Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Publicystyka społeczna. Tom 3. Felietony, korespondencje, recenzje, przemówienia - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,70

Publicystyka społeczna. Tom 3. Felietony, korespondencje, recenzje, przemówienia - ebook

Eliza Orzeszkowa jakiej nie znamy! 90 tekstów o różnej objętości, formie i przede wszystkim tematyce (m.in. Patriotyzm i kosmopolityzm, O Żydach i kwestii żydowskiej, Kilka słów i kobietach, ale też… list o zaćmieniu Słońca!) daje przegląd najważniejszych tematów, o jakich Polacy dyskutowali w II połowie XIX wieku na ówczesnych forach publicznych; jest to więc niejako kulturowy portret naszego społeczeństwa tego okresu.
Wprawdzie większość materiału za życia autorki ukazała się w prasie (lub formie broszury), ale potem nie była już nigdy wznawiana. Jedna czwarta tekstów to zaś absolutny rarytas – wydobyte z archiwów rękopiśmienne inedita, dotąd nieznane czytelnikom.
Artykuły zostały opatrzone przejrzystym aparatem krytycznym, ułatwiającym lekturę zarówno na poziomie naukowym, jak i popularnym (noty z krótką historią powstania każdego tekstu, przypisy i komentarze o charakterze historyczno-kulturowym). Obejmująca całą twórczą biografię Orzeszkowej, trzytomowa, edycja Publicystyki społecznej autorstwa Orzeszkowej została opracowana przez Grażynę Borkowską i Iwonę Wiśniewską z Instytutu Badań Literackich PAN.

Spis treści

Cykle felietonów
Znad Niemna
Listy z ustronia [I (seria pierwsza)]
Listy z ustronia [II (seria pierwsza)]
Listy z Ongrodu
Listy znad NiemnaI
Listy znad Niemna II
Listy z ustronia I [seria druga]
Listy z ustronia III i IV [seria druga]
Listy grodzieńskie I
Listy grodzieńskie II
Listy do Pani *** o niektórych drobiazgach, które drobiazgami nie są, słów kilkoro

Listy otwarte
[Listy z apelem o pomoc dla pogorzelców grodzieńskich]
Jeszcze w sprawie Ochorowicza
Do Uměleckej besedy
[Listy do redakcji „Ojczyzny”]
Do pań czeskich
[List w sprawie artykułu do Powszechnej Encyklopedii Kobiecej]
List Elizy Orzeszkowej do Literatów Rosyjskich... zapraszających ją na obchód mickiewiczowski w Petersburgu
Listy w sprawie rosyjskiego wydania „Argonautów”
[List otwarty do uczestniczek Zjazdu Kobiet w Zakopanem]
List otwarty do Pana Jana Gadomskiego, redaktora „Gazety Polskiej”
[List do Gordona o syjonizmie]
[List do członka delegacji żydowskiej...]
Moja Najmilsza Marychno!
[Dementi w sprawie wyjazdu do Nauheim]
List do Sióstr Ślązaczek
[Memoriał rodziców polskich do arcybiskupa mohylewskiego...]
Do Pana Redaktora gazety „Ruś”
Do szanownej redakcji gazety „Vilniaus žinios”
List do Wujaszka
[List do Marii Czesławy Przewóskiej w sprawie kobiecej]
Także protest
Do Kółka Dziewcząt Służących we Lwowie
[Do redakcji „Dziennika Kijowskiego”]
Do was, które oko w oko w oblicze Matki patrzycie!
[List otwarty do uczestniczek Zjazdu Kobiet imienia Orzeszkowej]
O niedolo!
List do Kazimierza Jeżewskiego
„Błogosławieni Pokój czyniący!”
List do redakcji „Pobudki”
O zadaniach kobiety-Polki
[List do Towarzystwa Polskiego Domu im. Orzeszkowej we Lwowie...]


SPRAWOZDANIA, OMÓWIENIA, RECENZJE
Michał Anioł, Leonardo da Vinci, Rafael p. Karola Klement
„Nędza i nędzarze w Paryżu” przez Alfreda Devan
„O kobietach ubogich” przez pannę Daubié
„Paryż w Ameryce”. Dzieło Edwarda Laboulaye’a
Wielość światów zamieszkiwanych...
Listy o książkach. List I. Moralność grecka
Pogadanki o książkach
Alfred Fouillée. Umysłowość i fizyczność, z powodu doświadczeń hipnotycznych

Korespondencje
Znad Horodniczanki
Znad Kotry
Z Grodna
O Zakładzie Leczniczym w Nowym Mieście nad Pilicą
Korespondencja „Nowin”
List Elizy Orzeszkowej [o zaćmieniu Słońca]
W Grodnie
Odczyty w Grodnie

Varia
Wspomnienie pośmiertne [o doktorze Walentym Suchodolskim]
Listy z Przylądka Dobrej Nadziei
Jesteśmy narodem...
Przemówienia jubileuszowe
Śp. dr J[ózef] Kościałkowski
U Elizy Orzeszkowej. Wrażenia z wycieczki do Grodna
W sprawie nazwisk żeńskich
Odpowiedź jubilatki
Z wycieczki

Bibliografia

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8196-158-5
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wykaz skrótów i oznaczeń edytorskich

AEO – Archiwum Elizy Orzeszkowej w Instytucie Badań Literackich PAN w Warszawie

akc. – akcesja

ap. – aprašas (część sygnatury archiwalnej LVIA)

BJ – Biblioteka Jagiellońska w Krakowie

BN – Biblioteka Narodowa w Warszawie

BPW – Biblioteka Publiczna miasta stołecznego Warszawy, ul. Koszykowa

Dnie – Eliza Orzeszkowa, _Dnie_, opracowała Iwona Wiśniewska, Warszawa 2001.

– przypis autorstwa Elizy Orzeszkowej

EO – Eliza Orzeszkowa

F. – fond – część oznaczenia sygnatury archiwalnej

K. – karta – część oznaczenia sygnatury archiwalnej

Kalendarium, t. 1, 2 – Iwona Wiśniewska, _Kalendarium życia i twórczości Elizy Orzeszkowej_, t. 1, 2, Warszawa 2014.

kopia LBŚ – kopie listów Elizy Orzeszkowej pochodzące z dokumentów po Ludwiku Brunonie Świderskim, przechowywane w Archiwum Elizy Orzeszkowej w Instytucie Badań Literackich PAN w Warszawie

Korespondencja __ – Maria Konopnicka, _Korespondencja,_ t. 2, opracował Edmund Jankowski, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1972

Listy – Eliza Orzeszkowa, _Listy_, opracował Ludwik Brunon Świderski, t. 1, 2 (cz. I i II), Warszawa–Grodno 1937–1938. Po skrócie następuje łacińskie oznaczenie numeru tomu, arabskie numeru części oraz przywołanie strony także cyfrą arabską.

Lz – Eliza Orzeszkowa, _Listy zebrane_, pod redakcją Jana Baculewskiego (t. 1–3). Do druku przygotował i komentarzem opatrzył Edmund Jankowski, t. 1–9, Wrocław 1954–1981. Po skrócie następuje łacińskie oznaczenie numeru tomu i arabskie numeru strony.

LBŚ – Ludwik Brunon Świderski

LVIA – Lietuvos valstybės istorijos archyvas, Vilnius (Litewskie Państwowe Archiwum Historyczne w Wilnie)

LMAB – Lietuvos mokslų akademijos biblioteka, Vilnius (Biblioteka Litewskiej Akademii Nauk w Wilnie)

n. st. – nowy styl – data według kalendarza gregoriańskiego

Nr – część oznaczenia sygnatury archiwalnej

„Nowy Korbut” – _Bibliografia Literatury Polskiej „Nowy Korbut”_, t. 17, vol. II: Halina Gacowa , _Eliza Orzeszkowa_, Wrocław–Warszawa–Kraków 1999.

Ossol. – Biblioteka Ossolineum we Wrocławiu

PNP – Památník národního písemnictví w Pradze (Muzeum Literatury Czeskiej w Pradze)

Pisma krytycznoliterackie – Eliza Orzeszkowa, _Pisma krytycznoliterackie,_ zebrał i opracował Edmund Jankowski, Wrocław 1959.

Pz – Eliza Orzeszkowa, _Pisma zebrane_, pod redakcją Juliana Krzyżanowskiego, t. 1–42, Warszawa 1947–1953.

Rkps – rękopis

Słownik geograficzny Królestwa Polskiego – _Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich_, pod redakcją Filipa Sulimierskiego, Bronisława Chlebowskiego, Władysława Walewskiego, t. 1–14, Warszawa 1880–1895.

Słownik warszawski – _Słownik języka polskiego_ ułożony pod redakcją Jana Karłowicza, Adama Kryńskiego i Władysława Niedźwiedzkiego, t. 1, Warszawa 1900, t. 2, Warszawa 1902, t. 3, Warszawa 1904, t. 4, Warszawa 1908, t. 5 (z udziałem Władysława Króla), Warszawa 1912, t. 6 (ułożony przez Władysława Niedźwiedzkiego z udziałem Władysława Króla), Warszawa 1915, t. 7 (ułożony przez Władysława Niedźwiedzkiego), Warszawa 1919, t. 8 (ułożony przez Władysława Niedźwiedzkiego), Warszawa 1927.

Słownik wileński – _Słownik języka polskiego…_ wypracowany przez Aleksandra Zdanowicza, Michała Bohusza Szyszkę, Januarego Filipowicza, Waleriana Tomaszewicza, Floriana Czepielińskiego, Wincentego Korotyńskiego, z udziałem Bronisława Trentowskiego. Wydany staraniem i kosztem Maurycego Orgelbranda, cz. I, II, Wilno 1861.

st. st. – stary styl – data według kalendarza juliańskiego

sygn. – sygnatura archiwalna

t. – teczka lub tom, część oznaczenia sygnatury archiwalnej

Oznaczenia transkrypcji

K. – karta autografu

V – strona verso autografu

r o z s t r z e l e n i e – podkreślenia z autografu lub druku

_kursywa_ – tytuły książek, artykułów oraz wyrazy obce

„zwykła czcionka w cudzysłowie” – cytaty w tekście oraz tytuły czasopism

aaaaaaaaa – nadpisania nad wersem ręką Orzeszkowej (nieskreślone)

aaaaaaaaaa – skreślenia w tekście

aaaaaaaaaaa – skreślenia w tekście nadpisane nad wersem

{aaaaaaaaaaaa} – pierwszy poziom skreśleń w tekście

{aaaaaaaaaaaaa} – pierwszy poziom skreśleń w tekście nadpisanych nad wersem

– rozwinięcia słów (skróconych w tekście) pochodzące od edytora oraz wszelkie uzupełnienia edytorskie

… – wielokropek kończy zawsze niedokończony w tekście wyraz skreślony

– słowo nieczytelne, wraz z numerem karty rękopisu

– słowo nieczytelne skreślone, wraz z numerem karty rękopisu

– dwa kolejne słowa nieczytelne, wraz z numerem karty rękopisu

– dwa kolejne nieczytelne skreślone słowa, wraz z numerem karty rękopisu

– lekcja danego wyrazu niepewna

– zapis danego wyrazu niejasny, coś niejasnego w tekście

– dopiski na marginesach rękopisuZNAD NIEMNA

1874

1875

CZAS POWSTANIA: brak źródeł uniemożliwia ustalenie okoliczności i dokładnego czasu powstania pierwszego cyklu listów _Znad Niemna_ przeznaczonego dla warszawskiej „Niwy”. Nie wiadomo, czy Orzeszkowa pisała felietony na zamówienie redakcji (współpracowała z pismem od kilku lat), która chciała zamieścić nieco informacji o życiu na Litwie, czy też cykl i jego tematyka były pomysłem autorki. Zdaje się, że bliższy rzeczywistości jest ten drugi trop. Orzeszkowa w wielu listach prywatnych i tekstach publicystycznych skarżyła się, że mieszkańcy Warszawy i Krakowa nie wiedzą nic o życiu tej polskiej prowincji. _Znad Niemna_ ma wyraźnie „edukacyjny” charakter. Autorka nie tylko podaje wiele encyklopedycznych i historycznych danych, ciekawostek, reportażowych realiów, ale też próbuje zmierzyć się ze stereotypem zacofanego kresowego szlachcica, obojętnego wobec oświaty i nauki. Mówi o reformie uwłaszczeniowej na Litwie i dojrzewaniu do niej miejscowej szlachty; doprowadza swą refleksję do czasów powstania styczniowego. Na koniec zapowiada stylem ezopowym opowieść „o nowym widnokręgu”, który „gdy wzniecone burzą tumany kurzawy opadły nieco ukazał się w postaci zmienionej nie do poznania” – w kolejnym _Liście_. Jednak felieton poświęcony Litwie pouwłaszczeniowej nigdy się nie ukazał. Nie wiadomo, czy w ogóle pisarka kontynuowała pracę nad dalszym ciągiem _Listów znad Niemna_. Być może o zaniechaniu zadecydowały względy cenzuralne, wszak temat realiów postyczniowych był zawsze dla cenzorskiego ołówka najdrażliwszy. Do pomysłu korespondencji znad Niemna Orzeszkowa wróciła w 1887 roku, ale nie był to ciąg dalszy felietonów z lat siedemdziesiątych, dotyczył już zupełnie innych kwestii (zob. _Listy znad Niemna_ w t. 3 niniejszej edycji, s.117).

AUTOGRAF: nieznany. „Nowy Korbut” (zob. poz. 251, s. 61) podaje błędnie, że autograf zachował się w AEO, sygn. 132. Jednak autopsja wykazała, że jest to rękopis _Listu znad Niemna II_ drukowanego w „Głosie” w 1887 roku i nie ma nic wspólnego z listami _Znad Niemna_ z połowy lat siedemdziesiątych.

PIERWODRUK: pierwszy list, zatytułowany _Znad Niemna. I.,_ ukazał się w warszawskim dwutygodniku „Niwa” 1874, t. 6, nr 1 z 1 lipca (s. 24–34) i nr 2 z 15 lipca (s. 89–94). List drugi (_Znad Niemna. List II_) – „Niwa” 1874, t. 6, nr 8 z 15 października (s. 494–501), nr 9 z 1 listopada (s. 558–565), nr 10 z 15 listopada (s. 625–633). List trzeci (_Znad Niemna. List III_) – „Niwa” 1875, t. 7, z. 3 z 1 lutego (s. 174–181) i z. 4 z 15 lutego (s. 241–248)¹. „Nowy Korbut” przywołuje cykl _Znad Niemna_ w dwóch działach: _Publicystyka i krytyka literacka_ (zob. poz. 251, s. 61) i _Listy otwarte do redakcji czasopism oraz korespondencje i polemiki_ (zob. poz. 362, s. 72) – bez odsyłacza, jako dwa osobne teksty, co niniejszym prostujemy.

PODSTAWA EDYCJI: pierwodruk.

UWAGI EDYTORSKIE: zmodernizowano ortografię (np. „nizki”; „strzedz”; „władzca”; „obówie”; „biórowe”; „belletrystyka”) oraz interpunkcję, pisownię łączną i rozdzielną („w obec”; „oddawna”; „w skutek”; „poprostu”; „gdziekolwiekindziej”; „bezzaprzeczenia”; „odniedawna”). Nie zachowano „é” w formach typu: „jéj”; „najwyższém”; „mniéj więcéj”; „nié ma”; „naszéj”; „innéj”; „klasycznéj”; „tutéjsze”; „potém”; „świétny”. Większości tych form kreskowanych nie potwierdzają autografy Orzeszkowej. Kursywą zaznaczono tytuły (prócz tytułów czasopism) oraz słowa i wyrażenia w językach obcych. Rozstrzeleniem oznaczono słowa oddane w pierwodruku kursywą (które nie są tytułami ani wyrazami obcymi). Były to zapewne autorskie wyróżnienia oddane w ten sposób przez zecera. Uwspółcześniono dawne końcówki -em, -emi charakterystyczne dla narzędnika i miejscownika l. poj. deklinacji przymiotnikowo-zaimkowej rodzaju nijakiego i narzędnika l. mn. deklinacji przymiotnikowo-zaimkowej rodzaju niemęskoosobowego („napełnione szaremi wodami”). Zmodernizowano odmianę typu: „oligarchij”; „kopij” oraz formy typu: „gubernijalny”; „genijalny”; „historyja”; „etnografija”; „filozofija”; „arteryja”; „pretensyje”; „korespondencyja”; „formacyja”; „oficyjalista”; „profesyjoniści”; „proletaryjusze”; „egzystencyja”; „materyjalny”; „żaluzyje”; „familijant”; „harmonija”; „inteligencyja”; „fantazyje”; „dyspozycyja”; „dyjament” – idąc za wskazówkami badaczy języka XIX wieku, którzy uważają, że pisownia -yja, -ija po spółgłosce w II połowie XIX wieku była w większości wypadków jedynie sprawą konwencji, a w wymowie niegwarowej nieobecna dziś samogłoska oznaczała jedynie dokładniejsze brzmienie, nie zaś ośrodek odrębnej sylaby. Zachowano formy dawne typu: „jeografia”; „źwierciadło” (ta ostatnia występuje zresztą niekonsekwentnie); „ewanieliczny”; „domóstwo”; „mięszać”; „piasczysty” (obocznie z „piaszczysty”); „drożka”; „na wskróś”; „któś”; „spójrzeć”; „sprobować”; „tłomaczyć” (cztery ostatnie niekonsekwentne); „pojedyńcze”; „wyśpiarze”; „odźwierciedlać”; „przedsiębierstwo”; „egzagierować”. Liczebniki porządkowe pisane cyfrą z końcówkami fleksyjnymi (np. 4-go, 5-go) podano słownie. Podział na akapity zachowano jak w pierwodruku – jest logiczny i przejrzysty. Repliki dialogowe znajdujące się w środku akapitów, a oznaczone w pierwodruku cudzysłowem, w edycji wyeksponowano za pomocą myślnika poprzedzającego i kończącego zdanie.ZNAD NIEMNA

I

Znad Niemna! qu’est ce que ça? où est ce que ça?² z Paragwaju że to? z Chili? z Langwedocji czy z Mezopotamii?

Jeżeliś Mazurem, czytelniku, tym bardziej warszawianinem, a tym bardziej jeszcze Galicjaninem, nie obrażaj się na mnie za to, że cię o powyższe wykrzyki i zapytania posądzam. Prawda jest gorzka potrawa, niemniej jednak prawdą to jest, że nie wiesz dokładnie, jakie mianowicie plemiona zamieszkują brzegi rzeki, której nazwę tylko co wyczytałeś, i że z nierównie większą łatwością przyszłoby ci znaleźć na karcie jeograficznej wężykowate linijki oznaczające bieg Tybru, Sekwany, a może nawet Ohia lub Gwadalkwiwiru³ niż tę, która przedstawia głębokie i długie, szarymi wody napełnione, w pagórkowate, lesiste brzegi ujęte łożysko Niemna. Ależ bo wprawdzie Tybr to świętość, Sekwana – świetność, Gwadalkwiwir – romantyczność i przypomina Gonzalma z Korduby⁴, Ohio – dalekość, a więc osobliwość, i na myśl przywodzi czarnych jak noc Murzynów lub jak miedź brunatnych Irokejczyków⁵, Niemen zaś to… nie wiadomo co…, puszcza jakaś może albo żydowskie miasteczko, którego mieszkańcy każdej wiosny i jesieni melancholijnie siadają na dachach domóstw swych z wędkami zapuszczonymi w głębie ulic błotem płynących, albo jeszcze – imię to może tej jejmości, która zaprzeszłej zimy weszła była do loży warszawskiego Wielkiego Teatru w szubie z lisowym kołnierzem i w słomkowym kapelusiku, a śpiew primadonny zagłuszała rozmową odznaczającą się akcentem wielce śpiewnym, polegającym na zupełnie nieprawdopodobnym przedłużaniu przedostatniej zgłoski każdego wyrazu… Wszystkie wyobrażenia te plączą się i mięszają w wyobraźni ucywilizowanego czytelnika przy wzmiance o Niemnie tak, że trudno mu jest wielce stanowczo przypomnieć sobie, czy nazwa ta oznacza gęstwinę leśną napełnioną rozbójnikami i żubrami, czy kupę chałup do połowy zatopionych w błocie i noszących nazwę miasteczka, czy prowincjonalną jejmość z jej zadziwiającym taktem toaletowym i całkowicie już fenomenalną melodyjnością mowy.

Los, który wedle wyrażenia poetów igra z ludźmi jak wicher ze zwiędłymi listkami⁶, rzucił przed kilką laty jednego z dobrych moich znajomych w okolice Karpat⁷ i umieścił go tam śród bardzo licznego i wytwornego weselnego zebrania. Znajomy mój mieszkał stale w stronach puszcz, borów, żubrów i b o ć w i n y, za młodu przebywał naukowe kursa na jakimś uniwersytecie, a w wieku dojrzałym oddał się z zapałem urządzaniu gospodarstwa w swej posiadłości wiejskiej, w której oprócz pól wzorowo zaorywanych i obsiewanych, posiadał jeszcze parę przemysłowych zakładów i znaczną bibliotekę. Natura obdarzyła go piękną wymową, a jakkolwiek bruździła mu nieco w ustach owa, uporczywej, nieprzepartej długości przedostatnia zgłoska wyrazów⁸, rozmawiać umiał i chętnie rozmawiał, najchętniej wtedy, gdy dyskurs wpadł na temat rolnictwa, przemysłu i literatury ekonomicznej. Owóż zdarzyło się, że gdy na owym świetnym a licznym zgromadzeniu krakowian rozmowa potoczyła się w ulubionym mu właśnie kierunku, mieszkaniec puszcz wnet ster jej pochwycił, wiedzą i krasomówstwem swym (pomimo niefortunnej zgłoski) błysnął i powszechną na siebie uwagę zwrócił. – Czy można zapytać, z jakich stron pan przybywa? – wyrzekł jeden z dostojnych zgromadzonych. – Z Litwy, panie – brzmiała odpowiedź mego znajomego. – Pan z Litwy i tak wykształcony! – z najwyższym zdumieniem zawołała ludność galicyjska i wnet wszystkie oczy, magnetyczną jakby siłą pociągnięte, zwróciły się na… nogi nadniemeńskiego gościa, a z twarzy obecnych wyczytać można było, że spodziewali się tam zamiast balowego obuwia ujrzeć klasyczne łapcie. Urocze krakowianki zapytywały mieszkańca lasów, czy umie pacierze mówić alboli może jest jeszcze poganinem? Był to żart zapewne, ale w każdym żarcie jest część prawdy. Wszakże Jagiełło był poganinem – a jest to jedyna rzecz litewska, o której inne strony świata mają mniej więcej jasne wyobrażenie.

– Avouez, ma chère, że ta wasza Litwa c’est encore quelque chose de terriblement barbare⁹ – mówiła mi niedawno warszawianka, śliczna zresztą, rozumna i wykształcona osóbka. – W istocie – odrzekłam – mieszkamy w jaskiniach z niedźwiedziami, jemy chłodnik z boćwiny i ogórki z miodem, a gdy chcemy użyć konnej przejażdżki, wsiadamy na żubrów. – Wszystko to są żarty, ma chère, ale przyznaj, że o etykiecie i literaturze nie macie najmniejszego wyobrażenia. – I owszem, etykieta panuje u nas najsurowsza, zupełnie jak w Chinach. Mandarynów np. tylu co u nas nie znajdziesz nigdzie, nigdzie też nie wykonywa się tak wielka ilość pokłonów; w potrzebie są także i bambusy. Co do literatury, świeżo właśnie rozpowszechniły się u nas i żywe obudzały zajęcie dwa nowe dzieła: Pistolet do zabicia grzechu śmiertelnego i Historyja o Amandysie z Galii¹⁰. …W każdym żarcie jest część prawdy.

Otóż jak zapoznani, co gorsza, nieznani jesteśmy! I trzebaż właśnie, aby zapoznanie to czy nieznanie dotyczyło tej właśnie prowincji, która słusznie chlubić się może najgorętszym, najpoetyczniejszym i niekiedy najciaśniejszym prowincjonalnym patriotyzmem. Jesteśmy wcielonym duchem parafii; z zapałem niewyczerpanym dowodzimy całemu światu, że nie ma dzwonnicy nad naszę dzwonnicę, że wszystkie inne dzwonnice są wobec naszej igraszką, bańką pustą, żartem, wiatrem, niczym. Izolujemy się jak możemy, separujemy się, chwalimy się, a kula ziemska jak milczy o nas, tak milczy, jak nie zna nas, tak nie zna! O! na Perkuna i Mildę¹¹, dość już tego! Czy słyszeliście o tych jenerałach francuskich, którzy w czasie ostatniej wojny bitwy przegrywali z powodu, że nie wiedzieli dobrze, gdzie znajduje się Sekwana, a gdzie Saona, albo o tym starym wojaku, który zapytany przez kogoś, jak Napoleońskie wojska Ren przebywały, odparł: – spaliliśmy go, mościa dobrodziejko! – A cóżeście państwo z jeografią uczynili? – Oparliśmy o nią lewe skrzydło naszego wojska¹². Brzydkie przykłady! naśladować ich nie trzeba. Jeografia jest rzeczą ważną. Uczy ona cenić według wartości dzwonnicę własną bez poniewierania innymi i tak poruszać sercami tkwiących w nich dzwonów, aby wydawały dźwięki harmonijne, stokroć milsze i zbawienniejsze niż rozjednostkowane krzyki, z których każdy wyśpiewuje na zabój chwałę swojej parafii.

Serio mówiąc, czytelniku, z trwogą niepomierną i zupełnie okolicznościami usprawiedliwioną przystępuję do dzieła zaznajamiania cię z tym kawałem ziemicy naszej, z jednej strony (to jest przez nas samych) tak sławionym i wynoszonym, z innej (to jest przez sąsiadów naszych i los) tak nieznanym i wyśmiewanym. Oprócz puszcz legendowych, miasteczek z błota i niechlujstwa słynnych, klasycznej boćwiny i prowincjonalnego akcentu, istnieje tu mnóstwo zjawisk oryginalnych, uwagi godnych, złych i dobrych, zasmucających i pocieszających, ale tej tylko miejscowości właściwych, bo przez naturę miejscową i miejscowe dzieje wytworzonych. Pyszny, szeroki, kompletny obraz strony tej w jej przedkilkusetletniej postaci dał nam Karol Szajnocha w kilku rozdziałach dzieła swego pt. Jadwiga i Jagiełło¹³. Na obrazie tym ujrzeć można z przedziwną dokładnością i nie mniejszym urokiem odmalowane pierwociny tego, co po przebyciu licznych faz rozwoju podało tło i barwy innemu znowu mistrzowi, aby w Panu Tadeuszu odmalował Litwę taką, jaką była przed kilkudziesięciu laty. Pojedyńcze, oderwane epizody życia ziemi tej i jej mieszkańców w czasie, który bezpośrednio nastąpił po epoce w arcydziele Adama opiewanej, znaleźć możemy jeszcze w Obrazach litewskich Chodźki¹⁴, zapomnianych już dziś prawie, lecz posiadających wartość niemałą, na odrębnej a wybitnej charakterystyce przede wszystkim polegającą, w wielu utworach Kraszewskiego, w śpiewach poetów, którzy przed niewielą dziesiątkami lat żyli nad brzegami tutejszych rzek i strumieni i rodzinną miejscowość swą wyłącznie opiewali. Tu przecież urywa się wątek prac mniej więcej prawdziwie a dokładnie ten kąt świata innym stronom jego przedstawiających. Dziesięć lat ostatnich nie znalazło jeszcze historyka swego i malarza, a jednak lata te to moment przełomów, zmian, reform tak w ekonomicznym, jak w społecznym i moralnym życiu strony tej; jeden z tych momentów, w łonie których konają i rodzą się wieki. Dla odmalowania go w całej jego pełni, szczerości i wszechstronności za słabym jest pióro pojedyńczego człowieka, za ciasna i za surowa chwila obecna. Najsilniejszy choćby, lecz wyosobniony umysł i prawa chwilą obecną rządzące pozwalają na lekkie tylko dotknięcie głównych rysów obrazu. Głębszego wżycia się w dzieje tej epoki, wszechstronniejszego jej objęcia i przedstawienia dokona kiedyś przyszłość sprawiedliwa, oświecona i swobodna. Nie przyrzekając ci więc, czytelniku, nic kompletnego i wyczerpującego, wskazać zamierzam kilka punktów ziemi tutejszej i tutejszego życia posiadających pewną odrębną charakterystykę, a w danym miejscu i czasie najbardziej do obejrzenia podatnych. Będzie to dla ciebie w każdym razie wędrówka à la recherche de l’inconnu, w której nie trzymając się ściśle brzegów rzeki będącej naszym punktem wyjścia, zbaczać będziemy na prawo i lewo, aby ogarnąć o ile możności najszerszy krąg widoków i spostrzeżeń.

A najprzód, aby dowiedzieć się, jak ludzie żyją, trzeba wiedzieć, gdzie oni żyją. Topografia i fizyczna jeografia kraju pewnego stanowić muszą wstęp nieodzowny dla wszelkiego racjonalnego opisywania zamieszkującej go ludności. Gleba, klimat, widoki natury – oto troje pierwotnych piastunów ciał i duchów ludzkich. Potem następują kształciciele inni: urządzenia państwowe i społeczne, cywilizacja i jej kierunek, polityczne wypadki i stosunki. Początek wszakże tej nici długiej i wielorakiej jest tam, skąd wszystkie źródła tryskają i wszelkie życie powstaje – w ziemi i w słońcu.

Tu, czytelniku, jeszcze jedna anegdota służąca do dowiedzenia, że mieszkańcy stron dalszych posiadają o stronie naszej takie samo mniej więcej wyobrażenie jak o Rzeczypospolitej Argentyńskiej albo Królestwie Dwóch Mostów¹⁵. Niedawno jedna z osób nad brzegiem Niemna mieszkających otrzymała z Warszawy od człowieka bardzo szanownego i skądinąd bardzo światłego list zaadresowany w sposób następujący: w mieście Grodnie, w guberni (wyraźnie: w g u b e r n i) litewskiej. Przypuszczać godzi się, iż i ty także, czytelniku, zostajesz w błogim mniemaniu, że istnieje na tej ziemi naszej gubernia litewska? Gruba to omyłka. Guberni litewskiej nie ma, Litwa zaś składa się z guberni czterech: wileńskiej, kowieńskiej, mińskiej i grodzieńskiej, z dodatkiem powiatów: mariampolskiego, kalwaryjskiego i augustowskiego, które jakkolwiek urzędowo składają część gub suwalskiej, według historii swej i natury zamieszkującej je ludności (w znacznej części używającej nawet litewskiego języka) należą do właściwej Litwy¹⁶. Powiat za to bielski i w połowie białostocki, objęte granicami gub grodzieńskiej, posiadają wszystkie cechy stron Królestwa, z którymi graniczą, a kobryński, część brzeskiego i pińskiego, które stanowiły niegdyś krainę Czarną Rusią zwaną, naturą gleby swej i narzeczem ludu zlewają się ściślej z pogranicznym Polesiem Wołyńskim niż z okolicami właściwej Litwy ze stron innych je okalającymi¹⁷. Jak znaczna jest przestrzeń wyżej wspomnianych miejscowości, wnieść można stąd, że posiadają one około pięciu milionów mieszkańców, a tak mało są zasiedlone, iż nierzadko napotkać tu można wielkie obszary ziemi odłogiem leżące z powodu braku rąk do uprawy, iż w miejscach tych nawet, w których ludność jest najgęstsza, gospodarstwa wiejskie mniej lub więcej, ale zawsze cierpią na niedostatek robotnika i przy zmianie systemu pańszczyźnianego na folwarczny posiłkować się musiały sprowadzaniem go ze stron odległych lub najmem żołnierzy u wojsk w okolicy przebywających.

Statystyczne dane, które by przedstawiały niejaką rękojmią pewności, są dla strony tej wielce niedostateczne; niejaką wszakże miarę rozległości guberni naszych otrzymać można przez porównanie ukazujące, że ludność Litwy równa prawie tej, która zamieszkuje Królestwo, w jednej zaledwie trzeciej części tak gęstą jest jak w 10 nadwiślańskich guberniach. Gdybyśmy teraz na wielki ten kawał ziemi spojrzeli z góry i spróbowali à vol d’oiseau¹⁸ plan jego narysować, mielibyśmy na mapie naszej ogromną równinę, tu i owdzie wzdymającą się pasmami wzgórz niewysokich, w miejscach jednych przerżniętą¹⁹ obfitymi strugami wód większych i mniejszych, gdzie indziej jeszcze zalaną niemal zbyteczną ich mnogością. Lasy, pomimo zaczętej od dawna i na olbrzymią skalę prowadzonej dotąd ich eksploatacji, tworzyłyby na planie tym gęsto jeszcze i szeroko zakreślone koła i pasy; miasteczka drobne, zaledwie na nazwę tę zasługujące – stosunkowo liczne, kilka grodów średniej wielkości, ani jednego takiego, który by miał prawo do rzędu wielkich miast się zaliczać; oto wszystko. Na pozór więc kraina ta wydaje się jednostajną, urozmaicenia wszelkiego i bogactwa charakterystyki pozbawioną. Jest to wszakże tylko pozór. Przy bliższej znajomości odkryć tu można, przeciwnie, wielką rozmaitość cech odznaczających tak naturę, jak ludzi. W ogóle nawet żadna ze stron kraju bardziej ku zachodowi posuniętych nie odznacza się już w dobie obecnej tak wybitną oryginalnością, jak ta właśnie. Skutek to naturalny najmniejszego przypływu w strony te prądów cywilizacyjnych. Cywilizacja, roznosząc po świecie nowe wynalazki, narzędzia, pojęcia, we wszystkich miejscach świata, do których zajrzy, upodobnia widoki natury, zewnętrzne przynajmniej, ujednostajnia postacie ludzi. Wskutek większego oddalenia od Zachodu, braku wszelkiego centrum, które by skupiało w sobie umysłowe i przemysłowe siły prowincji i wzajemnie odsyłało jej swe promienie, wskutek na koniec okoliczności pewnych, które dla sąsiedniego Królestwa nie istniały wcale albo istniały w mniejszej nierównie mierze, albo niedawno dopiero istnieć zaczęły, roboty cywilizacyjne postępowały tu ze słabą wielce siłą natężenia i rozlewały się po kraju warstwą nierówną, obejmującą miejscowości jedne, inne całkowicie prawie na uboczu pozostawiającą. Stąd, pomimo ogólnej jednostajności przyrody, dziewiczość jej, a więc rozmaitość, stąd cechy odrębne wyróżniające ludzi w bycie ich domowym i towarzyskim, a sprawiające, iż pomiędzy ludnością miejsc innych uchodzimy za oryginałów, a w wielkiej części jesteśmy takimi istotnie.

Pobieżnie i na krótko zatrzymajmy się na kilku punktach wydatniejszych i dotąd jeszcze obleczonych charakterystyką lub przynajmniej częścią tej charakterystyki, na utworzenie której składały się przez wieki siły przyrody.

Niemen bierze początek swój na granicy powiatów mińskiego i nowogródzkiego, po czym zaraz przebiega powiat nowogródzki, który dzięki wodom i brzegom jego, a także kilku innych rzek mniejszych, posiada wiele miejscowości pełnych jeżeli nie majestatycznej piękności, to malowniczego i rozweselającego wdzięku. Temu to zapewne dostatkowi wód, a także glebie więcej niż średnio żyznej, powiat ten zawdzięcza ludność stosunkowo dość gęstą, zamożną i słynącą od dawna (w sferze szlacheckiej) spójnością, ożywieniem i ogładą życia towarzyskiego. Poprzez pograniczny nowogródzkiemu powiat lidzki (gub wileńska), płaski w wielkiej części, mało zaludniony, na rozległych obszarach karłowatymi lasami okryty, wielka rzeka nasza dostaje się w piękne, wzgórzyste, umiarkowanie leśne i zawodnione strony grodzieńskie. Tu jednak grunta położone w bliskości brzegów Niemna są najpowszechniej piasczyste²⁰ i jałowe, te za to, które rozkładając się okiem nieścignionymi płachtami pól i łąk albo pnąc się po malowniczych wzgórzach, towarzyszą biegowi niewielkiej rzeczki Świsłoczy²¹, wzbogacają posiadaczy swych żyznością niepospolitą, do pewnego stopnia w porównanie iść mogącą ze słynną z urodzajności swej ukraińską glebą. Taż sama Świsłocz z pow grodzieńskiego wnika do sąsiedniego mu wołkowyskiego, w którym grunt kamienisty faluje nieustannie, tworząc dość wysokie piasczyste wzgórza i świeże, urodzajne, strumieniami poprzerzynane doliny, a zupełna prawie nieobecność lasów pozwala ze szczytu wysokości pewnych ogarniać okiem szerokie i niepospolicie urozmaicone krajobrazy. Bezleśna strona ta przytyka jednak do granic jednej z odwiecznych i olbrzymiością swą imponujących potęg roślinnego pastwa. Na skrajach powiatów wołkowyskiego i prużańskiego zjawiają się pierwsze straże Białowieskiej Puszczy. Wspaniałe straże te w postaci sosen olbrzymiej wysokości i z powierzchnią tak gładką, jakby ją stolarskie ociosało narzędzie, zgęszczając wciąż szeregi swe, wiodą do tej krainy cienia, żubrów i podań ludowych, której obraz poetyczny, lecz zarazem bardzo wiernie rzeczywistość przedstawiający znaleźć może każdy na początku 4. pieśni Pana Tadeusza, tej nieśmiertelnej epopei, która raz jeszcze dowiodła prawdy, że w utworach g e n i a l n y c h wieszczów mieścić się mogą, wśród wielorakich mądrości, historia i nawet etnografia, pojęte tylko jako filozofia dziejów ludzkich i postaci przyrody. Tajemnicza ta, wyniosła, gorącym życiem natury wezbrana, głębokim cieniem i zarazem olśniewającymi blaskami napełniona kraina leśnych olbrzymów była także niegdyś głęboką i po brzegi wypełnioną skarbnicą krajowego bogactwa. Dziś jeszcze, pomimo eksploatacji od lat wielu dokonywanej przez mało sumienną i wielce nieumiejętną administracją, miejsca dziewicze, toporem nietknięte, jakkolwiek rzadkie już, nie są jeszcze mitem, lecz istniejącą, do czasu zapewne, rzeczywistością. W tych to miejscach kryją się dotąd legowiska ostatnich pokoleń żubra, próchnieją i upadają z wolna olbrzymi starce, ostatnie świadki pory przedwiekowej, w której według powyżej wspomnionego²² opisu Szajnochy Litwa cała przedstawiała powierzchnią najeżoną lasami, z rzadka tylko przerzynanymi skąpym uprawnej roli kawałkiem lub grząskim, wilgotnym, podstępnym moczarem. Słabe ślady epoki tej istnieją także w przerywanych, lecz wciąż jeszcze na powierzchnią gruntu występujących pasach leśnych, którymi Białowieska Puszcza spaja się w jednej stronie z Dziadowskimi Lasami, także puszczą zwanymi, a zajmującymi (w powiecie Słonimskim) przeszło ośm mil kwadratowych przestrzeni, w innej stronie z lasami pokrywającymi znaczną część Litewskiego Polesia. Strona ostatnią nazwę tę nosząca obejmuje sobą część powiatów brzeskiego i kobryńskiego (gub grodzieńska), powiaty piński i mozyrski (gub mińska), graniczy z pokrewnym jej naturą Polesiem Wołyńskim (powiaty kowelski i owrucki), a widokiem, który przedstawia i wszystkimi właściwościami tak gruntu swego, jak zamieszkującej go ludności stanowi najciekawszą może, najmniej zbadaną, najgorszą noszącą sławę, a w odrębność charakterystyki najbogatszą część Litwy.

Polesie to strona całkowicie pokryta w miejscowościach jednych lasami i łąkami, w innych wodami i błotnymi moczarami. W powiatach brzeskim i kobryńskim lasy tak iglaste, jak liściaste pokrywają przestrzenie na kilka, a nierzadko kilkanaście tysięcy dziesięcin rozległe. Podobnież wielkie obszary zajmują łąki, role zaś zbożowe, w ilości stosunkowo bardzo małej uprawiane, gdzieniegdzie tylko niby rzadkie i ciasne oazy świecą żółtą powierzchnią śród tych rozłogów nisko lub wysoko ciągnącej się zieloności. Jakkolwiek grunt tu niski jest i wilgocią przesiąkły, wód bieżących istnieje niedostatek wielki, stąd sposoby zbytu i dostawy nieskończenie utrudnione, a owe ogromne bogactwa leśne bardzo mało dotąd eksploatowane. Niedostatkowi temu zapobiegać miał kanał zwany K r ó l e w s k i m, dla połączenia rzeki Piny z Muchawcem, a przez to i z Bugiem wykopany²³.

Częścią jednak wskutek technicznych błędów popełnionych w robocie kanału, a żeglugę po nim utrudniających, w części przez winę stronnej i wyzyskującej administracji, działanie tego środka komunikacji było bardzo słabe i nieskończenie mało przyczyniało się do ożywienia i zasilenia miejscowego handlu i przemysłu. Toteż te mianowicie lasy, które szerokimi i długimi pasami ciągną się na pograniczu wołyńskim, przed dziesięciu jeszcze laty zostawały w stanie zupełnej niemal dziewiczości, olbrzymie dęby, sosny i jodły rozsypywały się w próchno na tych samych miejscach, kędy się rodziły, miejsca ich zastępowały świeże, coraz liczniejsze pokolenia, a śród gęstwiny tej, którą napełniała cisza, z rzadka zaledwie przerywana stukiem topora wyrąbującego drzewo na domowe potrzeby mieszkańców, hodowały się w ogromnej liczbie i przenosiły się z miejsca na miejsce stada łosi, sarn i dzików. Dotąd jeszcze, pomimo coraz bardziej zbliżających się ku stronie tej gałęziom kolei żelaznej, w głuszach tych gęsto przez zwierzęta, a rzadko przez ludzi zaludnionych, istnieją nieznane, przez nikogo nieobliczone zasoby drzewa bardzo rozmaitego gatunku i użytku. Na pewno, zdaje się, powiedzieć można, że tu właśnie istnieją jeszcze najobfitsze i najmniej naruszone bogactwa leśne Litwy, tu jeszcze poeta znaleźć może pożądane dla siebie, a wyraźniejsze niż gdziekolwiek u nas ślady i widoki bujnej, samotnej, pierwotnej natury, szerokie pole do utrwaleń i ulepszeń, przemysł i handel – hojne źródło do korzystnej eksploatacji. Na nieszczęście poeci nie odbywają podróży dla zapoznania się ze stronami tymi, niesłusznie przez publiczną famę odartymi ze wszelkiej charakterystyki i piękności, o gospodarstwie leśnym nikt tu pono i nie słyszał jeszcze, a przemysł i handel, w najniepomyślniejszych rozwijając się warunkach, działalnością swą, w jakiejkolwiek dokonywa się ona gałęzi, daleko więcej przynoszą szkody niż pożytku.

Drugie źródło bogactw Polesia: łąki, w podobnym jak lasy zostają zaniedbaniu. Są to ogólnie prawie grunta wilgotne, torfiaste, przedstawiające powierzchnią chropowatą i błotnistą; część ich znaczna spoczywa bezużytecznie w opuszczeniu zupełnym, inna doprowadzaną bywa do stanu użyteczności przez wysuszanie ich, dokonywające się za pomocą wypalania kęp porastających je gęsto do wysokości kilku i kilkunastu cali. Wypalanie to łąk, odbywające się w różnych stronach miejscowości, każdego lata tworzy widok wielce oryginalny, a pogodne, suche noce letnie przyoblekający fantasmagoryczną prawie pięknością. Ile jest kęp na każdej z łąk równych i całą niekiedy przestrzeń widnokręgu zajmujących, tyle zapala się czerwonawych światełek. Ziemia zdaje się być usianą gwiazdami jaskrawo odbijającymi przy łagodnym świetle gwiazd niebieskich. Wielkie iskry te tworzą koła, wieńce, długie szeregi; tu gasną, pozostawiając po sobie miejsca owiane kłębiastym, błękitnym dymem, gdzie indziej rozpalają się w mniej więcej wysokie płomyki, kołyszące się w powietrzu lub kręto wijące się po nierównych przestrzeniach. Zawsze prawie drobnym tym a gęstym światłom usiewającym ziemię towarzyszą w różnych stronach firmamentu szerokie i krwawe łuny. Są to odblaski pożarów niszczących lasy, które wskutek nieostrożności ludzkiej lub nieprzyjaznych kierunków wiatru zajmują się ogniem przetrawiającym łąki. Pożary te przyjmują niekiedy, w lata suche szczególniej, rozmiary wielkie i nierzadko zdarza się, iż niszczone przez nie całe włóki lasów po przejściu ich przedstawiają przestrzeń najeżoną drzewami ogołoconymi z gałęzi i liścia, zwęglonymi do czarności i samotnie, w rzadkich odstępach sterczącymi wśród nagromadzonych warstw popiołu, w który zamieniła się młodzież leśna, gąszcz krzewiasta i dzika, wysoka trawa. Niekiedy też zajmują się ogniem liczne stogi, wtedy nad łąkami wznoszą się wysokie słupy płomieni, a dym z palącego się siana połączony z ostrym zapachem tlejącego torfu napełnia atmosferę na szerokich przestrzeniach mgłą gęstą i duszącą. Niekiedy jeszcze pojedyńcze iskry i płomyki, spotykając się, zlewają się z sobą, toczą po równinie fale ognia, a gnane i wzdymane prądami powietrza, rozszerzają coraz i przedłużają szlaki swe lub obręcze. Natenczas, jeśli świetnemu, lecz niszczącemu żywiołowi nie zastąpi drogi rów jaki głęboki, długi i wilgotny albo jeśli nie spotka on przed sobą roli uprawnej, a niedostarczającej mu pokarmowych żywiołów, biada okolicznym lasom, w których nie istnieją albo przez czas suszy letnich wyschły brody i bagniska, biada nawet wioskom, które na krańcach łąki zbudowane, przeciw napastującej je sile żadnej nie posiadają osłony.

Największe choćby wysiłki rąk ludzkich nie są zdolne do zatrzymania w pędzie owych rzek płomiennych; gaszą je zazwyczaj, powściągają i kierunek ich zmieniają jedne tylko przeszkody gruntowe lub atmosferyczne zmiany. Palenie się lasów tamowanym bywa za pomocą oddzielania części ich ogniem trawionych od tych, które przezeń naruszone jeszcze nie zostały, rowami i szeroko wycinanymi trybami. Jak długo pożary podobne trwają i jak obszerne leśne przestrzenie niszczą, wnieść można z tego, że powstrzymują je rowy i tryby, dla wykopania i wycięcia których potrzeba nieraz, przy znacznej sile roboczej, kilka tygodni czasu.

Wszystko to sprawia widowisko wdzięczne, czasem i czarujące oko, czasem groźne i wspaniałe, a zawsze takiej natury i postaci, że podobne im nie istnieją nie tylko w żadnej inszej stronie naszego kraju, ale bodaj i w żadnym innym w ogólności kraju europejskim.

Jakkolwiek wszakże proceder podobny używany nie powiemy: ku użyźnianiu, lecz po prostu i tylko ku uprzystępnianiu łąk, zdolnym jest sprawianymi przez się zjawiskami zadowolnić oko i wyobraźnią poety, malarza lub w ogóle człowieka szukającego w przejawach natury wrażeń i oryginalności, to jednak odpowiedzieć on nie może najskromniejszym choćby żądaniom racjonalnego gospodarza, przemysłowca i ekonomisty. Inne zaś środki przyniesione światu postępami gospodarstwa rolnego i wynalazkami mechaniki są tu dotąd w zupełności nieznane, a przynajmniej nieużywane. Dlaczego tak jest? dowiemy się o tym później, gdy mowa będzie o gospodarstwie tutejszym w ogólności i zajmujących się nim ludziach; tu zaś niepodobna nie zauważyć, że ta część Polesia, o której mówimy, z ogromnymi obszarami łąk swych i lasów, posiadać może dla kraju naszego, w niezmiernie zmniejszonych naturalnie rozmiarach, znaczenie amerykańskiego farwestu²⁴. Bogactwa natury istnieją tu wielkie, nienaruszone, nieznane prawie, powierzchownie tylko, częściowo i błędnie eksploatowane. Na przestrzeniach rozległych mieszka ludność bardzo nieliczna. W głębokich gęszczach lasów przemykają tylko stada zwierząt dzikich, bezużytecznie próchnieją drzewa stare, a młode karłowacieją i wyradzają się, głuszone gorącym a bezładnym, ręką ludzką nieregulowanym życiem dzikiej natury. Nieścignione okiem pastwiska, wodą zalane albo niedołężnie i na krótką chwilę osuszone, wykarmiają szczupłą stosunkowo ilość trzód nieulepszonego, owszem, zniżającego się wciąż gatunku. Kiedy w następstwie czynić będziemy pobieżny przegląd ludności tutejszej, zobaczymy, że pomimo najgłębszego zaniedbania, w jakich są pozostawione obfite zasoby naturalne strony tej, odbiły się jednak bardzo wyraźnymi śladami na bycie jej mieszkańców. Nie tylko szlachta była zawsze tu zamożną i nierzadko do znacznych przychodziła fortun, ale włościanie sami używali i używają stosunkowo dość wielkiej miary dobrobytu²⁵.

Dostatek zaś tych ostatnich opiera się głównie na ilości posiadanego bydła, którego utrzymanie umożebnia im obfitość łąk i pastwisk. Wtedy gdy w innych miejscowościach Litwy para wołów, koń jeden i dwie lub trzy dojne krowy uważane bywają za dobytek możliwy tylko zasobnemu gospodarstwu chłopskiemu, na Polesiu pojedyńcza siedziba wieśniacza posiadająca kilkanaście lub dwadzieścia sztuk bydła uchodzi za ubogą. Powszechnie wioski poleskie z kilkudziesięciu siedzib złożone wypędzają na pastwiska całe stadniny koni, setki rogatych zwierząt i nie mniej liczne gromady owiec. Gdyby grunta tutejsze podniesione zostały uprawą racjonalną i na naukowych danych opartą, lasy eksploatowane były i zarazem konserwowane według prawideł gospodarstwa leśnego, gdyby z pomocą odpowiednich narzędzi i procederów ulepszono gatunek łąk i pastwisk, a ilość ich pomnożono obszarami przedstawiającymi dziś żyzne w głębi, a jałowe na powierzchni bagna, torfowiska i moczary, natenczas strona ta wyżywić by mogła ludność liczną i dostarczyć obfitych materiałów dla produkcji i handlu. Najstosowniejszym jednak, o ile nam się zdaje, gatunkiem przemysłu byłaby dla stron tych hodowla bydła, którą przy wspomnianej wyżej pracy ulepszenia i niejako tworzenia prowadzić by się tu mogło na większą skalę niż w jakiejkolwiek innej stronie kraju. Dla dokonania jednak wszystkich tych pięknych rzeczy potrzeba najprzód długiego przeciągu czasu, następnie dwóch rzeczy wielce u nas rzadkich: przemyślności ludzkiej i wielkich kapitałów pieniężnych. Potrzebnym by tu był jeszcze i dość wysoki stopień fizycznej odwagi i cierpliwości, miejsce bowiem czerwonoskórych Indian, tak groźnych i dokuczliwych dla mężnych kolonistów cywilizujących amerykański farwest, zastępują tu nieprzeliczone roje i rozliczne gatunki owadów: komarów olbrzymiej wielkości, zjadliwych bąków i drobniutkich, lecz jadowitych muszek, od zażartych ukąszeń których puchną tu nierzadko ciała ludzkie, a na łąkach i pastwiskach umierają corocznie liczne sztuki bydła i koni. Plaga ta Polesia, mogąca być w pewnej mierze porównaną z biblijną szarańczą egipską, podległaby naturalnie znacznemu umniejszeniu, jeżeli już nie zupełnemu wytępieniu, przez uporządkowanie lasów i osuszenie błotnistych gruntów, które dotąd stanowią wygodną jej kolebkę i bezpieczną, nietykalną dziedzinę.

Powiat piński, rozpoczynający drugą stronę litewskiego Polesia, wcale już inny przedstawia widok. Królestwo to wód i nieprzebranej ilości zamieszkujących je wiunów. Płynące tu rzeki: Prypeć i Pina były przed zbudowaniem kolei żelaznych jedynymi arteriami handlowymi prowadzącymi przedmioty zbytu z Wołynia i Ukrainy ku wspomnianemu wyżej Kanałowi Królewskiemu, który za pośrednictwem Muchawca i Bugu odsyłał je Wiśle²⁶. Znaczenie handlowe Pińska było w porze owej dla kraju całego bardzo wysokie, toteż miasto to zamieszkiwane było od dawna przez zamożną ludność kupiecką, całkowicie prawie izraelskiego pochodzenia, a zatrzymując przy murach swych wielką mnogość wodnych statków zbożowych, miewało w pewnych porach roku pozór wielkiego i bogatego kupieckiego portu. Kilkadziesiąt drobniejszych rzek i rzeczułek, wijących się po gruntach niskich i ujście swe znajdujących w Pinie i Prypeci, nawodnia jedną stronę powiatu tego z tak wielką obfitością, że w porach szczególniej wiosennych wylewów ziemie i drogi tutejsze znajdują się całkowicie pod wodą, a mieszkańcy wsi i dworów widzą się w położeniu wyśpiarzy pozbawionych wszelkiej pomiędzy sobą lądowej komunikacji. Wtedy miejsce zwyczajnych grzęskich grobel i dróg piasczystych zastępują strumienie, których kierunki i głębokości dobrze są przez miejscową ludność znane i zbadane, a zamiast wozów, bryczek i tym podobnych kołowych wehikułów przebiegają je statki zwane s z u h a l e j a m i, tworzone z grubych i wysokich pni dębowych, wydrążonych w całej długości sposobem takim, aby w nich kilku lub kilkunastu ludzi rzędem mieścić się mogło. Podobne wylewy rzek trwają tu miesiącami, niekiedy latami całymi, a strony, które im podlegają, noszą w pogranicznych powiatach nazwę stron: z a r z e k a m i. Za rzekami istnieją nieliczne bardzo dwory szlacheckie, a znaczniejszych fortun i głośniejszych imion szlacheckich znajduje się zaledwie kilka. Liczna bardzo jest tu w zamian szlachta zagrodowa, tak zwana łapciasta, z powodu, że stopień cywilizacji, którego dosięgła, nie przyniósł jej w darze choćby tyko zwyczaju noszenia skórzanego obuwia. Ciemnota umysłowa i grubość obyczajów ludności tej utrwalana trudnością komunikowania się ze stronami innymi, monotonnością widoków natury i ubóstwem jej płodów – stała się przysłowiową. Nie jest to wcale wymysłem żadnym, ale najrzeczywistszą prawdą, że łapciasty szlachcic piński nie dawniej jak przed kilkunastu laty zapytywał witającego doń przybysza z odleglejszych okolic o zdrowie i szczęśliwość panowania miłościwego króla Stanisława Augusta²⁷. A przecież, wskutek zapewne ścieśnionych niezmiernie potrzeb zakątkowego życia i monopolu handlowych komunikacji zostającego przez czas długi w posiadaniu prowincji tej, ludność ta ciemna i z pozoru nędzna bynajmniej ubogą nie jest. Zdarzało się nieraz, że ciemnotę jej wyzyskujący urzędnicy sposobem postrachu lub pochlebstwa wydobywali z niej wcale bogate łupy w postaci okupu lub kornej dani składane, a wiadomą jest rzeczą, iż na wyspach tych, komunikujących się ze sobą s z u h a l e j a m i, w chatach drewnianych, niskich, częstokroć nawet w komin niezaopatrzonych, istnieją w cieniu pieców zagrzebane lub pod strychami chowane mnogie garnki, szanki niekiedy (miara niewiele mniejsza od polskiego korca)²⁸ napełnione starymi dukatami, srebrnymi rublami i pięciozłotówkami. W asygnaty wiara jest tu bardzo słabą, inne papiery publiczne jako też banki, z imienia zaledwie znane, głęboką i nieprzepartą budzą nieufność. Toteż wątpić nie można, że w stronach z a r z e k a m i drzemią bezużytecznie dotąd znaczne kapitały martwe, a jeżeli ogólne panujące tu warunki zamienią się kiedyś na lepsze, wówczas powoła je do życia i ruchu cywilizacja i uczyni z nich narzędzie do podbijania wrogich dotąd lub jałowych sił natury, aby na przyszłość niosły człowiekowi bezpieczeństwo i pożytki.

Dla mieszkańca sąsiednich nawet okolic strony z a r z e k a m i wydają się końcem świata, tak trudnym jest ich przebycie. Komukolwiek jednak nie zabraknie odwagi i ciekawości do przebycia, dokładniej wyrażając się: do przepłynięcia stron tych, ten minąwszy granice Pińszczyzny, wjedzie w rozległy i błotnisty powiat mozyrski, noszący jeszcze na sobie wszystkie cechy Polesia, ale rozpoczynający nową, a niepospolicie obszerną i zasobną dziedzinę lasów, które dalej już zalegają cały prawie powiat borysowski, słynny z dokonywanej tam przez wiele dziesiątków lat i na ogromną skalę eksploatacji smoły. Był tu główny punkt wyjścia i oparcia wielu olbrzymich fortun szlacheckich. Jeżeli w Pińszczyźnie rzadkimi są nazwiska ziemian posiadające pewną doniosłość historyczną lub finansową, mozyrskim powiatem podzieliły się wyłącznie prawie dwa imiona: Kiniewiczów i Hortwatów²⁹. Owóż bogactwo, ostatniego szczególniej z domów tych, o którym na całej Litwie legendowe prawią się rzeczy, główne źródło swe miało w wyrobie smoły. W Borysowskiem nie było prawie jednego zamożniejszego ziemianina, który by produktu tego nie dobywał z leśnych swych posiadłości.

W głębiny lasów, mogących śmiało rościć pretensje do nazwy puszcz, posyłano tysiące, dziesiątki tysięcy chłopów, którzy zatrudnieni wyznaczoną im robotą, latami całymi zakładali pod osłoną drzew, na gruntach wydmiastych lub bagnistych osady złożone z szałasów lub ziemianek i przebywali tam nieraz znaczną część istnień swych, bez wydalenia się na jaśniejsze i ludniejsze przestrzenie. Uczernione dymem, wśród którego bezprzestannie żyły, zwęglone niemal działaniem ognia przetrawiającego pod ich oczami olbrzymie pnie sosen odwiecznych, ludzkie gromady te fizycznie podobnymi stawały się do rasy murzyńskiej, moralnie ulegały ciemnocie i zgnębieniu, zbliżającemu człowieka do stanu biernej, niekiedy dzikiej zwierzęcości. Był to bezsprzecznie najciemniejszy punkt w ogólnym bycie litewskich włościan. Dziś, wraz ze zniesieniem instytucji pańszczyźnianej, działalność leśnych fabryk tych, które w malowniczym niekiedy języku ludowym otrzymały nazwę p i e k ł a, całkiem prawie wstrzymaną została. Mniemać jednak można, iż ważna ta gałęź miejscowego przemysłu funkcjonować przestała nie dlatego, aby istnienie jej przymusową tylko pracą ludzką podtrzymywanym być mogło, ale dlatego, że środki eksploatacyjne dotąd używane były zbyt pierwotnymi i niedoskonałymi, a powszechny brak kapitałów jak też okoliczności ogólnym bytem wstrząsające – zastąpić je innymi, skuteczniejszymi jeszcze, nie dozwalały.

Korespondencja nasza przybrać by musiała rozmiary zbyt obszerne i naturę jej niejako zmieniające, gdybyśmy chcieli dłużej oprowadzać czytelnika po drogach przebiegających rozliczne strony i zakątki prowincji tutejszej. W powyżej uczynionym pobieżnym przeglądzie ujrzeliśmy zaledwie jednę trzecią część Litwy, pozostawiliśmy zaś na stronie wiele okolic bardzo godnych uwagi, do których zresztą zajrzymy potem, gdy przyjdzie nam oglądać byt, sposób życia i urządzania się tutejszej ludności.

Ludzie – wyraz to zbiorowy, w którym na tle częściowej jednostajności mieści się pojęcie zjawisk wielce rozmaitych. Warunki, w których z trudem i powoli odbywa się w czasie formacja społeczeństw, sprawiają, że dosięgłszy pewnego stopnia dziejowego ukształtowania, rozpadają się one na rozliczne działy i warstwy, mieszczące w sobie rozliczne też położenia ludzkie, zatrudnienia i usposobienia, rozliczne stopnie umoralnienia, umysłowego rozwoju i materialnego dobrobytu.

Postaciami najwybitniej przedstawiającymi cztery wielkie działy, na jakie – względnie do wyżej pomienionych różnic – rozpada się ludność tutejsza – są: szlachcic, chłop, Żyd i urzędnik. Rozmaitość typów tych zwiększa się i komplikuje tym jeszcze, iż są one przedstawicielami nie tylko czterech klas społecznych, czterech grup rozmaicie wytworzonych na tle dziejów politycznymi i społecznymi stosunkami, ale jeszcze czterech plemion różnych, czterech na jednym gruncie zamieszkałych, lecz mnóstwem cech i przyczyn ściśle pomiędzy sobą rozgraniczonych narodowości.

Wśród głównych działów tych, z których każdy posiada jeszcze bardzo wyraźne cieniowania, istnieją pomniejsze, pośrodkowe niejako warstwy i grupy, jak: oficjalistów wiejskich, bardzo nielicznych mieszczan chrześcijańskiego wyznania, profesjonistów³⁰ większe miasta zamieszkujących, proletariuszów na koniec, to jest ludzi pozbawionych nie tylko własności, lecz wszelkiej wyraźnie określonej kondycji, wszelkiego stałego i zarobkowego zatrudnienia. Egzystencja ostatniej warstwy tej w stronie tak mało zaludnionej, tak wielu rąk i głów do wszelakiej uprawy potrzebującej, tak zresztą z natury swej zamożnej, słusznie budzić może we wszystkich, którzy stosunków tutejszych nie znają, wątpliwość i zdziwienie. Postaramy się we właściwym czasie fakt ten wątpliwy i zadziwiający udowodnić i wytłumaczyć. Teraz jednak przegląd nasz zaczniemy od klasy ludzi, która z przyczyn dziejowych i ekonomicznych stoi na szczycie społeczeństwa tutejszego, przedstawia najogólniejszy pierwiastek cywilizacyjny i pomimo wszystkich strat i zesłabnięć, jakim uległa, stanowi jeszcze wpośród wszystkich innych grup ludności najwyższą cyfrę tak materialnych zasobów, jak i wykształcenia.

Przyjrzenie się więc, o ile można dokładnie, bytowi materialnemu, sposobowi gospodarowania, czucia i myślenia szlachty tutejszej będzie przedmiotem korespondencji następnej.

Eliza Orzeszko³¹

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: