Rącze konie - ebook
Rącze konie - ebook
Pierwsza część słynnej „Trylogii pogranicza”.
Na drugim brzegu Rio Grande zaczyna się przygoda, i można tam znaleźć szczęście i wielką miłość. Ale może też być inaczej. Dla trójki młodocianych uciekinierów z południa Stanów Zjednoczonych Meksyk – dziki, bezkresny, romantyczny - staje się krainą, w której za marzenia trzeba płacić krwią, a bycie kowbojem oznacza najczęściej kłopoty z prawem.
Rącze konie są opowieścią o dojrzewaniu, utraconej niewinności, pierwszych męskich decyzjach i przyjaźni, z której trzeba zdać egzamin.
W 2000 r. powieść została przeniesiona na duży ekran przez Billy’ego Boba Thorntona. Główne role zagrali Matt Damon i Penelope Cruz.
Już niebawem kolejne części Trylogii Pogranicza:
Szczegóły pod adresem: ksiegarnia@ lub pod numerem telefonu infolinii 800 42 10 40.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-04923-5 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Płomień świecy i odbicie płomienia schwytane w zwierciadle zadrgały i uspokoiły się, kiedy wszedł do holu, a potem znów zadrgały i uspokoiły się, kiedy zamknął drzwi. Zdjął kapelusz i ruszył wolno przed siebie. Deski podłogi zatrzeszczały pod butami. Ciemne tremo odbijało czarny garnitur i blade lilie więdnące w wiekowym kryształowym wazonie. W zimnym korytarzu za jego plecami wisiały portrety przodków, których prawie nie znał — wszystkie oprawne w szkło i ledwo widoczne ponad wąską boazerią. Spojrzał na stopiony ogarek świecy. Odcisnął kciuk w ciepłym wosku rozlanym na dębowym fornirze. W końcu opuścił wzrok na zapadniętą, ściągniętą twarz leżącą pośród fałd trumiennego atłasu, na pożółkłe wąsy, cienkie jak papier powieki. Tak nie wygląda się podczas snu. To nie był sen.
Na dworze było ciemno, zimno i bezwietrznie. Gdzieś ryczało cielę. Stał z kapeluszem w dłoni. Za życia nigdy się tak nie czesałeś, powiedział.
W domu panowała cisza przerywana jedynie tykaniem zegara na kominku w pokoju od frontu. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Ciemno, zimno, bezwietrznie i tylko cienka szara skała zaczynająca się gdzieś na wschodnim krańcu świata. Ruszył ku prerii i przystanął, trzymając kapelusz, niczym suplikant wszechogarniającej ciemności, i stał tak przez długi czas.
Kiedy chciał już odejść, usłyszał pociąg. Wstrzymał krok i czekał. Czuł go pod stopami. Nadjeżdżał z ociąganiem ze wschodu niczym sprośny giermek podnoszącego się słońca, wyjący i beczący z daleka, rzucający długą smugę światła reflektora biegnącą poprzez splątane zarośla meskitu i tworzącą z nocy nieskończenie długie ogrodzenie wzdłuż prostego jak strzała kawałka drogi, i wsysającą ją z powrotem razem z drutem i palikami mila po mili w ciemność, tam gdzie dym z tendera rozwiewał się powoli wzdłuż ledwo widocznego nowego horyzontu, i potem usłyszał opóźniony odgłos, i stał nieruchomo, trzymając kapelusz w dłoni, gdy mijała go drżąca ziemia, i patrzył, dopóki pociąg nie zniknął. Potem odwrócił się i poszedł z powrotem do domu.
Kiedy wszedł, podniosła głowę znad pieca i omiotła wzrokiem garnitur. Buenos dias, guapo, powiedziała.
Powiesił kapelusz na kołku obok drzwi, pośród nieprzemakalnych płaszczy, kurtek z koca i krótkich kawałków uprzęży, po czym podszedł do pieca, nalał sobie kawy i zabrał ją do stołu. Otwarła piekarnik i wyciągnęła blachę ze słodkimi bułeczkami, które upiekła, i położyła jedną na talerzu, i zaniosła mu ją, i postawiła przed nim razem z nożem do masła, a przed powrotem do pieca dotknęła czubka jego głowy.
Dobrze, że zapaliłaś świecę, powiedział.
Cómo?
La candela. La vela.
No fui yo, odparła.
La señora?
Claro.
Ya se levantó?
Antes que yo.
Wypił kawę. Na dworze szarzało i Arturo zbliżał się do domu.
Zobaczył ojca na pogrzebie. Stał samotnie na wąskiej żwirowej ścieżce obok ogrodzenia. W pewnej chwili wyszedł na ulicę do samochodu. Potem wrócił. Od połowy ranka wiał północny wiatr, a w powietrzu unosiły się okruchy śniegu przemieszane z pyłem, i kobiety siedząc, przytrzymywały kapelusze. Nad grobem ustawili markizę, ale pogoda tak się zmieniała, że nic to nie pomogło. Płótno trzepotało i wyginało się, a wiatr zagłuszał słowa kapelana. Kiedy wszystko się skończyło i żałobnicy wstali z miejsc, płócienne krzesła, na których siedzieli, poprzewracały się pośród nagrobków.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------