Reguły dla dziewczyn - ebook
Reguły dla dziewczyn - ebook
Zaczyna się dużo wcześniej, niż sięgasz pamięcią:
Stopniowo uczysz się reguł dla dziewczyn…
Marin z wprawą lawiruje między tymi niepisanymi zasadami. Jako wzorowa uczennica i redaktorka szkolnej gazetki marzy, by dostać się na Uniwersytet Browna. Jej przyszłość rysuje się w jasnych barwach, w czym utwierdza ją pan Beckett – młody, charyzmatyczny nauczyciel angielskiego, który nigdy nie skąpi jej pochwał i zawsze chętnie spędza z nią czas, dyskutując o książkach.
Kiedy jednak Bex posuwa się za daleko i próbuje się do niej dobrać, dziewczyna jest zaszokowana i przerażona. Czyżby go sprowokowała? Czy to jej wina?
W końcu Marin zdobywa się na odwagę, by opowiedzieć o wszystkim dyrektorowi, lecz ani on, ani nikt inny nie chce jej wierzyć. W związku z tym Marin dzień w dzień zmuszona jest stawać oko w oko z Bexem, który teraz chce się na niej zemścić.
Ale Marin nie daje za wygraną. Wykorzystuje do walki szkolną gazetkę i zakłada feministyczny klub książki, znajdując sprzymierzeńców wśród osób, po których nigdy by się tego nie spodziewała, jak choćby dyżurny casanova Gray Kendall, którego dotąd uważała za płytkiego, stereotypowego sportowca. Gdy sytuacja w szkole i w jej życiu prywatnym coraz bardziej się komplikuje, Marin musi wymyślić, jak odzyskać kontrolę i wprowadzić nowe reguły.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5465-6 |
Rozmiar pliku: | 1 022 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
nie macie czasem wrażenia, że istnieje cała masa reguł dla dziewczyn – aby były takie, jakie być powinny? Wyrażaj swoje zdanie, ale nie za głośno. Bądź asertywna, ale nie władcza. Bądź miła, ale nie wysyłaj mylnych sygnałów. Długo by tak wymieniać…
Ciążąca na dziewczynach presja, by dążyć do ideału – być mądrą, piękną, opanowaną, zabawną i rozrywkową – dziś jest jeszcze większa niż dawniej. I najlepiej, rzecz jasna, żeby nie musiały się przy tym za bardzo starać.
Nasza główna bohaterka, Marin Lospato, zna te reguły na pamięć i z pozorną łatwością lawiruje między sprzecznymi oczekiwaniami. Kiedy jednak młody, charyzmatyczny nauczyciel angielskiego próbuje się do niej dobrać, Marin zaczyna się zastanawiać, czy faktycznie „sama się o to prosiła”. A gdy dyrekcja szkoły jedynie wzrusza ramionami na brak dowodów potwierdzających wersję wydarzeń dziewczyny, ta wpada w złość. Dobrze wie, jak było – dlaczego nikt jej nie wierzy? Dlaczego nikogo to nie obchodzi?
Reguły dla dziewczyn zrodziły się z rozmów, jakie nam obu zdarzyło się prowadzić z przyjaciółmi i bliskimi – a także z naszych własnych doświadczeń. Kiedy człowiek zaczyna o tym mówić, uświadamia sobie, że historie takie jak historia Marin wcale nie należą do rzadkości.
Dlatego jako wzajemne fanki naszych twórczości, zwłaszcza silnych kobiecych postaci, które tak uwielbiamy, postanowiłyśmy połączyć siły i napisać powieść niosącą ważne feministyczne przesłanie: Widzimy cię. I wierzymy w twoją historię.
Mamy nadzieję, że lektura tej książki sprawi wam taką samą przyjemność, jaką nam sprawiła praca nad nią.
Candace Bushnell i Katie CotugnoRozdział drugi
Impreza u Emily jest dwa dni później. Jacob przyjeżdża po mnie swoim subaru, które dostał od rodziców na siedemnaste urodziny, a po drodze wstępujemy po Chloe.
– Hej. – Odwracam się do niej, gdy rozsiada się na tylnej kanapie i odwija puchaty szalik omotany wokół szyi.
Z głośników sączy się przedpotopowy kawałek Whitney Houston, a powietrze w samochodzie wypełnia duszący zapach wody kolońskiej Jacoba, który zarzeka się, że nie spryskał nią wylotów nawiewu.
– Gdzie dziś wsiąkłaś? Miałyśmy razem przygotować layout.
Chloe kręci głową.
– Musiałam zastąpić Rosie w pracy – wyjaśnia. – Była u lekarza. Przepraszam, że nie napisałam. To wyskoczyło w ostatniej chwili.
Rodzice Chloe prowadzą grecką restaurację Niko’s. Zaczęłyśmy tam pracować w ostatniej klasie gimnazjum – najpierw pomagałyśmy kelnerom, a teraz same obsługujemy gości.
– Bexa też nie było – narzekam, podwijając jedną nogę pod siebie i pochylając się, żeby przykręcić ogrzewanie. – Tylko ja i Michael Cyr. Przez bitą godzinę musiałam wysłuchiwać, jak to nagle odkrył Breaking Bad, a Walter White stał się jego nowym idolem.
– Ach tak? Tylko ty i Michael Cyr? – pyta Jacob, rzucając mi wymowne spojrzenie z siedzenia obok. – Powinienem być zazdrosny?
– Tylko jeśli czujesz się zagrożony przez kolesia, który poznał wszystkich swoich przyjaciół na Reddicie – stwierdzam i dźgam go żartobliwie w żebra.
Jacob chwyta mnie za palec i ściska, a Chloe przewraca oczami.
Emily mieszka w rozległym domu w stylu ranczerskim na osiedlu z połowy ubiegłego wieku złożonym z identycznych budynków pomalowanych na różne pastelowe kolory.
– Raz, kiedy byłam w drugiej klasie podstawówki, wysiadłam z autobusu i omyłkowo poszłam nie do swojego domu – zwierza się Emily, prowadząc nas holem. Po drodze zgarnia kilka piw z turystycznej lodówki przy tylnym wyjściu. – Jego właścicielka, starsza pani o imieniu Gloria, posadziła mnie w kuchni przy stole i poczęstowała chlebem sodowym. Od tamtej pory byłyśmy najlepszymi kumpelami, dopóki nie zmarła trzy lata później.
Jacoba od razu wchłania rój kumpli z drużyny – Joey, Ahmed, Gray Kendall i jeszcze paru lacrosse’owców. Chodzą słuchy, że Gray wyleciał z tej swojej bajeranckiej szkoły, bo urządzał tak dzikie imprezy, że ludzie lądowali w szpitalu po spożyciu kapsułek do prania. Minęły raptem dwa miesiące, odkąd przeniósł się do Bridgewater, a kręcił już chyba z każdą dziewczyną ze szkoły, o czym świadczy niekończąca się parada pełnych nadziei lasek z młodszych klas wystających pod szatnią, ilekroć gra jakiś mecz. Każdy uważa, że to żenujące, ale cóż, trzeba przyznać, że jest nieziemsko słodki.
Chloe i ja rozsiadamy się na schodach prowadzących na piętro i słuchamy rapowania Cardi B, dobiegającego z brzęczącego bezprzewodowego głośnika na stoliku kawowym. Niedaleko grupka ofermowatych pierwszaków wgapia się w jakiś filmik na telefonie, a na sofie obok Triny Meng wyleguje się puszczalska Deanna Montalto.
– Słyszałaś o tej akcji w auli z Tylerem Ramosem i Deanną? – szepcze Chloe, wodząc kciukiem po gwincie butelki. – Coś czuję, że to przez nią te nowe przepisy.
– Rany, mówisz o zakazie noszenia podkolanówek? – pyta Emily i przyklapuje na niższym stopniu z puszką gazowanego napoju alkoholowego w dłoni. – Idiotyzm.
– Otóż to – przyznaję jej rację. – Wyjaśnijcie mi, jak niby nasze nagie kolana miałyby dekoncentrować tych cudownych, delikatnych chłopców. – Wstaję i chwytam przez poręcz ramię Jacoba, odrywając go od kumpli. – Mogę ci zadać pytanie? – zagaduję, splatając z nim palce. – Jak właściwie zamiana podkolanówek na rajstopy pomoże wam, idiotom, w nauce?
– Nijak – odpowiada błyskawicznie z szerokim, szelmowskim uśmieszkiem. – Ale na pewno utrudni życie Charliemu Rinaldiemu, który rozkręcił na boku prężny interes, robiąc na stołówce zdjęcia waszych majtek i opylając je w sieci.
Joey i Ahmed wybuchają śmiechem. Nawet Chloe się szczerzy.
– Jesteś obrzydliwy – informuję Jacoba, klepiąc go lekko w łokieć, choć sama również nie mogę powstrzymać uśmiechu.
Jedyną osobą, która się nie śmieje, jest Gray. Stoi u podnóża schodów i opiera swoje tyczkowate ciało o słupek balustrady.
– Komuś piwo? – pyta, unosząc pustą butelkę. Przechyla ją w naszą stronę, jakby salutował, po czym odwraca się na pięcie i odchodzi.
– Ale z niego dziwak – stwierdza Jacob, zarzucając mi na ramiona ciężką rękę.
Odprowadzam Graya wzrokiem aż do momentu, gdy jego szerokie barki znikają w tłumie.
***
Impreza nie trwa długo. Okazuje się, że rodzice Emily nie mieli o niczym pojęcia, więc nie byli zachwyceni, kiedy po powrocie z kolacji i przedstawienia w Theater District zastali w domu zgraję nastolatków porozkładanych na wszystkich meblach.
– Jakim cudem Emily nie wiedziała, że poszli na jednoaktówkę? – pyta Chloe, kiedy zwiewamy przez trawnik do wozu Jacoba. Ostry późnojesienny wiatr targa jej szalikiem.
– Może trzeba było spróbować im wmówić, że to nie ich dom – rzucam w ripoście.
Chloe nie wytrzymuje i zaczyna rechotać, przez co i ja zanoszę się śmiechem. Gdy docieramy do samochodu i zapinamy pasy, Jacob jest już u kresu cierpliwości, niewiele brakuje, żeby zostawił nas na poboczu.
– Zlitujcie się nad waszym trzeźwym kierowcą.
– Sooorki – przepraszam, nadal chichocząc. Jestem pewna, że obie działamy mu mocno na nerwy, ale jest zbyt uprzejmy, żeby to przyznać. – Możemy jechać.
Po drodze wychodzi na jaw, że cała nasza trójka umiera z głodu, więc podjeżdżamy do całodobowego McDonalda na frytki i shaki, a potem podrzucamy Chloe do domu.
– Widzimy się jutro w pracy? – pytam, odwracając się do niej na siedzeniu. Zwykle w soboty mamy tę samą zmianę, ale ona kręci przecząco głową.
– Jutro mnie nie ma – wyjaśnia, wyciągając shake’a z uchwytu na kubek i zarzucając torbę na szczupłe ramię. – Jadę na weekend do Kyry.
Ściągam brwi.
– Serio?
Kyra to jej nieco młodsza kuzynka, która mieszka w Watertown i jest superwkręcona w tę swoją greckokatolicką grupę młodzieżową, do której należy. Znam ją od wielu lat z przyjęć urodzinowych u Chloe. Jest spoko na swój straightedge’owy sposób, ale nie powiedziałabym, żeby były ze sobą zżyte.
– Czemu?
– Nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Rodzice chcą, żebyśmy się zakumplowały. Pewnie liczą, że nauczy mnie greckich modlitw.
– O raju. Powodzenia, Kyra – rzucam żartem.
– No, wiem. – Chloe przewraca oczami. – Dzięki za podwózkę, Jacob. Do poniedziałku.
Gdy tylko znika za frontowymi drzwiami, Jacob przykuwa mnie spojrzeniem – w blasku rozświetlonej deski rozdzielczej jego ostre rysy przybierają znajomy wyraz.
– Koniecznie musisz już wracać? – pyta.
Spoglądam niepewnie na zegar. Szczerze mówiąc, mam jeszcze czas, godzinę z małym okładem, wiem jednak, co kryje się za tym pytaniem. Chce pofiglować w aucie przy zagajniku na końcu szkolnego parkingu.
– Yyy…
– Nie musimy robić niczego, na co nie masz ochoty – dodaje szybko.
– Wow, dzięki – prycham z sarkazmem.
– No weeeź… – Jacob marszczy brwi, udając zranionego. – Wiesz, co mam na myśli. Nie chcę wyjść na dupka, który cię do czegoś zmusza. Chodziło mi tylko o to…
– Tak, wiem. – Macham ręką, żeby mu przerwać. Trochę mi głupio. Jacob rzeczywiście nigdy nie miał do mnie pretensji o to, że jeszcze nie uprawialiśmy seksu, choć rozumiem, że za każdym razem, gdy zaczynamy coś robić i nagle mówię „stop”, czuje się trochę zawiedziony. Nie żebym tego nie chciała. Bexowi powiedziałam prawdę. Jacob to świetny chłopak. Wszyscy w kółko mówią, jaki jest mądry i zabawny. Na Boga, pomaga trenować dziecięcą drużynę koszykówki, w której gra jego młodszy brat! Czasami marzy mi się jednak, żeby mną tak porządnie trząchnęło, i chyba wciąż czekam na ten magiczny moment olśnienia w stylu „Och, to ty”, tylko że… Cóż, to liceum, a nie jakaś komedia romantyczna rodem z Netflixa. Nie ma co wydziwiać.
Wreszcie wzdycham i lekko pstrykam palcem pas bezpieczeństwa na wysokości jego piersi.
– Dobra, jedźmy! – rzucam, a on się uśmiecha.