Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Raija ze śnieżnej krainy. Obcy ptak. Tom 1 - ebook

Data wydania:
15 października 2024
Ebook
39,90 zł
Audiobook
42,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Raija ze śnieżnej krainy. Obcy ptak. Tom 1 - ebook

Rok 1718 był niezwykle trudny dla nękanych nieurodzajem i wojną mieszkańców Tornedalen. Erkki Alatalo, pragnący uchronić od głodowej śmierci ukochaną córkę, postanawia wysłać ją do Norwegii. Ufa, że wędrujący za stadem reniferów Lapończycy, których opiece powierzył ośmioletnią Raiję, znajdą dla niej nową rodzinę. Dziewczynka dorasta w nowym świecie, a w zmaganiach z niechęcią otoczenia i przeciwnościami losu wspiera ją jedynie starszy o kilka lat Mikkal. Z czasem ich przyjaźń przeradza się w gwałtowną, namiętną miłość.

„Obcy ptak” to pierwszy tom sagi „Raija ze śnieżnej krainy” opowiadającej o potężnym uczuciu, które pokonuje przeciwności losu. Akcja rozgrywa się w urzekającej surowym pięknem północnej Skandynawii.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-9-1807-629-60
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Był rok 1718.

Od osiem­na­stu lat trwała wielka wojna pół­nocna. Kró­le­stwo duń­sko-nor­we­skie zdą­żyło już raz ska­pi­tu­lo­wać i w dzie­więć lat póź­niej, w roku 1709, po­now­nie rzu­ciło się w wir walki. Fry­de­ryka IV za­chę­ciła klę­ska, którą Szwe­dzi po­nie­śli w tym roku pod Po­łtawą, a pew­nie także chciał się ze­mścić za to, że w po­cząt­ko­wej fa­zie wojny Ka­rol XII zmu­sił go do ule­gło­ści.

Nor­we­gia rów­nież zo­stała uwi­kłana w kon­flikt. Ka­rol XII usi­ło­wał ją pod­bić już w 1716 roku, a te­raz wła­śnie po­no­wił próbę.

Zre­zy­gno­wał z pod­po­rząd­ko­wa­nia so­bie Eu­ropy, ale Nor­we­gia miała być re­kom­pen­satą za po­nie­sione klę­ski. W 1716 roku Ka­rol XII wkro­czył do Chri­stia­nii¹, twier­dzy Aker­shus jed­nak nie udało mu się zdo­być. Nor­we­go­wie za­jęli po­zy­cje na za­chód od mia­sta i sku­tecz­nie od­pie­rali ataki wojsk szwedz­kich usi­łu­ją­cych ich oto­czyć szczel­nym pier­ście­niem. Wkrótce uzy­skali wspar­cie ze strony Da­nii.

Sy­tu­acja Ka­rola XII sta­wała się co­raz trud­niej­sza, w końcu mu­siał pod­jąć de­cy­zję od­wrotu, żeby unik­nąć za­mknię­cia w Chri­stia­nii. Król nie za­mie­rzał jed­nak wra­cać jak nie­pyszny do domu, chciał wy­co­fać się je­dy­nie do gra­nicy szwedzko-nor­we­skiej, po dro­dze za­jąć Hal­den wraz z twier­dzą Fre­drik­sten i stam­tąd pod­jąć ko­lejne na­tar­cie.

Tym­cza­sem miesz­kańcy Hal­den spa­lili swoje mia­sto, by nie wpa­dło Szwe­dom w ręce, zaś Pe­ter We­ssel Tor­den­skiold, ka­pi­tan duń­skiej floty, z po­cho­dze­nia Nor­weg, zdo­był i znisz­czył szwedz­kie okręty w Dy­ne­kil, cho­ciaż sam dys­po­no­wał za­le­d­wie kil­koma stat­kami. Ów chwa­lebny czyn, za który uho­no­ro­wano Tor­den­skiolda stop­niem ko­man­dora, na za­wsze po­zo­stał w pa­mięci po­tom­nych.

Ka­rol XII zbie­rał siły do ko­lej­nej wy­prawy. Mą­dry po szko­dzie, tym ra­zem za­mie­rzał roz­po­cząć dzia­ła­nia wo­jenne od Fre­drik­sten i do­piero stam­tąd ru­szyć na pod­bój Nor­we­gii. Był to z pew­no­ścią roz­sądny za­miar, tyle tylko że po­zo­stał je­dy­nie za­mia­rem. Król szwedzki ni­gdy nie do­tarł da­lej niż do Fre­drik­sten, tam bo­wiem, gdy ob­ser­wo­wał ob­lę­że­nie mia­sta, tra­fiła go kula.

Nie wia­domo, kim był za­bójca, być może tak pre­cy­zyj­nie wy­ce­lo­wał ja­kiś Nor­weg, ale rów­nie do­brze mógł to zro­bić któ­ryś z lu­dzi króla.

Ka­rol XII nie cie­szył się mi­ło­ścią pod­da­nych. Rzą­dził kra­jem że­la­zną ręką i wda­wał się w wojny, które były ta­kim sa­mym nie­szczę­ściem dla Szwe­dów, jak dla ich wro­gów.

Trwa­jąca od dwóch dzie­się­cio­leci wielka wojna na pół­nocy po­chło­nęła wiele ludz­kich ist­nień i kosz­to­wała mnó­stwo pie­nię­dzy. Na­ród mu­siał pła­cić bar­dzo wy­so­kie po­datki, wsie cier­piały z po­wodu utraty rąk do pracy. Chło­pów siłą wcie­lano do woj­ska, król bo­wiem dla po­ko­na­nia wroga i roz­sze­rze­nia swego im­pe­rium po­trze­bo­wał co­raz wię­cej żoł­nie­rzy.

Luty 1718, Tor­ne­da­len

Fin­lan­dia rów­nież na­le­żała do Ka­rola XII i ona także zo­stała za­mie­szana w pro­wa­dzoną przez niego wojnę. Pod ko­niec XVII wieku kraj wy­czer­pany był wie­loma la­tami ka­ta­stro­fal­nego nie­uro­dzaju. Na sku­tek głodu zmarła wtedy nie­mal jedna czwarta lud­no­ści. Le­dwo na­ród zdo­łał otrzą­snąć się z tra­ge­dii, a już po­now­nie zo­stał zmu­szony do ule­gło­ści. Także Fi­no­wie mieli pła­cić po­datki na nową wojnę, mieli też w niej wal­czyć…

Erkki Ala­talo skoń­czył do­piero trzy­dzie­ści dwa lata, lecz wy­glą­dał na dużo wię­cej. Na ra­zie unik­nął przy­mu­so­wego wcie­le­nia do ar­mii króla Ka­rola XII, ale to w każ­dej chwili mo­gło się zmie­nić.

Erkki miał żonę i dwoje dzieci. Spła­che­tek ziemi, który upra­wiał, mu­siał wy­ży­wić ich czworo. Na po­ora­nej bruz­dami twa­rzy udrę­czo­nego męż­czy­zny od­ci­snęły swe piętno liczne nie prze­spane noce. W piw­nych oczach za­sty­gła nie­jedna łza.

Do­świad­czył w ży­ciu wielu już nie­szczęść i oba­wiał się, że przy­szłość nie bę­dzie lep­sza. Ubogi chłop z Tor­ne­da­len bał się co­raz bar­dziej. Nie o sie­bie, ale o żonę i dzieci.

------------------------------------------------------------------------

1 – Chri­stia­nia – dawna na­zwa Oslo (wszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą od tłu­maczki.).Roz­dział 1

– Jeść! Je­stem głodna, mamo! Jeść!

Cienki gło­sik dziecka prze­szedł w ża­ło­sne za­wo­dze­nie. Dwoje du­żych ciem­nych oczu na wpół z wy­rzu­tem, na wpół z bła­ga­niem wpa­try­wało się w sie­dzącą przy ka­mien­nym pa­le­ni­sku wy­chu­dzoną ko­bietę, która trzy­mała w ra­mio­nach nie­mowlę. Przy­naj­mniej mały Matti mógł za­spo­koić głód, na ra­zie Marja miała jesz­cze w pier­siach tro­chę po­karmu.

Nikt w ro­dzi­nie nie naja­dał się do syta. Od dawna kła­dli się spać o gło­dzie.

– Jeść! ó po­chli­py­wała dziew­czynka, wkła­da­jąc do buzi brudny kciuk.

– Bę­dziesz ty ci­cho! – za­grzmiał oj­ciec, su­rowo mie­rząc wzro­kiem córkę. Od jego głosu za­trzę­sła się ni­ska chata.

– Ra­iju, ko­cha­nie! – wtrą­ciła po­śpiesz­nie Marja, obej­mu­jąc moc­niej nie­mowlę. – Wszy­scy je­ste­śmy głodni i nic na to nie po­ra­dzimy. Po­patrz, mały Matti po­wi­nien za­snąć, nie ma­rudź tak okrop­nie! Je­steś już prze­cież dużą i mą­drą dziew­czynką, opo­wiedz le­piej ja­kąś hi­sto­ryjkę! Tak ład­nie opo­wia­dasz!

Ra­ija po­słusz­nie usia­dła, w mil­cze­niu smut­nym wzro­kiem po­pa­trzyła na mamę i bra­ciszka.

Opo­wiedz hi­sto­ryjkę! Ła­two po­wie­dzieć!

Ra­ija nie mo­gła nie­ustan­nie fan­ta­zjo­wać, nie za­wsze zresztą miała na to ochotę. Nie od­kryła jesz­cze, że ucieczka do świata ma­rzeń po­zwala za­po­mnieć o smut­nej co­dzien­no­ści.

Matka, do­strze­gł­szy pełne wy­rzutu spoj­rze­nie dziecka, po­czuła się jesz­cze bar­dziej zmę­czona. Miała do­piero trzy­dzie­ści lat, ale wy­chu­dzona i spra­co­wana, nie przy­po­mi­nała do­rod­nej panny o ru­mia­nych po­licz­kach, którą była w mło­do­ści. Jej sa­mej zresztą wy­da­wało się, że od tam­tego czasu mi­nęły wieki. Wciąż jesz­cze można było po­wie­dzieć, że jest ładna, ale dawna olśnie­wa­jąca uroda przy­bla­kła. Włosy, które nie­gdyś mie­niły się ni­czym doj­rzałe zboże w po­godny letni dzień, za­cze­sy­wała te­raz gładko i upi­nała na karku w kok. O lo­kach dawno już za­po­mniała.

Marja pra­co­wała po­nad siły. Upra­wiali wraz z mę­żem ka­wa­łek pola, zie­mia jed­nak była ja­łowa, a w je­sienne noce czę­sto zja­wiał się pod­stępny mróz, który nie za­wsze za­po­wia­dał swe przy­by­cie.

Erkki i Marja do­brze pa­mię­tali nie­uro­dzajne lata z końca po­przed­niego stu­le­cia. ży­wili na­dzieję, że uchro­nią swoje po­cie­chy od ta­kich wspo­mnień i dzie­ciń­stwo nie bę­dzie im się ko­ja­rzyć ze sma­kiem chleba pie­czo­nego z kory drzew.

Tyle że na­dzieja i ma­rze­nia by­wają złudne, zwłasz­cza gdy jest się bied­nym.

Lato i je­sień 1716 roku przy­nio­sły nie­uro­dzaj, a gdy nie­szczę­ście po­wtó­rzyło się rok póź­niej, ozna­czało to dla nich cał­ko­witą ka­ta­strofę.

Dwa lata głodu wy­star­czyły, by zła­mać każ­dego. Erkki i Marja zdo­łali ze­brać tro­chę zboża, ale ziarno nie nada­wało się na sprze­daż. Nie wy­star­czyło go też, by wy­ży­wić ro­dzinę pod­czas dłu­giej zimy.

Naj­cięż­sze jarzmo sta­no­wiły po­datki. Chłopi po­pa­dali w co­raz więk­sze długi i co­raz więk­szą nę­dzę. Erkki i Marja mu­sieli sprze­dać je­dyną krowę i obórka stała pu­sta, a nędzne gro­sze, ja­kie do­stali, nie wy­star­czyły na długo. Marja do­da­wała co­raz mniej mąki do chleba, który pie­kła, i te­raz, w końcu lu­tego 1718 roku, było w nim już wię­cej kory brzo­zo­wej niż mąki.

Erkki z bó­lem pa­trzył na to, jak oczy jego żony i dzieci tracą blask, jak wszy­scy troje mar­nieją z dnia na dzień, a on nie po­trafi temu za­ra­dzić.

Dla tego dum­nego męż­czy­zny bez­rad­ność, jaką od­czu­wał, była nie do znie­sie­nia. Tyle miał pla­nów, tyle na­dziei. Drę­czyło go, że nie po­trafi uchro­nić naj­bliż­szych przed gło­dem. Za­słu­gi­wali na lep­szy los.

Serce mu krwa­wiło, kiedy spo­glą­dał na smutną, drobną bu­zię uko­cha­nej córki. Dziew­czynka roz­pacz­li­wie pró­bo­wała po­ko­nać głód, po­twora gry­zą­cego jej trze­wia, lecz nie uda­wało się go oszu­kać chle­bem z kory. Erkki za­drę­czał się my­ślą, że jego dzieci wy­cho­wują się w domu, w któ­rym pa­nuje taka straszna nę­dza. Po tylu chu­dych la­tach tkwił po uszy w dłu­gach. Po­trze­bo­wał do­brych plo­nów, żeby je spła­cić. Prze­stał już wie­rzyć, że kie­dy­kol­wiek mu się to uda.

Przy­szłość ja­wiła się Erk­kiemu w po­nu­rych bar­wach. Gdyby te­raz wcie­lono go do woj­ska i zmu­szono do udziału w woj­nie… Nie wia­domo, jak długo po­trwa wojna ani jak się skoń­czy. Kró­lo­wie nie wta­jem­ni­czali ma­lucz­kich w swoje plany, choć to wła­śnie zwy­kli lu­dzie naj­bar­dziej cier­pieli z po­wodu cho­ro­bli­wych am­bi­cji mo­nar­chów, któ­rym ma­rzyły się wiel­kie zwy­cię­stwa.

Marja wstała i uło­żyła Mat­tiego w ko­ły­sce. Erkki sam ją zro­bił. Mąż miał zręczne ręce, wszyst­kie me­ble w izbie były jego dzie­łem. Ko­ły­skę wy­rzeź­bił przed laty dla Ra­iji, dumny, że żona uro­dziła mu taką piękną córkę. Dziew­czynka zaj­mo­wała w sercu ojca szcze­gólne miej­sce. Erkki oczy­wi­ście ko­chał także Mat­tiego. Za­wsze ma­rzył o synu, dzie­dzicu, te­raz jed­nak ża­ło­wał skry­cie, że chło­piec przy­szedł na świat w tak cięż­kich cza­sach.

Matti tym­cza­sem, nie­świa­dom ni­czego, le­żał w ko­ły­sce i ga­wo­rzył ra­do­śnie. Ra­ija uwiel­biała bra­ciszka, uwa­żała, że jest naj­ślicz­niej­szy na świe­cie. Go­towa mu była ofia­ro­wać wszystko.

Te­raz sie­działa przy nim i ko­ły­sała go do snu. Matti wy­cią­gnął rączkę i zła­pał sio­strę za pa­lec. Cie­pło wy­peł­niło po brzegi serce dziew­czynki, gdy do­strze­gła na ma­leń­kiej buzi coś na kształt uśmie­chu, a po­tem bra­ci­szek za­mknął swoje brą­zowe oczka i za­snął.

Erkki po­rwał ku­brak i czapkę i z po­nurą miną wy­mknął się z chaty. Mi­ja­jąc po dro­dze po­letka są­sia­dów, po­my­ślał przy­gnę­biony, że wszy­scy cier­pią jed­na­kową nę­dzę. Po raz ko­lejny za­dał so­bie py­ta­nie, ja­kie też będą zbiory w tym roku. Czy znów ta­kie marne jak w ubie­głych la­tach? Nie­chęt­nie się nad tym za­sta­na­wiał, ale miał prze­cież ro­dzinę na utrzy­ma­niu. Do tego jesz­cze ta wojna…

W gło­wie mu hu­czało.

Już od ja­kie­goś czasu roz­wa­żał pe­wien plan, który te­raz po­sta­no­wił urze­czy­wist­nić.

Wie­dział, że Marja bę­dzie się temu sprze­ci­wiać i z pła­czem bła­gać go, by od­stą­pił od swych za­mia­rów. Lę­kał się, że po tym, co uczyni, żona od­su­nie się od niego.

Pod­jął jed­nak de­cy­zję, naj­trud­niej­szą chyba i naj­gor­szą w ży­ciu, ale kie­ro­wała nim prze­cież mi­łość do naj­bliż­szych. Bywa, że oj­ciec wła­śnie z mi­ło­ści do dzieci musi do­ko­nać tak dra­ma­tycz­nego wy­boru…

Do­szedł do obozu La­poń­czy­ków. Sły­szał wcze­śniej od ja­kiejś chłopki, że po­noć pewna ro­dzina la­poń­ska z Ru­iji, kra­iny nad mo­rzem, szy­kuje się do wy­prawy na swoje wio­senne i let­nie pa­stwi­ska. Do­wie­dział się, że cho­dzi o Pehra, który oże­nił się z Ra­vną, córką sta­rego Matte, co to nie­dawno umarł. Ra­vna wy­wo­dziła się z La­poń­czy­ków, któ­rzy wę­dro­wali w ob­rę­bie Fin­lan­dii, ale jej mąż wy­pa­sał re­ni­fery na pa­stwi­skach bli­żej mo­rza.

Erkki skie­ro­wał się więc wprost do jurty La­poń­czyka z pół­nocy.

– Dzień do­bry, jak się ma­cie? – po­zdro­wił go­spo­da­rzy.

– Dzię­ku­jemy, do­brze! – od­po­wie­dział mu Pehr, jak na­ka­zy­wał zwy­czaj.

W jur­cie pa­no­wał mrok, ale mimo to Erkki po­czuł na so­bie prze­ni­kliwe spoj­rze­nie trzech par oczu. Oprócz Pehra w środku znaj­do­wała się także jego żona i syn.

Erkki usiadł i za­gad­nął:

– Po­do­bno ru­szasz na pół­noc.

W głębi du­szy czuł się jak ostatni nędz­nik.

Pehr, ubrany w dork² i sa­mo­dzia­łowy ka­ftan, po­ki­wał głową. Miał po­krytą zmarszcz­kami, ogo­rzałą od słońca i wia­tru twarz, zwi­chrzone włosy, czarne jak smoła, i oczy w ko­lo­rze miodu. Nie był stary, ale pełne trudu ży­cie do­dało mu lat.

– Naj­pierw wstą­pimy na jar­mark do Lyn­gen.

Erkki sły­szał o Lyngs­botn, osa­dzie po­ło­żo­nej w głębi fiordu Lyn­gen, do któ­rej za­mie­rzał wstą­pić Pehr. Tu w oko­licy krą­żyło wiele opo­wie­ści o Ru­iji.

– Och, nie po­wi­nie­nem był w ogóle wy­ru­szyć na zi­mowe leże – wes­tchnął Pehr, któ­rego miesz­kańcy Tor­ne­da­len na­zy­wali Pe­eri La­poń­czyk, i po­trzą­snął ze smut­kiem głową. – Spo­tkały nas same nie­szczę­ścia.

Erkki za­uwa­żył ką­tem oka, że Ra­vna spo­chmur­niała gwał­tow­nie, a że sły­szał o śmierci jej ojca, wy­mam­ro­tał słowa współ­czu­cia. Na twa­rzach mał­żon­ków za­go­ściło przy­gnę­bie­nie.

– Matte był już stary, prze­żył swoje – rzekł Pehr, a po chwili do­dał: – Pod­czas wy­prawy stra­ci­łem córkę! Ode­szła od nas na­sza mała La­ila… po pro­stu zga­sła. By­li­śmy zu­peł­nie bez­radni wo­bec tej cho­roby, która drą­żyła ją od środka. Biedne dziecko ka­słało i pluło krwią, wresz­cie umarło! Moja mała có­reczka!

– Ile miała lat? – za­py­tał Erkki, do­sko­nale poj­mu­jąc cier­pie­nie tych lu­dzi.

– Sie­dem… Na­sza La­ila prze­żyła za­le­d­wie sie­dem lat.

Pehr, opo­wia­da­jąc o nie­szczę­ściu, ja­kie ich do­tknęło, w jed­nej chwili się po­sta­rzał.

– Ale mamy jesz­cze syna Mik­kala, dzięki niemu lżej nam zno­sić ża­łobę. Chło­pak li­czy so­bie czter­na­ście lat. To już do­ro­sły męż­czy­zna!

Pehr po­kle­pał syna po ra­mie­niu. Erkki do­piero te­raz przyj­rzał się mło­dzień­cowi.

Pehr się nie my­lił, to był na­prawdę krzepki chło­pak. W oczach Mik­kala, nieco ja­śniej­szych niż oczy ojca, bra­ko­wało tego bły­sku wy­ra­cho­wa­nia, tak cha­rak­te­ry­stycz­nego dla Pe­eri La­poń­czyka. Sze­roka, nieco kan­cia­sta twarz mło­dzieńca nie była by­naj­mniej po­zba­wiona urody. Jak na tak nie­doj­rza­łego chłopca, miał wy­jąt­kowo wy­ra­zi­ste rysy twa­rzy.

– Stra­ci­łem trzy córki – cią­gnął da­lej Pehr. – Mik­kal jest moim je­dy­nym sy­nem.

– Ja mam córkę – ode­zwał się Erkki, a jego słowa jakby za­wi­sły w po­wie­trzu. – I syna. Ra­ija ma osiem lat. Matti uro­dził się w grud­niu…

– Bieda tu w oko­licy – za­uwa­żył Pehr. – U cie­bie zdaje się nie le­piej, Erkki?

Oj­ciec Ra­iji zro­zu­miał, że La­poń­czyk go przej­rzał. Pehr zmie­nił te­mat nie­przy­pad­kowo, choć tak się z po­zoru mo­gło zda­wać. Nie do końca jed­nak za­pa­no­wał nad swym gło­sem i wy­ra­zem twa­rzy i to go zdra­dziło.

Erkki po­twier­dził do­my­sły La­poń­czyka. Zresztą, co tu ukry­wać, zbiory były marne, a zima długa. Na szczę­ście miała się ku koń­cowi i Erkki tę­sk­nie wy­glą­dał wio­sny. Uznał jed­nak, że nie może po­kła­dać ca­łej na­dziei wy­łącz­nie w Bogu.

Do tej pory tak po­stę­po­wał, ale im wię­cej było brzo­zo­wej kory w chle­bie, tym czę­ściej na­cho­dziły go chwile zwąt­pie­nia. Erkki nie pa­mię­tał już, jak sma­kuje chleb upie­czony z mąki. Słowo „chleb” ko­ja­rzyło mu się ze sma­kiem drewna.

– W Ru­iji nie ma biedy – opo­wia­dał Pehr. – Nikt tam nie gło­duje, ani do­ro­śli, ani dzieci.

– Tu pew­nie też na­staną w końcu lep­sze czasy – od­parł Erkki bez prze­ko­na­nia.

– Wielu Fi­nów po­sta­no­wiło przy­łą­czyć się do nas. Ra­zem z nami ru­szają na wy­brzeże – mó­wił Pehr, a jego żółte oczy świe­ciły w mroku jak ko­cie śle­pia. – Lu­dzie mają już dość zma­ga­nia się z biedą w tym kraju. A ty, Erkki, nie my­śla­łeś o tym? Nad mo­rzem czeka na pra­co­wi­tych chło­pów dużo upraw­nej ziemi.

Erkki po­krę­cił głową.

– To nie dla mnie – od­parł ze smut­kiem. – Zbyt głę­boko za­pu­ści­łem tu­taj ko­rze­nie.

– To zna­czy, że głód nie do­ku­czył ci jesz­cze tak na­prawdę – stwier­dził Pehr, uśmie­cha­jąc się z przy­mu­sem.

– Bar­dziej niż ci się zdaje – wes­tchnął chłop z Tor­ne­da­len. – Po­wia­dasz więc, że tam nad mo­rzem jest tak do­brze?

– Lu­dzie mu­szą tam pra­co­wać tak samo jak tu­taj – od­rzekł Pehr i wzru­szył ra­mio­nami. – Nie wszy­scy opły­wają w do­sta­tek, ale też nikt nie cho­dzi spać głodny…

– Mó­wisz, że wielu Fi­nów wy­ru­sza na pół­noc… – Erkki spu­ścił głowę i po­pa­trzył na swe spra­co­wane dło­nie.

– Nie bez po­wodu – po­twier­dził Pehr.

– Chciał­bym cię pro­sić o przy­sługę – rzu­cił po­śpiesz­nie Erkki, umy­ka­jąc spoj­rze­niem przed prze­ni­kli­wymi oczami La­poń­czyka.

Pehr jed­nak do­my­ślił się, o co mu cho­dzi, i prze­rwał mu w pół słowa.

– Ro­zu­miem. Ja­koś to się da urzą­dzić. Jedna osoba wię­cej, jedna mniej, nie robi róż­nicy. Ale co z tobą, Erkki? Ty nie dasz się na­mó­wić?

Erkki ze smut­kiem po­krę­cił głową.

– O co mu cho­dzi? – nie­ocze­ki­wa­nie wtrą­cił się Mik­kal. Erkki drgnął, usły­szaw­szy bez­po­śred­nie py­ta­nie chłopca.

Znowu ode­zwały się wy­rzuty su­mie­nia. Po­czuł na so­bie py­ta­jące spoj­rze­nie mło­dego La­poń­czyka i po­pa­trzył mu w oczy. Te­raz ude­rzyła go ła­god­ność ma­lu­jąca się na twa­rzy tego mło­dzieńca. Ema­no­wało zeń tyle cie­pła i do­bra, że chło­pak w jed­nej chwili wzbu­dził jego za­ufa­nie. Z pew­no­ścią nie odzie­dzi­czył tych cech po ojcu, bo Pehr był szczwany jak lis. Erkki ni­gdy by mu nie za­ufał, gdyby nie zmu­siły go do tego oko­licz­no­ści.

– Mik­kal za dużo pyta. – Pehr po­śpiesz­nie uspra­wie­dli­wił syna i uśmie­cha­jąc się, wy­ja­śnił mu: – Zdaje się, że Erkki za­mie­rza wy­słać do Ru­iji swoje dzieci…

– Tylko jedno – prze­rwał mu Erkki. – Tylko Ra­iję. Chło­piec jest jesz­cze mały…

Erkki doj­rzał we wzroku Mik­kala nieme oskar­że­nie. Nie za­sko­czyło go to, sam czuł się podle. Ale cóż po­cząć, skoro ży­cie zmu­sza go, by sta­wił czoło bru­tal­nej rze­czy­wi­sto­ści. Nie pa­trząc już w mio­dowe oczy mło­dzieńca, znowu zwró­cił się do Pehra.

– Sły­sza­łem, że i inni wy­sy­łają dzieci do Ru­iji – rzekł głu­cho. – Po­noć im tam do­brze, lu­dzie, któ­rzy przyj­mują je pod swój dach, trak­tują je jak swoje… Jedni nie mogą mieć dzieci, a inni mają, ale nie są w sta­nie ich wy­kar­mić… – Mik­kal na te słowa spu­ścił głowę, a Erkki z go­ry­czą mó­wił da­lej: – Nie mogę pa­trzeć, jak moja có­reczka gło­duje. Chyba w tej Ru­iji nie jest znowu tak źle… pew­nie bę­dzie jej tam le­piej niż tu. Mam długi… je­śli w tym roku znów zda­rzy się nie­uro­dzaj, nie wiem, co nas czeka. Matti uro­dził się tuż przed No­wym Ro­kiem…

– Znaj­dziemy dla two­jej córki do­brych ro­dzi­ców! – usły­szał zde­cy­do­wany głos Ra­vny. Oczy La­ponki za­pło­nęły dziw­nym bla­skiem. Erk­kiemu Ala­talo zda­wało się, że ta ko­bieta za­gląda wprost w naj­głęb­sze za­ka­marki jego du­szy.

– Przy­rze­kam ci, Erkki Ala­talo, że two­jej córce bę­dzie do­brze w Ru­iji – prze­mó­wiła, ak­cen­tu­jąc każdą sy­labę. – Wy­bie­rzemy dla niej naj­lep­szych ro­dzi­ców.

Erkki po­czuł, że spływa nań spo­kój. Obiet­nica zo­stała zło­żona z ta­kim ża­rem, że chłop na­brał pew­no­ści, iż La­ponka uczyni wszystko, by zna­leźć dla Ra­iji do­bry dom.

– Nie mam wam czym za­pła­cić…

Pehr po­ma­chał lek­ce­wa­żąco po­marsz­czoną dło­nią.

– Nie warto o tym mó­wić! To nic wiel­kiego! – po­wie­dział. – Chęt­nie od­dam ci przy­sługę. Wi­dzę prze­cież, jaką biedę cier­pi­cie. Za­biorę dziew­czynkę do Ru­iji, tam czeka ją lep­sze ży­cie. Jakże mógł­bym żą­dać za to za­płaty? – ro­ze­śmiał się. – Zresztą bez trudu znajdę dla niej dom. Do Lyngs­botn zjeż­dżają na jar­mark tłumy lu­dzi z oko­lic nad fior­dem Lyn­gen, ba, na­wet miesz­kańcy Da­le­kiej Pół­nocy i ca­łej La­po­nii. Nie po­ża­łu­jesz, że zwró­ci­łeś się z tym do mnie, Erkki! Uwierz mi, twoja córka bę­dzie w Ru­iji żyć jak księż­niczka.

– Kiedy ru­szasz w drogę? – Ju­tro – od­rzekł Pehr.

Od­po­wiedź La­poń­czyka po­ra­ziła Erk­kiego ni­czym grom z ja­snego nieba. Li­czył, że bę­dzie miał wię­cej czasu na to, żeby przy­go­to­wać Ra­iję i żonę, a także sa­mego sie­bie, na roz­sta­nie. Po­śpiesz­nie ze­brał się do wyj­ścia i za­pew­nił na od­chod­nym, że na­za­jutrz przy­pro­wa­dzi małą.

Wy­mie­nili jesz­cze zwy­kłe uprzej­mo­ści, ale Erkki od­po­wia­dał jak nie­obecny du­chem. Wy­szedł z jurty La­poń­czy­ków, uni­ka­jąc wzroku czter­na­sto­let­niego Mik­kala, który z po­wagą do­ro­słego męż­czy­zny od­pro­wa­dzał go spoj­rze­niem. Erk­kiemu zda­wało się, że z jego wą­skich oczu pły­nie stru­mień oskar­żeń. W chwilę póź­niej także Mik­kal opu­ścił jurtę. Bez trudu od­gadł, ja­kimi mo­ty­wami kie­ro­wał się jego oj­ciec. Nie miał złu­dzeń, wie­dział, że na tej drob­nej przy­słu­dze Pehr za­mie­rza ubić in­te­res. Odda Ra­iję lu­dziom, któ­rzy za­płacą za nią naj­wię­cej, nie przej­mu­jąc się wcale, do kogo dziew­czynka trafi.

Mik­kal przej­rzał także za­miary matki. Nie­szczę­sna, nie otrzą­snęła się jesz­cze z żalu po śmierci La­ili. Cią­gle nie mo­gła się oswoić z prawdą, że có­reczki nie ma wśród ży­wych.

Nie zwa­ża­jąc na silny wiatr, mło­dzie­niec stał bez ru­chu i od­pro­wa­dzał wzro­kiem nik­nącą w od­dali zgar­bioną syl­we­tkę Erk­kiego Ala­talo. Czuł głę­bo­kie współ­czu­cie dla tego czło­wieka, który po­wo­do­wany skrajną roz­pa­czą pod­jął tak dra­ma­tyczną de­cy­zję, ale nie mógł go zro­zu­mieć…

Po po­wro­cie do domu Erkki nie­wiele mó­wił. Burk­nął tylko, że był w obo­zie u La­poń­czy­ków i roz­ma­wiał z tymi, któ­rzy wy­ru­szają do Ru­iji, a po­tem przez cały wie­czór sie­dział w ką­cie i nie spusz­czał wzroku z córki. Po­chła­niał ją spoj­rze­niem, pra­gnąc na za­wsze utrwa­lić w pa­mięci każdy naj­drob­niej­szy szcze­gół jej wy­glądu.

Ra­ija za­uwa­żyła, że oj­ciec za­cho­wuje się ina­czej niż zwy­kle, ale szybko prze­stała zwra­cać na to uwagę. Na­uczyła się przyj­mo­wać fakty bez za­da­wa­nia zbęd­nych py­tań.

Marja także do­strze­gła zmianę w za­cho­wa­niu męża i nie­po­jęta trwoga chwy­ciła ją za serce. Szybko jed­nak od­rzu­ciła po­dej­rze­nie. Nie­moż­liwe, tłu­ma­czyła so­bie. Erkki ni­gdy nie zro­biłby cze­goś ta­kiego swo­jej córce. Prze­cież ją ubó­stwia! Mimo to tego wie­czoru Marja zer­kała co rusz na swego męża i nie prze­sta­wała się za­sta­na­wiać…

Ro­dzice ode­słali Ra­iję do łóżka, ale dziew­czynka nie mo­gła za­snąć.

Ru­ija… Tata miał dziś ta­kie dziwne, nie­spo­kojne oczy, kiedy wspo­mniał o Ru­iji. Nie wia­domo dla­czego. Za­to­piła się w my­ślach, które tak ją po­chło­nęły, że za­po­mniała o gło­dzie szar­pią­cym wnętrz­no­ści.

Ru­ija, ba­śniowa kra­ina na pół­nocy da­leko nad wiel­kim mo­rzem… Dziew­czynka za­pra­gnęła, by oj­ciec po­wtó­rzył jej tro­chę wię­cej z tego, co usły­szał. Ni­gdy nie by­wał taki mil­czący, kiedy do­wie­dział się cze­goś no­wego. Chyba że przy­no­sił złe no­winy…

Nie, to nie­moż­liwe. Złe wie­ści o Ru­iji? Prze­cież tam nikt nie cierpi głodu, nikt nie do­daje kory do mąki, żeby upiec chleb! W mo­rzu roi się od ryb, wy­star­czy tylko za­rzu­cić sieci, by je wy­cią­gnąć. Tam lu­dzie są szczę­śliwi. Głuszce prze­la­tują ca­łymi sta­dami i nie­mal się pro­szą, by je zło­wić w si­dła. W la­sach i na roz­le­głych rów­ni­nach jest mnó­stwo dzi­kiej zwie­rzyny. W rze­kach zaś po­do­bno pły­wają ryby tak duże i tłu­ste, że wprost nie można uwie­rzyć wła­snym oczom.

Ru­ija to kra­ina speł­nio­nych ma­rzeń!

Ra­ija wes­tchnęła, po­zwa­la­jąc się po­nieść fan­ta­zji. Jej my­śli po­szy­bo­wały w górę rzeki Torne, do nad­mor­skiej kra­iny.

Po­my­śleć tylko, naja­dać się co­dzien­nie do syta! To by do­piero było coś!

Ra­ija za­pra­gnęła uj­rzeć znowu ra­do­sną twarz mamy, usły­szeć jej we­soły śmiech, który tak bar­dzo lubi, a któ­rego od dawna nie sły­szała! Gdyby tak tata do­stał w Ru­iji chatę, oborę i łódź, a także wła­sną zie­mię… żeby zbożu nie za­gra­żało ani słońce, ani mróz, żeby mama ubie­rała się w naj­ład­niej­sze suk­nie, a mały Matti miał okrą­głe ru­miane po­liczki i pulchne rączki z doł­kami na łok­ciach!

To by­łoby cał­kiem inne ży­cie! Nie to, co te­raz, gdy w po­cie czoła ha­rują na co­dzienny chleb, a mróz w ciągu jed­nej nocy ni­we­czy cały wy­si­łek ro­dzi­ców.

Brzmi to jak bajka! I za­pewne tylko bajką zo­sta­nie. Ośmio­let­nia Ra­ija uśmiech­nęła się z go­ry­czą, w tej jed­nej chwili nad wiek doj­rzała.

Ma­rząc o kra­inie, w któ­rej dzieci ba­wią się, śmieją i naja­dają do syta, ciem­no­oka có­reczka Erk­kiego Ala­talo wresz­cie za­snęła. Nikt nie mógł ode­brać jej tych ma­rzeń o wiel­kim mo­rzu i Ru­iji, do któ­rej droga była dłuż­sza, niż dziew­czynka przy­pusz­czała. Ni­gdy pew­nie tam nie do­trze, bę­dzie żyć w gło­dzie i nę­dzy w Tor­ne­da­len, ale prze­cież nikt nie za­broni jej ma­rzyć. Erkki pu­stym wzro­kiem wpa­try­wał się w mrok. Marja le­żała wsparta na ra­mie­niu męża.

– Ra­iję ode­ślemy do Ru­iji, już wszystko uzgod­ni­łem. – Erkki po­wie­dział to tak ci­cho, że le­d­wie było go sły­chać. Nie chciał, żeby có­reczka wie­działa, o czym mó­wią.

Marja ze­rwała się i ści­snąw­szy ra­mię męża, ode­zwała się ze zło­wróżb­nym spo­ko­jem:

– Erkki Ala­talo, sprze­da­jesz wła­sne dziecko?

– Milcz, ko­bieto!

Od­wró­cił się do żony ple­cami, ale ona rzu­ciła się ku niemu ni­czym gro­no­staj i zmu­siła, by spoj­rzał jej pro­sto w oczy.

– Ni­gdy byś so­bie tego nie wy­ba­czył! Nie wie­rzę ci, Erkki!

Na­wet nie chcę my­śleć, że coś ta­kiego przy­szło ci do głowy! – To już po­sta­no­wione!

– Nie zga­dzam się! – Marja, blada jak kreda, usia­dła na łóżku. – Nie mo­żesz mi tego zro­bić! Prze­cież to także moje dziecko! – Ze szlo­chem ukryła twarz w dło­niach, a jej wy­chu­dłe, drobne ra­miona za­drżały.

Erkki nie mógł słu­chać jej pła­czu. Rę­kami sztyw­nymi jak kłody przy­gar­nął żonę.

– My­ślisz, że mnie jest to miłe? – ode­zwał się z cięż­kim ser­cem. – Są­dzisz, że bez żalu od­daję na­sze dziecko? Czy nie wiesz, Marjo, jak bar­dzo ją ko­cham?

– Wy­da­wało mi się, że wiem – od­po­wie­działa bez­barw­nie. – Ale te­raz w to zwąt­pi­łam.

Erkki za­ci­snął po­wieki, by po­wstrzy­mać łzy pa­lące jak ogień. Ra­ija, jego oczko w gło­wie! Cudny kwia­tu­szek, który po nim odzie­dzi­czył cha­rak­ter. Na­tura ob­da­rzyła ją urodą matki, miała jej rysy twa­rzy i zgrabną syl­we­tkę, ale oczy, które ci­skały gromy, kiedy się zło­ściła, mie­niły się tą samą barwą co oczy ojca. Mała Ra­ija była jego ra­do­ścią i naj­droż­szym skar­bem. Ona nie po­winna cier­pieć!

Tra­fiała jej się szansa – szansa na ży­cie, ja­kiego on sam nie może jej za­pew­nić, ży­cie bez biedy cza­ją­cej się pod po­wałą ni­czym mroczny, zło­wiesz­czy cień. Wła­śnie ta­kie ży­cie so­bie dla niej wy­ma­rzył, dla niej i dla ca­łej ro­dziny, bo naj­bliżsi byli dla niego wszyst­kim. Wie­dział jed­nak, że to ma­rze­nie ni­gdy się nie spełni.

A może jesz­cze na­dejdą lep­sze czasy? Bo czy przez trzy ko­lejne lata mogą być ta­kie marne plony? Uznał jed­nak, że i to jest moż­liwe. Nie umiał już wie­rzyć w na­dej­ście lep­szych dni.

– Nie tego pra­gną­łem dla cie­bie – mruk­nął Erkki i po­gła­dził żonę po ple­cach.

Marja po­chli­py­wała ci­cho, po­ły­ka­jąc łzy.

Erkki wy­czuł pod pal­cami wy­sta­jące ko­ści. W mło­do­ści Marja była uro­dziwą panną. Naj­młod­szą córką chłopa, który, choć miał ośmioro dzieci, ra­dził so­bie do­sko­nale. Marja przy­wy­kła do lep­szego ży­cia niż to, które ofia­ro­wał jej Erkki. Serce mu pę­kało, bo prze­cież ko­chał ją tak mocno, a stał się przy­czyną jej nie­szczę­ścia. A te­raz jesz­cze od­biera jej dziecko…

– Nie tylko nam jest ciężko – wy­ją­kała Marja za­ła­mu­ją­cym się gło­sem. – Inni mają wię­cej dzieci niż my…

Po wy­chu­dzo­nych po­licz­kach Erk­kiego Ala­talo po­pły­nęły łzy. Jego po­sta­no­wie­nia nic już nie mo­gło zmie­nić. Być może kie­dyś znie­na­wi­dzi sie­bie za to, że tak wła­śnie po­stą­pił, ale gdyby nie wy­ko­rzy­stał oka­zji, by po­pra­wić los dziecka, po­gar­dzałby sobą do końca swych dni. Nie mógł ska­zy­wać córki na głód i cier­pie­nie, to byłby ego­izm z jego strony. W Ru­iji nikt nie cier­piał biedy, Pe­eri La­poń­czyk nie je­dyny tak twier­dził. Nad mo­rzem miesz­kają do­brzy lu­dzie, za­opie­kują się jego có­reczką, jego kwia­tusz­kiem. Wy­cho­wają ją jak swoją. Ra­iji bę­dzie tam do­brze…

Od­czuł swego ro­dzaju ulgę, gdy pod­jął wresz­cie tę trudną de­cy­zję – miał na­dzieję, że i Marja ja­koś się z tym oswoi – ale rów­no­cze­śnie cier­piał tak, jakby ktoś ugo­dził go no­żem pro­sto w serce. Bał się, że jego przy­szłość bez ra­do­snego śmie­chu có­reczki i jej ła­god­nego głosu za­mieni się w pie­kło.

Ale za to Ra­ija bę­dzie szczę­śliwa!

– Marjo, spójrz praw­dzie w oczy! Tu nie zdo­łamy za­cho­wać jej przy ży­ciu. Le­d­wie nam star­czy je­dze­nia dla niej na ju­tro. Mamy więc ją za­trzy­my­wać, skoro tam może jej być le­piej?

Ode­tchnął głę­boko. Jak na niego była to długa prze­mowa, ale bar­dzo mu za­le­żało, by Marja zro­zu­miała jego in­ten­cje.

Stracą córkę. Erkki nie chciał jed­no­cze­śnie stra­cić także żony. Te­raz naj­waż­niej­sze, by wza­jem­nie się wspie­rali, bo w nad­cho­dzą­cym cza­sie będą sie­bie bar­dzo po­trze­bo­wać.

– A więc to prawda! – wy­szep­tała Marja po­zba­wio­nym wy­razu gło­sem, jakby na­gle uszło z niej ży­cie.

Erkki nie od­po­wie­dział, je­dy­nie moc­niej ją przy­tu­lił. Zro­zu­miała.

De­li­kat­nie gła­skał żonę po wło­sach, ale czy co­kol­wiek mo­gło ją te­raz po­cie­szyć?

– Kiedy? – Marja nie była w sta­nie wy­do­być z sie­bie nic po­nad to jedno słowo.

Cze­ka­jąc na od­po­wiedź, za­mknęła oczy, pró­bo­wała się uspo­koić. Matti ci­cho po­chli­py­wał w ko­ły­sce, miała na­dzieję, że nie za­cznie pła­kać i nie zbu­dzi Ra­iji…

– Ju­tro…

– Nie! – krzyk­nęła z roz­pa­czą.

Erkki po­ki­wał głową. Usiadł, do­ty­ka­jąc sto­pami zim­nej pod­łogi, i ugiął kark jakby pod brze­mie­niem pod­ję­tej de­cy­zji.

Do­piero te­raz Marja do­strze­gła w jego oczach łzy. Od­ru­chowo wy­cią­gnęła rękę i wy­tarła słone strużki pły­nące po po­ora­nej zmarszcz­kami twa­rzy.

Na­gle po­czuła, jak ogar­nia ją bez­mierna czu­łość. Nie, Erkki nie robi tego ze względu na sie­bie, po to tylko, by mieć do wy­kar­mie­nia o jedną gębę mniej, jak przez chwilę skłonna była przy­pusz­czać.

Marja zro­zu­miała jego in­ten­cje, ale wcale nie zro­biło jej się lżej, gdy po­my­ślała, że na­za­jutrz ma po­że­gnać je­dyną córkę. – Ju­tro – wy­mam­ro­tała i opa­dła ciężko na po­sła­nie. Wpa­trzona w po­wałę, czuła, jak łzy, któ­rych nie mo­gła za­trzy­mać, płyną jej z oczu.

Erkki przy­tu­lił moc­niej wy­chu­dzone ciało Marji. Le­żeli w mil­cze­niu wpa­trzeni w mrok, sta­ra­jąc się oswoić z prawdą, że nie ma in­nego wyj­ścia.

Przed świ­tem Erkki z ulgą usły­szał spo­kojny od­dech żony. Ucie­szył się, że przy­naj­mniej Marja tro­chę wy­pocz­nie, bo sam nie miał na­dziei, że uda mu się za­snąć. Wresz­cie jed­nak i jego zmo­gło zmę­cze­nie. Ostat­nie, co po­my­ślał, nim za­padł w sen, to jak bar­dzo po­do­bne jest imię jego uko­cha­nej có­reczki do na­zwy kra­iny nad mo­rzem. Ra­ija i Ru­ija…

Może Opatrz­ność zde­cy­do­wała już dawno, że Ra­ija nie bę­dzie do­ra­stać w Tor­ne­da­len?

Ra­iję obu­dził gło­śny płacz Mat­tiego. Za­spana, usia­dła na łóżku. Słońce. To zna­czy, że jest już późny po­ra­nek, po­my­ślała. Usły­szaw­szy krzą­ta­ninę mamy, wstała zdzi­wiona, dla­czego jej nie obu­dzono. Nie lu­biła za­nie­dby­wać swo­ich obo­wiąz­ków. Boso po­de­szła do ko­ły­ski i wzięła na ręce za­pła­ka­nego bra­ciszka. Za­uwa­żyła, że oj­ciec jesz­cze nie wy­szedł. Sie­dział na­chmu­rzony, na jego po­ora­nej bruz­dami twa­rzy czaił się smu­tek. Mama miała pod­puch­nięte i za­czer­wie­nione oczy. Czy to znowu coś z wojną? Ra­ija sły­szała kie­dyś sporo na ten te­mat.

– Co się stało? – za­py­tała, cho­ciaż wie­działa do­brze, że nie wolno mie­szać się w sprawy do­ro­słych.

– Ubierz się, dziecko! – po­pro­siła mama i wzięła na ręce Mat­tiego.

Ra­ija po­słusz­nie za­ło­żyła ubra­nie. Smutne spoj­rze­nia ro­dzi­ców na­peł­niły ją na­gle nie­wy­tłu­ma­czal­nym lę­kiem.

– Wy­ru­szasz do Ru­iji, moje dziecko – ode­zwał się oj­ciec. Córka po­pa­trzyła na niego z nie­do­wie­rza­niem, ale za­raz roz­pro­mie­niła się, uszczę­śli­wiona. Czyżby jej skryte ma­rze­nia miały się speł­nić?

– Do Ru­iji! – po­wtó­rzyła z na­bo­żeń­stwem. – Kiedy? W cha­cie za­pa­no­wała nie­mal na­ma­calna ci­sza.

– Dziś – od­po­wie­działa w końcu Marja.

Dziew­czynka ob­rzu­ciła ro­dzi­ców uważ­nym spoj­rze­niem i do­strze­gła w ich oczach dziwny żal. Oboje za­cho­wy­wali się ja­koś nie­na­tu­ral­nie. Wresz­cie we­wnętrzny głos pod­po­wie­dział jej, że coś się mu­siało stać i że jej ma­rze­nia jed­nak się nie speł­nią.

Pa­trzyła i po­woli do­cie­rała do niej strasz­liwa prawda, tłu­miąc w za­rodku le­d­wie co po­wstałą ra­dość.

– Wy zo­sta­je­cie! – za­wo­łała zdru­zgo­tana.

Marja z pła­czem odło­żyła synka do ko­ły­ski i przy­tu­liła mocno Ra­iję, któ­rej drobne ciałko ze­sztyw­niało.

– Zo­ba­czysz, w Ru­iji bę­dzie ci do­brze, o wiele le­piej niż w domu! – prze­ko­ny­wała matka. – Za­opie­kują się tobą mili lu­dzie. Wszystko bę­dzie jak w bajce!

Ra­ija wy­czu­wała jed­nak, że matka sama nie wie­rzy w to, co mówi, i jej słowa wcale nie pod­nio­sły dziew­czynki na du­chu.

– Nie chcę! – za­wo­łała zroz­pa­czona, ale ro­dzice od­po­wie­dzieli jej mil­cze­niem. Zro­zu­miała wów­czas, że co­kol­wiek po­wie czy uczyni, to i tak nie zdoła zmie­nić ich po­sta­no­wie­nia. Ten dzień za­mie­nił się w kosz­mar, go­dziny wlo­kły się nie­mi­ło­sier­nie. Ra­ija do­stała wszystko, co było w domu naj­lep­szego do je­dze­nia, ale le­d­wie to tknęła. Nie chciała jeść, wo­la­łaby umrzeć. Je­śli nie może zo­stać z naj­bliż­szymi, to nie ma po co dłu­żej żyć. Co zrobi bez nich w Ru­iji?

Marja i Erkki mocno tu­lili có­reczkę, jakby chcieli prze­lać na nią całą swoją mi­łość. Pra­gnęli, by za­pa­mię­tała, jak bar­dzo ją ko­chają. Wy­sy­ła­jąc ją do ob­cych, kie­ro­wali się mi­ło­ścią. Nie sprze­da­wali wła­snego dziecka…

Na­de­szła chwila roz­sta­nia. Ra­ija, ubrana w długą czarną spód­nicę i ku­magi³, za­ło­żyła płaszcz, a matka otu­liła ją brą­zową chu­stą. Pod stertą ubrań chude ciałko ma­łej zda­wało się jesz­cze drob­niej­sze. Dziew­czynka wzięła na ręce Mat­tiego i przez chwilę, trwa­jącą wiecz­ność całą, tu­liła mocno bra­ciszka. Czy jesz­cze kie­dyś go zo­ba­czy? Le­piej o tym nie my­śleć!

Po­tem ostroż­nie uło­żyła nie­mowlę w ko­ły­sce. Che­ru­bi­nek ze zło­tymi locz­kami na główce pa­trzył na nią jakby ze zdzi­wie­niem swymi du­żymi brą­zo­wymi oczami.

– Że­gnaj! – szep­nęła, mru­ga­jąc po­wie­kami, by po­wstrzy­mać na­pły­wa­jące łzy. Po­tem mocno przy­ci­snęła usta do pulch­nego po­liczka bra­ciszka.

Zmu­szono ją do wy­jazdu do Ru­iji. Och, uda­łaby się tam z ra­do­ścią, gdyby to­wa­rzy­szyli jej Matti, mama i tata, ale te­raz sama myśl o wy­pra­wie wzbu­dzała w niej tylko smu­tek i lęk. Marja pa­trzyła na dwoje swo­ich dzieci, z tru­dem po­wstrzy­mu­jąc łzy. Erkki oto­czył żonę ra­mie­niem, ale ten gest nie zdo­łał jej po­cie­szyć. Kiedy już w ża­den spo­sób nie dało się od­wlec roz­sta­nia, Marja za­ła­mała się. Przy­tu­liła mocno có­reczkę i z pła­czem bła­gała ją, by zro­zu­miała, że ro­bią to z mi­ło­ści.

– Bar­dzo cię ko­chamy, dzie­cinko! – po­wta­rzała, ca­łu­jąc ją w po­liczki.

Ra­ija po­śpiesz­nie po­gła­skała matkę po wy­chu­dzo­nej twa­rzy. Przez chwilę jej oczy wy­ra­żały ogromną mi­łość, ale za­raz przy­ga­sły.

Ra­ija ujęła dłoń ojca i wy­ru­szyli.

Nie po­tra­fiła dłu­żej po­wstrzy­mać się od pła­czu. łzy zię­biły jej po­liczki, ale ona nie prze­sta­wała szlo­chać. Jej mała rączka spo­czy­wała w du­żej, sil­nej ręce ojca, dziew­czynka jed­nak nie czuła się bez­pieczna. Naj­chęt­niej wy­rwa­łaby mu się i ucie­kła. Bie­głaby z ca­łych sił i gdzieś ukryła…

Może wtedy po­zwo­li­liby jej zo­stać w domu?

Ale Erkki Ala­talo nie dał córce naj­mniej­szej szansy ucieczki.

Małe nóżki nie­ustan­nie po­su­wały się na­przód.

Zbli­żali się do miej­sca, gdzie mieli się po­że­gnać, do miej­sca, w któ­rym miała zo­stać prze­rwana ostat­nia nić łą­cząca Ra­iję z ro­dzin­nym do­mem. Tam dziew­czynka do­łą­czy do Pehra i to­wa­rzy­szą­cych mu lu­dzi.

Nie chcę! Nie chcę opusz­czać naj­bliż­szych! ko­ła­tało jej w gło­wie. Niech so­bie bę­dzie na­wet naj­cu­dow­niej w tej Ru­iji, wcale nie chcę tam je­chać! Wszyst­kie te ma­rze­nia były na niby, tak na­prawdę wcale nie pra­gnę­łam, żeby się speł­niły…

Prze­cież nie o tym ma­rzy­łam, by je­chać sama do tej pół­noc­nej kra­iny nad mo­rzem! Nie chcę być sama, na­leżę do nich, do Mat­tiego, mamy i taty. Czy tata tego nie poj­muje?

Bez­ładne my­śli ukła­dały się w py­ta­nia, ale choć dziew­czynka po­ru­szała ustami, nie mo­gła wy­do­być z sie­bie głosu, pła­kała tylko.

Erkki czuł się jak mor­derca. Ja­kie zna­cze­nie miało to, że wie­dział, iż ra­tuje córce ży­cie, skoro ona sama nie zda­wała so­bie z tego sprawy? Może go na­wet nie­na­wi­dziła? Lę­kał się jej za­py­tać o co­kol­wiek, bał się od­po­wie­dzi. Ra­iją za­wsze tar­gały skrajne uczu­cia, kie­ro­wała się ra­czej gło­sem serca niż roz­sąd­kiem.

Erkki wes­tchnął ciężko.

– Ra­iju, ma­leńka – wy­krztu­sił wresz­cie. Tak bar­dzo pra­gnął, by jego głos za­brzmiał czule i z mi­ło­ścią, a tym­cza­sem z jego ust wy­do­był się je­dy­nie smutny szept. – Ro­bię to, po­nie­waż bar­dzo cię ko­cham!

Prze­ma­wiał do córki, choć do­sko­nale wie­dział, że i tak go nie zro­zu­mie, ale samo to, że słu­cha, sta­no­wiło dla niego pewną po­cie­chę. Ten dzień wryje się Ra­iji w pa­mięć. Jego słowa za­padną w jej serce na za­wsze. Kie­dyś być może zro­zu­mie, że mi­łość można wy­ra­żać na różne spo­soby! Erkki ży­wił na­dzieję, że tak się sta­nie.

– Chcę, żeby ci było do­brze, có­reczko! Dla­tego wy­sy­łam cię z Peh­rem do Ru­iji. Tam bę­dzie ci le­piej niż tu z nami, ko­cha­nie!

Ra­ija mil­czała. Ani nie po­tra­fiła, ani nie chciała od­po­wie­dzieć. Oczy­wi­ście sły­szała, co tata mówi, ale sens jego słów do niej nie do­cie­rał. Była za mała, by zro­zu­mieć.

Oj­ciec ści­snął ją mocno za rękę. Dziew­czynka mimo to czuła, że ją za­wiódł.

– Prze­cież tak ma­rzy­łaś, có­reczko, żeby zo­ba­czyć Ru­iję! – Erkki za wszelką cenę pró­bo­wał do niej do­trzeć. – Pa­mię­tasz, roz­ma­wia­li­śmy o ry­bach i o mo­rzu, o gó­rach…

Ra­ija z za­ci­śnię­tymi ustami wpa­try­wała się w dal. Niech nie pró­buje jej wmó­wić, że chciała je­chać do Ru­iji, bo to nie­prawda! Jej dom jest tu­taj, w Tor­ne­da­len! Ma­rze­nia o Ru­iji snuła so­bie dla za­bawy! Czy on, jej wła­sny oj­ciec, nie po­trafi tego zro­zu­mieć?

Do­cho­dzili do obozu. La­poń­czycy i fiń­skie ro­dziny, które przy­łą­czyły się do ko­czow­ni­ków, żeby wraz z nimi od­być wę­drówkę ku mo­rzu, ku lep­szemu ju­tru, wła­śnie zbie­rali się do wy­mar­szu.

Ra­ija szła co­raz wol­niej, co­raz nie­chęt­niej. Wszystko wo­kół niej było obce i nowe: lu­dzie, re­ni­fery, la­poń­skie sa­nie. Obce twa­rze, same obce twa­rze!

Nie­któ­rzy przy­glą­dali się dwojgu Fi­nom z cie­ka­wo­ścią, inni w ogóle na nich nie zwra­cali uwagi, po­chło­nięci swoją pracą. Ra­ija była prze­ra­żona. Bez­wied­nie przy­tu­liła się do ojca, który ści­snął moc­niej jej dłoń, pró­bu­jąc do­dać córce od­wagi. Ale wtedy dziew­czynce przy­po­mniało się, dla­czego się w tym miej­scu zna­leźli. Oj­ciec miał ją tu­taj zo­sta­wić, samą wśród tych ob­cych lu­dzi. Oni za­biorą ją do Ru­iji.

Przez chwilę pra­wie o tym za­po­mniała. Nowe oto­cze­nie roz­pa­liło jej cie­ka­wość, na­pa­wało ją lę­kiem, ale za­ra­zem prze­dziw­nie wa­biło.

Szybko jed­nak stłu­miła w so­bie kieł­ku­jące za­in­te­re­so­wa­nie. Prze­cież tu, w tym miej­scu, miała zo­stać po­zba­wiona wszyst­kiego, co ko­cha.

Pehr za­uwa­żył, że nad­cho­dzą, i na swych wy­krzy­wio­nych jak pa­łąki no­gach wy­szedł im ro­ze­śmiany na spo­tka­nie.

– Już są­dzi­łem, że się roz­my­śli­łeś – ode­zwał się na przy­wi­ta­nie.

W od­po­wie­dzi na te nie naj­sta­ran­niej do­brane słowa na twa­rzy Erk­kiego Ala­talo prze­mknął je­dy­nie cień uśmie­chu.

– Ładna dziew­czynka – mruk­nął Pehr.

Ra­ija ob­rzu­ciła go har­dym, prze­peł­nio­nym nie­na­wi­ścią spoj­rze­niem. Nikt ni­gdy jej nie zmusi, by po­lu­biła tego czło­wieka! Pehr aż się wzdry­gnął, uj­rzaw­szy ema­nu­jącą z oczu dziecka nie­na­wiść. Wiele można było za­rzu­cić temu męż­czyź­nie o po­ora­nej bruz­dami twa­rzy, który pod­jął się prze­pro­wa­dzić Ra­iję do Nor­we­gii, jed­nak z pew­no­ścią po­tra­fił do­sko­nale od­czy­ty­wać uczu­cia i na­stroje. Miał to po pro­stu we krwi, wie­lo­krot­nie jego prze­czu­cia się po­twier­dzały.

– Tak, tak… Po­że­gnaj się z małą. Ru­szamy… – burk­nął, umy­ka­jąc wzro­kiem przed parą dzie­cię­cych oczu, które ci­skały iskry. Na­de­szła chwila, któ­rej Erkki naj­bar­dziej się lę­kał – roz­sta­nie.

Po­woli przy­kuc­nął i przy­tu­lił Ra­iję. Nie mógł jed­nak znieść peł­nego wy­rzutu spoj­rze­nia du­żych brą­zo­wych oczu. Nieme po­tę­pie­nie, które od­ma­lo­wało się na twa­rzy ośmio­let­niego dziecka, miało go prze­śla­do­wać przez resztę ży­cia. Płacz ści­skał mu gar­dło, więc tylko bez słowa moc­niej przy­gar­nął córkę.

– To dla two­jego do­bra, Ra­iju! – wy­szep­tał raz jesz­cze. Było mu ogrom­nie ciężko, bo wie­dział, że ona, ni­czego nie poj­mu­jąc, wła­śnie jego obar­cza od­po­wie­dzial­no­ścią za to, co się stało.

Wstał, po­kle­pał có­reczkę po po­liczku i od­szedł, za­ta­cza­jąc się jak pi­jany.

Ra­ija nie wy­rze­kła ani jed­nego słowa.

Do­piero gdy przy­gar­biona syl­we­tka ojca zgi­nęła w od­dali, z oczu dziew­czynki po­pły­nęły łzy, a jej cia­łem wstrzą­snęły dresz­cze, jakby do­ku­czał jej chłód.

Sama. Zo­stała zu­peł­nie sama. Nic by nie dało, gdyby po­bie­gła za oj­cem. I tak przy­pro­wa­dziłby ją z po­wro­tem. Ogar­nięta pa­niką od­wró­ciła się do ob­cych lu­dzi. Przez łzy nie mo­gła ich roz­róż­nić – zle­wali się w roz­ma­zane plamy. Na­gle jedna po­stać od­dzie­liła się od po­zo­sta­łych. Do za­pła­ka­nej dziew­czynki pod­szedł star­szy od niej chło­pak i oto­czył ra­mie­niem jej drobne ciało wstrzą­sane szlo­chem. Ra­ija przy­tu­liła się do tego ob­cego, który oka­zał jej cie­pło i czu­łość. Ukryła twarz na piersi syna Pehra i pła­kała, pła­kała.

Mik­kal nie poj­mo­wał, skąd się w nim bie­rze taka czu­łość dla ma­łej Ra­iji. Zwy­kle spo­glą­dał na dziew­czyny z po­gardą. Ale to sa­motne dziecko o du­żych, wy­ra­ża­ją­cych roz­pacz oczach po­ru­szyło w nim ja­kąś strunę. Dziew­czynka była taka mała i bez­radna. Chłodny wiatr tar­gał wy­sta­jące spod chu­sty czarne pu­kle, które wy­glą­dały jak skrzy­dła zma­ga­ją­cego się z wi­churą kruka.

Mik­kal, trzy­ma­jąc Ra­iję w ra­mio­nach, usły­szał swój wła­sny głos:

– Płacz, płacz, ma­leńki kruku! Jest ci te­raz bar­dzo ciężko, ale ja się o cie­bie za­trosz­czę, za­wsze będę się trosz­czyć…

------------------------------------------------------------------------

2 – Dork (lap.) – fu­trzana bluza na­kła­dana na gołe ciało wło­sem do we­wnątrz.

3 – Ku­magi – buty z gar­bo­wa­nej skóry z cha­rak­te­ry­stycz­nym za­wi­nię­tym no­skiem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: