Puszka Pandory - ebook
Puszka Pandory - ebook
Klara – poznańska detektyw zajmująca się starymi, nierozwiązanymi sprawami – i jej nowy partner w śledztwach – Antoni, policjant przysłany z Warszawy – stają przed nowym wyzwaniem.
Do komisariatu przychodzi kobieta, która prosi o ponowne zbadanie sprawy zaginięcia jej brata. Tytułowa puszka Pandory – metalowy pojemnik po cukierkach, na który kobieta niespodziewanie natknęła się w antykwariacie, a który należał niegdyś do jej brata – staje się bodźcem do odkopania sprawy sprzed dziesięciu lat. Poszlaki są nikłe, a większość tropów to ślepe zaułki.
Jednak dzięki dociekliwości dwójki policjantów udaje się rozwikłać zagadkę i odpowiedzieć na pytanie, co się stało z Tomkiem.
Trzymający w napięciu kryminał.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-473-7 |
Rozmiar pliku: | 1 001 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział
1
Klara Majewska obudziła się w wyjątkowo złym humorze. Wiedziała, że ten dzień musiał w końcu nastąpić, ale kiedy do tego doszło, poczuła się jeszcze gorzej. Dzisiaj miała poznać swojego nowego partnera, który miał z nią prowadzić śledztwa sprzed lat. „Archiwum X” to nie była oczywiście oficjalna nazwa jej sekcji, ale i tak wszyscy jej używali.
Klara już od dziecka uwielbiała rozwiązywać zagadki, których nie udało się nikomu rozwikłać. Lubiła wracać do wydarzeń sprzed lat, czytać o niewyjaśnionych tajemnicach i w głowie układać ich rozwiązania. Nic dziwnego zatem, że w końcu trafiła do „Archiwum X”, gdzie przepracowała dwanaście lat. Tworzyła zawodowy duet z Izabelą. Tyle że Iza zaszła w ciążę, o którą długo się starała, i postanowiła, że zrobi sobie co najmniej dwuletnią przerwę.
– Za bardzo mi na tym zależało. Teraz, kiedy jestem w ciąży, chcę się skupić przede wszystkim na dziecku. Nie sądzę, żebym mogła dalej zajmować się tymi wszystkimi morderstwami, zwłaszcza kiedy zamieszane są w nie również dzieci. – Młoda policjantka bezradnie rozłożyła ręce, unikając wzroku koleżanki. – Ale wiedziałaś, że tak będzie, prawda?
Klara zacisnęła zęby. Iza nigdy nie wspominała o tym, że będzie chciała odejść z pracy. Owszem, rozmawiały czasem o przyszłości, o tym, co będą robić na emeryturze, ale nigdy nie podejrzewała, że Iza tak szybko podejmie decyzję o odejściu.
– Marek cię do tego namówił?
– Ja wiem, że wy wszyscy uważacie, iż to mój mąż miał wpływ na moją decyzję. Ale prawda jest taka, że to ja nie chcę chwilowo babrać się w śmierciach, morderstwach, zbrodniach i całym tym psychopatycznym gównie.
– Myślałam, że uwielbiasz to gówno – wycedziła przez zęby Klara.
– No tak, wiesz, że tak, ale teraz sytuacja trochę się zmieniła. Nie wiem, może to hormony. Złagodniałam, nie chcę patrzeć na krew i inne płyny. Nie chcę oglądać zdjęć odciętych części ciała i wyobrażać sobie, jak to wszystko poskładać do kupy. Po prostu nie mogę.
Klara nie wiedziała, co powiedzieć. Ona sama miała dwóch synów, Leosia i Matiego – bliźniaki w wieku sześciu lat, ale zawsze starała się oddzielać pracę od prywatnego życia. Nawet wtedy, kiedy miała do czynienia z trupem dziecka, próbowała odsuwać od siebie myśli, że to mógłby być któryś z jej chłopców. Nie zastanawiała się nad tym, nie chciała, żeby te dwa światy się przenikały. Było to trudne, zwłaszcza na początku, ale po jakimś czasie faktycznie udało jej się funkcjonować w dwóch równoległych światach. „Archiwum X” to była tylko praca, coś, co ją fascynowało i powodowało, że cały czas czuła się jak na adrenalinie. Uwielbiała to, co robiła, zwłaszcza kiedy udawało jej się rozwiązać zagadki po wielu miesiącach, a nawet latach śledztwa. Po kilku godzinach zajmowania się zbrodniami wracała do domu. Do chłopaków i męża, który pasjonował się kompletnie czymś innym niż ona. Leszek projektował ogrody, w wolnych chwilach czytał, oczywiście kryminały, a najbardziej lubił spędzać czas z żoną, podsuwając rozwiązania, które mogłyby jej pomóc w śledztwach. Do tej pory jeszcze nigdy nie trafił i nie naprowadził jej na właściwy trop, ale nie to było ważne. Dla Klary liczył się fakt, że zawsze interesowała go jej praca, że mimo wszystko starał się pomagać i za wszelką cenę chciał rozwiązać chociaż jedną zagadkę.
– Jasna cholera, przeczytałem tyle kryminałów, a jednak za każdym razem okazuje się, że nie potrafię wpaść na żaden ślad. – Kręcił z niedowierzaniem głową.
Klara tylko się śmiała i mówiła mu, że to, co wydarza się w książkach, jest często dużo prostsze i mniej skomplikowane niż rzeczywistość.
Wyszła teraz z łazienki i poszła do kuchni. Była dopiero piąta rano i wszyscy jeszcze spali. Ale ponieważ i tak przez pół nocy rzucała się na łóżku i nie mogła zmrużyć oka, postanowiła, że odpuści sobie sen i postara się pozytywnie nastawić do nowego partnera. Wiedziała o nim tylko tyle, że ma na imię Antoni i sam poprosił o przeniesienie z Warszawy do Poznania. Podobno chodziło o względy osobiste, co już stawiało go w niekorzystnym świetle. Jeżeli facet zwiewa do innego miasta, bo nie potrafi poradzić sobie z kobietą lub też swoim związkiem, to raczej nie najlepiej o nim świadczy. Owszem, słyszała, że jest dobry, drobiazgowy, nie odpuszcza i ma na swoim koncie mnóstwo sukcesów, ale i tak była do niego źle nastawiona. Z Izą świetnie jej się pracowało. Nie było między nimi żadnych nieporozumień ani podtekstu erotycznego, który często jakoś automatycznie wytwarza się między kobietą a mężczyzną. One skupiały się wyłącznie na zadaniach. Dlaczego teraz wszystko musiało się zmienić?
– Wiesz, że gadasz do siebie? – Z rozmyślań wyrwał ją głos Leszka, który ze zmierzwionymi włosami, w T-shircie z Baby Yodą, który kupiła mu na Gwiazdkę, i w krótkich spodenkach, wszedł właśnie do kuchni, szeroko ziewając.
– Sorry, ale za cholerę nie mogę spać. Obudziłam cię?
Machnął ręką.
– Ja się chyba zawsze odruchowo budzę, kiedy znikasz z łóżka. Pewnie brakuje mi twojego ciepła. – Uśmiechnął się czule.
Klara ciężko westchnęła i spuściła głowę.
– Hej, mała, nie przejmuj się tak. Moim zdaniem Iza za parę miesięcy zmieni zdanie i będzie chciała wrócić. A do tego czasu jakoś będziesz musiała poradzić sobie z tym nowym gościem. Nie takie rzeczy już ogarniałaś, więc po prostu weź to na klatę, jak zawsze.
Klara wsypała do filiżanki z kawą dwie łyżeczki cukru. Nie przepadała za słodyczami, ale nie potrafiła wypić gorzkiego americano. Co więcej, łyżeczki były czubate, koledzy w pracy krzywili się na sam ich widok. Ale przynajmniej nikt nie podkradał jej kawy.
– Tak, jasne. Ja też mam nadzieję, że Iza zmądrzeje i dojdzie do wniosku, że dziecko to nie wszystko. Co nie zmienia faktu, że nie mam ochoty na jakiegoś dupka z Warszawy, któremu z pewnością będzie się wydawało, że wszystko wie najlepiej.
– Najważniejsze, żeby nie mówił, iż Legia Warszawa jest lepsza od Lecha Poznań. Bo będzie miał ze mną do czynienia – roześmiał się Leszek, próbując jakoś rozładować atmosferę.
Klara nawet odrobinę się uśmiechnęła, chociaż nadal nie poprawiło to jej humoru.
– Pojadę wcześniej na komendę, zanim ktokolwiek się zjawi. Posiedzę trochę nad papierami i spróbuję zająć czymś myśli.
– Jest piąta trzydzieści. – Mąż wskazał głową zegar wiszący na ścianie.
– Tak jakby dla policjanta godzina przyjścia do pracy miała jakiekolwiek znaczenie – zauważyła Klara.
Wstała od stołu i poszła do sypialni. Nie zapalając światła w garderobie, sięgnęła po dżinsy i czarną bluzę z kapturem, z wyhaftowanym na plecach wielkim wielorybem. Prezent od Izy, która chyba jako jedyna rozumiała jej miłość do tych ssaków. Większość ludzi lubiła psy, koty, chomiki, a nawet węże. A ona kochała wieloryby.
– Nie mam dzisiaj zbyt wiele roboty, więc jeśli chcesz, to może wpadnę koło południa i zabiorę cię gdzieś na lunch? – zaproponował jej Leszek.
Skinęła głową.
– Może to i dobry pomysł. Na pewno będę mogła już coś powiedzieć o moim nowym partnerze. A ponieważ jestem przekonana, że nie zapałamy do siebie większą sympatią, to wizja lunchu w twoim towarzystwie wydaje się całkiem sensowna. Co za beznadziejny dzień – zgrzytnęła zębami.
Mąż przytulił ją do siebie i pocałował w czubek głowy.
– Wdech, wydech i pierś do przodu. Poza tym Poznań jest lepszy od Warszawy – roześmiał się.
Klara nie mogła się z tym nie zgodzić.ROZDZIAŁ 2
Rozdział
2
Komisariat Policji Poznań – Stare Miasto po renowacji wyglądał lepiej niż okazale. Wymieniono tu niemal wszystko – okna, stropy, drzwi, wzmocniono fundamenty, zaadaptowano poddasza (między innymi na sale do przesłuchań) i odnowiono elewację. Klara musiała przyznać, że teraz z jeszcze większą przyjemnością tu przychodziła. Mieli nawet windę i nową salę konferencyjną.
Starała się wejść niezauważona. Potrzebowała trochę czasu, żeby przygotować się na spotkanie z nowym partnerem. Ale ponieważ plany rzadko kiedy pokrywają się z tym, co szykuje dla nas życie, również tym razem niewiele z nich wyszło. Myślała, że w pracy pojawi się jako jedna z pierwszych, ale była w błędzie. Jeszcze zanim zdążyła zamknąć za sobą drzwi, wpadła na wysokiego faceta, który miał ewidentnie pofarbowane na blond włosy. Uśmiechnął się na jej widok szeroko, zupełnie jakby świetnie się znali.
– No cześć! – zawołał radośnie.
Klara aż się wzdrygnęła i spojrzała niechętnie na swojego rozmówcę. Oczywiście, że od razu domyśliła się, kto to. Ostatecznie znała niemal wszystkich pracowników, przynajmniej z widzenia. To musiał być zatem słynny Antoni Praszyński z Warszawy, który podobno miał niezwykłego nosa do rozwiązywania zagadek z przeszłości. Naprawdę nie chciała być uprzedzona, ale to było silniejsze od niej.
– Cześć – odpowiedziała, starając się, aby nie zabrzmiało to zbyt oschle.
– Bardzo się cieszę, że będziemy razem pracować, bo słyszałem o tobie sporo dobrego. – Zagrał w dość schematyczny sposób.
Wazeliniarz.
Klara nie odpowiedziała, tylko próbowała przywołać na twarz coś w rodzaju uśmiechu. Chyba nie do końca jej to jednak wyszło, bo Antoni pochylił się w jej kierunku i zapytał, czy coś ją boli.
Wazeliniarz i idiota.
– Ja też o tobie co nieco słyszałam – odpowiedziała, modląc się, żeby ktoś pojawił się w końcu w pracy i poprosił ją o jakąkolwiek przysługę. Coś, co mogłoby przerwać tę głupią rozmowę albo przynajmniej przełożyć ją na później. Chociaż może lepiej byłoby mieć to już za sobą…
– Chcesz kawy? – zapytał nagle Antoni, na co Klara skinęła potakująco głową.
W sumie to dobry pomysł. Mogą tak codziennie zaczynać dzień. On będzie przynosił jej kawę, a potem rozejdą się do swoich zadań. Wiedziała jednak, że to niemożliwe, ostatecznie mieli pracować w duecie. Z Izą, jak do tej pory, ta współpraca układała się po prostu świetnie. Nic dziwnego – w końcu rozumiały się bez słów i wzajemnie uzupełniały. Kiedy jedna miała jakiś trop, druga od razu wiedziała, w jakim kierunku zmierzać lub jak dopasować brakujące elementy układanki. Czasem obie zawieszały się w tym samym miejscu, ale po godzinach rozmów, dyskusji i kombinowania znowu wracały na dobrą ścieżkę. Nie kłóciły się, nie próbowały sobie udowadniać, która z nich jest lepsza. Ale to były lata doświadczeń, poza tym Iza była do Klary bardzo podobna i pewnie dlatego tak dobrze im się pracowało. Coś jej mówiło, że z Antkiem nie będzie to takie oczywiste. Swoją drogą szybko ustalił, gdzie znajduje się kantorek z kawą i nawet ogarnął nowoczesny ekspres, który dostali w prezencie świątecznym.
– Słodzisz? Bo ja zawsze dodaję dwie albo trzy łyżeczki cukru. Wiem, że to niemodne, że cukier to biała śmierć i że w ogóle powinno się go unikać, ale jakoś nie potrafię wypić bez tego kawy.
Klara zmarszczyła nos. Nie spodziewała się, że mogłaby mieć z tym facetem cokolwiek wspólnego. A tu proszę – od razu okazało się, że oboje lubią słodką jak lukier kawę. Ale to oczywiście o niczym jeszcze nie świadczyło.
– Słuchaj, wiem, że na początku zawsze bywa trudno, ale ja naprawdę nie jestem skomplikowanym gościem – oznajmił niespodziewanie Antoni.
Klara popatrzyła na niego w milczeniu i skinęła głową.
– Zobaczymy, jak się nam to wszystko ułoży, na razie jednak będę musiała cię przeprosić i podziękować za rozmowę. Mam kupę roboty.
– No ale ja tu jestem właśnie po to, żeby ci pomóc – słusznie zauważył mężczyzna.
Klara zgrzytnęła zębami.
– Tak, jasne, pod warunkiem że to, co mam do zrobienia, dotyczy jakiejś konkretnej, kryminalnej sprawy. Ale ja mówię teraz o czymś innym. Taka tam papierkowa robota. – Policjantka machnęła ręką i szybko odwróciła wzrok, bo zawsze trochę trudno przychodziło jej kłamstwo.
Na razie jednak naprawdę nie miała ochoty na dłuższą pogawędkę. Chciała zamknąć się w swoim pokoju i na spokojnie wszystko przemyśleć. Facet na pierwszy rzut oka nie wydawał się może i najgorszy, ale trochę za dużo gadał i był bardzo pewny siebie. Przystojniak, to musiała przyznać. Wysoki, męski, dobrze zbudowany. I miał zadziorny uśmiech. Tacy faceci zazwyczaj zdają sobie sprawę z tego, jakie wrażenie robią na kobietach. Nie znosiła takich typów. Przekonanych o tym, jak bardzo są zajebiści. Pewnych siebie, przeświadczonych, że żadna im się nie oprze. Kompletne dno.
– Widzimy się niebawem – rzuciła jeszcze, po czym szybkim krokiem oddaliła się do siebie. – Kurwa, Iza, w coś ty mnie wpakowała? – mruknęła pod nosem, opierając się o drzwi, które starannie za sobą zamknęła.
Jedyny plus był taki, że Antoni idealnie posłodził jej kawę. Smakowała dokładnie tak, jak powinna. Obrzydliwie, a jednocześnie fascynująco słodko. Klara upiła łyk, a potem usiadła na swoim obrotowym fotelu i próbowała skupić się na czymkolwiek innym, niż myśleniu o tym, jak potoczy się jej współpraca z warszawskim śledczym. O włosach pofarbowanych na złoty blond.
*
Praszyński był bardzo zadowolony z przeprowadzki do Poznania. Oczywiście tylko on wiedział, dlaczego tak mu na niej zależało. W Warszawie namieszało mu się w życiu osobistym i to do tego stopnia, że postanowił po prostu dać nogę. Zazwyczaj nie załatwiał spraw w ten sposób, ale tym razem nie miał siły na nic innego. A już na pewno nie na naprawianie tego, co w jakiejś części sam spieprzył. Wiedział, że ucieczka nie jest najlepszą metodą, ale to było jedyne wyjście z możliwych. Bo czasem to właśnie dystans okazywał się potrzebny, choćby po to, żeby przyjrzeć się pewnym wydarzeniom raz jeszcze, trochę ochłonąć i ze spokojem zastanowić się, co dalej. W Warszawie nie miał partnera w pracy, niewyjaśnionymi sprawami sprzed lat zajmował się sam, chociaż oczywiście czasem korzystał z pomocy dwójki zaprzyjaźnionych policjantów – Baśki i Tomka. Tak naprawdę jednak to głównie on prowadził śledztwo i faktycznie najczęściej rozwiązywał skomplikowane zagadki. Uwielbiał grzebać w przeszłości, doszukiwać się w niej czegoś, co ktoś inny przeoczył lub na co nie zwrócił uwagi. Był zdania, że sprawcę każdej zbrodni da się znaleźć, trzeba tylko patrzeć trochę dalej, trochę wyżej albo trochę głębiej. Czepiał się szczegółów, na które nikt inny nie zwracał uwagi. Szukał poza nawiasem i pewnie to było przyczyną jego sukcesów. Nie miał pojęcia, jak ułoży się jego współpraca z nową koleżanką, ale nie chciał się teraz tym przejmować. Ostatecznie to i tak było lepsze niż Warszawa i stawienie czoła temu, w co się wpakował.
Klara była starsza od niego, ale tak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia. Wyglądała na trochę niezadowoloną z faktu, że właśnie dostała nowego partnera, Antoni to rozumiał. Kobiety bardziej niż mężczyźni przyzwyczajają się do ludzi, a nawet zwykłych rzeczy i dlatego ciężko im przestawić się na nowe tory. W sumie była ładna. Z krótko obciętymi włosami, trochę zadziornym spojrzeniem zielonych oczu i małym noskiem, który wyglądał tak, jakby ktoś starannie wymodelował go w plastelinie i przykleił pośrodku twarzy, wyglądała na zbuntowaną i chyba pewną siebie. Chodziły słuchy, że również nie odpuszczała i drążyła tak długo, aż w końcu udało jej się dopiąć swego. Kto wie, może kiedy połączą siły, okaże się, że są jedną z bardziej skutecznych par ścigających demony przeszłości. Na pewno dobrym znakiem było to, że też słodziła kawę i to całkiem sporą porcją cukru.
Antoni oczywiście nie dostał swojego pokoju, z tego, co wcześniej ustalił, miał go dzielić z Klarą, ale na razie wolał jej nie przeszkadzać. Kobieta najwyraźniej potrzebowała czasu, a on nie zamierzał jej go odbierać. Postanowił, że zwiedzi budynek, przywita się z innymi pracownikami i trochę rozejrzy. Było jeszcze wcześnie, ale parę osób już pojawiło się w pracy i niemal każda z nich zawieszała zaciekawione spojrzenie na nowym. Witał się więc uprzejmie, starając być w miarę neutralnym. Dobrze wiedział, że ludzie zazwyczaj nie lubią ani tych zbyt krzykliwych i gadatliwych, ani mruków, którzy ledwo potrafią wydukać własne imię. Najlepiej było być trochę nijakim, przynajmniej na początku. Zwykłym śledczym, który przyjechał z Warszawy i którego przydzielono do poznańskiej sekcji „Archiwum X”. Pewnie właśnie dlatego ubrał się dziś zupełnie przeciętnie, w czarne dżinsy i popielaty sweter. Najchętniej włożyłby do tego kolorowe obuwie sportowe, które namiętnie kolekcjonował, ale na wszelki wypadek postawił po prostu na czarne adidasy.
Nie wychylać się, nie rzucać w oczy, nie drażnić swoim wyglądem. Z czasem przyjdzie pora na odkrywanie kolejnych kart. Ale to pomalutku, krok po kroku.
Mniej więcej po godzinie Antoni zapukał do pokoju Klary i nacisnął klamkę, chociaż nie słyszał, żeby zaprosiła go do środka.
– Wiem, że jesteś zawalona robotą, ale chciałbym obejrzeć swoje miejsce pracy. – Posłał w jej stronę szeroki uśmiech, na który oczywiście nie zareagowała.
Skinęła tylko głową i wskazała mu szary obrotowy fotel po drugiej stronie biurka, za którym siedziała.
– Jak chcesz, możesz przesunąć swoje biurko bardziej pod okno – zaproponowała natychmiast. – Nam z Izą było tak wygodnie, ale teraz będzie chyba lepiej, jeśli zmienimy poprzednie ustawienie.
Antoni doskonale wiedział, o co jej chodzi. Potrzebowała przestrzeni, no i oczywiście czasu, żeby ją zmniejszyć. Najwyraźniej było jej nie w smak jego towarzystwo, no ale na to nie mógł przecież nic poradzić. To była decyzja odgórna, przynajmniej tak myśleli tutaj w Poznaniu. Nikt nie wiedział, że to Antoni poszedł do szefa i poprosił go o jak najszybsze przeniesienie. A ponieważ szef miał u niego mały dług, nie mógł odmówić.
– Szkoda, bo tracę dobrego fachowca – powiedział tylko.
Antoni się uśmiechnął.
– To tylko na jakiś czas. Po prostu muszę zmienić otoczenie, powietrze, którym oddycham, a zwłaszcza miejsce zamieszkania.
– Oczywiście nie powiesz mi dlaczego?
Antoni bezradnie rozłożył ręce.
– Takie tam prywatne sprawy. – Próbował zbagatelizować temat.
Wiedział jednak, że szef mu nie odmówi i faktycznie, już po trzech tygodniach dowiedział się, iż zwolniło się miejsce w Poznaniu, więc może tam natychmiast wyruszyć. I tak też zrobił.
Choć niektórzy nazwaliby to histeryczną ucieczką.ROZDZIAŁ 3
Rozdział
3
Przemek był kolekcjonerem, miał to po swoim ojcu. Od najmłodszych lat zbierał wszystko, co mu się spodobało, wpadło w szaroniebieskie oko, połechtało wyobraźnię. W dzieciństwie były to kapsle, papierki z kolorowych zagranicznych czekoladek, obrazki po gumach do żucia, pocztówki, znaczki, a nawet serwetki i łyżeczki, które potajemnie wynosił z kawiarni i restauracji. Trzymał je w kartonowych pudłach i co jakiś czas z lubością przeglądał, odkurzał, głaskał i znowu odkładał na swoje miejsce. A żołnierzyki? Miał chyba ponad trzysta ludzików, które codziennie brały udział w niemej wojnie – stawały potulnie naprzeciwko Przemka, a ten strzelał do nich z plastikowego pistoletu piłeczkami do ping-ponga. Wtedy przewracały się jak na zawołanie. Co ciekawe, koło partyzantów stali Indianie, obok nich szlachta i kowboje, oddział Bonapartego i wreszcie z dwudziestu marynarzy.
W dzisiejszych czasach trudniej zbudować wyjątkową kolekcję, ponieważ wszystko można kupić i to w zastraszających ilościach. Dawniej zdobycie zagranicznej czekolady graniczyło z cudem, nic dziwnego więc, że każde sreberko i błyszczący papierek prasowało się żelazkiem albo wklejało do specjalnego zeszytu. Równie atrakcyjne były karty telefoniczne czy puszki po napojach. Wszystko miało swoją historię.
Ojciec miał mnóstwo przedmiotów z okresu PRL-u – telefony Irys, Aster i Tulipan, z których żaden nie działał, kolorowe proporczyki (Krakowska Stocznia Rzeczna, Przegląd Aktywności Kulturalnej Ludzi Pracy czy Warszawska Rada Związków Zawodowych), ponad osiemset biletów PKS wraz z dziurkaczem kasownikiem, naklejki po Orange, Capri, gazowanym napoju jabłkowym Fructon i wodzie stołowej CRS. Miał buteleczki po wodach kolońskich „Kwiat paproci”, „Cosmia” i „Carmen” oraz perfumach „Krasnaja Moskwa”, a także sporo plakatów propagandowych. Nic dziwnego, że Przemek przejął po nim tę pasję.
– Pamięta pani tamten dzień? – spytała spokojnie Klara, patrząc na Ninę, która nerwowo pocierała rękę o rękę.
Kobieta zjawiła się na komendzie w środę rano i od razu poprosiła o spotkanie z Klarą. Policjantka już po pierwszych minutach rozmowy pomyślała, że nowy powinien przy niej być, ale jakoś nie miała ochoty go szukać. Trudno. Tak naprawdę sam musi pilnować swoich spraw, nie może czekać na specjalne zaproszenie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki