- promocja
- W empik go
Psierociniec. Ufopsiaki. Tom 5 - ebook
Psierociniec. Ufopsiaki. Tom 5 - ebook
Piąta część uwielbianej serii Agaty Widzowskiej "Psierociniec".
Tym razem na niebie pojawia się niezidentyfikowany obiekt, a w mieście zaczynają się dziać dziwne rzeczy… Znikają fryzjerzy oraz potrzebujące opieki pieski. Kto za tym stoi? Czyżby przybysze z kosmosu? I czego chcą oni od Remika? Ostatnia już część PSIĘCIOKSIĘGU o niezwykłych przygodach wyjątkowych psów.
Ta mądra i ucząca empatii historia będzie doskonałym wyborem nie tylko dla miłośników psów. Zawarte w książce zabawne wierszyki i wzruszające historyjki z morałem stanowią duży walor edukacyjny dla dziecka.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8574-9 |
Rozmiar pliku: | 4,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Kiedy wreszcie spadnie deszcz…? – wzdychał Maniuś.
Nikt jednak nie miał siły na rozmowę. Toffik leniwie odganiał natrętne muchy i wciągał nosem zapach tymianku. „Tymianek – usypianek” – mówiła o tych ziołach pani Monika. Toffikowi kręciło się w głowie od upału. Najpierw zamknął prawe oko, a zaraz potem lewe. Cichutko zapadał w sen.
Chmury zasnuły całe niebo i przypominały granatowy ocean. Wyglądało to jednocześnie groźnie i pięknie. Ptaki latały nerwowo nad Psierocińcem, a z ich dziobów wydobywały się niezrozumiałe dźwięki. „Dlaczego tak piszczą, kraczą i trajkoczą? Czyżby bały się nadchodzącej nawałnicy? Do stu kiełbasek! Dlaczego tak hałasują?” – zastanawiały się psy. Nagle na niebie pojawił się jasny punkt, świecący mocniej niż lampy na stadionie, i do tego szybko się powiększał. W końcu osiągnął wielkość księżyca w pełni.
– Patrzcie! – krzyknął Toffik.
Świetlisty obiekt obrócił się dookoła własnej osi, rozbłysnął tysiącem iskier i z ogromną szybkością opadł na ziemię. Wszystkie psy poderwały się na równe łapy.
– Słyszeliście te dźwięki? – zapytała Pestka, która wybiegła na podwórko, poderwana dziwnymi świstami dobiegającymi zza okna.
– Aż mi uszy wykręciło na lewą stronę – powiedział Maniuś. – To było jak piosenka puszczona od tyłu.
– Zaśpiewaj.
– Brzmiało jakoś tak: ciachu, ciachu, ciachuuu! Taka piosenka.
– Jak pyszne ciacha z salcesonu?
– Tak.
– Dziwnie.
– Do si la sol fa mi re dooo! – zaśpiewała Lotka operowym głosem.
– Lasso? – zdziwił się szczeniaczek.
– Na lasso kowboje łapią konie, a ja zaśpiewałam muzyczną gamę od końca do początku. Czy mam zaśpiewać od początku do końca?
– Nieee! – wrzasnęły chórem psy.
– Nie to nie – prychnęła Lotka. – Jeszcze będziecie mnie prosić.
– Wybacz, ale to nie czas na śpiewy. Musimy sprawdzić, co spadło z nieba – powiedział Maniuś.
– Może to był psiamolot albo psielikoptel? I zlobił bach? – Szczeniaczek sypał pomysłami.
– Gdyby tak było, usłyszelibyśmy warkot zepsutego silnika i potężny huk, a to coś wylądowało cicho. To znaczy cicho dla ludzi, bo my słyszeliśmy dźwięki na innej częstotliwości – wytłumaczył Rudolf. – Pani Aneta nic nie słyszała, bo nadal siedzi przed laptopem i zamawia dla nas karmę, a pani Monika zaszywa dziury w kanapie, które wygryzł Toffik.
– Ja nic nie wygryzłem!
– Wygryzłeś! – upierał się Rudolf.
– A ty nie masz przednich zębów i nie wygryzłbyś nawet dziury w skarpecie! – odszczeknął Toffik.
– Przestańcie się kłócić! – zawołała Rita. – Musimy się dowiedzieć, co to było. Widzieliście jakiś dym?
– Nie, z pewnością nie było dymu, bo od dymu zawsze szczypią mnie oczy – powiedziała Lotka.
– Na mój węch to był jakiś talerz – oznajmił Maniuś.
– Och! Myślisz tylko o jedzeniu – westchnęła Rita.
– Moja droga, mam na myśli latający talerz, a nie półmisek z szaszłykami i salcesonem. Gdy się ściemni, mam zamiar to sprawdzić. Kto idzie ze mną?
– Ja!
– Ja też!
– Wszyscy!
– Nie możemy iść wszyscy, bo to zbyt niebezpieczne. Trzeba to dobrze przemyśleć i zaplanować każdy szczegół – powiedział Maniuś.
– Masz rację. A co zrobimy, jeśli okaże się, że przyleciały do nas jakieś ufopsiaki? – zapytała Pestka.
– I będą chciały zaznaczać swój teren – dodał ze zgrozą Rudolf.
– Jeszcze gorzej, gdyby to były ufokicie…
– Fuj! Tylko nie to! – odezwały się głosy z różnych stron.
– Proponuję wysłać zwiadowców, a reszta psów poczeka na ich powrót w Psierocińcu. Jeśli okaże się, że przybysze mają złe zamiary, będziemy musieli stanąć w obronie pani Anety i pani Moniki – powiedział Maniuś.
– One boją się nawet myszy i pająków! – Toffik zachichotał.
– I węzy – dorzucił wesoło szczeniaczek.
Do grupy zwiadowczej zgłosiły się najsilniejsze i najsprytniejsze psy o dobrym wzroku i jeszcze lepszym węchu. Wśród nich była Pestka, która odzyskała wiarę w siebie po tym, jak uratowała tonącego Remika. Postanowiono, że delegacja nie pójdzie z pustymi rękami i zabierze ze sobą pakiet powitalny, na który składały się:
Reprezentacja Psierocińca miała wyruszyć o świcie, kiedy opiekunki psów zwykle śpią. Rankiem umysły są wypoczęte, a łapy mają dużo siły do biegania, na wypadek gdyby trzeba było uciekać. W głębi serc psy trochę się bały spotkania z nieznanymi istotami, ale przecież były nastawione pokojowo. Ludzie w podobnej sytuacji wezwaliby żołnierzy, ustawili czołgi i naszykowali broń. Widocznie zwierzęta mają w sobie więcej zaufania i pozytywnych myśli. Każdy był też jednak ogromnie ciekawy, kto, jak i po co wylądował na ich terenie. Delegację wybrano jednogłośnie. W jej skład weszli: Maniuś, Oscar, Pestka, Lotka, Brutus oraz gościnnie Budzeł i Niepiesek.
– Nie wiadomo, kto wypełznie z tego statku. Może pająki? – Rita się niepokoiła.
– Eee tam. Pająki nie przyleciałyby żadnym latającym pojazdem, tylko spuściłyby się na kosmicznej pajęczynie z góry na dół – stwierdził Rudolf.
– A może to wcale nie są zwierzęta, tylko dziwne stwory niepodobne do nikogo – dorzucił swoje przemyślenia Maniuś. – Widziałem kiedyś w telewizji zielone ufoludki z oczami wielkimi jak psie miski.
– Dosyć zgadywania. Psiekonajmy się sami – ucięła dyskusję Pestka. – Proponuję, żeby powitać ich wierszem ułożonym przez Remika. Nawet jeśli kosmici mają złe zamiary, to poezja odmieni ich serca.
– A jeśli oni nie mają serc? Albo zamiast serc mają sprężyny? – zapytał ktoś.
– Cokolwiek mają, wiersz się przyda. Zawiadomię Remika, a wy poproście Budzeła, żeby do nas dołączył i wywąchał zapach obcych. Może pachną podobnie do nas.
– Czyli szprotkami, he, he… – zachichotał jeden z psów, który dwa dni wcześniej zakradł się do śmietnika i wymazał sobie pysk resztkami wędzonej ryby.
– Gdyby śmierdzieli, śmierdziałby już cały Psierociniec. Czujecie coś okropnego? Bo ja nie… – Lotka wciągnęła w nozdrza haust powietrza.
– Ja czuję zapach jedzenia – stwierdził Maniuś.
– A ja czuję pismo nosem – odpowiedział Pestka, która nie mogła się już doczekać spotkania z Remikiem, w którym była po uszy zakochana.