- W empik go
Raija ze śnieżnej krainy. Obcy ptak. Tom 1 - ebook
Raija ze śnieżnej krainy. Obcy ptak. Tom 1 - ebook
Rok 1718 był niezwykle trudny dla nękanych nieurodzajem i wojną mieszkańców Tornedalen. Erkki Alatalo, pragnący uchronić od głodowej śmierci ukochaną córkę, postanawia wysłać ją do Norwegii. Ufa, że wędrujący za stadem reniferów Lapończycy, których opiece powierzył ośmioletnią Raiję, znajdą dla niej nową rodzinę. Dziewczynka dorasta w nowym świecie, a w zmaganiach z niechęcią otoczenia i przeciwnościami losu wspiera ją jedynie starszy o kilka lat Mikkal. Z czasem ich przyjaźń przeradza się w gwałtowną, namiętną miłość.
„Obcy ptak” to pierwszy tom sagi „Raija ze śnieżnej krainy” opowiadającej o potężnym uczuciu, które pokonuje przeciwności losu. Akcja rozgrywa się w urzekającej surowym pięknem północnej Skandynawii.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-9-1807-629-60 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Był rok 1718.
Od osiemnastu lat trwała wielka wojna północna. Królestwo duńsko-norweskie zdążyło już raz skapitulować i w dziewięć lat później, w roku 1709, ponownie rzuciło się w wir walki. Fryderyka IV zachęciła klęska, którą Szwedzi ponieśli w tym roku pod Połtawą, a pewnie także chciał się zemścić za to, że w początkowej fazie wojny Karol XII zmusił go do uległości.
Norwegia również została uwikłana w konflikt. Karol XII usiłował ją podbić już w 1716 roku, a teraz właśnie ponowił próbę.
Zrezygnował z podporządkowania sobie Europy, ale Norwegia miała być rekompensatą za poniesione klęski. W 1716 roku Karol XII wkroczył do Christianii¹, twierdzy Akershus jednak nie udało mu się zdobyć. Norwegowie zajęli pozycje na zachód od miasta i skutecznie odpierali ataki wojsk szwedzkich usiłujących ich otoczyć szczelnym pierścieniem. Wkrótce uzyskali wsparcie ze strony Danii.
Sytuacja Karola XII stawała się coraz trudniejsza, w końcu musiał podjąć decyzję odwrotu, żeby uniknąć zamknięcia w Christianii. Król nie zamierzał jednak wracać jak niepyszny do domu, chciał wycofać się jedynie do granicy szwedzko-norweskiej, po drodze zająć Halden wraz z twierdzą Fredriksten i stamtąd podjąć kolejne natarcie.
Tymczasem mieszkańcy Halden spalili swoje miasto, by nie wpadło Szwedom w ręce, zaś Peter Wessel Tordenskiold, kapitan duńskiej floty, z pochodzenia Norweg, zdobył i zniszczył szwedzkie okręty w Dynekil, chociaż sam dysponował zaledwie kilkoma statkami. Ów chwalebny czyn, za który uhonorowano Tordenskiolda stopniem komandora, na zawsze pozostał w pamięci potomnych.
Karol XII zbierał siły do kolejnej wyprawy. Mądry po szkodzie, tym razem zamierzał rozpocząć działania wojenne od Fredriksten i dopiero stamtąd ruszyć na podbój Norwegii. Był to z pewnością rozsądny zamiar, tyle tylko że pozostał jedynie zamiarem. Król szwedzki nigdy nie dotarł dalej niż do Fredriksten, tam bowiem, gdy obserwował oblężenie miasta, trafiła go kula.
Nie wiadomo, kim był zabójca, być może tak precyzyjnie wycelował jakiś Norweg, ale równie dobrze mógł to zrobić któryś z ludzi króla.
Karol XII nie cieszył się miłością poddanych. Rządził krajem żelazną ręką i wdawał się w wojny, które były takim samym nieszczęściem dla Szwedów, jak dla ich wrogów.
Trwająca od dwóch dziesięcioleci wielka wojna na północy pochłonęła wiele ludzkich istnień i kosztowała mnóstwo pieniędzy. Naród musiał płacić bardzo wysokie podatki, wsie cierpiały z powodu utraty rąk do pracy. Chłopów siłą wcielano do wojska, król bowiem dla pokonania wroga i rozszerzenia swego imperium potrzebował coraz więcej żołnierzy.
Luty 1718, Tornedalen
Finlandia również należała do Karola XII i ona także została zamieszana w prowadzoną przez niego wojnę. Pod koniec XVII wieku kraj wyczerpany był wieloma latami katastrofalnego nieurodzaju. Na skutek głodu zmarła wtedy niemal jedna czwarta ludności. Ledwo naród zdołał otrząsnąć się z tragedii, a już ponownie został zmuszony do uległości. Także Finowie mieli płacić podatki na nową wojnę, mieli też w niej walczyć…
Erkki Alatalo skończył dopiero trzydzieści dwa lata, lecz wyglądał na dużo więcej. Na razie uniknął przymusowego wcielenia do armii króla Karola XII, ale to w każdej chwili mogło się zmienić.
Erkki miał żonę i dwoje dzieci. Spłachetek ziemi, który uprawiał, musiał wyżywić ich czworo. Na pooranej bruzdami twarzy udręczonego mężczyzny odcisnęły swe piętno liczne nie przespane noce. W piwnych oczach zastygła niejedna łza.
Doświadczył w życiu wielu już nieszczęść i obawiał się, że przyszłość nie będzie lepsza. Ubogi chłop z Tornedalen bał się coraz bardziej. Nie o siebie, ale o żonę i dzieci.
------------------------------------------------------------------------
1 – Christiania – dawna nazwa Oslo (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki.).Rozdział 1
– Jeść! Jestem głodna, mamo! Jeść!
Cienki głosik dziecka przeszedł w żałosne zawodzenie. Dwoje dużych ciemnych oczu na wpół z wyrzutem, na wpół z błaganiem wpatrywało się w siedzącą przy kamiennym palenisku wychudzoną kobietę, która trzymała w ramionach niemowlę. Przynajmniej mały Matti mógł zaspokoić głód, na razie Marja miała jeszcze w piersiach trochę pokarmu.
Nikt w rodzinie nie najadał się do syta. Od dawna kładli się spać o głodzie.
– Jeść! ó pochlipywała dziewczynka, wkładając do buzi brudny kciuk.
– Będziesz ty cicho! – zagrzmiał ojciec, surowo mierząc wzrokiem córkę. Od jego głosu zatrzęsła się niska chata.
– Raiju, kochanie! – wtrąciła pośpiesznie Marja, obejmując mocniej niemowlę. – Wszyscy jesteśmy głodni i nic na to nie poradzimy. Popatrz, mały Matti powinien zasnąć, nie marudź tak okropnie! Jesteś już przecież dużą i mądrą dziewczynką, opowiedz lepiej jakąś historyjkę! Tak ładnie opowiadasz!
Raija posłusznie usiadła, w milczeniu smutnym wzrokiem popatrzyła na mamę i braciszka.
Opowiedz historyjkę! Łatwo powiedzieć!
Raija nie mogła nieustannie fantazjować, nie zawsze zresztą miała na to ochotę. Nie odkryła jeszcze, że ucieczka do świata marzeń pozwala zapomnieć o smutnej codzienności.
Matka, dostrzegłszy pełne wyrzutu spojrzenie dziecka, poczuła się jeszcze bardziej zmęczona. Miała dopiero trzydzieści lat, ale wychudzona i spracowana, nie przypominała dorodnej panny o rumianych policzkach, którą była w młodości. Jej samej zresztą wydawało się, że od tamtego czasu minęły wieki. Wciąż jeszcze można było powiedzieć, że jest ładna, ale dawna olśniewająca uroda przyblakła. Włosy, które niegdyś mieniły się niczym dojrzałe zboże w pogodny letni dzień, zaczesywała teraz gładko i upinała na karku w kok. O lokach dawno już zapomniała.
Marja pracowała ponad siły. Uprawiali wraz z mężem kawałek pola, ziemia jednak była jałowa, a w jesienne noce często zjawiał się podstępny mróz, który nie zawsze zapowiadał swe przybycie.
Erkki i Marja dobrze pamiętali nieurodzajne lata z końca poprzedniego stulecia. żywili nadzieję, że uchronią swoje pociechy od takich wspomnień i dzieciństwo nie będzie im się kojarzyć ze smakiem chleba pieczonego z kory drzew.
Tyle że nadzieja i marzenia bywają złudne, zwłaszcza gdy jest się biednym.
Lato i jesień 1716 roku przyniosły nieurodzaj, a gdy nieszczęście powtórzyło się rok później, oznaczało to dla nich całkowitą katastrofę.
Dwa lata głodu wystarczyły, by złamać każdego. Erkki i Marja zdołali zebrać trochę zboża, ale ziarno nie nadawało się na sprzedaż. Nie wystarczyło go też, by wyżywić rodzinę podczas długiej zimy.
Najcięższe jarzmo stanowiły podatki. Chłopi popadali w coraz większe długi i coraz większą nędzę. Erkki i Marja musieli sprzedać jedyną krowę i obórka stała pusta, a nędzne grosze, jakie dostali, nie wystarczyły na długo. Marja dodawała coraz mniej mąki do chleba, który piekła, i teraz, w końcu lutego 1718 roku, było w nim już więcej kory brzozowej niż mąki.
Erkki z bólem patrzył na to, jak oczy jego żony i dzieci tracą blask, jak wszyscy troje marnieją z dnia na dzień, a on nie potrafi temu zaradzić.
Dla tego dumnego mężczyzny bezradność, jaką odczuwał, była nie do zniesienia. Tyle miał planów, tyle nadziei. Dręczyło go, że nie potrafi uchronić najbliższych przed głodem. Zasługiwali na lepszy los.
Serce mu krwawiło, kiedy spoglądał na smutną, drobną buzię ukochanej córki. Dziewczynka rozpaczliwie próbowała pokonać głód, potwora gryzącego jej trzewia, lecz nie udawało się go oszukać chlebem z kory. Erkki zadręczał się myślą, że jego dzieci wychowują się w domu, w którym panuje taka straszna nędza. Po tylu chudych latach tkwił po uszy w długach. Potrzebował dobrych plonów, żeby je spłacić. Przestał już wierzyć, że kiedykolwiek mu się to uda.
Przyszłość jawiła się Erkkiemu w ponurych barwach. Gdyby teraz wcielono go do wojska i zmuszono do udziału w wojnie… Nie wiadomo, jak długo potrwa wojna ani jak się skończy. Królowie nie wtajemniczali maluczkich w swoje plany, choć to właśnie zwykli ludzie najbardziej cierpieli z powodu chorobliwych ambicji monarchów, którym marzyły się wielkie zwycięstwa.
Marja wstała i ułożyła Mattiego w kołysce. Erkki sam ją zrobił. Mąż miał zręczne ręce, wszystkie meble w izbie były jego dziełem. Kołyskę wyrzeźbił przed laty dla Raiji, dumny, że żona urodziła mu taką piękną córkę. Dziewczynka zajmowała w sercu ojca szczególne miejsce. Erkki oczywiście kochał także Mattiego. Zawsze marzył o synu, dziedzicu, teraz jednak żałował skrycie, że chłopiec przyszedł na świat w tak ciężkich czasach.
Matti tymczasem, nieświadom niczego, leżał w kołysce i gaworzył radośnie. Raija uwielbiała braciszka, uważała, że jest najśliczniejszy na świecie. Gotowa mu była ofiarować wszystko.
Teraz siedziała przy nim i kołysała go do snu. Matti wyciągnął rączkę i złapał siostrę za palec. Ciepło wypełniło po brzegi serce dziewczynki, gdy dostrzegła na maleńkiej buzi coś na kształt uśmiechu, a potem braciszek zamknął swoje brązowe oczka i zasnął.
Erkki porwał kubrak i czapkę i z ponurą miną wymknął się z chaty. Mijając po drodze poletka sąsiadów, pomyślał przygnębiony, że wszyscy cierpią jednakową nędzę. Po raz kolejny zadał sobie pytanie, jakie też będą zbiory w tym roku. Czy znów takie marne jak w ubiegłych latach? Niechętnie się nad tym zastanawiał, ale miał przecież rodzinę na utrzymaniu. Do tego jeszcze ta wojna…
W głowie mu huczało.
Już od jakiegoś czasu rozważał pewien plan, który teraz postanowił urzeczywistnić.
Wiedział, że Marja będzie się temu sprzeciwiać i z płaczem błagać go, by odstąpił od swych zamiarów. Lękał się, że po tym, co uczyni, żona odsunie się od niego.
Podjął jednak decyzję, najtrudniejszą chyba i najgorszą w życiu, ale kierowała nim przecież miłość do najbliższych. Bywa, że ojciec właśnie z miłości do dzieci musi dokonać tak dramatycznego wyboru…
Doszedł do obozu Lapończyków. Słyszał wcześniej od jakiejś chłopki, że ponoć pewna rodzina lapońska z Ruiji, krainy nad morzem, szykuje się do wyprawy na swoje wiosenne i letnie pastwiska. Dowiedział się, że chodzi o Pehra, który ożenił się z Ravną, córką starego Matte, co to niedawno umarł. Ravna wywodziła się z Lapończyków, którzy wędrowali w obrębie Finlandii, ale jej mąż wypasał renifery na pastwiskach bliżej morza.
Erkki skierował się więc wprost do jurty Lapończyka z północy.
– Dzień dobry, jak się macie? – pozdrowił gospodarzy.
– Dziękujemy, dobrze! – odpowiedział mu Pehr, jak nakazywał zwyczaj.
W jurcie panował mrok, ale mimo to Erkki poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie trzech par oczu. Oprócz Pehra w środku znajdowała się także jego żona i syn.
Erkki usiadł i zagadnął:
– Podobno ruszasz na północ.
W głębi duszy czuł się jak ostatni nędznik.
Pehr, ubrany w dork² i samodziałowy kaftan, pokiwał głową. Miał pokrytą zmarszczkami, ogorzałą od słońca i wiatru twarz, zwichrzone włosy, czarne jak smoła, i oczy w kolorze miodu. Nie był stary, ale pełne trudu życie dodało mu lat.
– Najpierw wstąpimy na jarmark do Lyngen.
Erkki słyszał o Lyngsbotn, osadzie położonej w głębi fiordu Lyngen, do której zamierzał wstąpić Pehr. Tu w okolicy krążyło wiele opowieści o Ruiji.
– Och, nie powinienem był w ogóle wyruszyć na zimowe leże – westchnął Pehr, którego mieszkańcy Tornedalen nazywali Peeri Lapończyk, i potrząsnął ze smutkiem głową. – Spotkały nas same nieszczęścia.
Erkki zauważył kątem oka, że Ravna spochmurniała gwałtownie, a że słyszał o śmierci jej ojca, wymamrotał słowa współczucia. Na twarzach małżonków zagościło przygnębienie.
– Matte był już stary, przeżył swoje – rzekł Pehr, a po chwili dodał: – Podczas wyprawy straciłem córkę! Odeszła od nas nasza mała Laila… po prostu zgasła. Byliśmy zupełnie bezradni wobec tej choroby, która drążyła ją od środka. Biedne dziecko kasłało i pluło krwią, wreszcie umarło! Moja mała córeczka!
– Ile miała lat? – zapytał Erkki, doskonale pojmując cierpienie tych ludzi.
– Siedem… Nasza Laila przeżyła zaledwie siedem lat.
Pehr, opowiadając o nieszczęściu, jakie ich dotknęło, w jednej chwili się postarzał.
– Ale mamy jeszcze syna Mikkala, dzięki niemu lżej nam znosić żałobę. Chłopak liczy sobie czternaście lat. To już dorosły mężczyzna!
Pehr poklepał syna po ramieniu. Erkki dopiero teraz przyjrzał się młodzieńcowi.
Pehr się nie mylił, to był naprawdę krzepki chłopak. W oczach Mikkala, nieco jaśniejszych niż oczy ojca, brakowało tego błysku wyrachowania, tak charakterystycznego dla Peeri Lapończyka. Szeroka, nieco kanciasta twarz młodzieńca nie była bynajmniej pozbawiona urody. Jak na tak niedojrzałego chłopca, miał wyjątkowo wyraziste rysy twarzy.
– Straciłem trzy córki – ciągnął dalej Pehr. – Mikkal jest moim jedynym synem.
– Ja mam córkę – odezwał się Erkki, a jego słowa jakby zawisły w powietrzu. – I syna. Raija ma osiem lat. Matti urodził się w grudniu…
– Bieda tu w okolicy – zauważył Pehr. – U ciebie zdaje się nie lepiej, Erkki?
Ojciec Raiji zrozumiał, że Lapończyk go przejrzał. Pehr zmienił temat nieprzypadkowo, choć tak się z pozoru mogło zdawać. Nie do końca jednak zapanował nad swym głosem i wyrazem twarzy i to go zdradziło.
Erkki potwierdził domysły Lapończyka. Zresztą, co tu ukrywać, zbiory były marne, a zima długa. Na szczęście miała się ku końcowi i Erkki tęsknie wyglądał wiosny. Uznał jednak, że nie może pokładać całej nadziei wyłącznie w Bogu.
Do tej pory tak postępował, ale im więcej było brzozowej kory w chlebie, tym częściej nachodziły go chwile zwątpienia. Erkki nie pamiętał już, jak smakuje chleb upieczony z mąki. Słowo „chleb” kojarzyło mu się ze smakiem drewna.
– W Ruiji nie ma biedy – opowiadał Pehr. – Nikt tam nie głoduje, ani dorośli, ani dzieci.
– Tu pewnie też nastaną w końcu lepsze czasy – odparł Erkki bez przekonania.
– Wielu Finów postanowiło przyłączyć się do nas. Razem z nami ruszają na wybrzeże – mówił Pehr, a jego żółte oczy świeciły w mroku jak kocie ślepia. – Ludzie mają już dość zmagania się z biedą w tym kraju. A ty, Erkki, nie myślałeś o tym? Nad morzem czeka na pracowitych chłopów dużo uprawnej ziemi.
Erkki pokręcił głową.
– To nie dla mnie – odparł ze smutkiem. – Zbyt głęboko zapuściłem tutaj korzenie.
– To znaczy, że głód nie dokuczył ci jeszcze tak naprawdę – stwierdził Pehr, uśmiechając się z przymusem.
– Bardziej niż ci się zdaje – westchnął chłop z Tornedalen. – Powiadasz więc, że tam nad morzem jest tak dobrze?
– Ludzie muszą tam pracować tak samo jak tutaj – odrzekł Pehr i wzruszył ramionami. – Nie wszyscy opływają w dostatek, ale też nikt nie chodzi spać głodny…
– Mówisz, że wielu Finów wyrusza na północ… – Erkki spuścił głowę i popatrzył na swe spracowane dłonie.
– Nie bez powodu – potwierdził Pehr.
– Chciałbym cię prosić o przysługę – rzucił pośpiesznie Erkki, umykając spojrzeniem przed przenikliwymi oczami Lapończyka.
Pehr jednak domyślił się, o co mu chodzi, i przerwał mu w pół słowa.
– Rozumiem. Jakoś to się da urządzić. Jedna osoba więcej, jedna mniej, nie robi różnicy. Ale co z tobą, Erkki? Ty nie dasz się namówić?
Erkki ze smutkiem pokręcił głową.
– O co mu chodzi? – nieoczekiwanie wtrącił się Mikkal. Erkki drgnął, usłyszawszy bezpośrednie pytanie chłopca.
Znowu odezwały się wyrzuty sumienia. Poczuł na sobie pytające spojrzenie młodego Lapończyka i popatrzył mu w oczy. Teraz uderzyła go łagodność malująca się na twarzy tego młodzieńca. Emanowało zeń tyle ciepła i dobra, że chłopak w jednej chwili wzbudził jego zaufanie. Z pewnością nie odziedziczył tych cech po ojcu, bo Pehr był szczwany jak lis. Erkki nigdy by mu nie zaufał, gdyby nie zmusiły go do tego okoliczności.
– Mikkal za dużo pyta. – Pehr pośpiesznie usprawiedliwił syna i uśmiechając się, wyjaśnił mu: – Zdaje się, że Erkki zamierza wysłać do Ruiji swoje dzieci…
– Tylko jedno – przerwał mu Erkki. – Tylko Raiję. Chłopiec jest jeszcze mały…
Erkki dojrzał we wzroku Mikkala nieme oskarżenie. Nie zaskoczyło go to, sam czuł się podle. Ale cóż począć, skoro życie zmusza go, by stawił czoło brutalnej rzeczywistości. Nie patrząc już w miodowe oczy młodzieńca, znowu zwrócił się do Pehra.
– Słyszałem, że i inni wysyłają dzieci do Ruiji – rzekł głucho. – Ponoć im tam dobrze, ludzie, którzy przyjmują je pod swój dach, traktują je jak swoje… Jedni nie mogą mieć dzieci, a inni mają, ale nie są w stanie ich wykarmić… – Mikkal na te słowa spuścił głowę, a Erkki z goryczą mówił dalej: – Nie mogę patrzeć, jak moja córeczka głoduje. Chyba w tej Ruiji nie jest znowu tak źle… pewnie będzie jej tam lepiej niż tu. Mam długi… jeśli w tym roku znów zdarzy się nieurodzaj, nie wiem, co nas czeka. Matti urodził się tuż przed Nowym Rokiem…
– Znajdziemy dla twojej córki dobrych rodziców! – usłyszał zdecydowany głos Ravny. Oczy Laponki zapłonęły dziwnym blaskiem. Erkkiemu Alatalo zdawało się, że ta kobieta zagląda wprost w najgłębsze zakamarki jego duszy.
– Przyrzekam ci, Erkki Alatalo, że twojej córce będzie dobrze w Ruiji – przemówiła, akcentując każdą sylabę. – Wybierzemy dla niej najlepszych rodziców.
Erkki poczuł, że spływa nań spokój. Obietnica została złożona z takim żarem, że chłop nabrał pewności, iż Laponka uczyni wszystko, by znaleźć dla Raiji dobry dom.
– Nie mam wam czym zapłacić…
Pehr pomachał lekceważąco pomarszczoną dłonią.
– Nie warto o tym mówić! To nic wielkiego! – powiedział. – Chętnie oddam ci przysługę. Widzę przecież, jaką biedę cierpicie. Zabiorę dziewczynkę do Ruiji, tam czeka ją lepsze życie. Jakże mógłbym żądać za to zapłaty? – roześmiał się. – Zresztą bez trudu znajdę dla niej dom. Do Lyngsbotn zjeżdżają na jarmark tłumy ludzi z okolic nad fiordem Lyngen, ba, nawet mieszkańcy Dalekiej Północy i całej Laponii. Nie pożałujesz, że zwróciłeś się z tym do mnie, Erkki! Uwierz mi, twoja córka będzie w Ruiji żyć jak księżniczka.
– Kiedy ruszasz w drogę? – Jutro – odrzekł Pehr.
Odpowiedź Lapończyka poraziła Erkkiego niczym grom z jasnego nieba. Liczył, że będzie miał więcej czasu na to, żeby przygotować Raiję i żonę, a także samego siebie, na rozstanie. Pośpiesznie zebrał się do wyjścia i zapewnił na odchodnym, że nazajutrz przyprowadzi małą.
Wymienili jeszcze zwykłe uprzejmości, ale Erkki odpowiadał jak nieobecny duchem. Wyszedł z jurty Lapończyków, unikając wzroku czternastoletniego Mikkala, który z powagą dorosłego mężczyzny odprowadzał go spojrzeniem. Erkkiemu zdawało się, że z jego wąskich oczu płynie strumień oskarżeń. W chwilę później także Mikkal opuścił jurtę. Bez trudu odgadł, jakimi motywami kierował się jego ojciec. Nie miał złudzeń, wiedział, że na tej drobnej przysłudze Pehr zamierza ubić interes. Odda Raiję ludziom, którzy zapłacą za nią najwięcej, nie przejmując się wcale, do kogo dziewczynka trafi.
Mikkal przejrzał także zamiary matki. Nieszczęsna, nie otrząsnęła się jeszcze z żalu po śmierci Laili. Ciągle nie mogła się oswoić z prawdą, że córeczki nie ma wśród żywych.
Nie zważając na silny wiatr, młodzieniec stał bez ruchu i odprowadzał wzrokiem niknącą w oddali zgarbioną sylwetkę Erkkiego Alatalo. Czuł głębokie współczucie dla tego człowieka, który powodowany skrajną rozpaczą podjął tak dramatyczną decyzję, ale nie mógł go zrozumieć…
Po powrocie do domu Erkki niewiele mówił. Burknął tylko, że był w obozie u Lapończyków i rozmawiał z tymi, którzy wyruszają do Ruiji, a potem przez cały wieczór siedział w kącie i nie spuszczał wzroku z córki. Pochłaniał ją spojrzeniem, pragnąc na zawsze utrwalić w pamięci każdy najdrobniejszy szczegół jej wyglądu.
Raija zauważyła, że ojciec zachowuje się inaczej niż zwykle, ale szybko przestała zwracać na to uwagę. Nauczyła się przyjmować fakty bez zadawania zbędnych pytań.
Marja także dostrzegła zmianę w zachowaniu męża i niepojęta trwoga chwyciła ją za serce. Szybko jednak odrzuciła podejrzenie. Niemożliwe, tłumaczyła sobie. Erkki nigdy nie zrobiłby czegoś takiego swojej córce. Przecież ją ubóstwia! Mimo to tego wieczoru Marja zerkała co rusz na swego męża i nie przestawała się zastanawiać…
Rodzice odesłali Raiję do łóżka, ale dziewczynka nie mogła zasnąć.
Ruija… Tata miał dziś takie dziwne, niespokojne oczy, kiedy wspomniał o Ruiji. Nie wiadomo dlaczego. Zatopiła się w myślach, które tak ją pochłonęły, że zapomniała o głodzie szarpiącym wnętrzności.
Ruija, baśniowa kraina na północy daleko nad wielkim morzem… Dziewczynka zapragnęła, by ojciec powtórzył jej trochę więcej z tego, co usłyszał. Nigdy nie bywał taki milczący, kiedy dowiedział się czegoś nowego. Chyba że przynosił złe nowiny…
Nie, to niemożliwe. Złe wieści o Ruiji? Przecież tam nikt nie cierpi głodu, nikt nie dodaje kory do mąki, żeby upiec chleb! W morzu roi się od ryb, wystarczy tylko zarzucić sieci, by je wyciągnąć. Tam ludzie są szczęśliwi. Głuszce przelatują całymi stadami i niemal się proszą, by je złowić w sidła. W lasach i na rozległych równinach jest mnóstwo dzikiej zwierzyny. W rzekach zaś podobno pływają ryby tak duże i tłuste, że wprost nie można uwierzyć własnym oczom.
Ruija to kraina spełnionych marzeń!
Raija westchnęła, pozwalając się ponieść fantazji. Jej myśli poszybowały w górę rzeki Torne, do nadmorskiej krainy.
Pomyśleć tylko, najadać się codziennie do syta! To by dopiero było coś!
Raija zapragnęła ujrzeć znowu radosną twarz mamy, usłyszeć jej wesoły śmiech, który tak bardzo lubi, a którego od dawna nie słyszała! Gdyby tak tata dostał w Ruiji chatę, oborę i łódź, a także własną ziemię… żeby zbożu nie zagrażało ani słońce, ani mróz, żeby mama ubierała się w najładniejsze suknie, a mały Matti miał okrągłe rumiane policzki i pulchne rączki z dołkami na łokciach!
To byłoby całkiem inne życie! Nie to, co teraz, gdy w pocie czoła harują na codzienny chleb, a mróz w ciągu jednej nocy niweczy cały wysiłek rodziców.
Brzmi to jak bajka! I zapewne tylko bajką zostanie. Ośmioletnia Raija uśmiechnęła się z goryczą, w tej jednej chwili nad wiek dojrzała.
Marząc o krainie, w której dzieci bawią się, śmieją i najadają do syta, ciemnooka córeczka Erkkiego Alatalo wreszcie zasnęła. Nikt nie mógł odebrać jej tych marzeń o wielkim morzu i Ruiji, do której droga była dłuższa, niż dziewczynka przypuszczała. Nigdy pewnie tam nie dotrze, będzie żyć w głodzie i nędzy w Tornedalen, ale przecież nikt nie zabroni jej marzyć. Erkki pustym wzrokiem wpatrywał się w mrok. Marja leżała wsparta na ramieniu męża.
– Raiję odeślemy do Ruiji, już wszystko uzgodniłem. – Erkki powiedział to tak cicho, że ledwie było go słychać. Nie chciał, żeby córeczka wiedziała, o czym mówią.
Marja zerwała się i ścisnąwszy ramię męża, odezwała się ze złowróżbnym spokojem:
– Erkki Alatalo, sprzedajesz własne dziecko?
– Milcz, kobieto!
Odwrócił się do żony plecami, ale ona rzuciła się ku niemu niczym gronostaj i zmusiła, by spojrzał jej prosto w oczy.
– Nigdy byś sobie tego nie wybaczył! Nie wierzę ci, Erkki!
Nawet nie chcę myśleć, że coś takiego przyszło ci do głowy! – To już postanowione!
– Nie zgadzam się! – Marja, blada jak kreda, usiadła na łóżku. – Nie możesz mi tego zrobić! Przecież to także moje dziecko! – Ze szlochem ukryła twarz w dłoniach, a jej wychudłe, drobne ramiona zadrżały.
Erkki nie mógł słuchać jej płaczu. Rękami sztywnymi jak kłody przygarnął żonę.
– Myślisz, że mnie jest to miłe? – odezwał się z ciężkim sercem. – Sądzisz, że bez żalu oddaję nasze dziecko? Czy nie wiesz, Marjo, jak bardzo ją kocham?
– Wydawało mi się, że wiem – odpowiedziała bezbarwnie. – Ale teraz w to zwątpiłam.
Erkki zacisnął powieki, by powstrzymać łzy palące jak ogień. Raija, jego oczko w głowie! Cudny kwiatuszek, który po nim odziedziczył charakter. Natura obdarzyła ją urodą matki, miała jej rysy twarzy i zgrabną sylwetkę, ale oczy, które ciskały gromy, kiedy się złościła, mieniły się tą samą barwą co oczy ojca. Mała Raija była jego radością i najdroższym skarbem. Ona nie powinna cierpieć!
Trafiała jej się szansa – szansa na życie, jakiego on sam nie może jej zapewnić, życie bez biedy czającej się pod powałą niczym mroczny, złowieszczy cień. Właśnie takie życie sobie dla niej wymarzył, dla niej i dla całej rodziny, bo najbliżsi byli dla niego wszystkim. Wiedział jednak, że to marzenie nigdy się nie spełni.
A może jeszcze nadejdą lepsze czasy? Bo czy przez trzy kolejne lata mogą być takie marne plony? Uznał jednak, że i to jest możliwe. Nie umiał już wierzyć w nadejście lepszych dni.
– Nie tego pragnąłem dla ciebie – mruknął Erkki i pogładził żonę po plecach.
Marja pochlipywała cicho, połykając łzy.
Erkki wyczuł pod palcami wystające kości. W młodości Marja była urodziwą panną. Najmłodszą córką chłopa, który, choć miał ośmioro dzieci, radził sobie doskonale. Marja przywykła do lepszego życia niż to, które ofiarował jej Erkki. Serce mu pękało, bo przecież kochał ją tak mocno, a stał się przyczyną jej nieszczęścia. A teraz jeszcze odbiera jej dziecko…
– Nie tylko nam jest ciężko – wyjąkała Marja załamującym się głosem. – Inni mają więcej dzieci niż my…
Po wychudzonych policzkach Erkkiego Alatalo popłynęły łzy. Jego postanowienia nic już nie mogło zmienić. Być może kiedyś znienawidzi siebie za to, że tak właśnie postąpił, ale gdyby nie wykorzystał okazji, by poprawić los dziecka, pogardzałby sobą do końca swych dni. Nie mógł skazywać córki na głód i cierpienie, to byłby egoizm z jego strony. W Ruiji nikt nie cierpiał biedy, Peeri Lapończyk nie jedyny tak twierdził. Nad morzem mieszkają dobrzy ludzie, zaopiekują się jego córeczką, jego kwiatuszkiem. Wychowają ją jak swoją. Raiji będzie tam dobrze…
Odczuł swego rodzaju ulgę, gdy podjął wreszcie tę trudną decyzję – miał nadzieję, że i Marja jakoś się z tym oswoi – ale równocześnie cierpiał tak, jakby ktoś ugodził go nożem prosto w serce. Bał się, że jego przyszłość bez radosnego śmiechu córeczki i jej łagodnego głosu zamieni się w piekło.
Ale za to Raija będzie szczęśliwa!
– Marjo, spójrz prawdzie w oczy! Tu nie zdołamy zachować jej przy życiu. Ledwie nam starczy jedzenia dla niej na jutro. Mamy więc ją zatrzymywać, skoro tam może jej być lepiej?
Odetchnął głęboko. Jak na niego była to długa przemowa, ale bardzo mu zależało, by Marja zrozumiała jego intencje.
Stracą córkę. Erkki nie chciał jednocześnie stracić także żony. Teraz najważniejsze, by wzajemnie się wspierali, bo w nadchodzącym czasie będą siebie bardzo potrzebować.
– A więc to prawda! – wyszeptała Marja pozbawionym wyrazu głosem, jakby nagle uszło z niej życie.
Erkki nie odpowiedział, jedynie mocniej ją przytulił. Zrozumiała.
Delikatnie głaskał żonę po włosach, ale czy cokolwiek mogło ją teraz pocieszyć?
– Kiedy? – Marja nie była w stanie wydobyć z siebie nic ponad to jedno słowo.
Czekając na odpowiedź, zamknęła oczy, próbowała się uspokoić. Matti cicho pochlipywał w kołysce, miała nadzieję, że nie zacznie płakać i nie zbudzi Raiji…
– Jutro…
– Nie! – krzyknęła z rozpaczą.
Erkki pokiwał głową. Usiadł, dotykając stopami zimnej podłogi, i ugiął kark jakby pod brzemieniem podjętej decyzji.
Dopiero teraz Marja dostrzegła w jego oczach łzy. Odruchowo wyciągnęła rękę i wytarła słone strużki płynące po pooranej zmarszczkami twarzy.
Nagle poczuła, jak ogarnia ją bezmierna czułość. Nie, Erkki nie robi tego ze względu na siebie, po to tylko, by mieć do wykarmienia o jedną gębę mniej, jak przez chwilę skłonna była przypuszczać.
Marja zrozumiała jego intencje, ale wcale nie zrobiło jej się lżej, gdy pomyślała, że nazajutrz ma pożegnać jedyną córkę. – Jutro – wymamrotała i opadła ciężko na posłanie. Wpatrzona w powałę, czuła, jak łzy, których nie mogła zatrzymać, płyną jej z oczu.
Erkki przytulił mocniej wychudzone ciało Marji. Leżeli w milczeniu wpatrzeni w mrok, starając się oswoić z prawdą, że nie ma innego wyjścia.
Przed świtem Erkki z ulgą usłyszał spokojny oddech żony. Ucieszył się, że przynajmniej Marja trochę wypocznie, bo sam nie miał nadziei, że uda mu się zasnąć. Wreszcie jednak i jego zmogło zmęczenie. Ostatnie, co pomyślał, nim zapadł w sen, to jak bardzo podobne jest imię jego ukochanej córeczki do nazwy krainy nad morzem. Raija i Ruija…
Może Opatrzność zdecydowała już dawno, że Raija nie będzie dorastać w Tornedalen?
Raiję obudził głośny płacz Mattiego. Zaspana, usiadła na łóżku. Słońce. To znaczy, że jest już późny poranek, pomyślała. Usłyszawszy krzątaninę mamy, wstała zdziwiona, dlaczego jej nie obudzono. Nie lubiła zaniedbywać swoich obowiązków. Boso podeszła do kołyski i wzięła na ręce zapłakanego braciszka. Zauważyła, że ojciec jeszcze nie wyszedł. Siedział nachmurzony, na jego pooranej bruzdami twarzy czaił się smutek. Mama miała podpuchnięte i zaczerwienione oczy. Czy to znowu coś z wojną? Raija słyszała kiedyś sporo na ten temat.
– Co się stało? – zapytała, chociaż wiedziała dobrze, że nie wolno mieszać się w sprawy dorosłych.
– Ubierz się, dziecko! – poprosiła mama i wzięła na ręce Mattiego.
Raija posłusznie założyła ubranie. Smutne spojrzenia rodziców napełniły ją nagle niewytłumaczalnym lękiem.
– Wyruszasz do Ruiji, moje dziecko – odezwał się ojciec. Córka popatrzyła na niego z niedowierzaniem, ale zaraz rozpromieniła się, uszczęśliwiona. Czyżby jej skryte marzenia miały się spełnić?
– Do Ruiji! – powtórzyła z nabożeństwem. – Kiedy? W chacie zapanowała niemal namacalna cisza.
– Dziś – odpowiedziała w końcu Marja.
Dziewczynka obrzuciła rodziców uważnym spojrzeniem i dostrzegła w ich oczach dziwny żal. Oboje zachowywali się jakoś nienaturalnie. Wreszcie wewnętrzny głos podpowiedział jej, że coś się musiało stać i że jej marzenia jednak się nie spełnią.
Patrzyła i powoli docierała do niej straszliwa prawda, tłumiąc w zarodku ledwie co powstałą radość.
– Wy zostajecie! – zawołała zdruzgotana.
Marja z płaczem odłożyła synka do kołyski i przytuliła mocno Raiję, której drobne ciałko zesztywniało.
– Zobaczysz, w Ruiji będzie ci dobrze, o wiele lepiej niż w domu! – przekonywała matka. – Zaopiekują się tobą mili ludzie. Wszystko będzie jak w bajce!
Raija wyczuwała jednak, że matka sama nie wierzy w to, co mówi, i jej słowa wcale nie podniosły dziewczynki na duchu.
– Nie chcę! – zawołała zrozpaczona, ale rodzice odpowiedzieli jej milczeniem. Zrozumiała wówczas, że cokolwiek powie czy uczyni, to i tak nie zdoła zmienić ich postanowienia. Ten dzień zamienił się w koszmar, godziny wlokły się niemiłosiernie. Raija dostała wszystko, co było w domu najlepszego do jedzenia, ale ledwie to tknęła. Nie chciała jeść, wolałaby umrzeć. Jeśli nie może zostać z najbliższymi, to nie ma po co dłużej żyć. Co zrobi bez nich w Ruiji?
Marja i Erkki mocno tulili córeczkę, jakby chcieli przelać na nią całą swoją miłość. Pragnęli, by zapamiętała, jak bardzo ją kochają. Wysyłając ją do obcych, kierowali się miłością. Nie sprzedawali własnego dziecka…
Nadeszła chwila rozstania. Raija, ubrana w długą czarną spódnicę i kumagi³, założyła płaszcz, a matka otuliła ją brązową chustą. Pod stertą ubrań chude ciałko małej zdawało się jeszcze drobniejsze. Dziewczynka wzięła na ręce Mattiego i przez chwilę, trwającą wieczność całą, tuliła mocno braciszka. Czy jeszcze kiedyś go zobaczy? Lepiej o tym nie myśleć!
Potem ostrożnie ułożyła niemowlę w kołysce. Cherubinek ze złotymi loczkami na główce patrzył na nią jakby ze zdziwieniem swymi dużymi brązowymi oczami.
– Żegnaj! – szepnęła, mrugając powiekami, by powstrzymać napływające łzy. Potem mocno przycisnęła usta do pulchnego policzka braciszka.
Zmuszono ją do wyjazdu do Ruiji. Och, udałaby się tam z radością, gdyby towarzyszyli jej Matti, mama i tata, ale teraz sama myśl o wyprawie wzbudzała w niej tylko smutek i lęk. Marja patrzyła na dwoje swoich dzieci, z trudem powstrzymując łzy. Erkki otoczył żonę ramieniem, ale ten gest nie zdołał jej pocieszyć. Kiedy już w żaden sposób nie dało się odwlec rozstania, Marja załamała się. Przytuliła mocno córeczkę i z płaczem błagała ją, by zrozumiała, że robią to z miłości.
– Bardzo cię kochamy, dziecinko! – powtarzała, całując ją w policzki.
Raija pośpiesznie pogłaskała matkę po wychudzonej twarzy. Przez chwilę jej oczy wyrażały ogromną miłość, ale zaraz przygasły.
Raija ujęła dłoń ojca i wyruszyli.
Nie potrafiła dłużej powstrzymać się od płaczu. łzy ziębiły jej policzki, ale ona nie przestawała szlochać. Jej mała rączka spoczywała w dużej, silnej ręce ojca, dziewczynka jednak nie czuła się bezpieczna. Najchętniej wyrwałaby mu się i uciekła. Biegłaby z całych sił i gdzieś ukryła…
Może wtedy pozwoliliby jej zostać w domu?
Ale Erkki Alatalo nie dał córce najmniejszej szansy ucieczki.
Małe nóżki nieustannie posuwały się naprzód.
Zbliżali się do miejsca, gdzie mieli się pożegnać, do miejsca, w którym miała zostać przerwana ostatnia nić łącząca Raiję z rodzinnym domem. Tam dziewczynka dołączy do Pehra i towarzyszących mu ludzi.
Nie chcę! Nie chcę opuszczać najbliższych! kołatało jej w głowie. Niech sobie będzie nawet najcudowniej w tej Ruiji, wcale nie chcę tam jechać! Wszystkie te marzenia były na niby, tak naprawdę wcale nie pragnęłam, żeby się spełniły…
Przecież nie o tym marzyłam, by jechać sama do tej północnej krainy nad morzem! Nie chcę być sama, należę do nich, do Mattiego, mamy i taty. Czy tata tego nie pojmuje?
Bezładne myśli układały się w pytania, ale choć dziewczynka poruszała ustami, nie mogła wydobyć z siebie głosu, płakała tylko.
Erkki czuł się jak morderca. Jakie znaczenie miało to, że wiedział, iż ratuje córce życie, skoro ona sama nie zdawała sobie z tego sprawy? Może go nawet nienawidziła? Lękał się jej zapytać o cokolwiek, bał się odpowiedzi. Raiją zawsze targały skrajne uczucia, kierowała się raczej głosem serca niż rozsądkiem.
Erkki westchnął ciężko.
– Raiju, maleńka – wykrztusił wreszcie. Tak bardzo pragnął, by jego głos zabrzmiał czule i z miłością, a tymczasem z jego ust wydobył się jedynie smutny szept. – Robię to, ponieważ bardzo cię kocham!
Przemawiał do córki, choć doskonale wiedział, że i tak go nie zrozumie, ale samo to, że słucha, stanowiło dla niego pewną pociechę. Ten dzień wryje się Raiji w pamięć. Jego słowa zapadną w jej serce na zawsze. Kiedyś być może zrozumie, że miłość można wyrażać na różne sposoby! Erkki żywił nadzieję, że tak się stanie.
– Chcę, żeby ci było dobrze, córeczko! Dlatego wysyłam cię z Pehrem do Ruiji. Tam będzie ci lepiej niż tu z nami, kochanie!
Raija milczała. Ani nie potrafiła, ani nie chciała odpowiedzieć. Oczywiście słyszała, co tata mówi, ale sens jego słów do niej nie docierał. Była za mała, by zrozumieć.
Ojciec ścisnął ją mocno za rękę. Dziewczynka mimo to czuła, że ją zawiódł.
– Przecież tak marzyłaś, córeczko, żeby zobaczyć Ruiję! – Erkki za wszelką cenę próbował do niej dotrzeć. – Pamiętasz, rozmawialiśmy o rybach i o morzu, o górach…
Raija z zaciśniętymi ustami wpatrywała się w dal. Niech nie próbuje jej wmówić, że chciała jechać do Ruiji, bo to nieprawda! Jej dom jest tutaj, w Tornedalen! Marzenia o Ruiji snuła sobie dla zabawy! Czy on, jej własny ojciec, nie potrafi tego zrozumieć?
Dochodzili do obozu. Lapończycy i fińskie rodziny, które przyłączyły się do koczowników, żeby wraz z nimi odbyć wędrówkę ku morzu, ku lepszemu jutru, właśnie zbierali się do wymarszu.
Raija szła coraz wolniej, coraz niechętniej. Wszystko wokół niej było obce i nowe: ludzie, renifery, lapońskie sanie. Obce twarze, same obce twarze!
Niektórzy przyglądali się dwojgu Finom z ciekawością, inni w ogóle na nich nie zwracali uwagi, pochłonięci swoją pracą. Raija była przerażona. Bezwiednie przytuliła się do ojca, który ścisnął mocniej jej dłoń, próbując dodać córce odwagi. Ale wtedy dziewczynce przypomniało się, dlaczego się w tym miejscu znaleźli. Ojciec miał ją tutaj zostawić, samą wśród tych obcych ludzi. Oni zabiorą ją do Ruiji.
Przez chwilę prawie o tym zapomniała. Nowe otoczenie rozpaliło jej ciekawość, napawało ją lękiem, ale zarazem przedziwnie wabiło.
Szybko jednak stłumiła w sobie kiełkujące zainteresowanie. Przecież tu, w tym miejscu, miała zostać pozbawiona wszystkiego, co kocha.
Pehr zauważył, że nadchodzą, i na swych wykrzywionych jak pałąki nogach wyszedł im roześmiany na spotkanie.
– Już sądziłem, że się rozmyśliłeś – odezwał się na przywitanie.
W odpowiedzi na te nie najstaranniej dobrane słowa na twarzy Erkkiego Alatalo przemknął jedynie cień uśmiechu.
– Ładna dziewczynka – mruknął Pehr.
Raija obrzuciła go hardym, przepełnionym nienawiścią spojrzeniem. Nikt nigdy jej nie zmusi, by polubiła tego człowieka! Pehr aż się wzdrygnął, ujrzawszy emanującą z oczu dziecka nienawiść. Wiele można było zarzucić temu mężczyźnie o pooranej bruzdami twarzy, który podjął się przeprowadzić Raiję do Norwegii, jednak z pewnością potrafił doskonale odczytywać uczucia i nastroje. Miał to po prostu we krwi, wielokrotnie jego przeczucia się potwierdzały.
– Tak, tak… Pożegnaj się z małą. Ruszamy… – burknął, umykając wzrokiem przed parą dziecięcych oczu, które ciskały iskry. Nadeszła chwila, której Erkki najbardziej się lękał – rozstanie.
Powoli przykucnął i przytulił Raiję. Nie mógł jednak znieść pełnego wyrzutu spojrzenia dużych brązowych oczu. Nieme potępienie, które odmalowało się na twarzy ośmioletniego dziecka, miało go prześladować przez resztę życia. Płacz ściskał mu gardło, więc tylko bez słowa mocniej przygarnął córkę.
– To dla twojego dobra, Raiju! – wyszeptał raz jeszcze. Było mu ogromnie ciężko, bo wiedział, że ona, niczego nie pojmując, właśnie jego obarcza odpowiedzialnością za to, co się stało.
Wstał, poklepał córeczkę po policzku i odszedł, zataczając się jak pijany.
Raija nie wyrzekła ani jednego słowa.
Dopiero gdy przygarbiona sylwetka ojca zginęła w oddali, z oczu dziewczynki popłynęły łzy, a jej ciałem wstrząsnęły dreszcze, jakby dokuczał jej chłód.
Sama. Została zupełnie sama. Nic by nie dało, gdyby pobiegła za ojcem. I tak przyprowadziłby ją z powrotem. Ogarnięta paniką odwróciła się do obcych ludzi. Przez łzy nie mogła ich rozróżnić – zlewali się w rozmazane plamy. Nagle jedna postać oddzieliła się od pozostałych. Do zapłakanej dziewczynki podszedł starszy od niej chłopak i otoczył ramieniem jej drobne ciało wstrząsane szlochem. Raija przytuliła się do tego obcego, który okazał jej ciepło i czułość. Ukryła twarz na piersi syna Pehra i płakała, płakała.
Mikkal nie pojmował, skąd się w nim bierze taka czułość dla małej Raiji. Zwykle spoglądał na dziewczyny z pogardą. Ale to samotne dziecko o dużych, wyrażających rozpacz oczach poruszyło w nim jakąś strunę. Dziewczynka była taka mała i bezradna. Chłodny wiatr targał wystające spod chusty czarne pukle, które wyglądały jak skrzydła zmagającego się z wichurą kruka.
Mikkal, trzymając Raiję w ramionach, usłyszał swój własny głos:
– Płacz, płacz, maleńki kruku! Jest ci teraz bardzo ciężko, ale ja się o ciebie zatroszczę, zawsze będę się troszczyć…
------------------------------------------------------------------------
2 – Dork (lap.) – futrzana bluza nakładana na gołe ciało włosem do wewnątrz.
3 – Kumagi – buty z garbowanej skóry z charakterystycznym zawiniętym noskiem.