Przywrócony do życia - ebook
Przywrócony do życia - ebook
Przywrócony do życia to bardzo osobista książka jednego z najciekawszych mistyków i charyzmatyków naszych czasów. CARVER ALAN AMES, autor bestsellera Oczami Jezusa, to człowiek, który po wielu latach trwania w grzechu spotkał Boga. Doświadczenie niezwykłej głębi Bożego miłosierdzia pozwoliło mu całkowicie zmienić swoje życie. Jego historia to opowieść o bolesnym starciu dobra ze złem, o potężnej miłości Boga oraz bliskiej relacji Jezusa z człowiekiem, który został uratowany niemal z przedsionka piekła.
Ta książka jest nie tylko poradnikiem duchowym, napisanym przez nawróconego Szawła, ale także świadectwem wiary i niepowtarzalna lekcja miłości. Jej przesłanie pochodzi od samego Jezusa. Niesie nadzieję, radość i ma głęboki sens. Jest ożywczym powiewem, poruszającym dusze.
MARCIN KWAŚNY, AKTOR
Jego historia wbija w fotel.
„GOŚĆ NIEDZIELNY”
Życiorys Carvera Alana Amesa to praktycznie gotowy materiał na film.
„PRZEWODNIK KATOLICKI”
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65706-05-8 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Boże Narodzenie 1996 roku z powodu wypadku spędzałam z nogą w gipsie. Kiedy zaczęło mi się nudzić, ktoś dał mi pierwszy tom książki Alana Oczami Jezusa. Moment ten stał się początkiem wielkiej zmiany w życiu moim i mojej rodziny.
W rezultacie zaczęłam współpracować z niemieckim wydawcą Alana jako tłumaczka jego książek. Później Alan zapytał mnie, czy chciałabym się zająć organizacją jego wystąpień w Niemczech. Nie do końca wiedziałam, jak to zrobić. Ostatecznie zgodziłam się mimo wielu wątpliwości, a wtedy Bóg pokazał mi, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Za każdym razem, kiedy osiągałam granice moich możliwości, On z powodzeniem przejmował pałeczkę.
Tak zaczęła się historia corocznych majowych wizyt Alana w Niemczech, Szwajcarii i Austrii. Ich celem było dzielenie się miłością Boga z innymi ludźmi. Dzięki nim Bóg naprawdę dotknął wielu serc, uleczył wiele zranionych dusz i uzdrowił wielu ludzi, również w sensie fizycznym. Zaczęliśmy nagrywać wystąpienia. Każde zawierało wiele pouczających treści i każde było inne, zależnie od tego, co Duch Święty chciał, aby Alan przekazał obecnym. Słuchając często tych nagrań, za każdym razem odkrywałam rzeczy, które umknęły mi wcześniej.
Później zrozumieliśmy, że przemówienia te mogą pomóc dużo większej liczbie osób, jeśli zostaną uporządkowane tematycznie i opublikowane. Wykorzystaliśmy nagrania przemówień oraz wywiadów, które miały miejsce w Anglii, Irlandii, Niemczech, Austrii, Afryce i Stanach Zjednoczonych.
Prezentujemy tę niewielką książkę, sprawdzoną wcześniej przez Alana i jego kierownika duchowego, każdemu, kto chciałby lepiej poznać Boga w nowy i fascynujący sposób dzięki tym słowom, które wypowiedziane pod natchnieniem Ducha Świętego, przyniosły już tak dobre owoce, pomogły w nawróceniu i uzdrowieniu wielu ludzi, prowadząc ich ku szczęśliwemu i pełnemu radości życiu w miłości do Boga żywego, który jest Jezusem, Ojcem i Duchem Świętym.
Beatrix ZureichPrzedmowa
Maria Magdalena, Paweł z Tarsu, Augustyn z Hippony, Alan Ames. Co ich łączy? Czytaliście już o pierwszych trzech z tych postaci.
Maria Magdalena, której imię wspominane jest wszędzie, gdzie czytana jest Ewangelia Chrystusowa. Nim doszło do jej spotkania z Chrystusem, ta siostra Łazarza i Marty¹, córka pobożnych Izraelitów, porzuciła wiarę swoich przodków, aby szukać miłości i silnych emocji w pogańskim świecie Greków i Rzymian. Głęboko poruszona słowami Chrystusa, pokonała siedem demonów, które ją opętały, i sięgnęła po przebaczenie i miłosierdzie Jezusa, który jako jedyny mógł napełnić jej serce i uwolnić ją od demonów.
Młody Szaweł z Tarsu był świadkiem ukamienowania świętego Szczepana, a następnie, kierowany gorliwością, która w jego mniemaniu była wiarą Izraela, stał się zagorzałym prześladowcą tych, którzy podążyli za Chrystusem. Wszystko się zmieniło, gdy spotkał Chrystusa u bram Damaszku. Zniknęły jego zaślepienie i pycha, a Jezus uczynił go apostołem narodów. Stał się świadkiem Chrystusa przed cesarzem Rzymu.
Augustyn, syn świętej Moniki, który postępował jak Rzymianie i jego pogański ojciec oraz wpadł w pułapkę pochlebstw konkubiny, znalazł siłę i łaskę, aby porzucić kochankę oraz nauki Greków i zacząć kierować się mądrością Ewangelii, a następnie zostać biskupem i ojcem Kościoła.
Co łączy Alana Amesa z tymi trzema świętymi? Jego matka była zagorzałą irlandzką katoliczką. On porzucił Kościół i swoją katolicką wiarę, a także dziesięć przykazań. Nie było przykazania, oprócz piątego, którego by nie złamał. I nawet w tym przypadku wyznał, że omal nie zabił trzech osób. Doświadczył miłosierdzia Boga, który zesłał mu anioła, a następnie święta Teresa z Avili uratowała go od ognia piekielnego i przywiodła go do życia w cnocie.
Niezłomna miłość, współczucie i miłosierdzie Chrystusa pokonały niechęć i opór Alana, które nie pozwalały mu przyjąć wezwania łaski, miłości i przebaczenia. Chrystus przychodzi na ogół nie do sprawiedliwych, lecz do grzeszników: do prostytutek, poborców podatkowych, pijaków, narkomanów, ludzi uwięzionych w sieci podstępów Szatana. Zostawia stado liczące dziewięćdziesiąt dziewięć sztuk, aby odnaleźć jedną zagubioną owcę. Podobnie jak chart gończy niebios Francisa Thompsona, Jezus niezmordowanie podąża za swoją zdobyczą, za nieśmiertelnymi duszami stworzonymi przez Ojca, aby przyprowadzić je do przystani zbawienia, do swojego stada.
Odnalazłszy je, wysyła je do prostaczków, aby dały świadectwo Jego wielkich czynów, takich jak wypędzenie z opętanego złych duchów, które następnie weszły w stado świń. Więcej nawet – podobnie jak w przypadku Pawła, Marii Magdaleny i Augustyna – Jezus wzywa wielu, aby stali się Jego apostołami na świecie i nie tylko dawali świadectwo swojego nawrócenia, ale też głosili Ewangelię Miłości, Miłosierdzia i Odkupienia opuszczonym dzieciom tego świata. Jak zesłał swojego Ducha członkom pierwotnego Kościoła, obdarowując ich charyzmatami nauczania, uzdrawiania i czynienia cudów, tak samo powołuje wielu przedstawicieli każdego pokolenia do bycia apostołami i posłańcami uzdrowienia.
Obdarzył Alana Amesa wieloma z tych darów, aby potwierdzić prawdziwość Ewangelii w naszych czasach i wezwać zagubione owieczki do owczarni Dobrego Pasterza. Podarował mu swój charyzmat uzdrawiania. Alan otrzymał błogosławieństwo i pisemne poparcie swojego biskupa w Australii.
Niniejsza antologia zawiera wybrane przemówienia i wywiady zredagowane przez Beatrix Zureich, tłumaczkę książek i przemówień Alana na język niemiecki.
Posługując się prostym językiem Ewangelii, Alan opowiada o prawdzie i rzeczywistości Boga, o Trójcy Świętej, o naszym Zbawicielu Jezusie Chrystusie, o Eucharystii i sakramentach, związku małżeńskim i Świętej Rodzinie, o Najświętszej Matce, Współodkupicielce w dziele zbawienia, tej, która nosiła Serce Jezusa w swoim Niepokalanym Sercu, o Kościele katolickim, modlitwie i pobożnym życiu.
W tej prawdzie był wychowywany, ale ją porzucił, a następnie odkrył na nowo, kiedy Chrystus i Jego Matka odszukali go. Jezus zesłał Anioła Stróża, po czym święta Teresa z Avili przystąpiła do ewangelizacji Alana. Na koniec Matka Jezusa osłoniła go swoją miłością. Jezus podążał za nim, swoim zagubionym barankiem, ponieważ go kochał. Obdarzał go łaską i prawdą. Podobnie jak w przypadku Kościoła w Koryncie w czasach św. Pawła, Jezus obdarzył Alana charyzmatami modlitwy o uzdrowienie, a także wieloma innymi potrzebnymi w naszych czasach darami.
Niech Słowo Wiecznej Prawdy i Boski Uzdrowiciel nadal błogosławią pracę tego wiernego sługi, aby nasze serca i umysły otworzyły się na Miłość i Łaskę Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Rzym, bazylika Matki Bożej Większej
25 marca 2003 r., Rok Różańca
+ Roman Danylak
biskup tytularny Nyssy
¹ Identyfikowanie Marii Magdaleny z siostrą Łazarza nie jest powszechnie przyjęte .Moja mama, która pochodzi z Kerry, starała się wychować mnie na katolika. Kiedy jednak byłem młody, brakowało mi prawdziwej wiary. Sądziłem, że Bóg nie istnieje. Uważałem, że to tylko historia wymyślona przez grupę mędrców, którzy wspólnie stworzyli wskazówki dotyczące tego, jak powinniśmy żyć, aby nie ranić się wzajemnie, a następnie połączyli je z opowieścią o Jezusie. Nie mogłem jednak naprawdę w nią uwierzyć… zwyczajnie nie mogłem. W bardzo młodym wieku po prostu oddaliłem się od Kościoła. Do kościoła chodziłem tylko po to, aby coś ukraść. W końcu złapała mnie policja i musiałem stanąć przed sądem. Wtedy zaprzestałem kradzieży.
Jakakolwiek relacja z Bogiem miała miejsce tylko wówczas, kiedy miałem kłopoty. Prosiłem, aby mi pomógł, jeśli istnieje. Tak naprawdę jednak nie wierzyłem w Niego.
Później zostałem członkiem gangu motocyklowego w Londynie. Stałem się bardzo porywczy, a z czasem coraz więcej piłem. Bóg był ostatnią rzeczą, o której byłem skłonny myśleć. Żyłem w świecie, żyłem dla siebie, nieustannie poszukując pieniędzy, poczucia siły i dobrej zabawy. Nie zdawałem sobie sprawy, że wcale nie bawię się dobrze, gdyż za każdym razem kiedy wydawało mi się, że się czymś cieszę, niosło to ze sobą ból i cierpienie. Radość, którą odnajdowałem, wiązała się bowiem z uzależnieniem, grzechem i postępowaniem, które było złe. Zawsze miałem w sobie pustkę, ból, cierpienie i samotność.
Wyemigrowałem do Australii, gdzie picie było bardzo popularne, więc doskonale tam pasowałem. Zacząłem nadużywać alkoholu. Stałem się alkoholikiem, a moje życie wypełnione było piciem, bójkami, kradzieżami, oszustwami i kłamstwami – samymi grzechami. Jedynym złem, którego się nie dopuściłem, było morderstwo, aczkolwiek kilka razy byłem tego bliski.
Głos
Pewnego dnia, kiedy byłem przekonany, że moje życie jest zupełną porażką, usłyszałem czyjś głos. Pomyślałem: „Świetnie, odbiło mi do reszty. Wszystko przez alkohol. Teraz słyszę głosy”. Głos jednak należał do anioła, posłanego do mnie przez Boga, który mnie kocha i pragnie mojej miłości. Nie wierzyłem w anioły, sądziłem, że są jak wróżki, czyli nie istnieją. Tymczasem jeden z nich zaczął do mnie coś mówić.
– Udowodnij, że jesteś prawdziwy – zażądałem.
Tak też uczynił. Zaczął mi opowiadać o wydarzeniach, które miały nastąpić w moim życiu. Możecie sobie wyobrazić moje zdumienie, kiedy przepowiednie te faktycznie się ziściły. Każda z nich okazała się prawdziwa.
Po pewnym czasie zdobyłem się na odwagę i opowiedziałem o tym żonie. Nie miała pewności, co się ze mną dzieje. Kolejne wydarzenia sprawiły jednak, że ona także uwierzyła. Anioł pozostawał przy mnie przez kilka miesięcy, zachęcając mnie do miłości do Boga oraz do przemiany, ale ja nie zwracałem na niego uwagi. Żyłem tak samo jak wcześniej, ponieważ byłem bardzo uparty. Nadal nadużywałem alkoholu, wciąż biłem się z różnymi ludźmi, nadal kradłem i oszukiwałem… po prostu nic sobie z tego nie robiłem.
W tym czasie dużo podróżowałem służbowo. Pewnego dnia, podczas mojego pobytu w Adelaide, około wpół do dziewiątej wieczorem anioł powiedział:
– Będę musiał cię zostawić, ponieważ nic się nie zmieniłeś.
Anioł odszedł. Czułem smutek, ponieważ staliśmy się już dobrymi przyjaciółmi. Doskwierało mi prawdziwe poczucie straty. Szybko jednak usłyszałem poważny i surowy kobiecy głos, który brzmiał jak głos strofującej mnie nauczycielki z czasów wiktoriańskich. Wiecie, jednej z tych, które miały w zwyczaju dawać po łapach czy ciągnąć za ucho.
Powiedziała, że jest św. Teresą z Avili. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałem. Znałem tylko takich świętych, jak św. Patryk (ponieważ mama pochodziła z Irlandii), św. Jerzy (ponieważ urodziłem się w Anglii) i kilku apostołów. Święta Teresa nie znaczyła dla mnie nic. Wydawało się, że wie o mnie wszystko, i zwróciła się do mnie bardzo bezpośrednio, mówiąc, że powinienem zmienić swoje życie, ponieważ jeśli nie przestanę grzeszyć, jeśli nie wezmę się w garść, będę cierpiał przez całą wieczność.
Powiedziała, że jeśli nie zmienię swojego życia, pójdę do piekła, a skoro Bóg daje mi szansę na zbawienie, powinienem ją wykorzystać, ponieważ mogę nie dostać następnej.
– Możesz umrzeć jutro lub pojutrze, nigdy nie wiadomo. Bóg wyciąga teraz do ciebie dłoń, oferując zbawienie. Od ciebie zależy, czy skorzystasz z tej szansy – powiedziała.
Myślę, że Bóg zesłał mi najpierw łagodnego anioła, a kiedy go nie posłuchałem, wytoczył ciężkie działo w postaci św. Teresy, która dała mi kopa w tyłek, wyjaśniając mi istotę piekła, abym się ocknął.
Powiedziała, że muszę całkowicie odmienić swoje życie, aby uniknąć piekła. Nie wierzyłem w piekło. Uważałem, że zostało zmyślone, aby nas przestraszyć i nakłonić do lepszego życia. Święta Teresa wyjaśniła mi jednak szczegółowo istotę piekła, a to naprawdę mnie przeraziło i do głębi mną wstrząsnęło. Pomyślałem, że jeśli to miejsce istnieje, zdecydowanie nie chcę się w nim znaleźć.
Święta Teresa powiedziała, że jeśli nie chcę trafić do piekła, muszę zacząć kochać Boga i bliźnich, a nie nienawidzić ich, jak dotąd. Nienawidziłem większości ludzi, ponieważ byłem zazdrosny. Pochodziłem z biednej rodziny. Widziałem, że inni ludzie mają pieniądze i zabawki, jeżdżą na wakacje, posiadają rzeczy, których ja nie mogę mieć. Tkwiło we mnie wyjątkowo silne uczucie zazdrości i nienawiści do tych ludzi.
Święta Teresa mówiła, że nie powinienem żywić takich uczuć w stosunku do innych osób, ponieważ każdy człowiek został stworzony na podobieństwo Boga, w Bożej miłości. Dlatego kochając Boga, w naturalny sposób kocham innych ludzi, bez względu na to, jak mnie traktują i jak się zachowują wobec mnie.
Co zaskakujące, odkryłem, że to prawda. Gdy zacząłem kochać Boga, nagle zapragnąłem kochać każdego człowieka. Pamiętam, jak pewnego dnia chodziłem tu i tam, starając się w każdym człowieku widzieć Jezusa. Nie mogłem przestać się uśmiechać i miałem ochotę każdego objąć. Musiałem nad sobą panować. Ludzie mieli zapewne wrażenie, że jestem szaleńcem, kiedy tak chodziłem wokół, uśmiechając się szeroko.
Po tym jak św. Teresa pokazała mi piekło, przedstawiła mi też inną możliwość. Wyjaśniła mi szczegółowo istotę nieba. „Tam właśnie chciałbym się znaleźć!”, pomyślałem. Święta Teresa powiedziała:
– Możesz sięgnąć nieba, podobnie jak każdy człowiek. Jeśli będziesz żył w wierze katolickiej, będziesz miał zagwarantowane niebo.
Różaniec
Święta Teresa powiedziała, że powinienem zacząć kochać Boga. Powinienem zacząć kochać bliźnich i odmawiać Różaniec.
– Odmawiaj codziennie piętnaście dziesiątek Różańca.
Czułem się w obowiązku zrobić to, o co mnie prosiła, bowiem mimo że była bardzo surowa, czułem głęboką miłość i po prostu chciałem jej odpowiedzieć. Zacząłem jednak szukać wymówek.
– Nie mam różańca. Nie pamiętam, jak go odmawiać – powiedziałem.
Zdarzyło mi się go odmawiać raz czy dwa razy w życiu, kiedy zmusiła mnie do tego matka.
– Za rogiem jest sklep, który jest jeszcze otwarty. Sprzedają w nim różańce – odparła św. Teresa.
„Jasne”, pomyślałem. „O tej godzinie! Jest 20.30, na pewno będzie zamknięte”. Mimo wszystko poszedłem tam i z zaskoczeniem odkryłem, że sklep jest otwarty. Poleciła mi zejść na dół. Było tam wiele różańców, po prostu nie mogłem w to uwierzyć. Pokierowała mną tak, abym wziął brązowy. Jak się później dowiedziałem, był to kolor zakonu, do którego należała.
Z różańcem w dłoni wróciłem do hotelowego pokoju, ale nadal szukałem wymówek.
– Nie mogę się w ten sposób modlić. To tak wiele modlitw, tyle Zdrowaś, Maryjo i Ojcze nasz! Nie mogę! – powtarzałem. Do tamtej chwili wieczorna modlitwa zajmowała mi może dziesięć sekund, czasem może minutę. Była dla mnie jak polisa ubezpieczeniowa. Sądziłem, że gdybym zmarł w nocy, po odmówieniu modlitwy Bóg zabierze mnie do nieba. To wszystko, jeśli chodzi o moją dotychczasową modlitwę, tymczasem teraz proszono mnie, abym odmawiał Różaniec trzy razy dziennie.
Święta Teresa zachęciła mnie, abym zaczął się modlić, ponieważ w ten sposób otworzę serce dla Boga i pozwolę, aby Jego łaska dotknęła mnie i napełniła. Nie chciałem się modlić, ale ona nalegała, mówiąc, że powinienem. Pokłóciłem się z nią o to, ponieważ uważałem, że modlitwa jest nudna, i nie chciałem się nią zajmować.
– Musisz zacząć się modlić, ponieważ modlitwa naprawdę otworzy twoje serce i duszę dla Boga, jeśli będziesz modlił się do Niego z miłością – nalegała.
Powiedziała, że mam zacząć od piętnastu dziesiątek Różańca. Nie wiedziałem, jak odmawiać Różaniec, więc mnie nauczyła. Wyjaśniła, że powinienem traktować Różaniec jak okno, przez które można zobaczyć Boga żyjącego na ziemi, obecnego tu Jezusa. Kiedy odmawiam Różaniec, powinienem stanąć u boku Jezusa i podążać razem z Nim przez Jego życie. Gdy w ten sposób stanę przy Nim, Jego łaska napełni mnie i silnie na mnie wpłynie.
Święta Teresa powiedziała, że za każdym razem, kiedy odmawiam Różaniec, powinienem postrzegać go jako łańcuch, który wisi na szyi Szatana i robi się coraz cięższy, dzięki czemu mogę się od niego uwolnić. Każde odmówienie Różańca to krok oddalający mnie od Złego; krok ku dobroci, ku Bogu.
Po wielu sprzeczkach zacząłem więc odmawiać Różaniec. Już po pierwszej modlitwie zauważyłem, że czuję spokój, radość, szczęście i uniesienie. To było naprawdę cudowne uczucie. Nie mogłem przestać śmiać się i płakać. To było zdumiewające. Żadne narkotyki czy alkohol nie są w stanie wywołać takiego uczucia. Modlę się, aby inni ludzie także to odkryli. Im dłużej się modliłem, tym silniejsze było wspomniane uczucie, dlatego chciałem modlić się coraz więcej. Po odmówieniu piętnastu dziesiątek pragnąłem modlić się dalej.
Zakrawało to na cud, gdyż wcześniej modlitwa nic dla mnie nie znaczyła, nie wiązała się z żadnymi odczuciami. Teraz wydawała się mieć wielką moc, napełniała mnie radością, szczęściem i miłością, których wciąż nie miałem dosyć, dlatego nie chciałem przestać się modlić.
Jak się modlić
– Jak to jest? Kiedy patrzę na modlących się ludzi, często wyglądają na przygnębionych. Na ich twarzach gości smutek, jak gdyby zmuszano ich do modlitwy. A to przecież radosna, cudowna rzecz. Czy inni ludzie nie czują tego co ja? – zapytałem św. Teresę.
– Często zdarza się, że podczas modlitwy ludzie myślą o sobie. Koncentrują się na swoim życiu, swoich problemach, swoich zmartwieniach. Kiedy skupiasz się na sobie, równocześnie odsuwasz od siebie Boga. Bóg jest na drugim miejscu. Gdy myślisz przede wszystkim o sobie, twoje serce zamyka się na Boga, a Jego łaska przestaje cię napełniać. Jeśli jednak modląc się, koncentrujesz się na Bogu, patrzysz na Niego, odsuwając na bok siebie i świat, twoja dusza otwiera się, a Bóg napełnia cię swoją łaską – odpowiedziała.
Wyjaśniła, co się ze mną działo, kiedy jeszcze nie wiedziałem, jak się modlić. Kiedy uczyła mnie modlitwy, robiłem to, co mi kazała. Skierowałem oczy na Jezusa i stanąłem u Jego boku. W ten sposób otworzyłem serce, ponieważ skoncentrowałem się na Jezusie. Święta Teresa powiedziała, że niestety wielu ludzi tego nie robi.
Poleciła mi, abym powiedział innym, że pierwszą rzeczą, jaką trzeba zrobić podczas modlitwy, jest zwrócenie się do Ducha Świętego słowami: „Panie, nie potrafię modlić się we właściwy sposób. Jestem słaby, jestem człowiekiem, nie jestem wytrzymały. Łatwo się rozpraszam, gdy po głowie krążą mi myśli o mnie samym i o świecie. Panie, poprowadź mnie i pomóż mi modlić się tak, jak powinienem. Pomóż mi skupić się na Ojcu, Synu i Tobie, Duchu Świętym, aby moja dusza otworzyła się i otrzymała łaskę, którą dzięki modlitwie może otrzymać każdy człowiek”.
– Kiedy to zrobisz, kiedy poprosisz Boga o pomoc podczas modlitwy oraz we wszystkim, co robisz, napełni cię radość i zrozumiesz, jak cudownym darem jest modlitwa. Jeśli modlitwa jest dla kogoś brzemieniem, przykrym obowiązkiem czy zadaniem, oznacza to, że modlący koncentruje się na sobie, a nie na Bogu. Pamiętaj, że Bóg musi niezmiennie pozostawać na pierwszym miejscu. Zawsze szukaj Boga, a za każdym razem będziesz otrzymywać Jego radość – dodała.
Zatem zachęcam każdego, aby wyjrzał poza siebie i poza świat, aby zobaczyć Boga w niebie i każdym słowem modlitwy wyrażać miłość do Niego i pragnienie Jego miłości. Kiedy modlicie się w ten sposób, z miłością, wasze dusze otwierają się na Bożego Ducha i zaczynacie doświadczać tego, czym powinna być modlitwa. A powinna być radosnym darem Bożej miłości, a nie brzemieniem, przykrym obowiązkiem czy zadaniem. To cudowny, fascynujący dar. Jeśli tak nie jest, przyjrzyjcie się, czy podczas modlitwy myślicie o Bogu, czy o sobie.
Uwolnienie od uzależnień
Odkąd zacząłem odmawiać Różaniec, moc Złego nade mną znacznie osłabła. Kiedy rozpocząłem modlitwy, św. Teresa pomagała mi się zmienić. W ten sposób pozbyłem się nałogów, których miałem wiele. Jednym z najgorszych było uzależnienie od alkoholu. Każdy, kto miał ten problem, wie, jak trudno jest przestać pić. Dzięki Bożej łasce ja przestałem od razu. Sam niewiele zrobiłem. To Bóg, za pośrednictwem św. Teresy, dał mi łaskę, dzięki której mogłem to osiągnąć. Pozbyłem się też wielu innych uzależnień. W przypadku niektórych z nich zajęło to nieco więcej czasu.
– Za każdym razem, kiedy pragniesz zrobić coś złego, pomyśl o Jezusie. Po prostu przywołaj w myślach Jego imię, pomyśl o tym, jak cierpiał na krzyżu, lub wyobraź sobie Hostię i skoncentruj się na niej, a zobaczysz, że pragnienie ustanie – mówiła mi św. Teresa.
Na początku było to dość trudne, ale im bardziej się starałem, tym było mi łatwiej. W ciągu kilku miesięcy pozbyłem się wszelkich nałogów. To było naprawdę cudowne. Człowiek, który boryka się z uzależnieniem (ja sam byłem uzależniony od wielu rzeczy), ma duże trudności z przerwaniem zaklętego kręgu, w którym się znalazł. W chwilach, kiedy czuje się słaby, samotny, zraniony, odrzucony i niekochany, sięga po to, od czego jest uzależniony – po alkohol, przemoc i wiele innych rzeczy.
Od tamtej chwili, kiedy czułem się źle, zaczynałem myśleć o Jezusie. Nie gnębiły mnie już samotność, smutek czy odrzucenie, byłem otoczony miłością i troską. Odkryłem, że nie potrzebuję już rzeczy, od których byłem uzależniony. Po tylu latach nawet ich nie dotykam i jest mi z tym cudownie.
Kiedy podczas modlitwy koncentrowałem się na Bogu, pragnąłem tylko być bliżej Niego i jak najdalej od zła. Naprawdę cieszyłem się każdą chwilą. Zaczynałem doświadczać życia we właściwy sposób. To może stać się udziałem każdego z was, ponieważ Bóg kocha was tak samo jak mnie. Da wam to, co dał mnie. Wystarczy prawdziwie szukać Go w modlitwie i pozwolić, aby wasze serca otworzyły się w miłości. Nie dajcie światu trzymać się w potrzasku, ale uwolnijcie się w Bożej miłości.
Rozproszenie uwagi
Ludzie często przychodzą do mnie i mówią: „Wiesz, trudno mi się modlić, tak wiele rzeczy mnie rozprasza”. To prawda, wiele spraw może odwracać naszą uwagę. Święta Teresa powiedziała jednak, że zaczynając modlitwę, należy zwrócić się do Ducha Świętego i prosić Go o łaskę. Ważne, aby poprosić Go o przewodnictwo i pomoc w głębokiej modlitwie. Ludzie mówią, że to trudne, i niewątpliwie tak jest, ale często przyczyną jest to, że blokują ich własne myśli lub strach przed Złym.
Kiedy św. Teresa przyszła do mnie po raz pierwszy i uczyła mnie, jak się modlić, przebywałem w hotelowym pokoju w mieście Adelaide w Australii Południowej. Kiedy klęczałem przy łóżku i modliłem się, nagle drzwi i szuflady zaczęły drżeć, a następnie otwierać się i zamykać z hukiem. Lampy zapalały się i gasły. Na początku bałem się, ale św. Teresa powiedziała:
– Nie bój się Złego. Zignoruj go. Patrz na Ojca, Syna i Ducha Świętego, w Bogu szukaj ucieczki.
Naprawdę nie było to łatwe, ale udało mi się odnaleźć tę głęboką radość, która pomogła mi postąpić, jak radziła. Po zaledwie dziesięciu minutach wszystkie nieprzyjemne zjawiska ustąpiły. Bardzo wcześnie nauczyłem się ignorować Złego. On zawsze stara się zwrócić na siebie uwagę, a kiedy patrzysz na niego, nie patrzysz na Boga. Niestety dziś wielu katolików boi się i pozwala, aby Zły odwracał ich uwagę. Nie powinno tak być. Powinni być silni i koncentrować się na Bogu we wszystkim, co robią.
Rutyna
Z biegiem czasu odmawianie Różańca stało się dla mnie rutyną i zrobiło się nieco nużące. Mimo że sprawiało mi radość, złapałem się na tym, że koncentrowałem się tylko na myśli o życiu Jezusa. Było to wszystko, co umiałem.
Święta Teresa powiedziała, że jest wiele innych możliwości. Podczas odmawiania Różańca można medytować na różne sposoby. Myślcie o tym, jak zachowywał się i czuł Ojciec podczas całego życia Jezusa, o Duchu Świętym, o tym, jak dzielili Oni radość Syna, Jego miłość, cierpienie i ból. O tym, co czuła i myślała Matka Boża, gdy zobaczyła przed sobą życie swojego syna. Lub o apostołach, którzy poszli za Jezusem, o kobietach, które przy Nim były, o przeciwnych Mu Żydach czy o rzymskich żołnierzach, którzy Go ukrzyżowali. Nagle okazuje się, że jest wiele sposobów medytowania o życiu Jezusa i że odmawianie Różańca daje prawdziwą radość.
Następnie zwrócili się do mnie Najświętsza Maria Panna, Jezus i wielu świętych. Radzili: „Podczas modlitwy proś Ducha Świętego, aby tobą kierował i ułatwił ci otworzenie serca dla Boga. Pozwól, aby to Bóg cię prowadził w czasie modlitwy, jeśli bowiem będziesz szukał drogi sam, twoje modlitwy zaczną być powtarzalne, a czasem będziesz odmawiać je rutynowo. Będziesz po prostu wypowiadać słowa, nie wkładając w to serca, nie otwierając się dla Boga i nie proponując Mu swojej miłości”.
„Proś Ducha Świętego o potrzebny dar łaski, a On ci ją ześle”, radzili. Posłuchałem ich i odkryłem, że podczas każdej modlitwy, podczas każdego odmówienia Różańca udawało mi się na różne sposoby dostrzegać wiele spraw w życiu Jezusa. Widziałem Boga Ojca i Ducha Świętego oraz Ich ingerencję w moje życie. Widziałem Najświętszą Maryję Pannę i Jej miłość do mnie. Dostrzegłem wiele rzeczy, których nie zobaczyłbym, gdybym nie otworzył serca. Duch Święty dał mi jednak łaskę i otworzył moje serce, mówiąc: „Przekaż to wszystkim, ponieważ wielu ludzi podczas modlitwy gubi się we własnych myślach. W ten sposób modlitwa staje się dla nich rutyną, czasem wydaje się nawet nudna. Wówczas jej odmawianie jest dla nich coraz trudniejsze i bardzo łatwo się poddają. Szatan potęguje podobne uczucia i zabiega o to, abyś przestał się modlić. Nie chce, abyś się modlił”.
Zamiast więc zamykać się w sobie i wierzyć, że potrafisz modlić się umysłem i sercem, nie myśląc o Bogu, musisz zacząć koncentrować swoją myśl na Bogu i na tym, że On może poprowadzić twoją modlitwę. On może pokazać ci, jak należy się modlić. Powiedz: „Panie, poprowadź mnie. Pokaż mi, jak modlić się właściwie. Pokaż, jak modlić się z głębi serca, aby moje modlitwy były szczere, a z każdego słowa płynęła miłość”. On to uczyni, jeśli Go o to poprosisz. Tak wielu ludzi tego nie robi. Zachęcam was, abyście spróbowali, a zobaczycie, że w obecnym czasie (często zwanym czasem posuchy duchowej), kiedy modlitwa bywa taka trudna i wydaje się, że nic nie daje, można w niej odnaleźć radość, która powinna zawsze jej towarzyszyć.
Modlitwa jest darem radości i miłości danym nam przez Boga, za który powinniśmy odwdzięczyć się Mu miłością, radością i szczęściem. Jednak wielu ludzi wygląda podczas modlitwy na smutnych i przygnębionych. Powinniśmy modlić się z entuzjazmem, wesoło korzystać z Bożej miłości, bowiem Boża miłość jest radością.
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji