- W empik go
Pułapka - ebook
Pułapka - ebook
Paul wspomina swoje dzieciństwo i młodość – odejście ojca, konflikt z matką, popularność wśród rówieśników i sukcesy szkolne, które osiągał z przeświadczeniem, że szkoła nie będzie mu do niczego potrzebna. Pasją młodego mężczyzny jest poker, w którego grał jego ojciec. To on, przed odejściem z domu, powiedział synowi, że ten jest Królem Kier, posiadaczem niezwykłego daru.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-280-1315-1 |
Rozmiar pliku: | 292 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bryczka powoli zagłębiała się w las. Konie biegły równym rytmem, a kopyta cicho uderzały w piaszczystą drogę. Notariusz, który trzymał lejce, był już starym człowiekiem. Z pewnością dawno przekroczył sześćdziesiątkę. A jednak trzymał się prosto i dziarsko pokrzykiwał na konie. Para gniadoszy szła lekkim truchtem równo obok siebie. Wydawało się, że powożący trzyma lejce jedynie dla formalności, a konie doskonale znają cel, do którego zmierzali.
Droga łagodnie opadała, to znów się wznosiła na piaszczyste wzgórki. Wokół ciągnęły się piniowe lasy, które, wysoko, zamykały nad nimi zieloną kopułę z gałęzi. Wjechali na polanę, którą trakt przecinał na skos. W oddali Paul dostrzegł poszarpane szczyty skalnych wzniesień. Z tej odległości wydawały się niegroźne. Wiedział, że zbliżający się zmierzch łagodzi ostre kanty skał, przycierając je gumką delikatnej mgły. Jej opar wysnuwał się po wilgotnym i ciepłym dniu z rozciągających się u ich podnóża lasów.
Obojętnie spoglądał na równo podrygujące końskie zady. Jednostajne kołysanie gondoli bryczki zawieszonej na miękkich resorach sprawiało, że zaczynał robić się senny. Z chęcią uciąłby sobie krótką drzemkę. Spodziewał się jednak, że za kolejnym zakrętem wreszcie pojawi się dom. Pozostawało więc gapienie się na umykające do tyłu obrośnięte mchem olbrzymie pnie drzew.
Jak były stare? Podobno okolica nie była tknięta siekierą od dwustu lat. Wycinkę skończono, gdy żaglowce nie potrzebowały już strzelistych masztów, gotowych dać odpór najbardziej porywistym morskim wiatrom. Gdyby nie statki parowe, być może jechaliby teraz przez okaleczoną dolinę. Jak widać, postęp techniki niekoniecznie musi prowadzić do zniszczenia środowiska naturalnego.
Co go obchodzi postęp techniki? Miał gdzieś parowce. Po prostu szybciej zmierzały do wyznaczonego na mapie punktu.
Czy on zawsze osiągał swój cel? Różnie bywało, ale teraz wreszcie karta obróciła się do niego uśmiechniętym obliczem króla kier.
Była to pierwsza karta, którą zapamiętał z talii ojca, zawodowego pokerzysty. Rodzinie raz wiodło się lepiej, raz gorzej. Przeważnie jednak wychodziło na plus. Ojciec był jednym z najlepszych graczy południowego wybrzeża Kanady. W Toronto nazywano go Jack of Clubs .
Mały Paul początkowo nie potrafił zrozumieć różnicy między kolorami kart i stale je mylił. Wszystkich to śmieszyło. Kiedy chłopiec poznał przyczynę rozbawienia, po raz pierwszy w życiu był zły. Potem złość ogarniała go wielokrotnie, ale już z zupełnie innych powodów.
Zamiast, jak to normalnie bywa, zacząć jego edukację od elementarza, pewnego dnia ojciec rozłożył przed nim karty.
– Wybierz jedną.
– Po co? – Nadal pamiętał tamten moment wahania.
– Chcę wiedzieć, kim będziesz.
– Zostanę kowalem i jak pan Atkinson będę dmuchał takim czymś w piec i wtedy będą sypały się z niego iskierki.
Stary najpierw zaśmiał się głośno, potem trzepnął otwartą dłonią w tył głowy syna.
– Kocmołuchem może być każdy, ale nie królem… Wybieraj!
Paul przez dłuższą chwilę przyglądał się koszulkom odwróconej talii. Wyciągnął rękę. Zawahał się. Ostatecznie zdecydował się na wyjęcie karty ze środka.
Na twarzy ojca malowała się powaga. Przez dłuższą chwilę trzymał dłoń nad leżącą na stole kartą. Mały Paul był przekonany, że właśnie odczytuje jakąś wielką tajemnicę. Sam również zamknął oczy, naśladując tatę wyciągnął rękę. I stało się coś, czego wcześniej nie doświadczył. Z mroku wyłoniła się karta przedstawiająca Króla Kier. Otworzył oczy. Dostrzegł wzrok ojca.
– Widziałeś?
Kiwnął potakująco głową.
– Jesteś pewien?
Ponownie potwierdził.
– Jak wyglądała?
– Taki czerwony pan w koronie.
Ojciec zdecydowanym ruchem odwrócił kartę, pokazując ukryty obrazek.
– Król kier – zaśmiał się głośno i pocałował Paula w czubek głowy. – Wiedziałem, że urodził mi się Gról Gier.
Wtedy po raz pierwszy nie sprawiło mu przykrości, że stary zakpił z jego błędów wymowy. Był dumny, że nie zawiódł oczekiwań. Właśnie w tym momencie do pokoju weszła matka. Zobaczyła rozłożone karty i się wściekła.
– Powiedziałam, że nie wolno pokazywać mu tego gówna. Tylko pod tym warunkiem przyjęłam cię z powrotem pod swój dach.
– On jest Królem Kier. – Ojciec nic sobie nie robił z jej podniesionego głosu. – Rozumiesz. Ma dar.
– Gówno, nie dar. – Jej krzyk uderzył Paula niczym smagnięcie matczynego paska. – Wynoś się stąd. Natychmiast. Nie chcę cię tu więcej widzieć!
Stary bez słowa sięgnął po talię. Nie przestawał się przy tym uśmiechać do syna. Kiedy schował karty do kieszeni, odwrócił się do żony.
– I tak mi go nie odbierzesz. Król pewnego dnia musi zasiąść na tronie. Wiesz o tym równie dobrze jak ja.
Wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami pokoju. Paul nie widział go przez następne dziewięć lat.
Od tamtego dnia zaczęła narastać w nim niechęć do matki. Zabrała mu człowieka, który zobaczył w nim króla, i nie pozwoliła, żeby pomógł mu zasiąść na tronie. Z czasem dziecięce rojenia nabrały bardziej konkretnego wyrazu i umotywowania.
Nienawidził szkoły i matki, która zmuszała go do odrabiania bezsensownych lekcji. Wiedział, że nigdy na nic mu się nie przydadzą i tylko marnuje swój czas.
Pewnego dnia wykrzyczał matce w twarz:
– Siedzę nad tymi posranymi zeszytami, zamiast…
– Co? – wrzasnęła, równie wściekła jak on.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.