- W empik go
Raija ze śnieżnej krainy. Podcięte skrzydła. Tom 2 - ebook
Raija ze śnieżnej krainy. Podcięte skrzydła. Tom 2 - ebook
Raija ma wreszcie swój własny dom, w którym mieszka ze swoim mężem Karlem i ubóstwianą Marją. Nie darzy Karla głębokim uczuciem, choć wiele ich łączy. Pośród wysokich gór i ciemnych lasów nie dane jest jej jednak zaznać spokoju. Tęskni za otwartymi przestrzeniami, gdzie mogła biegać z wiatrem w zawody, i nie potrafi zapomnieć o ukochanym. Wierzy, że Mikkal kiedyś przybędzie i odmieni jej życie.
„Podcięte skrzydła” to drugi tom sagi „Raija ze śnieżnej krainy” opowiadającej o potężnym uczuciu, które pokonuje przeciwności losu. Akcja rozgrywa się w urzekającej surowym pięknem północnej Skandynawii.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8076-413-1 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Mikkal! Mikkal! Śpisz? – Sigga lekko szturchnęła mężczyznę, który pociemniałym wzrokiem wpatrywał się w żar paleniska. To niepogoda działała na niego przygnębiająco, ale są przecież jakieś granice złego humoru.
Zareagował, kiedy podsunęła mu pod nos to, co znalazła w skórzanym woreczku.
Ze zwinnością gronostaja wyrwał jej z ręki kościanego ptaszka i czule pogładził go silnymi palcami. Sigga zacisnęła zęby. Ile minęło już czasu od chwili, kiedy ją tak pieścił? Dwa miesiące? Trzy? To ostatnie było bliższe prawdy.
– Znalazłam go – powiedziała na swój zwykły miękki sposób. – Ailo mógłby się nim bawić.
– Trzymaj się z dala od moich rzeczy – warknął.
Cofnęła się. Kiedy był w takim nastroju, musiała postępować roztropnie. Powinna pójść do Ravny i poprosić ją, by przemówiła do rozsądku swemu upartemu i kapryśnemu synowi. Sigga nie miała przystępu do jego serca.
Uniosła kołyskę z dzieckiem i wyszła z namiotu. Nawet tego nie zauważył.
Mikkal wpatrywał się w ptaszka, czubkami palców dotykał chłodnej gładzi kostki, delikatnie pieścił skrzydełka, tułów – skarb, który utracił.
Jak dawno temu? Raija miała wtedy trzynaście lat i była jak pączek kwiatu, który właśnie się otwiera. Minęły cztery lata. Tylko cztery, choć jemu zdały się całym życiem.
Mikkal wciąż pamiętał tamten ciepły czerwcowy dzień. Samotnie doglądał reniferów na płaskowyżu, tylko komary dotrzymywały mu towarzystwa. Z nudów zaczął dłubać nożem w kawałku kości i zrobił dla Raiji coś pięknego. Coś, co mówiło wiele, nie mówiąc wszystkiego. Wtedy był jej starszym bratem...
Mikkal uśmiechnął się gorzko do kościanego kruka. Nigdy go nie dostała. Renifery rozpierzchły się, z wielkim trudem zdołał je zatrzymać i skupić na powrót w stado.
Raija cięła turzycę w pobliżu i przybiegła na pogawędkę. Mała kobietka, jakże wydała się mu zachwycająca. Dała prawdziwy spektakl zazdrości, sądząc, że rzeźbi coś dla Siggi. Mikkal roześmiał się cicho na samo wspomnienie. Pamiętał też, jak spontanicznie objęła go, zrozumiawszy, że podarunek jest dla niej.
Cztery lata. I wciąż czuł zapach wrzosu, widział szeroki, letni nieboskłon, widział ją. Chociaż... Obraz Raiji z tamtych dni na płaskowyżu pod fińską granicą zatarł mu się w pamięci. Oczami duszy widział tę inną Raiję, dorosłą, sprzed dwóch lat. Tę, która powiedziała, że go kocha. Ich losy nigdy się nie splotły, jedynie skrzyżowały, a potem każde znów poszło własną drogą.
Nie byli sobie pisani. Ani teraz, ani przedtem. Powinien właściwie być wdzięczny za te krótkie chwile, które spędzili razem. żadne z nich nie mogło prosić o więcej. Mikkal wciąż jednak tęsknił i tęsknota doprowadzała go na skraj obłędu. Relacja Aslaka z wizyty u Raiji przygnębiła go na długie tygodnie. Nie uwierzył w nią, nie wierzył słowom Aslaka. Raija należała przecież do niego, nie mogła być szczęśliwa z kimś innym. Szwagier musiał się mylić, upierał się jednak przy swoim. Twierdził, że Raija jest piękniejsza niż kiedykolwiek, jaśnieje jakimś wewnętrznym blaskiem. Szczęśliwa i brzemienna. Raija urodziła dziecko w tym samym czasie co Sigga. Czy i w tym objawia się ironia losu?
Myśl, że Raija została matką, odebrała Mikkalowi radość z syna. To Sigga zajęła się małym, to ona nadała mu imię Ailo. To ona wreszcie przelała na dziecko całą swą miłość. Mikkal spoglądał na nie z rzadka, nie zdołało wzbudzić w nim gorących ojcowskich uczuć.
Ailo zapewne nie różnił się od innych dzieci. I był jego synem, co do tego Mikkal nie miał żadnych wątpliwości. Powinien szaleć ze szczęścia. Powinien... Byłby szczęśliwy, gdyby inna kobieta urodziła mu chłopca.
Po co zaprzątać sobie tym myśli? To nie ma sensu. Raija Alatalo z rozległej fińskiej doliny wzdłuż rzeki Tome i Mikkal syn Pehra z zalanych światłem płaskowyżów północnej Norwegii daremnie wpatrywali się w gwiazdy.
Raija była córką zubożałego, dumnego chłopa Erkkiego Alatalo. Lata nieurodzaju i zawieruchy wojennej zmusiły go do wysłania ukochanej najstarszej córki na północ, do krainy zwanej Ruiją. Powierzył ją pieczy Lapończyka Pehra, ojca Mikkala.
Wtedy po raz pierwszy Mikkal ujrzał dziewczynkę o czarnych lokach tańczących na bezlitosnym wietrze. Od tamtej chwili ich losy splotły się ze sobą.
Raija została jego Małym Krukiem i młodszą siostrą. Pehr i Ravna przyjęli ją do rodziny. Zostałoby tak do dziś, gdyby uczucia Mikkala nie przekroczyły granic braterskiego przywiązania.
Dostrzegł to ojciec i odprawił dziewczynę.
Dwa lata Mikkal żył marzeniami o pewnym dziecku.
Ujrzał je znów, kiedy pojechał w konkury do Siggi. Ponowne spotkanie z Raiją przesłoniło mu cały świat i kazało zapomnieć o celu wyprawy. Raija nie była już dzieckiem, stała się ponętną kobietą. Na jej widok krew zagotowała mu się w żyłach, a rozsądek wyparował jak rosa o poranku.
Tamtej nocy spędził w jej ramionach kilka upojnych godzin. Ich ciasno splecione ciała przemawiały do siebie językiem miłości, w gorzkim przekonaniu, że odnalazły się zbyt późno.
Ostatnie dwa lata Mikkal żył wspomnieniami tamtej nocy. Zaklął cicho i zacisnął zęby. Napięta skóra wokół ust pobladła, nozdrza drżały jak u rannego zwierzęcia.
Pamiętał dobrze, kto wtedy odwoływał się do szlachetności, kto mówił, że nie powinni się spotykać. Pamiętał dobrze, kto perorował o rozsądku, o potrzebie darzenia miłością tych, którzy ich kochali. Mikkal miał dobrą pamięć i przeklinał sam siebie za słowa, które wypowiedział.
Błagała go, by został, a on mówił o obowiązkach. Sam pchnął ją w ramiona tego jasnowłosego, słabowitego chłopca z Lyngen. Prosił ją, by uczyniła go szczęśliwym. Słowa Aslaka powiedziały mu, że Raija potraktowała jego prośbę dosłownie. Zrobiła nawet więcej, znalazła szczęście u boku syna rybaka.
Mikkal nie mógł tego pojąć, zżerała go zazdrość. Sam ożenił się z dziewczyną, która cały czas była mu pisana. Mądrą i piękną Siggą, która znała swoje miejsce. Dbała o dom, kochała go, zawsze go kochała. Dała mu syna, spełniała wszystkie małżeńskie powinności. Ale Mikkal nie osiągnął pełni szczęścia. Raija Alatalo nazywała się teraz Elvejord. Nie pojmował, dlaczego było jej z tym dobrze, uznał, że zbrukała to, co ich niegdyś łączyło. On cierpiał. Jakże więc Raija mogła czuć się inaczej?
Może dlatego, że tkwiło w niej coś, co dostrzegł dawno temu – prawdziwa wola przetrwania. Raiji Alatalo nie sposób złamać.
Mały Kruk przypominał jeden z tych upartych kwiatków, które czepiają się nagiej skały i kwitną rok po roku. Raija... Mikkal zagłębił się w marzenie, w pustkę, od której nie mógł, nie chciał uciec. Miał dwadzieścia trzy lata, a czuł, jakby przeżył dwa razy tyle. Znał Raiję od dziewięciu lat i przez cały ten czas była jego błogosławieństwem i jego przekleństwem.
Czy mieli się jeszcze kiedyś spotkać? Bezwiednie pogładził ptaszka, w kąciku warg igrał mu uśmiech. Jego twarz wokół oczu i ust pokryła się siecią drobnych zmarszczek. Trudne życie wyciskało bezlitosne piętno na twarzach synów płaskowyżu.
Sam musiał zdecydować, czy się jeszcze spotkają, był tego świadom. Dotąd trzymał się z dala od Lyngen, bogowie jedynie wiedzieli, jakim kosztem. Miał tyle okazji, tysiące dobrych wymówek, ale się powstrzymywał. Może teraz ptaszek dawał mu znak? Może Raija go potrzebowała?
Pobożne życzenia. Sigga znalazła figurkę przypadkiem i chciała dać ją synowi do zabawy. Mikkal spojrzał na ptaszka. Kość całkiem już pożółkła. Rzeźba była niezdarna, wtedy niezbyt sprawnie posługiwał się nożem. Teraz, po latach ćwiczeń, mógłby stworzyć dzieło warte Raiji.
Sigga miała rację. Ailo powinien dostać ptaszka, ściskać go w małych paluszkach, znajdować radość w zabawie. Po co chować skarby dla kogoś, kto nie może ich przyjąć? Zresztą Mikkal ofiarował Raiji rzeczy najcenniejsze: swą miłość – i broszkę babki.
Dał jej też dar znacznie hojniejszy, sam o tym nie wiedząc. Raija przysięgła sobie, że nigdy mu o nim nie powie, a Raija Alatalo zawsze dotrzymywała słowa.
Mikkal znalazł żonę i syna u swojej matki. Nie zdziwił się, Ravna potrafiła godzić zwaśnionych małżonków. Stawała pomiędzy nimi z dobrą radą, otwierała im oczy. Kochała ich, a w samotności roniła nad nimi łzy. Rzucił ptaszka na kolana Siggi tak, jakby nic dla niego nie był wart.
– Daj go chłopcu – powiedział.
– Sądziłam, że to jeden z twoich tajemniczych skarbów – zdobyła się na odwagę Sigga. Wiedziała, że w obecności matki Mikkal powściągnie język.
– To jedynie pamiątka z dzieciństwa.
Sigga złapała ptaszka w dwa palce, jakby figurka napawała ją obrzydzeniem.
– Jeśli to pamiątka po... niej, to Ailo jej nie dostanie! – rzuciła zapalczywie.
– To ptaszek, Siggo, ptaszek z kości. Chcesz go użyć jako oręża przeciwko mnie?
– Kruk? – Drażniła go z ogniem w oczach.
– Ptak. – Mikkal machnął rękoma z rezygnacją. – Wrona. Kruk. Nazwij go, jak chcesz, dla mnie to po prostu ptaszek!
– Dorośli, a zachowują się jak dzieci! – westchnęła Ravna. – Uważajcie, by Pehr was nie posłyszał.
Ukradkiem spojrzała na figurkę, dzieło Mikkala sprzed czterech lat.
– To ptaszek – zdecydowała. – Wygląda zresztą na mewę, w życiu nie widziałam białego kruka. Skąd ci coś podobnego przyszło do głowy, Siggo?
Sigga zacisnęła usta. Ravna wzięła stronę Mikkala – i Raiji. Nic dziwnego, zawsze czuła słabość do tej małej Finki.
Sigga była zbyt mądra, by sprzeciwić się teściowej. Z westchnieniem rezygnacji wcisnęła ptaszka w dłonie synka. Mały zamruczał z zadowoleniem.
Czy Ailo miał się znaleźć pod działaniem tego samego czaru, który opętał Mikkala? Złe przeczucie ścięło jej krew w żyłach.
Był rok 1727.
Fryderyk IV wciąż zasiadał na tronie Danii i Norwegii. W siedem lat po zakończeniu wojny północnej połączone królestwa trzymały się z dala od kłótni wielkich mocarstw. Tak było korzystniej dla państwa i dla poddanych, kasa królewska, dotąd świecąca pustkami, zapełniała się dzięki handlowi z wojującymi stronami. U progu absolutyzmu zubożała północna monarchia potrzebowała pieniędzy.
Finnmark.
Na dworze kopenhaskim traktowano tę północną część ponad miarę rozciągniętej Norwegii jak prowincję w prowincji, jak kolonię, na równi z Grenlandią, Islandią i Wyspami Owczymi.
Finnmark.
Trzy państwa rościły sobie prawo do obszarów dalekiej północy: Dania, Szwecja i Rosja. Na rozległych terenach Finnmarku ścierały się interesy kilku mocarstw, każde z nich wysyłało tam swoich poborców podatkowych.
Granice Finnmarku były płynne. Sąsiedzi, każdy na swój sposób, usiłowali zaznaczyć tu własny wpływ. Szwedzi zbudowali kościoły w Kautokeino i Utsjok. Nie mieli zamiaru dobrowolnie zrzec się praw do tych ziem.
Królestwo Danii i Norwegii starało się zasiedlać nadmorskie tereny odległej północy i bezkresne obszary płaskowyżu Norwegami. W dobrych domach Bergen i Trondheim namawiano służbę, by jako pionierzy ruszała do Finnmarku.
To samo czyniono z obywatelami gorszej kategorii. Czyszczono południowe krańce monarchii z przestępców i wolnych ptaków. Z żelazną konsekwencją wysyłano ich na północ, motywując to postępowanie dobrem państwa i, obłudnie, wspaniałomyślnością.
Lapończycy, pradawni mieszkańcy północy, nie zdobyli zaufania królewskiej Kopenhagi, traktowano ich jak dziwaczny, egzotyczny lud, któremu nie przysługuje miano godnych zaufania obywateli. Stołeczni mędrcy nie wiedzieli prawie nic o tych dzieciach natury i pomijali je w swoich rachubach.
Lapończycy byli ludem koczowniczym, a dwór królewski pragnął, by tę odległą krainę zasiedlili ludzie pracowici i obeznani z rolą.
Lata dwudzieste XVIII wieku przyniosły pozytywne zmiany. Po latach upadku prowincja Finnmark odradzała się jak Feniks z popiołów.
Ludziom żyło się lepiej, klimat ocieplał się. Od najzimniejszego roku 1720 temperatury stale rosły. Odebrano to jako znak, zapowiedź pomyślności.
Zlikwidowano monopole, wprowadzono zasadę wolnego handlu. Choć miasta Bergen i Trondheim odmówiły wjazdu cudzoziemcom i same podzieliły się wpływami z handlu, to i tak ludzie dalekiej północy odczuli poprawę swego losu.
Ożywiły się kontakty ze światem. W Finnmarku pojawili się podróżnicy, ze wschodu nadciągnęli pierwsi kupcy rosyjscy. Teren zasiedlały dwa ludy, Norwegowie i Lapończycy; z południa, z Finlandii, przybywali przedstawiciele trzeciego narodu. Uciekając od wojny, głodu i nieurodzaju, w poszukiwaniu lepszego życia docierali aż do północnych fiordów. W roku 1727 przybyszów było wciąż niewielu, pojawiali się pojedynczo lub w nielicznych grupkach. Obsiedli brzegi fiordu Lyngen lub wędrowali jeszcze dalej, aż do Alty.
Byli to dobrzy, pracowici chłopi z rolniczych obszarów Finlandii. Z różnych powodów nie widzieli dla siebie przyszłości w ojczyźnie, a Ruija, nadmorska kraina, jawiła im się rajem na ziemi. Byli, rzecz jasna, pośród nich także ludzie pośledniejszego autoramentu.
We wsiach Tornedalen mówiono, iż jeśli ktoś bez powodzenia próbował odmienić swój los, zostawało mu jedno wyjście: podróż do Ruiji. Czasami w drogę wyruszały dzieci, wysyłane w nieznane przez nieszczęśliwych rodziców. Może w obcej krainie czekał je lepszy los? Powierzano je opiece wędrownych Lapończyków, którzy u kresu drogi sprzedawali dzieci miejscowym rodzinom. Trudno ten proceder określić inaczej niż jako handel żywym towarem.
W Ruiji czekała dzieci niejasna przyszłość. Dla niektórych rodzin były z dawna oczekiwanymi potomkami, dla innych jedynie tanią siłą roboczą. Jeden los niepodobny do drugiego.
Pośród wielu dzieci, które w ten sposób znalazły się w Ruiji, była Raija. Mały Kruk Mikkala.Rozdział 1
Raija skończyła siedemnaście wiosen, od dwóch lat była żoną Karla, zaledwie dziewiętnastolatka. Trzeci członek rodziny, Maria, przez wszystkich zwana Mają, niespełna roczne dziecko, właśnie zaczęło stawać na nóżki. Ciekawe świata kręciło się wokół i nie raz rodzice musieli ratować je z opresji.
Niedługo Raija miała zostać sama z córką. Jak większość mieszkańców nadbrzeżnych okolic fiordu Lyngen rodzina Elvejordów prowadziła niewielkie gospodarstwo i żyła z rybołówstwa. Raija doglądała zwierząt i uprawiała niewielki spłachetek ziemi, Karl miał za sobą kilka sezonów spędzonych na morzu. Zeszłej zimy był na Lofotach, a teraz zbliżał się kolejny okres połowów. Każdy, kto pragnął zapewnić rodzinie strawę i odzienie, musiał myśleć o wyprawie. Karl ruszał na północ, na łowiska położone u wybrzeży Finnmarku.
Raija była żoną rybaka i do niej należało dbanie o ekwipunek męża. Czekało ją mnóstwo obowiązków, zbyt wiele dla dziewczyny, która najchętniej spędzałaby dni na marzeniach. Lecz Raija Elvejord od dawna już nie oddawała się marzeniom. Biedne żony rybaków wypełniały całe dnie znojną pracą.
Kiedy Karl wyruszy na wyprawę, zostanie sama. Reijo, najlepszy przyjaciel Karla, wyprawił się wcześniej z inną załogą na te same łowiska Finnmarku.
W przeciwieństwie do Karla Reijo dawno już porzucił mrzonki o złożach złota w górach otaczających fiord Lyngen.
Reijo i jego ojciec, Antti Kesäniemi, byli oprócz teścia Kristiana jedynymi przyjaciółmi Raiji w tej nadmorskiej osadzie. Matka Karla, Marta, zachorowała i zmarła poprzedniej zimy.
Kristian również ruszał na morze. Tylko Antti zostawał w domu.
Raija uważała, że czynił tak ze względu na nią, choć Antti gorąco zaprzeczał. Na swój sposób był jej ojcem, którego tak potrzebowała – ten godny zaufania Kwen z domku na cyplu zawsze spieszył jej z pomocą. Raija nie bała się ciężkiej pracy i była gotowa zrobić wiele dla ludzi, których darzyła sympatią. Wrogom nie pobłażała, nie leżało to w jej naturze.
Ludziom, których kochała, poświęcała wszystkie siły. Tej wiosny przygotowała ekwipunek dla męża, ale nie zapomniała o teściu i Reijo. Raija dbała o swoich. Szycie nie było jej mocną stroną, ale zdołała zapewnić wszystkim trzem mężczyznom ciepłe odzienie. Tylko ona wiedziała, ile bezsennych nocy spędziła na tym zajęciu.
Zbliżał się czas wypłynięcia, więc Raija piekła od rana do wieczora. Zapasy cennej mąki kurczyły się w oczach, ale Raija uznała, że da sobie radę. Zdarzało się latem, iż do Lyngen docierał ten czy ów kupiec znad Zatoki Botnickiej, często poza wyznaczonymi terminami targowisk. Da sobie radę. Jak wróci Karl, wszystko znów będzie po staremu.
Trzej mężczyźni dostaną na podróż wystarczający zapas chleba i sucharów. Nikt nie zarzuci jej, że lekko traktuje obowiązki. żaden z nich nie zazna głodu na łowiskach. Karl oczekiwał wyprawy z niechęcią. Nosił w sobie przekonanie, że nie urodził się do zawodu rybaka. Miał tysiące planów i jedno wielkie marzenie, nie dość jednak czasu, by je spełnić.
Życie dziewiętnastolatka układało się w jednostajny ciąg obowiązków. Jako ojciec rodziny musiał przede wszystkim dbać o żonę i dziecko. Walka o chleb codzienny trwała okrągły rok. Na marzenia zostawało niewiele czasu.
Wciąż natykał się na przeszkody, które skazywały go na ten sam los, jakby na zawsze już miał pozostać zgarbionym od pracy rybakiem.
Trzeba odwagi, by się przeciwstawić przeznaczeniu. Znacznie więcej odwagi, niż Karl Elvejord był w stanie z siebie wykrzesać. Kiedy już jednak minie czas połowów... jesienią, wtedy porozmawia z Raiją...
Najtrudniejsza jest zawsze ostatnia noc. Dla tego, kto rusza w drogę, i dla tej, która zostaje z brzemieniem odpowiedzialności za dom, inwentarz i rodzinę.
– Może nie powinienem wypłynąć – szepnął Karl ze wzrokiem utkwionym w powałę. I on, i Raija wiedzieli, że nie ma wyboru. – Tylu podłych ludzi się tu kręci. Zostaniesz sama z Mają, wszystko się może zdarzyć...
Raija roześmiała się.
– Kalle, Kalle – rzekła pieszczotliwie – nie ty jeden ruszasz w drogę. Zostają kobiety, dzieci i starcy. Dam sobie radę. Jeśli ktoś zechce mi się naprzykrzać, będę mruczeć pod nosem zaklęcia. Jak wrócisz, dowiesz się, że masz czarownicę za żonę...
– Nie igraj z ogniem, Raiju – wzdrygnął się. – Czarownice się pali...
Jego uwaga wydała się Raiji niezwykle zabawna.
Dziewczyna miała szczególne poczucie humoru.
– Nic mi się nie stanie – zapewniła męża z młodzieńczą pewnością siebie. – Antti będzie mnie odwiedzał, założę się, że kilka razy dziennie, tak niby przypadkiem. Co może mi grozić?
Karl nie odpowiedział, ale pomyślał o czymś bardzo konkretnym. Kiedy wyjeżdżał z domu, zawsze prześladowały go te same natrętne myśli.
Najgorsze mówiły mu, że Raija go opuściła. Na Lofotach zlany potem budził się z koszmaru, w którym widział opustoszałe domostwo.
Raija nigdy nie zrobi tego z własnej woli. Nie dlatego, że brak jej odwagi, raczej z nadmiaru lojalności. Karl wiedział jednak, że jej lojalność kończy się tam, gdzie zaczynają uczucia.
Istniał jeden człowiek, dla którego Raija rzuciłaby wszystko. Człowiek, który mógł urzeczywistnić koszmary Karla.
Minęły dwa lata, odkąd widzieli go po raz ostatni, i zapewne sporo jeszcze upłynie wody w strumieniu, zanim ujrzą go ponownie. Mimo to Karl nie wątpił, że tamten w końcu się pojawi. Nikt, kto darzy Raiję uczuciem, nie oprze się pokusie. A jego rywal kochał Raiję. Tego właśnie Karl Elvejord obawiał się najbardziej – że tamten zjawi się w Lyngen pod jego nieobecność.
– Masz szczęście, że możesz się stąd wyrwać. – W głosie Raiji pojawiła się nuta rozmarzenia.
Strach złapał Karla za gardło.
– Więc tęsknisz? Chcesz wyjechać? Dokąd? – W tych urywanych słowach zawarł cały swój niepokój.
– Nie mogę przecież ruszyć z wami na połów. Komu potrzebna kobieta na łodzi? – roześmiała się głośno.
– Gdybyś jednak mogła wyjechać – drążył, unosząc się na łokciu. Wpatrywał się w żonę poprzez mrok, ale nie potrafił wyczytać nic z jej twarzy. Ledwo ją widział.
– Gdybyś mogła, Raiju, wyjechałabyś?
– A ty nie? – rzuciła wymijająco.
Obojętny ton jej głosu wzbudził czujność Karla. Zdradziła się. Nie odpowiedziała wprost, ale i tak się zdradziła.
– Do Finlandii? – zapytał, choć znał odpowiedź.
– Czego miałabym tam szukać? – spytała beznamiętnie. – Wszyscy pewnie pomarli.
– Więc na północ?
Jej wahanie trwało o ułamek sekundy zbyt długo. – Nie wiem...
Karl jednak wiedział. Raija nie miała nikogo w Finlandii, ale na północy ktoś na nią czekał...
– Ale to się nigdy nie stanie... – Raija zwracała się bardziej do siebie niż do niego. – W naszej rodzinie ty jesteś podróżnikiem. Zostanę z Mają tutaj, gdzie nasze miejsce.
Karl nie był tego taki pewien. Mocne więzy łączyły Raiję i Maję z innym miejscem na ziemi. Pilnował się, by głośno nie wyrazić swoich przypuszczeń. Przysunął się do żony i objął ją.
– Długo mnie nie będzie – mruknął, wtulając wargi w zagłębienie na jej szyi. Zanurzył się w świeżym zapachu jej włosów. Raija pogłaskała go po ramionach. Przez ostatni rok Karl bardzo zmężniał. Tak, długo go nie będzie.
Znalazł ustami jej wargi, a ona się nie cofnęła. Nie była stworzona do życia w samotności, potrzebowała fizycznej miłości równie mocno jak on. Trzymając ją w objęciach, Karl mógł nieomal wyobrazić sobie, że Raija go kocha. Nie był już tym niezdarnym kochankiem z nocy poślubnej.
Wiele się nauczył, również w tej dziedzinie. Delikatnie pieścił dłońmi każdy skrawek jej ciała.
Uwielbiała pieszczoty i potrafiła je odwzajemnić.
Pocałował ją, a Raija się uśmiechnęła. Jej miękkie wargi potrafiły doprowadzić go do szaleństwa, obsypując pocałunkami w niezwykłych miejscach.
Raija przywarła do męża, zachęcając, by w nią wszedł. Ciała obojga błagały o spełnienie. Karl przykrył ustami jej wargi i kiedy ich języki spotkały się w namiętnym tańcu, zniknął rozsądek, słowa i świat wokół. Nie istniało nic poza niewyobrażalnym szczęściem.
Karl usłyszał własny głos, szepczący słowa pełne miłości, słyszał jęki Raiji, czuł jej gorący oddech na policzku. Paznokciami wpiła się w jego ramiona, ale nie sprawiło mu to bólu. Unosił się na falach miłości, póki świat wokół nie eksplodował w spazmie rozkoszy.
Doszedł do siebie po dłuższej chwili. Leżał wciąż u boku Raiji, spocony i rozgrzany bliskością jej rozpalonej skóry. Futrzana kapa zsunęła się na ziemię, ale Karl nie czuł chłodu. Jakże mógł marznąć w objęciach Raiji? Było w niej więcej ognia niż w palenisku.
Żaden z mężczyzn w osadzie nie dzielił łoża z równie namiętną kobietą. Słuchał ich rubasznych opowieści i wiedział, że fantazjowali, ale nawet w ich najodważniejszych relacjach nie znajdował nic, co równałoby się jego doznaniom w ramionach Raiji.
A kiedy ze znaczącymi uśmieszkami pytali go o to samo, Karl zaciskał usta. Nigdy nie przyznałby, jaki skarb przypadł mu w udziale. Nie mógł znieść pożądliwych spojrzeń, którymi obrzucali jego żonę, nie chciał kusić ich ponad miarę intymnymi zwierzeniami.
– Będziesz tęsknić? – szepnął, przykrywając ją futrem. – Do tego...? – dodał w przypływie odwagi.
– Oczywiście – odpowiedziała leniwie. – Przecież wiesz...
Wiedział. Nie był tylko pewien, czy jej tęsknota obejmowała coś więcej. Łóżko to jedyne miejsce, w którym potrafił ją zadowolić. Poza nim nie spełniał jej oczekiwań.
Tylko w takiej chwili, w czułych objęciach nocy, Karl miał pewność, że jest w nim dość męskiej siły, by zaspokoić pragnienia Raiji. Było zbyt ciemno, by dostrzegł ten nieuchwytny cień, który kładł się między nimi.
Dość tych ponurych myśli!
Dłoń Karla spoczywała na udzie żony. Ciało Raiji nabrało krągłych, kobiecych kształtów, a jej skóra była niewyobrażalnie miękka. Nie mógł się powstrzymać, jego palce zaczęły wędrówkę. Miał przed sobą długie miesiące rozłąki.
Wiedział, że może dać upust żądzom w inny sposób. Chętnych dziewcząt nie brakowało. Na poprzednich wyprawach zdarzało mu się znaleźć chwile ukojenia u obcych kobiet, ale nie pozostało mu po nich nic poza wyrzutami sumienia. żadna nie potrafiła ofiarować mu tego, co Raija.
– Uspokój się, Kalle! – szepnęła ze śmiechem, kiedy ponownie usiłował ją do siebie przytulić, ale nie stawiała zbytniego oporu. – Noc jest długa...
Jej głos tchnął miękkością, był pełen obietnic, brzmiał niemal miłośnie.
Karl wyciągnął się na łóżku, a Raija łasiła się jak kotka. Miała rację, noc jest długa. Lato będzie jeszcze dłuższe...
Kochali się raz jeszcze, zanim poranek nie rozjaśnił mroku. Oddali się sobie nawzajem z większą czułością niż za pierwszym razem. Tak było zawsze, kolejne zbliżenie było bardziej udane niż poprzednie.
Karl usypiał, rozgrzany i zaspokojony, trzymając żonę w objęciach. Zdołał nieomal wmówić sobie, że stał się cud, i Raija go pokochała.
Nie pozwolił, by odprowadziła go nad fiord. Kiedyś Marta żegnała tak Kristiana i wrócili z pustymi rękami. Od tego czasu Kristian twardo obstawał przy tym, by żadna kobieta nie stała na brzegu, gdy łódź wychodzi w morze.
Kristian Elvejord zdawał się wiedzieć, co przyniosło im pecha, i nie chciał ryzykować powtórnego niepowodzenia. Członkowie jego załogi musieli pożegnać się ze swoimi kobietami na progu domu. Od tej prostej reguły nie było wyjątków.
Oprócz Kristiana i jego syna Karla załogę stanowiło trzech mężczyzn, ojców rodzin, i najmłodszy brat jednego z nich. Miał czternaście lat, był kuchcikiem, po raz pierwszy ruszał do Finnmarku. W przeciwieństwie do pozostałych nie powierzono mu stałych obowiązków podczas żeglugi, miał być pomocnikiem od wszystkiego i zbierać doświadczenia.
Karl spełniał kiedyś taką samą funkcję na kutrze ojca, teraz został przeniesiony na śródokręcie. Nikt nie mógł powiedzieć, że Kristian faworyzował syna – miał dość rozsądku, by przydzielać ludzi na stanowiska zgodnie z ich doświadczeniem. Karl wiedział niewiele o pracy na morzu i Kristian uznał za rzecz najzupełniej naturalną, by ustawić go najniżej w hierarchii załogi. Nikt nie protestował.
Podczas żeglugi na północ czekała Karla znojna praca, wcale nie marzył o jeszcze cięższej harówce na dziobie i rufie czy obowiązkach sternika.
Kristian był szyprem, krótko mówiąc, pierwszym po Bogu. To on wydawał rozkazy, on dowodził kutrem. Sternik pilnował kursu i informował szypra o zdarzeniach godnych uwagi, miał jeszcze inne zadania, całkiem nie do pozazdroszczenia. Jeśli statek przy pełnych żaglach przechylał się niebezpiecznie, sternik służył za balast, wychylając się za okrężnicę. W czasie żeglugi nie raz czekała go zimna kąpiel w słonej wodzie.
Człowiek na rufie pilnował brasów, poza tym pomagał szyprowi przy szotach i żaglach. Stawianie żagli na łodziach o sześciu przedziałach wiosłowych wymagało współpracy dwóch ludzi. Rufowy także czerpał wodę, bywało, że podczas żeglugi w ogóle nie odrywał się od tego zajęcia.
Rybak na dziobie pomagał sternikowi, tak jak rufowy asystował szyprowi. Obsługiwał również wiosło, którym obracano statek podczas zwrotów. Razem ze sternikiem musiał siadać na okrężnicy, by utrzymać statek na równej stępce.
Rybak na śródokręciu pracował w najgorszych warunkach, stojąc na balaście. W łodziach używanych na północy balast umieszczano za masztem. Stojąc na kupie kamieni, marynarz pomagał wylewać wodę i pilnował żagla gniezdnego, jeśli kuter był weń wyposażony.
Łódź Kristiana nie miała takiego żagla, więc Karl nie musiał zawracać sobie nim głowy. I tak cała szóstka nie narzekała na brak obowiązków. Przyszłość rodzin spoczywała w ich rękach i zależała od łaskawości morza u brzegów Finnmarku.
Raija nie poszła ich żegnać. Później miała żałować, że nie sprzeciwiła się woli Karla.Rozdział 2
Raija cieszyła się z samotności, zawsze cieszyła się, kiedy Karl wyruszał z domu. Lubiła go mieć przy sobie, ale nie na długo, wtedy stawała się niespokojna. Nie podzieliła się z nim tymi zdradzieckimi myślami, uznała więc, że go nie ranią.
Jak przewidziała, Antti Kesäniemi odwiedził ją popołudniem, niby zupełnie przypadkiem. Ojciec Reijo znał Raiję lepiej niż inni, nie zdziwił się więc, kiedy znalazł ją przed domem pogrążoną w całkowitej bezczynności. Ludzie nie powinni mieć czasu na korzystanie z uroków ładnej pogody. Bezczynność była grzechem, istota ludzkiej egzystencji zawierała się w pracy. Raija miała czas, bo nawet w wirze nieustannych zajęć potrafiła wygospodarować chwilkę dla siebie. Siedziała w słońcu, na pół drzemiąc, jednym okiem doglądając harców córki. Maja biegała po łące, skryta nieomal pośród traw i kwiatów. Zapowiadało się piękne lato.
– Fiord wyglądał dziś naprawdę ładnie – rzucił Antti, siadając koło Raiji. Nie miała wątpliwości, że chodzi mu o wypływające statki rybackie.
– Z pewnością – odrzekła. – Potrafię to sobie wyobrazić. Rzeczywistość mogłaby mnie rozczarować. Obraz, który mam w sobie, jest bowiem niezwykle uroczy.
Antti zrozumiał. Kto potrafi marzyć, unika rzeczywistości, żeby nie stracić złudzeń.
– Ładne! – Maja przycisnęła złocisty mlecz do nosa Anttiego, żeby go lepiej widział.
Antti roześmiał się głośno. Gestykulując zabawnie, powąchał kwiat i przyznał Mai rację. Dziewczynka, zadowolona z pochwały, potupała z powrotem na łąkę. Śmiała się i gaworzyła, pośród zieleni sama wyglądała jak mały kwiatuszek. Antti ściskał niezdarnie mlecz w silnych palcach. Kwiat zwiesił główkę, pomięty rękami ledwie rocznego dziecka.
– Zauważyłaś, że robi się do niego podobna?
Raija wzdrygnęła się.
– Do Karla?
Pokręcił głową. Słońce podświetliło siwe pasemka w jego jasnych włosach. Posunął się w latach. Raija nigdy nie myślała o nim jak o starym człowieku.
– Mnie nie zwiedziesz – uśmiechnął się. – Wiedziałem od początku, kiedy tylko ujrzałem ją pierwszy raz. Inni coś podejrzewali, ja miałem pewność. Wiedziałem, Raiju, a teraz trudno już ukryć prawdę. Tamci jednak chyba już zapomnieli...
– Są tacy, którzy nigdy nie zapomną – odrzekła gorzko.
Z cichym westchnieniem odgarnęła włosy z czoła i podążyła za jego spojrzeniem. Maja siedziała pośród kwiatów, jej oczy błyszczały dziecięcą radością. Brązowe oczy z niezwykłą miodową otoczką źrenicy. Włosy okalały czarną chmurą okrągłą twarzyczkę o oliwkowej cerze i wyrazistych rysach, znacznie bardziej wyrazistych niż rysy matki i kogokolwiek z jej rodu.
– Masz rację – przyznała Raija, nie skrywając dumy. – Jest do niego podobna, z każdym dniem coraz bardziej. To mnie przeraża. Powinna być podobna do mnie, ale może kryje się w tym jakiś sens...
– A może kara? – spytał żartobliwie.
Raija wzruszyła ramionami, ale Antti wyczuł, że trafił w czuły punkt.
– Nie sądziłem, że takie myśli roją ci się w głowie. To wbrew twojej naturze – dodał.
Raija wybuchnęła śmiechem. Położyła się w trawie i śmiała serdecznie. Taką ją znał.
– Nie mam takich myśli – stwierdziła szczerze. – Inni je mają. Słyszałam, jak szepczą. Na tyle głośno, by ich słowa dotarły do moich uszu...
– Nauczyłbym ich szacunku – wybuchnął Antti.
– Już nauczyłeś – odparła, zniżając głos. – Isaka Sigurda i... Sarę – dodała z błyskiem w oku.
Antti wykrzywił twarz w grymasie.
– Babsko – wycedził z odrazą. Sara nie zdobyła uznania u tego dumnego Kwena, choć próbowała usilnie.
Przez długi czas ta przebiegła kobieta po trzydziestce chodziła za nim krok w krok. Dopóki, nie przebierając w słowach, nie powiedział jej, gdzie jej miejsce.
Wtedy to uczucia Sary do Anttiego Kesäniemi uległy znacznemu ochłodzeniu. Nie ma groźniejszej kobiety od kobiety wzgardzonej. Wzgardzona kobieta nie zapomni mężczyzny, który zranił jej dumę. A Sara z natury była pamiętliwa i nie puszczała płazem obrazy. Przynajmniej nie takiej.
– Cóż z tego, że mnie nie lubi? Dlaczego miałaby mścić się na tobie?
– Taka już jest – powiedziała Raija. – Nie dbam o nią.
Nic mi nie zrobi.
– Isak może skorzystać z okazji. Sigurd też.
Antti pamiętał napaść na Raiję przed paru laty. Isak potrafił długo chować w sercu urazę. Poprzysiągł Raiji zemstę.
– Są na morzu – uśmiechnęła się Raija beztrosko. – I niech tam zostaną! Co roku jakieś łodzie nie wracają. Antti zrozumiał aluzję i wcale mu się nie spodobała. Zresztą nie miała racji.
– Isak nie wypłynął – stwierdził ponuro. – Choruje, ktoś inny zajął jego miejsce.
Raija zbladła na chwilkę.
– Jest mocny tylko w gębie! – prychnęła, ale jej oczy z lekka pociemniały.
– Jednak miej się na baczności!
Antti pamiętał czasy, kiedy Isak przeszedł od słów do czynów. Dwa razy usiłował zgwałcić Raiję. Nie kochał jej, budziła w nim tylko pożądanie. Była piękna i inna. Ludzie gadali o niej różne rzeczy, zarzucali nieprzyzwoitość. Fakt, że wychowała się wśród Lapończyków, tylko wzmacniał ich podejrzenia.
Zbyt wielu widziało w niej łatwą zdobycz. Za pierwszym razem Antti powstrzymał Isaka i pobił drania do nieprzytomności. Za drugim uratował ją Mikkal i dał Isakowi nauczkę, której tamten długo nie zapomni, nieomal bowiem postradał życie. Od tamtej pory Isak wielokrotnie obiecywał zemstę „kweńskiej suce”. Śmiał się przy tym ordynarnie, mówił, że jak z nią potańcuje, to dziewczyna zapomni o Lapończykach i tym bladym podrostku, którego miała za męża.
Antti nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju.
Raija położyła mu dłoń na ramieniu. Spojrzała na niego tak, jak córka patrzy na ojca.
– Nic mi się nie może stać, prawda? Wszak ty tu jesteś. Obronisz mnie, wiem to dobrze. Nie muszę się bać, dopóki jesteś przy mnie, Antti Kesäniemi. Zawsze byłeś dla mnie jak ojciec...
Zakłopotany pomachał rękoma. Oczywiście, że zadba o nią, przecież pochodziła z tego samego ludu.
– A przecież wcale nie musisz... Och, Antti, jesteś taki dobry.
Spontanicznym gestem zarzuciła mu ręce na szyję. Znów była tą żywiołową dziewczyną z Tornedalen, zapomniała o powadze należnej zamężnej kobiecie. Pocałunek powiedział mu, że go ceniła – i nic więcej. Dla najbliższych miała w sobie niezmierzone pokłady ciepła. Przed kolejną demonstracją przywiązania ze strony Raiji uratowała Anttiego Maja. Złapała go za kostkę, upominając się o zainteresowanie swoją osobą.
Antti podniósł dziewczynkę, posadził ją sobie na barkach i zaczął biegać po obejściu. Córka Raiji krzyczała z zachwytu.
Raija nie bała się. Rozumiała nienawiść Isaka, wiedziała, dlaczego się nią syci. Znała podobne odczucia. Był pewien człowiek, którego nienawidziła równie mocno, jak Isak nienawidził jej, i miała niemal pewność, że to się nigdy nie zmieni. Pehr, ojciec Mikkala. Zniszczył jej życie. Gdyby nie on...
Nie!
Raija odsunęła od siebie te myśli. Cóż po nich przyjdzie? życie potoczyło się ścieżką, której może by nie wybrała, ale wcale nie było takie złe. I wciąż widziała przed sobą przyszłość.
Mikkal mógł sprzeciwić się ojcu, gdyby tylko zechciał, ale nie leżało to w jego naturze. Na niego powinna się złościć, nie na Pehra. Tyle, że złość na Mikkala była dla Raiji czymś równie nieprawdopodobnym jak śnieg w środku lata. Z dna skrzyni wydobyła swój największy skarb.
Z namaszczeniem zaczęła rozwijać mały pakunek. Lampa stojąca na podłodze obok niej rzucała magiczne cienie. Nieświadomie wstrzymała oddech, odsuwając ostatnią warstwę płótna. Jej oczom ukazała się broszka, znak miłości Mikkala, ozdoba odziedziczona po przodkach, którą miał wręczyć swojej żonie. W tym jednym Mikkal odważył się sprzeciwić ojcu. Dał broszkę dziewczynie, którą kochał. Sigga nigdy jej nie przypnie.
Raija podniosła ostrożnie broszkę, która błyszczała jak światło księżyca, jak zorza polarna.
Dziewczyna uwielbiała przyglądać się harcom zorzy polarnej na skraju nieba. Pamiętała noce na dalekiej północy, gdy zorza rozjaśniała niebo całymi godzinami, przyoblekając je w niezwykłe barwy i kształty. Była dla niej jak muzyka, zimne języki ognia opętane dzikim tańcem nad pustkowiem.
Zorza polarna tańczyła również nad Mikkalem, gdziekolwiek przebywał. Raija wyobrażała sobie, że zorza jest drogą prowadzącą na północ. Gdyby tylko zapragnęła, światło zeszłoby do niej i po świetle, jak po ścieżce, pobiegłaby do niego...
Marzenie, czcza fantazja. A jednak dobrze jest marzyć, dobrze jest fantazjować. To wszystko, co jej zostało.
Wiatr zakołysał drzewami i Raija wzdrygnęła, się bezwiednie. Była taka samotna...
Nic złego się nie stanie. Antti przestraszył ją, choć wcale nie miał takiego zamiaru. Wcześniej też zostawała sama i nic się nie zdarzyło. Nachodziły ją złośliwe baby, ale z nimi dawała sobie radę. Miała cięty język, potrafiła się odgryźć.
Nie ma powodu, by nasłuchiwać odgłosów i wyobrażać sobie najgorsze. Trzaskające gałęzie i tajemniczy szum drzew nie zmuszą jej do wyjścia na zewnątrz w poszukiwaniu nieproszonych gości.
Następnego ranka Raija wpadła we wściekłość. Jednak powinna była zachować czujność. Myliła się, to Antti miał rację. Ktoś chciał ją skrzywdzić, za wszelką cenę. Teraz zaczęła się bać.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------