Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Radość Soboty - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
9 kwietnia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Radość Soboty - ebook

To, czego nie można było wykrzyczeć światu, zostało zakopane w ziemi.

Tuż po rozpoczęciu II wojny światowej Emanuel Ringelblum, trzydziestodziewięcioletni historyk, nauczyciel i działacz społeczny, zaczyna gromadzić informacje o życiu Żydów pod okupacją niemiecką. Niedługo potem zaprasza do współpracy innych – podobnie jak on historyków i społeczników, a także ekonomistów, literatów, przedsiębiorców. W getcie warszawskim powstaje tajna organizacja Oneg Szabat („Radość soboty”), która ma zbierać dowody na istnienie żydowskiego świata: relacje, dzienniki, prywatną korespondencję, teksty literackie, zdjęcia, rysunki, prasę, dokumenty urzędowe, programy teatralne, kartki na żywność… Kiedy wiadomo już, że koniec getta jest bliski, grupa wtajemniczonych ukrywa zgromadzone archiwum pod ziemią. Spośród kilkudziesięciu osób zaangażowanych w prace Oneg Szabat wojnę przeżyją trzy. I tylko jedna z nich będzie wiedziała, gdzie ukryto Archiwum Ringelbluma.

Marta Grzywacz przywraca pamięć o archiwistach Oneg Szabat i ich heroicznej pracy. Hersz Wasser, Eliahu Gutkowski, Izrael Lichtensztajn, Szymon Huberband, Rachela Auerbach i inni nie mieli złudzeń co do własnego losu, ale zbierali świadectwa żyjących z myślą o potomnych. Zdawali relację z własnej zagłady.

Książka wydana pod patronatem Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma

Kategoria: Katalog
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8396-114-9
Rozmiar pliku: 8,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W serii ukazały się ostatnio:

Barbara Demick _Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej_ (wyd. 3)

Bartosz Żurawiecki _Ojczyzna moralnie czysta. Początki HIV w Polsce_

Kate Brown _Czarnobyl. Instrukcje przetrwania_ (wyd. 2)

Amos Oz _Na ziemi Izraela_ (wyd. 2)

Marta Wroniszewska _Tu jest teraz twój dom. Adopcja w Polsce_ (wyd. 2)

Sam Knight _Biuro przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość_

Katarzyna Kobylarczyk _Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty_ (wyd. 2)

Paweł Smoleński _Izrael już nie frunie_ (wyd. 6)

Piotr Lipiński _Bierut. Kiedy partia była bogiem_ (wyd. 2)

Derek Scally _Najlepsi katolicy pod słońcem. Pożegnanie Irlandczyków z Kościołem_

Kalina Błażejowska _Bezduszni. Zapomniana zagłada chorych_ (wyd. 2)

Murong Xuecun _Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhanu_

Bradley Hope _Pokonać Kimów. Tajna misja przeciwko reżimowi_

John Treherne _Zbrodnia w raju. W poszukiwaniu utopii na Galapagos_

Maciej Wasielewski _Jutro przypłynie królowa_ (wyd. 3)

Bartosz Panek _Zboże rosło jak las. Pamięć o pegeerach_

Jacek Hołub _Wszystko mam bardziej. Życie w spektrum autyzmu_

Marcelina Szumer-Brysz _Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji_ (wyd. 3 rozszerzone)

Wojciech Górecki _Wieczne państwo. Opowieść o Kazachstanie_

Mateusz Marczewski _Pasażerowie. Ayahuasca i duchy Amazonii_

Aleksandra Łojek _Belfast. 99 ścian pokoju_ (wyd. 3)

Katarzyna Bednarczykówna _Masz się łasić. Mobbing w Polsce_

Anna Maziuk _Niedźwiedź szuka domu_

Anna Malinowska _Sosnowiec. Nic śląskiego_

Anna Sawińska _Przesłonięty uśmiech. O kobietach w Korei Południowej_ (wyd. 2 zmienione)

Adam Zadworny _Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku_

Zbigniew Rokita _Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium_ (wyd. 2 rozszerzone)

Thomas Orchowski _Wyspa trzech ojczyzn. Reportaż z podzielonego Cypru_ (wyd. 2)

Maciej Czarnecki _Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym_ (wyd. 3)

Maciej Czarnecki _Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice_

Bartosz Józefiak _Wszyscy tak jeżdżą_ (wyd. 2)

Anna Malinowska _Od Katowic idzie słońce_ (wyd. 2)

Aleksandra Boćkowska _Gdynia. Pierwsza w Polsce_

Anna Bikont _Nie koniec, nie początek. Powojenne wybory polskich Żydów_

John McPhee _Plac Zgody. Wieczyście neutralna Szwajcaria_

Aneta Prymaka-Oniszk _Bieżeństwo 1915. zapomniani uchodźcy_ (wyd. 4)

Ilona Wiśniewska _Białe. Zimna wyspa Spitsbergen_ (wyd. 5)

W serii ukaże się m. in.:

Paweł Smoleński _Trędowate kobiety czyszczą ryż_OD AUTORKI

Coś mnie z nim łączy. Może tylko przypadkowa zbieżność naszych nazwisk, może coś innego, nie wiem. Prawie nic o nim nie wiem. Dlatego – choć był inspiracją do powstania tej książki – pojawia się tutaj późno, w sumie na koniec. Młody, odważny chłopak, który razem z kolegą i szkolnym nauczycielem pakował do blaszanych skrzynek dowody na istnienie żydowskiego świata, żeby zakopać je w ziemi i ochronić dla potomnych. I zanim zamknął wieko ostatniej skrzynki, włożył do środka kartkę. Napisał na niej: „Nie znam swojego losu. Nie wiem, czy uda mi się przeżyć. Pamiętajcie, nazywam się Nachum Grzywacz”.

Tyle tylko od nas chciał. Więc kiedy już skończycie czytać o tym, czego udało się dokonać tej niewielkiej grupie ludzi, której był częścią, proszę, pamiętajcie. Nazywał się…1

W Dzielnicy Północnej

Możliwe, że na biurku pali się lampka. Możliwe, że z mieszkania numer 31 w domu przy ulicy Leszno 18 dobiega stukot maszyny do pisania. A dom jeszcze istnieje, bo jest, powiedzmy, jesień 1938 roku i nic nie wskazuje na to, żeby miał zniknąć z mapy Warszawy, zmieciony przez jakieś działo albo miotacz ognia, którego niemiecka fabryka pewnie nie zdążyła jeszcze nawet wyprodukować.

Ulica Leszno – szeroka i jasna – jest główną arterią warszawskiej Dzielnicy Północnej, którą zamieszkują w większości Żydzi. Architektura opowiedziała się tutaj przeciwko równości i symetrii – fasady dziewiętnastowiecznych kamienic chwalą się ornamentami albo nudzą brakiem finezji. Koją oczy pastelowymi beżami i irytują plamami po odpadłym tynku. Płaskie dachy zamieniają się nagle w dwuspadowe, frontony okien przyciągają wzrok zdobieniami, żeby za moment zaskoczyć niemal modernistyczną prostotą. Obok skromnych budynków stoją gmachy wysokie i okazałe. Właśnie kończy się budowa kolejnego z nich – Sądów Grodzkich – największego kompleksu sądowego w Europie. Projektował go znany architekt Bohdan Pniewski, który rzecz jasna nie podejrzewa, jak bardzo konstrukcja budynku wpłynie już niedługo na życie dzielnicy.

Przestrzeń Leszna porządkują tory tramwajowe, tnąc jezdnię od Pragi w kierunku Woli i z powrotem. Wściekłe dzwonki tramwajów – zatrzymał je pewnie w pół drogi wypełniony po brzegi wóz. Albo przechodnie, bo tym przecież zawsze bliżej na przełaj – mogą rozpraszać myśli, gdy doktor Emanuel Ringelblum skupia się przy swoim biurku nad jakimś kolejnym ważnym zagadnieniem. Okna jego mieszkania prawdopodobnie wychodzą na ulicę.

Leszno to trakt, po którym w ciągu dnia biega się i załatwia sprawy. Pod numerem 15 stoi Dom Handlowy braci Országhów, gdzie można kupić „galanterię, trykotaże, towary pończosznicze i norymberskie”. Na rogu przy Karmelickiej jest skład apteczny Prussaka, pod trójką biura Żydowskiej Izby Zdrowia, z kolei pod numer 58 jakiś czas temu przeniosła się stacja pogotowia ratunkowego. Konne karetki są w stanie odebrać chorych z centrum Warszawy w osiem minut.

Przy ulicy Leszno jest gdzie się rozerwać. W kamienicy Karola Martina, jubilera i handlarza piwem, pod numerem 2 parter zajmują sklepy i restauracja Icchaka Gertnera, a w podwórzu działa kino Era. Choć Maska pod trzynastką jest bardziej popularna. Pokazują tam często melodramaty z Hollywood tylko dla dorosłych, więc młodzież, która wchodzi na gapę, stoi zwykle pod ścianą, żeby w porę uciec, gdy pojawi się kontrola. Ale to raczej niewygórowana cena za radość z oglądania nóg Joan Crawford.

Prawdziwy skandal wydarzył się za to kiedyś w teatrze Central przy Lesznie 1. Grupa awanturników, rewolucjonistów literatury, w pewną styczniową sobotę 1922 roku zorganizowała poranek literacki. Przyszło kilkaset osób. Wszyscy razem, zgodnie i w porozumieniu, podeptali utarte zwyczaje, odwrócili się plecami do religii, zakpili z wartości. A niech o nich mówią, niech się oburzają, niech coś się dzieje i zmienia. Do Warszawy zjechali literaci z różnych stron – z Wiednia (jak Melech Rawicz), z Kijowa, ze Lwowa albo z Moskwy (jak Joszua Singer) – żeby dać początek warszawskiej awangardzie jidysz. Budowali swoją twórczość z cegiełek futuryzmu i ekspresjonizmu, od synagogi woleli teatr, od Tory – literaturę¹. Wieczorek był dla nich porankiem, szabas – pretekstem do prowokacji. Bo dlaczego nie? Przecież stolica dopiero co odrodzonego kraju może chyba pokazać, że stać ją na odrobinę fantazji.

A więc Leszno ma ambicje, żeby wyznaczać nowoczesne trendy, Leszno ma rozmach i wielkomiejski charakter. Jest głośne, ciągle czymś zajęte. Napędza je niewyczerpana energia mieszkańców.

Podobnie jest przy innych ulicach Dzielnicy Północnej, przy Siennej, Dzielnej, Pawiej, Gęsiej, przy Franciszkańskiej, Muranowskiej, Świętojerskiej, na Nalewkach, na Nowolipkach. Chęć działania, wymiany doświadczeń, towarów i usług kumuluje się tam, piętrzy i wybucha nowymi kontraktami, pomysłami na „złote” interesy, marzeniami i wiarą w lepsze jutro. Żadne inne miejsce w Warszawie nie jest tak chciwe życia, w żadnym nie ma takich kontrastów pomiędzy biedą a bogactwem, pomiędzy rumianym a bladym, grubym a chudym. Nikt w Warszawie nie rzuca się na pracę tak zachłannie jak mieszkańcy Dzielnicy Północnej: jeśli nie produkcja krawatów, to portfeli, jeśli nie zakład szewski, to krawiecki, firma przewozowa, sprzedaż pudełek albo chociaż lemoniady. Terkocą maszyny do szycia, rżą konie wozaków, słychać chrobot pił i wbijanie gwoździ, które mają trzymać w poziomie kolejne szyldy. W kwartałach domów tworzą się wielkie biznesy i ledwie zipią małe firemki. Ciuła grosz do grosza drobny handel, rozpiera się bogactwo fabrykantów, a po kątach ciemnych, zapluskwionych izb snują się niczym kurz komunistyczne idee. W takich miejscach światło latarni jest łapczywie pożerane przez mrok zaułków, na wyłożone kocimi łbami jezdnie nie zapuszczają się samochody.

Stąd wyjdą w świat przyszli nobliści. Józef Rotblat, syn zubożałego właściciela firmy transportowej, mieszkaniec Miłej, Nowolipek, a potem Dzielnej, będzie brał udział w tworzeniu amerykańskiej bomby atomowej, ale dojdzie do wniosku, że od wojny woli pokój i za działalność w ruchu pokojowym zostanie nagrodzony pierwszą wśród nagród. Także Isaac Bashevis Singer z powodu nastrojów antysemickich i biedy podąży za swoim bratem, jednym z buntowników literatury, Izraelem Joszuą Singerem, i wyemigruje do Stanów. Zostawi Krochmalną, gdzie kontrolę nad ludźmi przejęły brud, choroby i ubóstwo, żeby za oceanem pracować na swoją pisarską sławę i chwałę. Ale obrazy warszawskich ulic nigdy go nie opuszczą i po wsze czasy będą okupować strony jego książek. Na prawach zasiedzenia.

Z chasydzkich bożnic Dzielnicy Północnej dobiega monotonny szum modlitwy, który miesza się z brzęczeniem tramwajów, pokrzykiwaniem handlarek, płaczem dzieci i piskiem biedy. A w ten gwar wdzierają się jeszcze dźwięki dzwonów z kościołów katolickich i ewangelicko-reformowanego, który sąsiaduje z mieszkaniem Ringelbluma. Spośród tych trzech świątyń nadchodzący armagedon w najlepszym stanie przetrwa parafia Świętego Augustyna przy Nowolipkach i właśnie wieża tej budowli stanie się punktem orientacyjnym wśród gruzów, które przesłonią horyzont od wschodu, zachodu i północy.

Ale to dopiero za parę lat.

Na razie życie Leszna i innych ulic Dzielnicy Północnej toczy się według starych zasad – dzień, noc i szabat, gdy lokalny świat bierze oddech. Sklepy, warsztaty i pracownie zamykają się w piątek przed zmierzchem, stragany znikają, ulice pustoszeją. Jeszcze tylko strażnicy szabasu przeszukują podwórka i zaułki, odsyłają do domów opieszałych. I tyle. Czas odpoczynku. W żydowskich domach zapalają się świece. Jeśli o tej porze jakiś Żyd pojawia się na zewnątrz, to przeważnie w drodze do synagogi.

Asymilacja? Nie, dziękuję

Emanuel Ringelblum nie jest religijny. Jego lewicowe poglądy zakładają prawdopodobnie, że Boga wymyślił człowiek na swój wzór, podobieństwo i potrzeby. Dlatego szabas czy nie, pewnie jak zawsze pracuje. Czyli pisze. Jesienią 1938 roku może to być na przykład artykuł o _Chasydach i haskali w Warszawie w XVIII wieku_².

Haskala jako ruch intelektualny skupiała ludzi, którzy wierzyli w ideały oświecenia, chcieli się integrować ze społeczeństwami nieżydowskimi, ale też podnosić poziom świeckiej edukacji Żydów. To od niej rozpoczęły się ruchy asymilacyjne.

Ringelblum nie wierzy w asymilację, wierzy w byty równoległe. Nie trzeba przecież mówić tym samym językiem, żeby żyć zgodnie obok siebie.

Zwolennikiem haskali – maskilem – jest za to jego ojciec, Fajwisz, handlarz zbożem. W latach trzydziestych jeszcze żyje. Mieszka w Nowym Sączu i ledwie wiąże koniec z końcem. Tamtejszy sąd grodzki notuje, że ma do rozpatrzenia jego sprawę przeciwko Seligowi i Malce Scheinom o zapłatę za zboże³. Czy Fajwisz dostał swoje pieniądze, nie wiadomo.

Odkąd opuścił galicyjski Buczacz, nic nie układało się dobrze. Wyjechał w 1914 roku, tuż przed wkroczeniem na tamte tereny wojsk rosyjskich. Strach było zostać, gdy słyszało się o tym, do czego zdolni są Rosjanie. Fajwisz uciekał więc z całą rodziną przed śmiercią, poniżeniem i gwałtem, zabierając ze sobą dobytek i obrazy Buczacza pod powiekami – widoki zielonych pagórków otaczających miasto, leszczynowych lasów i rzeki Strypy, która wiła się jak wąż i na którą jak na węża, uważnie i z bezpiecznej oddali, spoglądały ruiny zamku. Niegdysiejsza warownia, broniąca granic Rzeczpospolitej od wschodu, stała na wzgórzu i tylko pozornie była opuszczona. W sieci jej tuneli w letnie wieczory dało się słyszeć szepty i śmiechy młodych ludzi, którzy – z dala od oczu tych, co część swojego życia już skonsumowali – cieszyli się smakiem nowości.

Pod wzgórzem, wzdłuż rzeki, przysiadły domy, niektóre wciąż jeszcze kryte strzechą, a centrum okupowały ratusz, cerkiew, kościół i synagoga. Mocno trzymała się ziemi wiekowa lipa, mimowolny świadek haniebnego traktatu, który w jej cieniu podpisał dawny król Polski Michał Korybut Wiśniowiecki z władcą osmańskim, przekazując mu w zamian za pokój dużą część wschodnich terenów Rzeczypospolitej.

Buczacz, odzyskany przez Jana III Sobieskiego i znowu stracony po rozbiorach na rzecz Austrii, zamieszkiwali Polacy, Ukraińcy i Żydzi, przy czym ci ostatni stanowili większość, bo rodzina Potockich, właściciele miasteczka, zachęcała wyznawców religii mojżeszowej, żeby się tam osiedlali, w słusznej nadziei, że rozkręcą handel i usługi. Galicyjski Buczacz był więc sztetlem, w szabas pachnącym czulentem, zimą rozświetlanym przez chanukowe płomienie w ośmioramiennych świecznikach, wiosną wymiatającym ze wszystkich kątów okruchy chleba przed nadchodzącym świętem Paschy, latem, na święto Sukkot, zajętym budowaniem szałasów i z powagą – jak na tradycję przystało – obchodzącym jesienią Rosz ha-Szana i Jom Kippur. Ale niezwykłe w Buczaczu było to, że choć szanował tradycję, otwierał się na nowe możliwości i wyzwania intelektualne. Od chasydyzmu wolał haskalę, która głosiła, że Żydzi muszą wyjść z izolacji, bo to da im podstawę do uzyskania pełni praw. Zwolennicy haskali uczyli się hebrajskiego i dbali o własną kulturę, ale pozbywali się tradycyjnych strojów, chętnie mówili w językach miejscowych i posyłali dzieci do szkół powszechnych. Tak jak Fajwisz Ringelblum, który obciął pejsy i nosił tylko krótką, rudawą brodę⁴, ubierał się na wpół po żydowsku, na wpół po europejsku, a dzieci najpierw oddał do chederu, a potem do szkoły świeckiej. Emanuel zaczyna tam naukę prawdopodobnie w wieku dwunastu lat. W Buczaczu skończy pierwszą i drugą klasę, będzie bardzo dobrze mówił po polsku. Potem okaże się to ważne.

Jednak mimo że Buczacz prezentuje otwartość na świat, to społeczności polska, żydowska i ukraińska żyją osobno. Dzieci uczą się w tych samych klasach, siedzą obok siebie w ławkach, ale po lekcjach rozchodzą do domów we własnych grupach narodowościowych.

Polacy nie lubią Ukraińców ani Żydów, Ukraińcy – Polaków, a Żydzi nie chcą się zbliżać ani do jednych, ani do drugich. Szczególnie mają pretensje do Polaków o to, że podczas spisu ludności w 1910 roku ci naciskali na nich, żeby zgłaszali jako ojczysty język polski, a nie jidysz, bo dzięki temu polskojęzyczna społeczność miałaby przewagę w wyborach i rozdziale stanowisk. Skutek jest taki, że obcość trzyma się mocno. Rośnie za to świadomość narodowa Żydów. Wielu zaczyna się przyłączać do syjonistycznej partii Poalej Syjon, u innych refleksja nad życiem przegrywa z trudną codziennością, jeszcze inni wyjeżdżają, jak przyszły noblista Szmuel Josef Agnon, Szymon Wiesenthal, znany po wojnie „łowca nazistów”, czy Jakub Freud, który wsławi się tym, że będzie ojcem Zygmunta. Wszyscy oni opuszczają Buczacz w nadziei na lepsze życie, bo nawet jeśli miasteczko ma intelektualne ambicje, to wciąż jest biedne.

Fajwisz Ringelblum w pierwszych latach XX wieku jakoś daje sobie radę, bo Emanuel – według relacji jego kolegów – lata dzieciństwa będzie wspominał chętnie i z uśmiechem. Nie znamy tych wspomnień, możemy tylko przypuszczać, że były podobne do retrospekcji, którymi podzieliła się po latach także pochodząca z Buczacza Mina Rosner:

W Buczaczu kwitło życie kulturalne. Młodzież nigdy nie przepuściła okazji, aby obejrzeć sztukę teatralną, koncert albo film. Trupy artystyczne przyjeżdżały nawet z Wilna i pomimo że większość mieszkańców miasta klepała biedę, zawsze znajdowali pieniądze na bilety. W weekendy organizowaliśmy wypady na wieś. Zakładaliśmy plecaki i całą bandą wyruszaliśmy na dwudziestokilometrowe wędrówki. Szliśmy środkiem drogi i śpiewaliśmy piosenki. Innym razem wynajmowaliśmy łodzie i śpiewając, wiosłowaliśmy w dół rzeki⁵.

Ten sielski krajobraz parę lat później, w 1919 roku, spłynie krwią, gdy w wyniku okrucieństwa, jakie okażą sobie nawzajem polscy i ukraińscy sąsiedzi, dojdzie do tortur, gwałtów i mordów. Ale Emanuel Ringelblum i jego rodzina nie będą już tego oglądać.

Pożegnanie ze sztetlem

Tragedia dotyka ich parę lat wcześniej, gdy umiera żona Fajwisza, matka Emanuela i trójki jego rodzeństwa, Rachela z domu Heller. Emanuel, urodzony 21 listopada 1900 roku, ma wtedy dwanaście lat. Fajwisz wkrótce żeni się ponownie. Kiedy życie zadaje mu kolejny cios i Ringelblum decyduje się opuścić Buczacz wobec groźby nadejścia Rosjan, oprócz dzieci towarzyszy mu także nowa żona – Mala.

Zatrzymują się najpierw w Kołomyi, gdzie Emanuel kończy kolejne dwie klasy gimnazjum, a w 1916 roku jadą dalej, do Nowego Sącza, żeby zamieszkać sześcioosobową rodziną w jednopokojowym mieszkaniu z kuchnią przy Sobieskiego.

Po roku przenoszą się pod inny adres, na Żeglarską, ale ich warunki mieszkaniowe się nie zmieniają⁶. O tym, jak źle powodzi się rodzinie Ringelblumów w Nowym Sączu, niech świadczy wspomnienie jednego z przyjaciół Emanuela, piętnastoletniego wówczas Mendla Najgroszla:

ubogie, przygnębiające miejsce z niewielką kuchnią, mały pokój i w każdym wolnym miejscu łóżka. Czuć było cichy smutek w domu, gdzie panowały ubóstwo i samotność wykorzenionych ludzi. Macocha Ringelbluma robiła smutne wrażenie. Zatroskana niczym zagubiona dusza, z włosami zawsze w nieładzie, wyglądała jak ktoś, kto nie pokładał już żadnej nadziei w rzeczach ani ludziach. Nikt nigdy nie widział jej na zewnątrz; wyglądała, jakby żyła na jakimś zapomnianym lądzie⁷.

Zważywszy na to, że siostra Emanuela Giza chodzi do prywatnego gimnazjum – a to przyjemność zarezerwowana raczej dla dziewcząt z zamożnych rodzin – pogłoski o ubóstwie Ringelblumów mogą być przesadzone⁸. Tak czy inaczej, patrząc na Ringelbluma, Najgroszl widzi smutnego, poważnego młodego człowieka i także w nim dostrzega symptomy upadku rodziny.

Najwyraźniej jednak trudy życia nie odbijają się na nauce Edka lub Edzi, jak nazywają Emanuela koledzy z tamtych lat. Przynajmniej początkowo, bo piątą klasę w nowosądeckim Gimnazjum imienia Jana Długosza Edzia kończy „chlubnie”⁹. Ma prawie same piątki z wyjątkiem mineralogii i łaciny, które zalicza na cztery. W następnej klasie jest może trochę gorzej i na świadectwie pojawia się więcej trójek, ale to raczej efekt zaangażowania siedemnastoletniego Emanuela w działalność poza szkołą.

Towarzysz Edzia

Nowy Sącz nie może się pochwalić taką otwartością jak Buczacz, tu chasydyzm trzyma się znacznie mocniej, ale dla Ringelbluma to raczej bez znaczenia, porywa go inny wiatr – dołącza do socjalistycznej partii robotników żydowskich Poalej Syjon. Młodzi ludzie na wiecach i zebraniach zastanawiają się, co będzie, kiedy wojna się skończy, jaki świat się narodzi i co zrobić, aby stał się lepszy dla Żydów. Łączą ich nadzieje, emocje i wielkie plany. To ten moment w życiu Emanuela, gdy poznaje swoich najbliższych przyjaciół: Rafała Mahlera i Artura Eisenbacha, który za parę lat ożeni się z jego siostrą Gizą.

Emanuel Ringelblum, lata 20.

ŻIH

Relacja Mahlera pokaże nam Ringelbluma takiego, jaki był w czasach nastoletniej młodości:

Edzia stał się ulubieńcem żydowskiej młodzieży robotniczej i uczniów w Sączu. Przystojny jasnowłosy uczeń w swojej szkolnej pelerynie przyciągał uwagę wszystkich. Jego lekki, szczery śmiech, jego żydowskie ludowe i socjalistyczne pieśni pobrzmiewały echem w miejskim parku, gdzie spędzał letnie wieczory otoczony młodymi mężczyznami i kobietami¹⁰.

Emanuel wiernie podąża za Dowem Berem Borochowem, rosyjskim filozofem i politykiem, który założył partię Poalej Syjon w pierwszej dekadzie XX wieku, wyposażył ją w idee marksizmu oraz syjonizmu i puścił w świat. Żeby zdobywała nowych członków, żeby jej idee – emancypacja Żydów w diasporze i socjalistyczna Palestyna jako ziemia obiecana – pączkowały w żydowskiej wyobraźni, stawały się marzeniami wartymi realizacji. Szczególne znaczenie Borochow nadaje językowi jidysz, który jako język mas ludowych z diaspory powinien zerwać z etykietą pogardzanego żargonu i stać się platformą kultury i porozumienia Żydów różnych profesji i z różnych państw. Ringelblumowi bardzo się ta wizja podoba. Jeśli naród ma przetrwać w diasporze, musi mieć własny język.

Borochow nie żyje od 1917 roku. Warszawski oddział partii w każdą rocznicę jego śmierci organizuje spotkania wspomnieniowe. Któregoś razu Ringelblum spóźnia się na uroczystość i dociera na miejsce, gdy drzwi budynku są już zamknięte. Jest niepocieszony. Mimo że na dworze mróz, stoi i czeka dwie godziny, aż wszyscy wyjdą.

– Chciałeś się ukarać? Za co?! – Jakow Kener, partyjny kolega, jest zdumiony.

– Spóźniłem się na upamiętnienie Borochowa. Na nic innego nie zasłużyłem – mówi Ringelblum.

Mendel Najgroszl zapamięta przypadkowe spotkanie na ulicy w Nowym Sączu. Emanuel jest roztrzęsiony, właśnie przeczytał książę, która obala idee socjalizmu.

– Jeśli ta książka ma rację – Ringelblum robi znaczący gest ręką – to nie pozostaje mi nic innego, jak popełnić samobójstwo.

Ta fanatyczna niemal wiara, poddana próbie wątpliwości, okazuje się jednak zbyt silna, żeby się jej wyprzeć, i dla Ringelbluma emancypacja w diasporze, syjonizm i marksizm już zawsze będą jedynymi drogowskazami.

W Nowym Sączu mieszka do matury, którą zdaje w czerwcu 1920 roku. Z polskiego musi omówić _Nie-Boską komedię_ i wiersz Adama Asnyka _Przeminął czas_, z matematyki wyprowadzić między innymi styczną do paraboli, na historii dostanie do analizy relacje pomiędzy Rusią Halicką a Polską i – co będzie niemal jak przepowiednia jego późniejszej kariery zawodowej – „dzieje Żydów w dawnej Polsce”.

Na świadectwie otrzyma ogólną ocenę „dojrzały z ograniczeniem”, podobnie zresztą jak rok później jego brat Leon. Czy to „ograniczenie”, którego władze szkoły nie wyjaśniają, może być spowodowane nieuczęszczaniem na lekcje religii?

Jeszcze w tym samym roku opuszcza Nowy Sącz i jedzie do Warszawy.

Po latach niewoli miasto zaczyna swobodnie oddychać. Choć imigranci przybywają ze wszystkich stron, dla każdego znajdzie się miejsce. Jest gdzie wynająć pokój, powstają nowe osiedla mieszkaniowe, żydowska społeczność tu właśnie zakłada główne siedziby swoich partii i organizacji społecznych, zaczynają działać teatry i kina, ukazują się gazety żydowskie. Ringelblum ma w kieszeni zaledwie parę groszy, ale Warszawa jest obietnicą lepszego. Tu wszystko może się udać.2

Nudny nauczyciel

Panienki nie traktują go poważnie. Chichoczą, robią sobie żarty, jak wtedy z tym zdechłym śledziem, którego podkładają mu do piórnika. Wybiegł z sali wzburzony, ale nikomu się nie poskarżył.

Może powodem braku posłuchu jest jego wymięta koszula i zadyszka, gdy wpada spóźniony do klasy. Albo uśmiech, jakiś taki niepewny. A może chodzi o zakola nad czołem, trochę za wysokie jak na trzydziestoparolatka, które sprawiają, że wydaje się starszy, a co za tym idzie – z góry skazany na przegraną. Bo wiadomo – starość, a nawet tylko dojrzałość, nie budzi respektu u młodości. Najprawdopodobniej jednak traci poważanie dlatego, że jako nauczyciel historii jest trochę nudny. Tak powie kiedyś jeden z jego znajomych Icchak Cukierman¹. Ale on go nie lubi, więc kto wie, jak jest naprawdę.

– Panie Ringelblum, jak się dziś miewa Uri?

Sprytne są. Dobrze wiedzą, że o swoim synu Emanuel Ringelblum może mówić bez końca, wystarczy więc tylko lekko poruszyć tę strunę, a udaje się nawet odłożyć sprawdzian.

Ostatecznie jednak gimnazjalistki z zamożnych żydowskich domów i tak nie mają wyjścia: muszą wchłaniać daty i fakty, bo historia – uważa Ringelblum – jest kluczem do przyszłości. Tylko znajomość własnych dziejów jako nieodłącznej części historii powszechnej pozwoli Żydom zachować odmienność narodową, a jednocześnie sprawi, że dobrze poczują się w kraju, w którym żyją. Ta wiedza zbuduje w nich poczucie wartości, da im wreszcie argumenty potwierdzające, że nie są w Polsce obcym, nikomu niepotrzebnym wtrętem, ale grupą narodowościową, która od setek lat tworzy krwiobieg tego kraju, walczy o niego, pracuje na jego dobrobyt, więc należą się jej takie same prawa jak innym. Dlatego jakiś czas temu postanowił, że opowie o historii swojego narodu na terenie Mazowsza. Opisze, jak to było tutaj z tymi Żydami.

– Pytają panie o Uriela? To bardzo zdolny chłopiec, bardzo…

Panienki jeszcze nie rozumieją znaczenia przeszłości. Na to potrzeba czasu. Bywa, że nawet całego życia, jak w przypadku tej blondynki z niebieskimi oczami, Adiny Blady-Szwajger, która własną historię opowie za jakieś sześćdziesiąt lat. Dopiero wtedy będzie gotowa. Adina też nie przepada za swoim nauczycielem. Nie lubi jego ordynarnych, „końskich żartów”, tego, że jest „bardziej komunistyczny niż komuniści” i że jej schlebia, bo jest córką dyrektorki szkoły².

Nie czekać na Mesjasza

Może faktycznie nastolatki z gimnazjum dla dziewcząt żydowskich Jehudija doktor Emanuel Ringelblum uczy bez przekonania. I robi to głównie dlatego, że dostaje wprawdzie niewielką, lecz stałą pensję, która w powiązaniu z innymi pracami składa się na względną stabilizację dla jego rodziny. Zapewne znacznie chętniej przekazuje swoją wiedzę młodym robotnikom na wieczorowych kursach. Oni rzecz jasna słuchają z większym zaangażowaniem, w nadziei, że zaczną rozumieć cokolwiek z tego świata i kiedy przyjdzie czas, zmienią reguły gry – tu czy w Palestynie. Ringelblum jako działacz partii Poalej Syjon-Lewicy też na to liczy. Mesjasz nie przybędzie. Lud robotniczy sam musi zadbać o swoją przyszłość.

Emanuel Ringelblum z żoną Judytą i synkiem Urim, urodzonym w 1930 roku

Yad Vashem

Gdy w roku 1920 partia Poalej Syjon dzieli się na prawe i lewe skrzydło, Ringelblum wybiera lewicę. Uważa, że swój cel – ojczyznę w Palestynie – Żydzi mogą osiągnąć tylko w porozumieniu ze Związkiem Radzieckim, a nie z imperialną Wielką Brytanią, godną raczej obalenia na drodze rewolucji. Dlatego tak zwana Deklaracja Balfoura z 1917 roku zostaje przez lewicowców odrzucona. Członkowie Poalej Syjon-Lewicy nie wierzą, że Brytyjczycy chcą stworzyć w Palestynie „dom dla narodu żydowskiego”, dlatego wolą pracować nad zbliżeniem do Rosji Radzieckiej. ZSRR dopiero powstaje, ale już wówczas wielu marksistów w różnych zakątkach świata patrzy na Wschód z nadzieją.

To Wielka Brytania będzie jednak pociągać za sznurki. Turcja, która włada Palestyną, jako jeden z przegranych I wojny światowej musi pozwolić, żeby Liga Narodów utworzyła na terenach palestyńskich brytyjski mandat ze stolicą w Jerozolimie. Brytyjczycy jako mandatariusze mają pomagać w budowaniu samorządu terytorialnego oraz dopilnować, aby przestrzegano prawa cywilnego i religijnego w odniesieniu do wszystkich mieszkańców – Arabów i Żydów. Społeczeństwo zamieszkujące Palestynę ma dorosnąć do demokracji.

Odzew jest natychmiastowy. Do tej pory Żydzi z Europy najchętniej emigrowali do Stanów Zjednoczonych, teraz coraz częściej wybierają Palestynę. Także ci pochodzący z Polski, zmęczeni rosnącym antysemityzmem i walką o byt w kraju, który dopiero uczy się, jak radzić sobie sam ze sobą. Napływ imigrantów powoduje, że w Palestynie robi się gęsto i jeszcze goręcej niż zwykle – Żydzi i Arabowie nie są w stanie żyć zgodnie na jednym niewielkim kawałku ziemi, coraz częściej dochodzi do konfliktów, wybuchają zamieszki. Władze mandatowe niemal od początku regulują napływ imigrantów w zależności od potrzeb i możliwości kraju, ale w 1930 roku ogłaszają, że będą ograniczać przyjmowanie nowych osadników. Na warszawskie Nalewki wychodzą wówczas setki Żydów, żeby protestować przeciwko takiej polityce. Jeśli Ringelblum nigdzie akurat nie podróżuje, można mieć niemal pewność, że idzie razem z tłumem.

Emanuel dobrze rozumie potrzeby młodych. Jeszcze parę lat temu sam gotów był emigrować. W czerwcu 1921 roku zostaje przyjęty na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Warszawskiego, ale gdy rok później chce się przenieść na medycynę, dostaje odmowę. Jako powód rektor UW podaje _numerus clausus_ – zasadę ograniczonej liczby miejsc dla studentów żydowskich.

W tamtym czasie Żydom coraz trudniej jest się dostać na studia, a na wydział medyczny w szczególności. Za dużo tej żydowskiej inteligencji, „panoszy się” i odbiera stanowiska „prawdziwym” Polakom.

Sami Żydzi podejrzewają, że w wypadku medycyny jest jeszcze jeden powód – „żydowskie trupy”. Zarówno profesorowie, jak i studenci oburzają się, że do prosektoriów wydziałów lekarskich bardzo rzadko trafiają zwłoki Żydów, dlaczego więc dopuszczać studentów wyznania mojżeszowego do badań anatomicznych? Żydom rzeczywiście trudno się pogodzić z tym, że ciała ich współwyznawców mają służyć do eksperymentów, poza tym prywatne zakłady pogrzebowe chowają na swój koszt nawet zmarłych, po których nikt się nie zgłasza. W rezultacie Żydzi w salach prosektoryjnych jako materiał badawczy to rzadkość. Z biegiem lat także inne wydziały będą ograniczały liczbę żydowskich studentów. Martwi Żydzi jeszcze mogliby się do czegoś przydać. Żyjący – niekoniecznie.

Ringelblum jest tak rozgoryczony odmową rektora, że 25 października 1922 roku składa podanie o zgodę na wyjazd z kraju, otrzymuje ją, po czym… zostaje w Polsce i jeszcze tego roku jesienią zaczyna studiować historię na Wydziale Filozoficznym. Ucząc się o przeszłości, bacznie obserwuje teraźniejszość. A to moment, który zapisuje się w annałach jako czas wielkich zmian. Polska odzyskała niepodległość, kobiety wywalczyły sobie prawa wyborcze, wojna z Sowietami o granice została wygrana, szaleją hiperinflacja i przestępczość, rośnie niechęć do wyznawców judaizmu. W trudnej sytuacji gospodarczej Żydzi stają się przyczyną wszelkiego zła, więc działacze narodowej demokracji na murach i słupach wieszają plakaty z radą, aby ci „zabrali swoje łapy precz”. To początek festiwalu nienawiści. Na południu i na wschodzie Polski dochodzi do pogromów. Za jakiś czas rozpocznie się bojkot żydowskich sklepów, na uczelniach będzie działać getto ławkowe, wspomniany już _numerus clausus_ i _numerus nullus_, a wykładowcy i studenci uznają za stosowne okazywać żydowskim kolegom jawną wrogość i pogardę. Na skutek antyżydowskiej kampanii ginie w zamachu – wybrany jakoby głosami Żydów – pierwszy prezydent Rzeczypospolitej Gabriel Narutowicz.

Nowa Polska pokazuje swoje odrodzone oblicze.

Demonstrowanie bezczelnej żydowskiej niezgody na rzeczywistość jest niebezpieczne. Po wszystkim na chodnikach leżą ludzie z zakrwawionymi twarzami, odbitymi nerkami, skopani, opluci.

Jakby tego było mało – w środowisku żydowskim też dochodzi do rozłamów i kłótni. Wyjechać czy zostać? A jeśli zostać, to jak? Asymilować się czy walczyć o własną odrębność i prawa? Lepiej mówić w jidysz czy po hebrajsku? Lepsza jest diaspora czy Palestyna? Religia czy laicyzm? I co sprawiło, że Żydzi przetrwali na obczyźnie – wiara w Boga czy ekonomia?³

Na dyskusjach się nie kończy. Argumenty słowne, wykrzykiwane w jidysz, po hebrajsku i po polsku, zamieniają się w rękoczyny i z sal obrad przenoszą na ulice, a nawet do bożnic. Biją się między sobą ortodoksi, komuniści i socjaliści z Bundu, aż wreszcie rabinat bierze sprawy w swoje ręce i któregoś dnia za pomocą czarnych świec i złowrogich zaklęć rzuca klątwę na gazetę bundowców – „Fołks-Cajtung”. Pobożni Żydzi nie mają odtąd prawa jej czytać.

Klątwa najwyraźniej nie pomaga, bo młodzież z religijnych domów, gdzie bieda i brak perspektyw każą szukać nowych znaczeń dla słów „Bóg”, „ojczyna” i „szczęście”, poddają się modzie na lewicowe hasła. Mężczyźni zamieniają chałaty na swetry i marynarki, kobiety wkładają skórzane kurtki, jak te noszone w Rosji przez czekistki⁴, i przyłączają się do walki klasowej. Inni, nawet ci lepiej sytuowani, porzucają nie tylko tradycję, lecz także swoje rodziny, wsiadają w tramwaj numer 24 i jadą na warszawską Pragę, na Grochów. Tam córki rabinów i kupców doją krowy, wybierają jajka kurom i uprawiają kwiaty, a dawni uczniowie jesziwy orzą i sieją⁵. A wszyscy razem uczą się mówić po hebrajsku i pielęgnują jedyną wiarę, jaka wydaje im się słuszna – że pewnego dnia wykorzystają tę wiedzę i umiejętności w Palestynie. Kibuc – trzydzieści hektarów ziemi wzdłuż ulicy Grochowskiej – to przedmurze ich raju, którego chcą zaznać jeszcze za życia. Jest bieda, śpią po dwie–trzy osoby na łóżku, ale tworzą rodzinę. Na piątkowe i sobotnie potańcówki w kibucu schodzą się tłumy młodych ludzi. Raz przyjeżdża nawet piękna Zofia Ołdak – Miss Judea 1929 – nie po to jednak, żeby tańczyć, ale fotografować się z krowami⁶.

Emanuel Ringelblum w młodości

commons.wikimedia.org/wiki/File:EmanuelRingelblum_1900-1944.jpg

Kibucowa młodzież oprócz tego, że uczy się rolnictwa i innych praktycznych zawodów – szewstwa, krawiectwa, ciesielstwa – jest także kształtowana ideologicznie. Z podobnych kibuców wyjdą w świat całe pokolenia młodych działaczy syjonistycznych, takich jak Mordechaj Anielewicz z Ha-Szomer Ha-Cair i Icchak Cukierman z Droru.

Historycy żydowscy nie ustają w wysiłkach, żeby tłumaczyć i łagodzić, a Ringelblum staje w pierwszym szeregu. Opowiada się przy tym za językiem jidysz, laicyzmem i ekonomią, choć nie lekceważy roli, jaką w przetrwaniu Żydów odegrała religia. A jednak – uważa – Żydzi to nie grupa religijna, tylko narodowościowa. Są przecież wśród nich niewierzący, są zasymilowani z polskim społeczeństwem, którzy chcą się czuć jego częścią. Narodu nie tworzy religia, ale język, pamięć o obyczajach przodków i historia. A tę Żydzi powinni pisać samodzielnie. W ten sposób uchronią swoje dzieje od przeinaczeń i zapomnienia. I niech wreszcie żydowska historia zacznie być traktowana jako integralna część historii Polski. Bo przecież tych dwóch przeszłości nie da się rozdzielić.

– Powinien pan wyjechać – powie mu spotkany na ulicy w 1934 roku Melech Rawicz, poeta, niegdyś gwiazda awangardy literackiej i współautor skandalizującego poranka na Lesznie. Sam zaczyna już pakować walizki. Nie może znieść antysemityzmu.

Ringelblum się uśmiecha.

– Zostaję. Polscy Żydzi mają przed sobą przyszłość!

Rozwlekły język, kiepski styl

W 1927 roku na Uniwersytecie Warszawskim broni pracy doktorskiej pod tytułem _Żydzi w Warszawie od czasów najdawniejszych do roku 1527_. Według jego ustaleń Żydzi osiedlali się na Mazowszu niechętnie: „im wyższy jest stopień kultury w danej dzielnicy, tym szybciej następuje tam kolonizacja żydowska”⁷ – pisze. Pewnie dlatego pod względem osadnictwa żydowskiego biedne, zacofane Mazowsze jest na szarym końcu – Żydzi przybywają tam dopiero w XV wieku.

Bieg czasu wiele zmienia – w chwili gdy Ringelblum stawia w swojej pracy ostatnią kropkę, centrum tego Mazowsza, Warszawa, jest już największym skupiskiem Żydów w Europie. Co trzeci mieszkaniec milionowej stolicy Polski deklaruje, że jest wyznania mojżeszowego.

Dysertacja rozpęta burzę, która niemal zniszczy marzenia Ringelbluma o dalszej pracy naukowej. Historycy żydowscy, jak Ignacy Schiper, poseł na sejm i mentor Ringelbluma, Majer Bałaban, nestor historiografii, a także promotorzy: Marceli Handelsman i Jan Kochanowski, docenią pionierskie walory jego badań. Ale środowisko historyków polskich w większości jest oburzone – autor pracy nie podaje źródeł informacji albo wykorzystuje te, które nie mają charakteru źródłowego, tym samym brakuje mu wiarygodnych argumentów na poparcie niektórych tez. I nie zna łaciny, przez co źle tłumaczy staropolskie teksty. Jego rozprawa napisana jest „niepoprawnym i rozwlekłym językiem, ma niewłaściwy ton, jaskrawą i naiwną stronniczość”, jest „tendencyjna” i zawiera „błędne sugestie”. _Ergo_ – „nie nadaje się do ogłoszenia drukiem”⁸.

Dla Ringelbluma to cios. Czuje się odrzucony przez świat naukowy, a przynajmniej przez jego część. Uważa, że za tą krytyką stoją pobudki antysemickie, że historyków polskich zabolał fakt przywołania przez niego pogromów Żydów, za które odpowiadał kler, że mają mu za złe przypominanie o lichwie, którą parali się także chrześcijanie, i o „prezentach”, jakie Żydzi składali polskim królom w zamian za prawo pobytu.

Emanuel podnosi się jednak, zrzuca z barków ciężar porażki i – choć rozgoryczony – nadal prowadzi badania historyczne. Poświęca na to każdą wolną chwilę. Pisze o tym, jak żyli Żydzi w osiemnastowiecznej Warszawie, jak się ubierali, o czym myśleli, jakie mieli plany. O ich medycynie, o lekarzach, aptekarzach, felczerach, o ruchu wydawniczym, o udziale Żydów w powstaniu kościuszkowskim. Jako autor ponad stu dwudziestu studiów, esejów i artykułów w okresie międzywojennym stanie się jednym z najbardziej efektywnych badaczy dziejów żydowskich na Mazowszu, przodownikiem pracy.

Korzysta z archiwów bibliotecznych i miejskich, a także z akt sądowych. Narzeka, że giną rejestry gmin żydowskich, że nie są powoływane towarzystwa historyczne, że nikt nie zbiera dokumentów i artefaktów. Brakuje mu osobistych wspomnień i relacji dawnych żydowskich mieszkańców Warszawy. Dlatego sam, kiedy tylko może, powołuje się na zwykłych obywateli – dla innych historyków niemal przezroczystych, dla niego ważnych świadków zdarzeń. Wędrowni kuglarze, grajkowie, włóczędzy, żebracy, nawet złodzieje – wymienia ich po imieniu i z szacunkiem – nieśli w przyszłość obyczaje i tradycję, stali się nicią łączącą „dzisiaj” i „kiedyś”. Ringelblum jest zdania, że właśnie tak to się powinno odbywać, że w gromadzenie świadectw przeszłości należy włączać także zwykłych obywateli. Tylko dzięki nim przechowa się pamięć o żydowskim folklorze, o tym, jaki miał smak, zapach, kolor i dźwięk.

Takie podejście do zbierania okruchów historii to pokłosie wyjazdu do Wilna. Ringelblum jedzie tam w 1926 roku, jeszcze przed obroną pracy doktorskiej, żeby uczyć w żydowskim gimnazjum humanistycznym. Ale chce się także włączyć w prace sekcji historycznej Żydowskiego Instytutu Naukowego – JIWO, który powstał w Wilnie rok wcześniej. Instytut prowadzi badania nad językiem jidysz, żydowską historią, zagadnieniami psychologii, ekonomii i statystyki. Patronują mu Albert Einstein, Zygmunt Freud i historyk Szymon Dubnow⁹.

Historycy z JIWO kładą nacisk na badania nad codziennym życiem Żydów. Brak pieniędzy nie jest dla nich przeszkodą. Potrafią całymi tygodniami włóczyć się z bezdomnymi, żeby poznać ich obyczaje i powiedzonka i nie dostać za to ani grosza. Karmią się entuzjazmem i poczuciem misji. Uważają, że przeszłość nie jest zamkniętym projektem, ma kontynuację w teraźniejszości, sprawdzają więc, jak upływ czasu zmienia zwyczaje – jak się teraz ubierają Żydzi, jak się odżywiają, czy częściej się kąpią, do jakich szkół posyłają dzieci i od czego to zależy, jak zawierają małżeństwa, jak mieszkają, gdzie pracują. Żeby uzyskać odpowiedzi, badacze tworzą kwestionariusze i ankiety, ogłaszają konkursy na biografie. Zachęcają młodych ludzi, żeby opisywali swoje losy. Bo aby zrozumieć zbiorowość i naród, trzeba najpierw poznać jednostkę¹⁰.

Prośba Ringelbluma o przyjęcie do JIWO spotyka się z przychylnością. W końcu przybysz z Warszawy może się już pochwalić pewnymi sukcesami – w 1923 roku razem z Rafałem Mahlerem i Arturem Eisenbachem założył Koło Młodych Historyków – Junger Historiker Krajz – jedyną platformę wymiany myśli dla żydowskiego środowiska akademickiego zainteresowanego tą dziedziną wiedzy. Koło wydaje własną gazetę w jidysz – „Junger Historiker”¹¹, co – podkreśla Rafał Mahler – należy zawdzięczać głównie Ringelblumowi, jego energii i zdolnościom organizacyjnym.

JIWO także docenia zapał historyka z Warszawy, bo wydaje mu zgodę na powołanie Komisji Historycznej i Ringelblum zaczyna przygotowywać wytyczne dla młodych Żydów z Europy Wschodniej, jak zbierać materiały do późniejszych opracowań.

Za kilkanaście lat wiedza i umiejętności zdobyte w Wilnie przydadzą mu się do zainicjowania i poprowadzenia przedsięwzięcia, które stanie się jego największym wkładem w pamięć o żydowskiej historii.

W pogoni za życiem

Grupa pisarzy i naukowców stoi na tle drewnianego budynku, który przypomina dworek. Ringelblum jako jedyny się uśmiecha. Obok niego między innymi: dziennikarka i pisarka Rachela Auerbach, jej partner Icyk Manger – poeta jidysz, imigrant urodzony na Bukowinie – historyk Jakub Szacki oraz Rafał Mahler. To zdjęcie zostaje zrobione mniej więcej w 1930 roku, być może podczas spotkania jednej z licznych organizacji, w których prace zaangażował się Ringelblum. Działa wtedy w Związku Literatów i Dziennikarzy Żydowskich, jest członkiem Związku Zawodowego Nauczycieli Szkół Żydowskich w Polsce, Żydowskiego Towarzystwa Krajoznawczego, które zachęca do poznawania zabytków i dorobku kulturalnego Żydów, a także działaczem CEKABE – Centrali Kas Bezprocentowych, która wspomaga biedniejszych pożyczkami z zagranicy. Rozdziela je amerykańska organizacja pomocowa Joint. Szefem jej polskiego oddziału jest Icchak Giterman, ważna postać w życiu Ringelbluma, ale o tym za chwilę.

W 1928 roku, już po powrocie z Wilna, bez szans na uniwersytecki etat naukowy (podobnie jak wielu innych żydowskich naukowców), Ringelblum idzie na kurs dla nauczycieli. Dyplom Uniwersytetu Warszawskiego mówi, że w listopadzie 1928 roku doktor Emanuel Ringelblum złożył egzamin i zdobył prawo do nauczania historii.

Emanuel Ringelblum (pierwszy z lewej) z grupą żydowskich artystów i intelektualistów. Obok niego od lewej Icyk Manger, Rachela Auerbach, Jakub Szacki, Berk Horowic, Rafael Mahler i M. Weinberg, ok. 1930

Archiwum YIVO, Nowy Jork

W latach trzydziestych jest więc w ciągłym biegu – uczy młodzież, nadal bada historię, publikuje artykuły i rozprawy, a nawet zostaje sekretarzem sekcji historyków żydowskich na VII Międzynarodowym Kongresie Nauk Historycznych. To on zresztą agituje wśród kolegów do wzięcia udziału w wydarzeniu. Dzięki niemu historycy żydowscy po raz pierwszy występują na Kongresie jako odrębna grupa. Zostaje też redaktorem „Folkshilf” – organu prasowego CEKABE. Będą się tam ukazywać przejmujące relacje z życia żydowskich miasteczek, a niejeden autor amator wykaże się talentem literackim. Ringelblum to zapamięta i kiedyś wykorzysta. Kontynuuje też pracę w zarządzie Żydowskiego Domu Akademickiego na warszawskiej Pradze. Nowoczesna placówka oferuje studentom – ale już nie studentkom, choć tych jest czterdzieści procent – trzysta dwuosobowych pokoi, salę gimnastyczną, czytelnię, bibliotekę, salę do gier rozrywkowych, a nawet zakład fryzjerski i ciemnię fotograficzną. Jednym z mieszkańców tego luksusowego akademika będzie student prawa, Menachem Begin, później żołnierz Andersa, premier Izraela i laureat Pokojowej Nagrody Nobla. W 1937 roku budynek zajmą uczestnicy strajku okupacyjnego przeciwko wprowadzeniu getta ławkowego – członkowie nie tylko żydowskich, ale także polskich organizacji studenckich¹².

Kamienica przy ulicy Leszno 18 w Warszawie, w której mieszkał Emanuel Ringelblum, 1940

Ze zbiorów Archiwum Państwowego w Warszawie

Właściwie nie wiadomo, kiedy Emanuel Ringelblum sypia. Może w przerwach między podróżami zdrzemnie się gdzieś na jakiejś kanapie i pędzi dalej. Odkąd przybył do Warszawy, nigdzie nie mieszkał dłużej na stałe. Były już: Nowolipki 33 mieszkania 5 (1921–1922), Dzielna 65 mieszkania 21 (1922), Miła 42 mieszkania 7 (1923). Potem Nowolipie 40 mieszkania 50 (1923–1924), Pańska 78 mieszkania 25 (1924), a w 1925 roku znowu Nowolipki. Tym razem numer 31 mieszkania 6¹³.

Gdzie będzie mieszkał, gdy wróci z Wilna, nie wiadomo. Warszawska księga adresowa odnotuje jego obecność przy szerokiej, jasnej ulicy Leszno 18, wiecznie zajętej i zabieganej, w mieszkaniu pod numerem 31 dopiero w roku 1938.

Ale tam nie jest już sam.

W którymś momencie w Poalej Syjon-Lewicy Emanuel Ringelblum poznaje Judytę (Jehudis) Herman, młodszą od niego o cztery lata działaczkę i nauczycielkę języka polskiego w żydowskich szkołach, z którą weźmie ślub. Ich jedyny syn Uriel urodzi się w 1930 roku.

Zanim doktor Ringelblum swoim przywiązaniem do rodziny zacznie wzbudzać wesołość nastoletnich panienek w gimnazjum Jehudija, będzie już znanym historykiem, publicystą, działaczem politycznym i społecznym. Człowiekiem przekonanym o własnej sile sprawczej i pełnym optymizmu. Genia Silkes, znajoma siostry Ringebluma Gizy, zapamięta: „Do Emanuela przywiązywano się, jego się lubiło, za nim się podążało”¹⁴.PRZYPISY KOŃCOWE

1

1 K. Szymaniak, _Poranek poezji i wojna zimowa. Karta z dziejów awangardy jidysz w Warszawie_, jhi.pl, bit.ly/4ce6cwq, dostęp: 1.08.2024.

2 Emanuel Ringelblum opublikował ten artykuł w listopadzie 1938 roku (E. Ringelblum, _Chasidut un haskole in Warsze in 18-tn jorhundert_, „JIWO Bleter” 1938, nr 13).

3 Wyrok Sądu Grodzkiego w Starym Sączu, Archiwum Narodowe w Krakowie Oddział w Nowym Sączu, Akta Miasta Nowy Sącz, sygn. 31/73, 31/189.

4 S.D. Kassow, _Kto napisze naszą historię? Ukryte Archiwum Emanuela Ringelbluma_, tłum. G. Waluga, O. Zienkiewicz, Warszawa: Żydowski Instytut Historyczny, 2017, s. 59.

5 M. Rosner, _I am a Witness_, Winnipeg 1990, Archiwum Historii Mówionej, web.archive.org, bit.ly/3xY3Io5, dostęp: 23.07.2024

6 Spis wyborczy, Archiwum Narodowe w Krakowie Oddział w Nowym Sączu, Akta Miasta Nowy Sącz, sygn. 31/15.

7 S.D. Kassow, _Kto napisze naszą historię?_, dz. cyt., s. 66.

8 A. Żółkiewska, _Emanuel Ringelblum. Biografia i dziedzictwo (Wprowadzenie)_, „Kwartalnik Historii Żydów”, 2015, nr 4 (256), s. 575–586.

9 Dokumenty I Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Jana Długosza w Nowym Sączu, Archiwum Narodowe w Krakowie Oddział w Nowym Sączu, Akta Miasta Nowy Sącz. sygn. 31/118.

10 S.D. Kassow, _Kto napisze naszą historię?_, dz. cyt., s. 66.PRZYPISY KOŃCOWE

2

1 I. Cukierman, _Nadmiar pamięci (siedem owych lat). Wspomnienia 1939–1946_, tłum. Z. Perelmuter, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2000, s. 88.

2 A. Grupińska, _Ciągle po kole_, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2013, s. 161.

3 S.D. Kassow, _Kto napisze naszą historię? Ukryte Archiwum Emanuela Ringelbluma_, tłum. G. Waluga, O. Zienkiewicz, Warszawa: Żydowski Instytut Historyczny, 2017, s. 113.

4 P. Fijałkowski i in., _Warsze – Warszawa. Żydzi w historii miasta 1414–2014_, Warszawa: Żydowski Instytut Historyczny, 2020, s. 286, 287.

5 M. Cieśla, _Kibuc Grochów_, Warszawa: Stowarzyszenie Szymona An-skiego, 2014, s. 3, 16.

6 M. Cieśla, _Kibuc Grochów_, dz. cyt., s. 17.

7 E. Ringelblum, _Żydzi w Warszawie. Część I: Od czasów najdawniejszych do ostatniego wygnania w roku 1527_, Warszawa: Towarzystwo Miłośników Historji, 1932, s. 8.

8 P. Fijałkowski, _Emanuel Ringelblum jako badacz historii warszawskich Żydów_, „Kwartalnik Historii Żydów” 2015, nr 4 (256), s. 39.

9 Szymon Dubnow (1860–1941) – żydowski historyk, pisarz, działacz polityczny urodzony na Białorusi.

10 S.D. Kassow, _Kto napisze naszą historię?_, dz. cyt., s. 158–166.

11 Potem będzie to „Bleter far Geszichte”.

12 A. Dylewski, _Ruda, córka Cwiego. Historia Żydów na warszawskiej Pradze_, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2018, s. 235.

13 _AR_, t. 11, s. 22.

14 G. Silkes, _Dwa spotkania z Emanuelem Ringelblumem_, oprac. K. Person, tłum. M. Siek, „Kwartalnik Historii Żydów” 2015, nr 4, s. 113.PRZYPISY KOŃCOWE

3

1 _Wydalenie znacznej liczby Żydów, obywateli polskich, z Niemiec_, „Nasz Przegląd”, 29.10.1938, nr 303, s. 2.

2 Tamże.

3 H. Arendt, _Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła_, tłum. A. Szostkiewicz, Kraków: Wydawnictwo Znak, 2020, s. 297.

4 M. Rudawski, _Mój obcy kraj?_, Warszawa: Agencja Wydawnicza TU, 1996, s. 63, 64.

5 Y. Bauer, _My Brother’s Keeper. A History of the American Jewish Joint Distribution Committee 1929–1939_, Philadelphia: The Jewish Publication Society of America, 1974, s. 246.

6 M. Rudawski, _Mój obcy kraj?_, dz. cyt., s. 60.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: