- promocja
- W empik go
Ratownik. Głębia namiętności. Faceci do wynajęcia. Tom 7 - ebook
Ratownik. Głębia namiętności. Faceci do wynajęcia. Tom 7 - ebook
Jeśli już rzucać się na głęboką wodę, to tylko w odpowiednim towarzystwie.
Laura miesza w samym sercu Pojezierza Zachodniopomorskiego, a jej rodzice prowadzą ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem. Brzmi wspaniale? Nie dla Laury. Niczego bowiem nie boi się bardziej niż głębokiej wody. Na szczęście po wakacjach zamierza rozpocząć studia i wyprowadzić się do miasta. Musi tylko wytrzymać do końca lata…
Michał jest ratownikiem, a woda to jego żywioł. Właśnie rozpoczyna pracę w Zatoniu, gdzie ma strzec bezpieczeństwa letników kąpiących się w jeziorze. Kiedy przypadkowo spotka zapłakaną Laurę, postanawia za wszelką cenę odkryć przyczynę jej problemów. Czy dziewczyna będzie w stanie mu zaufać? Czy Michał będzie mógł jej pomóc w pokonaniu lęku? Wygląda na to, że to lato będzie bardzo gorące.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67335-81-2 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mata • _Szafir_
Smolasty • _Duże oczy_
Young Igi • _THC_
Olivia Rodrigo • _All I Want_
Camila Cabello • _Never Be the Same_
Arctic Monkeys • _I Wanna Be Yours_
Billie Eilish • _Lovely_
Ariana Grande • _Break Up with Your Girlfriend_
Paluch • _Bez strachu_
Billie Eilish • _Bury a Friend_
Sanah • _Kolońska i szlugi_
BTS • _Dynamite_
Shane Codd • _Get Out My Head_
Pascal • _Letoublon Friendships_
Dua Lipa • _Thinking ‚Bout You_
Shawn Mendes • _Summer Of Love_
Camila Cabello • _Dream of You_
The Kid • _Laori Stay_
Dua Lipa • _Love Again_
Tiësto, Karol G • _Don’t Be Shy_
SB Maffija • _Lawenda_
Kasia Popowska, Maciej Stuhr • _Kiedy jesteś tu_
Lana Del Rey • _Born to Die_
Shawn Mendes • _Teach Me How to Love_
Paloma Faith • _Only Love Can Hurt Like This_
Shawn Mendes • _It’ll Be Okay_PROLOG
– Ty draniu! – Głośny krzyk mamy sprawia, że kulę ramiona. Trzymam się mocniej drapiącej kory, chowając się za szerokim pniem drzewa. Nie widzą mnie i nie wiedzą, że przyglądam się ich kłótni. Nie chciałam znowu zostać w domu sama, dlatego od razu za nimi wybiegłam. Teraz żałuję, że nie zostałam w swoim pokoju. Nie lubię, kiedy ktoś krzyczy.
Jest noc, ale po głosach poznaję, że mama rozmawia głośno z tatą. Jest z nimi jakaś pani, której nie znam. Ona też jest zdenerwowana i płacze. Cała trójka stoi na brzegu, na którym kiedyś razem z tatą łowiłam ryby. To znaczy on łowił, a ja tylko mu towarzyszyłam. Nadal pamiętam słowa tatusia, który powtarzał, bym nie podchodziła za blisko krawędzi, bo jest tutaj bardzo głęboko. Dorośli nie muszą się bać. Dzieci już tak.
Trzęsę się cała z zimna i z przerażenia, gdy mama uderza obiema dłońmi w tatę, aż ten cofa się pod wpływem ciosu.
– Jak mogłeś?! – Piękna twarz mamy teraz jest wykrzywiona w smutku. Po policzkach spływają jej łzy.
Tata coś odpowiada, ale przez płacz mamy nic nie słyszę. Próbuje jej dotknąć, ale ona odpycha jego rękę. Znowu krzyczy i znowu go uderza. Zaczynają się szarpać.
Zatykam uszy i zamykam oczy, nie chcąc tego słyszeć i na to patrzeć. Tak bardzo się boję. Chcę wrócić do pokoju. Chcę, by mama z tatą przestali się kłócić. Zaczynam płakać.
Czyjś krzyk przebija się ponad moje palce. Jeszcze mocniej zatykam uszy, drżąc na całym ciele. Boję się, ale otwieram oczy. Mama z tatą już się nie kłócą. To ta pani krzyczy, spadając ze stromego brzegu. Patrzy z przerażeniem wprost na mnie, mając buzię szeroko otwartą w rozdzierającym krzyku. Czuję ciepło spływające po nogawkach piżamy. Chyba się posikałam.
Kobieta znika mi z oczu.
Nogi same prowadzą mnie w tamtym kierunku. Zatrzymuję się nad brzegiem, spoglądając w dół. Widzę, jak miota się w wodzie. Nie umie pływać. Rozpacz na jej twarzy zanika, kiedy kobieta nieruchomieje. Przestaje się poruszać. Puste oczy ostatni raz patrzą na mnie, a potem głęboka woda pochłania kobietę.
Ktoś bierze mnie na ręce. To tata, który teraz biegnie, oddalając się od brzegu.Rozdział 1
KSIĘŻNICZKA ZATONIA
Laura
Otwieram lodówkę i skanuję wzrokiem wypełnione po brzeg półki. Produkty wręcz same wypadają, ale wśród nich nie dostrzegam nic, na co mam ochotę. Pomijając, że większość jest już zapewne kilka tygodni po dacie ważności. Ale w końcu liczy się ilość i efekt bogatej lodówki.
Z opakowaniem jogurtu i musli w jednej ręce i z pilotem w drugiej przechodzę do salonu i rozsiadam się na kanapie przed kinem domowym. Włączam Netfliksa i kolejny odcinek _Sex Education_. Jest już południe, a ja dopiero co zwlekłam się z łóżka, ale nie mam nic do roboty. Tak zapewne spędzę najbliższe cztery miesiące, na przemian śpiąc, oglądając tv i włócząc się z przyjaciółmi. Plus bycia córką właścicieli Ośrodka Wypoczynkowego „Niezatoń” i posiadania na tyle pieniędzy, że nie muszę zamartwiać się poszukiwaniem pracy w czasie wakacji.
Jestem w trakcie oglądania trzeciego odcinka, kiedy słyszę, że drzwi wejściowe się otwierają. Po krokach poznaję, że to mama, która chwilę później wchodzi do pokoju. Ma na sobie dopasowany dres, składający się z obcisłych legginsów i krótkiego topu, z którego wręcz wylewają się jej zrobione piersi. Zawsze w ten sposób się ubiera, kiedy idzie na zajęcia z jogi, i dobrze wiem z jakiego powodu. Ten powód ma atletyczne ciało i prawie dwa metry wzrostu i pracuje w naszym ośrodku jako instruktor zajęć. Matka nigdy nie była fanką sportu, ale odkąd Ian, który tak naprawdę nazywa się Janusz, zaczął tutaj pracować, codziennie lata do niego na zajęcia, ubrana jak tania latawica. Jestem bardziej niż pewna, że po godzinach rozciąga ją, ale też w kroczu.
Kątem oka widzę, jak kładzie na podłodze sportową torbę z głośnym westchnieniem.
– Czy mogłabyś łaskawie przestać wyjadać moje jogurty? – Musiała zauważyć puste opakowanie. – Nie masz nic innego do jedzenia w lodówce?
Ignoruję jej pytanie, a ona nie czeka na odpowiedź. Informuje, że pada na twarz, i leci pod prysznic. Połowę odcinka później wraca z powrotem z turbanem z ręcznika na głowie.
– Poza tym co ty tu robisz o tej porze? Znowu wagarujesz?
– Mam wakacje.
– Wakacje?
Przewracam oczami, ale w końcu uraczam kobietę niechętnym spojrzeniem.
– Skończyłam szkołę końcem kwietnia. Dla przypomnienia, byłam w klasie maturalnej, a trzy tygodnie temu miałam ostatni egzamin.
Matka prycha, niezrażona, równocześnie podkładając filiżankę pod ekspres.
– Już nie bądź taka ironiczna. Mam ostatnio tyle na głowie, że już zaczynam gubić się w tym, jaki jest dzień tygodnia.
No tak, niełatwo jest zapamiętać, czy najpierw ma się masaż tajski, czy może lunch z przyjaciółkami, a co dopiero kiedy jedyna córka skończyła szkołę.
Czasem naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy obchodzę ją chociaż w tym najmniejszym stopniu albo czy zauważy moją nieobecność, gdy w końcu stąd wyjadę.
– Zjedz dzisiaj kolację poza domem. Wieczorem przychodzą do nas Bielscy – uprzedza mnie łaskawie, tym samym delikatnie mnie informując, że mam nie pojawiać się w domu przed zapadnięciem zmroku. – Pamiętasz, którzy to? Ci, co nie lubią dzieci.
Pamiętam. Za to ty chyba zapomniałaś, że w przyszłym roku przestanę być nastolatką, a co dopiero dzieckiem.
Gdy byłam młodsza, zwykle w czasie wizyt państwa Bielskich siedziałam przez kilka godzin w pokoju. To małżeństwo to dwójka zepsutych ludzi, którzy oprócz tego, że nie tolerują dzieci, to śpią na pieniądzach. Ich znajomość z moimi rodzicami oparta jest oczywiście wyłącznie na interesach. Nasz ośrodek reklamuje park rozrywki Bielskich, a ich park jest obklejony plakatami zachęcającymi do wizyty w ośrodku. Kółko wzajemnej adoracji.
Odkąd skończyłam dwanaście lat, spędzałam czas ich przyjazdu z przyjaciółmi, plątając się po okolicy albo jeżdżąc do centrum Złocieńca lub Lubieszewa. Dla mnie takie wyjazdy już wtedy były miłą odskocznią i możliwością wyrwania się z terenu ośrodka, którym jestem przesiąknięta do szpiku kości.
Tak naprawdę na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów nie ma tutaj niczego. Jedna wiocha goni drugą. Jedynym miejscem, w którym coś się dzieje, jest właśnie nasz ośrodek. Odwiedzający nas goście mogą skorzystać z piaszczystej plaży, przepłynąć się łodzią wycieczkową albo żaglówką po jeziorze, a nawet kajakiem. Oprócz atrakcji wodnych jest tu również kompleks boisk, siłownia, sala gier, szkoła fitnessu i masażu oraz różnego typu tereny do zorganizowania ognisk i grupowych imprez. Miejsce to jest idealne dla miłośników wędkowania i ludzi, którzy uwielbiają takie zaciszne klimaty, z dala od zgiełku. Ale podczas gdy dla innych jest to prawdziwy azyl, dla mnie Zatonie to najgorszy koszmar i przyczyna moich największych problemów.
– Weź sobie pieniądze, jak ci się skończyły. – Z tymi słowami kobieta opuszcza pokój z filiżanką kawy w ręce.
Wzdycham i rozkładam się wygodniej na kanapie. To mój plan na spędzenie najbliższych kilku godzin. Bo cóż innego mogłabym robić w tej zapiździałej dziurze…
***
Stukam długimi paznokciami o poręcz ławki, gdy z JBL-a lecą pierwsze dźwięki znanej mi piosenki. Jej brzmienie zakłócają jedynie powtarzające się co kilka sekund odgłosy uderzeń rakiety w piłeczkę i stęknięcia chłopaków.
Dawidowi i Olkowi zachciało się dzisiaj zagrać w tenisa i obaj zrobili mi o poranku niespodziewaną wizytę. Poranku według moich godzin, bo było już grubo po trzynastej. Ponieważ jednak nie miałam ochoty przeleżeć kolejnego dnia przed Netfliksem, poszłam na kort razem z nimi, a niedługo później dołączyły do nas Inga z Kaśką. Całą czwórką znamy się od przedszkola i trzymamy się razem po dziś dzień.
– Patrz, leszcze na dziewiątej. – Siedząca obok mnie Kaśka uśmiecha się kpiąco do dwójki mężczyzn idących w naszą stronę. Obaj trzymają rakietki i ewidentnie chcieliby zagrać. Już po chwili pada spodziewane pytanie:
– Przepraszam, jak długo planujecie jeszcze grać?
Obrzucam ich zblazowanym spojrzeniem i strzelam z gumy.
– Tyle, ile będziemy mieć na to ochotę.
Kaśka dla potwierdzenia moich słów macha na nich ręką, jakby odganiała natrętną muchę. Nasze zachowanie niezbyt przypada jednemu z mężczyzn do gustu, bo od razu przyjmuje bojową postawę.
– Może trochę grzeczniej, gówniaro? Kort jest dla wszystkich gości.
Unoszę dłoń, poruszając w niej kluczami od bramki w ogrodzeniu.
– Nie jeśli ta gówniara jest właścicielką całego ośrodka – rzucam opryskliwie. – Macie inne wolne boiska.
Mężczyźni odpuszczają, choć na do widzenia uraczają mnie niepochlebnymi epitetami.
– Mogę się założyć, że zaraz wystawią negatywną opinię ośrodkowi. – Kaśka chichocze.
– Gdyby mnie to obchodziło – wzdycham.
Ludzi i tak nigdy nie brakuje, nawet poza sezonem. Nikt nie zauważy różnicy, jeśli tych dwóch leszczy nigdy więcej tutaj nie przyjedzie albo gdy dodadzą negatywną opinię.
– Ale z tym blondynem chętnie bym zagrała. – Kaśka odprowadza wzrokiem oddalających się mężczyzn, a jej uśmiech wyraźnie sugeruje, jakie myśli chodzą jej teraz po głowie. – I to niekoniecznie w tenisa.
– Mógłby być twoim ojcem – zauważa Inga, nawet na sekundę nie podnosząc spojrzenia znad telefonu.
Kaśka śmieje się kokieteryjnie i zarzuca długimi włosami.
– _Sugar daddies_ są najlepsi.
Nagły okrzyk triumfu Dawida przebija się ponad dźwiękami piosenki Maty i zagłusza naszą rozmowę. Wygrał ostatniego seta z Olkiem.
– Teraz my! – zarządza Kaśka i ciągnie za sobą Ingę. Ta druga nie jest zbytnio z tego faktu zadowolona, ale nie ma wyjścia i chowa komórkę do tylnej kieszeni spodenek.
Obok mnie na ławce siada Dawid, dysząc głośno ze zmęczenia. Olek za to odchodzi na bok i odpala papierosa, gdzieś dzwoniąc. Pewnie do swojego dostawcy. Ten facet nie potrafi wytrzymać dnia bez zapalenia chociaż jednego jointa i podejrzewam, że od jakiegoś czasu bierze też coś mocniejszego. Oczywiście Olek zawsze się wszystkiego wypiera i zapewnia, że pali tylko marihuanę, ale kłamać to każdy potrafi.
– Obstaw szluga! – woła za nim Dawid, a chwilę później łapie w locie pudełko. Częstuje mnie, ale odmawiam. Ja palę sporadycznie i jedynie razem z alkoholem, by osiągnąć szybszą fazę.
Mężczyzna zaciąga się głęboko i puszcza gęsty dym.
– Bombay, Sapphire – nuci z niską chrypą tekst piosenki. – Wygląda jak twoje oczy, a mi chce się pić, chcę się ich napić. – Jego dłoń leżąca na oparciu ławki zmienia lekko położenie, a on muska delikatnie mój kark. – Księżniczko, ten tekst jest o nas.
Przestaję podziwiać efekt babyboomera na paznokciach i spoglądam na niego z uniesioną brwią.
– Ale wiesz, że szafir to niebieski?
Po jego zdumionej minie upewniam się, że nie miał pojęcia.
– A myślałem, że złotobrązowy.
Olek, który musiał słyszeć naszą wymianę zdań, parska w rozbawieniu.
– Ty już lepiej nie myśl, bo nic z tego dobrego nie wychodzi.
– Dzień dobry, panie Wnuk! – Przymilający się głos Kaśki zwraca moją uwagę, drażniąc słuch, jeszcze zanim dociera do mnie, kogo ona wita.
Po alejce, tuż za ogrodzeniem kortu, idzie mój ojciec. Ma na sobie białe szorty i granatową koszulkę polo, a na plecach torbę, z której wystają kije golfowe. Musi właśnie wracać z rozgrywki ze swoimi kumplami biznesmenami. Kiedyś mnie dziwiło, że niektórzy z nich potrafią przejechać ponad kilkadziesiąt kilometrów, byle tylko powrzucać sobie piłki do dołków. Teraz ich rozumiem, bo sama byłabym w stanie pokonać kilkugodzinną trasę, byle tylko zaznać nieco rozrywki.
Dłoń Dawida błyskawicznie znika z mojego karku. Wywracam oczami. Nawet gdyby ojciec to zobaczył, to i tak nic by nie powiedział.
– Cześć, młodzieży! – wita się z nami tata, przystając po drugiej stronie siatki.
– Korzystamy z uroków pana ośrodka. – Kaśka zawija na palec kosmyk włosów, robiąc do mojego ojca maślane oczy. Wykrzywiam usta w niesmaku. Znam Kaśkę od kilkunastu lat, ale jeszcze lepiej znam jej puszczalską stronę. – W te wakacje też będzie się tyle działo, co w zeszłym roku? – Pierdzieli sztucznie słodkim głosem, od którego ma się aż ochotę zazgrzytać zębami. – Już nie mogę się doczekać, jakie atrakcje tym razem pan nam zapewni.
– Jak na razie to ja mam nóż na gardle – odpowiada tata z roztargnieniem. – Ratownik zwolnił się z dnia na dzień i nie mam nikogo na jego zastępstwo. Pieprzony Janicki.
– Och nie. – Kaśka wydaje z siebie jęk pełen udręki, jakby naprawdę ta wiadomość zmieniła jej życie o sto osiemdziesiąt stopni.
– Mówił ci to już miesiąc temu – wtrącam, jakoś nieszczególnie dziwiąc się tym, że ojciec kompletnie o tym zapomniał. Nigdy nie traktuje poważnie pracowników i pewnie gdyby pracujący tutaj ludzie mieli inne oferty pracy, już dawno by stąd uciekli. A pan Janicki zwolnił się, bo przeprowadza się ze swoją żoną i nowo narodzonym dzieckiem do Gdańska. Czego im cholernie zazdroszczę. W Trójmieście zawsze się coś dzieje, nie to co tu.
Szczerze powiedziawszy, przed ucieczką z Zatonia razem z pierwszym lepszym chętnym facetem powstrzymuje mnie jedynie opcja rozpoczęcia studiów w październiku. Złożyłam podania do wszystkich warszawskich uczelni i zamierzam wyjechać stąd zaraz po ogłoszeniu wyników rekrutacji. Byle jak najdalej od Zatonia.
– To mógł mówić mi o tym codziennie, a nie dzień przed wyjazdem! – irytuje się ojciec. – Gdzie ja teraz znajdę ratownika z dnia na dzień? I to jeszcze z papierami!
Moi przyjaciele chyba jednak za bardzo przejęli się jego słowami i teraz każdy po kolei podsuwa nowe propozycje, chcąc mu pomóc. Ziewam szeroko, kompletnie tym niewzruszona.
– Niewdzięcznicy… Tyle im płacę, a ci jeszcze mają czelność odchodzić. Skarbie, mogłabyś się tym zająć? – Moje brwi wystrzeliwują w stronę czoła, gdy dociera do mnie, że to mnie o to prosi. – Wystaw ogłoszenie, a ja kupię ci za to tę… co ty to chciałaś?
– Najnowszy model szpilek od Gucciego.
Tak naprawdę nawet nie podoba mi się ich model, ale włożę je przynajmniej do zdjęcia na insta. W końcu księżniczka Zatonia musi dbać o swój tytuł i wywoływać nowe powody do plotek zazdroszczącym mi kretynkom.
– Zamów je sobie i matce i zapłać moją kartą – oznajmia tata, po czym wzdycha męczeńsko. – Nie chcę potem wysłuchiwać waszych wrzasków, jak się o nie kłócicie.
– Dobrze, tatku – szczebioczę słodko. Jak chcę, to potrafię być miła.
Słyszę, jak Kaśka wydaje z siebie podłużny jęk.
– Twój ojciec jest pieprzonym ideałem.
Nie chce mi się nawet tego komentować. Od razu wyjmuję komórkę i zaczynam pisać ogłoszenie. Im szybciej to zrobię, tym wcześniej będę mieć to z głowy. Przy opisie miejsca, w którym miałby pracować ratownik, mam wielką ochotę napisać: dziura i wiocha, w której nie ma niczego więcej poza zasięgiem. Powstrzymuję się i mimowolnie się zastanawiam, jaki desperat zgodzi się tutaj pracować.