- W empik go
Pucked Up. Seria Pucked. Tom 2 - ebook
Pucked Up. Seria Pucked. Tom 2 - ebook
Druga powieść z cyklu "Pucked", z którą chętnie pójdziesz do łóżka!
Miller “Buck” Butterson przechodzi przez życie bzykając laski, odkąd hokejowy krążek rozwalił mu przednie zęby, naprawiając tym samym jego fatalny zgryz. Po pięciu latach spędzonych w NHL na odpieraniu ataków przeciwników na lodzie i zdobywaniu bramek z hokejowymi króliczkami, Miller postanowił, że jest gotowy mieć dziewczynę. Prawdziwą dziewczynę, a nie kogoś w stylu hokejowego króliczka. Taką, którą zabierze na randki, i z którą nie wskoczy po chwili do łóżka.
Miller myśli, że siostra kolegi z drużyny jest tą odpowiednią kobietą. Tylko że w odróżnieniu od Alexa Watersa, kapitana drużyny i ogólnie miłego faceta – i który tak się składa, spotyka się z jego przyrodnią siostrą - reputacja Millera w mediach jako dziwkarza jest w pełni zasłużona. Poza tym drobnym szczegółem, Miller nie ma żadnego pojęcia o związkach ani o czasie i wysiłku, jakich one wymagają.
Miller przekonuje się, ale nie tak szybko, że jeśli chce, aby Sunshine „Sunny” Waters się w nim zakochała, będzie musiał zrobić o wiele więcej, niż pokazać jej sypialniane umiejętności swojego kijka.
"Pucked Up jest niepowtarzalnym, rozbrajającym dodatkiem do serii PUCKED!"
Julia Kent, autorka bestsellerów z list New York Times’a i USA Today
"Poczucie humoru i talent Heleny lśnią w Pucked Up, ale to główny bohater rozbroił mnie całkowicie. Kocham Yeti!"
Daisy Prescott, autorka bestsellerów z listy USA Today
"Pucked Up ma wszystko to, czego pragnę w romantycznej komedii – iskrzącą chemię, świetne poczucie humoru i mnóstwo gorącego seksu z facetem, który wie, co robić z krążkiem, na lodzie i w łóżku. Wspaniała książka!"
Melanie Harlow, autorka bestsellerów z listy USA Today
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66737-70-9 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem meganawalony. Narąbany do tego stopnia, że Lance, mój kumpel z drużyny, ma dwie pary oczu.
– Idę do domu. – W mojej głowie tak właśnie wypowiadam te słowa, ale w rzeczywistości brzmią chyba bardziej jak jęk. Robię niestabilny krok w stronę postoju taksówek na zewnątrz baru.
Lance kładzie dłoń na moim ramieniu, szczerząc zęby w uśmiechu. Jest prawie tak samo pijany jak ja.
– Butterson, twój samochód jest u mnie. Wracaj z nami.
– Mogę przyjechać po niego rano. – Moje słowa zlewają się w jedno, ale wydaje się rozumieć, o co mi chodzi.
– Stary, po prostu wsiądź do limuzyny. – Lance patrzy na Randy’ego, innego członka drużyny i jednego z moich najbliższych przyjaciół z dzieciństwa, szukając u niego wsparcia.
– Pamiętasz, że o 10.30 do Lance’a przychodzi trenerka? – mówi Randy. – Możesz stoczyć się z łóżka prosto do basenu.
– Wtedy nie będę musiał dzwonić do ciebie pięćdziesiąt razy, żebyś podniósł dupę – dodaje Lance.
– Buck, wracaj z nami!
Jeden z hokejowych króliczków Lance’a używa przezwiska, na które reaguję, odkąd byłem dzieckiem. Naprawdę na imię mam Miller. Nie zostałem nazwany po tym piwie. Poza tym Buck Butterson ma ładniejsze brzmienie niż Miller Butterson – za dużo tu „er”.
Podczas gdy ja rozmyślam nad dokonywaniem złych wyborów, trzy dziewczyny, które Lance przekonał, aby wróciły z nim do domu, poprawiają sobie wzajemnie włosy i makijaż.
Lance się uśmiecha – napalony kutas – i klepie mnie po plecach.
– No chodź, stary, nie będzie cię kilka tygodni. To ostatnia szansa, żeby się zabawić.
Mamroczę coś, czego nawet ja nie potrafię zrozumieć, i opieram się o limuzynę, żeby nie musieć podtrzymywać własnego ciężaru. Shoty były złym pomysłem. Było ich za dużo. Mogło być też tak, że za nie zapłaciłem.
Czekam, aż dziewczyny wsiądą do limuzyny. Chociaż jestem pijany, nadal pozostały mi dobre maniery. Ostatnia pochyla się i zanim siada, jej mikroskopijna spódniczka podjeżdża do góry, dając mi pełny widok na jej nagiego bobra. Zdecydowanie nie usiądę obok niej.
Lance szturcha mnie łokciem w ramię.
– Buck, wsiadaj.
– Ty pierwszy. To są twoje króliczki.
Powrót do Lance’a to nie jest dobry pomysł, ale już się zgodziłem. Poza tym ma rację, że mój samochód jest u niego.
Wzrusza ramionami i przytrzymuje drzwi, wsadzając głowę do limuzyny.
– Na czyich kolanach siedzę? – pyta, po czym rzuca się do środka.
Dziewczyny piszczą i się śmieją.
Kładę dłoń na klatce piersiowej Randy’ego, żeby zatrzymać go przed wejściem.
– Nie pozwól mi zrobić niczego głupiego, dobra?
– Nie martw się, Miller. Zajmę się dwiema, jeśli będę musiał. – Puszcza do mnie oczko, ale jest poważny.
Oprócz mojego taty, który robi to, kiedy jest wkurzony, Randy jest jedną z niewielu osób, które używają mojego prawdziwego imienia. Dorastając w Chicago, mieszkał na tej samej ulicy co ja. Graliśmy razem w hokeja, odkąd obaj nauczyliśmy się jeździć na łyżwach. Kiedy na pierwszym roku studiów zostaliśmy powołani do NHL, znaleźliśmy się w różnych drużynach. Pięć lat później znowu jesteśmy w jednym klubie, bo po zakończonym sezonie Randy został sprzedany do Chicago. Zajęło mu całe dwa tygodnie, by przeprowadzić się z powrotem. Dobrze mieć go tutaj. Przez te wszystkie lata pozostawaliśmy ze sobą w bliskim kontakcie i jeśli ktokolwiek może mi pomóc, żebym niczego nie spieprzył, to właśnie on.
Randy wsiada do limuzyny i zajmuje miejsce pomiędzy dwiema dziewczynami. Dzięki temu ja mam wolną kanapę. Wślizguję się do środka i rozwalam, zajmując całe miejsce.
Lance obejmuje ramieniem Bobrową Ekshibicjonistkę, a jej siedząca pośrodku przyjaciółka spogląda niepewnie, jakby nie wiedziała, co ma zrobić. Kiedy wykonuje ruch, aby usiąść koło mnie, Lance przytula ją do swojego boku i szepcze coś do ucha. Dziewczyna szeroko otwiera oczy, przygryza wargę, ale zostaje na miejscu.
Powrót do domu taksówką byłby mądrzejszym posunięciem. Wtedy nie musiałbym stawiać czoła niepotrzebnym pokusom. Czasami kurewsko trudno jest dokonywać właściwych wyborów, jak na przykład wycofanie się z sytuacji, w której króliczki bez wątpienia zaoferują mi swoją cipkę, z której będę musiał zrezygnować.
To nie tak, że nie mogę się bez nich obyć. Po prostu przez ostatnie pięć lat wybierałem cipki, a zerwanie z nałogiem okazało się o wiele trudniejsze, niż się spodziewałem. Lance i Bobrowa Ekshibicjonistka przesunęli się w róg limuzyny. Sądząc po chichocie, po którym nastąpił jęk, jestem całkiem pewien, że już jej włożył rękę pod spódnicę. Zamykam oczy i opieram się o podłokietnik. Jestem zmęczony. I głodny. Potrzebuję pizzy.
Grzebię w kieszeni, szukając telefonu. Mam wiadomości: kilka SMS-ów i pocztę głosową od mojej siostry, Violet, oraz kilka od mojej dziewczyny, Sunny. Cóż, jest tak jakby moją dziewczyną. Chcę, żeby była moją dziewczyną. Sunny jest powodem, dla którego Randy – a może to Lance – poświęca się dla drużyny, a ja siedzę tutaj sam.
Przez ostatnie kilka miesięcy robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby popchnąć sprawę we właściwym – bycia moją dziewczyną – kierunku, ale Sunny trudno jest usidlić. Jest o wiele gorsza ode mnie, ale nie w sensie puszczalstwa. Sunny jest przeciwieństwem puszczalskiej. W odróżnieniu od większości kobiet nie daje się tak łatwo oczarować moją osobą. Tak naprawdę muszę się sporo napracować, żeby przekonać ją do pójścia ze mną na randkę.
Nie pomaga fakt, że jej brat, Alex Waters, jest jednym z moich kolegów z drużyny. Jest także jej kapitanem oraz narzeczonym mojej siostry. Waters mnie nienawidzi. To skomplikowane. Pierwszego wieczoru, kiedy poznałem Sunny, przez jakieś pół sekundy rozważałem, żeby się na nim odegrać, śpiąc z jego siostrą. Jestem jednak kobieciarzem, a nie dupkiem. Poza tym Sunny nie była zainteresowana pójściem ze mną do łóżka. Tak naprawdę chciała porozmawiać. I polubiłem ją. Więc zamiast się z nią przespać, wziąłem od niej numer telefonu. To było kilka miesięcy temu. Nadal nie chce iść ze mną do łóżka. Jeszcze. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni.
Próbuję odczytać wiadomości, ale wzrok mi się rozmazuje i wszystkie słowa zlewają się w jedno – nawet gorzej niż zazwyczaj. Nie mogę jak zwykle użyć aplikacji, która zamienia tekst na mowę, bo muzyka jest za głośno, no i wszyscy usłyszeliby o moich sprawach. Poza tym czasami SMS-y od mojej siostry są okropnie nietaktowne. Nie ma żadnego filtra. Wcale.
– Jestem głodny. Ktoś jeszcze jest głodny? – przekrzykuję muzykę.
Lance jest zbyt przyssany do twarzy króliczka, aby odpowiedzieć, ale Randy podnosi rękę. Dziewczyny po jego obu stronach wzruszają ramionami. Ta, która utknęła pośrodku, wygląda tak, jakby wolała być gdziekolwiek indziej, byle nie tutaj.
Wywołuję Siri i proszę ją, żeby zadzwoniła do mojej ulubionej pizzerii. Próbuję kilka razy, zanim udaje mi się ją skłonić, aby zrobiła to, czego chcę – częściowo dlatego, że bełkoczę, a częściowo dlatego, że muzyka przeszkadza. W końcu ktoś ją wyłącza i jestem w stanie złożyć zamówienie.
– Adres Lance’a to pięć dwa jeden czy dwa pięć jeden? – pytam Randy’ego, kiedy docieram do tej części procesu zamawiania.
– Pięć dwa jeden.
– Jesteś pewien, że nie dwa pięć jeden?
Lance robi sobie przerwę od zasysania twarzy laski i zwraca się w moją stronę.
– Byłeś w mojej chacie z milion razy i nadal nie potrafisz poprawnie podać adresu?
Pokazuję mu środkowy palec.
– Jestem dyslektykiem i jestem pijany, ale dzięki, że jesteś dupkiem. – Prawdopodobnie nie powinienem był tego mówić. To nie jest coś, o czym zazwyczaj rozmawiam w towarzystwie króliczków. To frustrujące mieć dwadzieścia trzy lata i być kiepskim w czytaniu. Podaję gościowi od pizzy właściwy adres, po czym kończę rozmowę i z powrotem wsuwam telefon do kieszeni.
Dziesięć minut później zatrzymujemy się na podjeździe Lance’a. Pierwszy wysiadam z samochodu i praktycznie wczołguję się po schodach prowadzących do drzwi. Czekając na pozostałych, dla podtrzymania opieram się o framugę. Powinienem znać kod, żeby wejść do środka, ale ciągle go zapominam.
Lance i Bobrowa Ekshibicjonistka wychodzą z limuzyny jako ostatni. Zgodnie ze swoim przezwiskiem, wysuwając się z siedzenia, daje nam wszystkim widok na swojego bobra. To już drugi raz podczas tego wieczoru. Kiedy stawia stopy na ziemi, Lance staje przed nią, blokując nam widok. Pochyla się, by poprawić jej spódnicę, co jest miłe. Kiedy jest w nastroju, pozwala dziewczynom robić z siebie idiotki, a potem się z tego śmieje. Czasami potrafi być dupkiem.
Jej przyjaciółki chichoczą i szepczą do siebie, złośliwie ją oceniając. Cóż, robi to ta, która siedzi obok Randy’ego, ta druga wygląda na skrępowaną. Z trzech dziewczyn, które Randy i Lance poderwali dzisiejszego wieczoru, właśnie ona sprawia wrażenie najbardziej powściągliwej. Może wcale nie jest tak bardzo podekscytowana tym, że będzie musiała dzielić się kutasem.
– Stary, jesteś najlepszy. Mówiłem ci to ostatnio? – pytam Randy’ego, opierając głowę o zamknięte drzwi i próbując nacisnąć dzwonek. Ciągle nie trafiam.
– To właśnie mówią mi dziewczyny.
Prycham i ponownie celuję w dzwonek, tym razem w niego trafiając. Melodyjka wygrywa motyw z jakiegoś filmu. Nie potrafię sobie przypomnieć z jakiego, ale jest zabawna, więc nie przestaję uderzać w dzwonek, aż do drzwi docierają w końcu Lance i Bobrowa Ekshibicjonistka.
Lance wstukuje kod.
– Nie wydaje mi się, że powinieneś tu stać, Butterson.
– Nic mi nie jest. – Mam zamknięte oczy. Czuję, że łóżko może być przyjemnym miejscem. Chrzanić pizzę.
Nie dociera do mnie, co ma na myśli, dopóki drzwi się nie otwierają. Podnoszę ręce, żeby złapać się framugi, ale nie jestem wystarczająco szybki. Upadam prosto na twarz w jego przedpokoju. Twarda, drewniana podłoga nie zapewnia miękkiego lądowania.
Jęczę i jedna z dziewczyn podbiega do mnie, żeby mi pomóc, podczas gdy Lance śmieje się do rozpuku. Mówię jej, że nic mi nie jest, i leżę przez kilka sekund, zanim przewracam się na plecy. Bobrowa Ekshibicjonistka znowu mnie podnieca. Z poziomu podłogi widzę wszystko, co ma pod spódnicą. Wygląda jak kanapka z szynką. W ciągu ostatnich trzydziestu minut widziałem więcej bobra, niż odkąd podjąłem próby umówienia się na randkę z Sunny.
Randy wyciąga rękę, żeby pomóc mi wstać.
Macham mu, żeby spadał.
– Zostanę tu, dopóki nie przyjedzie pizza, okej?
– To może trochę potrwać. Przenieśmy cię na kanapę. – Biorę jego dłoń, ale nie staram się mu pomóc. Kiedy już ma się poddać, szarpię jego rękę i kończy ze mną na podłodze. Zakładam mu ramię na szyję.
Próbuje wywinąć się z uścisku, ale też jest pijany, a ja skorzystałem z elementu zaskoczenia.
– Pierdol się, dupku – mówi.
– O mój Boże! – krzyczy jedna z dziewczyn, gdy mocujemy się ze sobą na podłodze jak idioci. – Czy oni walczą na poważnie? Nie powinniśmy ich powstrzymać?
– Wszystko w porządku. – Lance kładzie dłonie na plecach obu pań. – Chodźcie. Zrobimy sobie jakieś drinki i wejdziemy do jacuzzi.
Randy dźga mnie łokciem w bok, więc go puszczam. Przewraca się i zrywa na nogi, lawirując i podążając za Lance’em i króliczkami. Sporo pracy wymaga podniesienie mojej dupy z podłogi, ale jakoś mi się udaje. Idę korytarzem, ślizgając się ramieniem po ścianie, żeby znowu nie upaść.
Potrzebuję wody. I tego okropnego napoju, który moja trenerka, Natasha, daje mi, kiedy mam kaca. Ale kuchnia Lance’a jest o wiele za daleko. Potykając się, idę do ogromnego salonu i w stronę niezajętej przez nikogo kanapy. Kiedy kolanami uderzam w oparcie, padam jak ścięty. Mój cel jest kiepski i jestem pod kątem, więc staczam się z niej i uderzam głową o stolik do kawy.
– Ała! Kurwa! – Nie ma wystarczająco dużo miejsca, żebym przewrócił się na plecy, więc leżę tam, wciśnięty między kanapę i stolik.
Lance się śmieje.
– Butterson, wszystko w porządku?
– Masz tu zużytą prezerwatywę.
– Tak? Chcesz ją dla mnie podnieść?
– Z całą pewnością nie chcę. – Jest cała zakurzona, ale widzę, że jest czerwona, więc zdecydowanie dostał ją ode mnie. A może to ja jej użyłem. Nie mam pojęcia. Zawsze zamawiam paczkę w kolorach tęczy, która przychodzi z dużym pojemnikiem lubrykantu.
Nadałem prezerwatywom przezwiska zgodnie z ich kolorami: czerwona to Diabelski Kutas, zielona to Zielony Olbrzym, niebieska to Smurfowy Fiut, a czarna to Młot Kowalski. Nie jestem fanem żółtych; wyglądają mniej bananowo, a bardziej jakby mój penis miał żółtaczkę. Moimi ulubionymi są te święcące w ciemnościach, które sprawiają, że mój kutas wygląda jak duży świecący kij.
– Będziesz tak leżał na podłodze czy przyjdziesz na zewnątrz, żeby posiedzieć w jacuzzi?
– Przyjdę za kilka minut.
– Jak tam chcesz, Butterson, ale jeśli tu zaśniesz, nie mam zamiaru cię budzić.
– W porządku.
Obserwuję, jak przez drzwi do patio wchodzą szpilki.
– Nie mam kostiumu kąpielowego – oświadcza Bobrowa Ekshibicjonistka.
Lance obejmuje ją w talii, kładąc dłoń na jej tyłku.
– A kto potrzebuje kostiumów kąpielowych?
W domu i przez zewnętrzne głośniki słychać głośną muzykę. Z oddali dobiegają plusk i krzyki. Ktoś został wrzucony do basenu. Leżę z policzkiem przyciśniętym do podłogi, gapiąc się na zakurzoną prezerwatywę i żałując, że nie pojechałem do domu. Musiał mi się urwać film, bo następną rzeczą, jaką kojarzę, jest dzwonek do drzwi. Potrzeba trzech prób, żebym wstał. A potem drzwi nie stoją w jednym miejscu, więc trudno mi do nich dotrzeć.
Płacę gościowi od pizzy kartą kredytową i odbieram od niego pudełka oraz sześciopak coli. Nie zadaję sobie trudu, żeby zawołać pozostałych. Jak znam Lance’a, już rozebrał dziewczyny do bielizny – z wyjątkiem tej, która w ogóle jej nie nosi.
Zanoszę pizzę do stolika, otwieram puszkę z colą i wypijam duszkiem. Muszę się nawodnić, żeby nie rzygać jak kot podczas jutrzejszej serii treningowej. Woda byłaby lepsza, ale już usiadłem. Zanim zabieram się do jedzenia, zdejmuję spodnie. Nie martwię się tym, że je pobrudzę, jestem po prostu zmęczony noszeniem dżinsów. Lubię wolność od ubrań. Jestem gorący z natury, więc to przyjemne, kiedy mogę rozebrać się tylko do najpotrzebniejszych rzeczy, co często oznacza do naga.
Ponieważ nie jestem we własnym domu, pozostaję w bokserkach i T-shircie. Normalnie nie noszę bielizny, ale w klubach jest gorąco i inaczej jaja przyklejają mi się do nogi. Wygodnie rozkładam się na kanapie. Jest z białej skóry, co moim zdaniem jest głupim wyborem koloru, ale co mi tam. Otwieram pudełko z pizzą, jęcząc na widok roztopionego sera i stosu mięsnej wspaniałości.
Kiedy Sunny i ja zamawiamy pizzę, nie ma na niej nawet sera. Nie je niczego, co ma twarz ani niczego, co pochodzi od czegoś, co ma twarz. Nie sądzę, żebym mógł żyć bez krowy, ale ja to ja.
Kiedy odrywam kawałek pizzy, ser przylega do swoich braci, jakby był przerażony swoim losem. Pochylam się nad pudełkiem – jestem zbyt leniwy, by pójść do kuchni po talerz – i biorę duży gryz. Jest gorąca. Tak gorąca, jakby dopiero co wyszła prosto z pieca, co jest niedorzeczne, bo to niemożliwe. Gdybym był mniej pijany, może zwróciłbym uwagę na obłok pary, gdy brałem pierwszy kęs, ale za bardzo się spieszyłem, żeby dostarczyć pokarm do żołądka.
Ser parzy mi podniebienie, a jego pasma przyklejają się do brody, też ją parząc. Upuszczam kawałek pizzy i część spada poza krawędź pudełka na stolik do kawy i najnowsze wydanie „The Hockey News”. Otwieram kolejną puszkę i wypijam duszkiem połowę, żeby schłodzić usta. Dzisiaj moje życie jest do kitu.
Czekając, aż pizza ostygnie, szukam pilota do telewizora. Nie ma go ani na stoliku, ani pod pudełkiem. Znajduję go na kanapie, wetkniętego pomiędzy poduszki razem z parą majtek. Zostawiam je tam, gdzie były.
O drugiej w nocy nie ma w telewizji zbyt dobrych jakościowo programów. Oprócz reklam i pornosów mam wybór pomiędzy wiadomościami sportowymi i starymi serialami komediowymi albo kanałem z teledyskami. Przełączam kanały bez celu, zatrzymując się na jakimś kiepskim pornosie. Wątpię, czy będę miał energię, żeby sobie później zwalić konia. Mogę być na tyle pijany, że mój kutas będzie sflaczały.
Wybieram kanał muzyczny i wracam do pizzy, która jest już wystarczająco chłodna, żeby ją jeść. Pochłaniam połowę pudełka i zasypiam na kanapie. Jedyny powód, dla którego się budzę, to ten, że dzwoni mój telefon. Jest w moich spodniach, które są na podłodze jakieś sześć metrów dalej, więc przegapiam połączenie. Stwierdzam, że wolę spać w łóżku niż na kanapie Lance’a. Odkąd zostałem sprzedany do Chicago w połowie sezonu, nocowałem tu tak wiele razy, że mam tutaj pokój, który zaklepuję, gdy jestem zbyt nawalony, żeby pojechać do domu.
Nie mam pojęcia, czy Lance i Randy wciąż są na zewnątrz z dziewczynami. Jeśli tak, to jest duża szansa, że jacuzzi będzie potrzebowało jutro dokładnego czyszczenia. W drodze na górę omal nie potykam się o własne spodnie. Ciągnę je ze sobą na piętro, gdzie pakuję się do pokoju gościnnego.
Kopniakiem zamykam drzwi, ściągam koszulkę przez głowę, zrzucam bokserki i padam twarzą na materac. Przez głośniki na zewnątrz nadal dudni muzyka, sprawiając, że cały dom wibruje. To już nie jest pop, tylko jakaś ckliwa ballada miłosna z lat 80. Brzmi jak coś, co podobałoby się Sunny.
Myślenie o niej sprawia, że mój kutas się napręża, co jest do dupy, bo nie mam koordynacji, by cokolwiek z tym zrobić. Nienawidzę tego, że nie mieszka bliżej. Kanada nie jest aż tak daleko od Chicago, ale wystarczająco, by całe to randkowanie było o wiele trudniejsze.
Chcę do niej zadzwonić. Wiem, że to zły pomysł. Jestem pijany, a ona pewnie śpi, biorąc pod uwagę, że jest po drugiej w nocy. A może jest już piąta nad ranem. Nie potrafię odczytać zegara. Mój filtr logiczny nie działa, więc po omacku szukam spodni. Są na podłodze. Omal nie spadam z łóżka, żeby ich dosięgnąć. Z kieszeni wyciągam komórkę. Bateria pokazuje dziewięć procent. Wystarczy na szybki telefon. I tak prawdopodobnie odezwie się poczta głosowa.
Tak jak przewidziałem, telefon dzwoni cztery razy i słyszę jej wiadomość.
_Dodzwoniłeś się do Sunshine Waters. Prawdopodobnie jestem zajęta oczyszczaniem mojego chi, ale kiedy skończę, oddzwonię. Pamiętaj, karma jest twoją przyjaciółką!_
Rozłączam się, nie zostawiając wiadomości, i dzwonię ponownie. Po raz drugi zostaję przekierowany na pocztę głosową. Za trzecim razem Sunny odbiera.
– Halo? – Jej głos jest ochrypły od snu. Brzmi podobnie jak wtedy, gdy dochodzi. Do tej pory udało mi się to zrobić tylko palcami. Sunny nie chce się spieszyć. Muszę przejąć kontrolę nad krążkiem, zanim będę mógł zdobyć moją ulubioną bramkę.
– Hej, cukiereczku. Obudziłem cię? – To głupie pytanie. Oczywiście, że ją obudziłem, dzwoniłem do niej trzy razy w środku nocy.
– Miller?
– Przepraszam. Jest późno, prawda? – Przewracam się na plecy i robię rozgwiazdę, pozwalając odetchnąć moim jajom. Przez telefon dochodzi do mnie szelest pościeli. Na podstawie naszych wieczornych rozmów na Skypie wyobrażam sobie, co ma na sobie. Jest dziewczyną, która lubi luźne koszulki i szorty. Czasami ubiera jedną z tych przezroczystych koszulek, w których wygląda, jakby była naga, a nie jest. Niestety, zawsze ma na sobie sportowy biustonosz. Ta rzecz to najgorszy wynalazek na świecie. Rujnuje doskonały dekolt.
– Która godzina?
– Uch. – Mrużę oczy na zegar na nocnym stoliku, jakby to miało mi ułatwić odczytanie cyfr. Lepiej sobie radzę z tradycyjnymi zegarami niż cyfrowymi. – Dość wcześnie.
– Rano?
– Taaa.
– Wszystko w porządku?
– Taaa.
Następuje długa przerwa, podczas której żadne z nas się nie odzywa.
– Wyszedłeś wieczorem z chłopakami?
– Taaa.
Delikatność w jej głosie zostaje zastąpiona ostrością.
– Z kim?
– Z tymi, co zwykle. Randym Ballistikiem i Lance’em Romero. Kilku pozostałych chłopaków zjawiło się później.
– Więc jesteś pijany?
Wiedziałem, że nie powinienem był dzwonić. Żałuję, że przez cały czas nie mam przy sobie kogoś, kto powstrzymywałby mnie przed robieniem głupstw. Przynajmniej Randy zajął się króliczkami, trzymając je z dala ode mnie. Przez większość czasu Lance nie jest pomocny, raczej zachęca do podejmowania złych decyzji.
– Wypiłem kilka drinków. Chciałem usłyszeć twój głos. – Brzmi to jak frazes, ale nie jest. Naprawdę chcę słyszeć jej głos, nawet jeśli to sprawia, że brzmię jak pantoflarz.
Sunny wydaje cichy dźwięk, jakby przeciągała się albo próbowała wygodniej się ułożyć. Przenika on prosto do mojego fiuta, nadmuchując go jak balon z helem.
– To słodkie, Miller – wzdycha.
Uwielbiam, kiedy używa mojego prawdziwego imienia zamiast pseudonimu.
– Ale nie sądzisz, że byłoby lepiej, gdybyś zadzwonił, jak będziesz trzeźwy i nie w środku nocy? Przerwałeś mi przyjemny sen.
– Jaki sen? Śnił ci się seks?
– Nie powiem.
– Śnił ci się, prawda?
– Nic nie powiem.
– Byłoby milion razy lepiej, gdybyś pozwoliła mi się rozebrać w prawdziwym życiu.
– Nie bądź taki do przodu, Butterson.
– Ja tylko mówię, że kiedy na to pozwolisz, będzie miliard razy lepiej.
Wzdycha.
– Cukiereczku?
– Powinieneś przespać to, co wypiłeś. Dojedziesz jutro?
– Mogę dojść dla ciebie już teraz, kochanie.
Ktoś puka do drzwi. Słyszę głos Randy’ego, po którym następuje chichot. Zakrywam dłonią słuchawkę, a przynajmniej myślę, że to robię, i krzyczę:
– Śpię!
– Jesteś w domu? Kto jest z tobą?
– Jestem u Lance’a.
Sunny gwałtownie wciąga powietrze, po czym pyta:
– Zostajesz u niego na noc?
– Natasha przychodzi rano.
– Kto?
– Nasza trenerka. Używamy basenu do treningu plyometrycznego. – Trochę mniej teraz bełkoczę, więc jestem w stanie powiedzieć to słowo bez przekręcenia go. – Poza tym mój samochód jest tutaj, a ja jestem odpowiedzialny i nie prowadzę pod wpływem alkoholu.
– Są tam teraz jakieś dziewczyny?
– Lance zaprosił kilka przyjaciółek. Ja jestem w łóżku.
– Ile przyjaciółek?
– Kilka.
– Czy któraś z nich jest też twoją przyjaciółką?
– Nie, skarbie. Jedyną przyjaciółką, jaką mam teraz, jest moja lewa ręka.
Następuje długa cisza.
– Sunny? Jesteś tam?
– Jestem. Powinnam jednak już kończyć. Jest późno, a jutro z samego rana prowadzę zajęcia z jogi.
– Jesteś pewna, że nie chcesz opowiedzieć mi o swoim śnie?
To ją rozśmiesza.
– Jesteś niemożliwy. Powinieneś zamknąć drzwi na klucz. Branoc, Miller.
Bateria w telefonie pada, zanim mogę jej odpowiedzieć. Nie mam pod ręką ładowarki, a jestem zbyt zmęczony, by się ubrać i iść jakiejś poszukać. Zamykam oczy i wyobrażam sobie Sunny w bikini – to najmniejsza ilość ubrań, w jakich ją widziałem – i chwytam mojego supertwardego kutasa. Nie mam wystarczającej koordynacji, siły umysłu ani energii, by podtrzymać ten obraz w mojej głowie i zwalić konia, więc tylko trzymam go w jednej dłoni, a mój martwy telefon w drugiej.
Potem urywa mi się film.