- W empik go
Przywódczyni i jej Bestia - ebook
Przywódczyni i jej Bestia - ebook
„Przywódczyni i jej Bestia” to pierwszy tom historii Nike — pisarki nieświadomej swego przeznaczenia, oraz mężczyzny o imieniu Tate — przywódcy Obserwatorów, których zadaniem jest chronienie porządku świata. Co przyniesie spotkanie tej dwójki i jak bardzo kobieta zmieni dotychczasowe myślenie nie tylko samych Obserwatorów, ale i ich silnego przywódcy?
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-846-2 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Świat w pewien sposób przypomina puzzle, które składają się z miliardów elementów. Te elementy tworzą równie wiele obrazów, które w połączeniu tak czy inaczej tworzą jedność.
Mówi się, że każda istota narodzona na świecie jest jednym takim puzzlem, który w zależności od przeznaczenia jest otoczony innym obrazem. Podobno każda znajdująca się w nim istota może odnaleźć również i swoje otoczenie.
Jest to tak zwany „łańcuch zależności” — twierdzi się, że jest on nieskończony, tak jak nieskończenie wiele istnieje na świecie istot.
Ja wiedziałem o tym aż za dobrze — moim zadaniem było strzec tego łańcucha, samemu pozostając z boku.
A przynajmniej tak sądziłem, tak jak wielu moich braci, gdyż wpajano nam, że nie jesteśmy częścią układanki wszechświata. Byliśmy „niczym” — obserwatorami i strażnikami ładu. Nie do końca ludzie i nie zwierzęta — mieliśmy pozostać marginesem, gdyż nie należeliśmy do żadnego ze światów.
Tamto zadanie miało być takie jak wiele innych — kapłani po raz kolejny odkryli życie, które miało wiele znaczyć dla przyszłości świata. Ja i moi dwaj towarzysze mieliśmy odnaleźć tą osobę i bezpiecznie przyprowadzić przed ich oblicze.
Gdybym wiedział, jak bardzo to zadanie zmieni nas… zmieni Mnie.
Dzięki temu wszystkiemu nauczyłem się jednego — los jest bardziej nieprzewidywalny, niż sam mógłbym kiedykolwiek sądzić.Rozdział 1
Nike
Nike, rusz tyłek i chodź tutaj.
Od razu mruknęłam niezadowolona, postanawiając to zignorować.
Głos jednak ponowił, brzmiąc ostrzej:
— Nike!
— Dobra, dobra — poddałam się i wstałam. Nim odeszłam kliknęłam „zapisz” i włączyłam w laptopie tryb uśpienia.
Weszłam do pokoju matki, który wyglądał jak — nie przymierzając — wyłożona czerwonym materiałem garderoba. Pomijając łóżko, stojące w samym centrum.
Było tu nawet ogromne lustro od podłogi do sufitu, przed którym właśnie się kręciła, poprawiając równie ognistą co pokój sukienkę.
Kiedy mnie zobaczyła krzyknęła w taki sposób, iż myślałam, że pękną mi okulary.
Co jak co, ale skalę głosu miała sporą.
— Co ty masz na sobie?!
Nawet nie patrząc włożyłam ręce w za dużą, szarą bluzę z wizerunkiem szczeniaka owczarka niemieckiego.
— Bardzo ładną bluzę — rzekłam tylko.
— Nie o to pytam — rzuciła od razu zła. — Za pół godziny wychodzimy! A ty jeszcze nie gotowa!
— Zdaje się, że mówiłam, że nigdzie nie idę — przypomniałam.
Podeszła do mnie kipiąc gniewem, a ja oparłam się luzacko o framugę.
— Idziesz — rozkazała, patrząc trochę w górę na moją twarz. — Na tym przyjęciu mają się pokazać wszyscy, co coś znaczą w świecie literackim. Wszyscy! Do cholery tyrałam ja wół, by twoja pisanina się opłaciła — tylko mnie zawdzięczasz to, że cię tam zaproszono!
— Hm, taa… — rzekłam, zbywając ją.
I tak wiedziała swoje.
— Słuchaj mnie, moja droga — pomachała mi palcem przed nosem. — To przyjęcie zmieni nasze życie. Jesteś nominowana do głównej nagrody. Wiesz, co się stanie, jeśli wygrasz?
Spojrzałam na nią mało zainteresowana.
— „Otworzy się jeszcze więcej drzwi” — zacytowałam jednak posłusznie.
— A co potem?
Zakręciłam oczami.
— Znajdziesz sobie bogatego męża — rzekłam już normalnie, na co ona:
— Dokładnie! A wtedy będziemy ustawione do końca życia!
Myślałam, że tym razem oślepnę, tak mocno zakręciłam oczami.
— No to baw się dobrze — rzekłam, chcąc wrócić do komputera i swoich książek, lecz złapała mnie za kaptur.
— O nie, idziesz. Mam dla ciebie wspaniałą kreację — rzekła, ciągnąc mnie za sobą do pokoju.
Mimo postury, moja matka miała mocny chwyt. Zresztą, dobrze wiedziała, że czmychnę od razu jak mnie puści. Kiedy jednak zobaczyłam, co mi wybrała, zapragnęłam nie tylko uciec, ale i schować się pod miotłę.
— Ty chyba żartujesz.
— Jest do ziemi, nie musisz pokazywać łydek — rzekła zadowolona.
— Wygląda jak kawał ściery do podłogi — powiedziałam.
— Trudno dobrać coś, co pasuje na twój rozmiar — rzuciła od razu, a ja zaczęłam się wyrywać.
— Nigdzie nie idę! — A tym bardziej w czymś takim!
— Skoro tak… — nagle puściła mnie, lecz jej ton kazał mi na nią spojrzeć.
Miała w ręku moją ulubioną bransoletkę.
— Skąd ją wzięłaś?
— Z twojej skrytki, a skąd? Albo pójdziesz ze mną na uroczystość albo ta błyskotka wyląduje za oknem.
Spojrzałam na nią bezradnie.
— Mnie ona także się podoba. Masz gust jeśli chodzi o biżuterię i wybór bielizny, lecz cała reszta jest do bani. Szkoda by było takiej ładnej bransoletki… ile za nią dałaś?
Milczałam — bardzo dobrze wiedziała „ile”.
— Ach tak, nie dałaś nic — przypomniała. — Zdaje się, że ją dostałaś… ma sporą sentymentalną wartość, prawda?
Westchnęłam pokonana — tej bitwy już nie mogłam wygrać.
— Pójdę.
Od razu uśmiechnęła się triumfalnie, lecz dodałam:
— Jednak to coś odpada.
— Tak sądziłam — rzekła i podeszła do szafy. — Masz tu eleganckie czarne spodnie — nie pójdziesz w dżinsach. A na górę masz tą bluzkę — nie znoszę, gdy ubierasz się cała na czarno, jednak tym razem zrobię wyjątek.
Wzięłam bransoletkę, zgarnęłam ciuchy i tupiąc nogami wyszłam z pokoju.
— Nałóż makijaż, ale nie krzykliwy! — usłyszałam jeszcze. — Zero tych czarnych cieni!
— Tak, tak. Bo czarna ja zaćmię twój czerwony strój — rzuciłam z sarkazmem, na co odparła:
— Mnie nikt nie zaćmi.
Trzasnęłam drzwiami.
No, teraz wyglądasz jak kobieta — powiedziała półgodziny później, gdy zjeżdżałyśmy windą. — To wręcz niewiarygodne, jak bardzo się zmieniasz odpowiednio ubrana i umalowana.
Milczałam, wpatrując się w drzwi windy, jednak ona nie miała zamiaru być cicho.
— Na tej uroczystości ma być wiele ikon, nie tylko pisarze — wyznała mi. — A także wielu sponsorów i wydawców.
Zmierzyłam ją wzrokiem.
— I dlatego świecisz się jak choinka?
— Jak gwiazda, kochanie — odrzekła, wytwornie machając dłonią. — Któraś z nas musi, skoro ty nie masz odpowiedniej talii.
Wytworne ruchy i gadzi język — poczułam tik pod okiem. Denerwował mnie, jednak o wiele mniej niż moja matka.
— Doprawdy — powiedziała nagle bardziej dostojnym głosem, kiedy zaczęłyśmy podchodzić do taksówki. Jej kierowca jak ją zobaczył aż wyskoczył z auta, by otworzyć drzwi.
— Dziękuję — rzekła do niego z przymilnym uśmiechem i usiadła.
Podejrzewałam, że ten facet trzymał je dla mnie otwarte tylko dlatego, że byłoby po prostu niegrzeczne, gdyby zamknął mi je przed nosem.
— Och, jakże się cieszę na tę uroczystość — rzekła bardzo wyraźnie. — To doprawdy wspaniały dzień.
Czekałam i nie zawiodłam się.
— Dokąd piękne panie zawieźć?
— Och, jakże pan miły. Bardzo proszę zawieźć nas do domu Panem.
— Panie na galę autorów? — zapytał od razu.
— Tak. Ta śliczna panienka w czerni to moja córka — jest jedną z kandydatek do głównej nagrody Panem.
Od razu spojrzał na mnie z tylnego lusterka.
— Niesamowite. Życzę wygranej.
— Dziękuję — powiedziałam normalnie.
Facet nie zawinił, nie miałam o co się na niego gniewać. Za to moja „kochana mamusia” znów zaczyna — skoro się do mnie przyznała, oznaczało to dwie rzeczy: Pierwsza — szykowało się coś ważnego (czyli w tym przypadku gala), oraz to, że muszę dobrze wyglądać. Nie nazwałaby mnie swoją córką publicznie, gdyby choć jednej z tych rzeczy brakowało.
Dosłownie.
Zajechałyśmy pod dom Panem, a mnie po raz kolejny coś zastanowiło.
Nikt nie wiedział, czemu w ten sposób go nazywano — było tak i już. Dom sam w sobie wyglądał trochę jak mały zamek i był bez wątpienia bardzo stary — podobno był to pierwszy budynek na terenie miasta, na dodatek osadzony w samym jego centrum.
Kiedy weszłyśmy do środka, mama ujęła mnie za ramię, jakbym w naszej dwójce była facetem.
Normalka — od dawna już się nawet na to nie krzywiłam.
W sumie nie zdziwiłabym się teraz, gdybym została przez wszystkich całkowicie zignorowana. Moja mama jak zwykle jaśniała nie tylko szerokim, słodkim uśmiechem, ale i porażała ogniście czerwoną sukienką i takiego samego koloru ustami — trudno było ją nie zauważyć.
Ja tymczasem byłam ubrana cała na czarno — ciuchy, które dała mi matka dość mocno mnie zaskoczyły, a szczególnie bluzka, która — gdy ją założyłam — okazała się naprawdę ładna i zupełnie nie w jej stylu. Nie lśniła, ani nie miała jakichś fantazyjnych ozdób, w których mama się lubowała. Jedyne co naprawdę ją wyróżniało to to, że miała z przodu założenie kopertowe, które na moim biuście o rozmiarze C bardzo ładnie się układało — nie mówiąc już o tym, że maskowało mój brzuch.
Wbrew pozorom nie byłam taką krową, jak przedstawiała mnie matka. Fakt, miałam trochę nadwagi, lecz byłam przy tym wysoka — prawie o głowę wyższa od niej, oraz miałam proste nogi, czego o jej własnych nie można było powiedzieć. Mój biust zaś był taki, jaki zawsze pragnęłam — nie za duży, ani nie za mały i jędrny, oraz — ku zaskoczeniu — tak naprawdę nadal miałam talię. Nie była oczywiście taka jak u niej, ponieważ moja matka była chuda jak krakersy, które z taką lubością jadła (i dodajmy, że była tak samo płaska), co tylko dodatkowo kazało jej wbijać mi kolejne szpile.
Innymi słowy, byłyśmy określane — przez moja „mamusię” — jako piękna matka i niedorobiona córka… córka z atrybutami fajniejszymi od jej własnych, czego jak łatwo można się domyśleć, nie mogła znieść.
— Witam. Panie Donovan jak mniemam — usłyszałam i podszedł do nas pewien mężczyzna. Wysoki i dość przystojny, lecz…
— Panny — poprawiła go matka z uśmiechem, podając dłoń do ucałowania.
Zrobił to bardzo szarmancko i poprawił się:
— Panny.
Wyciągnął do mnie dłoń, lecz ja zdecydowanie złapałam ją i potrząsnęłam. Od razu ujrzałam w jego oczach błysk rozbawienia, po czym uśmiechnął się do nas.
— Bardzo cieszę się, że panie przyszły. Nazywam się Hubert Panem — jestem właścicielem tego domu i organizatorem konkursu. Nie poznaliśmy się jeszcze osobiście, lecz podejrzewam, że to panienka jest Lady Nike, prawda? — spojrzał na mnie z uśmiechem.
— Tak — przyznałam, myśląc jednocześnie: „Lady”? Co my w średniowieczu jesteśmy?
— Czytałem wszystkie pani książki i bardzo mnie zaintrygowały — wyznał. — Lecz muszę przyznać, że sądziłem, pomimo tego, co się o pani dowiedziałem i mimo naszych rozmów e-mailowych… że jest pani odrobinę starsza.
— Och, wszyscy tak mówią — wtrąciła od razu matka, by jak zwykle zwrócić na siebie uwagę. — Lecz Nike nie jest tak młodziutka, jak się zapewne teraz panu wydaje. W zasadzie, ma już… — zatkałam jej buzię i wyszeptałam do ucha:
— Pomyśl. Jeśli wszyscy będą rozpowiadać ile mam lat, to co pomyślą o tobie, skoro jesteś moja matką?
Zabrałam dłoń z jej ust. Spojrzała na Huberta i uśmiechnęła czarująco.
— Zostawmy ten temat, kobiety potrzebują mieć trochę tajemnicy.
— Oczywiście — przyznał od razu, lecz przysięgłabym, że ujrzałam, jak puszcza mi oko.
Nagle poczułam coś dziwnego, jakby ktoś mnie obserwował. Niby nie powinno mnie to ruszyć, było tu przecież pełno ludzi, lecz…
Lecz.
Rozejrzałam się, podczas gdy matka ciągle zagadywała organizatora, a mój wzrok w końcu padł na górne piętro dom.
Dostrzegłam tylko plecy bardzo wysokiego faceta i ciemny garnitur… oraz dość długie, bardzo ciemne włosy.Rozdział 2
Tate
Stałem spokojnie, czekając na przybycie celu. Moi dwaj towarzysze rozprawiali w tym czasie o tym, którą z kobiet na gali zaciągną dziś do łóżka.
— Tyle lasek — usłyszałem Brina. — Rzadko mamy aż taki wybór.
— Wysłanie nas tutaj było świetnym pomysłem — przyznał Astren. — Miałem już dość naszej siedziby.
— Taa… w końcu trochę odżyjemy.
— Zapominacie, po co tu jesteśmy — powiedziałem zimno i spojrzałem na nich przez ciemne okulary na nosie. — Mamy chronić cel. Na baby możecie sobie iść w innym terminie.
Kiwnęli milcząco głowami, sztywni jak kołki. Dobrze wiedziałem dlaczego — wszyscy Obserwatorzy znali mnie jako bezwzględnego i zarazem najlepszego ze wszystkich. Dlatego to ja przewodziłem nie tylko tą dwójką, ale i pozostałymi.
— Czy się rozumiemy? — warknąłem.
— Tak jest — rzekli chórem.
Znów spojrzałem w dół, na wejście do budynku.
Naszym celem była kobieta: Nike Donovan — pisarka, lat trzydzieści. Kiedy otrzymaliśmy jej personalia odkryliśmy tylko, że nie robi nic odkrywczego poza pisaniem. Wydawała się typową „szarą myszką”, lecz rozkazy, które otrzymałem, były bardzo jasne: Nawiązać kontakt i przyprowadzić ją, chroniąc za wszelką cenę.
Zdjęcia, które otrzymałem z personaliami trochę mnie zdziwiły, ponieważ były sprzed kilku lat, poza tymi, które wykonano z ukrycia — te jednak były niewyraźne i kręciły się tylko wokół jednego okna, gdzie można było dostrzec tylko to, że ma długie jasne włosy i wiecznie nachyla się przed ekranem laptopa.
Wnioski nasuwały mi się więc tylko jedne — musiała być pisarzem odludkiem, który nie wyściubia nosa z domu, całkowicie pochłonięty pisaniem.
A jednak dziś miała tu być — co więcej, właśnie usłyszałem głos jednego z naszych w słuchawce:
— Cel nadjechał. Zaraz wejdzie do środka.
Wbiłem wzrok w wejście i ujrzałem jak do środka wchodzą dwie kobiety.
Z pozoru wydawały się niczym słońce i mrok. Ta błyszcząca miała na sobie czerwoną kreację i była uzbrojona w szeroki uśmiech. Druga dla kontrastu była cała na czarno i emanowała spokojem.
Dopiero po dostrzeżeniu tych cech zauważyło się, że obie kobiety mają długie jasne włosy i tak naprawdę — przypominając sobie tamte zdjęcia — którakolwiek z nich mogła być naszym celem.
— Hm, chyba mamy problem — rzekł Brin, stając obok mnie. — Jeśli mam być szczery, to z tej odległości wyglądają bardzo podobnie. No, tyle że ta na czarno jest wyższa. Astren?
Mężczyzna wyostrzył wzrok, unosząc ciemne okulary.
— Ta niższa jest trochę starsza, widzę, że jest po kilku operacjach plastycznych. Druga jest naturalna, ale jeśli mam być szczery wygląda na młodszą niż trzydzieści lat. Wzrost jednak powinien się zgadzać. Dziwne…
— Mówisz, że trzydziestolatka już poddała się operacji plastycznej? — oczywiście Brin zwrócił uwagę nie na to co trzeba.
— Wygląda na to, że nawet kilku — wyznał Astren. — Zdaje się, że ta w czerwonym to nasz cel. W aktach musiał ukazać się jakiś błąd — zdarza się to czasem.
— Niezłe ciało — orzekł Brin, lustrując wzrokiem tę ubraną na czerwono.
— Plastikowe — uzupełnił drugi.
— Całe?
Ten znów się jej przyjrzał.
— Byłoby, gdyby wypchała sobie jeszcze biust.
— To trochę dziwne, większość kobiet robi sobie jako pierwsze operacje biustu…
I zaczęli gadać o cyckach. Zignorowałem ich, przyglądając się naszemu celowi… jednak mój wzrok padał co chwilę na jej towarzyszkę.
Coś mi się nie zgadzało. Fakt, do akt czasem wkradały się błędy, jednak obserwując ich dostrzegłem, że ta w czerwonym jest przyzwyczajona do ludzi, lubiła — jak widziałem — zwracać na siebie uwagę. Tymczasem druga stała spokojnie obok niczym cień, jednak także przyciągając nie tylko męskie, ale i kobiece spojrzenia.
Kiedy tak na nią patrzyłem, nagle zdałem sobie sprawę, że pasuje wyglądem do jednej z postaci z książek napisanych przez cel. Z powodu skandalicznie małej ilość danych przeczytałem jej książki — takie opowieści bardzo wiele mówią i piszącym. Po ich przeczytaniu mogłem powiedzieć jedno — nasz cel miał bogatą wiedzę mistyczną i bezsprzecznie duszę romantyczki, gdyż każda opowieść miała mocny wątek miłosny, który na dodatek wcale nie był skierowany do młodzieży.
Romantyczna, bogata w wyobraźnię i erotyczna — były to słowa, które przychodziły mi na myśl po jej opowieściach. Jednak te słowa — na pierwszy rzut oka — nie pasowały do żadnej z kobiet. Ta w czerwieni wyraźnie znała swoją wartość i kokietowała teraz organizatora konkursu — Huberta. Tymczasem ja nie znalazłem ani odrobiny kokietowania w książkach, a nawet jeśli tam było, to tak subtelne, że nie raziło po oczach.
Tymczasem ta kobieta tak raziła, że miałem w pewnej chwili ochotę na nią nie patrzeć, więc spojrzałem na drugą kobietę.
Było w niej coś… coś intrygującego. Jednak nie potrafiłem określić, co dokładnie, więc patrzyłem tak, coraz bardziej zdziwiony.
Coś tu było wybitnie nie tak.
Nagle usłyszeliśmy głos w słuchawce, który powiedział, że zaraz się zacznie.
Spojrzałem na kobietę w czerni po raz ostatni — akurat się rozglądała. Ruszyłem jednak za towarzyszami, po raz pierwszy bijąc się w ciszy z własnymi myślami.
Byliśmy na gali częścią ochrony, lecz nasz cel był tylko jeden. Każdy z nas ustawił się w taki sposób, by w razie problemów mógł zareagować.
Ja stanąłem przed sceną, twarzą do zebranych, a kilka metrów ode mnie siedzieli laureaci głównej nagrody. Nasz cel ze swoją towarzyszką, siedział trochę na prawo ode mnie, z tym tylko, że bliżej mnie siedziała kobieta w czerni. Byłem na nich w pełni skoncentrowany, jednak dobrze wiedziałem, że nie było tego po mnie widać.
Nasz cel przez cały czas paplał coś do kobiety w czerni, lecz ta milczała — widziałem za to delikatny tik pod jej prawym okiem.
Chyba nie za dobrze się dogadywały.
Dziewczyna w końcu nie wytrzymała i zlekceważyła ją, patrząc w bok… prosto w moje oczy.
Zamrugałem, jednak ta nie odwróciła wzroku — wyglądała na nie mniej zaskoczoną, niż sam się czułem i dopiero po chwili przypomniałem sobie, że mam na nosie ciemne okulary. Moja twarz nie zmieniła się nawet na moment, więc musiała nie zauważyć mojego zdziwionego spojrzenia.
Jeszcze przez moment stałem w tej samej pozycji, żeby myślała, że się rozglądam za szkłami okularów i powoli odwróciłem twarz, jakbym ogarniał wzrokiem salę.
Jednak od tego momentu moja uwaga była skupiona tylko na niej.
Uroczystość chyliła się ku końcowi, jednak co chwilę łapałem siebie na patrzeniu na nią, oraz ją na patrzeniu na mnie. Sam nigdy nie miałem takiego problemu — zarówno moja ludzka strona, jak i zwierzęca, zawsze potrafiły odsunąć od siebie wszystko poza celem. Jednak mój wzrok co chwilę do niej wracał, a czająca się we mnie bestia unosiła łeb za każdym razem, gdy czułem na sobie jej wzrok
Nigdy nie sądziłem, że poczuję coś takiego.
— A teraz czas na wyniki głównej nagrody Panem! — odezwał się Hubert do mikrofonu. — Trzecie miejsce zajmuje Pan Seweryn Seth! Drugie — Pan Aleksander Nox! — obwieścił, a ludzie w tym czasie klaskali. — Zaszczytem jest jednak dla mnie ogłoszenie, że tegorocznym zwycięzcą naszej nagrody jest nasz „rodzynek” — jedyna nominowana kobieta — Panna Nike Donovan!
Od razu ujrzałem szok na twarzy tej ubranej na czarno, podczas gdy czerwona poderwała się z okrzykiem triumfu.
Nagle w powietrzu nastąpił wybuch — rzuciłem się ku kobietom i ujrzałem, że Brin i Astren czynią to samo. Zobaczyłem, jak Brin dopada nasz cel, chroniąc ją własnym ciałem, a ja… zamiast mu pomóc zadziałałem instynktownie, łapiąc tę drugą i padając z nią na ziemię.
Osłaniałem ją w czasie, gdy Astren pod swoją zwierzęcą postacią pozbywał się tego, co wpadło wraz z wybuchem na galę, niszcząc wszystko dookoła.
Czułem, jak dziewczyna pode mną drży — mimo, że wydawała się z daleka sporo większa od towarzyszki, zaskoczony poczułem, że jest dwa razy mniejsza niż ja, a dłonie, które zacisnęła na mojej marynarce są dość małe.
Kiedy zrobiło się cicho spojrzałem w bok — w sali nie było nikogo poza naszą trójką i kobietami, co znaczyło, że Astren „wyniósł” wszystkich, kiedy nastąpił wybuch — jego moce były nieocenione w takich przypadkach.
W końcu uniosłem się lekko i spojrzałem w dół.
— Dobrze się pani… — zamarłem, a słowa nie chciały opuścić mojego gardła.
Jej oczy z bliska były po prostu…
— Dziękuję — odezwała się, gdy się tak w nią wgapiałem, patrząc na mnie z nie mniejszym zaskoczeniem, niż ja na nią. Jej oczy były ciemnozielone, niczym wzgórza liźnięte przez nadchodzący mrok. Mrok, który otaczał dodatkowo jej oczy. Wiedziałem, że to makijaż, jednak naprawdę nigdy nie widziałem tak pięknego spojrzenia. — Um… — rzekła nagle. — Czy mógłby pan… — poruszyła się i zamarła, tak jak ja — zorientowaliśmy się w jednej chwili.
Leżałem między jej udami, przyciskając się do jej kroku lędźwiami.
— M-Mógłby pan ze mnie zejść? — poprosiła, jąkając się delikatnie.
Zamrugałem z kamienna miną — w zasadzie wcale mi to nie…
— Na ładne masz te oczka, ale to chyba nie jest odpowiednie miejsca na twój odpoczynek — powiedziała zdecydowanie, a ja się zorientowałem, że zgubiłem w tym wszystkim okulary.
— Słuchaj no — zaskoczony poczułem, jak łapie mnie za ramiona i od razu zobaczyłem na jej twarzy zdziwienie i zarazem zadowolenie. Po chwili jednak otrząsnęła się i powiedziała, lekko napierając na moje ramiona: — Mógłbyś zejść? Wcale nie mam ochoty tak leżeć.
— Kłamczyni — odezwałem się, choć wcale tego nie planowałem.
Odezwała się moja bestia, ponieważ w czasie, gdy tak na niej leżałem, zaczęła wyraźnie pachnieć podnieceniem. Takiego zapachu jednak się nie spodziewałem — wdychając go nabrałem ochoty, by zsunąć się niżej i powąchać ją u źródła tego cudownego aromatu…
Przez samą myśl o tym poczułem, jak mój penis nabrzmiewa, napierając na jej krok.
Byłem w szoku — bardzo, ale to bardzo dawno się tak szybko nie podnieciłem, na dodatek tak silnie. Napotkałem jej wzrok — jej oczy były wielkie jak spodki, jakby nie potrafiła uwierzyć w to, co się dzieje i zalała się gwałtownym rumieńcem.
— Brin? Tate? Jak one — odezwał się Astren.
— Nasz cel… — usłyszałem nagle strzał i gwałtownie poderwałem się wyciągając broń, stając tak, bo osłonić dziewczynę. — Już go nie ma — rzekł Brin z szerokim uśmiechem i wycelował bronią we mnie.
Zerknąłem na Astrena, który wyglądał, jakby nie pojmował tego, co się dzieje.
— Co to ma znaczyć? — zapytałem Brina lodowato.
— Och, nic osobistego — wyznał. — Dostałem po prostu trochę inne rozkazy niż ty.
— Co takiego? — warknąłem.
— Wiesz, jak to jest Tate — wygrywa ten, co jest silniejszy… czy też ten, co więcej płaci. Nie wszyscy kapłani chcieli, byśmy przyprowadzili te kobietę — ja tylko wykonałem ich rozkaz.
— Dlaczego? — zapytałem, a on wzruszył ramionami.
— Z tego co wiem, jej przeznaczeniem było bardzo namieszać. Jej narodziny podzieliły nas Tate — to o niej mówiono w starych proroctwach. Narodziła się, by zniszczyć obecne funkcjonowanie świata.
— Złamałeś moje rozkazy — rzekłem ostro. — Wiesz, jaka jest za to kara.
— Och, nie boję się, bo przyłączysz się do nas.
— Tak? — zapytałem, zaintrygowany tym, że jego głos jest tak pewny.
— Tak. Bez tej kobiety wszelkie nadchodzące zmiany właśnie przestały wchodzić w życie. A bez nich wielu straci pozycje — inni zaś je pozyskają lub utrzymają — uśmiechnął się dziko. — Jesteś pupilem tych, co pragnęli zmian, więc teraz stracisz wszystko. Co ty na to Astren? — odezwał się nagle do chłopaka. — Służyliśmy razem od wieków, pójdziesz ze mną — do zwycięzców, czy będziesz służył nadal przegranym, których reprezentuje ten pies?
— Ja…
Wystrzeliłem, lecz Brin uskoczył swoją wężową zwinnością.
— Chodź piesku — przekształcił się w ogromnego węża. — Zabawmy sssię.
Sięgnąłem ręką do tyłu i upuściłem ludzki pistolet, nim skoczyłem na niego.
Nie ochroniłem naszego celu — jednak nie miałem zamiaru pozwolić i jej umrzeć.Rozdział 3
Nike
Kiedy ten wielki siłacz na moich oczach przeobraził się w jeszcze ogromniejszego wilka i skoczył na prawie równie ogromną kobrę, moje myśli powiedziały mi jedno: uciekaj gdzie pieprz rośnie.
Złapałam jednak za pistolet, który specjalnie dla mnie upuścił i zaczęłam czołgać się do mamy.
— Mamo? — zapytałam, klękając obok niej.
Nie odpowiedziała i moje oczy wypełniły łzy — była wstrętna, wredna… ale przecież ją kochałam.
Kiedy usłyszałam skowyt, spojrzałam na walczące zwierzęta… ludzi-zwierzęta. Cholera. Zwierzołaki?
Zobaczyłam, jak wąż wbija zęby w bok wilka, a ten w odpowiedzi zdołał złapać go za tułów, niemal go rozrywając.
W końcu pojawiła się i trzecia postać — spadł na nich ogromny sokół. Przeraziłam się, że tamten jednak pomoże wężowi… lecz pomógł Wilkowi.
Kiedy wąż padł martwy, sokół przeobraził się w trzeciego z facetów, jednak mój obrońca pozostał w zwierzęcej formie, trzęsąc się na łapach.
— Tate, do cholery — sokół kucnął przy jego boku, oglądając ranę. — Do diabła wpuścił truciznę.
Truciznę? — pomyślałam przerażona. — Przecież kobry były strasznie jadowite!
Ledwo o tym pomyślałam, a wilk cicho zaskomlał i łapy po prostu się pod nim ugięły, nie mogąc go już utrzymać.
Poderwałam się i podbiegłam do nich.
— Co z nim? — sokół spojrzał na mnie w taki sposób, jakby o mnie zapomniał.
Jednak wilk widać nie, by warknął delikatnie — jego towarzysz spojrzał na niego w taki sposób, jakby go zrozumiał.
— Musisz odejść — powiedział do mnie w końcu.
— Chyba sobie żartujesz — powiedziałam i po prostu przebiegłem obok, by stanąć naprzeciw wilka.
Ten z wyraźnym trudem trzymał otwarte oczy — jego pysk był wykrzywiony, lekko pokazując zęby. Było widać, że potwornie cierpi. Podeszłam trochę bliżej, chcąc mu jakoś pomóc, lecz ten uniósł wtedy łeb warcząc groźnie.
— Dziewczyno, jeszcze chwilę i on przestanie się kontrolować — powiedział ostro sokół. — Jeśli ci życie miłe, odejdź stąd.
Wilk pisnął ponownie, miotając z bólu łbem na boki, a ja nie wiedziałam dlaczego. Nie wiedziałam, dlaczego jego cierpienie tak bardzo mnie bolało, dlaczego łzy wypełniły moje oczy tak silnie, iż poleciały mocno po policzkach.
— Proszę ratuj go — powiedziałam przez łzy.
— To nie twoja… — sokół zamarł, kiedy zobaczył, że płaczę.
Wilk spojrzał na mnie oczami pełnymi bólu, a ja popłakałam się jeszcze bardziej.
— Proszę… Proszę… — padłam na kolana, zasłaniając oczy.- Nie zniosę tego!
Usłyszałam delikatny pisk.
— Tate…
Kiedy tak płakałam, podszedł do mnie sokół i dotknął moje ramię. Gdy na niego spojrzałam poprosił:
— Usiądź koło niego.
Pomógł mi wstać, a ja po chwili usiadłam naprzeciw leżącego wilka. Widziałam jak się trzęsie, jednak otworzył wielki pysk i usłyszałam w głowie głos mojego obrońcy:
— Nie płacz.
— Nie mogę — wyznała od razu, nie panując nad łzami.
— Nawet mnie nie znasz — zauważył spokojnie, mim iż ból płynął od niego falami.
— Ale osłoniłeś mnie… — powiedziałam. — Uratowałeś… Nie chcę być umierał! — wyrzuciłam z siebie z bólem.
— W końcu każdego to czeka. Ja żyłem dość długo. — Mimo jego spokoju usłyszałam kolejny pisk.
Nim jego pysk opadł, złapałam go za niego i przytuliłam do siebie, od razu wyczuwając iż zamarł.
— Nie boisz się mnie? — ledwo zdołał to powiedzieć.
Pokręciłam głową.
— Jesteś… jedyną, która to kiedykolwiek wyznała.
Poczułam jak odsuwa ostrożnie głowę i po chwili delikatnie zlizał łzy z mojego policzka.
— Żegnaj, mała wojow… — nim wypowiedział do końca ostatnie słowo zawył, a jego ciało zalśniło tak mocnym światłem, że widziałam je nawet przez zamknięte powieki. Ból przez nie wrył się w moją głowę i nim się zorientowałam straciłam przytomność.Rozdział 4
Tate
Siedziałem nieruchomo, czujny jak nigdy, nasłuchując najdrobniejszego dźwięku — jednak jedynym dźwiękiem w pokoju był równy oddech śpiącej kobiety. Kobiety, której poszukiwaliśmy od wieków.
Zamknąłem oczy, rozpamiętując tamtą chwilę, kiedy płakała nade mną — nie z litości, tylko dlatego, że obchodził ją mój los. W ogóle nie bała się mojego wyglądu — objęła mnie z własnej, nieprzymuszonej woli, a ja — mimo, że próbowałem — nie potrafiłem o tym zapomnieć. Objęła to, co czyniło ze mnie bestię, a ja nie poczułem od niej żadnego wstrętu, żadnego strachu, żadnego odrzucenia — jedynie ciepło przyjaznych ramion i łez kapiących na moją sierść, spowodowanych przez moje cierpienie.
Nadal nie do końca rozumiałem, jak jej łzy mnie uleczyły, lecz wiedziałem jedno: Moje życie należało teraz do niej.
Uniosłem dłoń i dotknąłem ozdobnego tatuażu na swojej szyi. Tatuażu, którego ani ja, ani nikt z moich ludzi wcześniej nie spotkał.
Kiedy doszedłem do siebie po wypiciu jej łez odkryłem, że kobieta straciła przytomność. Widok jej bezwładnego ciała spowodował, że moja bestia przeraziła się i rzuciłem się do niej, chcąc sprawdzić, czy żyje.
I trzymałem ją tak, póki Astren — zaskoczony moim zachowaniem — nie powiedział, że wezwie pojazd. Kiedy wrócił zaskoczyłem nas oboje, gdyż bez słowa po prostu zabrałem ją ze sobą.
Dopiero w domu Obserwatorów, kiedy trochę się uspokoiło, zauważyliśmy ten tatuaż.
Kapłani już na nas czekali. Astren opowiedział co się wydarzyło, lecz jak łatwo było się domyśleć, wszyscy kapłani udawali, że Brin sam wszystko wymyślił i żaden z nich nie miał z tym nic wspólnego. Ja tymczasem stałem z boku, ciągle trzymając kobietę w objęciach. Moje oczy czujnie obserwowały zgromadzonych — większość z nich obawiała się mnie… jednak nie kobieta w moich objęciach.
Wyraźnie widziałem, że część kapłanów jest załamana wieścią, że Wybrana nie żyje, lecz pozostali zaczęli argumentować — po raz pierwszy otwarcie — że „może to i lepiej”.
Jednak jeden z kapłanów nie spuszczał z nas oczu. Risk był jednym z najstarszych — choć nie wyglądał, gdyż przypominał faceta po czterdziestce — i co dziwne choć raz nie uczestniczył w rozmowach.
Po zgromadzeniu dowiedziałem się dlaczego.
— Tate — wezwał mnie, nim opuściłem pokój. — Przyjdź do mnie za dziesięć minut.
Mimowolnie spojrzałem na kobietę w swoich ramionach, nie chcąc jej zostawiać, lecz wtedy dodał:
— I weź ją ze sobą.
Przez ten czas przebrałem się, pilnując przy okazji chwili, kiedy się przebudzi, lecz spała praktycznie bezgłośnie, co znaczyło, że musiała naprawdę głęboko spać. W pewnej chwili zauważyłem, że ma przekrzywione okulary, więc zdjąłem je jej, a moje serce po prostu przestało bić.
Ona z pewnością nie była dzieckiem. Ogarnąłem wzrokiem jej ciało, przypominając sobie to, jak leżałem na niej, ulokowany lędźwiami między jej udami. Od razu zacisnąłem zęby, czując, jak mój penis rośnie w spodniach.
Wziąłem głęboki oddech, modląc się, by mi przeszło.
Kiedy się w końcu otrząsnąłem, musieliśmy iść. Wziąłem ją znów na ręce, po raz kolejny zaskoczony tym, jakie to było dla mnie przyjemne i poszedłem do Riska.
Jego odkrycie okazało się dla mnie mniejszym zaskoczeniem, niż mogłem sądzić.
— Jej DNA się zgadza — powiedział, patrząc na nowoczesny wskaźnik, który przypominał działaniem cukromierz. — Nie poległeś Tate. Ochroniłeś tą osobę, którą miałeś.
Mój wzrok padł na jej twarz. A więc to był koniec…
— Ona… jest bardzo ważna. Wiesz dlaczego, Tate?
— Bo mówią o niej stare proroctwa — powiedziałem cicho, nie mogąc wyzbyć się żalu z serca.
Skoro ona była Wybraną, była całkowicie poza moim zasięgiem.
— Tak — przyznał. — Jej przeznaczeniem… jest rządzić.
Spojrzałem na niego.
— To już mnie nie dotyczy — powiedziałem, chcąc odejść jak najszybciej, lecz wszystko we mnie buntowało się przed tym.
— Nie jesteś ciekaw swojego znamienia na szyi?
Zatrzymałem się z ręką na klamce.
— Nie mogę być — powiedziałem oczywiste, lecz on jak zwykle brnął dalej:
— Ale jesteś — zauważył. — Możesz wyjść Tate i nigdy już jej nie zobaczyć. Lecz możesz też zostać… — moja ręka zacisnęła się z zaskoczenia — …i poznać pewną prawdę, która być może zmieni nie tylko ciebie, ale i wszystkich Obserwatorów. Jaki jest twój wybór?
Zamknąłem na moment oczy, rozpamiętując to, jak puściłem klamkę, gotów go wysłuchać.
— Wiesz, czym jesteście, lecz tak naprawdę sami nie wiecie o sobie nic poza tym, co zostało wam wpojone przez niektórych kapłanów. Ona jest waszym kluczem — Twoim kluczem, Tate.
— Skoro tyle wiesz, dlaczego sam mi wszystkiego nie powiesz?
— Ponieważ mimo całej swojej mądrości, nie znam odpowiedzi na każde pytanie. Jednak powiem ci jedną rzecz — ta kobieta narodziła się dla dwóch celów: by dawać odpowiedzi i rządzić. Część kapłanów jest tym przerażona — nie chcą, by cokolwiek się zmieniło, tymczasem jej narodziny opisano w Księdze.
— Co takiego? — zapytałem zaskoczony.
„Księga”, była magiczną książką, która zniknęła kilka tysiącleci temu — mówiono, że była w niej zapisana cała historia świata. Nieliczni co mieli możliwość do niej zajrzeć, poznali bardzo wiele ważnych wydarzeń, jeszcze zanim się one naprawdę zdarzyły. Prawdą jednak było to, że nie istniał nikt, kto byłby wstanie odnaleźć w Księdze to, co chciał wiedzieć, gdyż pokazywała ona tylko to, co sama pragnęła ukazać.
— Skąd możesz mieć pewność? — zapytałem trochę sceptycznie, lecz on miał na to odpowiedź:
— Ponieważ to ja odczytałem to proroctwo — wyznał. — Potem Księga zaginęła.
Mój wzrok znów skierował się na kobietę.
— Jej narodziny mają przynieść nieodwracalne zmiany na świecie — kontynuował. — Niektórzy boją się o swoje pozycje. Boją się, że nie przyniesie ona nic dobrego.
— A jak będzie? — nie odrywałem od niej wzroku.
— Tego księga nie ukazała — wyznał mi, a ja spytałem:
— Więc dlaczego jej nie zabiłeś? Dlaczego kazałeś mi ją chronić?
— Ponieważ przeznaczenie dotyka każdego. Również takich jak Ty.
— Ja jestem niczym — powiedziałem, znów na niego patrząc.
— A więc zróbmy tak. Zajmij się nią — otocz opieką.
— Ja? — zmarszczyłem brwi, zdziwiony takim obrotem spraw. — To przecież wasze zadanie.
— Nikt nie ochroni jej lepiej niż Ty.
— Czego mi nie mówisz? — zapytałem od razu, krzyżując ramiona na piersi.
— Niczego istotnego — wyznał. — Chcę poddać cię pewnej próbie. Czuwaj nad nią, dopóki się nie obudzi. A kiedy to uczyni, zadaj samemu sobie pytanie: „Czy jestem w stanie ją zostawić”?
Westchnąłem cicho i potarłem kark, ciągle siedząc w tej samej pozycji, ciągle pilnując tego, aż kobieta się przebudzi. To wszystko było niedorzeczne. Spotkałem w życiu miliony ludzi — czemu niby miałbym nie chcieć zostawić akurat jej?
Fakt, moja bestia bardzo intensywnie na nią reagowała, jednak ja sam dobrze znałem swoje miejsce…
Zamknąłem oczy. Kogo próbowałem oszukać? Nie miałem swojego miejsca.
Bycie Obserwatorem było równoznaczne z samotnością. Każde z nas egzystowało w pojedynkę, byliśmy zbieraniną ni to zwierząt, ni to ludzi — stworami, które żyły w cieniu. Obawiano się nas, zabijano — jednych ogarniało szaleństwo, inni poddawali się surowym zasadom, czyniąc z siebie kogoś na kształt żołnierza.
Byliśmy sami — takie było nasze przeznaczenie. Nie istniał dla nas nikt inny poza nami samymi. Bo i nikt nie byłby wstanie zaakceptować nas takimi, nikt poza innym wyrzutkiem podobnym do nas.
Wstałem i bezszelestnie stanąłem nad kobietą, patrząc na jej śpiąca twarz. Co powie, kiedy mnie teraz zobaczy? Bez maski ucywilizowania — takiego, jaki jestem naprawdę. Będzie płakać? Przerazi się? Będę ją brzydzić?
Moja bestia warczała na mnie samego — jedna część mojego umysłu nie chciała wierzyć, że tak zareaguje. Lecz druga — ta bardziej trzeźwa — jak najbardziej.
Nagle usłyszałem delikatny dźwięk głębszego oddechu, jaki wydaje człowiek, kiedy się budzi i zobaczyłem jak kobieta się przeciąga. Moje durne serce skoczyło na sam widok.
Wtedy zamarła i poderwała się do siadu.
— Wilczek — powiedziała, a ja nim się zorientowałem złapałem ją za ramiona, siadając obok.
Błyskawicznie uniosła na mnie wzrok i szepnęła:
— Boże. — Zanim ją puściłem ona sama mocno złapała mnie za zarośnięte policzki i przyciągnęła bliżej do swoich oczu. — Jezus Maria — powiedziała, lustrując mnie wzrokiem i zszokowany ujrzałem jej łzy. — Ty żyjesz.
Zapatrzyłem się na nią, obserwując, jak łzy ponownie spływają po jej policzkach.
— Tak — powiedziałem w końcu cicho.
Na dźwięk moich słów jakby drgnęła — opuściła ręce i powiedziała:
— Cieszę się — i zaczęła wycierać łzy, te jednak leciały dalej.
— Nie płacz — poprosiłem, ale ona wyznała:
— Nie potrafię.
Rozejrzałem się po pokoju i znalazłem pudełko chusteczek.
Postawiłem je obok niej, a ona wyrwała jedną i szlochając, przycisnęła ją do mokrych oczu.
Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić — rzadko czułem się w taki sposób.
— Przepraszam — powiedziała w pewnej chwili. — Za dużo tego i ja po prostu… po prostu — szloch się wzmógł.
Nagle poczułem w sobie pewien przymus… i kierując znów instynktem, po prostu ją objąłem.Rozdział 5
Nike
Kiedy poczułam, jak mnie obejmuje, zesztywniałam.
— Nie płacz — poprosił ponownie spokojnym głosem.
Jednak jego objęcie… czułam, że jest spięty. Jakby był niepewny tego, co robi. Jednakże… po raz pierwszy poczułam się tak w czyimś uścisku.
Bezpiecznie.
Nim się zorientowałam, co w ogóle robię, mój ciało zadziałało same — wtuliłam twarz w jego silne ramię, a dłońmi złapałam go za dół jego czarnej, mocno opinającej ciało koszulki.
Nigdy wcześniej nikt mnie tak nie tulił. Był… bardzo ciepły. Silny… Ta siła wyciszyła mnie — miałam wrażenie, że przy nim nikt nigdy mnie już nie skrzywdzi. Nie mogąc się oprzeć tym uczuciom, wcisnęłam twarz w jego szyję, by po prostu go przytulić.
Kiedy to zrobiłam wyraźnie zamarł, lecz po chwili rozluźnił się i poczułam zaskoczona, jak jego dłonie zsuwają się powoli po moich bokach, aż do bioder i łapią je mocno. Nie mogłam nic poradzić na falę gorąca, która objęła moje ciało.
Usłyszałam, jak delikatnie bierze głęboki oddech.
— I co ja mam zrobić? — usłyszałam jego cichy, wyraźnie chrapliwy głos.
Nie wiedziałam, o co mu chodzi, jednak odsunęłam delikatnie głowę, chcąc coś powiedzieć. Milczałam jednak, bo ujrzałam na jego szyi — zaraz nad pięknym tatuażem — dość wyraźną bliznę mającą kształt ukąszenia węża.
— Co ty masz na szyi? — zapytałam zduszonym głosem, na co zaczął:
— To ta…
— Czy to zęby po tamtym? — przerwałam mu i dotknęłam opuszkami palców miejsce ugryzienia. — Mój Boże, masz od tego blizny.
Poczułam, jak skóra pod moimi palcami na moment się napina, lecz zaraz wyraźnie stała się luźniejsza. Spojrzał na mnie — i dopiero się zorientowałam, jak blisko jesteśmy… że go dotykam w takim miejscu.
— Przepraszam — powiedziałam, od razu spuszczając wzrok. — Nie powinnam była.
— Nie powinnaś — przyznał, a ja zawstydzona chciałam zabrać rękę.
Złapał ją jednak i spojrzałam na niego zaskoczona.
— Jednak nie powiedziałem, że mi to przeszkadza — zauważył i położył ją z powrotem na swoim karku.
Nie sądziłam, że tak się zachowa — nie wiedziałam co robić.
Wtedy poczułam zaskoczona, jak z powrotem kładzie dłoń na moim biodrze.
— A czy tobie to przeszkadza? — zapytał cicho, a ja — trochę zawstydzona, znów spuściłam wzrok, wyznając jednak:
— Nie.
Czułam, że patrzy na mnie badawczo.
— Dlaczego na mnie nie spojrzysz? — zapytał w końcu, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak mam mu powiedzieć, że mimo swoich trzydziestu lat, w życiu nie byłam tak blisko faceta i nie mam pojęcia, jak się zachować? Na dodatek… Boże jakiego faceta! W życiu nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mnie trzymać w ramionach tak niesamowity mężczyzna. O takim to się śni po nocach — kobiety takie jak ja mogą Tylko to robić, bo tacy nawet nie zaszczycają nas spojrzeniem.
Kiedy ja prowadziłam swój wewnętrzny monolog, nagle poczułam, jak on się spina.
— Już cię puszczam.
— A chcesz tego? — wymsknęło mi się w panice, bo wcale tego nie chciałam i od razu zaczerwieniłam się ze wstydu. — Przepraszam. Gadam głupoty.
O dziwo poczułam, jak się trochę rozluźnia.
— Boisz się mnie? — zapytał bardzo spokojnie, jednak czułam, jak — w porównaniu do reszty ciała — mięśnie jego karku napinają się mocno, czyniąc je twardymi niczym stal.
— Nie — odparłam, lecz wtedy poprosił:
— Więc na mnie spójrz.
Zrobiłam to i napotkałam jego piękne, złote oczy. Patrzyliśmy tak na siebie chwilę i znów poczułam, jak się rozluźnia. Zapytał w końcu:
— Pamiętasz co się stało?
— Tak — przyznałam od razu i zapytałam: — Co zrobiliście z… z moją mamą?
— Położyliśmy ją w widocznym miejscu — wyznał spokojnie. — Policja na pewno już dawno ją znalazła.
Poczułam łzy zbierające się w moich oczach. Mój obrońca puścił moje biodro i starł delikatnie kroplę, która mi się wymsknęła. Zobaczyłam, jak patrzy na nią zamyślony, by po chwili zlizać ją z palca.
— Takie czyste łzy — wyznał cicho. — Chcesz mnie o coś zapytać? — zapytał, znów kładąc rękę na moje biodro.
Chyba najbardziej chciałam go zapytać, czy podoba mu się dotykanie mnie w taki sposób, na szczęście jednak miałam równie ważne, bezpieczniejsze pytanie.
— Tak — przyznałam i rozejrzałam się. — Gdzie moje okulary?
Podał mi je bez słowa, a ja wzięłam je w obie dłonie i zanim założyłam, wytarłam szkła o bluzkę.
— Czy gdy je założysz… — usłyszałam nagle — …uciekniesz ode mnie?
— Dlaczego bym miała? — zapytałam zaskoczona, lekko się czerwieniąc na te słowa.
Jego wzrok… był wyraźnie smutny, choć wiedziałam już, że tego nie chciał.
— Bo zobaczysz całego mnie — wyznał z ledwo ukrytym bólem.
— Jeśli ty, dobrze mnie widząc, nie uciekasz ode mnie, ja tego tym bardziej nie zrobię — wyznałam i założyłam okulary, wyjaśniając, bo widać czegoś nie wiedział: — Poza tym widziałam cię doskonale nawet bez nich. Mam bardzo specyficzną wadę wzroku — w zależności od odległości, bez okularów widzę z bliska niemal tak dobrze jak „z”.Rozdział 6
Tate
Jej słowa zaskoczyły mnie tak bardzo, że aż zamarłem. Zamrugałem jednak w końcu i wychrypiałem:
— Widzisz mnie tak samo jak przed chwilą?
— Tak — przyznała cicho, a ja spuściłem wzrok, nie wierząc w to, co się dzieje. Moja głowa nie była do końca ludzka, co było teraz aż zbyt widoczne, jednak ona nie uciekła i co więcej, właśnie się mnie pytała:
— Czy wszystko w porządku?
Uniosłem wzrok, słysząc ton pełen troski i ujrzałem jej oczy, również przepełnione tym uczuciem.
— Wyglądasz, jakby coś ci było — wyznała przejęta, patrząc na mnie z dołu tymi pięknymi oczami. — Mogę… mogę jakoś pomóc?
Zamknąłem oczy, a moje dłonie zacisnęły się na jej biodrach. Bogowie, było tyle rzeczy, które pragnąłem…
— Tate? — usłyszałem i przeleciał mnie prąd.
Spojrzałem na nią zszokowany. Skąd ona…
— Tak masz na imię, prawda? — zapytała cicho, czerwieniąc się. — Twój przyjaciel tak na ciebie mówił… I przepraszam, że tak bez „pan”, ale…
Moja dłoń bez zastanowienia wplotła się w jej włosy i przyciągnąłem ją do siebie. Na szczęście otrząsnąłem się na nanosekundę przed popełnieniem ogromnego błędu.
Puściłem ją i nie oglądając za siebie wypadłem z pokoju.
Nim się zorientowałem zacząłem biec.
Wpadłem do pokoju Riska i przycisnąłem go do ściany, zrzucając przy okazji stojący obok regał z książkami.
— Wiedziałeś, że tak się stanie. Wiedziałeś!
— Ja tylko robię to, co było napisane — rzekł spokojnie.
— Nie będę grał w twoje gierki! — zagrzmiałem.
— Nie musisz tego robić — powiedział. — Lecz wtedy nikt z nas nie odnajdzie swoich odpowiedzi. Powiedz mi Tate, czy sądzisz, że to co czujesz jest zmanipulowane?
Moje dłonie zacisnęły się, a warkot urósł w gardle.
— Macie w sobie zwierzęta Tate, lecz wielu z nas zapomniało, że także jesteście ludźmi.
— Jesteśmy marginesem…
— Czy naprawdę w to wierzysz? Czy nigdy nie myślałeś, że może być inaczej?
Cholerny sukinkot, znów zaczyna… Mój warkot jednak się zmniejszył, na co od razu zaczął:
— Tak myślałem. Tate, czy nie chcesz znaleźć swojego prawdziwego miejsca? Czy nie chcesz się odnaleźć?
Zamilkłem i spojrzałem na niego badawczo.
— Dlaczego tak ci na tym zależy?
— Bo tak jak ty i wielu nam podobnych mam dość takiego istnienia. Ona jest naszą przyszłością — bez niej nic nigdy się nie zmieni.
— … Ale dlaczego Ja? — zapytałem w końcu.
— O to już musisz się zapytać jej, nie mnie.
Jej?
— Oraz samego siebie.
Miotałem się dość długo w korytarzu, rozpamiętując jego dalsze słowa:
— Za nią pójdzie wielu. Jednak ona potrzebuje kogoś, kto się nią zaopiekuje, kto będzie ją bronił, kto odda dla niej wszystko. To nie musisz być ty, Tate, lecz dopóki ta rola nie zostanie wypełniona, chcę byś się nią zaopiekował.
Stanąłem w miejscu i wziąłem głęboki oddech. Nie miałem wyboru, a dokładniej… Nie chciałem, przynajmniej na razie, przekazywać jej komuś innemu… „Na razie”? — zapytałem samego siebie, zaciskając zęby. — „Jesteś aż tak głupi?”.
Postanowiłem to zostawić i ruszyłem z powrotem do pokoju, gdzie ją zostawiłem. I zacząłem biec, kiedy usłyszałem jej krzyk.
Wpadłem do pomieszczenia, lecz zaraz z niego wybiegłem, goniąc za jej zapachem.
Kiedy usłyszałem strzały, moja bestia wyrwała się na wolność.