Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rabbits - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
4 sierpnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
43,00

Rabbits - ebook

Kiedy śmiertelnie niebezpieczna sekretna gra zagraża rzeczywistości, świat może

uratować tylko jeden człowiek…

Rabbits to gra tocząca się w alternatywnej rzeczywistości, tak rozległa, że korzysta z całego świata

jako planszy. Od momentu jej rozpoczęcia odbyło się już dziesięć edycji, w których ogłoszono

dziewięciu zwycięzców. Ich tożsamość jest jednak nieznana. Podobnie jak nagroda, którą mogły

być rzekomo rekrutacja do NSA lub CIA, bogactwo, nieśmiertelność, a może nawet klucz do

tajemnic wszechświata. Jednak im głębiej wnika się w grę, tym niebezpieczniejsza się staje. Gracze

ginęli już w przeszłości, a liczba ofiar rośnie. Właśnie zbliża się rozpoczęcie jedenastej edycji.

K, pasjonat Rabbits, od lat próbuje dostać się do gry. Miliarder Alan Scarpio, podający się za

zwycięzcę szóstej edycji, twierdzi, że z grą dzieje się coś niedobrego i że K musi ją naprawić, zanim

zacznie się rozgrywka – w przeciwnym razie świat się rozpadnie. Wkrótce po zaginięciu Scarpia

rozpoczyna się jedenasta edycja. A losy całego wszechświata spoczywają w rękach jednego

bohatera…

„Spora doza tajemniczości w czasach konspiracyjnego szaleństwa, przerażająca historia, która

przekonująco przypomina nam o niebezpiecznej wiarygodności teorii spiskowych”.

Cory Doctorow, autor Małego brata

„Rabbits to powieść zręcznie napisana i pełna intryg. Łączy w sobie surrealizm Haruki

Murakamiego z porywającym tempem i popkulturowymi wrzutkami z filmu Player One. Zapiera

dech!”

Nicholas Eames, autor Królów Wyldu

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8335-055-4
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

„Całe życie jesteś tak blisko prawdy, jak gdyby wzrok zachodził ci mgłą i — jeśli coś z zewnątrz działa tak, że mgła się rozwiewa i nagle widzisz ostro, to masz wrażenie, że to jakaś groteska. Ten człowiek, na pół rzeczywisty, stał w siodle, o świcie na pół realnym, i walił w okiennice, wołając nas po imieniu. Był to pewnie tylko płaszcz i kapelusz lewitujący w szarej smudze oddechu. Ale kiedy zawołał, tośmy przyszli. Tyle jest pewne — przyszliśmy”.

Tom Stoppard, Rosencrantz i Guildenstern nie żyją (Przeł. Gustaw Gottesman)

Po raz pierwszy zetknęłam się z grą w 1983 roku. Mój profesor od teorii gier zabrał mnie na wycieczkę i to właśnie wtedy mogłam zwiedzić miejsce, w którym znajdowała się niegdyś oryginalna pralnia samoobsługowa w Seattle. Oczywiście pralni już tam nie ma, ale jest za to restauracja. Menedżerka owej restauracji, jeśli poprosicie, zabierze was do biura na tyłach lokalu i pozwoli obejrzeć dawne pomieszczenie. A jeżeli zamówicie suty posiłek i wręczycie obsłudze odpowiedni napiwek, może zgodzi się również na zdjęcie dużego modernistycznego obrazu, który wisi nad kominkiem, dzięki czemu rzucicie okiem na królika namalowanego na ścianie.

Niektóre prawdziwe historie łatwiej sobie przyswoić, jeśli zdołasz przekonać samego siebie, że przynajmniej część z nich jest fikcją. To jedna z takich historii.

SHALINI ADAMS-PRESCOTT, 20211. SCENA W SALONIE GIER MAGA

— Co wiecie na temat gry?

Z twarzy zgromadzonych tropicieli teorii spiskowych i poszukiwaczy informacji w deep webie natychmiast zniknęły uśmiechy. W jednej chwili urwały się ich prywatne rozmowy, telefony błyskawicznie wylądowały w rozmaitych plecakach i kieszeniach. Wszyscy robili, co tylko mogli, żeby sprawiać wrażenie wyluzowanych i niezainteresowanych, choć nieświadomie pochylili się do przodu, nadstawili uszu, a w ich oczach widać było zaciekawienie.

W końcu w tym celu się tutaj zebrali.

Po to tutaj przyszli. Po to zawsze przychodzili. O tym wciąż rozprawiali od czasów, gdy na prywatnym ­subreddicie bądź na blogu deepwebowym prowadzonym przez szaleńca specjalizującego się w nietypowych i szerzej nieznanych teoriach spiskowych po raz pierwszy trafili na forum przeglądarki sieciowej Tor.

Tak sformułowane przeze mnie pytanie dręczyło tę część mózgu, która rozpaczliwie pragnęła uwierzyć w coś więcej. Sprawiało, że człowiek był gotów wyjść w środku nocy na deszcz, żeby wpaść do pizzerii lub salonu gier, który zapewne od dawna powinien być już zamknięty, ale żadna kontrola tam jeszcze nie dotarła.

Przychodziliście tam, bo owo tajemnicze „coś” odczuwało się zupełnie inaczej. To było jak to jedno niewytłumaczalne doświadczenie w życiu: UFO, które zauważyłeś w środku lata, płynąc po jeziorze łodzią z kuzynem, czy zjawa stojąca u stóp łóżka, kiedy obudziłeś się w środku nocy w swoje ósme urodziny. To był ten dreszcz grozy przebiegający po plecach, kiedy starszy brat zamykał cię w piwnicy i gasił światło. To był ten dziki zając w dupie, jak zwykł mawiać mój dziadek.

— Wiem, że miał to być rodzaju testu w ramach werbunku… do NSA, może do CIA — odparła młoda dziewczyna, na oko dwudziestokilkuletnia. Była tutaj również w ubiegłym tygodniu. Nie zadawała żadnych pytań w trakcie prezentacji, ale później, na parkingu, zatrzymała mnie i spytała o fraktale: czy uważam, że mogą mieć związek ze świętą geometrią (jestem zdania, że mogą) lub badaniami nad teoriami spiskowymi prowadzonymi przez Johna Lilly’ego (sądzę, że nie).

Nie zadała mi żadnego pytania bezpośrednio związanego z tematem prezentacji.

Zawsze tak było.

Pytania dotyczące gry najczęściej przyjmowały formę szeptów w sieci, krążyły w tłumie świrów uwielbiających konspirację, których można było spotkać w sklepach z komiksami czy w salonach gier. W prawdziwym świecie rozmowa na ten temat sprawiała, że człowiek czuł się odsłonięty, wystawiony na niebezpieczeństwo, jakby wychylał się mocno poza krawędź peronu w chwili, gdy nadjeżdża pociąg.

Gra była pociągiem.

— Tysiące ludzi zginęły w trakcie rozgrywki — dorzucił szczupły, rudowłosy facet po trzydziestce. — Zamiatają to wszystko pod pieprzony dywan, jakby nic się nie stało.

— Krążą rozmaite teorie — powiedziałem takim tonem, jakbym robił to już dziesiątki razy. — I owszem, niektórzy ludzie uważają, że nie było żadnych zgonów związanych z grą.

— Dlaczego nazywacie to „grą” zamiast używać właściwej nazwy? — spytała kobieta siedząca na wózku inwalidzkim. Widziałem ją tutaj kilka razy. Ubierała się jak bibliotekarka z lat pięćdziesiątych, a okulary zwisały jej z szyi na łańcuszku. Nazywała się Sally Berkman i prowadziła najpopularniejszą w miasteczku rozgrywkę w Dungeons & Dragons. Oryginalną wersję Advanced D&D.

— Telefony i reszta elektroniki do skrzyni — wydałem polecenie, ignorując pytanie Sally. Uwielbiali, kiedy podgrzewałem atmosferę, dzięki czemu to nasze spotkanie wydawało się jeszcze bardziej niebezpieczne i nielegalne.

Zebrani podeszli i umieścili swoje telefony, laptopy i inne urządzenia w dużej cedrowej skrzyni stojącej na podłodze.

Skrzynia była stara. Kilka lat temu Mag przywiózł ją z wyprawy do Europy. Na wieku widoczny był grawerunek przedstawiający polowanie na zająca. To niezwykle misterna i przerażająca scena. W tle widać było kilku myśliwych z psami, którzy podążali za ofiarą. Zając, bo to on był na pierwszym planie, przyciągał uwagę. A może nie tyle zając, co wyraz jego pyszczka. W sposobie, w jaki patrzył z dolnej części obrazka, było coś mrocznego i świadomego — miał wytrzeszczone ze strachu oczy i otwarty pysk. Z jakiegoś nieznanego mi powodu te zajęcze emocje sprawiają, że za każdym razem bardziej niepokoję się o myśliwych niż o to zwierzątko. Skrzynia wygląda, jakby wykonano ją w latach dwudziestych lub trzydziestych ubiegłego stulecia. Zawsze z niej korzystałem przy takich okazjach, bo dodawała naszym spotkaniom tajemniczego uroku i sprawiała, że przebiegały one w atmosferze dawnych zebrań konspiratorów.

Kiedy ostatni telefon wylądował w środku, z hukiem zamknąłem wieko nogą i wyjąłem magnetofon szpulowy.

Dysponowałem oczywiście kopią cyfrową nagrania. Co więcej, miałem nawet nagranie z taśmy, które zamierzałem odtworzyć jako plik MP3. Ale w tych starych magnetofonach jest coś romantycznego. Podobnie jak cedrowa skrzynia urządzenie to było częścią show, a ci ludzie przyszli do salonu gier w dzielnicy uniwersyteckiej Seattle właśnie na show.

Wyszli z pokoi w willach swoich rodziców, z zagraconych mieszkań, z penthouse’ów w drapaczach chmur i z drewnianych domów zbudowanych w lesie. Przyszli po to, by posłuchać o grze. Zjawili się na miejscu, żeby wysłuchać Manifestu Prescott, czyli MP.

Mój palec zawisł nad przyciskiem odtwarzania, kiedy z głębi pomieszczenia dobiegł czyjś głos:

— Czy to prawda, że znasz Alana Scarpio?

— Tak, znam Scarpio. Spotkaliśmy się raz, kiedy grałem w dziewiątej edycji — odparłem, próbując wśród przybyłych zlokalizować pytającego.

Nie przyszło ich zbyt wielu, czterdzieści, może pięćdziesiąt osób, ale salon gier był niewielki i w niektórych miejscach ludzie stali w trzech, a nawet czterech rzędach.

— Większość uważa, że Scarpio wygrał szóstą edycję gry — dodałem.

— Tak, wszyscy o tym słyszeliśmy. Powiedz nam coś, czego jeszcze nie wiemy.

Wciąż nie udawało mi się namierzyć komentującego. To z pewnością mężczyzna, ale wśród pobrzękiwania maszyn z grami wideo i pinballi trudno było odgadnąć, gdzie stoi.

— Alan Scarpio jest bogatym jak skurwysyn playboyem, który zna Johnny’ego Deppa — powiedział młody chłopak, opierający się o stary automat z Donkey Kongiem Jr. — On nie może być graczem.

— Może i grał, ale nie ma żadnych dowodów na to, że zwyciężył — dodała kobieta w koszulce z „Titanikiem”. — W Kręgu zapisane było imię Californiac, a nie Alan Scarpio.

— Jak w takim razie wyjaśnisz, że wzbogacił się z dnia na dzień? — zapytała Sally Berkman. Lubiła zabierać głos w sprawie Scarpio. — Californiac to musiał być on. Poza tym to ma sens. Facet urodził się w San Francisco.

— No tak, skoro urodził się w San Francisco, to nie ma mowy, żeby to był ktokolwiek inny. — Chłopak spod Donkey Konga wyraźnie próbował podgrzewać atmosferę.

— San Francisco leży w Kalifornii — dorzuciła Sally Berkman. — Californiac.

— Wow, ty tak na serio? — Chłopak spod Donkey Konga pokręcił głową.

— Może po prostu odtworzę to, co chcieliście usłyszeć, przychodząc tutaj? — zaproponowałem.

Jeśli pozwolę im rozmawiać na temat Alana Scarpio i tego, czy to on był Californiakiem, zwycięzcą szóstej edycji gry, spędzimy tu całą noc. Ponownie.

Dałem znak blondynce o kręconych włosach, która stała przy drzwiach wejściowych. Zgasiła światło.

Miała na imię Chloe i była moją dobrą przyjaciółką. Pracowała dla Maga.

Salon gier też należał do Maga.

Był to dawny bar pełen typków spod ciemnej gwiazdy, który w latach osiemdziesiątych został przekształcony w salon gier i pizzerię. Piec do pizzy padł ponad dziesięć lat temu, więc teraz był to już tylko salon gier. Nikt nie rozumiał, jakim cudem Mag był w stanie prowadzić to miejsce w epoce komputerów osobistych i urządzeń mobilnych, ale on jakoś dawał radę.

Wchodząc do salonu, człowiek miał poczucie, jakby przeniósł się do innej epoki.

Ściany z cegieł i odsłonięte rury na suficie stanowiły kontrast dla jasnych ekranów i ośmiobitowych dźwięków gier zręcznościowych, w rezultacie czego powstawała dziwna, choć całkiem przyjemna mieszanka anachronizmów.

Chloe określała ją mianem klimatu industrialnego lat osiemdziesiątych.

Mag wyjechał z miasta na wyprawę o charakterze naukowym, ale trzeba przyznać, że i tak nigdy nie przychodził na te spotkania.

Po zakończeniu ósmej edycji gry pozwolił kilkorgu z nas korzystać z tego miejsca w celu organizowania zebrań. Salon gier Maga stał się klubem, nieformalnym miejscem spotkań dla tych z nas, którzy wciąż mieli obsesję na punkcie gry, choć większość maniaków już się wypisała.

Nacisnąłem przycisk odtwarzania na magnetofonie szpulowym i w pomieszczeniu rozbrzmiał głos doktor Abigail Prescott.

…Poziom tajemniczości otaczającej grę budzi niepokój, podobnie jak liczba kandydatów… SZUMY… chaos od początku szlaku po pierwszego twórcę, żaden algorytm nie jest w stanie ustalić jej logiki… TRZASKI… Słyszałam o podstawowym warunku gry, który został metaforycznie opisany jako rodzaj cieczy, cytoplazma bądź protoplazma komórki… SZUMY… Przez bardzo długi czas pozostawała w uśpieniu, aż w 1959 roku pojawiły się pierwsze ślady. Była to publikacja w „­Washington Post”, list do redakcji wraz ze słowami utworu napisanego przez Everly Brothers, które po połączeniu ze sobą stanowiły pierwszy dowód na to, że gra powróciła. Studentka z Oxfordu połączyła wszystkie kropki i wprowadziła swojego profesora w macierz myślową w Cambridge… TRZASKI… nazwy „Rabbits” użyto po raz pierwszy w odniesieniu do grafiki przedstawiającej takie zwierzę na ścianie pewnej pralni samoobsługowej w Seattle. „Rabbits” to nie była nazwa tej konkretnej edycji gry, podobnie jak nie jest nazwą tej aktualnej… o ile nam wiadomo, same rozgrywki — a przynajmniej w tej nowoczesnej odmianie — nie mają własnych nazw. Zostały one ponumerowane przez społeczność graczy… SZUMY… należy ostrzec, mamy bowiem powód, by wierzyć, że zarówno fizyczne, jak i psychiczne niebezpieczeństwo zostało tak naprawdę niedoszacowane i… SZUMY.

Poniższe słowa zostały ponoć zapisane na ścianie tej pralni w Seattle w 1959 roku, poniżej umieszczonego ręcznie tytułu MANIFEST i powyżej namalowanego królika:

Grasz, a po prawdzie nigdy nie wiesz.

Szukasz drzwi, portali, punktów i studni.

Głos Strażników w twej głowie wciąż dudni.

Grasz i się modlisz, a mimo to nie wiesz.

To było to. Rabbits. Przyczyna, dla której przyszli tutaj w poszukiwaniu nowych informacji, wskazówek, czegokolwiek, co mogłoby ich doprowadzić do dowodów na istnienie następnej numerycznej edycji: jedenastej lub XI.

Czy gra już się rozpoczęła?

A może zacznie się niebawem?

Czy dziesiąta edycja naprawdę się zakończyła?

Czy ktoś widział Krąg?

Pozwoliłem słowom wypowiedzianym przez doktor Abigail Prescott zawisnąć na chwilę w powietrzu dla odrobiny dramatyzmu, po czym przeszedłem do części pytań i odpowiedzi mojej prezentacji.

— Jakieś pytania?

— Co możesz nam powiedzieć o Prescott? — zapytał dudniącym głosem mężczyzna w dżinsowym stroju: ciemniejszej koszuli i jaśniejszych spodniach. Grał w grę wyprodukowaną przez Williams Electronics w latach osiemdziesiątych, Robotron: 2084.

Znałem go. Nazywał się Baron Corduroy.

— No cóż, wiemy, że doktor Abigail Prescott pracowała ponoć zarówno dla Roberta Wilsona z Uniwersytetu Stanforda — profesora, którego głównym tematem badawczym jest teoria gier, ponieważ odnosi się do ekonomii — jak i fizyka kwantowego Ronalda E. Meyersa, nikomu jednak nie udało się dotąd uzyskać żadnych konkretnych informacji na jej temat. Niektórzy uważają, że Abigail Prescott to pseudonim, ale nie ma na to dowodów.

— Czyj pseudonim? — zapytała Mistrzyni Podziemi Sally.

— Nie mam pojęcia — odparłem zgodnie z prawdą. Abigail Prescott była szyfrem. Znalezienie czegokolwiek na jej temat w sieci lub gdziekolwiek indziej było niemożliwe. A wierzcie mi, próbowałem.

— Skąd masz to nagranie? — Znów ten sam głos z tylnych rzędów. Wciąż nie udawało mi się zlokalizować tego człowieka.

— Jak większość z was już wie, Manifest Prescott jest czymś niezwykle rzadkim. Kiedy tylko zostaje opublikowany w sieci, znika szybciej, niż studio filmowe jest w stanie wycofać swoje prace chronione prawem autorskim. Nie jest tego wiele, ale fragment, który wam zaprezentowałem, jest obecnie najlepszym dostępnym źródłem informacji na temat gry. — Zrobiłem kolejną pauzę z myślą o dramaturgii. — Ten konkretny urywek otrzymałem od znajomego, który niemal wygrał ósmą edycję. — To ostatnie stwierdzenie było kłamstwem. Kupiłem nagranie w darknecie za równowartość dwudziestu sześciu dolarów w bitcoinach.

W salonie zapadła cisza.

Słuchacze byli w siódmym niebie. Wystarczyło wspomnieć o numerowanych edycjach gry lub o zwycięzcach danej edycji, czyli Kręgu. I oczywiście o Hazel, graczu wszech czasów. Uwielbiali to.

Hazel nie była jedyną znaną uczestniczką. Było jeszcze dwóch słynnych Kanadyjczyków, Nightshade i Sadie Palomino; ControlG, zwycięzca dziesiątej — i ostatniej — edycji gry; brazylijski anarchista znany jako numer 6878; i oczywiście Murmur, najbardziej zabójczy z nich wszystkich, który ponoć poświęcił swoją żonę, żeby zyskać przewagę w dziewiątej edycji. Ale wszyscy ci gracze, choć budzili uznanie, nie dorastali Hazel do pięt.

Hazel była mi bliska. Zawsze poświęcałem jej kilka słów na sam koniec prezentacji.

— Daj spokój, powiedz nam coś, czego nie wiemy. — Znów mój kolega Baron.

Tym razem nawet się nie odwrócił, wygłaszając swoją kwestię. Postanowiłem, że utnę sobie z nim pogawędkę na temat jego zaangażowania, gdy przyjdzie po działkę z zysków.

— No dobrze, pojawiły się pogłoski, że gdzieś za kulisami gry działa inna siła. Coś tajemniczego, a nawet zabójczego, co wpatruje się w nasz świat z nieskończonej ciemności i czeka, aż gracze popełnią błąd. — Znów zrobiłem pauzę. Wiem, że to efekciarskie… Po czym odezwałem się nieco niższym głosem. — Ostrzeżenie to odnaleziono na tylnej części karty dziesiętnej Deweya1 w starej komodzie, w sklepie z tysiącem drobiazgów w Irlandii.

Odchrząknąłem, po czym wyrecytowałem:

Nie zapomnij o grze, inaczej świat twój przepadnie.

Za wzorami i znakami podążaj przykładnie.

My czekamy w cieniu, by rychło w los twój uderzyć,

Ty pełzniesz i się potykasz, chcąc z mrokiem się zmierzyć.

Wszystko jest już zapisane, brak tu zysków oraz strat,

Graj więc, lichy człowieczku, graj śmiało, bo gra to twój świat.

— Wow, ależ dramatyczne. — Znów ten niewidoczny.

Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem zieloną kurtkę w wojskowym stylu przemieszczającą się wśród zebranych.

— Tak więc prezentuje się gra — ciągnąłem. — Rabbits. — Ponownie rozejrzałem się powoli po salonie. — Z nieokreślonymi bliżej nagrodami za uczestnictwo i złowrogo brzmiącymi karami dla tych, którzy złamali zasadę poufności i ducha gry. Pewnie dlatego tak trudno uwierzyć, że ktokolwiek w nią gra. — Wziąłem głęboki oddech w dobrze wyćwiczonym geście. — Jeszcze jakieś pytania?

— Mój znajomy twierdzi, że ma dowód na to, iż gra znów się zaczęła. Jedenasta edycja. — To był ktoś nowy, kobieta w czerwonej bandanie. Siedziała na podłodze i opierała się o maszynę z Dragon’s Lair.

— Z całym szacunkiem dla twojego znajomego, ale eksperci są zgodni, że gra pozostaje w uśpieniu od zakończenia dziesiątej edycji. Jesteśmy w fazie spadkowej. Nikt nie wie, czy — i kiedy — rozpocznie się na nowo.

— A Hazel? — zapytał Baron Corduroy. Tym razem w samą porę.

— Obawiam się, że na dziś to już wszystko.

Rozległ się jęk zawodu wśród tłumu.

— Jeśli jednak chcecie więcej informacji, na mojej stronie znajdziecie nowy plik PDF do pobrania.

Zazwyczaj co najmniej połowa ludzi zostawała w oczekiwaniu na nieformalną sesję pytań i odpowiedzi, w trakcie której ujawniałem kilka historii o Hazel lub o innych niechlubnych graczach, ale za dwadzieścia minut w kinie The Grand Illusion miał się rozpocząć seans Donnie Darko2.

Diagram Venna3 obejmujący ludzi zainteresowanych Rabbits i thrillerem science fiction Richarda Kelly’ego z 2001 roku przyjął teraz zasadniczo formę okręgu.

Pożegnałem się z każdym z uczestników, który podszedł po swoją elektronikę, po czym pospiesznie opuścił salon, żeby zdążyć na seans.

Kiedy wyszła ostatnia osoba, otworzyłem małą zieloną skrzynkę zamykaną na kluczyk i policzyłem datki. Dwieście dwa dolary. Nieźle. Zostawiłem Magowi jego działkę i wsunąłem skrzynkę z powrotem pod ladę.

— To był niezły przykład wciskania ludziom kitu. — Znów głos faceta w zielonej wojskowej kurtce. Pod spodem miał cienką czarną bluzę z kapturem, który zakrywał mu twarz. Grał w Robotrona: 2084, tę samą grę, którą męczył Baron w trakcie mojej prezentacji.

Musieli zamienić się miejscami w zamieszaniu, które powstało podczas wychodzenia uczestników spotkania.

— Gdzie Baron? — spytałem.

— Kto?

— Gość, który wcześniej grał w Robotrona.

— Chyba poszedł obejrzeć Donniego Darko.

No jasne. Trudno było skupić na sobie uwagę Barona, kiedy opowiadałem o Rabbits, ale z chęcią zapłacił siedem dolarów za film, który widział już co najmniej osiemdziesiąt razy.

— Nieźle — rzucił tamten, wskazując głową ekran.

Podszedłem bliżej i zerknąłem na wynik. Faktycznie, nie było źle. Natrzaskał więcej punktów niż Baron kiedykolwiek, a nie znałem lepszego gracza niż on.

— Kiedyś grałem w to bez przerwy. — W tym momencie facet się odwrócił i zdjął kaptur.

Rozpoznałem go od razu.

Warto tu wspomnieć o dwóch rzeczach. Po pierwsze, człowiek grający w Robotrona w salonie gier Maga — ten sam, który mnie zapytał, czy znam Alana Scarpio — był słynnym, trzymającym się nieco w cieniu miliarderem i filantropem oraz domniemanym zwycięzcą szóstej edycji Rabbits: pieprzonym Alanem Scarpio. Po drugie, choć wspomniałem wcześniej, że poznałem Alana Scarpio, prawda jest taka, że nigdy w życiu nie miałem takiej okazji.

— Potrzebuję twojej pomocy — powiedział.

— Jakiej pomocy?

— Coś jest nie tak z Rabbits. Musisz mi pomóc naprawić tę grę.

Z tymi słowami Alan Scarpio ponownie odwrócił się do maszyny z Robotronem: 2084.

2. NO I CO? PIEPRZONY DZIĘCIOŁ

Jeśli się nad tym zastanawiacie, to nazywam się K. I tyle. Po prostu K. Jedna litera.

Powiem wam dwie rzeczy. Po pierwsze, K jest skrótem od pewnego słowa. Po drugie, nigdy wam nie zdradzę, co to za słowo. Będziecie musieli obejść się smakiem i żyć z tym poczuciem rozczarowania.

Wychowałem się na Północno-Zachodnim Wybrzeżu, w miejscu, które ówcześnie uważałem za najwilgotniejszy i najbardziej samotny zakątek na Ziemi. Po latach postrzegałem je jako ciemnozielony, ponury świat pełen tajemnic i ukrytych żywotów, świat, który obecnie uznaję za bardzo niepokojące połączenie wszystkich tych rzeczy.

Jestem wystarczająco dorosły, żeby pamiętać gry wideo w salonach, i wystarczająco młody, żeby wspominać czasy bez internetu.

Kiedy byłem dzieckiem, moi rodzice wierzyli, że mam coś, co określa się mianem pamięci ejdetycznej — wyjątkową umiejętność zapamiętywania obrazów, słów i wzorców z najdrobniejszymi detalami. Wtedy posługiwano się określeniem „pamięć fotograficzna”, które jest niedokładne. Pamięć fotograficzna nie istnieje, a nawet jeśli, to ja nią nie dysponuję. Potrafiłem tylko zapamiętywać pewne kwestie, przedstawiać je sobie wyraźnie i po dłuższym czasie przywoływać z pamięci. Nie byłem w stanie spamiętać wszystkiego, jedynie te elementy połączone z wzorcami, które uznawałem za interesujące. To nie była żadna sztuczka matematyczna. Choć mogłem zrzucić pudełko z zapałkami na podłogę i określić, ile jest ich w środku, to nie wyliczyłbym pierwiastka kwadratowego żadnej liczby.

W związku z tym, że byłem dzieciakiem zdolnym do zapamiętywania różnych bzdur, od czasu do czasu udawało mi się w szkole odwrócić uwagę kilku tyranów klasowych na tyle długo, że zapominali skopać mi tyłek, ale to i tak działało tylko w około pięćdziesięciu procentach przypadków. Odsetek ten szybko spadł do zera, kiedy dociągnąłem do szkoły średniej, a umiejętność koncentrowania uwagi na detalach i wyłapywania złożonych zależności stała się mniej okazjonalnym sposobem walki o przetrwanie, a bardziej obsesją.

To właśnie ta obsesja polegająca na znajdowaniu wzorców i łamaniu kodów (które były w mniejszym lub większym stopniu kodami w dosłownym tego słowa znaczeniu) doprowadziła do tego, że zaczęto mnie określać jako „nieco neuroróżnorodnego”. Diagnoza ta sprawiła, że ładowano we mnie różne leki i wysyłano do różnych terapeutów. Ta obsesja wprowadziła mnie również do świata Rabbits.

Gdy poprosi się ludzi o wskazanie dokładnego dnia, kiedy usłyszeli o grze, często nie potrafią udzielić odpowiedzi na to pytanie. Może zobaczyli coś w jakimś biuletynie internetowym, może przeczytali fragment rozmowy o ukrytych „ekranach śmierci” w grach zręcznościowych z lat osiemdziesiątych. A może jakiś znajomy znajomego napomknął o dzieciaku, który zmarł, grając w dziwną grę na Atari 2600, której nikt nie może sobie przypomnieć.

Ja pamiętam dokładnie, gdzie byłem i co robiłem, gdy po raz pierwszy usłyszałem o Rabbits.

Byłem wtedy na imprezie w Lakewood w stanie Waszyngton.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki------------------------------------------------------------------------

1 System klasyfikowania zbiorów bibliotecznych stworzony przez amerykańskiego bibliotekarza Melvila Deweya składający się z tablic i indeksu przedmiotowego. (Wszystkie przypisy w książce pochodzą od tłumacza).

2 Donnie Darko — film amerykański. Tytułowy bohater cierpiący na zaburzenia osobowości spotyka postać w kostiumie królika, która zaczyna manipulować jego życiem.

3 Diagram Venna — graficzny wykres w formie okręgów służący do pokazywania relacji — zwykle podobieństw i różnic — oraz do wizualnego organizowania informacji.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: