Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Puc, Bursztyn i goście - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 czerwca 2022
Ebook
12,99 zł
Audiobook
11,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Puc, Bursztyn i goście - ebook

Puc i Bursztyn pędzą sobie wesoły żywot w gospodarstwie Katarzyny. Starszy pies stara się wpłynąć na beztroskiego Bursztyna, by słuchał poleceń i stosował się do zasad panujących na podwórku. Psiaki żyją w przyjaźni z kaczkami Melanią i Kacperkiem oraz kotką Imką. Ich spokojne relacje zostają zachwiane, gdy do gospodarstwa przyjeżdża panna Agata wraz ze swoimi psami - Mikado i Tiuzdejem. Zwierzaki przyzwyczajone do wygodnego miejskiego życia początkowo nie mogą się przyzwyczaić do warunków panujących na podwórku. Ciekawa propozycja dla miłośników utworów Marii Kownackiej.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-283-9659-9
Rozmiar pliku: 450 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Dzień zapowiadał się wcale niewesoło.

Przede wszystkim było pranie. I to nawet wielkie pranie!

Z korytarzyka przy kuchni buchała na podwórze para i zapach mydlin. Już to jedno może przyprawić każdego psa o mdłości.

Ale nie dosyć na tym.

Najgorsze było to, że kiedy Katarzyna stała przy balii, broń Boże było pokazać się jej na oczy. O byle drobiazg zaraz gwałt, awantura, wymysły. Ba, i mokrą bielizną można było jak nic oberwać po grzbiecie.

Na podwórzu też nie działo się nic ciekawego. Nie było o co oka zaczepić.

Na co tu patrzeć? Kury? Kto by się tam nimi interesował?

Kaczki? Jeszcze gorzej! Tapla się to w najbardziej mokrych miejscach i zjada takie paskudztwa, których nawet najbardziej znudzony pies nie powącha.

Trafiały się od czasu do czasu wróble, to prawda. Ale Pucek wyrósł już z tego wieku, kiedy się poluje na wróble. Niech się za nimi ugania Bursztyn, jeśli po temu ma ochotę. Choć tego upędzania się za wróblami nie mógł on Bursztynowi darować.

Właśnie jakiś wróbli amator pokazał się na podwórzu. Bursztyn wyrwał się za nim.

– Bursztyn! – krzyknął na niego Puc. – Nie mówiłem ci to, żebyś wróbli nie ganiał?

– Dlaczego? – zawołał Bursztyńsio, który coraz mniej słuchał Puca.

– On się pyta! – obruszył się Puc. – Nie wypada, i już. Zresztą ja ci to mówię.

– Wiele sobie z tego robię! – odburknął Bursztyńsio i nuż harcować za wróblem.

A wróbel, niecnota, jakby się umyślnie droczył z psem. Frunie kilka kroków i siada na ziemi. Czeka. Bursztyn do niego. A wróbel – frrrru! Zakręci się w górę i znów pada na ziemię. Bursztyńsio upędza się po całym podwórzu, tu, tam. Zziajał się, zmęczył.

Najchętniej byłby odstąpił od polowania, ale mu było przed Puckiem wstyd. Skoczył więc jeszcze raz w górę, jak mógł najwyżej.

Już miał prawie wróbla w zębach. Lecz tylko prawie. Za to naprawdę miał dobrego guza na łepetynie. Bo spadając łupnął głową w pieniek do rąbania drzewa.

– Smarkacz! Szczeniak! – burczał pod nosem Pucunio. – Wychowuję to, staram się, żeby na porządnego psa wyrosło. I zawsze temu Bursztynowi szczenięce figle w głowie. Weźmiesz ty ode mnie porządne wnyki za te wróble! – warknął do Bursztynka groźnie.

– A co mam robić? – spytał Bursztyn oczochrawszy się z resztek wiórów.

– Dobry sobie! A co robi przyzwoity pies w taki upał? Śpi.

– A dlaczego ty nie śpisz?

– Bo muszę uważać na ciebie – odciął się Puc.

– Obejdzie się!

– Bursztyn, tylko niech ci sie nie zdaje – zaczął Pucek i urwał, bo właśnie nad krzakami bzu polatywał duży motyl. Puc już był gotów skoczyć do motyla, ale nie był pewien, czy dorosłemu psu, psu, z którego Bursztyn miał brać przykład, wypada upędzać się za motylkami. Podniósł się i patrzył, co robi Bursztyńsio.

A Bursztyn tego dnia był w przekornym usposobieniu. Ujrzawszy motyla skoczył do niego.

– Zobaczysz, że będzie mój! – zawołał do Puca.

Pucunio ostrożnie nie odpowiedział nic na tę chwalbę. Czekał. A nuż się Bursztynowi uda schwytać motyla?

– Ja, jeśli zechcę, potrafię złapać każdego zwierza, który fruwa! – powiedział na wszelki wypadek.

Tymczasem Bursztyn ze skóry wyskakiwał, żeby schwytać motylka.

A, jak na złość, motyl był wielki, ciężki i polatywał tuż nad ziemią.

Wreszcie już mu się zdawało, że byle skoczyć w górę, zwierzyna mu nie ujdzie.

– Mam, mam! – zawołał z triumfem do Pucka, odbił się od ziemi i śmignął wysoko do góry.

– Co masz? Figę! – drwił Puc, bo motyl pofrunął na ogród i tyle go widzieli.

Za to Bursztyn zbierał potłuczone kości z ziemi.

– Smarkacz! – rzucił jeszcze z pogardą Puc i obrócił się do niego ogonem.

Bursztyn obraził się tym razem na dobre. Przyskoczył do Puca i nuż mu dogadywać:

– Smarkacz, smarkacz! Nibyś ty dorosły! A pamiętasz, jakeś zmykał przed Lordem?

– Nie zmykałem, tylkom się wycofał z towarzystwa. Nie lubię mieć do czynienia ze źle wychowanymi psami.

– A i teraz nudzisz się, bo żadnej przyzwoitej zabawy nie umiesz wymyślić.

– Bo mi się nie chce bawić.

– Nie chce ci się? – pytał drwiąco Bursztyn.

– A nie chce. Żebyś wiedział, że nie chce – upierał się Puc. – Ba, żebym to ja chciał!

– To co?

– To nic – odburknął Pucunio i dla okazania, że rozmowę uważa za skończoną, przewrócił się na drugi bok.

Bursztyn widział, że się z Pucem nie dogada. Podreptał więc pod werandę.

Miały tam psy skład kości. Były to gnaty wylizane, wycmoktane, wygładzone do czysta. Żadnemu psu nie przychodziło do głowy, żeby się tymi kośćmi pożywić. Służyły one tylko do zabawy, na wszelki wypadek, kiedy nic innego, lepszego nie było.

O ten skład zabawek były ciągle walki pomiędzy psami i Katarzyną.

Ale bo kto mógł dać sobie radę z naszymi kundlami? Co pewien czas Katarzyna robiła w budach porządek. Wylatywało z nich wszystko na podwórze: słoma nie słoma, gałgany nie gałgany, kości nie kości. I wszystkie te nieprawości szły do śmietnika. Oprócz różnych szczotek, pantofli Katarzyny i wielu innych rzeczy, które, rozumie się, wracały do właściwego miejsca przeznaczenia.

Te porządki nie pomagały jednak nic.

Nie minął dzień, a Pucek, Bursztyn i inni nasi lokatorzy naznosili tyle bogactwa do swoich bud, że po czyszczeniu i wymiataniu nie zostawało nawet śladu.

Otóż Bursztyn poszedł do składziku w swojej budzie. Wyciągnął stamtąd baranią łopatkę przywleczoną ze śmietnika koło koszar. Chwycił gnat z najgrubszej strony w paszczękę i nuż nim targać. A warczał przy tym tak groźnie, że Puc uznał za stosowne obrócić się i spojrzeć, co się to wyrabia na podwórzu.

– Bursztyn, co ty wyprawiasz? – spytał go drwiąco i naumyślnie nie otwierał szeroko oczu, aby nie okazywać, że go barania łopatka cokolwiek obchodzi.

Bursztyńsio wpadł w dziki zapał. Miota się z kością jak oszalały. Już nie warczy, ale ryczy! A tak groźnie, jakby z samym lwem miał do czynienia.

Puc jeszcze się nie porusza. Lecz kiedy Bursztyn tuż przed samym jego nosem zamiótł kością, nie wytrzymał. Poderwał się i jak nie krzyknie:

– Bursztyn, położysz ty tę kość?

– Nie zawracaj mi głowy!

– Takiś ty! – ryknął Puc i skoczył do Bursztyńsia.

Co się stało na podwórzu, to trudno opisać.

Bielizna fruwała w powietrzu! Na co tylko psy wpadły – wszystko leciało w puch!

Omal nie stratowały kury Łysuchy. Byłyby rozgniotły koguta Białka, gdyby nie zdążył wskoczyć na pieniek, a stamtąd na drwalkę. Przewróciły kaczkę Melańcię. Końcem kości wziął w łepetynę kaczor Kacperek.

Na próżno Białek z daszku od drwalni wołał rozpaczliwym głosem:

– Alarm! Gwałt! Ratuj się, kto może!

Kacperek, kaczor, jak się ocknął nieco, podreptał za kratkę, gdzie był kurnik. Majtał obolałą głową i dogadywał:

– Tak, tak, tak! Strach, strach, strach, co te psy wyrabiają! Ja się stąd zaraz wynoszę. Zaraz, zaraz, zaraz! Melańcia! Idziemy! – wołał na żonę.

Melańcia odpowiedziała mu chrapliwym rykiem.

I nic dziwnego.

Ze strachu, chcąc uciec przed psami, wetknęła głowę w siatkę kurnika. I ani rusz nie mogła jej wyjąć. Im się bardziej szarpała, tym mocniej się wikłała.

– Ratunku! Duszę się! – darła się rozpaczliwie.

I byłaby się może naprawdę udusiła, gdyby nie psy. W gonitwie wpadły na Melańcię. Odbiły się od niej i z całego rozmachu łomotnęły w kratę, aż jęknęła. Głowa Melańci wyskoczyła sama z pęt.

Kaczka odskoczyła od kraty i co miała sił w nogach pędziła do męża.

– Ach, ach, ach! Jaka jestem zdenerwowana! – skarżyła się Kacperkowi.

Ale Kacperek nigdy nie brał sobie tego do serca, co nie dotyczyło jego samego.

– Gdzie są psy, tam mieszka niepewność – kwakał z powagą i rozwarł dziób, jakby miał jeszcze powiedzieć jakieś kacze przysłowie.

Ale nie powiedział nic, tylko majtnął parę razy zielonym ogonem i rzucił krótko:

– Do ogrodu!

I nie czekając na Melańcię podreptał, przetaczając się na oba boki, ku parkanowi.

Był tam przełaz wygrzebany pod płotem. Przez tę dziurę ptactwo przemykało się do ogrodu.

Prześliznął się sam przez dziurę, za nim Melańcia. Gdy już byli po tamtej stronie parkanu, Kacperek się zatrzymał i kwaknął do żony:

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: