Rajd rozpalonych serc - ebook
Rajd rozpalonych serc - ebook
Tydzień w jednym samochodzie z byłym kochankiem? To brzmi jak najgorszy koszmar. Przed taką perspektywą staje doktor Emma Owen, gdy w rajdzie samochodów klasycznych jej pilotka ulega wypadkowi. Zastępuje ją przystojny chirurg Josh Kennedy – z którym Emma była kiedyś blisko. Przez pewien czas łączył ich romans, ale dzieliła różnica charakterów. Ona była spontaniczna, on wszystko musiał mieć zaplanowane. Tylko w łóżku dogadywali się znakomicie. Emma powtarza sobie, że nie wolno jej ulec Joshowi po raz drugi...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9524-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do tego momentu wszystko układało się znakomicie.
Załoga w składzie doktor Emma Owen (kierowca) i pielęgniarka Val Sterling (nawigatorka) pokonała połowę trasy rajdu klasycznych samochodów. To był Rajd Trzech Stolic: początek w Edynburgu w Szkocji, potem Cardiff w Walii, zakończenie w Anglii, w Londynie. Przedsięwzięciu patronowała Fundacja GDK promująca krwiodawstwo i dawstwo organów.
Zainteresowanie sponsorów przekroczyło oczekiwania. Rano Val oderwała się na chwilę od obowiązków pilotki i przeliczyła, ile pieniędzy zdobyły dla fundacji za każdą przejechaną milę. Jeszcze tylko tydzień i będą mogły odebrać zadeklarowane kwoty. Emma zapiszczała z radości, jakby darowizny leżały już w banku…
Świętowanie z wyprzedzeniem zawsze prowadzi do nieszczęścia. Od tej chwili wszystko zaczęło się sypać.
Silnik mini z rodowodem z lat sześćdziesiątych zeszłego wieku kilkakrotnie tracił moc na trasie i zaczął się poważnie krztusić na linii etapowej mety w Birmingham.
Emma zaparkowała na poboczu i pociągnęła za uchwyt zwalniający zatrzask maski. Zirytowana, gestem dłoni próbowała odgonić ekipę miejscowej telewizji. W tym samym momencie Val wysiadła, zahaczyła nogą o ciągnący się po ziemi kabel, huknęła głową o nawierzchnię i na kilka sekund straciła przytomność.
Ratownicy z karetki, którą natychmiast wezwano, zgodzili się z opinią Emmy: Val należy zbadać w szpitalu. Pilotka buntowała się, ale ostatecznie dała się ułożyć na noszach. Emma przekazała kluczyki jednemu z porządkowych i mimo protestów Val wdrapała się do karetki, by jej towarzyszyć.
W szpitalu przesiedziała trzy godziny. Val zatrzymano na dalsze testy i obserwację. Zarzekała się, że następnego dnia stawi się na starcie, Emma miała jednak wątpliwości. Kazała przyjaciółce odpoczywać, uspakajała ją, że znajdzie kogoś na kilka dni na jej miejsce.
Sprawy wcale się nie poprawiły po powrocie na rajdowy parking. Mini odholowano do alei serwisowej. Emma próbowała zapalić silnik. Zakasłał i zgasł.
– Dopiero teraz wróciłaś? – George Evans stał obok z rękami w kieszeniach kombinezonu. Przynajmniej nie pytał, czy w wszystko jest w porządku. Odgłosy, jakie wydał silnik, były oczywistą odpowiedzią.
– Tak, Val zatrzymali na noc, ale powinna tu być z samego rana.
George kiwnął głową i podrapał się za uchem. Pięć lat wcześniej przeszedł na emeryturę. Teraz wraz z żoną Tess korzystał z życia. Był entuzjastą klasycznych samochodów i uczestniczył w rajdach, by sprawdzać, co się da wycisnąć z błękitnego alfa romeo, rocznik 1946. Entuzjazm podsycało angażowanie się Tess w zbieranie funduszy na szczytne cele. Stali się parą, u której zwykle szukano porady.
– Myślisz, że Val będzie w na tyle dobrej formie, żeby kontynuować jazdę?
– Sama ją przebadam, jak tu przyjdzie. Nie zgodzę się, żeby dalej jechała, jeśli coś jej dolega.
– I co wówczas zrobisz?
– Może obędę się bez pilota. Najpierw sprawdzę, co z tym silnikiem. Pewnie to zablokowany przewód paliwowy. Zobaczymy, czy uda się naprawić przez noc.
George wydął usta. Oboje wiedzieli, że wszystko zależy od tego, gdzie zatkał się przewód.
– Idź do hotelu, zjedz coś i walnij się do łóżka. Spotkamy się tu jutro i spróbuję ci pomóc.
Już chciała odpowiedzieć, że zostanie na noc i sama naprawi samochód, ale się powściągnęła. George był zbyt dobrym mechanikiem, by odrzucić jego ofertę. A przy tym nie traktował jej protekcjonalnie, jakby nie miała pojęcia, który klucz do czego służy.
– Dziękuję, George. Jak zwykle masz rację.
– Zmykaj. Rano sprawy będą wyglądać lepiej.
Poranna impreza promująca krwiodawstwo i rejestrację dawców organów zaczęła się o dziewiątej. W pobliżu klasyków na kółkach zebrał się spory tłumek. Przedstawiciele fundacji byli na posterunkach w swoich budkach z ulotkami informacyjnymi i kartami dawców. Nieco dalej stał autokar i dwa mikrobusy. Rozlokowała się tam ekipa brytyjskiej służby zdrowia z informacjami o objazdowym pobieraniu krwi.
George i Tess siedzieli na składanych krzesełkach tuż obok mini. Dwie siwe głowy pochylone ku sobie… Po czterdziestu latach małżeństwa wciąż mieli wiele tematów do rozmowy.
– Mam herbatę. – Tess pomachała w kierunku Emmy termosem.
– To na potem. – George powitał ją uśmiechem. – Najpierw praca.
Koło pierwszej zadzwoniła Val. Wróciła do hotelu i czuła się dobrze. Ale otrzymała wiadomość ze szpitala w Liverpoolu, gdzie pracowały wraz z Emmą, że znaleziono dawcę dla jednego z poważnie chorych pacjentów. Jako koordynatorka transplantacyjna powinna wracać do pracy… Czy Emma bez niej sobie poradzi?
– O mnie się nie martw. Przeszczep ma pierwszeństwo. Na pewno dobrze się czujesz?
Val potwierdziła, ale wciąż przepraszała, że sprawia zawód. Emma skłamała, że ma już kogoś do roli nawigatora na kolejny odcinek. Próbowała mówić optymistycznie, choć czuła się przygaszona. Obiecała Val, że skontaktuje się z nią po powrocie do Liverpoolu i wypiją za rajdowe sukcesy oraz za zdrowie pacjenta z przeszczepem.
– Rzeczywiście kogoś znalazłaś? – Tess, z kanapkami i termosem świeżo zaparzonej herbaty, usłyszała koniec rozmowy. George stał tuż obok.
– Nie, ale w Liverpoolu potrzebują Val. Mają pacjenta, który od dawna czeka na przeszczep nerki i trzustki. Znaleźli dawcę. Nie chcę, żeby czuła się winna.
– To idź szukać pilota. George skończy… – Tess urwała, widząc, jak George kręci głową.
George wiedział. Emma powiedziała mu, że mini było samochodem jej ojca. „Pomagała” mu w naprawach i serwisach, gdy jeszcze musiała wdrapywać się na błotnik, by zobaczyć, co jest pod maską. Jako szesnastolatka zaprojektowała naklejki na boczne drzwi i nadkola. Gdy wyjechała na studia, ojciec czekał na jej pierwszy przyjazd podczas ferii, by rozebrać z nią silnik na części pierwsze. Potem zmogła go choroba. Od jego śmierci upłynął rok. Udział w rajdzie był w dużej mierze składanym mu hołdem. Dlatego tak jej zależało, by dojechać do mety.
– To samochód Emmy. Przeczyściliśmy przewód, teraz trzeba wszystko poskładać do kupy. Zostawmy tu Emmę, a my poszukamy dla niej pilota.
George zaczął ściągać kombinezon. Emma uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Pozostawało podłączenie przewodu do gaźnika. George i Tess wciąż się nie pojawili. Nie oczekiwała, że poszukiwania zakończą się powodzeniem. Przygnębiała ją myśl, że będzie musiała wycofać się z rajdu.
Pochyliła się nad silnikiem i poczuła, że coś ociera się o jej kolano. Podskoczyła. Wpatrywała się w nią para brązowych ślepków. Obrazu dopełniało jedno wyprostowane i jedno zwisające ucho, pstrokaty tułów i merdający ogon.
– Griff! – Pisnęła i poczuła suchość w gardle.
Griff nie był problemem. Kłopotem nie był także jego właściciel, David Kennedy, prezes fundacji GDK. Przekazano jej jednak, że Davida wezwano poprzedniego dnia do Londynu, a obowiązki przejął syn.
Josh Kennedy, transplantolog, był zatem chwilowo odpowiedzialny za psa i za kwestie organizacyjne związane z rajdem. Jej serce zaczęło bić jak szalone. Josh był również jej ekskochankiem.
Poznała go trzy lata wcześniej, gdy szukała w fundacji porady w sprawie jednego z pacjentów. David Kennedy pomógł jej i przedstawił ją synowi, czego skutkiem był trzymiesięczny szalony romans z ponurym finałem. Zastanawiała się nawet, czy wziąć udział w rajdzie. Uznała jednak, że Josha da się dość łatwo unikać.
Udawało się przez tydzień. Zapewne dlatego, że on jej również schodził z drogi. Kilka razy zaobserwowała, że gdy ją z daleka zauważył, gwałtownie skręcał. Najwyraźniej jednak ten cichy układ właśnie dobiegł końca. Jakby mało spadło na nią nieszczęść…
Podniosła oczy i spojrzała mu w twarz.
– Cześć. Słyszałem, że Val miała wypadek. Wszystko z nią w porządku? – Przynajmniej nie zaczął od pytań, dlaczego nagle go rzuciła…
– Wszystko dobrze. Rozmawiałam z nią parę godzin temu.
Uśmiechnął się. Tym cudownym uśmiechem, który rozpromieniał mu błękitne oczy, a w którym było i ciepło, i odrobina przekory.
– To się cieszę. Jakieś problemy z przewodem paliwowym?
Nie trzeba być geniuszem, by postawić diagnozę, skoro trzymała w ręce końcówkę przewodu.
– Na to wygląda. Ale sobie poradzę. Odblokowywaliśmy ten przewód z tatą kilka razy.
– Słyszałem o śmierci twojego ojca. Strasznie mi przykro. Jak daje sobie radę mama?
Jej rodzice lubili Josha. Ojciec gadał z nim godzinami o wszystkim: od medycyny przez archeologię po problemy ze znalezieniem części zamiennych do klasycznych samochodów. A potem trącał Emmę i mówił szeptem, by nie dopuściła, by ten facet ją zostawił.
Skończyło się na tym, że to ona odeszła.
– Jako tako. Szuka sobie zajęć. – Odwróciła twarz. Ciepło w jego głosie powodowało, że chciało się jej zapłakać.
Nadal stał w miejscu, choć Griff krążył wokół niego na smyczy.
– Chciałem… ee… chciałem cię o coś zapytać…
Z tonu wynikało, że pytanie może się jej nie spodobać. Stanęła wyprostowana.
– Słyszałaś, że ojca wezwano na nadzwyczajne posiedzenie zarządu w Londynie?
Pewnie pytanie dotyczy rajdu. Jako pełniący obowiązki organizatora Josh z pewnością poważnie podchodził do swojej roli i, jak to miał w charakterze, planował każdy szczegół.
– Słyszałam. Coś ważnego?
– Jakieś wątpliwości co do organizacji rajdu. Ojciec już to wyjaśnił. – Wzruszył ramionami. – Ale nie wraca tutaj, pojechał prosto do Liverpoolu.
– Tak, Val mi… – Ugryzła się w język. Mało się nie wygadała, że została bez nawigatora. – Słyszałam, że znaleziono dawcę do przeszczepu, a twój ojciec wszystko nadzoruje. To dobra wiadomość.
– Ale oznacza, że jako pilot zostałem bez kierowcy, a chciałbym dojechać do końca. Domyślam się, że Val też jest w drodze do Liverpoolu.
Zastygła. Rozwiązanie było oczywiste i zarazem nie do przyjęcia.
– Tak. George i Tess poszli znaleźć mi kogoś na zastępstwo.
Nie wyobrażała sobie tygodnia w mini z byłym kochankiem. Josh z pewnością znajdzie kogoś, kto będzie chciał poprowadzić daimlera. Pewnie ustawi się kolejka…
– Rozmawiałem kilkanaście minut temu z George’em i Tess. Na razie nie znaleźli chętnego. Pomyślałem, że moglibyśmy oboje pojechać daimlerem. Będzie komfortowo. Mogłabyś pilotować albo prowadzić, jak wolisz. Dokonamy odpowiednich zapisów w polisie ubezpieczeniowej.
– Nie ma mowy. – Ta kwestia nie podlegała dyskusji. – Ten samochód zaczął rajd i go skończy.
– Ze względu na pamięć o ojcu? – Josh natychmiast dodał dwa do dwóch.
– Tak, ze względu na pamięć o ojcu. Na pewno kogoś znajdziesz.
Odsunął kosmyk blond włosów z czoła, jak zwykle, gdy szukał rozwiązania problemu.
– No to możemy pojechać twoim mini, ja jako pilot. W ten sposób oboje zaliczymy rajd i zainkasujemy od sponsorów zadeklarowane pieniądze.
– W mini nie ma wiele miejsca… – Tyle tylko przyszło jej do głowy. Może powinna postawić sprawę jasno: po kilku godzinach jazdy będziemy skakać sobie do gardła!
– Moglibyśmy spróbować. – Wzruszył ramionami. – Szkoda, żeby te pieniądze przepadły.
Nieustępliwość była jego cechą szczególną.
– Sam spróbuj. – Wskazała na samochód.
Otworzył drzwi po stronie pasażera, przesuwając fotel do przodu. Griff natychmiast wskoczył do środka i rozłożył się na tylnym siedzeniu. Wsiadł i odsunął fotel do tyłu, by kolana nie opierały się o deskę rozdzielczą.
– Da się przeżyć.
Może, pomyślała, jeżeli będzie trzymać łokcie przy sobie, by nie utrudniać jej zmiany biegów…
Westchnęła.
– Masz samochodową uprząż dla psa?
– Tak, wpina się do zatrzasków pasów bezpieczeństwa.
Kiwnęła głową. Zatrzaski na tylnym siedzeniu były jedynym nieautentycznym dodatkiem. Ojciec zawsze stawiał bezpieczeństwo na pierwszym miejscu.
– Mam również pled – ciągnął – żeby Griff nie zostawiał na siedzeniach sierści…
– W porządku – mruknęła. – Zobaczymy, jak nam pójdzie na jutrzejszym odcinku i zdecydujemy co dalej. Jeżeli uda mi się uruchomić silnik.
Josh wygramolił się z mini. Griff wyskoczył za nim i otarł się Emmie o kolana, jakby rozumiał, że stał się członkiem załogi.
– Dziękuję. – W kącikach jego ust widać było uśmiech. – Nie musisz się martwić. Nie przyniosę z sobą bagażu. W mini zabrakłoby miejsca.
Cały Josh: uśmiech, wdzięk, subtelna aluzja do zaszłości.
– To dobrze. – Odwróciła twarz, by zgasić rozbawienie. – Lepiej jechać bez dodatkowych obciążeń. – Zdała sobie sprawę, że główne ryzyko nie leży w tym, że zaczną sobie skakać do gardła, lecz w pokusie, by odnowić z nim bardziej intymny kontakt. Ale to zmartwienie na jutro. – Muszę skończyć tę robotę. – Wskazała na silnik.
– Pomóc ci?
– To zajęcie dla jednej osoby. Wyślę ci esemesa z informacją, czy się udało.
Niezamierzenie ujawniła, że nie usunęła jego numeru z listy kontaktów w telefonie. Ba, dała do zrozumienia, że doskonale wie, że tego nie zrobiła. Josh prawdopodobnie odnotował tę wpadkę, ale nie dał po sobie tego poznać. Przynajmniej tyle należy mu zaliczyć na plus, uznała.
– Jak się nie odezwiesz, sam zadzwonię. – Odszedł, lekko pociągając psa.
Wniosek był oczywisty. On też nie wymazał jej numeru z pamięci telefonu.
Ta kobieta wciąż ma w sobie ogień. Miedziane loki wetknęła za kołnierz kombinezonu, ale pamiętał, jak wyglądały rozrzucone na poduszce.
Mogła mu odmówić i trzymać go na dystans, tak jak podczas pierwszego tygodnia rajdu. Bił się z myślami, czy zwrócić się do niej z propozycją wspólnej jazdy i doszedł do wniosku, że nie ma wyboru. Zarówno ze względu na sponsorów, jak i z uwagi na potrzebę zapewnienia jak największej liczby samochodów uczestniczących w rajdzie. Wygląda na to, wyjaśnił sobie, że doszła do tej samej konkluzji.
– Musimy się sprawdzić – zwrócił się do Griffa.
Pies odpowiedział pytającym spojrzeniem.
– Okej, ty nic nie musisz. – Griff miał niepokorny charakter, który znakomicie korespondował ze spontaniczną naturą Emmy. Ale Josh musiał udowodnić, że potrafi dać się porwać chwili.
Jako adoptowany syn Davida Kennedy’ego cieszył się przywilejami, jakie zapewniała pozycja ojca. Otrzymał dobre wykształcenie i wiele drzwi stało przed nim otworem. Pod wieloma względami był kopią Davida, a to, że biologicznym ojcem był pierwszy mąż matki, nie miało dla niego znaczenia.
Rodzony ojciec wyrzucił z domu żonę i syna, gdy Josh był jeszcze maluchem. Nie mieli nic, a matka nie występowała o pomoc społeczną z obawy, że dziecko zostanie umieszczone w rodzinie zastępczej.
Przez dziesięć lat żyli w biedzie, przenosząc się z mieszkania do mieszkania, aż Georgie poznała Davida. David Kennedy zakochał się w kobiecie, która odmawiała poddania się przeciwnościom losu. Josh wniósł do tego układu czupurną krnąbrność. Po co starać się dopasować, skoro wkrótce wylądują z matką w jakimś nowym miejscu?
David i Georgie pozostali jednak razem. Pobrali się. Josh nie miał wcześniej nikogo, do kogo mógł mówić „babciu”. Nowa babcia, matka Davida, nie przystawała do angielskiego stereotypu. Ciemnoskóra Amerykanka z angielskim akcentem z wyższych sfer pachniała drogimi perfumami. Okazywała mu mnóstwo serca i zabawiała opowiadaniami o swoich podróżach. Ba, nie miał nikogo, kogo mógłby nazwać „tatą”. To, że nagle znalazł się mężczyzna, który opiekował się nim i okazywał mu zainteresowanie, było nowością, nie zawsze docenianą. Bardziej był zafascynowany szykowną babcią. Ale nie umknęło jego uwadze, że matka jest szczęśliwa.
David był spoiwem rodziny. Adoptował Josha i robił wszystko, by chłopiec miał poczucie stabilnego domu. Z czasem, wbrew nawykowi, by nie ufać nikomu z wyjątkiem matki, Josh zaczął go lubić, potem kochać.
Matka zmarła nagle, kiedy był nastolatkiem. Mimo uczuć do Davida uciekł z domu. Uznał, że w ten sposób zaoszczędzi przybranemu ojcu zachodu z przekazaniem go opiece społecznej. David go jednak odnalazł i zapowiedział, że odszuka za każdym razem, gdy będzie próbował uciec. Josh dostał zakaz wychodzenia z domu przez miesiąc i został zobowiązany do pomocy w ogrodzie. Podczas wspólnej pracy David nieustannie z nim rozmawiał.
Emma poznała mężczyznę, którego ukształtował David Kennedy. Josh nigdy nie opowiadał jej o okresie życia, kiedy był wystraszonym i zbuntowanym dzieciakiem. Emma ze swym spontanicznym stosunkiem do życia i miłości przypominała mu matkę. To rzutowało na jego postawę. Planował rodzinę i dom przesycony atmosferą stabilności, której brakowało mu przez pierwsze dziesięć lat życia. Źle reagował na zachowania Emmy, które wydawały się zagrożeniem tej wizji.
Wybrała jedyne możliwe i sensowne wyjście. Odeszła od niego. Złamała mu serce, lecz zdawał sobie sprawę, że była to jego wina. Nie zadzwonił jednak, nie wytłumaczył swojego postępowania, nie próbował naprawić związku. Zrobił to, co robił jako dziecko: udawał, że nic się nie stało.
Teraz, myślał, wygląda na to, że Emma zgadza się, by przeszłość nie rzutowała na ich kontakty. Nie chodzi o to, by zapomniała o ich związku, to byłoby niemożliwe, ale może potrafi wybaczyć…?
To też mało prawdopodobne, lecz z uśmiechu, który próbowała ukryć, gdy powiedział, że nie zabierze do mini bagażu, wnioskował, że również uważa, że nie ma co wracać do tego, co było.