- W empik go
Raj odzyskany - ebook
Raj odzyskany - ebook
„Raj odzyskany” (ang. „Paradise Regained”) – poemat autorstwa Johna Miltona opublikowany w 1671, nawiązujący tytułem do jego wcześniejszego poematu epickiego „Raj utracony” i poruszający podobne tematy teologiczne. Treść poematu skupia się wokół kuszenia Chrystusa przez Szatana. Na język polski epopeję Miltona przełożył Jacek Idzi Przybylski. Naśladownictwem Raju odzyskanego jest epos „Emanuel; or, Paradise regained, an epic poem” Jamesa Ogdena z roku 1797. Milton skomponował „Paradise Regained” w swoim domku w Chalfont St. Giles w Buckinghamshire. „Raj odzyskany” ma cztery księgi i zawiera 2065 wersów; dla kontrastu „Raj utracony” ma dwanaście ksiąg i zawiera 10 565 wersów. W związku z tym Barbara Lewalska (1931-2018) określiła to dzieło jako „krótką epopeję”. (za Wikipedią).
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-430-5 |
Rozmiar pliku: | 139 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OSNOWA.
Jan Chrzciciel zwoływa Rzesze do Pokuty i chrzci. JEZUS z Nazaretu przyjmuje Chrzest, a wtedy Niebo się otwiera, DUCH ŚWIĘTY w Gołębiej Postaci zstępuje na JEZUSA, i Głos OJCA wyznaje Go Swym Ulubionym SYNEM. Szatan Świadek takiego cudu ucieka i w Średnim Powietrzu zgromadza Konsystorz Czartów, na którym donosi o zjawinach MESJASZA, radząc chytrze wybadać, czyli JEZUS jest rzetelnie SYNEM Boskim, co się miał narodzić z Niewiasty i skruszyć mu głowę, w czym sam podejmuje się wyprawy. Czarci zgodnie pozwalają. Szatan wraca się ku Rzece Jordan, gdy BÓG OJCIEC w Niebie oznajmuje Aniołom czas utarczki JEZUSA z Szatanem i Zaczęcia Dzieła Okupu Ludzkiego Rodzaju. JEZUS odchodzi na Puszczę i tam bez pokarmu i bez napoju przez dni czterdzieści rozmyśla. Szatan w postaci Wieśniaka zabiega wśród Puszczy JEZUSOWI, uskarża się na niedostatek żywności i kusząc Go, namawia, aby rozkazał kamieniom stać się chlebem. JEZUS poznaje Ducha Kusiciela i daje mu to zrozumieć. Szatan nie zapiera się, że jest Hersztem strąconych do Piekła Aniołów Buntowników, lecz się chlubi ze swych związków z Niebem, z posług dla Najwyższego, z czułości na dobroć i sprawiedliwość, z przyjaźni dla Ludzi. JEZUS gromi Szatana, i upadek jego Państwa na Ziemi przepowiada. Szatan, tając gniew, udaje pokorę i chęć nauczenia się Prawdy, a zapytuje się, dlaczego Najwyższy cierpi Hipokryzję w Ministrach Religii? JEZUS nie odpowiada na pytanie Szatana, lecz zostawia własnej woli jego czynić, ile mu do czasu Niebo dopuszcza. Szatan zawstydzony, pokłoniwszy się, pierzcha i wraz Noc następuje.
JA, COM ŚPIEWAŁ NIEDAWNO Utracony Eden,
I jak nas zgubił Człowiek Nieposłuszny Jeden,
Dziś śpiewam Raj dla wszystkich Ludzi Odzyskany,
Przez JEDNEGO, co wytrwał w Cnocie bez odmiany.
Zupełnie doświadczony wśród pokus tak wiela,
Umiał zawstydzić chytrość Czarta Kusiciela,
Zgromił go, odparł tęgi szturm i wab zwodniczy,
A Ogród Szczęśliwości wzniósł w obszernej dziczy.
DUCHU! Coś wiódł na puszczę Cnego Pustelnika;
W Pole Utarczki, gdzie Go Zwycięstwo spotyka.
Coś z Nim Nieprzyjaciela Duchownego skrócił,
A gdyś Go Zwolennikom znów stamtąd przywrócił.
Okazałeś im, śmierząc utęsknionych troski,
Ze JEZUS jest prawdziwy Mesyjasz SYN BOSKI,
Natchnij, jak Twoja Łaska, i zwykła i raczy,
Bo Pieśń moja zniemieje naglona inaczy.
Noś ją pomyślnym skrzydłem przez głębię lub góry,
Usiłującą wzbić się do granic Natury.
Niech Świat te sprawy głośno śpiewane usłyszy,
Więcej niż bohaterskie, choć czynione w ciszy,
I choć przez tyle wieków niewspomniane wcześni,
Godne, żeby już dłużej nie były bez Pieśni.
Już Wielki Zwiastun, który obwieszczał Zbawienie
W głos daleko gromniejszy niż trąby krzyczenie,
Zwoływał Ludzi, żeby pokutę czynili,
Bo Królestwo Niebieskie zbliżyło w tej chwili,
Ręcząc, że przez Chrzest Dusze Grzeszników poświęci.
Żydzi byli Kazaniem Proroka przejęci.
Do Jego Chrztu Wielkiego rzesz zbiegało wiele,
I z okolic czujący strach Obywatele.
Tu JEZUS z Nazaretu przyszedł wraz z innemi,
Co Go Synem Józefa mniemano w tej Ziemi,
Przyszedł zmieszany z gminem do Jordanu Rzeki
Nieznany i od znaczeń na Świecie daleki
Tu Chrzciciel ostrzeżony natchnieniem z wysoka,
Czci Go z świadectwem, jako Wyższego Proroka,
Rad ustąpić pierwszeństwa w Niebieskim Urzędzie,
Lecz niedługo świadectwo, bez stwierdzenia będzie,
Otwarły, się Niebiosa, gdy JEZUS był chrzczony,
DUCH zstąpił w Gołębicy postać obleczony,
A Głos OJCA słyszany w Zgromadzeniu onym,
Rzekł: «Oto Ten jest Moim SYNEM Ulubionym!»,
Usłyszał to Arcywróg, który bez wytchnienia
Krążył po Kuli Ziemskiej, w zamyśle szkodzenia,
A nie chciał być ostatnim w widzeniu Zjawiska.
Ogromnym Głosem BOGA uderzony z bliska,
Jak piorunem, w drętwiącym odurzeniu stawa.
Zastanawia go Wielkiej Tajemnicy Sprawa:
Czemu BÓG tak dostojnie Człowieka wynosi,
I w tak chlubnym świadectwie Swym SYNEM go głosi?
Patrzy z dziwem przez chwilę, z zazdrości się wścieka,
Zemstą pała i wkrótce odleci z daleka.
Ani spocznie, lecz w Średnim Powietrzu do Rady
Swoich potężnych Parów zwołuje gromady,
Czarny Konsystorz krzesła ciemnościami mroczy
I dziesięćkroć się w chmury najgrubsze obłóczy,
Szatan smutny wydaje rozpacz nurym wzrokiem,
A tak zacznie odezwę między Diabłów tłokiem:
Starożytne Mocarstwa! Które panujecie
Powietrzu i na całym tym rozległym Świecie!
(Bo wzmiankę o Powietrzu zawsze czynią chętni),
To nasza dawna zdobycz, Rycerze majętni!
Możemy się z tej siedzy chlubić uroczyści,
Niż z Piekła, które wszyscy mamy w nienawiści,
Od wieków, odkąd ludzkie rachują się lata,
Spokojnie posiadamy włości tego Świata!
Statecznie nasz interes kierując na Ziemi,
Sposobami zamiarom naszym dogodnemi.
Odkąd Adam i jego łatwowierna Ewa
Zakąsiwszy Owocu z Wiadomości Drzewa
Pozwodzeni, ode mnie błogi Raj stracili,
Odtąd tu, przemieszkiwać było mi najmili.
Choć mię zawsze trwożyło to oczekiwanie,
Kiedy fatalna rana zadana zostanie,
Którą mi głowę skruszyć ma Ewy Nasienie?
Zbyt długie jest wyroków Nieba odwłóczenie!
(Bo jemu czas najdłuższy najkrótszym być zda się)
Lecz krążące godziny już dla nas w tym czasie
Wykreśliły ów moment dawno spodziewany,
W którym musimy doznać tej grożącej rany,
Byle nas nie doniszczył tylko cios takowy!
Jeśli tylko nie znaczy to skruszenie głowy,
Że już będzie zepsute tu, nasze Królestwo,
Złamane wszystkie siły, wolność i jestestwo,
Że zginie piękne państwo z swobody miłemi
Zdobyte na Powietrzu Średnim i na Ziemi,
Przeto ja wam donoszę i z żalem wyznaję,
Że Nasienia Niewiasty, które ma te kraje
Odzyskać przeznaczoną od wyroków siłą,
W dniach ostatnich z Niewiasty już się porodziło.
Takie Nieprzyjaciela naszego zjawiny
Do sprawiedliwej trwogi dają nam przyczyny,
Jego wzrost teraźniejszy jest w kwiecie młodości,
Skazuje pełnię Łaski, Cnoty i Mądrości,
Największych wykonaniem rzeczy mi odgraża,
A sławą bardzo moje bojaźnie rozmnaża.
Wielki prorok posłany przed Nim już Go głosi,
I przyjście Bohatera jak woźny, roznosi.
Zaprasza rzesze, wszystkim dając ręką rękojmije,
Że ich od grzechu w Zdroju Święconym obmyje,
Żeby czystego Zbawcę przyjmowali czyści,
Lub jak króla, tym hołdem czcili uroczyściej,
Żydzi cisną się do Chrztu, zewsząd widać krzęty,
I od samego Króla Chrzest został przyjęty.
Nie, żeby opłukany w wodzie wyszedł czystszy,
Lecz żeby Znak odebrał z Niebios oczywistszy.
A wziął świadectwo, kto On? i jakie ma siły?
Żeby o Nim Narody więcej nie wątpiły.
Widziałem, gdy mu Prorok kłaniał się, jak PANU.
Widziałem, jak ochrzczony wyszedł z wód Jordanu.
Niebo wśród chmur otwarło Bramy Kryształowe,
Piękna mu Gołębica zstąpiła na Głowę.
(Nie wiem, co to znaczyło,) a wraz był słyszany
Głos Najwyższego: „Oto mój SYN Ukochany.
W Nim mam Upodobanie. Jakże rodu dociec?
Jego Matka śmiertelna, wiem, lecz jego Ociec
Jest Ten, który dziedziczy Monarchiją w Niebie.
Czegóż nie przedsięweźmie ten Mocarz u siebie,
Aby wstawił Swe BÓSTWO, kochanego SYNA?
Niepocieszna to dla nas w tej chwili nowina,
Jego Pierworodnego jest nam znana Chwała,
Jego Władza boleśnie uczuć nam się dała,
Gdy ognistym piorunem spędzał w Piekło z Nieba.
Kto jest Ten? Dowiedzieć się koniecznie potrzeba.
Bo zda się być Człowiekiem z rysów widowiska,
Choć Promień Chwały OJCA w Twarzy Jego błyska.
Widzicie, jak los grozi klęską niebezpieczną.
Czyńmyż, nie masz tu czasu radę ciągnąć sprzeczną,
Tu zostaje zapobiec czym nagłym, nie siłą,
Lecz zdradą, gdyby podstęp znaleźć się zdarzyło.
Ukręćmy mocne sidła, wprzód nim On na czele
Stanie, jak Król, Narodów podgarnąwszy wiele,
A Wodzem ich Najwyższym zrobi się na Ziemi,
Ja wówczas, gdy nikt drugi nie śmiał, (przyznacie mi)
Sam się podjąłem znaleźć i zgubić Adama,
Pomyślny skutek wzięła moja sztuka sama.
Pójdę znów i wyprawy sam podejmuję się,
Teraz mię spokojniejsza wędrówka poniesie,
Bo skoro raz szczęśliwie odkryło się drogę,
Równego powodzenia spodziewać się mogę.
Rzekł, a te słowa mocne wrażenie zrobiły.
Wszystkie Piekielne Rady w zadumaniu były.
Na tak smutną nowinę roztargnienie znaczą.
Posępne czoła i strach z głęboką rozpaczą,
Lecz nie masz czasu bojaźń czuć lub boleść długo.
Ani się nad Szatana naradzać posługą.
Wszyscy się jednomyślną, zgadzają uchwałą,
Żeby ten sam przedsięwziął nową podróż śmiało,
Wielki Dyktator Czartów, który płodny w zdrady
Do zguby Rodu Ludzi pierwsze utarł ślady,
Bo przeciw Adamowi tak udało mu się,
Iż zgrzeszył i Ray stracił po Jego pokusie,
Skąd Biesi z Studni Piekła głęboko sklepiony
Zaczęli mieć niezbronne na ten Świat przegony
Tak, iż wkrótce zostali przez zdobywstwo sami
Mocarzami, Królami, a nawet Bogami,
Posiadłszy wielu Królestw rozkoszne powiaty
Na Ziemi i łup wszędy zebrawszy bogaty.
Wnet Szatan przepaściste wyminął obłoki,
Zmierza ku Jordanowi swoje chybkie skoki,
Opasany dokoła Skałubą Wężową.
I szuka, gdzie się najdzie ogłoszony nowo
Człowiek nad Ludzi, który, jak Mesyjasz, słynie,
A SYNEM BOGA w Judzkiej zwany jest Krainie.
Pragnie użyć chytrości wynalazków na Niem,
I podejść Go wszelakich pokus załatwianiem,
Bo się domyślał, że Ten Sam Dzieły Wielkiemi
Miał skończyć jego państwo zbyt długie na Ziemi.
Lecz Arcywróg: Piekielnej Obłudy Narzędzie,
Jął się przeciwnych kroków, ni się postrzegł w błędzie.
Zamiast przeszkadzać wtedy przez swój podstęp główny
Wypełniał Najwyższego Wyrok nieodzowny,
Bo BÓG: W gromadnym świetnych Aniołów popisie
Wyrzekł do Gabryjela uśmiechający się:
Gabrielu! dziś ujrzysz w skutku, ty! i wszyscy
Anieli, co na Ziemi, Człowiekowi, bliscy
Społkując na stan jego, macie oko baczne!
Jak sprawdzać twe Poselstwo, Uroczyste zacznę,
Z którym do Galileli, zstąpiłeś Ziemicy,
Abyś ode Mnie Czystej zwiastował Dziewicy,
Że ma porodzić: MĘŻA Wielkiego w Urzędzie,
Co Najwyższego, Synem, nazywać się będzie,
Wtedy na Jej wątpliwe przyrzekłeś pytanie:
W trwodze, jak Jej będącej Panną, to się stanie?
Że DUCH ŚWIĘTY miał zstąpić na Czystą MARYJĄ,
I że Moc Najwyższego z góry, zasłoni JĄ.
Ten MĄŻ już się narodził i już teraz wzrasta,
To Nasienie, przez które Świat zbawi Niewiasta.
Już go na harc wystawię, pokażę, jak godzin,
I Wysokich Przyrzeczeń i Boskich Urodzin.
Czas jest, żeby się Szatan pokusił o Męża.
Niech ostatnie chytrości, sprężyny, natęża,
Bo się chełpi, Odstępca, przed Zgrają Piekielną.
Ze wszystko zwątli swoją obłudą zbyt dzielną.
Nauczyć się po części mógł już w owej dobie,
Jak osłabł, gdy się zawiódł na dotkniętym Jobie,
Który umiał zwyciężyć przez Cierpliwość Stałą.
Wszytko, czym okrucieństwo Wroga, dotykało.
Teraz pozna, że mogę z Niewiasty Nasienia,
Wskrzesić Męża daleko większego Ramienia,
Który zbrojny na zaczep przez pełność Mej Łaski,
Zwycięży Złego Ducha pokus wynalazki.
Zepsuje jego siłę, zawstydzi złość wściekłą,
I zepchnie go na powrót znów w gorące Piekło,
A odzyska przez zdobycz, co Adam postradał,
Kiedy mu Bies przez zdradę cios śmiertelny zadał,
Lecz Ja wprzód Bohatyra przygotować życzę.
Wprzód go na Puszczy w sprawie rycerskiej wyćwiczę.
Tam on niech pierwsze świateł odbierze nasiona,
W wielkim kunszcie, przez któren zwycięstwa dokona.
Niech wprzód, nim wyjdzie czepić dwa potężne Wrogi:
Grzech i Śmierć, by oboje, zwalił przez cios srogi,
W Pokorze, w Cierpliwości, w Mętwie hartuje się.
Wnet potem Jego Słabość Mac Szatańską zniesie.
Wnet chwalebnych tryumfów otoczy Go chwała
Nad całym Światem i nad grzeszną masą Ciała,
Niech Anieli i wszystkie Nadpowietrzne Władze
Wiedzą, na kim Ja Moja Potęgę zasadzę,
A Ludzie niech uznają, jakiego wybrałem
CHRYSTUSA, i jak On jest z Cnoty Doskonałem.
Zwany z Zasług Mym SYNEM ma rolę szczęśliwą;
Daj aby dla Synów Ludzkich żął Zbawienia Żniwo.
Tak wyrzekł Wieczny OJCIEC, a wraz Niebo całe
Stanęło przez czas jakiś w milczeniu zdumiałe.
Wnet się nagle rozleją w nim Rzesze Niebieskie,
Krążąc około Tronu przez ruszenia rzeskie,
Śpiewali zaś w Dziewięciu Chórach Aniołowie
Miarą przemiennych głosów w takowej osnowie:
Tryumf BOGU SYNOWI, i Zwycięstwo! który
Wchodzi teraz chwalebnie w Bohaterskie Spory,
A ma pojedynkować nie siłą oręży,
Lecz Mądrością Piekielne pokusy zwycięży.
OJCIEC zna SYNA, więc się narazić nie boi,
Choć nietknięty w Synowskim Bóstwie Cnoty Swoi
Na wszystko to, co może kusić, nęcić, zwodzić,
Lub postrachem nakłaniać, lub fałszem podchodzić.
Zgińcie podstępy Piekła! z całą waszą mocą!
Niech się wszystkie diabelskie sztuki w nic obrócą!
Tak ci nucili w Niebie swą Odę najskładni,
Gdy SYN BOGA, co jeszcze bawił przez kilka dni
W Betabarze, gdzie do Chrztu Jana Żydzi przyśli.
Tu duma rozmaite w piersiach tocząc myśli:
Jak Dzieło Zbawiciela Ludzkiego Rodzaju
Ma zacząć? i jakiego użyć obyczaju?
Aby objawił Światu w przednim stopniu chwały,
Święty BOGU Równego Urząd już dojrzały.
Dnia jednego samotny w ustronie odchodzi,
A DUCH BOGA na wszystkich ścieżkach mu przewodzi,
Tysiąc Mu wyobrażeń na umyśle stanie,
Żeby miał z Osobnością lepsze obcowanie,
Odal od tropów ludzkich w zebraniu głębokiem
Idzie, goni za myślą myśl i krok za krokiem,
Aż wstąpi w bliską Puszczę dziką i ponurą,
Otoczony dokoła skał i cieniów chmurą
I tu w świętych dumaniach tak z BOGIEM rozmawia:
O co za mnóstwo uwag w umyśle się stawia!
Gdy rozbieram, co czuję wewnątrz mojej Duszy,
A co zewnątrz obchodzi często moje uszy.
Jak mój stan teraźniejszy z mojem przedsięwzięciem
Równany źle się zgadza! Pókim był Dziecięciem,
Nie bawiła mię żadna igraszka dziecinna.
We mnie była powaga od Rówiennych inna.
Mój umysł wielkie tylko rzeczy zajmowały.
Tylkom był o naukę i wiadomość dbały.
Pragnąłem użytecznym być przez Mądrość, i tym
Trudnić się, co być może z dobrem pospolitym.
Do tego powołanym sadziłem się zawdy,
Zrodzonym do krzewienia Słuszności i Prawdy.
Przeto nad wiek mój Boskie czytywałem Prawo,
A znalazłem je moją najsłodszą zabawą,
I nad wszelkie uciechy wcześnie je przeniosłem,
Wkrótce zaś w niem do takiej dojrzałości wzrosłem,
Iż wprzód, nim mi dwanaście lat liczyć zaczęto,
Poszedłem do Kościoła w nasze Wielkie Święto,
Bym się z Nauczycielami Prawa wdał w rozprawę
Zadając im pytania ważne i ciekawe
Przez które by me światła swojej doszły pory,
Albo się same mogły oświecić Doktory,
Wszyscy się dziwowali, jednak nie wszystko tu
Było granicą Ducha Mojego ulotu.
Serce bohaterskimi żądzami pałało
Zajęły go: zwycięski czyn z zwycięską chwałą.
Chciałem uwolnić Ludzi od Nieprzyjaciela.
Wyrwać z Rzymskiego Jarzma Naród Izraela,
Mogłem dumnych Tyranów przemoc z jej wszystkiemi
Zwierzęcymi gwałtami znieść na całej Ziemi,
Aż by Prawda zyskała wolność w swym urzędzie,
A Sprawiedliwość znowu panowała wszędzie.
Lecz po Bosku i Ludzku chciałem w chwili owy,
Podbić wprzód chętne serca łagodnymi słowy.
Zawsze mi się zdawało rzeczą nader miłą,
By Przekonanie skutek Bojaźni sprawiło,
Bym przynajmniej doświadczył i oświecił w błędzie,
Dusze, co przeciw woli źle czynią w popędzie.
Nieostrożnie zwiedzione, a zepsuł tylko te,
Co już w złem otwardniały nieczule na Cnotę.
Moja Matka, co wszystko zważała najściśli,
Prędko z mych słów postrzegła we mnie wielkie myśli,
Często uczuła radość w sercu, a raz skromnie
Wziąwszy mię na osobność, tak wyrzekła do mnie:
Ożywiają cię myśli wysokie, o SYNU!
Do wielkiego na Świecie rodziłeś się czynu.
Lecz karm je i daj się im wznieść do wysokości,
Do jakiej Świętość Cnoty i Prawo Zacności,
Mogą je doprowadzić kiedy, choć tej samej
Zacności dotąd w Świecie przykładu nie mamy.
Przez czyn nieporównany wyrazić Ci trzeba
Moc Nieporównanego OJCA Twego z Nieba.
Bo wiedz, żeś nie Człowieka Śmiertelnego Synem,
Choć cię Świat ceni z krewnych między niskim gminem
Twym OJCEM, jest Król Wieczny w Niebie i na Ziemi
Rządzący Aniołami i Syny Ludzkiemi,
Zwiastował Twe Rodziny Poseł BOGA Święty,
Nim byłeś w mych Panieńskich Wnętrznościach poczęty.
On rzekł, że Cię Twa Wielkość Synem BOSKIM wyda.
Ze osiędziesz Zwycięzcą na Tronie Dawida,
Ze nie będzie mieć końca Twoje Królowanie.
Gdyś się rodził, śpiewali chwalebni, Niebianie.
Na Polach Betlejemskich Pasterze słyszeli,
Jak się z Twojego Przyjścia cieszyli Anieli.
Odbiegli nocnej straży, gdzie ich bydląt pasza,
I śpieszyli odwiedzić miejsce Mesyjasza.
Nowo narodzonemu kłaniali się Tobie
W kącie Stajni, gdzieś leżał, zimno cierpiąc w żłobie,
Bo wygodniejsze miejsce nie było w Gospodzie,
Gwiazda,wprzód niewidziana zabłysła na Wschodzie,
I Trzech Mędrców z darami przywiodła wnet potem,
Co Cię uczcili mirą, kadzidłem i złotem,
Wyznając, że tej nowo rozświeconej Gwieździe
Winni byli, iż koniec naleźli swej jeździe,
Bo jej nadzwykły odblask najjaśniej dowodził,
Że się już Izraelski Król na Świat urodził.
To samo Sprawiedliwy Symeon w Świątyni
Rzekł o Tobie, to samo Anna Prorokini,
Przestrzeżeni Niebieskim Widzeniem oboje,
Opowiadali Wielkie Przeznaczenie Twoje.
Przed Ludem i Kapłanów postrojonych Gronem,
Gdyś pierwszy raz przed Ołtarz był zaprowadzonem.
Tak bywszy zachęcony Mojej Matki mową!
Jąłem czytać Proroków i Prawo na nowo.
Śledząc, co napisano względem Mesyjasza,
(Zna to w części Piśmienna Synagoga nasza!)
Znalazłem, że co o Nim w Proroctwach Wyryto,
Mnie służy, Ja Nim jestem, a najszczególniej to:
Że przez wiele doświadczeń trudnych moje drogi
Doprowadzić mię muszą aż do Śmierci srogi,
Nim osiągnę Królestwo owe Obiecane,
Lub się Ceną Okupu, za Ród Ludzki stanę.
Bo grzechy wszystkich Ludzi z ich ciężarem całem
Ja Sam tylko na Moją Głowę przenieść miałem,
Jednak trwogi umysłem moim nie zachwiały,
Czekam do Wielkiej Sprawy pory doskonały,
Aż oto Chrzciciel często wspominany z chwałą,
Choć jego twarzy moje oko nie widziało,
Jan, co Mesyjaszowi miał kiedyś przodkować,
I wszystkie drogi Jego wcześnie wyprostować,
Przychodzi i chrzci głosząc Niebieskie Nowiny.
Ja zbiegłem do Chrztu Jego, gdzie śpieszyły gminy,
Bo wierzę, że tak Boskie zrządziły Wyroki,
Lecz On wraz, kto ja jestem poznał, i bez zwłoki
W najchlubniejszym okrzyku PANEM Mię ogłasza,
I ukazuje Ludziom we Mnie Mesyjasza,
On wziął ten rozkaz z Nieba, żeby swym okrzykiem.
Wydał Mię Tym, którego On jest Przodownikiem,
I naprzód Mi Chrztu swego wzbraniał między tłokiem
Czcząc Mię daleko Wyższym od siebie Prorokiem,
Ledwie się nakłonił do Chrztu udzielenia,
Skoro zaś z Myjącego wyszedłem Strumienia,
Niebo otwarło Wieczne Drzwi, stamtąd zlatywał
DUCH w Gołębiej Postaci, wnet na Mnie spoczywał,
W ostatku, czego było istotnie potrzeba,
Słyszalnie się Głos rozległ OJCA Mego z Nieba,
Co Mię objawił Swoim Ukochanym SYNEM,
I że Upodobanie ma we Mnie Jedynem.
Poznałem czas już pełny po tym ostrzeżeniu,
I żem odtąd żyć dłużej nie powinien w cieniu,
Lecz mam otwarcie zacząć Moje – Wielkie Dzieło
Z Powagą, ile z Niebios na Mnie jej spłynęło.
I teraz Mię cudowną obudzone władzą,
Mocne jakieś wzruszenia w tę Puszczę prowadzą.
Jakim celem? nie jest to jawne myśli moi.
Być może, że mi wiedzieć o tym nie przystoi,
Bo co się mych potrzebnych wiadomości tycze,
Objawia mi BÓG, który wiedzie między dzicze.
Tak rzekł nasz Świt Zaranny, a za pierwszym krokiem
Wszystkie strony dokoła bacznym mierząc okiem
Ujrzał Puszczę bez żadnych śladów ludzkiej stopy
Dziką i zamroczoną przez cieniów okropy.
Gdzie stąpi, trudna z przodu i w zawrocie droga
Oznacza, że jej ludzka nie deptała noga;
Jego zaś kroki coraz głębiej prowadziły,
A tak Mu towarzyszył tłum myśli zawiły
O rzeczach, co się stały, albo co się staną,
Tak niemi miał pierś całą wówczas zaprzątaną,
Iżby można przekładać samotność w tym stanie
Nad najsłodsze dobranych Osób spółkowanie.
W tej Puszczy JEZUSOWI dni czterdzieści spłynie
Na wzgórku, lub na jakiej cienistej dolinie,
Czy się tu pod dąb stary lub cedr rosły schraniał
Co rozłożystym liściem od dżdżu Go zasłaniał,
Czy gdzie w jaskini obrał gospodę zrobioną,
I w niej mieszkał tak długo, nie jest objawiono.
Nie zażywał pokarmów ludzkich, jednak siły
Nie czuł zwątlonej głodem, aż się dnie skończyły.
Potem wśród dzikich bestii czuć zaczął łaknienie:
A te się łaskawiły na Jego wejrzenie,
Ani Mu szkodzić śmiały na jawie lub we śnie:
Wąż żądlaty omijał tropy Jego wcześnie,
Spierzchał szczypiący owad, lew i tygrys srogi
I wszelka, dzicz spryskała precz od jego drogi.
Wreszcie Człowiek podeszły, świadomy manowcy,
Który szukał zgubionej z wielkich pastwisk owcy,
Jak się zdał, lub szedł zbierać suche chrosty w lesie,
By, miał w porze zimowych dni na ogrzanie się,
Gdy zaczną ostre wiatry dmuchać z każdej strony,
A on wróci wieczorem z pola uroszony,
Zbliżył się do JEZUSA, wprzód zaś ciekawie
Go Zbadał okiem, i temi słowy rzekł do Niego:
Ojcze! cóż cię tu za los wplątał między głogi?
Tak daleko od śladów ludzi i od drogi,
Którędy by podróżni szli lub karawany!
Bo się stąd nie wydobył nikt raz obłąkany,
Ni kto śmie sam iść tędy, gdzie nie ujdą zguby,
Prędko schnące z pragnienia i głodu kadłuby.
Pytam ci się lub raczej dziwię się przed Tobą;
Tym, bardziej, że mi się zdajesz tą samą Osobą,
Którą nasz Nowy Prorok Chrzciciel u Jordanu
Tak uczcił bo się Tobie ukłonił, jak PANU,
Zowiąc, cię SYNEM BOGA i wielbiąc pochwałą,
Jak mi się ongi widzieć i słyszeć dostało,
Bo my czasem w tym dzikim mieszkający lesie,
Gdy gwałtowna potrzeba życia uczuje się,
Wychodzimy do miasta, lub wiejskiej zagrody,
A dalekie są do Wsi na najbliższej przechody!
Nie jeden z nas u Mieszczan lub Włościan zabawi
Pytając, gdzie co słychać, bośmy też ciekawi,
I nieraz się dowiemy nowin, i do nas też
Zachodzi Wieść, miewa ją i Rolnik í Pasterz:
JEZUS rzekł: „Ten, co tędy przodkuje mi w drodze;
Wyrwie mię, niepotrzebni dla mnie inni Wodze”.
Chyba przez cud? (odpowie ów Wieśniak rzekomy)
Bo inny sposób nie jest mi cale wiadomy.
My tu żyjemy zbiorem chwastów i korzeni
Pragnienie, jak Wielbłądy, cierpieć, wzwyczajeni,
A chcąc pić, daleko się wodę czerpać chodzi,
Tak to Człowiek, na nędzę i gorycz się rodzi!
Lecz, jeżeli SYNEM BOGA jesteś, rozkaż żeby
Wraz Ci z tych twardych głazów zrobiły się chleby,
Tak i sam się ocalisz, i nam pokarm gładko,
Opatrzysz, bo go biedni kosztujemy rzadko.
On skończył, a SYN BOSKI rzekł: „Czyliż u ciebie
Tak wielka moc na samym zakłada się chlebie?
Wszak wiesz, co napisano, (bo w twej twarzy rysie
Inszego rozeznaję, niż podajesz mi się).
Nie samym Człowiekowi chlebem żyć się godzi,
Lecz wszelkim Słowem, które z ust Boga wychodzi,
Któż tu żywił przed laty Ojców waszych manną?
Wszak Mojżesz przez pobawę swoją, nieustanną
Dni czterdzieści na Górze nie jadł, ani nie pił?
Przez dni także czterdzieści Eliasz się krzepił,
Wędrując bez pokarmu po tej gołej Puszczy!
Podobnież Ja. Twa chytrość w tym mię nie poduszczy,
Czemuż nawodzisz, żebym nie ufał sam sobie?
Gdy wiem, kto jestem? jak wiem, kto jesteś? o tobie.
Jemu dopiero Szatan odrzekł bez pokrywy:
To prawda, że ja jestem ów Duch nieszczęśliwy,
Który z milionami rokosz podniósł śmiały,
I nie wytrwał na stopniu mojej pierwszej chwały,
Lecz chociem z Wspólnikami po walce odmiennej
Strącony z Szczęśliwości do Głębi bezdennej,
Jednak nie jestem więźniem w tej zmierzłej pieczarze
Tak, bym nie mógł w surowej ulżyć sobie karze.
Często rzucam bolesny taras, a wokoło
Kuli Ziemskiej zażywam swobody wesoło,
Lub po Powietrzu bujam. Ni mię ogołacał
Zwycięzca z Nieba Niebios, bym tam już nie wracał.
Wszak stawałem pomiędzy Synami Boskiemi,
Gdy mi do rąk oddawał Joba w Huskiej Ziemi,
Abym go sam doświadczył przez ból i kłopoty
W cierpliwości i wielkie wyświecił w nim cnoty.
Znów, gdy namawiał całą Aniołów gromadę,
By dumnego Achaba uwiedli przez zdradę
Tak, iżby legł pod Ramoth, mnóstwo się wahało,
Ja sam tego urzędu podjąłem się śmiało,
Ja sam wszystkich Proroków, co na Dworze całem
Podchlebiali, języki w kłamstwie młynkowałem
Tak zręcznie, iż na zgubę pod Ramoth znaczoną
Nawiodłem tego Króla, jak mi zalecono.
Bo, co Pan każe, czynię, choć po wielkiej stracie
Switów, którem w Ojczystym posiadł Majestacie,
Straciłem, że nie jestem od BOGA kochany,
Nie straciłem wolności kochania wśród zmiany.
To przynajmniej dziedziczę, że patrzę i dziwię,
Gdzie widzę, co jest pięknie, dobrze, sprawiedliwie.
Chybabym musiał stracić wszystkie zmysły razem,
Bym nie miał być ujęty Piękności okazem.
Cóż mię może zapalać słuszniej, jak żądanie,
Bym Cię widział i zbliżał do Ciebie! Mój PANIE!
Bym nauki, Mądrości z Twych Ust wysłuchiwał,
I świadkiem Twoich Czynów bogorównych bywał,
Odkąd jestem zbyt jasnym z Twych Objawin wnioskiem
Przekonany, że pewnie jesteś SYNEM BOSKIEM.
Ludzie powszechnie myślą, że ja walcząc z BOGIEM
Jestem wiecznym całego ich Plemienia Wrogiem.
Dlaczegóż bym im szkodził? i w czym dokuczał tu?
Oni mi nie zrobili krzywdy ani gwałtu,
Nic przez nich nie straciłem, ich pomocy owszem,
Winieniem, że tu zyskiem cieszę się najnowszem.
Z nimi mieszkam w tych krajach prawem uczęstniczem
Przynajmniej sąsiad, jeśli nie rządzę tu niczem.
Często ich nawet wspieram w potrzebie wszelaki,
Często im dobrze radzę przez wróżby i znaki,
Przez odpowiedzi, dziwy, wyroczenie i sny.
A mógłżeby to kiedy czynić Wróg zawistny?
Żeby miał ukazywać chętnie, jaką drogą
Wrogi dojść szczęśliwości w przyszłym życiu mogą?
Zazdrość (mówią) pobudza do tych rad najprędzy,
Bym zyskał towarzyszów boleści i nędzy.
Z początku być to mogło, lecz w późniejszym czasie,
Gdy zemną Boleść sama już oswoiła się,
Teraz, dowodnie czuję, iż gmin najliczniejszy
Towarzyszów w niczym mi męki nie umniejszy.
Żadna mi nie jet ulga, ani nawet lekka,
Że ciężar, oddzielnego obarczy Człowieka.
Więc to mała jest dla mnie pociecha, jeżeli
Człowiek się ze mną braci, a bólu nie dzieli.
Lecz, co mię srogo boli, (bo mogęż inaczy
Czuć lub myśleć?), jest Dzieło, co się teraz znaczy,
Że Człowiek podupadły będzie wydźwigniony,
Ja zaś nie spodziewam się wsparcia z żadnej strony...
Jemu na to, Zbawiciel surowo odrzecze:
Ciebie, jak zasłużyłeś, słusznie ten ból piecze.
Chlubisz się, że ci z Piekła, wolno wnijść, czasem,
Żeś nie więzień! nie tęgo ściśnięty tarasem,
Że bujasz po Powietrzu, przebywasz na Ziemi,
A nawet w Niebie Niebios z Synami Boskiemi?
Przychodzisz ty tam wprawdzie, lecz brząkasz w kajdany.
Nędzny, smutny, niewolnik ciężko Skrępowany,
Miejsce Błogosławieństwa w różnym zwiedzasz względzie,
Bo gdzie przedtem jaśniałeś w pierwszym Tronów rzędzie
Dziś z stopnia takiej Chwały strącony, wygnany,
Zmieniony, omijany i nielitowany,
Ruiny lub pogardy sprawiasz widowisko
Całej Niebieskie Rzeszy, gdy przystąpisz blisko,
Ciebie szczęśliwe miejsce nie robi szczęśliwem,
Ani cię Światło jasnym nie objaśnia spływem,
Ani pociechą w twojej krzepi cię rozpaczy,
Lecz ci pomnaża wieczne udręczenie raczy,
Drażniąc rozbolałego utraconym Tronem,
Który ci nigdy więcej nie będzie zwróconem,
A więc nigdy nie jesteś weselszym, gdyś w Niebie,
Bo równie tam, jak w Piekle, są męki dla ciebie.
Używa cię Niebieski Król, jak niewolnika.
Chlubisz się z posłuszeństwa? co za chluba dzika!
W tym, co z ciebie wymusza bojaźń bez wątpienia,
Lab do czego cię skłania żądza źle czynienia.
I cóż na ów czas mogło złość poruszyć w tobie,
Kiedy o Sprawiedliwym źle sądziłeś Jobie?
Tyś go okrutnie dotknął wrzodem i kłopotem,
Jednak jego Cierpliwość zwyciężyła potem.
Drugą służbę obrałeś, (jest rzecz oczywista)
By cię głosiło Kłamcę ust razem czterysta.
Bo kłamstwo jest pokarmem twoim i żywiołem.
Jednak udajesz miłość Prawdy? jakim czołem?
Przez ciebie były Pogan Wyrocznie natchnione,
Coż między Narodami prawdy rzekły one?
Tym wędzidłem chełznąłeś rozumy najmiałsze,
Mieszałeś prawdy, żebyś lepiej udar fałsze.
Jakież twe odpowiedzi były? ciemne tylko,
Dwoiste lub, łudzące znaczeniami kilku!
Rzadko cię rozumieli twoi właśni Wieszcze,
Ani znali, co mogło być dobrego, jeszcze
Któż wrócił z radzących się twej Skrzyni Książęcej
Mędrszym niż przedtem, albo oświeconym więcej?
Któż czynił lub unikał, jak powinien zdatnie?
Kto tym prędzej w fatalną twoją nie wpadł matnię
Sam BÓG rożne Narody, rożne Pokolenia
Sprawiedliwie wystawiał na twe omamienia.
Sprawiedliwie, póki się bałwanom kłaniały,
Lecz kiedy Jego Wieczne ziszczą się Uchwały,
Kiedy Jego Opatrzność jawnie poznać da się
Wśród Narodów (nie jest ci wiadomo o czasie.)
Skądże masz twoją prawdę, wszak od BOGA przecie?
Lub Aniołów, co w każdym straż mają Powiecie,
Którzy sami, mierząc się z tobą, tyle razy,
Ile zoczą twój Kościół, dają ci rozkazy,
Co masz czynić, i jakim masz dogadzać celom,
I jak twym pytającym wyroczyć Czcicielom?
Ty pełnisz, co ci każą, drżąc i czyniąc w trwodze,
Jak nikczemny pochlebca czujny na załodze.
Wtedy sobie przyznajesz Prawdy przepowiedzi,
Lecz się w tej chwale twoja pycha nie osiedzi.
Wnet ci będzie odjęta. Nie będziesz widocznie
Więcej uwodzić Pogan przez ludne Wyrocznie.
Odtąd wszystkie na Świecie wróżenia ustaną,
I ty więcej nie będziesz z pompą przystrajaną
Ani z ofiarą, bydląt w Delfach pytywany,
Ani gdziekolwiek twoje wyniosłeś bałwany,
Przynajmniej próżne będzie twe usiłowanie,
Bo odtąd wszędy niemym znajdą cię Poganie,
Już dziś BÓG zesłał pa Świat Swą Wyrocznię Żywą,
Co wyda Jego Wolę Ostatnią prawdziwą.
Za nią wraz DUCHA PRAWDY nastąpi Zesłanie,
Który mieć będzie w sercach pobożnych mieszkanie.
Ta Wewnętrzna Wyrocznia wszystkim prawdy rzecze
Potrzebne, by je plemię wiedziała Człowiecze.
Tak wyrzekł Nasz Zbawiciel, lecz Bies, co w wykręty,
Był płodny, choć się uczuł wewnątrz, jak był tknięty
Gniewem i wstrętem, ukrył najchytrzej swe czucie,
A tak łagodnie mówi po przykrym zarzucie:
Ostro mię połajałeś, PANIE! Za me winy,
A twardo przekonywasz przez me własne czyny,
Których ja dobrowolnie nie chcę, lecz mię nędza
Nieszczęśliwego, sama tak czynić napędza.
Gdzież Nędznika w rozpaczy znaleść można, żeby
Nie odstąpił od Prawdy częstokroć z potrzeby,
Gdy ta nadzieją folgi do kłamstwa go skłania,
Do zmyślania, parcia się, albo podchlebiania.
Ja pokornie z Ust Twoich przyjąć mogę, PANIE!
Jak powinienem, wszelki zarzut i łajanie,
Wesół, żem tak spokojny za śmiałość łudzenia,
Drogi Prawdy są zawsze trudne do strzeżenia.
Chropowatym Gościńcem idzie się w jej Duchu,
Lecz jej Język jest słodki, tak przyjemny uchu,
Jak leśnicza piszczałka lub piosnka nutliwa!
Cóż dziwnego? że mi się z Tobą, być zachciwa?
Że mię Twoja Nauka porywa i pieści?
Że mi milo z Warg Twoich słyszeć wdzięk Powieści
Cnota bywa u Ludzi podziwienia celem,
I któż by nie rad za Jej iść Nauczycielem?
Pozwól PANIE! niech mi się twym Uczniem być godzi
Sam przychodzę, gdzie Człowiek żaden nie przychodzi
Pomów przynajmniej ze mną, bo jestem w rozpaczy,
Jak pojmę, co mi Twoja Mądrość wytłumaczy,
Twój OCIEC Wieczny, Święty, Mądry, Czysty, Możny
Cierpi, że Hipokryta, lub Kapłan bezbożny
Depcze Boskie Przybytki, znieważa Ołtarze,
I Świętości rękoma niegodnymi maże
Modląc się, ślubiąc, kadząc? Wszak na Balaama,
Choć w stanie Odrzucenia ma być od łask tama,
Patrzy przecie z wysoka litościwym Okiem,
Pozwala mu być równo Natchniętym Prorokiem,
I Swego Głosu czasem użyczać mu raczy...
Niech mi PAN dobrotliwie ten przystęp wybaczy...
Nasz Zbawiciel rzekł na to bez czoła odmiany:
Przychodzić tu! (dość na tym, że mi twój cel znany),
Ni ci każę, ni bronię, czyń, ile dają ci
Pozwolenia Niebiosa. Więcej nie wolno ci.
Rzekł i nie przydał więcej, a Szatan zgromiony
Pokrył srogą obłudę przez niskie ukłony,
I rozlany w powietrzu cienkim zniknął z oczu,
Bo już Noc zaczynała w borowym zamroczu
Podwajać grube cienie skrzydły zbrukanemi,
A cichość nastawała powszechna na Ziemi.
Ptaki się w błotnych gniazdach na nocleg pokładły,
I już dzikie bestyje w las na łup wypadły.
Koniec Pierwszej Księgi.KSIĘGA WTÓRA.
OSNOWA.
Nowochrzczeńcy, straciwszy z oczu JEZUSA, zasmuceni szukają Go we wszystkich okolicach, wreszcie zebrani na brzegu Jordanu narzekają i błagają Najwyższego aby im wrócił Mesjasza i przyśpieszył ich Zbawienie. Maryja Matka JEZUSA nie widząc Syna, ubolewa, pomnąc dzieje swego życia, i życia Syna, wreszcie zaspokaja się ufnością w Obietnicy Pańskiej. W ten sam czas JEZUS pości i rozmyśla na Puszczy, a Szatan, zgromadziwszy powtórnie Czartów, zdaje im sprawę o pierwszej rozmowie z JEZUSEM, powątpiewa o zwycięstwie nad Nim i prosi o pomoc. Czarci przyrzekają, Belial radzi..........................KSIĘGA CZWARTA.
OSNOWA.
Szatan mimo rozpaczy, że mu się użyte dotąd pokusy nie udały, przenosi JEZUSA na północną stronę Góry, i pokazuje mu Monarchię Rzymska, stręcząc dobę podbicia jej na gnuśnym Tyberym. JEZUS odpowiada, że nie przyszedł na wyzwolenie Rzymian od Tyranii, a Swe Królestwo przez Proroków przepowiedziane maluje w podobieństwach, milcząc o czasie. Szatan obiecuje JEZUSOWI dać wszystkie pokazane Korony, pod warunkiem, żeby mu pokłon uczynił. Zbawiciel gromi śmiałość Szatana. Szatan udając wątpliwość, względem znaczenia tytułu Syna Boskiego wmawia w JEZUSA, że Jego.........................