Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

RAIN Spraw, by cienie stały się światłem - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
1 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,99

RAIN Spraw, by cienie stały się światłem - ebook

MÓWIĄ, ŻE NASTOLETNIA MIŁOŚĆ JEST NAJBARDZIEJ SZALONA I NAMIĘTNA.

JEDNAK NIKT NIE WSPOMINA, ŻE BYWA RÓWNIE BOLESNA

Szesnastoletni Jace jest gnębiony przez rówieśników. Obdarzony talentem poetyckim chłopak wyróżnia się swoją wrażliwością i oryginalnym wyglądem. Szkoła to dla niego prawdziwe piekło… dopóki nie pojawia się ona. May przeprowadza się do Tuttlingen na jeden rok szkolny. Jest pewną siebie, dobrą dziewczyną z charakterem, która bez problemu nawiązuje nowe znajomości. Jako jedyna próbuje poznać zamkniętego w sobie chłopaka. Czy sprawi, że cienie Jace’a staną się światłem? Czy odkryje prawdę o nim? A może ściągnie na niego jeszcze większy mrok? Przecież nikt nie może być tak do końca dobry…

RAIN Spraw, by cienie stały się światłem jest pierwszą częścią historii May i Jace'a. Druga będzie miała premierę w sierpniu 2023 roku.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-964890-7-4
Rozmiar pliku: 675 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AU­TORKI

Po­wieść po­ru­sza bar­dzo ważny te­mat bul­ly­ingu i za­wiera sceny prze­mocy psy­chicz­nej oraz fi­zycz­nej!

Bul­ly­ing po­lega na prze­śla­do­wa­niu dziecka lub na­sto­latka i znę­ca­niu się nad nim przez in­nych uczniów z klasy lub szkoły. Może przy­brać różne formy: od nie­mi­łych, ano­ni­mo­wych li­ści­ków, po­przez wul­garne SMS-y, po­sty na por­ta­lach spo­łecz­no­ścio­wych, po znę­ca­nie się fi­zyczne, bi­cie czy upo­ka­rza­nie cho­ciażby przez pu­bli­ko­wa­nie wsty­dli­wych fil­mów z drę­czoną osobą.ROZ­DZIAŁ 1

Wrze­sień, rok 2006

Jace

Sły­sząc gło­śne śmie­chy i od­głosy roz­mów, za­trzy­ma­łem się pod czer­wo­nymi drzwiami pro­wa­dzą­cymi do sali lek­cyj­nej. Moje serce przy­spie­szyło, a wszyst­kie zmy­sły wy­ostrzyły się w ułamku se­kundy. Każda część mnie wzbra­niała się przed prze­kro­cze­niem progu tego po­miesz­cze­nia, jed­nak nie mia­łem wiel­kiego wy­boru.

Wzią­łem głę­boki wdech, przy­go­to­wu­jąc się na ko­lejny dzień w tym prze­klę­tym pie­kle, o ile na coś ta­kiego można się w ogóle uod­por­nić. Nie uwa­ża­łem się za sła­bego, choć wielu pró­bo­wało mi to wmó­wić. By­łem po pro­stu… nie­kon­flik­towy. Gar­dzi­łem prze­mocą i ro­bi­łem wszystko, co w mo­jej mocy, by jej unik­nąć. Szkoda tylko, że tak rzadko mi się to uda­wało.

Po­ło­ży­łem dłoń na klamce. W mo­men­cie, gdy ją na­ci­sną­łem, ogar­nęły mnie silne mdło­ści. Naj­wy­raź­niej nie skoń­czy się tylko na po­ran­nych wy­mio­tach. Prze­łkną­łem żółć pod­cho­dzącą do gar­dła i z ni­sko spusz­czoną głową wsze­dłem do klasy.

– Hej, spójrz­cie, ciota przy­była! – krzyk­nął je­den z uczniów.

Znie­ru­cho­mia­łem na dźwięk jego głosu. Wy­star­czyło, że Ben Schne­ider kiw­nął pal­cem, a stado idio­tów, zwa­nych przez nie­któ­rych mo­imi ko­le­gami, po­dą­żało za nim bez wa­ha­nia. To, co mó­wił, było święte, a je­śli ktoś miał na tyle od­wagi, by się z nim nie zgo­dzić… no cóż, wtedy koń­czył do­kład­nie tak jak ja. Bo prze­cież ze szkolną gwiazdą się nie dys­ku­tuje!

– Śmier­dzisz jak gówno – oświad­czył, pod­cho­dząc nie­bez­piecz­nie bli­sko mnie.

– Fu­uuj! – Reszta klasy na­tych­miast się z nim zgo­dziła, wy­krzy­wia­jąc twa­rze, jakby wy­czuła po­tworny smród.

– Kiedy ty się ostatni raz ką­pa­łeś, co? – Za­dał mi py­ta­nie, na które od­po­wie­dzia­łem niby obo­jęt­nym wzru­sze­niem ra­mion. – No tak, w su­mie, to ty prze­cież na­wet ciu­chów nie zmie­niasz, więc po co mar­no­wać wodę.

– Ojej – mruk­nęła Klara, prze­wod­ni­cząca klasy. – Za­raz się po­pła­cze.

– Ni­czego in­nego bym się po tej piź­dzie nie spo­dzie­wał – do­rzu­cił jesz­cze ktoś.

Za­ci­sną­łem pię­ści, po skroni spły­nęła mi strużka potu, co tylko po­gor­szyło moją i tak bez­na­dziejną sy­tu­ację. Mia­łem ochotę na­cią­gnąć na głowę kap­tur czar­nej bluzy, ale nie by­łem w sta­nie unieść rąk. Jakby cię­żar spoj­rzeń tych dup­ków ode­brał mi zdol­ność po­ru­sza­nia się. Je­dyne, na co było mnie w tym mo­men­cie stać, to wy­co­fa­nie się o kilka kro­ków i przy­par­cie ple­cami do fra­mugi drzwi. Cią­gle prze­ły­ka­łem ślinę i mru­ga­łem, żeby nie uro­nić ani jed­nej łzy. Nie te­raz, nie przy nich. Ni­gdy wię­cej nie dam im tej sa­tys­fak­cji.

Ben zła­pał mnie za szczękę, ści­snął mocno i zmu­sił do unie­sie­nia głowy. Chi­chot po­zo­sta­łych uczniów od­bi­jał się echem od ścian, po­tę­gu­jąc moje po­czu­cie bez­rad­no­ści. W tym cza­sie zro­zu­mia­łem, że prze­ciw­sta­wia­nie się nie miało naj­mniej­szego sensu, a wręcz na­krę­cało Schne­idera, który po­tra­fił wy­ka­zać się ­nie­zwy­kłą kre­atyw­no­ścią, je­śli cho­dziło o znę­ca­nie się nade mną. Po­wie­dze­nie o wszyst­kim ro­dzi­com nie wcho­dziło w grę. Ży­wi­łem prze­ko­na­nie, że ta­kie po­su­nię­cie by­łoby gor­sze od po­strzału w ko­lano. Oczy­wi­ście mógł­bym po­roz­ma­wiać z Re­ine­rem, tylko że on miał na gło­wie waż­niej­sze rze­czy niż wy­słu­chi­wa­nie mo­jego glę­dze­nia. Mi­nął pra­wie rok od wy­padku jego ro­dzi­ców. Rok od śmierci ojca, a jemu na­dal było trudno. O wiele trud­niej niż mnie. Chcia­łem być dla niego wspar­ciem, on po­trze­bo­wał sil­nego przy­ja­ciela, a nie roz­pa­da­ją­cego się na jego oczach wraku. Po­sta­no­wi­łem więc wy­brać mil­cze­nie i prze­cze­kać ten szajs, li­cząc, że po za­koń­cze­niu szkoły od­zy­skam w miarę nor­malne ży­cie.

– Sły­sza­łem, że lu­bisz po­ły­kać. – Ben uśmiech­nął się cham­sko, zer­k­nął ką­tem oka na swoją wi­dow­nię i upew­niw­szy się, że wszy­scy pa­trzą, do­dał: – Otwórz japę, cipo!

Ści­snął mnie jesz­cze moc­niej, a kiedy spró­bo­wa­łem się wy­rwać, za­to­pił pa­lu­chy dru­giej ręki w ma­te­riale mo­jej bluzy i szarp­nął gwał­tow­nie, przy­gważ­dża­jąc mnie z po­wro­tem do fra­mugi. Za­ci­sną­łem zęby tak mocno, że przez chwilę wy­da­wało mi się, iż szczęka pęk­nie mi na pół. Chcia­łem znik­nąć, roz­pły­nąć się, byle nie mu­sieć dłu­żej stać w tym miej­scu.

Schne­ider chark­nął i splu­nął mi cel­nie w usta. Gę­sta ślina spły­nęła po mo­ich war­gach i bro­dzie. Zro­biło mi się nie­do­brze. Wbi­ja­łem pa­znok­cie w swoje dło­nie, spra­wia­jąc so­bie lekki ból. Skon­cen­tro­wa­łem się na tym pul­su­ją­cym od­czu­ciu, mo­dląc się w du­chu, by ktoś w końcu prze­rwał tę ich po­sraną za­bawę.

– Co jest? Nie zli­żesz tego? – Ben nie miał za­miaru od­pu­ścić.

Gno­jek do­piero się roz­krę­cał, a ja do­sko­nale wie­dzia­łem, że stać go na o wiele wię­cej, jed­nak w sali lek­cyj­nej mu­siał być czujny. Co in­nego to­a­leta, szat­nia, au­to­bus, któ­rego wręcz nie cier­pia­łem…

– Pan Schröder idzie! – ostrze­gła Greta, która naj­wy­raź­niej cze­kała na ko­ry­ta­rzu, pil­nu­jąc, by nikt przy­pad­kiem nie za­uwa­żył tego, co ze mną ro­bią.

– Jesz­cze z tobą nie skoń­czy­łem, brudny pe­dale! – fuk­nął Schne­ider, po czym mi­giem po­biegł do swo­jej ławki.

Od razu, gdy mnie pu­ścił, wy­tar­łem twarz przed­ra­mie­niem, po­wstrzy­mu­jąc się od zwy­mio­to­wa­nia na pod­łogę. Po­pra­wi­łem ple­cak i już chcia­łem za­jąć swoje miej­sce, gdy usły­sza­łem srogi głos na­uczy­ciela:

– Bec­ker, co ty tu­taj ro­bisz?! Na­tych­miast sia­daj na tyłku!

Śmiech… ci­chy, a jed­no­cze­śnie tak do­no­śny, że le­dwo trzy­ma­łem się na no­gach. Do tego szepty, które rów­nie do­brze ­mo­głyby być szty­le­tami wbi­ja­nymi w moje plecy.

Spu­ści­łem wzrok i ru­szy­łem w stronę ostat­niej ławki, ale za­nim do niej do­tar­łem, ktoś pod­ło­żył mi nogę. Ku roz­cza­ro­wa­niu klasy udało mi się nie upaść na twarz i nie wy­bić so­bie zę­bów.

– Ru­chy! – za­grzmiał Schröder. – Za każ­dym ra­zem to samo…

Zi­gno­ro­wa­łem jego dal­szą wy­po­wiedź. Zna­łem tę prze­mowę na pa­mięć. Nie prze­pa­dał za mną, zresztą więk­szość bel­frów mo­głaby so­bie z nim po­dać rękę. No może poza pa­nią Her­furth, na­uczy­cielką ję­zyka an­giel­skiego; ona jako je­dyna wi­działa we mnie ko­goś wię­cej niż od­rzu­co­nego przez klasę dzi­waka. Dla niej two­rzone przeze mnie tek­sty miały du­szę, dla in­nych sta­no­wiły wy­łącz­nie po­wód do kpin. Ni­gdy nie prze­szka­dzał jej mój wy­gląd ani styl by­cia. By­łem sobą i nie mia­łem za­miaru się zmie­niać tylko dla­tego, żeby ko­mu­kol­wiek do­go­dzić.

Wy­ją­łem z ple­caka książkę do matmy, dłu­go­pis i no­tat­nik, który otwo­rzy­łem na ostat­nio za­pi­sa­nej stro­nie. Słowa same po­ja­wiły się w mo­jej gło­wie, ja mu­sia­łem je tylko uło­żyć w lo­giczną ca­łość i prze­nieść na pa­pier. To mnie od­prę­żało, spra­wiało, że za­po­mi­na­łem o ota­cza­ją­cym mnie sy­fie. Po­trze­bo­wa­łem tych mo­men­tów, tego ode­rwa­nia się od rze­czy­wi­sto­ści.

Od­kąd pa­mię­ta­łem, wy­róż­nia­łem się na tle mo­ich ró­wie­śni­ków, a prze­czy­ta­nie na głos przed całą klasą dłu­giego wier­sza mo­jego au­tor­stwa tylko po­twier­dziło fakt, że nie by­łem jak inni ucznio­wie.

To nie tak, że nie po­do­bała mi się moja in­ność, lu­bi­łem ją, lecz pro­blem w tym, że po­zo­stali – nie­ko­niecz­nie. Dla więk­szo­ści by­łem za­mknię­tym w so­bie in­tro­wer­ty­kiem, marną imi­ta­cją Wil­liama Szek­spira, dzie­cia­kiem, z któ­rym nie warto się kum­plo­wać.

Dzięki Re­ine­rowi mia­łem w Grund­schule1 sta­tus nie­ty­kal­nego, ale po tym, jak on i moja sio­stra tra­fili do Gym­na­sium, a ja do Re­al­schule, wszystko ule­gło zmia­nie. Nie było już przy mnie przy­ja­ciela, który w ra­zie czego mógłby się za mną wsta­wić. Zo­sta­łem sam.

Piąta klasa zda­wała się pie­kłem na ziemi, a wtedy jesz­cze nie wie­dzia­łem, że każda na­stępna bę­dzie gor­sza. Zo­stał mi rok. Tylko tyle i aż tyle. Nie mia­łem po­ję­cia, jak i czy w ogóle go prze­trwam. Rzy­ga­łem tym gów­nem, mia­łem ser­decz­nie dość co­dzien­nych szy­kan.

– Dzień do­bry. – Głos dy­rek­tora Kauf­manna wy­rwał mnie z za­my­śle­nia.

Nie­chęt­nie spoj­rza­łem na ni­skiego, star­szego męż­czy­znę w ele­ganc­kim gar­ni­tu­rze, a póź­niej prze­nio­słem wzrok na sto­jącą obok niego dziew­czynę.

– Przy­pro­wa­dzi­łem panu nową uczen­nicę – za­ko­mu­ni­ko­wał, kła­dąc dłoń na drob­nym ra­mie­niu sza­tynki. – Niech się sama przed­stawi kla­sie, ja mam kilka waż­nych spraw do za­ła­twie­nia.

I już go nie było. Tym­cza­sem ucznio­wie wpa­try­wali się z za­cie­ka­wie­niem w nową ko­le­żankę, za­pewne oce­nia­jąc ją pod nie­mal każ­dym wzglę­dem. Po­mię­dzy ław­kami prze­pły­wały ko­men­ta­rze. Za­równo po­chlebne, jak i te iro­niczne. Zi­gno­ro­wa­łem je wszyst­kie. Wku­rzało mnie, że wy­ra­biają so­bie opi­nię na jej te­mat, nie za­mie­nia­jąc z nią ani jed­nego słowa. Nie­któ­rzy szep­tali, że pew­nie wy­le­ciała z po­przed­niej szkoły, inni, że wy­gląda na ła­twą zdzirę. Ben za­su­ge­ro­wał, że przed koń­cem roku z pew­no­ścią mu ob­cią­gnie, na co Klara za­śmiała się odro­binę zbyt gło­śno i kiw­nęła zgod­nie głową.

Byli obrzy­dliwi. Nie­na­wi­dzi­łem ich i naj­chęt­niej po­trzą­snął­bym każ­dym z nich z osobna. Mia­łem wra­że­nie, że ota­cza mnie stado dzi­kich hien, go­to­wych w każ­dej chwili rzu­cić się na ofiarę, roz­szar­pu­jąc ją na drobne czę­ści.

– Wi­taj, młoda damo. Tra­fi­łaś na bar­dzo cie­kawą lek­cję. Ale za­nim za­czniemy, przed­staw się i znajdź so­bie wolne miej­sce.

Schröder na­gle prze­obra­ził się w po­tul­nego, kul­tu­ral­nego mi­sia. Cie­kawe, kogo on chciał oszu­kać? Miał nas wszyst­kich w głę­bo­kim po­wa­ża­niu i po­dej­rze­wa­łem, że sie­dział w tym miej­scu rów­nie chęt­nie jak ja.

– Na­zy­wam się Maya Wolf, ale wszy­scy mó­wią na mnie May – od­po­wie­działa dziew­czyna z lek­kim szwaj­car­skim ak­cen­tem, a któ­ryś z chło­pa­ków gło­śno za­wył, pre­zen­tu­jąc no­wej po­ziom in­te­lek­tu­alny tej jakże wspa­nia­łej klasy.

Wy­wró­ci­łem oczami, co było głu­pim błę­dem, któ­rego skutki od­czu­łem nie­mal na­tych­miast. Fe­lix wy­strze­lił w moją stronę po­śli­nioną kulkę pa­pieru. Od­ra­ża­jące. Tylko resztka zdro­wego roz­sądku po­wstrzy­mała mnie od po­ka­za­nia temu pa­ja­cowi środ­ko­wego palca. Za­miast tego prze­cze­sa­łem włosy, po czym na­cią­gną­łem kap­tur na głowę, sta­ra­jąc się sto­pić z tłem.

– Hej.

Aż pod­sko­czy­łem, rap­tow­nie za­sła­nia­jąc twarz z obawy, że ktoś spu­ści mi wpier­dol na oczach Schrödera. Mój in­stynkt za­dzia­łał prę­dzej niż umysł i do­piero po chwili zo­rien­to­wa­łem się, że nikt nie pod­niósł na mnie ręki.

– Wszystko w po­rządku? – za­py­tała May.

Jej głos był ni­ski, cie­pły i po­my­śla­łem, że faj­nie by było usły­szeć, jak jego wła­ści­cielka się śmieje. Wła­ści­wie to nie prze­pa­da­łem za cu­dzym śmie­chem. Ko­ja­rzył mi się głów­nie z bó­lem i po­czu­ciem wstydu. Dziwne…

– Nie sia­dał­bym obok niego na twoim miej­scu! – po­ra­dził Ben, pod­czas kiedy ja na­dal mil­cza­łem jak ostatni pa­lant.

– Ja bym się bała, że mnie za­razi wszami – ode­zwała się Greta.

Ści­sną­łem trzy­many w dłoni dłu­go­pis, wy­obra­ża­jąc so­bie, jak jego ko­niec lą­duje w jej oku. Dla­czego?, py­ta­łem sam sie­bie, co było zu­peł­nie bez­sen­sowne, ale cza­sami nie po­tra­fi­łem się od tego po­wstrzy­mać. Za­cho­dzi­łem w głowę, co im ta­kiego zro­bi­łem. Czym pod­pa­dłem?

– Poza tym on nie lubi dziew­czyn – do­dał Fe­lix.

– Dużo bar­dziej po­doba mu się ru­cha­nie od ty…

– Spo­kój! – krzyk­nął Schröder.

May się schy­liła, by spoj­rzeć mi w twarz. Kur­tyna jej de­li­kat­nych kasz­ta­no­wych lo­ków za­sło­niła prze­dzie­ra­jące się przez okna pro­mie­nie słońca. Słodki, przy­jemny za­pach tra­fił do mo­ich noz­drzy, spra­wia­jąc, że na­bra­łem ochoty, by się uśmiech­nąć.

– Mogę? – za­py­tała, wska­zu­jąc na krze­sło obok.

Ona tak se­rio? Chce do­bro­wol­nie tra­fić na czarną li­stę Schne­idera i to od razu pierw­szego dnia? Jest nie­nor­malna? A może nie ro­zu­mie do­brze po nie­miecku i nie po­ła­pała się, że sie­dze­nie ze mną w jed­nej ławce bę­dzie jak wkro­cze­nie w ogni­stą pu­łapkę?

Wzru­szy­łem ra­mio­nami, wra­ca­jąc do swo­ich no­ta­tek.

Maya

Mi­nęły pra­wie trzy ty­go­dnie, od­kąd prze­pro­wa­dzi­łam się do Tut­tlin­gen. Tę­sk­ni­łam za do­mem w Szwaj­ca­rii, ale po­sta­no­wi­łam się nie za­ła­my­wać. Nie na­le­ża­łam do nie­śmia­łych, skry­tych dziew­czyn, a co za tym szło, zna­le­zie­nie no­wych zna­jo­mych ni­gdy nie spra­wiało mi pro­ble­mów. By­łam prze­ko­nana, że nie­ba­wem po­czuję się tu­taj jak u sie­bie.

Nie mo­głam się sku­pić na pro­wa­dzo­nej przez Schrödera lek­cji. Po­dej­rze­wa­łam, że jego mo­no­tonny spo­sób mó­wie­nia uśpiłby na­wet naj­bar­dziej nie­złom­nych uczniów. Za­kry­łam usta ręką i ziew­nę­łam sze­roko, po czym opar­łam się na łok­ciu i skie­ro­wa­łam wzrok w stronę sie­dzą­cego obok mnie chło­paka.

Mia­łam nie­od­parte wra­że­nie, że bie­dak pró­bo­wał się sto­pić z krze­słem, na któ­rym sie­dział, albo po pro­stu roz­pły­nąć się w po­wie­trzu. Był bar­dzo szczu­pły i blady, ale przy­stojny. Kru­czo­czarne, wy­glą­da­jące na far­bo­wane, włosy były dłuż­sze z przodu, krót­sze z tyłu. Po­strzę­piona grzywka opa­dała mu na czoło, za­sła­nia­jąc brwi. Zie­lone oczy miał mocno ob­ry­so­wane czarną kredką. No­sił cienki, okrą­gły kol­czyk w le­wym noz­drzu i drugi taki sam w dol­nej war­dze. Za­ło­żył ob­ci­słe, ciemne dżinsy i czarną bluzę z logo ze­społu Slipk­not.

Chyba się zo­rien­to­wał, że go ob­ser­wuję, bo przy­gryzł pa­zno­kieć kciuka i jesz­cze bar­dziej się zgar­bił, za­pi­su­jąc coś w ze­szy­cie.

Wes­tchnę­łam, opie­ra­jąc się o krze­sło. Chcia­łam dać mu tro­chę prze­strzeni, by po­czuł się swo­bod­niej, jed­nak nie mo­głam się po­wstrzy­mać od zer­ka­nia w jego kie­runku.

Nie mu­sia­łam umieć czy­tać w my­ślach, żeby wie­dzieć, jak bar­dzo ten chło­pak był prze­ra­żony. Głu­pie do­cinki praw­do­po­dob­nie sta­no­wiły tylko kro­plę w mo­rzu ota­cza­ją­cego go mroku. Zna­łam to. Dzie­ciaki z mo­jej daw­nej szkoły też po­tra­fiły być ist­nymi po­two­rami. Pa­mię­tam, jak kilka dziew­czyn uwzięło się na po­cho­dzącą z Tur­cji Elif. Wy­śmie­wały ją na każ­dym kroku, ­na­zy­wa­jąc Ka­nake2. Zresztą ja nie by­łam lep­sza. Za­wsze, gdy inni jej do­ku­czali, sta­łam, przy­glą­da­łam się i cze­ka­łam, aż skoń­czą. Prawda była taka, że okrop­nie się ba­łam. By­łam prze­ko­nana, że wsta­wie­nie się za Elif bę­dzie moim koń­cem. Prze­ła­ma­łam się do­piero kilka dni przed wy­jaz­dem z Schaf­fhau­sen i po­sta­no­wi­łam z nią po­ga­dać, prze­pro­sić za swoje tchó­rzo­stwo, ale wtedy było już za późno. Ja­dąc z ro­dzi­cami sa­mo­cho­dem w stronę Tut­tlin­gen, przy­się­głam so­bie, że już ni­gdy nie będę obo­jętna na krzywdę in­nych.

Rzu­ci­łam okiem na ze­gar wi­szący nad ta­blicą. Do końca lek­cji zo­stało dzie­sięć mi­nut. Schröder wła­śnie za­da­wał za­da­nie do­mowe, a blon­dyn, który wcze­śniej za­cze­pił mo­jego ko­legę z ławki, za­re­cho­tał, po­da­jąc swo­jemu są­sia­dowi kartkę wy­rwaną z ze­szytu. Strona zo­stała pusz­czona w obieg po ca­łej kla­sie, aż wresz­cie tra­fiła na blat na­szego stołu.

Ob­ra­zek przed­sta­wiał dwójkę ro­bią­cych so­bie na­wza­jem do­brze chłop­ców. Nie­trudno się było zo­rien­to­wać, kogo miał na my­śli au­tor. Do tego ktoś do­pi­sał czer­wo­nym mar­ke­rem: „Jesz­cze się nie po­wie­si­łeś, pe­dale?”.

Czar­no­włosy chło­pak ze­rwał się z miej­sca równo z dzwon­kiem i mo­gła­bym przy­siąc, że na wi­dok ry­sunku za­ci­snął kur­czowo zęby.

Się­gnę­łam po tę cho­lerną kartkę, prze­klę­łam pod no­sem, po czym zmię­łam pa­pier, chcąc wy­rzu­cić śmieć do ko­sza.

– A ty do­kąd, skar­bie? – Za­trzy­mał mnie wy­soki, po­stawny blon­dyn. Typ, który gnę­bie­nie słab­szych naj­wy­raź­niej po­sta­wił so­bie za swój cel ży­ciowy. – Je­stem Ben – przed­sta­wił się, wy­cią­ga­jąc do mnie rękę.

Spoj­rza­łam na jego dłoń, póź­niej w jego lekko zmru­żone, nie­bie­skie oczy. Miał się za gwiazdę i przy­pusz­czal­nie nikt go jesz­cze nie wy­pro­wa­dził z błędu. Za­ło­ży­łam ra­miona na piersi, cho­wa­jąc pięść ze zgnie­cioną kartką pod pa­chę. Wy­pro­sto­wa­łam się, uno­sząc dum­nie głowę. Chcia­łam mu w ten spo­sób po­ka­zać, że ze mną nie warto po­gry­wać.

– To twój pierw­szy dzień, więc nie dzi­wię się, że je­steś tro­szeczkę po­gu­biona. Po­zwól, że wy­ja­śnię ci kilka pod­sta­wo­wych re­guł. – Ten im­per­ty­nencki gno­jek ob­jął mnie ra­mie­niem, jak­by­śmy byli naj­lep­szymi przy­ja­ciółmi, po czym za­czął mnie pro­wa­dzić w stronę ko­ry­ta­rza.

Od razu, gdy opu­ści­li­śmy salę lek­cyjną, wy­mknę­łam się z jego uści­sku, co w ogóle mu się nie spodo­bało.

– O co ci cho­dzi, ma­leńka?

– Na­zwij mnie tak jesz­cze raz, a przy­się­gam, że zła­mię ci nos – ostrze­głam śmier­tel­nie po­waż­nie.

– O, jaka na­rwana, po­doba mi się to.

Od­wró­ci­łam się na pię­cie, po­de­szłam do ko­sza i wy­rzu­ci­łam po­mięty ry­su­nek.

– Wsta­łaś dziś lewą nogą czy zimna suka to twój stały stan? – za­śmiała się ja­kaś dziew­czyna.

Ktoś inny wy­cią­gnął kartkę ze śmiet­nika, roz­ło­żył ją i wy­szcze­rzył zęby.

– Toż to istne dzieło sztuki! – stwier­dził, pre­zen­tu­jąc ry­su­nek to­wa­rzy­szą­cym nam uczniom. – Pro­po­no­wał­bym umie­ścić w szkol­nej ga­blotce.

– Da­waj to, mam ta­śmę kle­jącą! – ode­zwała się sto­jąca obok mnie blon­dynka.

– Od­biło wam? – Chcia­łam wy­rwać jej z rąk ry­su­nek, ale Ben za­stą­pił mi drogę, pa­trząc na mnie w taki spo­sób, jak­bym to ja po­stra­dała ro­zum.

– Co ci to prze­szka­dza? Tylko ro­bimy so­bie nie­winne żarty. Poza tym ani razu nie skła­ma­łem. Bec­ker to ciota, ma na­wet swo­jego chłop­ta­sia. Pech chciał, że mu­sieli się roz­stać. Za­łożę się, że be­czał przez co naj­mniej ty­dzień…

– Na­wet je­śli jest ge­jem, nie ro­zu­miem, co w tym śmiesz­nego. To ża­den po­wód, by się z niego na­bi­jać.

– Wy­lu­zuj, mała, złość pięk­no­ści szko­dzi. Żal by było ta­kiej ślicz­nej buźki.

Chciał mnie do­tknąć, więc po­spiesz­nie się od­su­nę­łam. W tle sły­sza­łam roz­ba­wioną gro­madkę dzie­cia­ków i by­łam pewna, że wła­śnie zre­ali­zo­wali swój plan przy­wie­sze­nia tych okrop­nych ba­zgro­łów w ga­blotce.

– W so­botę jest im­prezka u Fe­liksa. – Ben nie­spo­dzie­wa­nie zmie­nił te­mat. – By­łoby faj­nie, jak­byś wpa­dła. Za­po­znam cię z na­szą paczką.

– Skąd po­mysł, że chcę was po­znać?

– Słodka je­steś. – Znów ob­jął mnie ra­mie­niem.

Wszyst­kie moje mię­śnie spięły się w ułamku se­kundy.

– Bez nas zgi­niesz – oświad­czył, uśmie­cha­jąc się do mnie szel­mow­sko.

Nie po­wiem, był cho­ler­nie przy­stojny, ale za to miał pa­skudny cha­rak­ter. Ta­kie piękne, czer­wo­niut­kie, lecz ro­ba­czywe jabłko.

Ko­lejną pauzę, tę dwu­dzie­sto­mi­nu­tową, spę­dzi­li­śmy na dwo­rze, sie­dząc na scho­dach i ga­da­jąc o wszyst­kim i o ni­czym. Z tym że głów­nie ga­dał Ben, a jego nie­od­łączni kom­pani przy­ta­ki­wali mu jak stado bez­mó­zgich ba­ra­nów. Nie czu­łam się kom­for­towo w ich to­wa­rzy­stwie, ale za­uwa­ży­łam, że dzięki temu od­wró­ci­łam ich uwagę od szy­ka­no­wa­nego chło­paka. Nie mia­łam po­ję­cia, gdzie on spę­dzał prze­rwy. Do­słow­nie wy­bie­gał z klasy po każ­dym dzwonku, zni­ka­jąc jak ja­kiś ninja.PRZY­PISY

1 Na końcu książki znaj­duje się wy­kres ob­ra­zu­jący sys­tem szkol­nic­twa w Niem­czech (wszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą od au­torki).

2 Ka­nake – ob­raź­liwe okre­śle­nie lu­dzi po­cho­dze­nia tu­rec­kiego miesz­ka­ją­cych w Niem­czech.

3 Sche­iße (z niem.) – kurwa.

4 Flash – po­stać ko­mik­sowa au­tor­stwa Alexa Ray­monda.

5 Bien­chen (z niem.) – psz­czółka.

6 „Bravo” – dwu­ty­go­dnik dla mło­dzieży wy­da­wany ory­gi­nal­nie w Niem­czech.

7 US5 – boys­band stwo­rzony w 2005 roku w re­ality show „Big in Ame­rica”.

8 Chri­sto­pher Ri­chard Strin­gini – wo­ka­li­sta, czło­nek ze­społu US5.

9 BF (Be­ru­fs­feu­er­wehr) – nie­miecka za­wo­dowa straż po­żarna, od­po­wied­nik pol­skiej PSP.

10 ICQ – ko­mu­ni­ka­tor in­ter­ne­towy, nie­miecki od­po­wied­nik Gadu-Gadu (GG).

11 Haupt­schu­lab­schluss (z niem.) – świa­dec­two ukoń­cze­nia nie­miec­kiej szkoły głów­nej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: