Reguły, które warto złamać - ebook
Reguły, które warto złamać - ebook
Życie Olivii Coates-Clark, doskonałego chirurga plastycznego, wypełnia praca i działalność na rzecz potrzebujących. Na organizowanej przez siebie gali dobroczynnej Olivia odnawia znajomość z Zacharym Wrightem, przystojnym chirurgiem ortopedą, z którym kiedyś na krótko połączył ją gorący seks. Szlachetny gest jednego z kolegów sprawia, że obydwoje mają okazję wyjechać na cudowne egzotyczne wakacje. Zgadzają się pod warunkiem przestrzegania pewnych reguł – zero uczuć, zero zobowiązań i… zero seksu.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2965-4 |
Rozmiar pliku: | 727 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Olivia Coates-Clark wyprostowała się i poprosiła pielęgniarkę, by otarła jej czoło. Od kilku minut czuła irytujące swędzenie, którego chciała się w ten sposób pozbyć.
– Albo ja jestem dziś wyjątkowo rozgrzana, albo tu jest cieplej niż zazwyczaj – odezwała się.
– Ja nic nie zauważyłam – powiedziała Kay, anestezjolożka, nie spuszczając oka z monitorów. – A może to stres przed dzisiejszym wieczorem, Olivia, co?
– Ja i stres? – Olivia skrzywiła się pod maską, chociaż oczywiście się denerwowała. Jak każdy nadgorliwiec ze skłonnością do dominacji. – Okej, umieśćmy jeszcze drugi implant na miejscu i możemy budzić naszą dziewczynę.
– A więc z tą galą dobroczynną wszystko w porządku? – nie odpuszczała Kay.
– Pozostaje trzymać kciuki – mruknęła Olivia.
Niemożliwe żeby coś miało pójść nie tak. Na sporządzonej przez nią liście zadań wszystko już było odhaczone. Uczestnicy pozapraszani. Nie zapomniała nawet o umieszczeniu w spisie gości psa, przewodnika niewidomej osoby.
– Wpadłam wczoraj na Zaca. Już nie może się doczekać, żeby się z nami znów zobaczyć – rzuciła Kay z wyraźnie wymuszoną nonszalancją. Kogo ona chce oszukać?
– Chyba wszyscy mamy podobne odczucia – żachnęła się Olivia.
Anestezjolożce udało się trafić w czuły punkt. Może to dlatego jest jej tak gorąco? Zachary Wright. Świadomość, że przybędzie na galę, powodowała, że tygodnie przygotowań były naznaczone gorączkowym oczekiwaniem. Nie mówiąc już o nerwach, tak dziwnych u zazwyczaj bardzo opanowanej osoby.
– Zac! – wydała stłumione przez maskę westchnienie.
Jedyny mężczyzna, którego nie umiała wymazać z pamięci. A – Bóg jej świadkiem – próbowała.
– Wytrzeć ci czoło jeszcze raz? – spytała pielęgniarka.
– Nie, dzięki.
Tamto swędzenie jakoś przeszło, a następne – związane z Zakiem – trzeba zignorować. Bo właśnie musi skontrolować, czy prowadzący operację plastyczną stażysta prawidłowo umieszcza implant tkankowy w rodzaju kieszonki pod mięśniem piersiowym większym niejakiej Anny Seddon.
Stażysta asystował Olivii, gdy wszczepiała pierwszy implant po prawej stronie klatki piersiowej pacjentki. Śledził każdy jej ruch, bacznie wsłuchiwał się w jej słowa. Jakby od tego zależało jego życie. Bo tak było. Jeden błąd i po karierze. Jak dotąd z umieszczaniem drugiego, lewego implantu radził sobie jednak świetnie.
– Zwróć uwagę, żeby drugi znalazł się dokładnie na tym poziomie co pierwszy. Żadna kobieta nie chce mieć przekrzywionego biustu.
Prawdopodobnie będą konieczne kolejne operacje rekonstrukcji piersi Anny, ale ta pierwsza musi być wykonana bezbłędnie. Nie ma innej opcji.
– Rozumiem – odparł młody mężczyzna. – Tu chodzi nie tylko o profilaktykę raka, ale również o wygląd i dobre samopoczucie.
– Tak, to istota naszej pracy. Mamy spowodować, aby człowiek miał więcej wiary w siebie.
Olivia całe życie zawodowe poświęciła pomocy ludziom, których ciała zostały zdeformowane z powodu różnych niefortunnych wydarzeń, także zniekształcających zabiegów chirurgicznych. Uważała, że każdy ma prawo czuć się dobrze. I jeśli chce skryć się ze swoim nieszczęściem za fasadą „normalnego” ciała, należy mu to umożliwić.
Jeśli chodzi o Olivię, to perfekcyjny wygląd był dla niej absolutnym priorytetem od czasu, gdy jako zaburzona emocjonalnie nastolatka stwierdziła, że to pancerz chroniący przed nieprzyjaznym światem. Atrakcyjność fizyczna nie była dla niej wcale środkiem dla zapewnienia sobie męskiego uznania. Gdy miała dwanaście lat, pewnego dnia jej ojciec opuścił dom na zawsze. Zabrał swoje rzeczy, samochód i jej serce. A ją pozostawił sam na sam z problemami matki.
– Nie po raz pierwszy widzę zdrową młodą kobietę, która świadomie decyduje się na amputację piersi – odezwała się Kay. – I nadal nie wiem, co o tym sądzić. Chyba nie mając raka, nie zdecydowałabym się na taki zabieg.
Olivia dobrze ją rozumiała, ale…
– Gdyby na to umarła twoja babcia, jedna z sióstr, a matka aktualnie chorowała na raka piersi, zmieniłabyś zdanie – odparła.
– Ja tam zrobiłabym wszystko, żeby móc patrzeć, jak dorastają moje dzieci – wtrąciła jedna z pielęgniarek.
– Masz rację, ja też – przyznała Kay. – Ale to jednak straszna decyzja. Na pewno potrzebujesz wtedy akceptacji swojego faceta.
– Mąż Anny zachował się wspaniale. Dla mnie to prawie bohater. Wspiera ją bez przerwy – oznajmiła Olivia.
Bohater? Co za słowo! Bohaterowie są w powieściach, a nie w życiu. A już na pewno nie w życiu Olivii. Zresztą do niej i tak żaden nie miałby dostępu, nawet gdyby się zjawił.
A Zac? Przypomniał się jej jego zapach i poczuła dreszcz. Nie, Zac nie jest jej bohaterem. Jest nikim. Półtora roku temu zakończyła ich przelotny związek i od tej chwili on dla niej nie istnieje. Znowu westchnęła.
Kto wie, co by się stało, gdyby pozwoliła temu romansowi wyjść poza fazę przygody. Gdyby zaczęli poważnie z sobą rozmawiać, dzielić życie, polegać na sobie. To jasne, Zac by ją rzucił. A tak przynajmniej ona była pierwsza i to ją uchroniło przed zranieniem.
Dziś go zobaczy. Gdy tylko jego zgłoszenie trafiło do jej skrzynki odbiorczej, zadzwoniła do niego z prośbą o wpłatę na fundusz dobroczynny. I od tej pory nie przestawała o nim myśleć. Właściwie nigdy nie wymazała go z pamięci. Ciągle wspominała, jak dobrze im było razem.
– A więc są jednak na świecie przyzwoici faceci – zauważyła Kay cierpko.
Może Zac jest jednym z nich? Zbyt krótko z nim była, by się o tym przekonać. Zakończyła związek, nie czekając, aż on to zrobi. Nie chciała tracić kontroli nad sytuacją i znów poczuć się porzucona. Już raz to przeżyła – jako dwunastolatka. I wystarczy. W dorosłym wieku nie potrzebowała powtórki z rozrywki, a więc uciekła. Jak tchórz. Ale to była jedyna droga, by się chronić. A teraz przed nią zadanie: dokończyć zabieg i rozpocząć wielką galę. Musi dopilnować wszystkiego, ale na szczęście większość pracy została już wykonana.
Godzinę później zaczęła marzyć, by resztę dnia spędzić w sali operacyjnej. Liczba esemesów w skrzynce to widomy znak, że w hotelu wynajętym na imprezę nie wszystko idzie zgodnie z planem. Gdzieś wkradł się zamęt.
Gdy biegła do samochodu, ulewa zniszczyła jej starannie ułożoną już wczoraj fryzurę. Ostrzeżenie numer dwa. Przynajmniej cienki płaszcz dobrze się sprawdził jako ochrona eleganckiej jedwabnej bluzki. Ale deszczu nie planowała, więc jakim prawem się pojawił? Przecież dziś wszystko ma być perfekcyjne!
– Uciekać mi, i to zaraz! – mruknęła, patrząc przez samochodową szybę na czarne chmury. – Dziś wieczorem mam swoje pięć minut. Nie możecie mi tego zepsuć.
Trzeci objaw pecha był całkowicie nieoczekiwany. Przekręcenie kluczyka w stacyjce nie spowodowało nic poza suchym trzaskiem. Padł akumulator. Dlaczego? Olivia uderzyła się w czoło otwartą dłonią. Zostawiła włączone światła. I o to może mieć żal już tylko do siebie.
Wiedziała, w którym momencie Zac wszedł do hotelu. I wcale nie dlatego, że z powodu otwarcia drzwi do wnętrza wdarły się odgłosy ulewy. Stała tyłem do wejścia, rozmawiała z recepcjonistką, a jednak wiedziała. Skóra na niej ścierpła, w brzuchu powstał ciasny węzeł, a co gorsza zapomniała języka w gębie i dziewczyna po przeciwnej stronie kontuaru patrzyła na nią zdziwiona, czekając na dalszy ciąg wypowiedzi.
A więc nic się nie zmieniło. Przez niego nadal odchodzi od zmysłów. Na szczęście chyba jej nie poznał, gdy stała odwrócona.
– Cześć, Olivio. Sporo czasu minęło.
Nikt na całym świecie nie ma takiego seksownie szorstkiego głosu.
– Od jakiego momentu, Zac? – odparła, odwracając się do niego i z trudem opanowując nagły przypływ adrenaliny. Właśnie dlatego musiała go rzucić. Przez niego bez przerwy traciła panowanie nad sobą.
Całe szczęście znalazła siłę, aby odejść. Był to wprawdzie związek oparty wyłącznie na seksie, teraz więc jej serce nie powinno szaleć na jego widok, a ona wychodzić z siebie i stawać obok. Nie powinna. Ale nic nie poradzi na to, że tak się właśnie dzieje.
– Od naszej ostatniej nocy. Dobrze nam było razem – dodał, świdrując ją spojrzeniem koloru czarnej kawy.
– Widzę, że postanowiłeś iść na całość? – szepnęła, rozpaczliwie walcząc z pragnieniem, by ją przytulił i wyznał, jak bardzo tęsknił.
– Przepraszam, Olivio, nie chciałem cię urazić.
– I nie uraziłeś – skłamała. – W końcu wszystko, co było między nami, rozegrało się w sypialni.
Tej ostatniej nocy obudziła się o trzeciej nad ranem i oświadczyła, że tak dłużej być nie może, po czym wyszła bez słowa wyjaśnienia.
– Jak leci? Dużo pracy? – spytała, zmieniając temat na bezpieczny. A przecież nie o to chciała zapytać. Masz kogoś? Brakuje ci mnie? Chociaż odrobinę? A może jesteś mi wdzięczny, że wtedy tak nagle to zakończyłam? Teraz każdy mięsień jej ciała aż się do niego rwał. Chciał być przez niego dotykany, głaskany. Czy więc naprawdę dobrze zrobiła? Jasne, że tak. Zasada numer jeden: panuj nad wszystkim. A w ich związku ona taką kontrolę utraciła.
Zac wybuchnął bezczelnym śmiechem.
– Co takiego? Naprawdę o to pytasz? Przecież na pewno cały ten czas miałaś mnie na oku. – Uśmiechnął się szeroko, leniwie, seksownie. W jego wzroku nie było przy tym niechęci, a jedynie autoironia. On też potrafi ukrywać emocje. Jest w tym prawie tak dobry jak ona.
– Teraz to ja muszę przeprosić. Przyznaję, że jakoś nie śledziłam ploteczek.
Mówiąc to, potrząsnęła lekko głową, ugięła nieco nogę (Zac przysięgał, że jej nogi to najwspanialsze zjawisko, z jakim się zetknął), przez co materiał jej dizajnerskich dżinsów – i tak dość ciasno opinający jej kształtne uda i tyłeczek – ścisnął ją wręcz irytująco.
– Nuda. Flaki z olejem. Oto moje życie – oświadczył. Niestety błysk w oczach przeczył tym słowom.
– Akurat – odparła. Nie wyobrażała sobie Zaca inaczej jak w otoczeniu ludzi, a szczególnie atrakcyjnych kobiet. Czy to zazdrość? Niemożliwe, przecież to ona zerwała. Ale Zac i inna kobieta? Poczuła ukłucie w okolicach serca.
– Nie okłamałbym cię.
To było jednak przyjemne – patrzeć, jak jego wzrok wędruje do rąbka jej płaszczyka w kolorze dojrzałej morwy. Tam, gdzie widać jej obciągnięte dżinsowym materiałem uda. A przy tym ten uśmieszek… A już patrzenie, jak Zac mruga powieką, i to dwukrotnie, jest ekscytujące.
Chociaż ona teraz nie pragnie w życiu ekscytacji. A Zac to ekscytacja w czystej postaci.
– Ja też raczej staram się trzymać na uboczu – mruknęła rozkojarzona, nie do końca pewna, co chciała powiedzieć.
– No nie, jestem w szoku. – Uśmieszek wrócił na swoje miejsce. Raczej grymas lwa, pana i władcy.
– Niby dlaczego? Nigdy nie byłam specjalnie towarzyska. Nie skakałam z kwiatka na kwiatek.
– To na pewno, Olivia.
Powiedział to z ogromną dozą pewności siebie, a to nie wróży dobrze nadchodzącemu wieczorowi, który – chcąc nie chcąc – spędzą na tym samym przyjęciu, wśród tych samych ludzi. I przy jednym stole.
Jako organizatorka powinna go była posadzić w drugim końcu sali. Niestety okazało się to niemożliwe, gdyż tylko ona i on zgłosili się w pojedynkę.
– Chcesz powiedzieć, że nie jestem kobietą wyzwoloną? – droczyła się z nim. Westchnęła. Tak samo przekomarzali się tamtego pierwszego wieczoru, zanim poszli do łóżka. I tak cały czas. Teraz trzeba położyć temu kres. – Mam mnóstwo roboty, więc do zobaczenia później – powiedziała. – Życzę dobrej zabawy.
Jego wzrok wyrażał rozczarowanie, a po chwili nawet coś w rodzaju bólu. Ale to przecież niemożliwe. Wszystko, tylko nie ból. Nie zrobiła mu przecież krzywdy. Po prostu odstawiła na bok. Należało mu się, cieszył się wszak opinią takiego, co to rozkochuje i porzuca.
Zbliżyli się do siebie, gdy w trakcie operacji zmarło dziecko. Olivia starała się zatrzeć w pamięci obraz rozpaczających rodziców i znalazła chwilowe ukojenie w ramionach Zaca. Odkryła też dzięki niemu seks, o jakim dotychczas nie miała pojęcia. Jak to możliwe, że w czasach studenckich zdarzyło się jej tak wiele kontaktów fizycznych, przy których niemal nic nie czuła? Teraz wystarczyło jedno spojrzenie i już oboje zrywali z siebie ubrania, kładli się na łóżku, na kanapie, na stole… Prawie nic nie mówili, za to dużo robili.
Dziś, kiedy zdarzy im się jakieś krótsze czy dłuższe sam na sam, ona z pewnością będzie chciała przede wszystkim porozmawiać. A ręce będzie trzymać przy sobie. Taki ma plan, który na razie nie miał okazji się ziścić. Na razie? Tak czy owak musi zachowywać się poważnie i skupić na tym, co ma do zrobienia.
– A ty możesz się w tym czasie zameldować – dokończyła nienaturalnie wysokim głosem.
– Ja nie muszę się meldować.
Powinna o tym pamiętać. Miała przecież w głowie nazwiska wszystkich gości, którzy po przyjęciu nie pojadą do domu, tylko zanocują w hotelu.
– A co? Mieszkasz w pobliżu?
– Tuż za rogiem.
– W tym wypasionym apartamentowcu, co przypomina statek wycieczkowy? Gdzie są te eleganckie restauracje na parterze?
Boże, nieźle. Fakt, pochodzi z forsiastej rodziny, ale przypomniała sobie, że opowiadał, jak sam zarabiał na studia. Ona mu się nie przyznała, że jej rodzice też mieli pieniądze. I że matka używała ich, by ją przekupić. Tak długo, aż Olivia zrozumiała, że ukrywanie przed ojcem pustych butelek po alkoholu to wcale nie zabawa.
– A ty? Też tu gdzieś mieszkasz? – zapytał od niechcenia, jakby planował złożyć jej wizytę.
– Tak.
Zeszłego lata kupiła sobie dom w dość ekskluzywnej dzielnicy Auckland, Parnell, niecałe dwadzieścia minut drogi stąd.
– Ale teraz będę cholernie zajęta aż do ostatniego gościa i nie mam nawet czasu, żeby wpaść do pokoju w tym hotelu i przygotować się do imprezy. Muszę wszystkiego dopilnować. Nie darowałabym sobie, gdyby coś poszło nie tak.
Już i tak wiele rzeczy zdążyło się schrzanić. Spojrzała na recepcjonistkę i przypomniała sobie, o czym rozmawiały.
– Proszę, daj mi znać, kiedy przyjedzie doktor Brookes z rodziną, dobrze?
Dziewczyna kiwnęła głową.
– Oczywiście, pani doktor.
– Będę w sali bankietowej – dodała Olivia całkiem niepotrzebnie. Cały personel hotelu miał przecież numer jej komórki, a ona zdawała się o tym nie pamiętać. Cholera, musi wziąć się w garść.
– Pomogę ci – zaproponował Zac, wzruszając ramionami.
– Dzięki, ale nie ma takiej potrzeby. Wszystko jakoś ogarniam.
Dobrze byłoby mieć kogoś do pomocy, ale Zac samą swoją obecnością wprowadzał jedynie zamęt. Olivia obróciła się na pięcie i podążyła w kierunku windy, by pojechać na piętro, gdzie miała się odbywać dzisiejsza kolacja, aukcja i bal. Impreza miała potrwać trochę ponad trzy godziny. Trzeba sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu i czy nareszcie przyniesiono kwiaty. Floryści tłumaczyli się, że zła pogoda wpłynęła na mniejszą dostępność towaru. A jak usprawiedliwią się ci, którzy odpowiadają za opóźnienie w dostawie plakietek z nazwiskami?
Nie do wiary, jak bardzo wymiękła, gdy zobaczyła Zaca. Zrobiło jej się gorąco, była wzburzona. Zupełnie jakby za nim tęskniła. Ale za czym miałaby tęsknić? Miała okazję poznać go jedynie w pracy i w łóżku. Czyżby więc brakowało jej tego szalonego seksu? Co więcej, on ją zaciekawiał. Kiedyś nie była nim tak zainteresowana. Nie? Bzdura. Jasne, że była. I to właśnie przerażało ją do tego stopnia, że wolała zakończyć ich przygodę.
Czyjaś wielka łapa nacisnęła guzik windy.
– Na forum dla chirurgów znalazłem informację, że potrzebujesz kogoś do pomocy w poprowadzeniu licytacji. Zgłaszam się. – Zac patrzył na nią stanowczym wzrokiem. – Bez dyskusji.
Dlaczego on to robi? Przecież to oznacza kilka godzin w jej towarzystwie. A przysięgłaby, że będzie chciał spędzić ten wieczór jak najdalej od niej i że ostatnie pięć minut to było o pięć minut za dużo.
– Dzięki, Zac, ale już kogoś mam.
Drugie kłamstwo w ciągu kilku chwil. Jego obecność znaczyła jednak dla niej roztrząsanie kwestii, dlaczego była taka głupia i go zostawiła. A przecież powinna raczej umacniać się w przekonaniu, że to było mądre posunięcie. Nikomu już nigdy nie pozwoli od siebie odejść.
Popełniła jednak błąd. Spojrzała na Zaca i poczuła, jak ogarnia ją podniecenie. On jest taki przystojny. Jego twarz to istne dzieło sztuki. Żadna kobieta nie może pozostać obojętną na coś takiego. Zachary Wright. Gdyby kiedykolwiek miała się zakochać, to tylko w nim. Zakochać – to wielkie słowo. Już w dzieciństwie dostała bolesną nauczkę. Trzeba być ostrożnym.
Ale jeden dotyk Zaca wystarczył, by o tym zapomnieć. Mógł z nią robić, co chciał. Nie wykorzystywał jej, to nie ten typ człowieka. A więc jednak coś o nim wiadomo? Na szczęście nigdy nie dowiedział się, jak był blisko tego, by oddała mu się nie tylko ciałem. I że zrobiłaby wszystko, żeby go przy sobie zatrzymać.
– Dobrze się czujesz? – spytał, dotykając jej ramienia. Ciepło tego dotyku rozeszło się po całym jej ciele.
– T-tak – wyjąkała, gapiąc się na niego i walcząc z chęcią dotknięcia go, pogładzenia po policzku i poczucia pod palcami ciemniejącego zarostu na podbródku.
Wziął ją za łokieć i popchnął do windy.
– Drugie piętro?
– Tak – wychrypiała.
Idź sobie, zostaw mnie. Zabieraj to swoje seksowne ciało i to spojrzenie, które zawsze było moim przekleństwem. Spadaj. Wyskakuj. Nie potrzebuję tego ciepła i tego pożądania. Idź sobie.
– I tak nie mam nic lepszego do roboty, więc przekonaj się do tego pomysłu, Olivia.
Boże, czyżby swoje myśli wypowiedziała na głos? Jeden rzut oka na niego wystarczył, aby ją uspokoić. Na pewno nie słyszał niczego z tyrady o wyskakiwaniu. Ale ona i tak nie zazna spokoju, dopóki dzisiejszy wieczór nie dobiegnie kresu i będzie można położyć się do łóżka.
Jęknęła. Łóżko nie jest tu najwłaściwszym słowem. Zbyt wiele wspomnień i skojarzeń niesie z sobą w kontekście tego faceta obok. Ale one wszystkie należą do przeszłości. A teraz mamy dzień dzisiejszy.