Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Puszka Pandory - ebook

Seria:
Data wydania:
16 maja 2023
Ebook
25,50 zł
Audiobook
31,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
25,50

Puszka Pandory - ebook

Klara – poznańska detektyw zajmująca się starymi, nierozwiązanymi sprawami – i jej nowy partner w śledztwach – Antoni, policjant przysłany z Warszawy – stają przed nowym wyzwaniem.

Do komisariatu przychodzi kobieta, która prosi o ponowne zbadanie sprawy zaginięcia jej brata. Tytułowa puszka Pandory – metalowy pojemnik po cukierkach, na który kobieta niespodziewanie natknęła się w antykwariacie, a który należał niegdyś do jej brata – staje się bodźcem do odkopania sprawy sprzed dziesięciu lat. Poszlaki są nikłe, a większość tropów to ślepe zaułki.

Jednak dzięki dociekliwości dwójki policjantów udaje się rozwikłać zagadkę i odpowiedzieć na pytanie, co się stało z Tomkiem.

Trzymający w napięciu kryminał.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8310-473-7
Rozmiar pliku: 1 001 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Roz­dział

1

Klara Majew­ska obu­dziła się w wyjąt­kowo złym humo­rze. Wie­działa, że ten dzień musiał w końcu nastą­pić, ale kiedy do tego doszło, poczuła się jesz­cze gorzej. Dzi­siaj miała poznać swo­jego nowego part­nera, który miał z nią pro­wa­dzić śledz­twa sprzed lat. „Archi­wum X” to nie była oczy­wi­ście ofi­cjalna nazwa jej sek­cji, ale i tak wszy­scy jej uży­wali.

Klara już od dziecka uwiel­biała roz­wią­zy­wać zagadki, któ­rych nie udało się nikomu roz­wi­kłać. Lubiła wra­cać do wyda­rzeń sprzed lat, czy­tać o nie­wy­ja­śnio­nych tajem­ni­cach i w gło­wie ukła­dać ich roz­wią­za­nia. Nic dziw­nego zatem, że w końcu tra­fiła do „Archi­wum X”, gdzie prze­pra­co­wała dwa­na­ście lat. Two­rzyła zawo­dowy duet z Iza­belą. Tyle że Iza zaszła w ciążę, o którą długo się sta­rała, i posta­no­wiła, że zrobi sobie co naj­mniej dwu­let­nią prze­rwę.

– Za bar­dzo mi na tym zale­żało. Teraz, kiedy jestem w ciąży, chcę się sku­pić przede wszyst­kim na dziecku. Nie sądzę, żebym mogła dalej zaj­mo­wać się tymi wszyst­kimi mor­der­stwami, zwłasz­cza kiedy zamie­szane są w nie rów­nież dzieci. – Młoda poli­cjantka bez­rad­nie roz­ło­żyła ręce, uni­ka­jąc wzroku kole­żanki. – Ale wie­dzia­łaś, że tak będzie, prawda?

Klara zaci­snęła zęby. Iza ni­gdy nie wspo­mi­nała o tym, że będzie chciała odejść z pracy. Ow­szem, roz­ma­wiały cza­sem o przy­szło­ści, o tym, co będą robić na eme­ry­tu­rze, ale ni­gdy nie podej­rze­wała, że Iza tak szybko podej­mie decy­zję o odej­ściu.

– Marek cię do tego namó­wił?

– Ja wiem, że wy wszy­scy uwa­ża­cie, iż to mój mąż miał wpływ na moją decy­zję. Ale prawda jest taka, że to ja nie chcę chwi­lowo babrać się w śmier­ciach, mor­der­stwach, zbrod­niach i całym tym psy­cho­pa­tycz­nym gów­nie.

– Myśla­łam, że uwiel­biasz to gówno – wyce­dziła przez zęby Klara.

– No tak, wiesz, że tak, ale teraz sytu­acja tro­chę się zmie­niła. Nie wiem, może to hor­mony. Zła­god­nia­łam, nie chcę patrzeć na krew i inne płyny. Nie chcę oglą­dać zdjęć odcię­tych czę­ści ciała i wyobra­żać sobie, jak to wszystko poskła­dać do kupy. Po pro­stu nie mogę.

Klara nie wie­działa, co powie­dzieć. Ona sama miała dwóch synów, Leosia i Matiego – bliź­niaki w wieku sze­ściu lat, ale zawsze sta­rała się oddzie­lać pracę od pry­wat­nego życia. Nawet wtedy, kiedy miała do czy­nie­nia z tru­pem dziecka, pró­bo­wała odsu­wać od sie­bie myśli, że to mógłby być któ­ryś z jej chłop­ców. Nie zasta­na­wiała się nad tym, nie chciała, żeby te dwa światy się prze­ni­kały. Było to trudne, zwłasz­cza na początku, ale po jakimś cza­sie fak­tycz­nie udało jej się funk­cjo­no­wać w dwóch rów­no­le­głych świa­tach. „Archi­wum X” to była tylko praca, coś, co ją fascy­no­wało i powo­do­wało, że cały czas czuła się jak na adre­na­li­nie. Uwiel­biała to, co robiła, zwłasz­cza kiedy uda­wało jej się roz­wią­zać zagadki po wielu mie­sią­cach, a nawet latach śledz­twa. Po kilku godzi­nach zaj­mo­wa­nia się zbrod­niami wra­cała do domu. Do chło­pa­ków i męża, który pasjo­no­wał się kom­plet­nie czymś innym niż ona. Leszek pro­jek­to­wał ogrody, w wol­nych chwi­lach czy­tał, oczy­wi­ście kry­mi­nały, a naj­bar­dziej lubił spę­dzać czas z żoną, pod­su­wa­jąc roz­wią­za­nia, które mogłyby jej pomóc w śledz­twach. Do tej pory jesz­cze ni­gdy nie tra­fił i nie napro­wa­dził jej na wła­ściwy trop, ale nie to było ważne. Dla Klary liczył się fakt, że zawsze inte­re­so­wała go jej praca, że mimo wszystko sta­rał się poma­gać i za wszelką cenę chciał roz­wią­zać cho­ciaż jedną zagadkę.

– Jasna cho­lera, prze­czy­ta­łem tyle kry­mi­na­łów, a jed­nak za każ­dym razem oka­zuje się, że nie potra­fię wpaść na żaden ślad. – Krę­cił z nie­do­wie­rza­niem głową.

Klara tylko się śmiała i mówiła mu, że to, co wyda­rza się w książ­kach, jest czę­sto dużo prost­sze i mniej skom­pli­ko­wane niż rze­czy­wi­stość.

Wyszła teraz z łazienki i poszła do kuchni. Była dopiero piąta rano i wszy­scy jesz­cze spali. Ale ponie­waż i tak przez pół nocy rzu­cała się na łóżku i nie mogła zmru­żyć oka, posta­no­wiła, że odpu­ści sobie sen i postara się pozy­tyw­nie nasta­wić do nowego part­nera. Wie­działa o nim tylko tyle, że ma na imię Antoni i sam popro­sił o prze­nie­sie­nie z War­szawy do Pozna­nia. Podobno cho­dziło o względy oso­bi­ste, co już sta­wiało go w nie­ko­rzyst­nym świe­tle. Jeżeli facet zwiewa do innego mia­sta, bo nie potrafi pora­dzić sobie z kobietą lub też swoim związ­kiem, to raczej nie naj­le­piej o nim świad­czy. Ow­szem, sły­szała, że jest dobry, dro­bia­zgowy, nie odpusz­cza i ma na swoim kon­cie mnó­stwo suk­ce­sów, ale i tak była do niego źle nasta­wiona. Z Izą świet­nie jej się pra­co­wało. Nie było mię­dzy nimi żad­nych nie­po­ro­zu­mień ani pod­tek­stu ero­tycz­nego, który czę­sto jakoś auto­ma­tycz­nie wytwa­rza się mię­dzy kobietą a męż­czy­zną. One sku­piały się wyłącz­nie na zada­niach. Dla­czego teraz wszystko musiało się zmie­nić?

– Wiesz, że gadasz do sie­bie? – Z roz­my­ślań wyrwał ją głos Leszka, który ze zmierz­wio­nymi wło­sami, w T-shir­cie z Baby Yodą, który kupiła mu na Gwiazdkę, i w krót­kich spoden­kach, wszedł wła­śnie do kuchni, sze­roko zie­wa­jąc.

– Sorry, ale za cho­lerę nie mogę spać. Obu­dzi­łam cię?

Mach­nął ręką.

– Ja się chyba zawsze odru­chowo budzę, kiedy zni­kasz z łóżka. Pew­nie bra­kuje mi two­jego cie­pła. – Uśmiech­nął się czule.

Klara ciężko wes­tchnęła i spu­ściła głowę.

– Hej, mała, nie przej­muj się tak. Moim zda­niem Iza za parę mie­sięcy zmieni zda­nie i będzie chciała wró­cić. A do tego czasu jakoś będziesz musiała pora­dzić sobie z tym nowym gościem. Nie takie rze­czy już ogar­nia­łaś, więc po pro­stu weź to na klatę, jak zawsze.

Klara wsy­pała do fili­żanki z kawą dwie łyżeczki cukru. Nie prze­pa­dała za sło­dy­czami, ale nie potra­fiła wypić gorz­kiego ame­ri­cano. Co wię­cej, łyżeczki były czu­bate, kole­dzy w pracy krzy­wili się na sam ich widok. Ale przy­naj­mniej nikt nie pod­kra­dał jej kawy.

– Tak, jasne. Ja też mam nadzieję, że Iza zmą­drzeje i doj­dzie do wnio­sku, że dziecko to nie wszystko. Co nie zmie­nia faktu, że nie mam ochoty na jakie­goś dupka z War­szawy, któ­remu z pew­no­ścią będzie się wyda­wało, że wszystko wie naj­le­piej.

– Naj­waż­niej­sze, żeby nie mówił, iż Legia War­szawa jest lep­sza od Lecha Poznań. Bo będzie miał ze mną do czy­nie­nia – roze­śmiał się Leszek, pró­bu­jąc jakoś roz­ła­do­wać atmos­ferę.

Klara nawet odro­binę się uśmiech­nęła, cho­ciaż na­dal nie popra­wiło to jej humoru.

– Pojadę wcze­śniej na komendę, zanim kto­kol­wiek się zjawi. Posie­dzę tro­chę nad papie­rami i spró­buję zająć czymś myśli.

– Jest piąta trzy­dzie­ści. – Mąż wska­zał głową zegar wiszący na ścia­nie.

– Tak jakby dla poli­cjanta godzina przyj­ścia do pracy miała jakie­kol­wiek zna­cze­nie – zauwa­żyła Klara.

Wstała od stołu i poszła do sypialni. Nie zapa­la­jąc świa­tła w gar­de­ro­bie, się­gnęła po dżinsy i czarną bluzę z kap­tu­rem, z wyha­fto­wa­nym na ple­cach wiel­kim wie­lo­ry­bem. Pre­zent od Izy, która chyba jako jedyna rozu­miała jej miłość do tych ssa­ków. Więk­szość ludzi lubiła psy, koty, cho­miki, a nawet węże. A ona kochała wie­lo­ryby.

– Nie mam dzi­siaj zbyt wiele roboty, więc jeśli chcesz, to może wpadnę koło połu­dnia i zabiorę cię gdzieś na lunch? – zapro­po­no­wał jej Leszek.

Ski­nęła głową.

– Może to i dobry pomysł. Na pewno będę mogła już coś powie­dzieć o moim nowym part­ne­rze. A ponie­waż jestem prze­ko­nana, że nie zapa­łamy do sie­bie więk­szą sym­pa­tią, to wizja lun­chu w twoim towa­rzy­stwie wydaje się cał­kiem sen­sowna. Co za bez­na­dziejny dzień – zgrzyt­nęła zębami.

Mąż przy­tu­lił ją do sie­bie i poca­ło­wał w czu­bek głowy.

– Wdech, wydech i pierś do przodu. Poza tym Poznań jest lep­szy od War­szawy – roze­śmiał się.

Klara nie mogła się z tym nie zgo­dzić.ROZDZIAŁ 2

Roz­dział

2

Komi­sa­riat Poli­cji Poznań – Stare Mia­sto po reno­wa­cji wyglą­dał lepiej niż oka­zale. Wymie­niono tu nie­mal wszystko – okna, stropy, drzwi, wzmoc­niono fun­da­menty, zaadap­to­wano pod­da­sza (mię­dzy innymi na sale do prze­słu­chań) i odno­wiono ele­wa­cję. Klara musiała przy­znać, że teraz z jesz­cze więk­szą przy­jem­no­ścią tu przy­cho­dziła. Mieli nawet windę i nową salę kon­fe­ren­cyjną.

Sta­rała się wejść nie­zau­wa­żona. Potrze­bo­wała tro­chę czasu, żeby przy­go­to­wać się na spo­tka­nie z nowym part­ne­rem. Ale ponie­waż plany rzadko kiedy pokry­wają się z tym, co szy­kuje dla nas życie, rów­nież tym razem nie­wiele z nich wyszło. Myślała, że w pracy pojawi się jako jedna z pierw­szych, ale była w błę­dzie. Jesz­cze zanim zdą­żyła zamknąć za sobą drzwi, wpa­dła na wyso­kiego faceta, który miał ewi­dent­nie pofar­bo­wane na blond włosy. Uśmiech­nął się na jej widok sze­roko, zupeł­nie jakby świet­nie się znali.

– No cześć! – zawo­łał rado­śnie.

Klara aż się wzdry­gnęła i spoj­rzała nie­chęt­nie na swo­jego roz­mówcę. Oczy­wi­ście, że od razu domy­śliła się, kto to. Osta­tecz­nie znała nie­mal wszyst­kich pra­cow­ni­ków, przy­naj­mniej z widze­nia. To musiał być zatem słynny Antoni Pra­szyń­ski z War­szawy, który podobno miał nie­zwy­kłego nosa do roz­wią­zy­wa­nia zaga­dek z prze­szło­ści. Naprawdę nie chciała być uprze­dzona, ale to było sil­niej­sze od niej.

– Cześć – odpo­wie­działa, sta­ra­jąc się, aby nie zabrzmiało to zbyt oschle.

– Bar­dzo się cie­szę, że będziemy razem pra­co­wać, bo sły­sza­łem o tobie sporo dobrego. – Zagrał w dość sche­ma­tyczny spo­sób.

Waze­li­niarz.

Klara nie odpo­wie­działa, tylko pró­bo­wała przy­wo­łać na twarz coś w rodzaju uśmie­chu. Chyba nie do końca jej to jed­nak wyszło, bo Antoni pochy­lił się w jej kie­runku i zapy­tał, czy coś ją boli.

Waze­li­niarz i idiota.

– Ja też o tobie co nieco sły­sza­łam – odpo­wie­działa, modląc się, żeby ktoś poja­wił się w końcu w pracy i popro­sił ją o jaką­kol­wiek przy­sługę. Coś, co mogłoby prze­rwać tę głu­pią roz­mowę albo przy­naj­mniej prze­ło­żyć ją na póź­niej. Cho­ciaż może lepiej byłoby mieć to już za sobą…

– Chcesz kawy? – zapy­tał nagle Antoni, na co Klara ski­nęła pota­ku­jąco głową.

W sumie to dobry pomysł. Mogą tak codzien­nie zaczy­nać dzień. On będzie przy­no­sił jej kawę, a potem rozejdą się do swo­ich zadań. Wie­działa jed­nak, że to nie­moż­liwe, osta­tecz­nie mieli pra­co­wać w duecie. Z Izą, jak do tej pory, ta współ­praca ukła­dała się po pro­stu świet­nie. Nic dziw­nego – w końcu rozu­miały się bez słów i wza­jem­nie uzu­peł­niały. Kiedy jedna miała jakiś trop, druga od razu wie­działa, w jakim kie­runku zmie­rzać lub jak dopa­so­wać bra­ku­jące ele­menty ukła­danki. Cza­sem obie zawie­szały się w tym samym miej­scu, ale po godzi­nach roz­mów, dys­ku­sji i kom­bi­no­wa­nia znowu wra­cały na dobrą ścieżkę. Nie kłó­ciły się, nie pró­bo­wały sobie udo­wad­niać, która z nich jest lep­sza. Ale to były lata doświad­czeń, poza tym Iza była do Klary bar­dzo podobna i pew­nie dla­tego tak dobrze im się pra­co­wało. Coś jej mówiło, że z Ant­kiem nie będzie to takie oczy­wi­ste. Swoją drogą szybko usta­lił, gdzie znaj­duje się kan­to­rek z kawą i nawet ogar­nął nowo­cze­sny eks­pres, który dostali w pre­zen­cie świą­tecz­nym.

– Sło­dzisz? Bo ja zawsze dodaję dwie albo trzy łyżeczki cukru. Wiem, że to nie­modne, że cukier to biała śmierć i że w ogóle powinno się go uni­kać, ale jakoś nie potra­fię wypić bez tego kawy.

Klara zmarsz­czyła nos. Nie spo­dzie­wała się, że mogłaby mieć z tym face­tem cokol­wiek wspól­nego. A tu pro­szę – od razu oka­zało się, że oboje lubią słodką jak lukier kawę. Ale to oczy­wi­ście o niczym jesz­cze nie świad­czyło.

– Słu­chaj, wiem, że na początku zawsze bywa trudno, ale ja naprawdę nie jestem skom­pli­ko­wa­nym gościem – oznaj­mił nie­spo­dzie­wa­nie Antoni.

Klara popa­trzyła na niego w mil­cze­niu i ski­nęła głową.

– Zoba­czymy, jak się nam to wszystko ułoży, na razie jed­nak będę musiała cię prze­pro­sić i podzię­ko­wać za roz­mowę. Mam kupę roboty.

– No ale ja tu jestem wła­śnie po to, żeby ci pomóc – słusz­nie zauwa­żył męż­czy­zna.

Klara zgrzyt­nęła zębami.

– Tak, jasne, pod warun­kiem że to, co mam do zro­bie­nia, doty­czy jakiejś kon­kret­nej, kry­mi­nal­nej sprawy. Ale ja mówię teraz o czymś innym. Taka tam papier­kowa robota. – Poli­cjantka mach­nęła ręką i szybko odwró­ciła wzrok, bo zawsze tro­chę trudno przy­cho­dziło jej kłam­stwo.

Na razie jed­nak naprawdę nie miała ochoty na dłuż­szą poga­wędkę. Chciała zamknąć się w swoim pokoju i na spo­koj­nie wszystko prze­my­śleć. Facet na pierw­szy rzut oka nie wyda­wał się może i naj­gor­szy, ale tro­chę za dużo gadał i był bar­dzo pewny sie­bie. Przy­stoj­niak, to musiała przy­znać. Wysoki, męski, dobrze zbu­do­wany. I miał zadziorny uśmiech. Tacy faceci zazwy­czaj zdają sobie sprawę z tego, jakie wra­że­nie robią na kobie­tach. Nie zno­siła takich typów. Prze­ko­na­nych o tym, jak bar­dzo są zaje­bi­ści. Pew­nych sie­bie, prze­świad­czo­nych, że żadna im się nie oprze. Kom­pletne dno.

– Widzimy się nie­ba­wem – rzu­ciła jesz­cze, po czym szyb­kim kro­kiem odda­liła się do sie­bie. – Kurwa, Iza, w coś ty mnie wpa­ko­wała? – mruk­nęła pod nosem, opie­ra­jąc się o drzwi, które sta­ran­nie za sobą zamknęła.

Jedyny plus był taki, że Antoni ide­al­nie posło­dził jej kawę. Sma­ko­wała dokład­nie tak, jak powinna. Obrzy­dli­wie, a jed­no­cze­śnie fascy­nu­jąco słodko. Klara upiła łyk, a potem usia­dła na swoim obro­to­wym fotelu i pró­bo­wała sku­pić się na czym­kol­wiek innym, niż myśle­niu o tym, jak poto­czy się jej współ­praca z war­szaw­skim śled­czym. O wło­sach pofar­bo­wa­nych na złoty blond.

*

Pra­szyń­ski był bar­dzo zado­wo­lony z prze­pro­wadzki do Pozna­nia. Oczy­wi­ście tylko on wie­dział, dla­czego tak mu na niej zale­żało. W War­sza­wie namie­szało mu się w życiu oso­bi­stym i to do tego stop­nia, że posta­no­wił po pro­stu dać nogę. Zazwy­czaj nie zała­twiał spraw w ten spo­sób, ale tym razem nie miał siły na nic innego. A już na pewno nie na napra­wia­nie tego, co w jakiejś czę­ści sam spie­przył. Wie­dział, że ucieczka nie jest naj­lep­szą metodą, ale to było jedyne wyj­ście z moż­li­wych. Bo cza­sem to wła­śnie dystans oka­zy­wał się potrzebny, choćby po to, żeby przyj­rzeć się pew­nym wyda­rze­niom raz jesz­cze, tro­chę ochło­nąć i ze spo­ko­jem zasta­no­wić się, co dalej. W War­sza­wie nie miał part­nera w pracy, nie­wy­ja­śnio­nymi spra­wami sprzed lat zaj­mo­wał się sam, cho­ciaż oczy­wi­ście cza­sem korzy­stał z pomocy dwójki zaprzy­jaź­nio­nych poli­cjan­tów – Baśki i Tomka. Tak naprawdę jed­nak to głów­nie on pro­wa­dził śledz­two i fak­tycz­nie najczę­ściej roz­wią­zy­wał skom­pli­ko­wane zagadki. Uwiel­biał grze­bać w prze­szło­ści, doszu­ki­wać się w niej cze­goś, co ktoś inny prze­oczył lub na co nie zwró­cił uwagi. Był zda­nia, że sprawcę każ­dej zbrodni da się zna­leźć, trzeba tylko patrzeć tro­chę dalej, tro­chę wyżej albo tro­chę głę­biej. Cze­piał się szcze­gó­łów, na które nikt inny nie zwra­cał uwagi. Szu­kał poza nawia­sem i pew­nie to było przy­czyną jego suk­ce­sów. Nie miał poję­cia, jak ułoży się jego współ­praca z nową kole­żanką, ale nie chciał się teraz tym przej­mo­wać. Osta­tecz­nie to i tak było lep­sze niż War­szawa i sta­wie­nie czoła temu, w co się wpa­ko­wał.

Klara była star­sza od niego, ale tak naprawdę nie miało to żad­nego zna­cze­nia. Wyglą­dała na tro­chę nie­za­do­wo­loną z faktu, że wła­śnie dostała nowego part­nera, Antoni to rozu­miał. Kobiety bar­dziej niż męż­czyźni przy­zwy­cza­jają się do ludzi, a nawet zwy­kłych rze­czy i dla­tego ciężko im prze­sta­wić się na nowe tory. W sumie była ładna. Z krótko obcię­tymi wło­sami, tro­chę zadzior­nym spoj­rze­niem zie­lo­nych oczu i małym noskiem, który wyglą­dał tak, jakby ktoś sta­ran­nie wymo­de­lo­wał go w pla­ste­li­nie i przy­kleił pośrodku twa­rzy, wyglą­dała na zbun­to­waną i chyba pewną sie­bie. Cho­dziły słu­chy, że rów­nież nie odpusz­czała i drą­żyła tak długo, aż w końcu udało jej się dopiąć swego. Kto wie, może kiedy połą­czą siły, okaże się, że są jedną z bar­dziej sku­tecz­nych par ści­ga­ją­cych demony prze­szło­ści. Na pewno dobrym zna­kiem było to, że też sło­dziła kawę i to cał­kiem sporą por­cją cukru.

Antoni oczy­wi­ście nie dostał swo­jego pokoju, z tego, co wcze­śniej usta­lił, miał go dzie­lić z Klarą, ale na razie wolał jej nie prze­szka­dzać. Kobieta naj­wy­raź­niej potrze­bo­wała czasu, a on nie zamie­rzał jej go odbie­rać. Posta­no­wił, że zwie­dzi budy­nek, przy­wita się z innymi pra­cow­ni­kami i tro­chę rozej­rzy. Było jesz­cze wcze­śnie, ale parę osób już poja­wiło się w pracy i nie­mal każda z nich zawie­szała zacie­ka­wione spoj­rze­nie na nowym. Witał się więc uprzej­mie, sta­ra­jąc być w miarę neu­tral­nym. Dobrze wie­dział, że ludzie zazwy­czaj nie lubią ani tych zbyt krzy­kli­wych i gada­tli­wych, ani mru­ków, któ­rzy ledwo potra­fią wydu­kać wła­sne imię. Naj­le­piej było być tro­chę nija­kim, przy­naj­mniej na początku. Zwy­kłym śled­czym, który przy­je­chał z War­szawy i któ­rego przy­dzie­lono do poznań­skiej sek­cji „Archi­wum X”. Pew­nie wła­śnie dla­tego ubrał się dziś zupeł­nie prze­cięt­nie, w czarne dżinsy i popie­laty swe­ter. Naj­chęt­niej wło­żyłby do tego kolo­rowe obu­wie spor­towe, które namięt­nie kolek­cjo­no­wał, ale na wszelki wypa­dek posta­wił po pro­stu na czarne adi­dasy.

Nie wychy­lać się, nie rzu­cać w oczy, nie draż­nić swoim wyglą­dem. Z cza­sem przyj­dzie pora na odkry­wa­nie kolej­nych kart. Ale to poma­lutku, krok po kroku.

Mniej wię­cej po godzi­nie Antoni zapu­kał do pokoju Klary i naci­snął klamkę, cho­ciaż nie sły­szał, żeby zapro­siła go do środka.

– Wiem, że jesteś zawa­lona robotą, ale chciał­bym obej­rzeć swoje miej­sce pracy. – Posłał w jej stronę sze­roki uśmiech, na który oczy­wi­ście nie zare­ago­wała.

Ski­nęła tylko głową i wska­zała mu szary obro­towy fotel po dru­giej stro­nie biurka, za któ­rym sie­działa.

– Jak chcesz, możesz prze­su­nąć swoje biurko bar­dziej pod okno – zapro­po­no­wała natych­miast. – Nam z Izą było tak wygod­nie, ale teraz będzie chyba lepiej, jeśli zmie­nimy poprzed­nie usta­wie­nie.

Antoni dosko­nale wie­dział, o co jej cho­dzi. Potrze­bo­wała prze­strzeni, no i oczy­wi­ście czasu, żeby ją zmniej­szyć. Naj­wy­raź­niej było jej nie w smak jego towa­rzy­stwo, no ale na to nie mógł prze­cież nic pora­dzić. To była decy­zja odgórna, przy­naj­mniej tak myśleli tutaj w Pozna­niu. Nikt nie wie­dział, że to Antoni poszedł do szefa i popro­sił go o jak naj­szyb­sze prze­nie­sie­nie. A ponie­waż szef miał u niego mały dług, nie mógł odmó­wić.

– Szkoda, bo tracę dobrego fachowca – powie­dział tylko.

Antoni się uśmiech­nął.

– To tylko na jakiś czas. Po pro­stu muszę zmie­nić oto­cze­nie, powie­trze, któ­rym oddy­cham, a zwłasz­cza miej­sce zamiesz­ka­nia.

– Oczy­wi­ście nie powiesz mi dla­czego?

Antoni bez­rad­nie roz­ło­żył ręce.

– Takie tam pry­watne sprawy. – Pró­bo­wał zba­ga­te­li­zo­wać temat.

Wie­dział jed­nak, że szef mu nie odmówi i fak­tycz­nie, już po trzech tygo­dniach dowie­dział się, iż zwol­niło się miej­sce w Pozna­niu, więc może tam natych­miast wyru­szyć. I tak też zro­bił.

Choć nie­któ­rzy nazwa­liby to histe­ryczną ucieczką.ROZDZIAŁ 3

Roz­dział

3

Prze­mek był kolek­cjo­ne­rem, miał to po swoim ojcu. Od naj­młod­szych lat zbie­rał wszystko, co mu się spodo­bało, wpa­dło w sza­ro­nie­bie­skie oko, połech­tało wyobraź­nię. W dzie­ciń­stwie były to kap­sle, papierki z kolo­ro­wych zagra­nicz­nych cze­ko­la­dek, obrazki po gumach do żucia, pocz­tówki, znaczki, a nawet ser­wetki i łyżeczki, które pota­jem­nie wyno­sił z kawiarni i restau­ra­cji. Trzy­mał je w kar­to­no­wych pudłach i co jakiś czas z lubo­ścią prze­glą­dał, odku­rzał, gła­skał i znowu odkła­dał na swoje miej­sce. A żoł­nie­rzyki? Miał chyba ponad trzy­sta ludzi­ków, które codzien­nie brały udział w nie­mej woj­nie – sta­wały potul­nie naprze­ciwko Prze­mka, a ten strze­lał do nich z pla­sti­ko­wego pisto­letu piłecz­kami do ping-ponga. Wtedy prze­wra­cały się jak na zawo­ła­nie. Co cie­kawe, koło par­ty­zan­tów stali India­nie, obok nich szlachta i kow­boje, oddział Bona­par­tego i wresz­cie z dwu­dzie­stu mary­na­rzy.

W dzi­siej­szych cza­sach trud­niej zbu­do­wać wyjąt­kową kolek­cję, ponie­waż wszystko można kupić i to w zastra­sza­ją­cych ilo­ściach. Daw­niej zdo­by­cie zagra­nicz­nej cze­ko­lady gra­ni­czyło z cudem, nic dziw­nego więc, że każde sre­berko i błysz­czący papie­rek pra­so­wało się żelaz­kiem albo wkle­jało do spe­cjal­nego zeszytu. Rów­nie atrak­cyjne były karty tele­fo­niczne czy puszki po napo­jach. Wszystko miało swoją histo­rię.

Ojciec miał mnó­stwo przed­mio­tów z okresu PRL-u – tele­fony Irys, Aster i Tuli­pan, z któ­rych żaden nie dzia­łał, kolo­rowe pro­por­czyki (Kra­kow­ska Stocz­nia Rzeczna, Prze­gląd Aktyw­no­ści Kul­tu­ral­nej Ludzi Pracy czy War­szaw­ska Rada Związ­ków Zawo­do­wych), ponad osiem­set bile­tów PKS wraz z dziur­ka­czem kasow­ni­kiem, naklejki po Orange, Capri, gazo­wa­nym napoju jabł­ko­wym Fruc­ton i wodzie sto­ło­wej CRS. Miał bute­leczki po wodach koloń­skich „Kwiat paproci”, „Cosmia” i „Car­men” oraz per­fu­mach „Kra­snaja Moskwa”, a także sporo pla­ka­tów pro­pa­gan­do­wych. Nic dziw­nego, że Prze­mek prze­jął po nim tę pasję.

– Pamięta pani tam­ten dzień? – spy­tała spo­koj­nie Klara, patrząc na Ninę, która ner­wowo pocie­rała rękę o rękę.

Kobieta zja­wiła się na komen­dzie w środę rano i od razu popro­siła o spo­tka­nie z Klarą. Poli­cjantka już po pierw­szych minu­tach roz­mowy pomy­ślała, że nowy powi­nien przy niej być, ale jakoś nie miała ochoty go szu­kać. Trudno. Tak naprawdę sam musi pil­no­wać swo­ich spraw, nie może cze­kać na spe­cjalne zapro­sze­nie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: