Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Psikusy Tigusa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Psikusy Tigusa - ebook

Gdy jest Ci tak smutno, że już bardziej być nie może, zajrzyj do Tigusa, psa rasy Beagle, oraz jego przyjaciół!

Przygarną Cię bez mrugnięcia powiek i… odkryją swój świat. Posiedzisz z nimi na strychu, a może nawet na samym czubku dachu, wpadniesz na chwilę do piwnicy i drewutni. Zabiorą Cię nad rzeczkę i do ciemnego lasu. Zaproszą na pokaz mody i mecz piłkarski w swoim wydaniu.

Nauczą Cię ciepłej przyjaźni i wciągną w wybryki i szaleństwa, którymi raczą się od rana do wieczora, narażając czasem na szwank nerwy ukochanych właścicieli.

Natychmiast staniesz się ich przyjacielem, a Tigus-Migus, nieodłączni Piksel i Diksel, Bigos, Belfegorek oraz kot Agrest, koza Miza i sympatyczna koreańska rodzina kun nie dadzą Ci się nudzić ani sekundy!

Zapomnisz o złym nastroju. Poczujesz się szczęśliwy, a może najszczęśliwszy na świecie – przy okazji trochę pękając ze śmiechu.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7722-693-3
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PSIKUSY TIGUSA

czyli... pamiętnik pisany przez najpiękniejszego psa na świecie (tzn. mnie).

Odkopany pod czwartą tują z lewej strony – zeszyt nr 2.

Zeszyt nr 1 zaginął i nie dowiecie się niestety, co było w nim napisane (zapomniałem, gdzie go zakopałem). Bardzo przepraszam!

Tajne przez Poufne

Broń Boże nie rozpowszechniać!!

Tylko dla wtajemniczonych, wszystkich kochicieli zwierząt (a zwłaszcza psów)!

PS

Kocham wszystkie zwierzątka i wszystkich ludzi (takich, którzy się podlizują to nie za bardzo). A najbardziej kocham Moich!

PPS

Adresu mailowego jeszcze nie mam, ale spodziewam się wkrótce. Numer komórki gdzieś miałem, ale zgubiłem. Wybaczcie!

PPPS

Zapomniałem Wam powiedzieć, że jestem beaglem. Po stokroć przepraszam!!

•••

Po powrocie z wakacji.

Cześć! To ja, Tigus-Migus! Wróciłem do domu po wakacjach razem z Moimi (nie wiem, czemu Moi mówią odwrotnie, że to niby oni wrócili ze mną?). Muszę wam opowiedzieć, co się stało. Nie, nikt ich nie okradł i wszystko w porządku w domu, ale jak już byliśmy na miejscu (Moi byli zajęci rozpakowywaniem całego dobytku), musiałem sprawdzić, co słychać w okolicy. I wyobraźcie sobie – czuję obcy zapach. No to ja za nim! Biegam sobie raz w prawo, raz w lewo, bo strasznie kluczył i nie chciałem go zgubić w trawie, aż nagle stanąłem jak wryty. Nie uwierzycie! Na moim ukochanym miejscu, gdzie zawsze się opalam, siedzi sobie koczis i spokojnie mi się przygląda. Wcale nie miał zamiaru uciekać, chyba wyczuł we mnie dobrą duszę. Coś mi nie pasowało, więc podszedłem jeszcze trochę, żeby sprawdzić, czy nie jest chory (albo nie wiem). Wyglądał śmiesznie. Podniósł się na całą swoją kocią wysokość i zobaczyłem, że ma strasznie długie i cienkie łapki. Włosy sterczały mu we wszystkie strony i wyglądał jak agrest.

– Czyj ty jesteś? – spytałem.

Popatrzył ponuro i prychnął.

– Niczyj! Co się głupio pytasz, nie widzisz? Nie siedziałbym tutaj, gdybym był czyjś! – odpowiedział niegrzecznie. Zrobiło mi się go żal, ale poczułem, że będę mieć kłopoty. – Fajnie tutaj! – dorzucił jeszcze, wcale się nie przejmując. – To twój dom? Od dzisiaj będzie też moim – dodał bezceremonialnie (patrz: śluby, pogrzeby, ale – „bez”).

Oj, niedobrze! – pomyślałem. – Chcesz tu zostać? – powiedziałem do koczisa, chcąc zyskać na czasie. Ziewnął przeciągle i niedbale rzucił w przestrzeń pomiędzy nami:

– Zastanowię się, na razie chce mi się spać. – Ziewnął jeszcze raz i zwinął się w kłębek, nie patrząc w moją stronę. A to historia! Tak mnie zamurowało, że nie mogłem się ruszyć z miejsca. Tego jeszcze brakowało! Ale ponieważ zaimponował mi swoją odwagą, zostawiłem go w spokoju i wycofałem się z powrotem do domu. Jedno było pewne, nie był to zwyczajny koczis!

PS

Muszę się zastanowić, co dalej robić. Może Moi go zauważą? Ale się porobiło!

•••

Wcześnie rano.

Powiem wam, że z wrażenia nie mogłem zasnąć. Nigdy mi się to wcześniej nie zdarzyło, więc jestem dzisiaj niewyspany. No nic! W nocy wstałem po cichutku i patrzyłem przez okno, zastanawiając się, czy zobaczę Agresta – tak go roboczo nazwałem – ale nic nie widziałem, bo było ciemno. Nie chciałem budzić Mojego, bo był okropnie zmęczony po podróży, więc odłożyłem sprawę do rana. Musiałem się trochę pomęczyć, żeby ściągnąć go z łóżka, ale jak w końcu otworzył mi drzwi, szybko pobiegłem sprawdzić, czy zobaczę Agresta na starym miejscu.

– OK! Nie ma go. No to problem z głowy!

Gdy już odchodziłem, usłyszałem zaspany głos Agresta:

– Zjadłbym coś, bo od wczoraj nic nie przekąszałem (szukaj: restauracje, bary). – Siedział na dachu naszej drewutni i przeciągał swoje chude łapki. – Gdzie masz swoją miskę albo coś w tym rodzaju? Myślę, że się ze mną podzielisz? – Lizał futerko, nie patrząc na mnie. Zrobiło mi się głupio, bo przecież nie wypadało odmówić głodnemu.

– Zaraz będzie śniadanie – powiedziałem naj-uprzejmiej, jak umiałem. Trochę mi to było nie w smak. Nie wiedziałem, czy wystarczy jedzenia dla nas dwóch, ale przyszło mi do głowy – jak później zobaczycie, wcale nie miałem racji – że taki mały koczis niewiele je. Agrest zauważył moją minę i dodał jeszcze:

– Myślę, że się dogadamy. Prawda? – Przekręcił się w drugą stronę i zaczął lizać ogon.

Będzie problem! – pomyślałem, wchodząc do domu. Przecież nie wyniosę mu swojej miski na zewnątrz, bo Moi by pomyśleli, że zwariowałem albo że jestem chory. Co tu robić? W końcu doszedłem do wniosku, że muszę zaprosić Agresta do domu. Moja też czasem zapraszała swoich gości do środka, nie wynosiła im niczego przed drewutnię. Chyba przyznacie mi rację? Teraz muszę się skupić na tym, żeby nie zjeść wszystkiego od razu i zostawić trochę dla Agresta.

PS

Na razie pa! Napiszę później, jak sobie poradziłem, ale chyba dopiero jutro.

•••

Jutro.

Ale była heca wczoraj, mówię wam! Gdy Moi wreszcie wyszli do pracy, zawołałem Agresta, żeby wskoczył do domu przez okno. Wcale nie musiałem go namawiać, bo właśnie tam czekał, mrużąc swoje zielone oczy. Zeskoczył zgrabnie i od razu skierował się w stronę mojej miski.

– Mało tego! Myślałem, że Twoi są bardziej hojni!

Dyskretnie przemilczałem, bo tak naprawdę to ja nie jestem hojny (czytaj: gość z klasą lub z kasą), a Agrest już zajadał powoli moje jedzonko, wyraźnie się nim delektując (tak mam zawsze, kiedy zjadam kiełbaskę). Gdy wreszcie skończył, oblizał sobie pyszczek. Zobaczyłem, że miał podobny języczek do mojego, tylko mniejszy.

– Gdzie masz mleko?

Jakie mleko?! – pomyślałem. – Mam tylko wodę!

– Do chrzanu! – powiedział Agrest. – Nie wiesz, że koty piją mleko!?

Poczułem wyrzut w jego głosie. Napił się trochę mojej wody, rozpryskując ją dookoła.

– Myślę, że zorganizujesz je na jutro.

Ale wymagania! – pomyślałem, ale nie chciałem być niegrzeczny, więc powiedziałem, że się postaram, tylko nie wiem, czy mi się to uda.

– Jak to? Jeszcze ich nie wychowałeś? – Agrest był wyraźnie zdziwiony.

Tego już było za wiele!

– Kocham Moich, a oni mnie, i nie muszę nikogo wychowywać! A ty, jak ci się nie podoba, możesz sobie znaleźć inny domek!

– Nie o to chodzi! Nie mam nic przeciwko Twoim, ale nie chcę jutro głodować. – Agrest wcale nie przejął się moją aluzją (to taki sygnał). – Wykombinuj trochę mleka, będę ci wdzięczny. – Zaczął mruczeć i się przymilać, jakby chciał mnie udobruchać. – Nie gniewaj się już na mnie, miałem tylko straszną ochotę na mleko. – Siadł na środku pokoju i znowu zaczął się lizać. – Jak skończę, to się pobawimy, dobra?

Odpowiedziałem, że się zgadzam, bo zdaje się nie miałem innego wyjścia i w sumie to byłem bardzo ciekawy, w co bawią się koczisy. Trwało to chwilę, nim Agrest skończył swoją toaletę, bo przyłożył się do tego wyjątkowo ambitnie. Naliczyłem, że buzię oblizał czterdzieści trzy razy, a łapki po dwadzieścia sześć na każdą. Brzuszek trochę mniej, ale uzbierało się ze dwadzieścia. Wcale się nie przejmował, że czekałem na niego.

– Już kończę – stwierdził i zabrał się za ogon. W tym tempie to potrwa do wieczora, a już na pewno do powrotu Moich.

– Pójdę się zdrzemnąć – powiedziałem do Agresta, ale on właśnie skończył.

– Ty się nie myjesz? – zapytał z wyraźnym niesmakiem i wyprostował się na chudych łapkach.

Udałem, że nie słyszę, bo doszedłem do wniosku, że nie będę się tłumaczył przed koczisem.

– Chodź! Pokaż mi swoje królestwo. – Agrest właśnie wchodził na schody prowadzące na górę do sypialni. Gdy weszliśmy do pokoju Mojego, od razu wskoczył na łóżko. – Tutaj śpicie? – Czytał mi w myślach, chociaż wcale mu o tym nie wspominałem.

– Skąd wiesz?

– To się rozumie, że łóżko jest do spania! – Agrest najwyraźniej zaakceptował (no dobra, polubił) to miejsce, bo bezceremonialnie położył się na poduszce i zaczął mruczeć. Oj, niedobrze! Żeby tylko Mój tego nie zauważył, bo zawsze śpię w nogach.

– Zejdź z poduszki, to coś ci pokażę! – wymyśliłem naprędce, ale dalej nie wiedziałem, co mu pokazać, więc zacząłem kręcić się wokół swojego ogona.

– Może być! – powiedział Agrest i wskoczył na parapet.

PS

Opowiem wam jutro, co było dalej, bo się okropnie rozpisałem i boli mnie już łapka.

PPS

Muszę się zastanowić, jak skombinować (szukaj: sporty wyczynowe) mleko dla Agresta. Pa!

•••

W nocy.

Piszę to w nocy, więc wybaczcie, że będzie napisane niewyraźnie i może jedno na drugim (nie widzę dobrze po ciemku). Muszę wam powiedzieć, że teraz nie będę miał czasu w dzień. Jak nie było Agresta, a Moi zostawali w pracy, zawsze wykroi-łem jakąś chwilę. Teraz to co innego. Nie chcę na razie nic mówić Agrestowi, że piszę pamiętnik, bo się za krótko znamy. Wczoraj, jak Moi wrócili, na szczęście nic nie zauważyli. Co prawda dziwili się, że ciągle jestem głodny, a potem nie zjadam do końca. No i tym sposobem udało mi się zamelinować trochę jedzonka dla Agresta. Gorzej z mlekiem, chyba będzie się musiał obyć smakiem, bo dalej nie mam pomysłu. Czasem Moja przynosi je w siatce, ale zaraz potem chowa do lodówki. No nic! Zobaczę później. Tymczasem opowiem wam, jak się fajnie bawiliśmy wczoraj z Agrestem. W życiu nie przypuszczałem, że koczisy tak umieją skakać. Kazałem mu nawet pokazać łapki od spodu. Chciałem sprawdzić, czy nie ma tam przyczepionych sprężynek, ale nie miał. Potem próbowaliśmy skakać razem, bo Agrest obiecał mi, że mnie też nauczy – w podzięce za śniadanie. Zeszło nam do południa. Trochę się zmachałem i położyłem się „na Małysza”, a on mnie obserwował.

– Super! – powiedział. – Nie umiem tak. – Próbował wyciągnąć łapki do tyłu, ale raz wyciągał jedną, raz drugą.

– Widzisz! To nie jest takie proste! – Popatrzyłem z dumą na Agresta.

– A ty nie umiesz wskoczyć na stół – nie dawał za wygraną. – Ale wszystko przed tobą – uśmiechnął się pod wąsem.

– Nawet gdybym umiał, to i tak bym nie wskoczył, bo mi nie wolno. Moi nie pozwalają.

– A mnie wolno! – powiedział i spokojnie wskoczył na stół.

– Co cię opętało!? – krzyknąłem do Agresta i zagroziłem, że nie będę się z nim bawił, a jedzonko zjem sam. Podziałało.

– Dobrze! – powiedział i przeskoczył na regał z książkami, tam gdzie Mój trzyma encyklopedię (patrz: encyklopedia). Nie muszę wam mówić, że się trochę wściekłem, więc zacząłem go gonić, ale on nic sobie z tego nie robił. Z regału wskoczył na kredens, a potem jeszcze na karnisz, lustro i toaletkę.

– Zawsze się tak bawisz? – spytałem, gdy wreszcie wylądował na ziemi.

– Niee!

Czułem, że nie chce o tym opowiadać, ale nie odpuszczałem.

– Powiem ci, ale nie mów nikomu – wydukał wreszcie. – Nigdy nie miałem swojego domu, a tu jest tak fajnie!

– Co to znaczy, że nie miałeś swojego domu? To gdzie mieszkałeś?! – Nie chciało mi się wierzyć, że można nie mieć domu.

– Mieszkałem w takim schronisku dla niekochanych zwierzątek, ale to nie był żaden dom – dodał i wyraźnie posmutniał. – Tutaj to co innego. Nigdy nie miałem, jak ty to nazywasz, „Moich”. W końcu wybrałem wolność i uciekłem stamtąd, bo i tak byłem sam. Pomyślałem, że znajdę sobie przyjaciół i nie potrzebuję łaski.

Nie chciałem dłużej męczyć Agresta, żeby nie pomyślał, że jestem wścibski (to takie podglądanie od środka).

– Dobra, zostańmy przyjaciółmi! Tylko musisz trochę inaczej się zachowywać. Moi nie lubią, gdy jestem niegrzeczny – dodałem, żeby się usprawiedliwić. – No to sztama?

Podszedł do mnie i mnie polizał.

– Sztama!

I tak Agrest został moim przyjacielem.

PS

Fajnie jest mieć przyjaciela. Bardzo się cieszę! (Ale nie będę się tym teraz chwalił).

PPS

Na razie Agrest śpi w drewutni, ale mówi, że mu to nie przeszkadza. Na wszelki wypadek zostawiam mu otwarte okno, żeby sobie wskoczył, jakby zmarzł w nocy. Pa!

•••

Następnego dnia, a właściwie późno wieczorem.

Cześć, kochani przyjaciele! Bardzo się cieszę, że Agrest wybrał nasz domek, a ja mam nowego kumpla, Tigus nr 2 też jest zadowolony (to ta psia zabawka, którą dostałem pod choinkę), ale Agrest to zupełnie co innego. Wcale się nie przejmuję, że ktoś mógłby się śmiać ze mnie dlatego, że moim przyjacielem jest koczis. Zresztą, ja też wcześniej bym tego nie wymyślił. Zastanawiam się teraz usilnie, jak to zrobić, żeby Moi też go pokochali. Może uda się to jakoś załatwić, bo wcześniej mieli koczisa – noszę przecież jego imię – więc chyba nie będzie to takie trudne?

PS

Nie muszę wam chyba mówić, że od tej pory moje życie zmieniło się zupełnie. Jak mi nie wierzycie, to znajdźcie sobie przyjaciela, a sami się przekonacie, jak to jest.

•••

Za kilka dni.

Znowu piszę nocą, ale chyba już tak będzie, bo w ciągu dnia nie ma mowy o pisaniu, tak jesteśmy zajęci zabawą i różnymi rzeczami, o których właśnie chcę wam opowiedzieć. Więc wczoraj, jak tylko Moi zamknęli drzwi za sobą, sprytnie wyczaiłem, gdzie trzymają zapasowe klucze. Co prawda Agrest wskakuje przez okno, ale ja się nie przecisnę (chyba muszę się trochę odchudzić, co nie będzie trudne przy niesłabnącym apetycie mojego przyjaciela). No więc zawołałem go, żeby wpadł na śniadanie. Wcześniej dogadałem się z nim, żeby nie przychodził, jak jeszcze Moi będą w domu. Ale do rzeczy! Agrest zabrał się do jedzenia, a ja grzecznie przełykałem ślinkę.

– Co będziemy dzisiaj robić? – zapytałem, gdy wreszcie wylizał moją miseczkę. – Może zwiedzimy okolicę?

Popatrzył na mnie i zauważyłem, że mruży swoje jedno zielone oko.

– Pokażesz mi sąsiadów i zobaczymy, co w trawie piszczy?

– A co ma piszczeć?

– Jak nie wiesz, to najwyższy czas posłuchać – odpowiedział i wskoczył na ladę w kuchni. – Bardzo ci dziękuję! – Agrest wsadził łebek do garnka i usłyszałem tylko równomierne chlipnięcia. – Jak ci się udało wykombinować mleko? I nawet jest ciepłe. – Popatrzył na mnie z podziwem, aż zrobiło mi się miło, chociaż nie miałem w tym specjalnego udziału. Głupio mi było się przyznać, że nic nie wykombinowałem, a Moja specjalnie je tam zostawiła, żeby wystygło.

– Tak jakoś wyszło – mruknąłem skromnie.

– Dobra, to idziemy, umyję się później. – Wyskoczył na parapet i zeskoczył do ogrodu.

– Zaraz, a ja? Nie przecisnę się przez tę szparę!

– Nic się nie bój! – usłyszałem z oddali. – Rozpędź się i skocz na drzwi – mówił bardzo zdecydowanym głosem. – A ja coś wymyślę! Nie martw się, mam swoje sposoby – dodał jeszcze porozumiewawczo. – Zaraz zobaczysz, tylko musisz mi trochę pomóc.

– Poczekaj, wiem gdzie są klucze! – powiedziałem, ale Agrest chyba tego nie usłyszał, bo wrzasnął:

– Teraz!

Rozpędziłem się z całej siły i wylądowałem w pierwszej chwili na drzwiach, a zaraz potem turlałem się po trawniku przed domem. Gdy oprzytomniałem, zobaczyłem Agresta wiszącego przednimi łapkami na klamce.

– Już?! – krzyknął wesoło. – Widzisz! Udało się! No to w drogę.

– Skąd wiedziałeś, że nie zamknęli drzwi na klucz?

Agrest popatrzył na mnie z wyższością.

– E tam! Opowiem ci po drodze.

Gdy minęliśmy róg ogrodu, stanął na chwilę i zaczął mi się dziwnie przyglądać. – Przecież ci mówiłem, ale ty jak zwykle nie słuchasz. – Podniósł dumnie ogon i, nie odwracając się, zaczął nim machać tuż przed moim nosem. – Ma się swoje sposoby! Jak mieszkałem w tym schronisku, czy przytułku, miałem starszego kolegę, kota po przejściach, co niejedną mysz miał na sumieniu. Zresztą, miał przezwisko, które mówiło samo za siebie, nazywał się Mysinor-Zwiedzacz. On mnie nauczył dużo praktycznych rzeczy, między innymi właśnie tego.

– To znaczy czego?

– No właśnie – jak zrobić, żeby nikt nie mógł zamknąć-otworzyć drzwi.

– Zdecyduj się, Agrest. Zamknąć czy otworzyć?

Agrest popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

– Przecież mówię wyraźnie – to jedno i to samo. Popatrz! Jak nie otworzysz, to nie musisz zamykać, a jak nie zamkniesz, to po co otwierać?

Muszę wam powiedzieć, że ten Agrest to nie lada spryciarz i musiałem się dłuższą chwilę zastanowić, żeby wreszcie przyznać mu rację. Przyjął to jako oczywistość i poszliśmy dalej. Po dłuższej chwili uzmysłowiłem sobie, że jednak nie zdradził mi sekretu z naszego podwórka (tzn. z naszych drzwi).

– Kto tutaj mieszka? Taki sympatyczny domek, trochę podobny do naszego – zapytał.

Dyskretnie przemilczałem, że ten domek jest podobny do mojego, bo nie jestem drobiazgowy i nie chciałem opóźniać naszej wycieczki.

– Tu mieszka bardzo miły czarny pudelek, ma na imię Belfegor, chociaż jego pani woła na niego Upiorek, czy jakoś podobnie. Ja osobiście bardzo go lubię, chociaż jest strasznym narzekaczem i gadułą. Zna wszystkie plotki z okolicy, ale zawsze coś przekręci i potem musi to odszczekać. Więc nieraz szczeka całą noc i wszyscy się wściekają, bo nie mogą spać. Kiedyś Upiorek--Belfegorek pobiegł na łąki, żeby zobaczyć, co słychać w okolicy i, jak wracał, przystanął nawet pod naszą bramą, ale Moi nie chcieli go wpuścić, bo trochę się bali i mówili, że przypomina im małego diabełka.

Agrest przysłuchiwał się tym moim wywodom z wielkim zainteresowaniem. Od czasu do czasu przysiadał i lizał się z rozmachem w różne miejsca, jakby chciał równocześnie myć się i słuchać. Poszliśmy jeszcze kawałek, kiedy Agrest coś zwęszył i gwałtownie skręcił w kierunku okolicznego płotu. Stanąłem jak wryty, gdy zaczął przeciskać się pomiędzy sztachetami.

– Agrest, nie rób tego, bo możesz potem żałować! – krzyknąłem.

– A niby dlaczego? – Odwrócił tylko łebek w moją stronę.

– Tam mieszka bardzo niesympatyczny brytan, chociaż imię na to nie wskazuje. – wyjaśniłem.

– A jak on się nazywa? – Mój przyjaciel zamarł w pół ruchu z lewą łapką podniesioną do góry. Wiedziałem, że to pytanie to tylko gra, bo natychmiast wyczułem, iż wstydzi się przyznać, że się boi.

– Nazywa się Miodek i jest mastifem, który słabo nawiązuje przyjaźnie. Powiem więcej, wszyscy moi koledzy go unikają i Belfegorek nawet ostatnio mówił, że ten Miodek jest antypiestyczny.

Agrest wykonał zręczny manewr i wycofał się z powrotem na drogę.

– Widocznie miał zły przykład albo ktoś mu zrobił krzywdę. Wiesz co, Tigus, nie będziemy się tym przejmować, są tu na pewno jeszcze inne sympatyczne zwierzątka – stwierdził i poszliśmy dalej.

Kończę na dziś, bo jest już strasznie późno i okropnie chce mi się spać.

Jutro napiszę, co nam się przydarzyło dalej.

Pa!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: