Queen of Muerte. Tom 1 - ebook
Queen of Muerte. Tom 1 - ebook
Mafia to bezwzględna organizacja, która nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swoje cele. Co się stanie, gdy nagle zaginie przywódczyni gangu, najgroźniejsza i najbardziej niebezpieczna kobieta w całym Chicago? Nastąpi chaos, który zacznie rządzić się swoimi prawami. Lucy Davis będzie musiała zmierzyć się z własnymi demonami, a pokłosie jej złych czynów w końcu i ją dopadnie. Karma uderzy w najmniej oczekiwanym momencie, a konsekwencje będą piekielnie dotkliwe. Gdy do tego wszystkiego dojdą amnezja i przystojny mężczyzna, otrzymamy plątaninę pytań i zagadek, które przyjdzie kobiecie rozwikłać. Od teraz nic już w jej życiu nie będzie takie samo, a wrogowie nie spoczną, dopóki jej nie dopadną.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-573-1 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33Prolog
Zimno. To jedyne, co teraz czuję. Przenikliwe, kłujące zimno, które odbiera oddech. Chropowate skały wbijają się nieznośnie w moją skórę, raniąc przy każdej próbie poruszenia się. Moje ciało umiera, ja umieram i nie jestem w stanie nic na to poradzić.
Kim w zasadzie jestem? Jak mam na imię? Dlaczego moje ciężkie powieki nie pozwalają mi patrzeć? Obojętność spowija mój rozum, zabraniając panice przejąć dowodzenie. Jest mi obojętne, czy za chwilę wyzionę ducha. Mogłoby być tylko nieco cieplej.
Nie walczę. Mrok mnie pochłania i otulając niczym czarnym kocem, zabiera ze sobą w bezkresną otchłań. Umarłam?Rozdział 1
Miarowy stukot zegara wiszącego na ścianie wgryza się w moje uszy, doprowadzając do szału. Jest zbyt głośny i natarczywy, co powoduje, że na dobre się wybudzam. W pokoju panuje półmrok. Głowa eksploduje niewyobrażalnym bólem, a usta pieką, jakby ktoś sypał na nie sól i polewał kwasem. Próba oblizania ich nic nie daje i jedynie potęguje ból. Czuję ohydny posmak krwi z popękanych warg, który niemalże przyprawia mnie o mdłości. Mrużę oczy, starając się dostrzec choćby najmniejszy szczegół, który odpowie mi na jedno bardzo ważne pytanie.
Gdzie ja jestem?
Wyciągam rękę przed siebie i odkrywam, że chyba jestem podłączona do kroplówki. Cienki, gumowy wężyk tkwi wbity w moją dłoń. Dziwne, bo miejsce w ogóle nie przypomina sali szpitalnej. Tylko skąd ja wiem, jak wygląda sala szpitalna, skoro nie wiem nawet, jak mam na imię? Wytężam pamięć, ale nie przywołuję żadnych wspomnień ani obrazów. Każdy najmniejszy ruch sprawia mi ból, lecz gdy udaje mi się odrzucić kołdrę na bok, wpadam w panikę. Nienaturalnie chude, długie nogi prawie w całości pokryte są sińcami. Poobdzierana, krwawiąca lekko skóra świadczy o tym, że musiało mi się stać coś poważnego, i to dość niedawno. Chyba nie tak powinno wyglądać moje ciało. Przykrywam się z obrzydzeniem, podciągając kołdrę pod samą brodę.
Kim ja jestem?
Brzuch i sine żebra sugerują, że zostałam dotkliwie pobita lub uczestniczyłam w jakimś wypadku, i już wiem, dlaczego każda próba głębszego oddechu rozrywa mi klatkę piersiową. Jestem wrakiem człowieka. Słone łzy napływają mi do oczu i boleśnie lecą po policzkach. Czy to możliwe, że moja twarz wygląda podobnie jak reszta ciała? Boję się nawet o tym myśleć.
Gdy oczy przyzwyczajają się już do otoczenia, rozglądam się niepewnie po pomieszczeniu, w którym się znajduję, nie rozpoznając ani cala. Żaden mebel, ściana czy okno mi niczego nie ułatwiają. Wszystko jest jednakowo obce. Nie jest przytulnie, a wręcz surowo. Prócz mojego całkiem sporego łóżka, małej szafki nocnej i jednego starego fotela nie ma tu nic. Brak zasłon, dekoracji, kwiatów. Jakby nikt tu nie mieszkał. Kim zatem jest gospodarz? Może to on mnie tak urządził? Co, jeśli zostałam porwana?
Serce przyspiesza, zrywając się do galopu. Strach ściska gardło i na chwilę zapominam, jak się oddycha. Próbuję wstać. Muszę stąd uciec, dopóki mogę. O ile mogę.
Moja szamotanina z kołdrą kończy się zaplątaniem nogi i bolesnym upadkiem na ziemię, co zwraca czyjąś uwagę. Pociągam dodatkowo za sobą stojak z kroplówką, który z impetem uderza mnie w głowę. Kroki początkowo ciche stają się coraz głośniejsze. Drzwi się otwierają i pojawia się w nich wysoki mężczyzna. Tylko tyle jestem w stanie zobaczyć, bo zaciskam powieki z przerażenia i kulę się niczym mały jeżyk. Jedyny wyraźny obraz to ciężkie, zimowe buty z grubym futrem. Mamy zimę? Nawet jeśli, to co z tego? Wciąż mi to nic nie mówi.
– Błagam, nie rób mi krzywdy – szepczę tak cicho, że chyba wyłącznie ja to słyszę.
Mężczyzna nic nie mówi, wkłada pode mnie ręce, podnosi i odkłada na łóżko. Nie krzyczy, nie używa siły. Boję się spojrzeć, ale wiem, że wciąż przy mnie stoi.
– Obudziłaś się. – Do moich uszu dociera przyjemny, nieco niższy i niezwykle spokojny ton głosu. – Nie musisz się mnie bać – dodaje.
Moje spojrzenie spotyka jego brązowe oczy. Mężczyzna stoi bardzo blisko mnie z rękoma w kieszeniach czarnych spodni dżinsowych. Nie znam go, a przynajmniej tak mi się wydaje. O niczym to jednak nie świadczy, bo siebie też nie znam.
Mój towarzysz ma długie, ciemne włosy, zaczesane w staranny kucyk z tyłu głowy. Twarz pokrywa kilkudniowy zarost i z przerażeniem stwierdzam, że nie ma na sobie koszulki. Jest umięśniony, jakby ćwiczył codziennie od urodzenia.
Przeraża mnie, przez co kulę się, podciągając kolana pod brodę.
– Kim jesteś?
Wygląda niczym wiking ze starożytnych podań. Drzemie w nim coś dzikiego, nieokiełznanego, a jednocześnie biją od niego dziwne ciepło i spokój. Jest mieszanką zaprzeczeń, która idealnie w nim współgra.
– To ja powinienem zadać to pytanie tobie. – Rusza się, a ze mnie wydobywa się niekontrolowany krzyk, który boleśnie drapie gardło.
– Nie rób mi krzywdy!
– Uspokój się, już ci powiedziałem, że nie musisz się mnie obawiać. Czy gdybym czyhał na twoje życie, to przyjąłbym cię we własnym domu, oddając swoje łóżko i podłączając leki?
Uśmiecha się i przysuwa fotel, na którym siada, opierając łokcie o kolana. Jego mroczne spojrzenie zdaje się penetrować duszę w najciaśniejszych jej zakamarkach. Onieśmiela mnie, choć czuję, że taka nie jestem. Dziki potwór, który ma w oczach bezkres nocnego nieba.
– Jak masz na imię? – pyta.
– Nie wiem. – Niemalże niewidocznie wzruszam chudymi ramionami.
– Jak to nie wiesz? – Marszczy lekko brwi.
– Mam w głowie pustkę. Nie wiem, kim jestem, nie pamiętam, gdzie mieszkam, czym się zajmuję. A skoro i ty tego nie wiesz, to jak się tu znalazłam?
Rozluźniam się nieco, zaczynając ufać temu mężczyźnie. Komuś muszę, bo inaczej nigdy nie poznam swojej tożsamości. Ma rację, mówiąc, że już dawno mógłby zrobić mi krzywdę. Tylko czy to, że wyglądam, jak wyglądam, nie jest właśnie jego zasługą? Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi.
– Kurwa! – mruczy pod nosem. – No to mamy problem, i to poważny. Najpierw jednak musi zobaczyć cię lekarz.
– Dlaczego nie leżę w szpitalu? – pytam, bo mój stan raczej mnie do niego kwalifikuje.
– Jakby ci to powiedzieć, żebyś uwierzyła?
– Najprościej, jak potrafisz.
– Może zacznę od tego, że miałaś niesamowite szczęście, że znalazł cię mój pies. Jeszcze chwila i zamarzłabyś na śmierć.
– Jest zima?
W końcu dostanę potwierdzenie.
– Mało tego, że jest zima. Znajdujemy się w pieprzonych górach, pośrodku niczego, odcięci od cywilizacji. I oddałbym nawet nerkę, by dowiedzieć się, jakim cudem znalazłaś się w okolicach schroniska.
– Schroniska?
– Tak, taki budynek – kpi. – Wiesz, strudzeni wędrówką ludzie przychodzą tu zjeść, wypić i przespać się.
– Wiem, co oznacza to słowo – oburzam się. – Ale nie rozumiem, co tu robię. Opowiesz mi wszystko, co wiesz? Czy mam zgadywać?
– Tak, ale najpierw musisz coś zjeść.
W momencie, gdy o tym mówi, mój żołądek wydaje z siebie przeciągły dźwięk. Oczywiście nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłam i co to było. Sądząc po moich kościach obciągniętych samą skórą, było to dawno temu.
– Przepraszam. Chyba naprawdę zgłodniałam. – Peszę się i spuszczam wzrok.
– Spałaś dwa dni i dwie noce. Nie ma innej możliwości. Poza tym wcześniej chyba również niezbyt dobrze cię karmiono. – Kiwa głową na moje nogi, które zwiesiłam właśnie z łóżka.
– Możesz mi wyjaśnić, dlaczego nie masz na sobie koszulki? – Mierzę jeszcze raz jego piękną, umięśnioną klatkę piersiową.
– Jestem u siebie i zawsze tak chodzę. Nie widzę potrzeby ubierania się ze względu na ciebie. Pomimo szalejącego mrozu tutaj jest ciepło. Nie mów, że przeszkadza ci widok półnagiego faceta? – Wstaje wyraźnie rozbawiony.
– Nie przeszkadza, ale w pierwszym momencie się wystraszyłam. Jesteś bardzo dobrze zbudowany, a do tego te twoje niemalże czarne jak smoła oczy, zarost i silne ręce – wymieniam z przejęciem.
– Ja bym to nazwał seksownym, a nie przerażającym, ale jak kto woli.
– Skromność to twoje drugie imię? – prycham. – I tak naprawdę nie wiem, co i kogo wolę – dodaję ze złością.
– Jestem Hunter – odpowiada z rozbawieniem i wyciąga do mnie dłoń.
– Żartujesz sobie? Wyglądasz, jakbyś na co dzień walczył z niedźwiedziami, i masz na imię Hunter?
– Wszystko wskazuje na to, że moi rodzice mieli fantazję. – Uśmiecha się. – Podaj mi rękę, pomogę ci wstać – nalega.
Niepewnie łapię się jego przedramienia i idąc na chwiejnych nogach, pozwalam się zaprowadzić do niewielkiej kuchni.
– Powiedziałeś, że to schronisko górskie, gdzie są zatem inni ludzie?
– Ratownicy ich ewakuowali. Od kilku dni zapowiadali potężne opady śniegu, skutkujące późniejszymi lawinami. Skrajnym niebezpieczeństwem byłoby pozwalać ludziom tutaj zostać. Mamy najbardziej srogą zimę od kilkunastu lat. Normalnie o tej porze roku okolica tętni życiem. Teraz nie spotkasz tu żywej duszy.
– A ty?
– Co ja?
– Dlaczego zostałeś?