Rebus - ebook
Szemrane interesy, grupy przestępców, zbrodnie.
Romek Kobyła po długiej odsiadce próbuje zacząć nowe życie. Biega, ćwiczy, pracuje jako spawacz i dorabia jako ochroniarz, ale nie dane jest mu zaznać spokoju. Przypadkowa znajomość z Magdą przeradza się w romans i ściąga na Rebusa pasmo nieszczęść. Konflikt z zazdrosnym partnerem dziewczyny, kłopoty w pracy, a także finansowe rodziców i zmagania z trudną przeszłością to codzienne życie głównego bohatera. Kiedy spotyka dawnego znajomego – Czachę, pojawia się nadzieja na rozwiązanie problemów. Czy precyzyjny plan nie zawiedzie? Kto padnie ofiarą, a kto zostanie zwycięzcą? „Rebus” to wciągający thriller akcji, napisany w pierwszoosobowej narracji, dzięki czemu czytelnik wczuwa się w losy bohatera, poznaje dylematy oraz motywy postępowania przestępcy.
| Kategoria: | Sensacja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8290-737-7 |
| Rozmiar pliku: | 888 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sołtyków, 13 listopada (sobota) 2021 r.
Ocknąłem się w fotelu.
Ciekawe, czy długo spałem, pomyślałem półprzytomny.
Sięgnąłem po kubek, upiłem łyk i uświadomiłem sobie, że moja drzemka jednak trochę trwała, bo herbata zdążyła całkowicie wystygnąć.
Niespodziewanie poczułem chłodny powiew wiatru. Z zimna aż dostałem gęsiej skórki.
Zerknąłem przez zamglone szyby i zaskoczony dostrzegłem, jak bardzo zmieniła się pogoda. Niebo spowiły czarne chmury, a w dodatku padał rzęsisty deszcz, który momentalnie każdą chwilą przybierał na sile. Podszedłem do okna, aby je zamknąć, ale nie zdążyłem. Ledwo złapałem klamkę, a potwornie silny powiew popchnął uchylone skrzydło! Nie dałem rady utrzymać się na nogach, wciąż zdrętwiałych po niekrótkiej drzemce. Z impetem runąłem na podłogę.
Wiatr hulał i świstał coraz intensywniej; napierał na dom, szarpał drzewami. Burza rozszalała się na dobre. A ja leżałem jak sparaliżowany.
Nagle wichura złamała pokaźną gałąź z pobliskiego klonu i cisnęła nią do pokoju. Upadła tuż obok mnie.
– Ja pierdolę! O mały włos… – Westchnąłem z ulgą, widząc, jak niewiele brakowało. – Przecież przebiłaby mi nogę! – Z niedowierzaniem pokręciłem głową.
Moje rozmyślanie przerwał donośny grzmot. Poderwałem się z podłogi, aby zamknąć wreszcie okno, lecz szalejący wiatr kolejny raz zakpił ze mnie. Dmuchnął tak mocno, że drewniana rama trzasnęła o ścianę, a szyba rozprysnęła się w drobny mak. W ostatniej chwili zdążyłem osłonić twarz przed ostrymi odłamkami. Pokaleczyły mi tylko rękę, aż syknąłem z bólu. Spojrzałem na zakrwawione przedramię. Wbiło mi się w nie kilka szpikulców, ale na szczęście niezbyt głęboko. Zaciskając zęby, oczyściłem ranę z kawałków szkła i poszedłem do łazienki po jakiś ręcznik, aby owinąć krwawiącą rękę.
– Kurwa, co za zjebana pogoda! – krzyknąłem podirytowany. Ulewa się nasiliła, wiatr siał spustoszenie, grzmoty dudniły jeden za drugim, a błyskawice rozświetlały burzowe niebo. Przez chwilę wpatrywałem się w ten Armagedon, ale zaraz stwierdziłem, że muszę czymś zasłonić wybite okno, zanim deszcz zaleje cały pokój. Nie chciało mi się bawić z zaklejaniem. Tym bardziej że nie miałem pod ręką żadnych potrzebnych przyborów. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to przesunięcie starej biblioteczki.
– Prowizorka jak chuj, ale przynajmniej chwilowo zatrzyma ten cholerny wiatr.
Rozsiadłem się w fotelu i zrezygnowanym wzrokiem rozejrzałem się po zrujnowanym pomieszczeniu. Nie miałem jednak ochoty na sprzątanie ani naprawianie szkód. Stwierdziłem, że odsapnę i poczekam, aż minie ta pieprzona burza.
Gdy emocje ucichły, a adrenalina powoli odpuszczała, ponownie dopadła mnie senność.
Czułem, że powieki stają się coraz cięższe, a w końcu całkiem opadły. Zacząłem odpływać do świata snów, ale nagle odniosłem wrażenie, że słyszę jakiś szept. Nie zrozumiałem słów ani nie rozpoznałem głosu, ale byłem niemal pewny, że ktoś coś mówi. I faktycznie szybko utwierdziłem się w przekonaniu, że nie jestem sam – usłyszałem szmer. Nie zdążyłem się odwrócić, bo ktoś znienacka zaciągnął mi na głowę stary, śmierdzący trocinami worek. Próbowałem się uwolnić, ale napastnik ściągnął sznurki i zawiązał je na moim karku.
– Kurwa! Co jest grane?! Kim jesteś i co odpierdalasz?! – wrzasnąłem.
Nikt mi nie odpowiedział, ale czułem, że napastnik wciąż jest blisko. Zacząłem wymachiwać rękami, usiłując się bronić. Na próżno. Poczułem mocne uderzenie w głowę. Cios powalił mnie na podłogę. Urwał mi się film.
***
Kiedy się ocknąłem, pierwsze co poczułem, to przenikliwy chłód. Domyśliłem się, że nadal leżę na podłodze i w dalszym ciągu miałem na głowie ten jebany worek. Nie dość że nic nie widziałem i trudno mi się oddychało, to jeszcze nie mogłem się poruszyć, bo skrępowano mi ręce i nogi. Próbowałem się wyswobodzić, lecz więzy były zbyt mocno zaciśnięte.
Wtedy usłyszałem zbliżające się kroki i nieznajomy głos:
– O! Zbudził się nasz śpiący królewicz! – zadrwił jakiś mężczyzna, po czym nachylił się nade mną i wrzasnął mi prosto w twarz. – Gadaj, kurwa, gdzie schowałeś pieniądze?!
Próbowałem przyjrzeć się delikwentowi przez niewielkie prześwity w materiale worka, ale, niestety, nie zdołałem.
– Głuchy jesteś?! – warknął jakiś inny typ, stojący nieco dalej. – Gadaj, bo nie mamy czasu!
– Nie mam pojęcia, o co wam chodzi… Jakie pieniądze? – wymamrotałem, grając na zwłokę. Starałem się zebrać myśli, ale nie było łatwo. Znalazłem się w wyjątkowo chujowej sytuacji: związany i otumaniony. Łeb mi pękał, a w gębie miałem posmak krwi.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie. Chwycili mnie za ramiona i unieśli, aby posadzić na fotelu.
– Posłuchaj, cwaniaku! Albo zaczniesz gadać, albo informacje wyciągniemy z ciebie siłą! – zagroził jeden z nich, ściskając mnie za gardło.
– Panowie… Ale ja naprawdę nie wiem, o co wam chodzi… Nie mam żadnych pieniędzy… – dukałem, charcząc.
– Przestań pierdolić! Nie wciśniesz nam kitu! – burknął i z impetem walnął mnie pięścią w brzuch. Zgiąłem się w pół i omal nie puściłem pawia.
– Więc jak, kurwa, wolisz? Siłą czy po dobroci? – zapytał, drwiącym tonem.
– Naprawdę nie mam żadnych pieniędzy… – wysapałem.
Kolejny, jeszcze mocniejszy cios w brzuch, sprawił, że złamałem się niczym strzelba. Jęknąłem z bólu.
– Uspokój się! Po chuj tyle agresji?! – warknął ten drugi, sepleniąc. – Może lepiej ja z nim pogadam?
– Niech ci będzie! Ale pośpiesz się!
Wtedy niespodziewanie ogarnęła mnie jasność.
Typ ściągnął mi worek z głowy.
Zanim zmęczone ciemnością oczy przyzwyczaiły się do światła, wszystko mi się mieniło i rozmazywało.
Dopiero po chwili dostrzegłem dwie niewyraźnie sylwetki w kominiarkach.
Domyśliłem się, że mężczyzna stojący z tyłu to ten wredniejszy. Miał na sobie kapotę przeciwdeszczową, szary sweter i rozciągnięte spodnie, a na stopach ubłocone buty. W oczy rzucał się jego wystający brzuch. Przymrużyłem oczy, żeby lepiej mu się przyjrzeć, ale nie zdążyłem niczego dostrzec, bo ten drugi zasłonił mi grubasa, pochylając się nade mną.
– Jak już pewnie zauważyłeś, mój kolega nie należy do cierpliwych. Więc jeśli ci życie miłe, to lepiej grzecznie powiedz, gdzie schowałeś kasę. Weźmiemy to, po co przyszliśmy, a ciebie zostawimy w spokoju – tłumaczył sepleniący typ. – Chyba że nie chcesz dogadać się po dobroci, to wtedy będziemy zmuszeni użyć siły. Wybór należy do ciebie… – urwał, jakby dając mi chwilę do namysłu. – Więc jak?
Westchnąłem ciężko, zastanawiając się, co robić… Ale moje dumanie szybko zostało przerwane – poczułem uderzenie w tył głowy.
To grubas pacnął mnie z otwartej dłoni.
– Czego się, kurwa, zawiesiłeś?! – warknął. – Nie mamy czasu na głupie zagrywki. Gadaj, gdzie masz schowaną kasę!
– Nie drzyj się! – wtrącił jego kompan i szarpnął grubasa za rękę. – Miałeś się nie wtrącać! Daj mi z nim pogadać, kretynie!
Rzuciłem okiem najpierw na jednego, później na drugiego, a następnie utkwiłem wzrok w ścianie za ich plecami.
– Oszczędności trzymam w sejfie za tym malowidłem – odezwałem się w końcu, wskazując brodą obraz z jakimiś bohomazami.
– Ale ohydny! – stwierdził drwiąco ten szczuplejszy, sepleniący.
– Czego rżysz, debilu? – oburzył się grubas.
– Popatrz na to cudo, to i ty się pośmiejesz. – Wskazał ręką malunek, który faktycznie był dość niechlujny, ale podobno taka jest teraz współczesna sztuka.
– Chuj mnie obchodzi jakiś bohomaz! Nie przyszedłem tu, żeby oglądać jebane obrazy, tylko żeby zgarnąć szmal! Więc zamiast się, kurwa, śmiać, przyciśnij tego cwaniaka!
– Coś ty taki nagrzany?
– Bo mnie wkurwiasz! – burknął znerwicowany grubas i podszedł do ściany, na której wisiał wspomniany obraz. Zdjął go i ujrzał sejf. – Jaki jest kod? – zapytał, rzucając mi gniewne spojrzenie. – Gadaj!
– Nie pamiętam… – wymamrotałem.
Grubasowi nie spodobała się taka odpowiedź. Zacisnął pięści i ruszył w moją stronę!
– Zaraz ci pomogę odświeżyć pamięć! – Zrobił zamach i z całej siły przywalił mi w brzuch! – Coś sobie przypomniałeś? – zapytał, szczerząc wrednie zęby. – Jaki jest, kurwa, kod?!
Skręcało mnie z bólu, ale nie mogłem się poddać. Musiałem zachować zimną krew.
– Naprawdę nie pamiętam… – rzuciłem przez zaciśnięte zęby. – To chyba przez stres mam zaniki pamięci… – dodałem. A nagle coś mi przyszło do głowy. Zerknąłem na drewnianą podłogę, aby upewnić się, czy jestem odpowiednio blisko skrytki, w której dziadek trzymał zabytkowy nóż.
– Kurwa! Ja ci dam stres!
Rozwścieczony grubas zrobił kolejny zamach i przyjebał mi prosto w szczękę. Tym razem na jednym ciosie nie poprzestał. Jak w amoku okładał mnie po twarzy. Poczułem, że z nosa spływa mi krew.
– Co robisz, kretynie! – zawołał sepleniący zbir. – Jeśli straci przytomność, to niczego się nie dowiemy! Opanuj się, do cholery! – Szarpnął grubasa za ramię i odciągnął go ode mnie.
– Dobra, już dobra… Po co te nerwy? – Uniósł ręce w geście kapitulacji.
– Bo przeginasz!
– Ok, mądralo, to niby jak chcesz się dowiedzieć, jaki jest kod do tego pieprzonego sejfu?
– Poproszę.
– Że, kurwa, co?
– Jajco – odburknął. – Zamknij się w końcu i daj mi działać.
Grubas z niezadowoleniem pokręcił głową. Widząc, że nic nie wskóra, odpuścił i zrezygnowany oparł się o biurko.
– To sobie proś… – Wzruszył ramionami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Ciekaw jestem, jak ci to, kurwa, wyjdzie!
Szczupły napastnik podszedł do mnie, sięgnął do kieszeni i ze stoickim spokojem wyciągnął z niej jakieś zdjęcie. Podsunął mi je przed twarz, a po chwili zapytał:
– Przyjrzyj się uważnie! Poznajesz tę damulkę? – zapytał, przenikliwie wpatrując się w moje oczy. – Wiem, że tak! – Wyszczerzył zęby, wrednie się uśmiechając i pokazując tym samym swoje prawdziwe, mroczne oblicze. – Zatem może jednak pogadamy? Proszę… – dodał szyderczo, przysuwając zdjęcie jeszcze bliżej mojej twarzy.
Czułem, że serce wali mi jak szalone. Miałem wrażenie, że zaraz przebije mi pierś. Adrenalina sięgała zenitu.
Na zdjęciu ujrzałem córkę…
Moją małą córeczkę, z czasów, kiedy miała zaledwie sześć lat…