Przywróceni do życia. Pokonać samobójstwo - ebook
Pierwsza na polskim rynku wydawniczym książka zawierająca relacje osób, które przeżyły kryzys samobójczy.
Co wpływa na decyzję o samobójstwie? Jak wyglądają minuty przed jej podjęciem? Czym jest życie po przeżyciu? Co decyduje, że po jednej próbie człowiek podejmuje następną?
Trzynaście poruszających rozmów z osobami, które z cierpienia, samotności i bezsilności były o krok od odebrania sobie życia.
Monika Tadra pyta o to, co czuje człowiek, który dąży do śmierci. Chce też wiedzieć, co powoduje, że mimo wszystkich trudności może on znaleźć siłę, by żyć dalej. Dr Halszka Witkowska, jedna z najwybitniejszych w kraju specjalistek w dziedzinie suicydologii, poszukuje wyjaśnienia tych dramatycznych decyzji, pokazując, że całe życie człowieka wpływa na podjęcie decyzji o samobójstwie.
Halszka Witkowska – suicydolog, konsultantka kryzysowa, a także pomysłodawczyni i koordynatorka pierwszego w Polsce serwisu edukacyjno-pomocowego dla osób w kryzysie samobójczym i ich bliskich Życie warte jest rozmowy. Za swoją misję uważa upowszechnianie wiedzy na temat zapobiegania samobójstwom, co czyni zarówno w swych badaniach naukowych, a także jako wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim. Jest wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego i ekspertem Ministerstwa Zdrowia. Dotąd opublikowała między innymi dobrze przyjętą pracę naukową „Samobójstwo w kulturze dzisiejszej. Listy samobójców jako gatunek wypowiedzi i fakt kulturowy” (2021) oraz była jednym z redaktorów naukowych publikacji „Autodestrukcja. Sytuacje graniczne we współczesnej kulturze” (2020), „Nikt nie chce umierać. Autodestrukcja w perspektywie kulturowej” (2022), „Nie mam siły żyć. Autodestrukcja w kulturze” (2024). Szeroko dyskutowana była jej książka „Życie mimo wszystko. Rozmowy o samobójstwie”(2022) oraz „Niewysłuchani. O śmierci samobójczej i tych, którzy pozostali”(2024, współautorka Monika Tadra). Trenuje jeździectwo, uczestniczy w zawodach WKKW.
Monika Tadra – absolwentka Szkoły Głównej Handlowej. Od 2020 r. prowadzi stronę internetową Świat Spotkań, gdzie zamieszcza zapisy rozmów z takimi osobami, jak Katarzyna Karpowicz, Agata Tuszyńska, Justyna Dąbrowska, Joanna Heidtman, Marcin Kydryński czy Mikołaj Grynberg. Jej pierwsza książka „To nie nasza wina”(2023) stanowi zapis jedenastu rozmów z dorosłymi wychowankami domów dziecka. Wierzy w moc słowa oraz sens podejmowania trudnych, ważnych społecznie tematów, a największe zainteresowanie wzbudza w niej człowiek.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8391-820-4 |
| Rozmiar pliku: | 688 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozmowa o samobójstwie to rozmowa o życiu. Właściwe pytanie nie powinno brzmieć: dlaczego ludzie odbierają sobie życie?, tylko: co powoduje, że wbrew przeciwnościom losu dalej mają siłę o nie walczyć? To bardzo indywidulana walka. Inna jest bowiem za każdym razem droga, jaką przebywa osoba w kryzysie samobójczym. Zawsze jest to jednak proces. O tym, jak dochodzi do podjęcia decyzji o odebraniu sobie życia, ale także o tym, co na nią wpływa, mówią bohaterowie tej książki.
Historie, które odsłonią się przed czytelnikami na kolejnych stronach, są autentyczne. Chciałam oddać głos osobom, które stanęły przed decyzją o odebraniu sobie życia i pomimo całego bólu, jaki im towarzyszył, przeżyły. Żeby jednak zrozumieć nie tylko te pojedyncze historie, ale i całe zjawisko, jakim są zachowania samobójcze, istotny jest komentarz. Dlatego podjęłam decyzję, aby po każdej opowieści pojawiło się odniesienie do problemów poruszanych przez daną osobę. Gdy pisałam te komentarze, zależało mi na tym, aby nie stać się specjalistką od ludzkiej tragedii. Nie chcę bowiem oceniać bohaterów, razi mnie też możliwość rozkładania na czynniki pierwsze każdej z tych intymnych opowieści. Byłoby to niczym operowanie żywego organizmu w celach naukowych, przykładanie lupy, pobieranie próbek do badań pod mikroskopem – bez uwzględnienia ludzkiego bólu stojącego za tymi historiami. Darzę ogromnym szacunkiem każdego z bohaterów tych opowieści i dlatego nie mam zamiaru z zimną perspektywą badacza przystawiać szkiełka i oka do ludzkiego cierpienia. Zdecydowałam się nie analizować każdej historii osobno. Jest to bardzo bliskie mojemu podejściu do suicydologii, czyli nauki o zjawisku, jakim jest samobójstwo. Tworzenie kolejnych teorii opartych na kategoryzacji i szufladkowaniu, co w podejściu badawczym często się zdarza, budzi mój ogromny sprzeciw.
Wystarczy spojrzeć chociażby na wybitne dzieło Émile’a Durkheima Le suicide, które stało się podwaliną współczesnej socjologii. Autor dzieli samobójstwa na fatalistyczne, altruistyczne, egoistyczne i anomiczne. I jakkolwiek podział ten jest ciekawy, a badania Durkheima wiele wniosły do nauki, za każdym razem, gdy dochodzi do takiej kategoryzacji w przypadku ludzkiej tragedii, mam wrażenie, że coś istotnego nam umyka. Dzieląc samobójstwo na kolejne typy, nazywając je i porządkując, prędzej czy później odczujemy potrzebę dopasowania kolejnych przypadków do wyodrębnionych przez nas form. Na koniec nie staramy się już docenić wyjątkowości poszczególnych historii, lecz na siłę dopasowujemy je do naszych modeli.
Dlatego w swoim podejściu do problematyki zachowań samobójczych staram się nie tworzyć podziałów na poszczególne typy czy rodzaje, nie dzielę listów pożegnalnych na miłosne lub agresywne, nie dzielę osób podejmujących próby samobójcze na te, które wołają o pomoc, i te, które pragną odzyskać sprawczość. Wychodzę z innego założenia – chcę znaleźć wspólne mianowniki dla tak bardzo różnych od siebie i niepowtarzalnych historii. Sprawdzić, co łączy osoby, które straciły siłę do życia.
U źródeł powstania suicydologii tkwiła zarówno chęć poznania przyczyn zachowań autodestrukcyjnych człowieka, jak i próba znalezienia rozwiązań, aby temu zjawisku zapobiec. Głęboko wierzę, że znalezienie punktów wspólnych i ich zrozumienie pomoże nam jeszcze lepiej wspierać osoby mierzące się z kryzysem samobójczym. I o tych łączących się w bólu wątkach postaram się jak najlepiej opowiedzieć.
Od kilkunastu lat tematem zachowań samobójczych zajmuję się z perspektywy badawczej, pomocowej, organizacyjnej i instytucjonalnej. Pracuję ze specjalistami, psychologami, terapeutami, psychiatrami, a także z dziennikarzami. W swojej pracy dość szybko zdałam sobie sprawę, jak ważny dla tematyki zachowań samobójczych jest język. To właśnie język zmienia rzeczywistość. Z jednej strony siłę performatywną zmieniającą świat odbiorcy będą mieć słowa pojawiające się w listach pożegnalnych, to one często zostają do końca życia w głowie bliskiego, któremu dane było je przeczytać. Z drugiej strony to, jak konstruujemy zdanie i jakich określeń używamy w rozmowie z osobą w kryzysie, ma ogromne znacznie. Zwroty typu: „Będzie dobrze” albo „Inni mają gorzej” wielu osobom z pewnością nie pomogły. Istnieje jednak jeszcze trzeci obszar, w którym słowa mają wielką moc. To media, książki, filmy, które docierają do szerokiego grona odbiorców – wszelkie przekazy, gdzie podejmowany jest wątek zachowań samobójczych. Od formy i sposobu podejmowania tego wątku zależy, czy ktoś sięgnie po pomoc, czy nie. Tworząc treści do publikacji, w których podjęto wątek zachowań samobójczych, zawsze należy mieć na uwadze trzy grupy: osoby z myślami samobójczymi, osoby po próbie samobójczej i tych, którzy są w żałobie po samobójczej śmierci bliskiego. To właśnie te grupy odbiorców są najbardziej wrażliwe. Tym, co opublikujemy, możemy pogorszyć ich stan psychiczny, ale możemy też sprawić, że zaczną szukać pomocy i wyjścia z trudnej sytuacji. Dowodem na to, że słowa mają ogromną moc w zapobieganiu samobójstwom, są badane od lat efekt Wertera i efekt Papagena. Oba zjawiska są związane z tym, jak w przestrzeni publicznej, w mediach i popkulturze przedstawiamy autodestrukcję. Jeśli zrobimy to nieprawidłowo, upubliczniając sposoby na odebranie sobie życia, gloryfikując i romantyzując samobójstwo, możemy przyczynić się do zwiększenia liczby zachowań samobójczych. Za sprawą dowodów naukowych na istnienie efektu Wertera Światowa Organizacja Zdrowia przygotowała rekomendacje dla dziennikarzy, osób wypowiadających się w mediach oraz twórców kultury dotyczące tego, jak prawidłowo poruszać ten wyjątkowo wrażliwy społecznie temat. Rekomendacje te mamy także w języku polskim, przystosowane do naszej rzeczywistości społecznej, opracowane w ramach Krajowego Programu Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym, realizowanego przez Ministerstwo Zdrowia. Warto jednak pamiętać, że pisanie o zachowaniach samobójczych, oprócz ryzyka, ma także ogromny potencjał – pozwala nieść pomoc na dużo większą skalę.
Austriacki naukowiec Thomas Niederkrotenthaler w swoich badaniach wielokrotnie udowadnia, że poruszając temat samobójstw w kulturze popularnej czy przekazach medialnych, możemy wywołać nie tylko efekt Wertera, ale także efekt Papagena. To zjawisko, które powstaje w wyniku publikowania treści związanych z zachowaniami samobójczymi w sposób prawidłowy, co przekłada się na zmniejszenie liczby prób samobójczych i samobójstw. Wystarczy, że nie są łamane rekomendacje Światowej Organizacji Zdrowia, a dodatkowo podkreśla się możliwość uzyskania pomocy, obalane są mity związane z tą problematyką, a także pokazywana jest droga obrana przez osoby, które poradziły sobie z kryzysem samobójczym. Nasza książka ma przyczynić się do efektu Papagena, na czym bardzo nam zależy. Dlatego, drodzy czytelnicy, nie znajdziecie w niej opisu metod, sposobów, w jaki nasi bohaterowie podejmowali próby samobójcze. Nie będą opisywane narzędzia oraz szczegółowe okoliczności. I choć może to być drażniące, bo zostaną miejsca niedopowiedziane, to bezpieczeństwo osób będących w kryzysie, które sięgną po tę książkę, jest dla nas najważniejsze.
Podczas pisania książki, w której znalazły się prawdziwe historie, należy wziąć pod uwagę wpływ, jaki publikacja i jej odbiór mogą wywrzeć na ludzi dzielących się swoimi, często bardzo intymnymi, opowieściami. Z tego powodu zdecydowałyśmy się nie zapraszać do projektu rozmówców poniżej dwudziestego pierwszego roku życia ani osób będących aktualnie w kryzysie samobójczym. W przypadku pierwszej grupy ryzyko możliwych intensywnych reakcji emocjonalnych po ukazaniu się książki, na przykład nawrotu myśli samobójczych, jest wysokie, zwłaszcza gdy od próby minęło stosunkowo niewiele czasu. Jeśli zaś chodzi o osoby w kryzysie, to zbyt dużym obciążeniem mogłoby być dla nich dzielenie się swoją historią. Dlatego też w książce prezentowanej czytelnikowi znajdują się historie osób, które przeszły kryzys samobójczy i poradziły sobie z nim, a opowieści tych, którzy przegrali walkę o życie, możemy usłyszeć tylko w listach pożegnalnych2.
Od lat zajmuję się problematyką samobójstw i zawsze wiedziałam, że jest objęta tabu. Wielokrotnie mówiłam o tym w mediach, na konferencjach czy w prywatnych rozmowach. Kiedy razem z Moniką Tadrą pisałyśmy Niewysłuchanych. O śmierci samobójczej i tych, którzy pozostali, mierzyłyśmy się z samotnością i wstydem, którego doświadczali nasi bohaterowie. Przy czym znalezienie osób, które zechciały się podzielić tym ogromnie trudnym doświadczeniem, jakim jest żałoba po śmierci samobójczej, okazało się dość trudnym zadaniem.
Nie zdawałyśmy sobie jednak sprawy, że w kolejnej książce zmierzymy się z wyzwaniem jeszcze trudniejszym. Okazało się, że żałoba, przez to, że samobójstwo jest „zapośredniczone” przez bliską osobę, nie dotyka nas samych, jest łatwiejsza do opisania i związana mimo wszystko z mniejszym lękiem przed obnażeniem. Tymczasem po kilku miesiącach od rozpoczęcia pracy nad tą książką miałyśmy tylko trzech bohaterów, a właściwie bohaterki, bo mężczyźni nie chcieli wziąć w tym projekcie udziału. Byłyśmy załamane. Pamiętam, jak mówiłam wtedy studentom na swoich zajęciach: „Wiedziałam, że to jest temat tabu, ale nie wiedziałam, że aż tak”.
Zdecydowałyśmy się na ryzykowny krok i opublikowałyśmy w mediach społecznościowych, na profilu Życie warte jest rozmowy, informację, że szukamy bohaterów do książki. Dlaczego opisuję ten krok jako ryzykowny? Bałyśmy się bowiem nie tylko reakcji społeczności internetowej, ale także liczby zgłoszeń, które przyjdą. Nie chciałyśmy też zawieść oczekiwań osób, które zgłoszą się do projektu, a ich historie nie zostaną w nim uwzględnione.
Odezwało się ponad czterdzieści osób. Część z nich, pomimo zadeklarowanej chęci udziału w projekcie, zrezygnowała na kolejnych etapach. Jeden z bohaterów przyznał, że nie jest w stanie rozmawiać na ten temat, dlatego swoją historię może jedynie sam spisać. Okazało się, że mówienie o próbie samobójczej i myślach samobójczych jest naprawdę ogromnym wyzwaniem, mimo że publikowane historie podlegają anonimizacji i autoryzacji. Około 90 procent zgłoszeń pochodziło od kobiet. Dlatego w książce przeważają kobiece narracje. O tym, co wpływa na taki obraz sytuacji, opowiem w kolejnych rozdziałach.
Natomiast we wstępie zależało mi na tym, aby nie tylko wprowadzić czytelników w złożoną problematykę tej publikacji, ale także wytłumaczyć wybory, które zostały podjęte przy jej tworzeniu. Najważniejsze jest to, że znalazłyśmy trzynaście wspaniałych osób, które zechciały podzielić się swoimi historiami, i pomimo wielkich obaw, a także presji społecznej, jakich przy tym temacie doświadczały, opowiedziały nam o najbardziej intymnych przeżyciach i emocjach. Wraz z bohaterami tej książki mamy ogromną nadzieję, że pomoże ona osobom doświadczającym kryzysu oraz tym, które chcą lepiej zrozumieć zachowania samobójcze i pomóc tym, którzy tego potrzebują.
Halszka Witkowska
------------------------------------------------------------------------
1.
2 Halszka Witkowska, Samobójstwo w kulturze dzisiejszej. Listy samobójców jako gatunek wypowiedzi i fakt kulturowy, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, 2021.W książce Niewysłuchani spisałam historie ludzi, których bliscy odeszli w wyniku śmierci samobójczej. Później bardzo naturalnie pojawił się pomysł oddania głosu tym, którzy znaleźli się na granicy życia i śmierci, ale odkryli w sobie siłę, by zostać po stronie życia. Jakie doświadczenia doprowadziły ich do momentu, w którym rozważali albo decydowali się na odebranie sobie życia? Dlaczego w ostatniej chwili powstrzymali się od realizacji decyzji? Co sprawiło, że niektórzy podjęli tylko jedną próbę samobójczą, a inni próbowali wielokrotnie? Jak znaleźli i wciąż znajdują siłę, by żyć? Między innymi na te pytania szukałam odpowiedzi, spotykając się z moimi rozmówcami.
Chęć rozmowy na potrzeby tej publikacji wyraziło ponad czterdzieści osób, którym bardzo dziękuję za uczynienie tego kroku. Wiem, że gotowość podzielenia się swoją historią wymagała siły i odwagi. Niestety, nie mogłam wysłuchać wszystkich. Każdy wybór jest trudny. Każdy inny niż ten dokonany sprawiłby, że książka Przywróceni do życia byłaby inna.
Trzynaście osób. Dziewięć kobiet i czterech mężczyzn. Ludzie w różnym wieku i z różnym bagażem doświadczeń. Niektórzy mają za sobą jedną lub kilka prób samobójczych, inni zdążyli zejść z cienkiej linii dzielącej ich od samobójstwa. Trzynaście opowieści o cierpieniu, samotności i bezsilności. Ale również, a może głównie, o sile, odwadze i nadziei. Życie moich rozmówców składa się z wielu trudnych i bolesnych doświadczeń, ale jest dowodem na to, że można wydostać się z najgłębszego mroku. „We wszystkim jest szczelina, którą dostaje się światło”, jak pisał Leonard Cohen w utworze Hymn. Tym światłem może okazać się bycie wysłuchanym, rozmowa z drugim człowiekiem, telefon dzwoniący w odpowiedniej chwili, odebrany esemes czy zwierzę tulące się do nóg. Światło życia podtrzymać mogą troska o siebie, praca, relacje z bliskimi albo poczucie bycia potrzebnym.
Bohaterowie Niewysłuchanych chcieli rozmawiać ze mną „na żywo”. Tym razem było inaczej. Niektórzy moi rozmówcy mieli potrzebę „schowania się” za monitorem komputera, a nawet za telefonem. Jeden z bohaterów w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać, więc przysłał mi spisaną historię swoich doświadczeń. To pokazuje, jak trudne jest mówienie o myślach i próbach samobójczych, mimo że wszystkie rozmowy przytoczyłam anonimowo i padające w nich imiona zostały zmienione. Niejednokrotnie doświadczenia moich rozmówców łączyły się nie tylko z bólem, ale również z poczuciem winy i wstydu oraz strachem przed stygmatyzacją.
Jestem niezwykle wdzięczna bohaterom za zaufanie i uchylenie drzwi do swojego życia. Dziękuję za otwarte i bardzo osobiste rozmowy, które niejednokrotnie wywoływały smutek i przykre wspomnienia. Te spotkania były dużym wyzwaniem, w czym utwierdzałam się wielokrotnie, słuchając nagranych rozmów i spisując ich treść. Dziękuję również tym, którzy mimo zgłoszenia chęci spotkania ze mną później się z niej wycofali. Doceniam podjęcie próby i wiarę w to, że rozmowa o zachowaniach samobójczych ma sens i może pomóc innym.
Wierzę w siłę człowieka i moc słów. Jestem przekonana, że nasza obecność, uważność i czułość mogą uratować niejedno życie. Ufam, że słowa bohaterów książki oraz komentarze Halszki Witkowskiej mają dużą moc i staną się wsparciem dla osób w kryzysie psychicznym, dla ich bliskich oraz tych, którzy chcą nieść im pomoc. Dla nas wszystkich mogą być wskazówkami, dzięki którym lepiej zrozumiemy osoby w kryzysie i bardziej świadomie będziemy mogli im towarzyszyć. Te słowa dowodzą, że można poradzić sobie z bólem, znaleźć nową drogę i odzyskać sens życia.
Monika TadraDZIECIŃSTWO A ZACHOWANIA SAMOBÓJCZE W DOROSŁOŚCI
Kiedy myślę o roli dzieciństwa w naszym życiu, to nieustannie mam przed oczami następujący obraz. W pewien słoneczny piękny dzień mój tata naprawiał fragment podwórka, zalewając uszkodzony element betonem. Po skończonej pracy z zadowoleniem odszedł, by zająć się czymś innym. Ja bawiłam się z psem i zobaczyłam, jak przez ten świeżo zalany beton przebiegł przepłoszony naszą zabawą kot, zostawiając po sobie odbicia puszystych łap. Te ślady zostały na podwórku już na zawsze. I choć nie uszkodziły go na tyle, że trzeba było wykonywać pracę od nowa, stały się jego charakterystyczną częścią. I tak też jest z naszym dzieciństwem. To, co się wówczas wydarza, często zostawia w nas ślad na zawsze. Nie jestem skłonna podążać drogą, w której mówi się, że doznane w dzieciństwie krzywdy i trudne przeżycia determinują całe nasze życie i skazują nas na porażkę. Jednak silnie wierzę w to, że nadają mu pewien charakterystyczny rys. Tworzą blizny utrudniające nam funkcjonowanie, ale z drugiej strony pozwalają zyskać zupełnie inną perspektywę.
Są jednak zdarzenia, po których rany wyjątkowo trudno się goją, a powstałe blizny mimo upływu czasu nadal sprawiają ból. Wśród historii opowiedzianych w tej książce znajdziemy wiele takich trudnych przeżyć. Pojawi się z pewnością przemoc, zarówno psychiczna, jak i fizyczna, ale także ta bardzo trudna do opowiedzenia, bo obarczona poczuciem wstydu przemoc seksualna. Erwin Ringel, jeden z ojców światowej suicydologii, zwracał uwagę na ogromny wpływ dzieciństwa na zachowania samobójcze. Jeśli nawet dziecko poradzi sobie z trudnymi doświadczeniami, to nie znaczy, że w dorosłości nie dadzą one o sobie znać. Bessel van der Kolk, wybitny amerykański traumatolog holenderskiego pochodzenia, w swojej książce Strach ucieleśniony zwraca uwagę, że traumatyczne dzieciństwo może powodować zaburzenia, a nawet choroby psychiczne, a już z pewnością utrudniać funkcjonowanie w dorosłym życiu. Autor stawia tezę, że mamy do czynienia z przemilczaną epidemią amerykańskiego społeczeństwa – problemem, o którym wciąż mówi się zbyt rzadko i z dużymi oporami.
Bycie bezbronnym świadkiem
W dzieciństwie jesteśmy bezbronni i w tej bezbronności często osamotnieni, bo dorośli bardzo szybko zapominają, jak to jest być widzem, który ma tak niewielki wpływ na rzeczywistość. Dziewięciolatka patrząca, jak ojciec bije matkę i wlecze ją po podłodze, nie może nic zrobić. Zostają jej tylko płacz i krzyk. Poczucie bezradności zalewa całe jej ciało, a serce pęka na małe kawałki rozerwane siłą miłości do rodziców. Dziecko nie rozumie, dlaczego ukochane osoby się krzywdzą, nie wie, czy to, co widzi, skończy się na kilku siniakach, szpitalu, a może na śmierci ciężko pobitej matki. Ze strachu, miłości, bezradności i samotności powstaje emocjonalne tsunami i ono sprawi, że dorosła kobieta, z którą miałam okazję rozmawiać, nie zapomni tych obrazów do końca życia. Po latach wciąż będą w niej mieszkały lęk i bezradność w obliczu przemocy. Kiedy na jej drodze stanie agresywny mężczyzna o złych zamiarach, nie będzie umiała wydusić z siebie słowa, a całe jej ciało zdrętwieje w poczuciu zamrożenia.
Naruszenie granic ciała
Doświadczenie molestowania seksualnego bohaterki, której historia jako pierwsza pojawia się w tej książce, potwierdza przerażający fakt, o którym pisze Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę w swoim raporcie z 2022 roku. Osiemdziesiąt procent dzieci, które doświadczyły molestowania seksualnego i nie powiedziały o tym nikomu w ciągu dwóch tygodni od zdarzenia, prawdopodobnie nie powie o tym już nigdy. To przeżycie zostaje w nich niczym kawałek szkła wbity w stopę i choć niewidoczny, sprawia ból przy każdym kroku. Doświadczenie molestowania seksualnego to przerwanie granic bezpieczeństwa. W ślad za tym idą poczucie uprzedmiotowienia oraz przerażające wrażenie braku kontroli nad swoim ciałem i rzeczywistością. Do tego ten ogromny wstyd. Ofiary gwałtu lub molestowania często mają wrażenie, że to ich wina. Nie powinny pojawić się w danym miejscu albo powinny inaczej się ubrać. U tych osób, które doznają uczucia odrętwienia i nie mogą wykonać ruchu ani wydusić z siebie słowa, często pojawia się złość skierowana do wewnątrz za brak stosownej reakcji. Z czasem dochodzi do pogłębionej nienawiści wobec siebie samej lub siebie samego, chęć ukarania siebie, a także ogromny spadek samooceny. Brak możliwości rozmowy na ten temat powoduje zatapianie się w samotności i rozwijanie w głowie myśli, w których osoby te nieustannie się karcą.
Jednym z najtrudniejszych doświadczeń jest przeżycie gwałtu lub molestowania seksualnego ze strony kogoś bliskiego, członka rodziny lub przyjaciela. Dochodzi wtedy do nieodwracalnego naruszenia bariery bezpieczeństwa i zaufania. Ktoś, kto miał nas kochać i chronić, staje się przyczyną bólu i wstydu. Sprawia, że nasze ciało przestaje być nasze. Najgorsze w tych przypadkach dodatkowo jest to, że dzieci doświadczające tego typu przemocy często są niewysłuchane, a rodzice z różnych przyczyn im nie wierzą. Matka nie chce bowiem przyjąć do wiadomości, że jej nowy partner, z którym właśnie wspaniale układa sobie życie, wieczorami molestuje jej córkę. Uświadomienie sobie tego nie tylko zrujnuje jej nowe życie, ale także podważy jej kobiecość i miłość partnera. Ten rodzaj zaprzeczenia i braku zaufania do dziecka pozostawia w nim blizny, które bardzo często utrudniają nie tylko zbudowanie silnej tożsamości, ale też wiary w relacje międzyludzkie.
Odpowiedzialność, która przychodzi za szybko
Zdarza się też tak, że dzieciństwo trwa bardzo krótko. Jego koniec wyznaczają zdarzenia, które zmuszają do ekspresowego przejścia w dorosłość i przejęcia odpowiedzialności, na którą dziecko nie jest gotowe. Do takich przeżyć należy opieka nad chorym bliskim. Codzienne doglądanie takiej osoby, uczestniczenie w rozpadzie psychiki oraz ciała, zamartwianie się o wciąż pogarszający się stan zdrowia uniemożliwiają spędzanie beztroskich dni w towarzystwie rówieśników.
I choć śmierć nie zawsze jest przez dziecko odbierana w swojej całej dosłowności i ostateczności, to powoduje, że z dnia na dzień dochodzi do przewartościowania codziennych czynności. Jak tu bawić się z rówieśnikami, gdy w domu czeka na nakarmienie chora na alzheimera babcia? Jak śmiać się z koleżanką z nierówno pomalowanych paznokci, jeśli nie wiemy, czy nasz bliski wróci dziś ze szpitala, czy będzie musiał zostać tam na dłużej? I w końcu najważniejsze, narzucona dziecku odpowiedzialność niedostosowana do wieku męczy i wyczerpuje. Jest bowiem za ciężka, nieadekwatna do jego siły psychicznej i emocjonalnej. Dziecko nie ma rozwiniętych narzędzi do oceny sytuacji, często brakuje mu dystansu, którego nabiera się z wiekiem. A właśnie z takich składników budowana jest odpowiedzialność. Innymi słowy, jest to zadanie, które przerasta małego człowieka. Sytuacje kryzysowe, najczęściej niezapowiedziane, mają to do siebie, że nie tylko podważają wszelki porządek, w jakim żyjemy, ale także nie dają czasu na odpowiednie przygotowanie.
Rodzice mierzący się z chorobą własnego rodzica lub z kryzysem ekonomicznym albo rozwodem często są tak skupieni na radzeniu sobie z rzeczywistością, że tracą z pola widzenia syna lub córkę oraz rolę, jaką dzieci muszą przyjąć w tak trudnej dla wszystkich sytuacji. Dorośli często zapominają o tym, że dziecko, słysząc ich kłótnie, traktuje je bardzo poważnie, w dodatku interpretuje to po swojemu. Kiedy kłótnie dotyczą kwestii finansowych, jak w przypadku bohaterki pierwszej rozmowy, w dziecku często budzi się naturalna chęć pomocy rodzicom. Będzie chciało ich odciążyć, nie biorąc pod uwagę własnego przeciążenia. Kiedy zabraknie uważności ze strony dorosłych, mały duży człowiek może wziąć na swoje barki ciężar nie do udźwignięcia. Efektem tego obciążenia będzie po latach poczucie wyczerpania.
Nie raz zdarzyło mi się usłyszeć od dwudziestoparolatków, że są potwornie wyczerpani. W opowieściach o ich dorastaniu często pojawiał się motyw zbyt szybko wziętej na swoje barki odpowiedzialności. To trochę tak, jakby zbyt młody sportowiec przyjął w trakcie swojego treningu za duże ciężary. Jego nierozwinięte do końca ciało może ulec kontuzjom, które osłabią go w dorosłym życiu i staną się przeszkodą w uzyskaniu optymalnej formy. Zmęczone dzieci to te, których dzieciństwo zamiast beztroski przepełnione było poczuciem obowiązku, lękiem, obawami o kolejny dzień, strachem przed tym, że komuś bliskiemu albo im samym stanie się krzywda. Wszystkie te emocje zabierają energię, którą z czasem coraz trudniej jest odbudować.
Śmierć bliskiego
Żałoba w dzieciństwie nie jest oczywista. Wielu badaczy spiera się o to, czy okres po śmierci bliskiej osoby można z perspektywy dziecka nazwać żałobą. I choć dziecko zyskuje dość wcześnie świadomość, czym jest śmierć, to nadal nie ma dostępnych narzędzi intelektualnych, aby to przepracować. Wspomniany już Ringel doświadczenie nieprzepracowanej w dzieciństwie żałoby nazywa wnoszeniem w dorosłość „trupa w szafie”. Nigdy bowiem nie wiadomo, kiedy z tej szafy wypadnie, a jego rozkładające się ciało będzie nam przypominało o sobie i nie pozwoli normalnie funkcjonować. W wierszach wybitnej amerykańskiej poetki Sylvii Plath wątek śmierci ojca, który zmarł, kiedy była małą dziewczynką, przewijał się przez całą jej twórczość. Stale towarzyszyło jej nieodparte wrażenie długu wobec życia. Niejednokrotnie wspominała, że kolejne próby samobójcze są dla niej grą, dzięki której może opłacić dalsze życie. Niestety, za którymś razem ta tragiczna rozgrywka skończyła się dla niej śmiercią.
Śmierć bliskiego zostawia w psychice dziecka trwałe piętno. Pamiętam historię pewnej kobiety, która w młodym wieku straciła ojca. Jej matka nie radziła sobie z tą sytuacją. W trudnych momentach, kiedy nie panowała nad emocjami, straszyła córkę, że wkrótce umrze, bo nie daje sobie z nią rady, a dziewczynka trafi do domu dziecka. Historię tę usłyszałam od pięćdziesięcioletniej już kobiety, która ze łzami w oczach wyznała mi, że ten strach tkwi w niej do dziś. Strach przed tym, że zostanie zupełnie sama.
Siła usłyszanych w dzieciństwie słów
Metafora o śladach w betonowej wylewce ma jeszcze jedno ważne znaczenie. Słowa usłyszane w dzieciństwie często zostają w nas na całe życie. Zasiane, rozwijają się, a ich korzenie mocno wrastają w pamięć. „Jesteś kretynem”, „Nic z ciebie nie będzie”, „Jesteś śmierdzącym leniem”, „Jesteś egoistką, przejdziesz po trupach, aby osiągnąć to, co chcesz” – to tylko kilka przykładów, słów ziaren, które rodzice lub inni ważni dla dziecka dorośli zasadzają w nierozwiniętym do końca sercu. „Dziecko jest w stanie uwierzyć we Wróżkę Zębuszkę, więc tym bardziej uwierzy w to, że jest głupie lub do niczego się nie nadaje” – mówiła moja znajoma szkolna pedagog. Sama do dziś pamiętam słowa mojej nauczycielki polskiego, która była przekonana, że nie zdam matury. Wmawiała mi, że mam pretensjonalny styl i nigdy nie będę potrafiła nic napisać. Oczywiście dziś wspominam to z uśmiechem i satysfakcją, patrząc z miejsca, w którym jestem, ale wtedy było to dla mnie bardzo trudne przeżycie.
Doktor Agnieszka Kozak w książce Uwięzieni w słowach rodziców zwraca uwagę na to, jak ogromny wpływ na dorosłe życie mają „zaklęcia”, które stosowali nasi rodzice: „Chłopaki nie płaczą”, „Nie mów nikomu, co dzieje się w domu”, „Nie bądź jak ojciec”, „Bo pan cię zabierze” czy tak dobrze znane: „Co ludzie powiedzą?”. To właśnie te, a także inne „magiczne zwroty” osadziły się głęboko w naszym umyśle i choć z perspektywy czasu umiemy ocenić, że są niemądre i krzywdzące, to często podświadomie, zwłaszcza w komunikacji z innymi, nadal w nas rezonują. Zdarza się też, że oceny naszego zachowania czy wyglądu, które wygłosili kiedyś nasi rodzice, determinują nasze myślenie o sobie w dorosłym życiu. Pewien mężczyzna miał obsesję na punkcie swojej wagi. Podejmował kolejne mniej lub bardziej udane próby odchudzania. I choć jego otyłość nie była chorobliwa i nie zagrażała jego zdrowiu, prowadził tytaniczną walkę, by zmienić swój wygląd. Po latach zdał sobie sprawę, że brak akceptacji nie wynikał z wygórowanych wyobrażeń na temat ideału męskości, tylko ze słów matki, które słyszał w dzieciństwie, a które do dziś dźwięczały mu w uszach: „Jak będziesz taki tłuściutki, to nikt cię nie będzie lubił i oddam cię czarownicy na obiad”. Choć dziś to „zaklęcie” brzmi dla niego abstrakcyjnie, to emocje z nim związane ugrzęzły w jego umyśle na lata.
Stary malutki, stara malutka
Część dzieci bardzo szybko rozwija się intelektualnie. Ma na to wpływ otoczenie, w którym dorastają. Jeśli dookoła są głównie dorośli i relacje z nimi zastępują w dużej mierze relacje z rówieśnikami, to dziecko chcące się dopasować do ich wymagań szybko spróbuje ich naśladować i nadganiać elokwencją własne braki związane z młodym wiekiem. Rodzicom często to imponuje. Ludzie nazwą takie dziecko „starym malutkim”. Jednak efektem ubocznym będzie przepaść, jaka utworzy się między tym dzieckiem a jego rówieśnikami. Trudno jest wrócić ze świata dorosłych do świata dzieci, zachowując w sobie otwartość i naiwność potrzebne do nawiązywania relacji rówieśniczych. Pojawiają się komentarze niezrozumiałe dla kolegów, odmienne słownictwo, rozmowy o tematach spoza obszaru ich zainteresowania. I znowu przychodzi samotność. Bo z jednej strony obcowanie z dorosłymi daje dziecku wiele satysfakcji, ale z drugiej – z przyczyn oczywistych nie może ono funkcjonować w tym świecie na równych prawach we wszystkich płaszczyznach. Zostanie wykluczone z wielu tematów czy form spędzania czasu, nieadekwatnych dla młodego wieku. Natomiast wśród rówieśników też nie znajdzie już pełnego zrozumienia ani poczucia swobody, jaką mają inne dzieci w tym wieku. Najważniejsze jest jednak to, że nawet te dzieci, które szybko rozwijają się intelektualnie, często emocjonalnie nie nadążają za tym rozwojem. Tym samym, choć na coraz więcej tematów potrafią rozmawiać, to wciąż wiele spraw jest dla nich za trudnych. Przenosi się to także na sytuacje życiowe, gdy rodzice takich „starych malutkich” dzieci wymagają od nich zachowań odpowiedzialnych, wykraczających poza ich wiek i możliwości rozwojowe.
O internecie i jego wpływie na dzieciństwo
Oprócz indywidualnego rozwoju każdego dziecka, jego odmiennej charakterystyki i kształtującej się tożsamości musimy brać pod uwagę również wpływ świata zewnętrznego oraz środowiska na dorastanie. Badając etiologię zachowań samobójczych wśród dzieci i młodzieży, z ogromną uwagą przyglądałam się dynamice zachowań samobójczych młodzieży w Polsce w latach 2020–2024. Według danych Komendy Głównej Policji pomiędzy rokiem 2020 a 2021 doszło do 86-procentowego wzrostu prób samobójczych w przedziale wiekowym 7–19. Kiedy porównamy kolejny rok, 2021, do 2022, wzrost nadal jest wysoki, bo aż 46-procentowy. W latach 2023–2024 nie odnotowaliśmy już tak dużego skokowego wzrostu, ponieważ był on na poziomie 3 procent, ale nadal liczba prób samobójczych wśród młodzieży oscylowała około dwóch tysięcy. Wciąż pojawiały się pytania dziennikarzy, specjalistów, rodziców – co spowodowało tak duży wzrost? Pandemia, covid, izolacja? Oczywiście, wirus COVID-19 i związane z nim konsekwencje społeczne miały na to wpływ, ale to nie wirus wywołał wzrost prób.
Izolacja, a także wymuszone przez nią zmiany wzmocniły wcześniejsze problemy, z jakimi zmagały się dzieci. Jeśli w domu była przemoc domowa, to izolacja i stres związany z niepewnością jutra tylko ją nasiliły. Podobnie przedstawiała się sytuacja z chorobą alkoholową jednego rodzica lub obojga – sposobem na narastające napięcie dookoła mogła być jeszcze większa niż zwykle ilość alkoholu. Zmianę nauczania stacjonarnego na online i odwrotnie dzieci nieradzące sobie z nauką i rówieśnikami odczuły bardzo dotkliwie.
Jeden fakt szczególnie zwraca moją uwagę. Według raportu Nastolatki 3.0 przygotowanego przez ekspertów i naukowców NASK w 2023 roku, średni czas spędzony przez dzieci w internecie wynosi dziennie pięć godzin i trzydzieści sześć minut. Internet nie jest już dla nich narzędziem, jest nowym środowiskiem, w którym funkcjonują. Nawiązują relacje, przeżywają pierwsze miłości, ale są także narażone na hejt, przemoc fizyczną, psychiczną i seksualną. Mają one jednak inny wymiar niż ten, do którego przywykło pokolenie rodziców. Maciej Dębski, ekspert od higieny cyfrowej i charyzmatyczny mówca, często podkreśla fakt, że w 2026 roku będziemy obchodzić trzydziestolecie internetu w Polsce. To znaczy, że trzydziestoparolatkowie pamiętają jeszcze czasy bez internetu, ale młodsze pokolenia już sobie tego nie wyobrażają.
Na początku 2024 roku na platformie streamingowej Netflix pojawił się miniserial Dojrzewanie. W internecie rozgorzała gorąca dyskusja. Głównym wątkiem tego dramatu było morderstwo dokonane przez trzynastolatka. Obejrzałam jednego wieczoru wszystkie cztery odcinki. Następnego dnia przeczytałam kilka recenzji o tej produkcji. Nasycona różnymi opiniami zdecydowałam się zabrać głos w mediach społecznościowych. Głos ten w dużej mierze nie dotyczył jednak serialu, tylko spraw, o których mówiłam od kilku lat na konferencjach i spotkaniach edukacyjnych wokół tematyki zachowań samobójczych dzieci i młodzieży.
Jesteśmy świadkami wyrwy międzypokoleniowej. Owszem, między pokoleniami zawsze były różnice, i to jest całkowicie normalne. Wojny pokoleń opisywał chociażby Szekspir w swoim genialnym Królu Learze. Starsze pokolenie narzeka na młodsze, wypomina, że jest słabsze, mniej zdolne, leniwe. Takie zjawisko nie jest niczym nowym w historii ludzkości. Jednak to, co aktualnie się dzieje w relacji dorośli – nastolatkowie, moim zdaniem nie jest znanym nam dobrze konfliktem pokoleń. To nie jest różnica wieku i perspektywy. Mamy do czynienia z wyrwą międzypokoleniową. Przestaliśmy się rozumieć. Technologia sprawiła, że pojawił się między nami mur, z jakim nie mieliśmy wcześniej do czynienia. Mur, który oddzielił nasze światy. Nigdy nie było przyspieszenia na taką skalę. Nie wiemy, co robią dzieci w internecie, przede wszystkim dlatego, że nas to nie interesuje. I nie chodzi mi głównie o treści patologiczne. Nie wiemy, jakiej muzyki słucha nastolatek, kto jest jego idolem, kogo podziwia i chce naśladować. A potem słyszę z ust rodzica: „Moja córka nie chce ze mną rozmawiać”. Nie chce, bo nie ma o czym. Dzieci często nie mają ochoty rozmawiać z rodzicami, ponieważ czują się niezrozumiane. Nie mamy bowiem wspólnego języka. Nie wypracowaliśmy go.
Kiedy mówię na konferencjach o związku pornografii cyfrowej z zachowaniami samobójczymi, na sali często słyszę szmer niedowierzania. Kiedy cytuję wyniki najnowszego raportu Internet dzieci Magdaleny Bigaj i Konrada Ciesiołkiewicza, w którym autorzy pokazali, że w dziesiątce najczęściej odwiedzanych stron internetowych przez dzieci w przedziale wiekowym 7–14 lat jest strona pornograficzna, słyszę: „To niemożliwe”. Kiedy wspominam, że higiena cyfrowa to nie ekstrawagancja, lecz podstawa, o czym przekonuje Maciej Dębski, to widzę pobłażliwe uśmiechy. Mam wrażenie, że uparcie patrzymy przez palce. Udajemy, że dzieci wciąż żyją w różowych bańkach, a dzieciństwo to najwspanialszy etap życia. Osobiście uważam, że nie ma już dzieciństwa. Przebodźcowani, wrzuceni w wir przemocy i brutalnego seksu nastolatkowie są narażeni na przyswajanie treści i obrazów, na które mimo rozwoju intelektualnego nie są gotowi emocjonalnie. I są tam sami. Całkiem sami. Każdego dnia do naszego serwisu www.zwjr.pl piszą dzieci. Piszą o tym, że są samotne, beznadziejne, niezrozumiane. I nie chodzi o to, by odciąć dzieci zupełnie od technologii. W dzisiejszych czasach to niemożliwe. Chodzi o to, aby światy nam się nie rozjeżdżały. Chodzi o to, byśmy w tym nowym środowisku, jakim jest internet, byli razem. Poznawali swoje nowe otoczenie i dawali wsparcie, kiedy zaczyna być niebezpiecznie. A każdy z nas wie, że niebezpieczeństw jest wiele.
Niepokojąca liczba prób samobójczych wśród dziewcząt
Nie możemy pozostać też obojętni na fakt, że za prawie cały wzrost liczby prób samobójczych w Polsce w przedziale wiekowym 7-19 lat odpowiada wzrost prób samobójczych wśród dziewcząt. Między rokiem 2020 a 2023 liczba takich prób wśród dziewcząt wzrosła o 315 procent! I jeśli miałabym szukać przyczyn, to jednej z nich z pewnością upatrywałabym nie tylko w przemocy, na jaką narażone są w internecie. Zwróciłabym też uwagę na to, jakiej presji są poddawane za sprawą mediów społecznościowych. Idealna figura, piękna cera, markowe ubrania – część z tego w realnym świecie nie istnieje. Ubrania są wypożyczone, na skórze jest filtr, a sylwetka także jest spreparowana. Ale to nie jest ważne, bo obecnie młodzi ludzie nie dzielą już świata na offline i online. Dla nich to jeden świat, tylko różne środowiska. I coraz częściej to właśnie w tym internetowym bardziej zależy im na uznaniu, a emocje, które tam są przeżywane, mają dla nich największe znaczenie.
Zaniedbanie emocjonalne
Dla współczesnych suicydologów na całym świecie do podstawowych kwestii należy odpowiedź na pytanie, co powoduje, że pewne osoby z myślami samobójczymi podejmują próbę samobójczą, a inne nie. Co stoi za tym, że myśli i słowa przeradzają się w czyny? Zimą 2023 roku byłam na konferencji organizowanej przez Warszawski Uniwersytet Medyczny i panelu poświęconym zachowaniom samobójczym. Młody psychiatra z Gdańska opowiadał o swoich badaniach przeprowadzonych w jednym z gdańskich szpitali psychiatrycznych na oddziale dziecięcym. Jego główne pytania badawcze brzmiały: „Co różni młodych pacjentów z myślami samobójczymi od tych, którzy podejmują próby samobójcze? Co jest tym czynnikiem spustowym? Jaka jest różnica między tymi dziećmi?”. W trakcie wykładu, z zastrzeżeniem, że próba badawcza dotyczyła tylko jednego szpitala, zwrócił uwagę na to, że próby samobójcze znacznie częściej są podejmowane przez dzieci doświadczające zaniedbania emocjonalnego. Jego wniosek pokrywa się z wnioskami raportu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę z 2023 roku.
Zaniedbanie emocjonalne to jeden z poważniejszych czynników ryzyka zachowań samobójczych wśród dzieci i młodzieży. Czym ono jest? Są domy, w których dziecko nie słyszy ani „kocham cię”, ani „jesteś dla mnie ważny”. Na co dzień jest świadkiem kłótni między rodzicami, którzy nierzadko wypominają sobie wzajemnie brak czasu na opiekę nad potomstwem. W takim domu mały człowiek czuje się zbędny, niepotrzebny, nie otrzymuje wsparcia ani uwagi.
Bardzo się denerwuję, kiedy na konferencjach podchodzą do mnie nauczyciele i pytają z uśmiechem: „Pani doktor, ale tak między nami, to te próby samobójcze wśród młodzieży to taka moda, prawda?” albo mówią: „Ona chce zwrócić na siebie uwagę”. Lekko podminowana odpowiadam wtedy: „A według pani, co się musi dziać w życiu tego młodego człowieka, żeby musiał użyć próby samobójczej jako formy komunikacji, by ktoś w końcu zauważył jego ból?”. Tu otwiera się kolejny wątek. Ciągle się zastanawiam, dlaczego zwrot: „Zwrócić na siebie uwagę” jest traktowany jako pejoratywny. Przecież to, że osoba odczuwająca ból chce zwrócić naszą uwagę, jest całkowicie normalne, tym bardziej jeżeli mówimy o bólu psychicznym, często niewidocznym dla otoczenia. Jeśli boli, chcę, by ktoś mi pomógł, chcę, by ktoś zwrócił na mnie uwagę. Nie ma w tym nic złego, to naturalny odruch. Dzieci, na które nikt nie zwraca uwagi, dzieci zaniedbane emocjonalnie, często są ze swoimi problemami zupełnie same. Kiedy pojawia się w ich życiu trudna sytuacja albo kryzys, nie mogą o tym porozmawiać z rodzicami. Nie dostają tym samym wsparcia i nikt nie pomaga im wykształcić odpowiednich narzędzi do rozwiązywania ich problemów. Uczą się wtedy rozwiązywać je na własną rękę. Nie zawsze w dobry sposób. Niezauważane, niesłyszane, odtrącone – podejmują próby samobójcze, żeby w końcu ktoś je zauważył.
Dla bohaterów tej książki dzieciństwo jest bardzo ważne. Odcisnęło piętno na ich dorosłym życiu. Dla wielu z nich wyjątkowo bolesne. To właśnie z tego powodu po pierwszym rozdziale komentarz poświęciłam zagadnieniu wpływu dzieciństwa na zachowania samobójcze w życiu dorosłym.
Halszka Witkowska
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI