RAIN Spraw, by cienie stały się światłem - ebook
RAIN Spraw, by cienie stały się światłem - ebook
MÓWIĄ, ŻE NASTOLETNIA MIŁOŚĆ JEST NAJBARDZIEJ SZALONA I NAMIĘTNA.
JEDNAK NIKT NIE WSPOMINA, ŻE BYWA RÓWNIE BOLESNA
Szesnastoletni Jace jest gnębiony przez rówieśników. Obdarzony talentem poetyckim chłopak wyróżnia się swoją wrażliwością i oryginalnym wyglądem. Szkoła to dla niego prawdziwe piekło… dopóki nie pojawia się ona. May przeprowadza się do Tuttlingen na jeden rok szkolny. Jest pewną siebie, dobrą dziewczyną z charakterem, która bez problemu nawiązuje nowe znajomości. Jako jedyna próbuje poznać zamkniętego w sobie chłopaka. Czy sprawi, że cienie Jace’a staną się światłem? Czy odkryje prawdę o nim? A może ściągnie na niego jeszcze większy mrok? Przecież nikt nie może być tak do końca dobry…
RAIN Spraw, by cienie stały się światłem jest pierwszą częścią historii May i Jace'a. Druga będzie miała premierę w sierpniu 2023 roku.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-964890-7-4 |
Rozmiar pliku: | 675 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Powieść porusza bardzo ważny temat bullyingu i zawiera sceny przemocy psychicznej oraz fizycznej!
Bullying polega na prześladowaniu dziecka lub nastolatka i znęcaniu się nad nim przez innych uczniów z klasy lub szkoły. Może przybrać różne formy: od niemiłych, anonimowych liścików, poprzez wulgarne SMS-y, posty na portalach społecznościowych, po znęcanie się fizyczne, bicie czy upokarzanie chociażby przez publikowanie wstydliwych filmów z dręczoną osobą.ROZDZIAŁ 1
Wrzesień, rok 2006
Jace
Słysząc głośne śmiechy i odgłosy rozmów, zatrzymałem się pod czerwonymi drzwiami prowadzącymi do sali lekcyjnej. Moje serce przyspieszyło, a wszystkie zmysły wyostrzyły się w ułamku sekundy. Każda część mnie wzbraniała się przed przekroczeniem progu tego pomieszczenia, jednak nie miałem wielkiego wyboru.
Wziąłem głęboki wdech, przygotowując się na kolejny dzień w tym przeklętym piekle, o ile na coś takiego można się w ogóle uodpornić. Nie uważałem się za słabego, choć wielu próbowało mi to wmówić. Byłem po prostu… niekonfliktowy. Gardziłem przemocą i robiłem wszystko, co w mojej mocy, by jej uniknąć. Szkoda tylko, że tak rzadko mi się to udawało.
Położyłem dłoń na klamce. W momencie, gdy ją nacisnąłem, ogarnęły mnie silne mdłości. Najwyraźniej nie skończy się tylko na porannych wymiotach. Przełknąłem żółć podchodzącą do gardła i z nisko spuszczoną głową wszedłem do klasy.
– Hej, spójrzcie, ciota przybyła! – krzyknął jeden z uczniów.
Znieruchomiałem na dźwięk jego głosu. Wystarczyło, że Ben Schneider kiwnął palcem, a stado idiotów, zwanych przez niektórych moimi kolegami, podążało za nim bez wahania. To, co mówił, było święte, a jeśli ktoś miał na tyle odwagi, by się z nim nie zgodzić… no cóż, wtedy kończył dokładnie tak jak ja. Bo przecież ze szkolną gwiazdą się nie dyskutuje!
– Śmierdzisz jak gówno – oświadczył, podchodząc niebezpiecznie blisko mnie.
– Fuuuj! – Reszta klasy natychmiast się z nim zgodziła, wykrzywiając twarze, jakby wyczuła potworny smród.
– Kiedy ty się ostatni raz kąpałeś, co? – Zadał mi pytanie, na które odpowiedziałem niby obojętnym wzruszeniem ramion. – No tak, w sumie, to ty przecież nawet ciuchów nie zmieniasz, więc po co marnować wodę.
– Ojej – mruknęła Klara, przewodnicząca klasy. – Zaraz się popłacze.
– Niczego innego bym się po tej piździe nie spodziewał – dorzucił jeszcze ktoś.
Zacisnąłem pięści, po skroni spłynęła mi strużka potu, co tylko pogorszyło moją i tak beznadziejną sytuację. Miałem ochotę naciągnąć na głowę kaptur czarnej bluzy, ale nie byłem w stanie unieść rąk. Jakby ciężar spojrzeń tych dupków odebrał mi zdolność poruszania się. Jedyne, na co było mnie w tym momencie stać, to wycofanie się o kilka kroków i przyparcie plecami do framugi drzwi. Ciągle przełykałem ślinę i mrugałem, żeby nie uronić ani jednej łzy. Nie teraz, nie przy nich. Nigdy więcej nie dam im tej satysfakcji.
Ben złapał mnie za szczękę, ścisnął mocno i zmusił do uniesienia głowy. Chichot pozostałych uczniów odbijał się echem od ścian, potęgując moje poczucie bezradności. W tym czasie zrozumiałem, że przeciwstawianie się nie miało najmniejszego sensu, a wręcz nakręcało Schneidera, który potrafił wykazać się niezwykłą kreatywnością, jeśli chodziło o znęcanie się nade mną. Powiedzenie o wszystkim rodzicom nie wchodziło w grę. Żywiłem przekonanie, że takie posunięcie byłoby gorsze od postrzału w kolano. Oczywiście mógłbym porozmawiać z Reinerem, tylko że on miał na głowie ważniejsze rzeczy niż wysłuchiwanie mojego ględzenia. Minął prawie rok od wypadku jego rodziców. Rok od śmierci ojca, a jemu nadal było trudno. O wiele trudniej niż mnie. Chciałem być dla niego wsparciem, on potrzebował silnego przyjaciela, a nie rozpadającego się na jego oczach wraku. Postanowiłem więc wybrać milczenie i przeczekać ten szajs, licząc, że po zakończeniu szkoły odzyskam w miarę normalne życie.
– Słyszałem, że lubisz połykać. – Ben uśmiechnął się chamsko, zerknął kątem oka na swoją widownię i upewniwszy się, że wszyscy patrzą, dodał: – Otwórz japę, cipo!
Ścisnął mnie jeszcze mocniej, a kiedy spróbowałem się wyrwać, zatopił paluchy drugiej ręki w materiale mojej bluzy i szarpnął gwałtownie, przygważdżając mnie z powrotem do framugi. Zacisnąłem zęby tak mocno, że przez chwilę wydawało mi się, iż szczęka pęknie mi na pół. Chciałem zniknąć, rozpłynąć się, byle nie musieć dłużej stać w tym miejscu.
Schneider charknął i splunął mi celnie w usta. Gęsta ślina spłynęła po moich wargach i brodzie. Zrobiło mi się niedobrze. Wbijałem paznokcie w swoje dłonie, sprawiając sobie lekki ból. Skoncentrowałem się na tym pulsującym odczuciu, modląc się w duchu, by ktoś w końcu przerwał tę ich posraną zabawę.
– Co jest? Nie zliżesz tego? – Ben nie miał zamiaru odpuścić.
Gnojek dopiero się rozkręcał, a ja doskonale wiedziałem, że stać go na o wiele więcej, jednak w sali lekcyjnej musiał być czujny. Co innego toaleta, szatnia, autobus, którego wręcz nie cierpiałem…
– Pan Schröder idzie! – ostrzegła Greta, która najwyraźniej czekała na korytarzu, pilnując, by nikt przypadkiem nie zauważył tego, co ze mną robią.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem, brudny pedale! – fuknął Schneider, po czym migiem pobiegł do swojej ławki.
Od razu, gdy mnie puścił, wytarłem twarz przedramieniem, powstrzymując się od zwymiotowania na podłogę. Poprawiłem plecak i już chciałem zająć swoje miejsce, gdy usłyszałem srogi głos nauczyciela:
– Becker, co ty tutaj robisz?! Natychmiast siadaj na tyłku!
Śmiech… cichy, a jednocześnie tak donośny, że ledwo trzymałem się na nogach. Do tego szepty, które równie dobrze mogłyby być sztyletami wbijanymi w moje plecy.
Spuściłem wzrok i ruszyłem w stronę ostatniej ławki, ale zanim do niej dotarłem, ktoś podłożył mi nogę. Ku rozczarowaniu klasy udało mi się nie upaść na twarz i nie wybić sobie zębów.
– Ruchy! – zagrzmiał Schröder. – Za każdym razem to samo…
Zignorowałem jego dalszą wypowiedź. Znałem tę przemowę na pamięć. Nie przepadał za mną, zresztą większość belfrów mogłaby sobie z nim podać rękę. No może poza panią Herfurth, nauczycielką języka angielskiego; ona jako jedyna widziała we mnie kogoś więcej niż odrzuconego przez klasę dziwaka. Dla niej tworzone przeze mnie teksty miały duszę, dla innych stanowiły wyłącznie powód do kpin. Nigdy nie przeszkadzał jej mój wygląd ani styl bycia. Byłem sobą i nie miałem zamiaru się zmieniać tylko dlatego, żeby komukolwiek dogodzić.
Wyjąłem z plecaka książkę do matmy, długopis i notatnik, który otworzyłem na ostatnio zapisanej stronie. Słowa same pojawiły się w mojej głowie, ja musiałem je tylko ułożyć w logiczną całość i przenieść na papier. To mnie odprężało, sprawiało, że zapominałem o otaczającym mnie syfie. Potrzebowałem tych momentów, tego oderwania się od rzeczywistości.
Odkąd pamiętałem, wyróżniałem się na tle moich rówieśników, a przeczytanie na głos przed całą klasą długiego wiersza mojego autorstwa tylko potwierdziło fakt, że nie byłem jak inni uczniowie.
To nie tak, że nie podobała mi się moja inność, lubiłem ją, lecz problem w tym, że pozostali – niekoniecznie. Dla większości byłem zamkniętym w sobie introwertykiem, marną imitacją Williama Szekspira, dzieciakiem, z którym nie warto się kumplować.
Dzięki Reinerowi miałem w Grundschule1 status nietykalnego, ale po tym, jak on i moja siostra trafili do Gymnasium, a ja do Realschule, wszystko uległo zmianie. Nie było już przy mnie przyjaciela, który w razie czego mógłby się za mną wstawić. Zostałem sam.
Piąta klasa zdawała się piekłem na ziemi, a wtedy jeszcze nie wiedziałem, że każda następna będzie gorsza. Został mi rok. Tylko tyle i aż tyle. Nie miałem pojęcia, jak i czy w ogóle go przetrwam. Rzygałem tym gównem, miałem serdecznie dość codziennych szykan.
– Dzień dobry. – Głos dyrektora Kaufmanna wyrwał mnie z zamyślenia.
Niechętnie spojrzałem na niskiego, starszego mężczyznę w eleganckim garniturze, a później przeniosłem wzrok na stojącą obok niego dziewczynę.
– Przyprowadziłem panu nową uczennicę – zakomunikował, kładąc dłoń na drobnym ramieniu szatynki. – Niech się sama przedstawi klasie, ja mam kilka ważnych spraw do załatwienia.
I już go nie było. Tymczasem uczniowie wpatrywali się z zaciekawieniem w nową koleżankę, zapewne oceniając ją pod niemal każdym względem. Pomiędzy ławkami przepływały komentarze. Zarówno pochlebne, jak i te ironiczne. Zignorowałem je wszystkie. Wkurzało mnie, że wyrabiają sobie opinię na jej temat, nie zamieniając z nią ani jednego słowa. Niektórzy szeptali, że pewnie wyleciała z poprzedniej szkoły, inni, że wygląda na łatwą zdzirę. Ben zasugerował, że przed końcem roku z pewnością mu obciągnie, na co Klara zaśmiała się odrobinę zbyt głośno i kiwnęła zgodnie głową.
Byli obrzydliwi. Nienawidziłem ich i najchętniej potrząsnąłbym każdym z nich z osobna. Miałem wrażenie, że otacza mnie stado dzikich hien, gotowych w każdej chwili rzucić się na ofiarę, rozszarpując ją na drobne części.
– Witaj, młoda damo. Trafiłaś na bardzo ciekawą lekcję. Ale zanim zaczniemy, przedstaw się i znajdź sobie wolne miejsce.
Schröder nagle przeobraził się w potulnego, kulturalnego misia. Ciekawe, kogo on chciał oszukać? Miał nas wszystkich w głębokim poważaniu i podejrzewałem, że siedział w tym miejscu równie chętnie jak ja.
– Nazywam się Maya Wolf, ale wszyscy mówią na mnie May – odpowiedziała dziewczyna z lekkim szwajcarskim akcentem, a któryś z chłopaków głośno zawył, prezentując nowej poziom intelektualny tej jakże wspaniałej klasy.
Wywróciłem oczami, co było głupim błędem, którego skutki odczułem niemal natychmiast. Felix wystrzelił w moją stronę poślinioną kulkę papieru. Odrażające. Tylko resztka zdrowego rozsądku powstrzymała mnie od pokazania temu pajacowi środkowego palca. Zamiast tego przeczesałem włosy, po czym naciągnąłem kaptur na głowę, starając się stopić z tłem.
– Hej.
Aż podskoczyłem, raptownie zasłaniając twarz z obawy, że ktoś spuści mi wpierdol na oczach Schrödera. Mój instynkt zadziałał prędzej niż umysł i dopiero po chwili zorientowałem się, że nikt nie podniósł na mnie ręki.
– Wszystko w porządku? – zapytała May.
Jej głos był niski, ciepły i pomyślałem, że fajnie by było usłyszeć, jak jego właścicielka się śmieje. Właściwie to nie przepadałem za cudzym śmiechem. Kojarzył mi się głównie z bólem i poczuciem wstydu. Dziwne…
– Nie siadałbym obok niego na twoim miejscu! – poradził Ben, podczas kiedy ja nadal milczałem jak ostatni palant.
– Ja bym się bała, że mnie zarazi wszami – odezwała się Greta.
Ścisnąłem trzymany w dłoni długopis, wyobrażając sobie, jak jego koniec ląduje w jej oku. Dlaczego?, pytałem sam siebie, co było zupełnie bezsensowne, ale czasami nie potrafiłem się od tego powstrzymać. Zachodziłem w głowę, co im takiego zrobiłem. Czym podpadłem?
– Poza tym on nie lubi dziewczyn – dodał Felix.
– Dużo bardziej podoba mu się ruchanie od ty…
– Spokój! – krzyknął Schröder.
May się schyliła, by spojrzeć mi w twarz. Kurtyna jej delikatnych kasztanowych loków zasłoniła przedzierające się przez okna promienie słońca. Słodki, przyjemny zapach trafił do moich nozdrzy, sprawiając, że nabrałem ochoty, by się uśmiechnąć.
– Mogę? – zapytała, wskazując na krzesło obok.
Ona tak serio? Chce dobrowolnie trafić na czarną listę Schneidera i to od razu pierwszego dnia? Jest nienormalna? A może nie rozumie dobrze po niemiecku i nie połapała się, że siedzenie ze mną w jednej ławce będzie jak wkroczenie w ognistą pułapkę?
Wzruszyłem ramionami, wracając do swoich notatek.
Maya
Minęły prawie trzy tygodnie, odkąd przeprowadziłam się do Tuttlingen. Tęskniłam za domem w Szwajcarii, ale postanowiłam się nie załamywać. Nie należałam do nieśmiałych, skrytych dziewczyn, a co za tym szło, znalezienie nowych znajomych nigdy nie sprawiało mi problemów. Byłam przekonana, że niebawem poczuję się tutaj jak u siebie.
Nie mogłam się skupić na prowadzonej przez Schrödera lekcji. Podejrzewałam, że jego monotonny sposób mówienia uśpiłby nawet najbardziej niezłomnych uczniów. Zakryłam usta ręką i ziewnęłam szeroko, po czym oparłam się na łokciu i skierowałam wzrok w stronę siedzącego obok mnie chłopaka.
Miałam nieodparte wrażenie, że biedak próbował się stopić z krzesłem, na którym siedział, albo po prostu rozpłynąć się w powietrzu. Był bardzo szczupły i blady, ale przystojny. Kruczoczarne, wyglądające na farbowane, włosy były dłuższe z przodu, krótsze z tyłu. Postrzępiona grzywka opadała mu na czoło, zasłaniając brwi. Zielone oczy miał mocno obrysowane czarną kredką. Nosił cienki, okrągły kolczyk w lewym nozdrzu i drugi taki sam w dolnej wardze. Założył obcisłe, ciemne dżinsy i czarną bluzę z logo zespołu Slipknot.
Chyba się zorientował, że go obserwuję, bo przygryzł paznokieć kciuka i jeszcze bardziej się zgarbił, zapisując coś w zeszycie.
Westchnęłam, opierając się o krzesło. Chciałam dać mu trochę przestrzeni, by poczuł się swobodniej, jednak nie mogłam się powstrzymać od zerkania w jego kierunku.
Nie musiałam umieć czytać w myślach, żeby wiedzieć, jak bardzo ten chłopak był przerażony. Głupie docinki prawdopodobnie stanowiły tylko kroplę w morzu otaczającego go mroku. Znałam to. Dzieciaki z mojej dawnej szkoły też potrafiły być istnymi potworami. Pamiętam, jak kilka dziewczyn uwzięło się na pochodzącą z Turcji Elif. Wyśmiewały ją na każdym kroku, nazywając Kanake2. Zresztą ja nie byłam lepsza. Zawsze, gdy inni jej dokuczali, stałam, przyglądałam się i czekałam, aż skończą. Prawda była taka, że okropnie się bałam. Byłam przekonana, że wstawienie się za Elif będzie moim końcem. Przełamałam się dopiero kilka dni przed wyjazdem z Schaffhausen i postanowiłam z nią pogadać, przeprosić za swoje tchórzostwo, ale wtedy było już za późno. Jadąc z rodzicami samochodem w stronę Tuttlingen, przysięgłam sobie, że już nigdy nie będę obojętna na krzywdę innych.
Rzuciłam okiem na zegar wiszący nad tablicą. Do końca lekcji zostało dziesięć minut. Schröder właśnie zadawał zadanie domowe, a blondyn, który wcześniej zaczepił mojego kolegę z ławki, zarechotał, podając swojemu sąsiadowi kartkę wyrwaną z zeszytu. Strona została puszczona w obieg po całej klasie, aż wreszcie trafiła na blat naszego stołu.
Obrazek przedstawiał dwójkę robiących sobie nawzajem dobrze chłopców. Nietrudno się było zorientować, kogo miał na myśli autor. Do tego ktoś dopisał czerwonym markerem: „Jeszcze się nie powiesiłeś, pedale?”.
Czarnowłosy chłopak zerwał się z miejsca równo z dzwonkiem i mogłabym przysiąc, że na widok rysunku zacisnął kurczowo zęby.
Sięgnęłam po tę cholerną kartkę, przeklęłam pod nosem, po czym zmięłam papier, chcąc wyrzucić śmieć do kosza.
– A ty dokąd, skarbie? – Zatrzymał mnie wysoki, postawny blondyn. Typ, który gnębienie słabszych najwyraźniej postawił sobie za swój cel życiowy. – Jestem Ben – przedstawił się, wyciągając do mnie rękę.
Spojrzałam na jego dłoń, później w jego lekko zmrużone, niebieskie oczy. Miał się za gwiazdę i przypuszczalnie nikt go jeszcze nie wyprowadził z błędu. Założyłam ramiona na piersi, chowając pięść ze zgniecioną kartką pod pachę. Wyprostowałam się, unosząc dumnie głowę. Chciałam mu w ten sposób pokazać, że ze mną nie warto pogrywać.
– To twój pierwszy dzień, więc nie dziwię się, że jesteś troszeczkę pogubiona. Pozwól, że wyjaśnię ci kilka podstawowych reguł. – Ten impertynencki gnojek objął mnie ramieniem, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, po czym zaczął mnie prowadzić w stronę korytarza.
Od razu, gdy opuściliśmy salę lekcyjną, wymknęłam się z jego uścisku, co w ogóle mu się nie spodobało.
– O co ci chodzi, maleńka?
– Nazwij mnie tak jeszcze raz, a przysięgam, że złamię ci nos – ostrzegłam śmiertelnie poważnie.
– O, jaka narwana, podoba mi się to.
Odwróciłam się na pięcie, podeszłam do kosza i wyrzuciłam pomięty rysunek.
– Wstałaś dziś lewą nogą czy zimna suka to twój stały stan? – zaśmiała się jakaś dziewczyna.
Ktoś inny wyciągnął kartkę ze śmietnika, rozłożył ją i wyszczerzył zęby.
– Toż to istne dzieło sztuki! – stwierdził, prezentując rysunek towarzyszącym nam uczniom. – Proponowałbym umieścić w szkolnej gablotce.
– Dawaj to, mam taśmę klejącą! – odezwała się stojąca obok mnie blondynka.
– Odbiło wam? – Chciałam wyrwać jej z rąk rysunek, ale Ben zastąpił mi drogę, patrząc na mnie w taki sposób, jakbym to ja postradała rozum.
– Co ci to przeszkadza? Tylko robimy sobie niewinne żarty. Poza tym ani razu nie skłamałem. Becker to ciota, ma nawet swojego chłoptasia. Pech chciał, że musieli się rozstać. Założę się, że beczał przez co najmniej tydzień…
– Nawet jeśli jest gejem, nie rozumiem, co w tym śmiesznego. To żaden powód, by się z niego nabijać.
– Wyluzuj, mała, złość piękności szkodzi. Żal by było takiej ślicznej buźki.
Chciał mnie dotknąć, więc pospiesznie się odsunęłam. W tle słyszałam rozbawioną gromadkę dzieciaków i byłam pewna, że właśnie zrealizowali swój plan przywieszenia tych okropnych bazgrołów w gablotce.
– W sobotę jest imprezka u Feliksa. – Ben niespodziewanie zmienił temat. – Byłoby fajnie, jakbyś wpadła. Zapoznam cię z naszą paczką.
– Skąd pomysł, że chcę was poznać?
– Słodka jesteś. – Znów objął mnie ramieniem.
Wszystkie moje mięśnie spięły się w ułamku sekundy.
– Bez nas zginiesz – oświadczył, uśmiechając się do mnie szelmowsko.
Nie powiem, był cholernie przystojny, ale za to miał paskudny charakter. Takie piękne, czerwoniutkie, lecz robaczywe jabłko.
Kolejną pauzę, tę dwudziestominutową, spędziliśmy na dworze, siedząc na schodach i gadając o wszystkim i o niczym. Z tym że głównie gadał Ben, a jego nieodłączni kompani przytakiwali mu jak stado bezmózgich baranów. Nie czułam się komfortowo w ich towarzystwie, ale zauważyłam, że dzięki temu odwróciłam ich uwagę od szykanowanego chłopaka. Nie miałam pojęcia, gdzie on spędzał przerwy. Dosłownie wybiegał z klasy po każdym dzwonku, znikając jak jakiś ninja.PRZYPISY
1 Na końcu książki znajduje się wykres obrazujący system szkolnictwa w Niemczech (wszystkie przypisy pochodzą od autorki).
2 Kanake – obraźliwe określenie ludzi pochodzenia tureckiego mieszkających w Niemczech.
3 Scheiße (z niem.) – kurwa.
4 Flash – postać komiksowa autorstwa Alexa Raymonda.
5 Bienchen (z niem.) – pszczółka.
6 „Bravo” – dwutygodnik dla młodzieży wydawany oryginalnie w Niemczech.
7 US5 – boysband stworzony w 2005 roku w reality show „Big in America”.
8 Christopher Richard Stringini – wokalista, członek zespołu US5.
9 BF (Berufsfeuerwehr) – niemiecka zawodowa straż pożarna, odpowiednik polskiej PSP.
10 ICQ – komunikator internetowy, niemiecki odpowiednik Gadu-Gadu (GG).
11 Hauptschulabschluss (z niem.) – świadectwo ukończenia niemieckiej szkoły głównej.