej nocy. Ada­lynn była piękna. Miała dłu­gie ciemne włosy i nie­bie­skie oczy z do­mieszką sza­ro­ści, co nada­wało im nie­sa­mo­wity od­cień. Wy­so­kie ko­ści po­licz­kowe, mig­da­łowe oczy i pełne usta spra­wiały, że wy­glą­dała eg­zo­tycz­nie. Mandy po­sta­wiła przede mną mi­skę z owo­cami i do­lała mi kawy.

– Mam na­dzieję, że lu­bisz owoce. Nie wiem tego, po­nie­waż nic mi nie chcesz wy­ja­wić – po­wie­dział Ian.

– Daj jej spo­kój, Ian. Dziew­czyna prze­szła przez pie­kło i nie musi czuć się jesz­cze go­rzej. – Ada­lynn mru­gnęła do mnie okiem.

– Lu­bię owoce, Ian – przy­zna­łam.

– Cóż, do­bre i to. Przy­naj­mniej wiem, co lubi – po­wie­dział z bo­jo­wym na­sta­wie­niem.

Mia­łam już dość jego za­cze­pek. Spoj­rza­łam na niego i prze­chy­li­łam głowę.

– Czemu tak bar­dzo chcesz mnie po­znać? Je­steś mi­lio­ne­rem. Przy­naj­mniej tak mi się wy­daje, pa­trząc na ten dom i spo­sób, w jaki się ubie­rasz. Od­no­szę wra­że­nie, że lu­bisz wszystko kon­tro­lo­wać. Wy­da­jesz się aro­gancki i nie mam za­miaru opo­wia­dać ci o moim pod­łym ży­ciu i dziu­rze, z któ­rej po­cho­dzę.

– Do dia­bła! – krzyk­nął, wa­ląc pię­ścią w stół. – Ura­to­wa­łem ci ży­cie!

Rzu­ci­łam ser­wetkę i od­par­łam ostrym to­nem:

– To może nie po­wi­nie­neś.

Po­woli wsta­łam z miej­sca i trzy­ma­jąc się za bok, wy­szłam na ze­wnątrz, kie­ru­jąc się w stronę plaży. Pia­sek był taki, jak so­bie za­wsze wy­obra­ża­łam. Był miękki i cie­pły. Usia­dłam, żeby go do­tknąć. Czy mó­wi­łam prawdę, gdy po­wie­dzia­łam Ia­nowi to, co po­wie­dzia­łam? Że nie po­wi­nien ra­to­wać mi ży­cia? Nie wiem. Może po­wie­dzia­łam tak tylko po to, żeby dał mi spo­kój.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: