- promocja
- W empik go
Psierociniec. Niepiesek. Tom 3 - ebook
Psierociniec. Niepiesek. Tom 3 - ebook
Dwie książki z serii Psierociniec urzekły najmłodszych czytelników i ich rodziców, zarówno przez wzruszające historie, zabawne wierszyki, jak i urocze ilustracje. Książki mądre, piękne, uczące wrażliwości i empatii – nie tylko wobec zwierząt. Trzeci tom serii porusza problemy odmienności i tolerancji. Opowiada, jak ważna jest rodzina i więzi rodzinne.
Niepiesek przez dłuższy czas myślał, że jest kotkiem. Dopiero mały wypadek sprawił, że piesek odkrył swoją prawdziwą tożsamość. Niepiesek rozpaczliwie próbuje udowodnić wszystkim, że jest psem niezwykłym, odważnym i pomysłowym. Że jest kimś wyjątkowym.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-6397-6 |
Rozmiar pliku: | 5,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Co ci się stało, biedny psiaku? – spytał doktor, pochylając się nad moim zbolałym ciałem.
„Psiaku? Jaki psiaku??” – pomyślałem. „Przecież jestem kotem!” I na dowód tego rozdarłem się najgłośniej, jak potrafię:
– Miauuu! Miauuu! Miauuu!
Weterynarz spojrzał na mnie ze zdziwieniem wielkim jak orzech kokosowy albo dojrzały arbuz.
– Biedaku, twoja głowa martwi mnie bardziej niż ogon – powiedział i z niepokojem spojrzał na swoją asystentkę.
Poczułem lekkie ukłucie w kark i od tamtej chwili nic nie pamiętam. Nie wiem, jak długo spałem, ale chyba miałem wysoką gorączkę, bo śniło mi się, że jestem w kosmosie i pływam w przestworzach. To uczucie było bardzo podobne do tego, gdy poślizgnąłem się na wilgotnej posadzce i wpadłem do basenu. Zamiast błękitnej wody widziałem jednak ciemnogranatowe niebo, a gwiazdy, które rozgarniałem łapami, śmiały się do mnie, przyczepiały do moich uszu i ogona i śpiewały piosenkę:
Ani piesek, ani kotek,
może zwykłym jest robotem
ten uszaty stwór?
Nie zaszczeka, nie zawarczy,
pysk w uśmiechu czasem marszczy.
Może przybył z chmur?
Ani gruby, ani chudy,
z psami nie chce wejść do budy,
czego boi się?
Ani sławny, ani modny,
miauczy, kiedy bywa głodny,
wszystko robi źle!
Nie podlewa krzaków, drzewek,
siusia do kuwety…
Pewnie sam do końca nie wie,
z jakiej jest planety.
Obudziło mnie łaskotanie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą wąsy Mruczyldy. Mama pyszczkiem dotykała mojego czoła, żeby sprawdzić, czy spadła mi temperatura. Potem podmuchała na mój obolały ogon, tak samo jak ludzie dmuchają na zdarte kolana u dzieci.
– Kochanie, tak się martwiłam – szepnęła.
– Mamo, czy mój ogon jest w gipsie? – spytałem, ponieważ go nie czułem, a nie miałem siły unieść łepka i zerknąć.
– Nie, ogonów nie wkłada się w gips. Na szczęście nie jest złamany, tylko mocno potłuczony.
– Nic nie pamiętam… Co się stało?
– Biegłeś po chodniku przy ulicy Kocimiętki. Nie zauważyłeś, że obok jest ścieżka rowerowa, i wskoczyłeś na nią jak na tor wyścigowy. Akurat nadjeżdżał rowerzysta w pomarańczowym kasku i nawet nie zdążył krzyknąć ani użyć dzwonka. Wpadłeś mu prosto pod koła! Tyle razy ci tłumaczyłam, że na drodze dla rowerów mogą przebywać tylko ci, którzy mają kartę rowerową.
– Byłaś tam, kiedy to się stało?
– Nie, synku. Opowiadała mi o tym pani Wąsalska, która w tym czasie wylegiwała się na parapecie i wszystko widziała, nawet bez okularów. Wiesz, jaki ona ma sokoli wzrok. Wypatrzy nawet pchłę na końcu ogona.
– Mamo, a dlaczego ja nie mam karty rowerowej?
– Koty nie jeżdżą na rowerach, kochanie.
– Mamo…
– Tak, skarbie?
– Dlaczego u weterynarza mówili do mnie „psiaku”? Przecież jestem kotem.
Mama Mruczylda westchnęła i podrapała się łapką po łepku, a potem zaczęła wygładzać sobie wąsy. W głębi duszy szukała właściwych słów, żeby je przekazać kochanemu dziecku.
– Już dawno chciałam z tobą o tym porozmawiać, synku… – zaczęła. – Czekałam, aż będziesz trochę starszy. Jestem twoją mamą i bardzo cię kocham, ale musisz wiedzieć, że to nie ja cię urodziłam. Twoi bracia i siostry przyszli na świat w tym samym czasie, kiedy pojawiłeś się w naszym domu. Byłeś malutkim, bezbronnym szczeniaczkiem i nie chciałeś nic jeść. Wtedy położono cię przy mnie. Przytuliłeś się i zacząłeś ssać moje ciepłe mleko. W tym dniu dostałam najwspanialszy prezent – jeszcze jednego kochanego synka.
– To kto mnie urodził? Kim ja naprawdę jestem?
– Przyniesiono cię z Psierocińca.
– Z Pściero… sińca?
– PSIE-RO-CI-NIEC – wolno powtórzyła mama. – To schronisko dla zwierząt, które nie mają swoich domów i opiekunów.
– A skąd się tam wziąłem?
– Tego nie jestem pewna. Słyszałam, że znaleziono cię w rowie przy drodze numer czterdzieści osiem, po której jeżdżą wielkie metalowe potwory na kółkach. Trafiłeś do Psierocińca, a stamtąd zabrała cię nasza ludzka rodzina. Ciągle opowiadali o tym, jaki byłeś malutki, z różowym brzuszkiem i łatką na lewym uchu. Dali ci na imię Niepiesek.
– To kto jest moją prawdziwą mamą i moim prawdziwym tatą? Psy czy koty?
– Pochodzisz z psiego rodu, ale wychowałeś się z kotami, dlatego czujesz się kotem i zachowujesz się jak kot. Kochamy cię z całego serca, więc jesteś jednym z nas.
Mama miała rację. Czułem się kotem. Co z tego, że wyglądam inaczej? Świat jest ogromny i pełen dziwnych istot, więc dla wszystkich starczy tu miejsca. Jednak wiedziałem, że niektórym przeszkadza to, że jestem inny. Przekonałem się o tym, gdy zagoiły się moje rany po wypadku z rowerem.
Z całej tej rozmowy zapamiętałem najważniejsze zdanie i od tej pory już wiedziałem, że – czy mi się podoba, czy nie – jestem psem.