Reinar. Uniwersum Oczy Królowej V - ebook
Reinar. Uniwersum Oczy Królowej V - ebook
Reinar jest kapitanem Polarnej Gwardii Królewskiej. On i jego drużyna polarników zostali mianowani przez króla Gaspara do rozpoznawania najbardziej niedostępnych i surowych ziem należących do królestwa chrześcijan, które niedawno udało im się odzyskać. Milczący i zamknięty w sobie mężczyzna, całe dnie spędza na patrolowaniu lodowych terenów. Pewnego dnia król Gaspar powierza mu specjalną misję, coś wyjątkowego co sprawi, że on i jego ludzie okryją się sławą na cały kraj. Reinar z ochotą przystaje na propozycję króla, jednak jego entuzjazm zostaje natychmiast przygaszony, gdy dowiaduje się, kto ma przybyć do zimowej bazy na północy, aby nadzorować jego pracę. Jest to księżniczka Rosalia, najstarsza z dzieci króla i królowej. Młodziutka, pogrążona w książkach księżniczka odkryła niezwykłą tajemnicę, którą skrywa skuta lodem niedostępna północ. „Reinar” to piąta część “UNIWERSUM Oczy Królowej”, rozgrywająca się w futurystycznym świecie znanym już czytelnikom z sagi “Oczy Królowej”.
| Kategoria: | Science Fiction |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397467255 |
| Rozmiar pliku: | 197 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szli w równym tempie, pochyleni, walcząc z lodowatym wiatrem, który wiał im prosto w twarze. Dookoła widać było tylko niekończącą się biel. Zmrożony śnieg, niczym małe igiełki, z chirurgiczną precyzją trafiał w ich głowy, piersi i ramiona. Mimo, że byli grubo ubrani, a każdy z nich miał gogle na oczach i osłonę na twarzy, Reinar i tak czuł bolesne ukłucia.
Prowadził swoją drużynę wzdłuż wystającej lodowej skarpy, w wąwozie, pomiędzy dwoma lodowcami. W pewnej chwili zatrzymał się na moment i wyciągnął z kieszeni urządzenie nawigacyjne. Przyjrzał się hologramowej mapce, która wystrzeliła z urządzenia i ocenił trasę.
– Daleko jeszcze? – zapytał Lars, podchodząc do niego.
– Jeszcze jakieś dziesięć kilometrów – odpowiedział Reinar, zamykając mapkę i chowając urządzenie. – Punkt szesnasty dystryktu osiemnastego jest za tymi lodowcami.
Lars zerknął na ich towarzyszy, którzy wlekli się za nimi. Była to grupka około dwudziestu mężczyzn, sami zaprawieni w boju polarnicy, tacy jak oni. Należeli do Polarnej Gwardii Królewskiej, mianowani osobiście przez króla Gaspara. Ich zadaniem było rozpoznanie terenów północnych, tych najbardziej niedostępnych i surowych ziem należących do ich królestwa, które niedawno udało im się odzyskać. Musieli je dosłownie wyrwać wprost z łap Wielkich Rządzących, ale udało się. Cała północna kraina znów była własnością Oczu Królowej.
– Reinar, ludzie już mają dość… – powiedział ciszej Lars.
Reinar nawet się na nich nie obejrzał.
– Muszą wytrzymać – oznajmił surowo.
– Może zrobimy postój? – zaproponował Lars.
– Nie możemy teraz robić postoju – uciął. – Wieczorem musimy być w bazie. Nie przeżyjemy nocy na tym pustkowiu, nawet z naszym sprzętem.
– Ale…
– W drogę! – Reinar zawołał do reszty.
Lars chciał coś jeszcze dodać, ale najwidoczniej zrozumiał, że to koniec rozmowy. Reinar nasunął zasłonę na twarz, chwycił kijki i ruszył pewnie przed siebie.
On też już był zmęczony i rozumiał pozostałych, ale nie mógł pozwolić sobie na postój w takich warunkach. Czuł jak pot spływa mu po plecach pod grubym kombinezonem, a dłonie, mimo że ukryte w futrzanych rękawicach, zaczynają mu drętwieć z zimna. Trudno mu się oddychało przez zasłonę, o którą bez przerwy uderzał lodowaty wiatr, ale nie miał wyjścia. Musieli zdobyć jeszcze dziś punkt szesnasty, oznakować go w spisie, a potem wrócić do bazy. Taki był plan. Reinar wiedział, że nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem, który wcześniej sobie narzucił i czasem trzeba było porzucać schematy, ale jeśli mieli w tym tygodniu dokończyć cały dystrykt osiemnasty, musieli się spieszyć.
Maszerowali w milczeniu. Wyjący wiatr i zimno skutecznie hamowały jakiekolwiek próby dłuższej rozmowy. Czasem tylko posyłał swoim ludziom pojedyncze komunikaty. Jemu ta cisza nie przeszkadzała. Uwielbiał ją. Nawet taką pogodę był w stanie znieść, kiedy wokół panowała cisza. Lubił zmagać się z dziką przyrodą, której w żaden sposób nie można było okiełznać. Człowiek nabierał wtedy szacunku do żywiołów, które były tak samo piękne, co niebezpieczne. Nawet ta lodowa pustynia miała w sobie coś pięknego, coś, co go zachwycało. Nie mówił o tym nikomu, nie dzielił się ze swoimi towarzyszami takimi spostrzeżeniami. W ogóle niewiele z nimi mówił na tematy inne, niż te dotyczące ich wyprawy. Traktował to jak kolejne zadanie do wykonania, a towarzyszących mu ludzi jak pracowników, którzy są mu winni szacunek i posłuszeństwo.
Zatrzymali się na skraju głębokiej rozpadliny. Reinar wyciągnął ramię i grupa stanęła. Nie dało się bezpiecznie tego obejść. Z obu stron napierały lodowce. Pozostał tylko wąski, bardzo stromy przesmyk po lewej stronie wąwozu.
– Będziemy obchodzić z lewej strony! – zawołał do nich poprzez zamieć. – Pojedynczo! Asekurować się hakami i trzymać się blisko jeden drugiego.
Drużyna zaczęła wyciągać sprzęt. Reinar podszedł pierwszy od lewej strony wąwozu i zerknął w dół. Nie widział końca przepaści. W środku było czarno, a wiatr gwizdał między szczeliną, a ścianą lodu.
Schował kijki w worku, który miał przytroczony do plecaka i wyciągnął stamtąd haki. Wbił pierwszy hak w lodowiec i tak zabezpieczony, zaczął powoli przeciskać się pomiędzy lodową ścianą, a rozpadliną, szorując tułowiem po lodzie. Wbijał hak, przemieszczał się i wyciągał hak, potem wbijał następny, znów przemieszczał się odrobinę i wyciągał z powrotem hak. Wyglądał jak owad przyklejony brzuchem do lodowca. Szło to mozolnie i było męczące, ale przynajmniej przy lodowcu tak bardzo nie wiało. Obejrzał się na swoich ludzi, a widząc, że idą w jego ślady, nie popędzał ich.
Byli już w połowie drogi, gdy nagle usłyszał rozdzierający ryk. Obejrzał się raptownie i ujrzał jak Niklas, jeden z jego ludzi, obsuwa się gwałtownie w stronę wąwozu. Hak, który wbił w lodowiec, musiał odłupać się wraz z kawałem lodu, a on nie zdążył wbić kolejnego i stracił oparcie dla nóg.
– Nie…! – krzyknął Lars.
Był najbliżej Niklasa, więc wyciągnął ramię, chcąc go dosięgnąć, ale nie zdążył go złapać. Jego dłoń w rękawicy tylko prześlizgnęła się po kombinezonie mężczyzny i Niklas runął w przepaść.
Reinar zareagował błyskawicznie. Chwycił za harpun, który miał przytroczony na plecach i rzucił nim w mężczyznę. Ostrze wbiło się między jego ramieniem, a barkiem, przebijając kombinezon i przybijając go do ściany wąwozu. Niklas wrzasnął, ale był to raczej okrzyk zaskoczenia, niż bólu.
– Niklas! – zawołał Reinar. – Trzymasz się? Masz oparcie?
Zobaczył, jak Niklas wbija hak, który miał w drugiej ręce w ścianę lodowca i próbuje się podciągnąć. Kolcami, które miał przytroczone do butów, zarył w śniegu i siłował się chwilę barkami, chcąc wyrwać harpun.
– Mam! – odkrzyknął. – Ale jestem unieruchomiony!
Ręką, którą się podtrzymywał, puścił się na chwilę i chciał złapać za harpun, ale zaraz zaczął się obsuwać. Reinar nawet z tej odległości usłyszał, jak przedziera się na nim ubranie. Nie czekał, aż jego człowiek runie w przepaść.
– Idę po ciebie! – zawołał. – Lars, asekuruj mnie – rozkazał, podając swoją linkę Larsowi.
Ten obwiązał ją wokół swojego pasa, a koniec wbił w skalną ścianę, wzmacniając ją hakami. Reinar zaczął zsuwać się po lince w stronę ciemnego wąwozu. Widział, jak Niklas rozpaczliwie próbuje się podciągnąć, ale wyglądało na to, że nie mógł się ustabilizować i wciąż się obsuwał.
– Jeden hak się złamał – oznajmił, kiedy Reinar zbliżył się do niego. – I zaraz pęknie mi kombinezon…!
– Spokojnie, nie ruszaj się – powiedział.
Pospiesznie zapiął sprzączkę linki, którą miał przy pasie wokół bioder Niklasa i sprawdził, czy trzyma mocno. Spojrzał w górę.
– Wciągajcie go! – zawołał.
Lars i kilku innych z jego ludzi zaczęło ciągnąć linkę, a kiedy ta się naprężyła, Reinar chwycił za harpun i wyrwał go ze ściany lodowca, uwalniając bark Niklasa. Mężczyzna zaczął się wspinać, wciągany przez kolegów. Reinar po chwili ruszył za nim.
– W porządku? – zapytał go, kiedy znaleźli się z powrotem na wąskim przesmyku między ścianą lodowca, a wąwozem.
– Tak – odparł Niklas.
Reinar zauważył, że bark mu krwawił.
– Dasz radę się wspinać?
Tamten kiwnął głową. Reinar spojrzał na Larsa.
– Asekuruj go – polecił. – Idziemy! – zawołał do reszty.
Dalszą drogę przebyli bez większych kłopotów, ale dopiero po kilkudziesięciu minutach udało im się wyminąć wąwóz. Stanęli na płaskiej powierzchni, już poza lodowcami, dysząc ciężko. Ta trudna przeprawa wyssała z nich resztki sił.
Reinar podszedł do Niklasa. Widział, że tamten stara się ukryć krwawiący bark.
– Pokaż to ramię. Mocno cię uderzyłem? – zapytał.
– To tylko zadrapanie – odparł tamten zdawkowo. – Nic takiego.
Reinar popatrzył chwilę, po czym sięgnął do swojego plecaka i wyciągnął stamtąd rozgrzewający kompres. Podał mu.
– Weź i przykryj tym ramię – nakazał.
– Naprawdę nic mi nie jest… – zaprotestował Niklas.
– Przy takiej temperaturze nawet na chwilę nie wolno wystawiać gołego ciała na zewnątrz, inaczej od razu dostanie się odmrożenia – powiedział stanowczo. – Zostały się jeszcze trzy kilometry do punktu, a potem powrót do bazy. Musimy zdążyć przed zmrokiem, a z odmrożeniem będziesz nas spowalniał.
Niklas bez słowa wziął opatrunek i zawinął nim ramię.
– Dzięki – powiedział cicho.
Reinar obejrzał się na swoich ludzi.
– Gotowi? – zawołał. – To już ostatnia prosta.
Tamci tylko mruknęli coś zgodnie. Nie widział ich twarzy, wszyscy skrywali się za goglami i osłonami, ale po ich ruchach rozpoznał, że tak jak i on, byli wykończeni. To był długi dzień i każdy z nich z pewnością marzył już o odpoczynku.
– Idziemy – zakomenderował.
Poszli więc, wchodząc prosto w śnieżną zadymkę. Punkt szesnasty odnaleźli dopiero po godzinie. Zatrzymali się na pustkowiu, a Reinar zaznaczył teren na mapie.
– To najdalej wysunięty obszar w dystrykcie osiemnastym – stwierdził, patrząc na dane.
– Nic tu nie ma – skwitował Lars, spoglądając na lodowe pustkowie wokół.
Reinar wzruszył ramionami.
– Nie mnie to oceniać, my mamy tylko oznaczać teren – odparł, chowając mapkę.
– Reinar, myślisz, że tu naprawdę znajdziemy jakieś surowce? – zapytał po chwili Lars.
– Może… – mruknął.
Kopnął jedną z zamarzniętych brył śniegu.
– A może nie.
– Krążą pogłoski, że surowce są ukryte głęboko pod ziemią – odezwał się naraz Sigurd, podchodząc do nich.
Tak jak Lars, Sigurd był jednym z jego dobrych kompanów, z którym często razem wyruszali na wyprawy.
– Legendy mówią, że pod lodem znajdują się w całości zachowane starożytne miasta dawnych narodów, które żyły jeszcze przed wielką katastrofą – dodał Sigurd.
– Bzdury – odparł Reinar. – Wszystko spłonęło w ogniu. Jedyne, co pozostało z tych miast, to popiół Szarej Pustyni Serca.
– Ale niektórzy uważają, że są tam miasta…
– Nasze skanery niczego nie wykryły – odparł Reinar.
– Ale jeśli rzeczywiście są tam zagrzebane miasta, to by znaczyło, że muszą być bardzo głęboko, przynajmniej trzysta, czterysta metrów w głąb lodowca – wtrącił Lars. – Nie wszystkie nasze sprzęty potrafią wykrywać komnaty powietrza na takiej głębokości…
– Ciekawe, co się takiego stało, że pochłonęły ich lodowce? – mruknął Sigurd.
Reinar spojrzał na nich surowo.
– Nie ma żadnych ukrytych miast pod lodowcami – odparł stanowczo. – A gdyby były, już dawno byśmy je odnaleźli.
Obejrzał się na pozostałych.
– Koniec postoju, wracamy do bazy! – zawołał do reszty.
Usłyszał kilka niezadowolonych jęków, ale zignorował je. Ruszył pierwszy, nie czekając aż tamci się zbiorą.
Do bazy wrócili tą samą drogą, ostrożnie mijając niebezpieczny wąwóz. Tym razem obyło się bez przykrych incydentów.
Mimo, że Reinar ich popędzał, dopiero tuż przed zmrokiem zobaczył w oddali znajome światła.
– Jesteśmy! – zawołał do ludzi. – Zaraz rozprostujecie nogi.
Na te słowa wszyscy od razu się ożywili i w kilkanaście minut podeszli do bazy. Kompleks kilku budynków, połączonych ze sobą szklanymi korytarzami, wyglądem przypominał czarne sześciany bez okien. Z daleka wyróżniały się na białym tle nieskazitelnego śniegu.
Podeszli do głównego wejścia. Reinar wyciągnął rękę i dotknął panelu na ścianie, a podwójne, pancerne drzwi, natychmiast się przed nim otworzyły. Odetchnął z ulgą, kiedy znaleźli się w szerokim holu. Przeszli obok do szatni, pozbywając się grubych skafandrów.
Reinar zdjął gogle i odsunął zasłonę. Jego zziębnięta twarz teraz paliła go od gorąca, które było wewnątrz. Nie rozbierał się jeszcze. Pozwolił swojemu ciału chwilę odtajać. Jego ludzie wieszali już kombinezony i ściągali buty.
– Myśleliśmy, że już tam przezimujecie – odezwał się naraz jakiś głos z głębi holu.
Reinar obejrzał się na osobę, która właśnie do nich przyszła. Był to Paul, oddelegowany przez króla urzędnik pałacowy, który dowodził bazą numer szesnaście w dystrykcie osiemnastym. Reinar nie przepadał za pałacowymi urzędnikami. Uważał, że ci ludzie kompletnie nie znają się na pracy w terenie i pewnie nigdy nie wyściubili nosa zza swoich biurek. Z reguły im nie ufał.
– Mieliśmy małe przygody po drodze – powiedział nieznacznie, ściągając plecak i odpinając swój kombinezon.
– Przygody? – zapytał Paul. – Mogliście wezwać pomoc. Autoloty królewskie są do waszej dyspozycji, wystarczyło tylko…
– Zanim ten wasz autolot by nas znalazł, dawno już byśmy byli w innym miejscu – przerwał mu Reinar. – W taką zamieć tylko szaleniec wypuszcza się autolotem w nieznany teren.
Paul obrzucił go wzrokiem.
– To samo można by powiedzieć o was – skwitował.
Reinar nie zareagował na tę zaczepkę. Odsunął kaptur i otarł pot z czoła.
– Mamy jednego rannego, wezwij medyków, niech się nim zajmą – powiedział, obracając się w stronę Niklasa.
– Rannego? Co się stało? – zaniepokoił się Paul.
– Mówiłem, mieliśmy małe przygody – powiedział Reinar. – Nic mu nie jest takiego – dodał, widząc, że tamten zbladł dość mocno.
– Rozumiem – stwierdził Paul bez przekonania. – Kiedy już się przebierzesz, zgłoś się do sali komunikacyjnej w pokoju ósmym na trzecim piętrze – oznajmił Paul. – Król czeka na twój raport.
Reinar kiwnął głową. Nie miał ochoty na dalszą wymianę zdań. Zdjął z siebie ciężkie ubranie i zostawił je na wieszaku w szatni, tam, gdzie pozostawili je jego towarzysze.
– Co ci się stało? To coś poważnego? – spytał Paul, podchodząc do Niklasa i przyglądając się jego ramieniu.
– Nic takiego, tylko zadrapanie – odparł Niklas.
Reinar już ich nie słuchał. Zabrał swój plecak i wyszedł z holu na korytarz prowadzący na pierwsze piętro. Tam znajdowały się ich kwatery – pojedyncze pokoje, każdy z osobną łazienką. Skromne, ale wystarczały na ich potrzeby.
Wspiął się po schodach do swojej kwatery, rzucił plecak na ziemię i pierwsze co zrobił, to wszedł pod prysznic. Na początku lał tylko zimną wodę, potem letnią, dopiero na końcu ciepłą. Czuł, jak całe jego ciało mrowi, zwłaszcza palce u stóp i u dłoni. Potem ubrał się w robocze ubranie, takie samo jakie miał każdy, ciemne spodnie i koszula ze swetrem o jakimś wyblakłym kolorze. Nie zwracał uwagi w co był ubrany, ważne, że było to suche i świeże.
Miał już wyjść z łazienki, gdy wtem natknął się na swoje własne odbicie w lustrze. Jego ciemnoniebieskie, głęboko osadzone oczy, wyglądały na zmęczone. Zmęczone i pozbawione życia. Już od jakiegoś czasu zauważył w nich ten pusty i obojętny wyraz. Jego twarz jakby się wydłużyła i zwiotczała. Miał trzydzieści pięć lat, był w sile wieku, ale czasem czuł jakby był dużo starszy, jakby był nie z tej epoki.
Dotknął swojej twarzy. Usta miał popękane od zimna. Na jego jasnej cerze odznaczały się czerwone ślady od odmrożenia na nosie, czole i policzkach. Palcami przejechał po krótkich, ciemnobrązowych włosach, a potem potarł szorstkie od zarostu policzki. Nie chciało mu się golić. Poza tym broda, bądź co bądź, chroniła twarz od zimna.
Sprawdził swój sprzęt i całą zawartość plecaka. Obejrzał haki, linki, kijki i inne przybory do wspinaczki. Potem otworzył mapę i ustawił hologramowy obraz całego dystryktu osiemnastego. Spoglądał na zaznaczone na czerwono szesnaście punktów. Jedyny nieodkryty obszar, to dwa miejsca na samej północy, ale to mogli zbadać w każdej chwili. Postanowił przeczekać następny dzień w bazie i dopiero potem wyruszyć na kolejną wyprawę. Musiał dać odpocząć swoim ludziom. Sam również potrzebował odpoczynku.
Usiadł i popatrzył na mapę, jedząc pastę mineralną z tubki, która została mu w plecaku. Nie spieszył się z raportem dla króla. Pozwolił sobie na te kilka minut odpoczynku, na chwilę odpływając w fotelu. Ocknął się, kiedy tubka wypadła mu z dłoni. Podniósł się ociężale, czując każdy mięsień w swoim ciele i wyszedł ze swojego pokoju, kierując się do sali komunikacyjnej. Po drodze mijał innych urzędników królewskich, zajętych swoimi sprawami.
To nie była byle jaka baza na lodowym pustkowiu, ale prawdziwe nowoczesne biuro z hotelem dla personelu, ze stołówką, siłownią, basenem i innymi udogodnieniami. Wszystko zbudowane na potrzeby badań nad okręgiem północnym. Reinar uważał te niektóre atrakcje za zbytki, ale zachował te przemyślenia dla siebie.
Wspiął się na trzecie piętro i wszedł do sali komunikacyjnej. Przy biurku przywitała go uroczym uśmiechem miła pani.
– Witaj, Reinar, już po wyprawie? – zagadnęła przyjemnie.
Reinar zmierzył ją spojrzeniem. Nie pamiętał nawet, jak miała na imię. Wszystkie te sekretarki wyglądały dla niego tak samo.
– Tak – powiedział krótko.
Kobieta uśmiechnęła się.
– Na pewno jesteś bardzo zmęczony… – zaczęła.
– Tak – powtórzył.
– Czy tym razem udało wam się coś odkryć? – zapytała. – Coś wspaniałego? Może jakieś starożytne artefakty? To byłoby bardzo fascynujące…
Reinar popatrzył na nią z ukosa. Nie miał ochoty na rozmowę.
– Nie – uciął. – Podobno król chce się ze mną widzieć – powiedział, przechodząc do rzeczy.
– O, tak, już wysłał nam sygnał – odparła, zerkając na ekran, który miała przed sobą. – Przekazał, że chciałby z tobą porozmawiać, kiedy tylko wrócisz. Mówił, że to pilne.
– Więc nie traćmy czasu – uciął.
Uśmiech kobiety nieco przygasł.
– Dobrze, w takim razie już ciebie łączę. Poczekasz chwilę?
On tylko kiwnął głową. Kobieta coś zaczęła przestawiać na hologramowym ekranie.
– Może chcesz usiąść? Czegoś się napić? – zaproponowała, pokazując na stolik przed sobą, ale on pokręcił głową.
– A może coś zjesz? – zagadnęła. – Mam dziś akurat takie pyszne ciasteczka, które sama upiekłam, może chciałbyś się skusić…? – dodała, sięgając do szuflady i wyjmując z niej pudełko ciastek.
Reinar nawet na nie nie spojrzał.
– Nie.
– Och…
Kobieta utkwiła wzrok znów w ekranie. Wyglądała na zmieszaną.
– Możesz już przejść do pokoju komunikacyjnego – powiedziała po chwili, pokazując mu drzwi po prawej stronie.
On bez słowa skierował się w tamtą stronę.
– Powodzenia – dodała, uśmiechając się do niego ponownie, ale on nie odwzajemnił uśmiechu.
Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Przed nim, nad stołem, unosił się hologram poważnego mężczyzny, ubranego we wspaniały płaszcz obszyty futrem, przetykany złotymi nitkami. Miał około pięćdziesięciu lat. Jego czarne, gęste włosy, pokryte były gdzieniegdzie siwymi pasmami na skroniach, mimo to nadal wyglądał bardzo przystojnie. Na widok Reinara podniósł na niego swoje ciemne oczy. Spojrzenie miał surowe, głębokie, przeszywające na wskroś, a przy tym ciepłe i życzliwe.
– Mój panie – powiedział Reinar, kłaniając się przed nim.
Król Gaspar skinął mu lekko głową.
– Wybacz, że komunikuję się z tobą o tak późnej porze – odezwał się Gaspar. – Wiem, że cały czas jesteś w drodze i na pewno jesteś zmęczony.
– Nie aż tak bardzo, żebym nie mógł z tobą porozmawiać, mój panie – odparł kornie Reinar. – Na pewno chcesz znać przebieg naszej wędrówki po dystrykcie osiemnastym…?
– Tak, opowiedz mi, jak przebiega wasza praca.
Reinar wyciągnął z kieszeni spodni urządzenie i otworzył przed królem hologramową mapkę.
– Przez pierwsze trzy dni badaliśmy teren wschodni, punkty od numeru pierwszego do siódmego, potem wyruszyliśmy na południe, aż do granic dystryktu. Zajęło nam to kolejnych kilka dni, ale oprócz lodowców nie znaleźliśmy niczego konkretnego. Nasze urządzenia pokazywały pojedyncze, podziemne groty na głębokości od stu do dwustu metrów, ale nie wykrywały żadnych złóż, ani orionu, ani złota, ani kryształów lub innego starożytnego paliwa.
Król słuchał tego w milczeniu.
– Kolejnego tygodnia zbadaliśmy rejony od numeru dziesiątego do dwunastego. Tam była tylko zbita masa śniegu. Nasze aparaty nie mogły przekopać się głębiej niż do dwudziestu metrów, potem uderzały w lodowiec. Cały ten teren aż do punktu trzynastego jest jednym wielkim lodowcem. Kazałem moim ludziom wysadzić fragment tej lodowej powłoki, ale okazało się to bezcelowe, bo w środku było tylko jeszcze więcej lodu.
Przerwał na chwilę i popatrzył na króla. On nie wyglądał na zniechęconego tym opowiadaniem. Reinar dotknął palcem mapki, powiększając ją w jednym miejscu.
– Dziś skończyliśmy rozeznanie terenu do punktu szesnastego – mówił dalej. – Natrafiliśmy na pewne utrudnienia w drodze. Są tam dwa lodowce, bardzo blisko siebie, które ciężko wyminąć, bo w środku znajduje się wąwóz, dość głęboki. Obejście lodowców to nadłożenie przynajmniej jednego dnia drogi, za to przejście przy wąwozie jest wąskie i śliskie.
– Zapuszczaliście sondę do tego wąwozu? – zapytał król.
– Nie mieliśmy już na to czasu, spieszyliśmy się, żeby dotrzeć przed zmrokiem do bazy, a w trakcie przeprawy jeden z naszych ludzi został ranny – dodał.
– Rozumiem – odparł król. – Jakie masz na tę chwilę wnioski po przebyciu niemal całego dystryktu osiemnastego?
Reinar westchnął.
– Cóż, panie, to nie wygląda zachęcająco – powiedział szczerze. – Im bardziej zbliżamy się na północ, tym warunki są coraz gorsze, a my, oprócz kilku skał węglowych, wciąż nie znaleźliśmy niczego konkretnego.
– Żadnych artefaktów? – spytał król.
– Niczego, panie.
– Żadnych podziemnych pieczar?
– Nie.
– A dystrykt dziewiętnasty?
– Tam nie ma jeszcze pobudowanych baz i wyprawa w tamte rejony może być bardziej niebezpieczna – odparł. – Oczywiście ja i moi ludzie jesteśmy gotowi na twoje rozkazy, panie i jeśli chcesz, możemy tam wyruszyć na poszukiwania.
Król tylko uniósł dłoń, nakazując mu milczenie.
– Dziękuję, Reinarze, myślę, że na tę chwilę nie będzie potrzeby, abyście wyruszali do dystryktu dziewiętnastego – odparł Gaspar. – Tak po prawdzie kontaktuję się z tobą, ponieważ będę miał dla ciebie inne zadanie, coś naprawdę wyjątkowego.
Reinar wyprostował się.
– Słucham, panie.
– Ostatnio jeden z moich wieloletnich przyjaciół, doktor nauk geograficznych, With, odkrył starożytne mapy miast jeszcze sprzed wielkiej katastrofy – powiedział. – Kiedy naniesie się je na obecne tereny, niemal w całości pokrywają się one z rejonem północnym.
Reinar pokiwał głową, ale bez przekonania.
– To już jest jakaś wskazówka i chcemy ją wykorzystać – dodał Gaspar. – Z map wynika, że kiedyś istniało na tym miejscu wielkie, chrześcijańskie miasto.
– Hm… – mruknął Reinar.
Król uchwycił jego spojrzenie.
– Uważasz, że to bajki? – spytał go wprost.
– Wybacz, mój panie, po prostu to wszystko brzmi dość… niewiarygodnie.
Gaspar uśmiechnął się lekko.
– A jednak może się okazać bardzo prawdopodobne.
Zobaczył, że hologramowa postać króla wyciąga przed siebie jakieś mapy i wykłada je na hologramowym stole, który stał w jego komnacie w pałacu królewskim.
– W tym starożytnym mieście znajdowały się kościoły, bazyliki, a nawet sklepy z drogocennymi sprzętami liturgicznymi – powiedział, spoglądając na współrzędne. – Ale największym skarbem, była święta relikwia.
– Co to takiego? – zapytał Reinar zdziwiony.
– Relikwie Świętego Krzyża Pańskiego, najcenniejsza pamiątka chrześcijan – wyjaśnił Gaspar. – To maleńki kawałek drewna umieszczony w złotym relikwiarzu. Według starożytnych map, kiedyś istniał tam kościół, w którym przechowywano tę relikwię. Znajdował się w głównym ołtarzu, pod złoconym baldachimem, w otoczeniu marmurowej kolumnady. Tak przynajmniej wynika ze zdjęć, które zrobiono w tamtym okresie. Część z nich zachowała się aż do dziś – dodał, pokazując mu na hologramie jakieś fotografie.
Reinar popatrzył na to zaciekawiony.
– Kiedy ogień spadł z nieba i spopielił większość świata, chmura pyłów zasłoniła ziemię, tworząc lodową zimę, która w wielu rejonach pozostała aż do dnia dzisiejszego – mówił dalej król. – Stąd mamy te niekończące się lodowce na północy. Ale jeśli mapy pokazują prawdę, to znaczy, że gdzieś pod tym lodem powinno być zachowane całe miasto. I to nie jedno.
– Panie, ale jaką masz pewność, że mapy pokazują prawdę? – spytał.
– Są dość wiarygodne – odparł. – Przeleżały w bibliotece królewskiej aż do teraz. Dopiero całkiem niedawno natknął się na nie With, kiedy pracował razem z Rosalią nad artefaktami ze świata starożytnych. Rosalia szukała czegoś do swojej pracy końcowej na uczelni i tak natrafiła na te mapy.
„Kto?” – miał na końcu języka, ale w porę się ugryzł.
Wiedział, że małżonka króla nazywa się Elena, ale nie miał pojęcia, kim była Rosalia.
– To Rosalia połączyła fakty i odnalazła fotografie kościoła w jednej z bibliotek królewskich – dokończył król.
Reinar pokiwał głową, naraz sobie przypominając.
„Rosalia to córka królewska, ty kretynie…” – skarcił samego siebie.
– Potem With razem z Rosalią zaczęli studiować te starożytne ryciny i okazało się, że są one nie tylko autentyczne, ale i dość intrygujące.
– Dlaczego? – zapytał.
– Otóż wygląda na to, że ktoś, nie wiadomo kto, specjalnie zaznaczył na mapie tereny objęte szczególnym kultem, zwłaszcza kościół ze świętą relikwią, tak jakby chciał nam wskazać miejsce, gdzie powinniśmy szukać.
– Może to tylko zbieg okoliczności… – zaczął. – Albo fantazja autora.
– Może, ale ciekawostką jest, że za czasów tworzenia tej mapy według oficjalnych informacji relikwii nie powinno już tam być, bo zostały wcześniej skradzione i to wiele lat temu. Jednak autor mapy wyraźnie zaznaczył miejsce przebywania relikwii, tak jakby wiedział, gdzie one są. I w dodatku jest to inny kościół, niż ten, w którym pierwotnie się znajdowały.
– Może to tylko jakiś żart tego autora mapy…
– Może, ale po co zadawałby sobie taki trud, aby drobiazgowo odwzorowywać cały plan miasta z zaznaczeniem wszystkich świętych miejsc?
– Nie wiem, panie… Może to tylko przypadki?
Król jakby na przekór jego wątpliwościom, uśmiechnął się lekko.
– Ja i moja małżonka już dawno przestaliśmy wierzyć w przypadki – odparł. – I tego samego nauczyliśmy nasze dzieci.
Reinar zmilczał tę uwagę.
– Mój panie, ale czy jest rozsądne, aby wypuszczać ludzi w nieznany teren po to, aby wzorować się na starożytnej mapie, która może być fałszywa?
– Reinarze, wiesz dobrze, że nie ryzykowałbym życia moich polarników, aby wysyłać ich na wyprawę, która nie ma najmniejszego sensu – powiedział poważnie Gaspar. – Ale teren, który mielibyście zbadać to miejsce, w którym już byliście i które już znacie. To dystrykt jedenasty.
– Dystrykt jedenasty? – zdziwił się. – Przecież tam nic nie ma. Są tylko płaskie tereny i trochę wzniesień, to wszystko. Nawet nie zarejestrowaliśmy żadnych grot.
– Według obliczeń Witha, rejon, który was będzie interesował, znajduje się jakieś… trzysta metrów pod ziemią.
Reinar natychmiast spoważniał. Szybko zaczął sobie to kalkulować.
– To będzie wymagało dodatkowego sprzętu wiertniczego, ludzi, wyposażenia… – zaczął wymieniać.
– Dostaniesz wszystko, czego będziesz potrzebował – powiedział król. – I takich ludzi, jakich będziesz chciał. Środki są już przeznaczone na tę wyprawę, potrzebuję tylko śmiałka, który tym wszystkim pokieruje.
Cień uśmiechu przesunął się po szorstkiej twarzy Reinara.
– Panie, jestem do twojej dyspozycji.
Gaspar skinął mu głową.
– Dziękuję ci – powiedział król. – Jesteś jednym z najlepszych ludzi w mojej Polarnej Gwardii Królewskiej. Znasz ten teren jak nikt inny i wiesz, jak może być groźny i zdradliwy. Wiem, że mogę na tobie polegać i szczerze mówiąc, nie wyobrażałem sobie kogoś innego do tego zadania.
Reinar słuchał tych pochwał z coraz większym zadowoleniem. Rzadko zdarzało mu się słyszeć komplementy z ust samego króla.
– Ta misja będzie wyjątkowa – mówił dalej Gaspar. – Jeśli uda ci się odnaleźć to starożytne miasto, a w nim tę świętą relikwię, to sława tego czynu przejdzie twoje najśmielsze oczekiwania. To będzie czyn na miarę odnalezienia cudownej figurki Maryi, Niepokalanej Królowej Nieba i Ziemi.
Reinar uśmiechnął się szerzej, a oczy mu zabłysły. Znał tę historię, wiedział co się stało, gdy król odnalazł tę figurkę. Gaspar stał się wówczas władcą Oczu Królowej, został koronowany na króla i od tamtej pory rządził razem ze swoją małżonką.
– Oczywiście zostaniesz za to odpowiednio wynagrodzony – dodał król. – Pieniądze, surowce, stanowiska, punkty, cokolwiek będziesz chciał, otrzymasz. To i tak będzie za mało, aby się odwdzięczyć za odzyskanie tej bezcennej relikwii.
Reinar pokiwał głową, coraz bardziej zadowolony. Wizja, którą roztaczał przed nim król, była zbyt kusząca, by mógł powstać w nim choćby cień zawahania.
– Nie będę mógł odmówić niczego temu, kto zdobędzie ten skarb – powiedział poważnie Gaspar. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka to by była dla nas radość, jaka ogromna łaska, móc posiadać tę relikwię…
– Domyślam się, panie – odparł kurtuazyjnie.
Sam nie podzielał aż takiego zachwytu nad kawałkiem drewna, ale nie chciał urazić króla. Wiedział, że zarówno on, jak i cała jego rodzina oraz najbliższe otoczenie, są bardzo religijni.
Król Gaspar spojrzał na niego z wyrozumiałością, zupełnie, jakby domyślał się wielu rzeczy, których nie mówił na głos.
– A zatem, czy mogę na ciebie liczyć? – spytał.
Reinar skłonił się przed jego hologramową postacią.
– Oczywiście, panie, jestem na twoje rozkazy – powiedział oficjalnie.
Król pokiwał głową.
– Cieszę się, że to słyszę. Wyślij mi potem hologram z informacją na temat wszystkich sprzętów, które będziesz potrzebował do tej misji.
– Tak jest, mój panie.
– A i jeszcze jedno – powiedział Gaspar. – Ponieważ tych map nie da się odczytać używając do tego naszego języka, będziesz potrzebował tłumacza. A tak się składa, że mam w pałacu najlepszego znawcę od starożytnych języków i artefaktów. Podeślę ci ją, kiedy już będziecie gotowi, aby kopać.
Reinar drgnął.
– Ją…?
Król Gaspar uśmiechnął się ciepło.
– Tak, tym znawcą jest moja Rosalia.
Reinar poczuł, jak zaciskają mu się wnętrzności. Na zewnątrz jednak niczego po sobie nie pokazał.
– Będzie prowadziła prace na miejscu – mówił dalej Gaspar. – Twoim zadaniem będzie opiekowanie się nią i stworzenie jej komfortowych warunków, aby mogła pracować w bazie.
– Mój panie, to… – zaczął Reinar, nie wiedząc, jak powiedzieć to dyplomatycznie.
Myślał kilka sekund nad odpowiedzią.
– To… zaszczyt – dokończył, kłaniając się przed hologramem króla. – Nie wiem, czy jestem tego godzien, aby sama córka królewska była gościem w naszej bazie.
– Zapewniam cię, że jesteś – odparł Gaspar. – Rosalia przywiezie ze sobą wszystkie potrzebne mapy, ale już teraz wysyłam ci współrzędne dystryktu jedenastego, który musicie sprawdzić.
Hologram zamigotał i Reinar zobaczył przed sobą mapę. Popatrzył na linie i zaznaczone punkty. Znał to miejsce. Tak jak powiedział wcześniej królowi, były tam tylko lodowe pustkowia.
– Kiedy mamy wyruszyć? – zapytał.
– Kiedy będziecie gotowi – powiedział król. – I kiedy wszystko będzie gotowe na przyjęcie Rosalii.
Reinar zdusił w sobie gniew.
– Tak, mój panie… – mruknął.
– Czy masz jakieś pytania? – spytał król.
Reinar miał wrażenie, że Gaspar bacznie mu się przygląda, jakby chciał coś wyczytać z jego twarzy.
– Nie, mój panie – odparł.
– Skoro nie masz więcej pytań, to wszystko z mojej strony – powiedział na pożegnanie król. – Niech Bóg cię prowadzi.
– I ciebie również, mój panie – odparł.
W tej samej chwili hologram zgasł. Reinar z sykiem wypuścił powietrze. Stał tak jeszcze chwilę, patrząc w pustą przestrzeń pokoju komunikacyjnego.
„No pięknie” – pomyślał rozeźlony. „Jeszcze tego mi tylko brakowało, żeby jakaś dziewucha kręciła się po mojej bazie. I to sama córka królewska…!”
Nie wiedział zbyt wiele o Rosalii, w zasadzie tylko to, że była pierworodnym dzieckiem króla i królowej. Nie pamiętał nawet, jak wygląda, bo rodzice niezbyt często pokazywali ją publicznie, być może po to, aby chronić jej prywatność. Z tego, co wywnioskował po rozmowie z królem, musiała mieć jakieś dwadzieścia trzy lata, skoro właśnie skończyła studia.
„Smarkula” – skwitował.
Reinar przejechał dłonią po twarzy.
– Świetnie… świetnie – mruknął.
Opuścił gabinet w podłym nastroju.
– I jak było? – zagadnęła go kobieta przy biurku. – Król z pewnością był z ciebie zadowolony…
– Taak – odparł niechętnie. – Bardzo zadowolony.
– Oo… – zainteresowała się kobieta. – Zlecił ci nową misję? Będziesz wyruszał do kolejnego dystryktu…?
Ale on nie odpowiedział. Wyszedł z biura, trzaskając drzwiami.ROZDZIAŁ II
Zebrał swoich ludzi z samego rana w sali konferencyjnej. Grupka liczyła około trzydziestu mężczyzn wraz z mechanikami autolotów i geologami. Reinar stanął nad biurkiem i otworzył hologramową mapkę. Popatrzył po nich. Widział zaciekawienie na ich twarzach. Nie często zdarzało się, aby wzywał ich o tak wczesnej porze.
– Mamy nowe zadanie od króla – powiedział, od razu przechodząc do rzeczy.
– Ooo… – rozległ się po zebranych cichy pomruk ekscytacji.
– Na razie wstrzymujemy się z przeszukiwaniem kolejnych dystryktów i zajmiemy się misją od króla – mówił dalej. – Będziemy teraz badać ten teren, rejon dystryktu jedenastego.
Dotknął mapkę i powiększył ją, pokazując odpowiedni obszar z zaznaczonymi na nim liniami, którą dostał od Gaspara.
– Ale przecież tu już byliśmy i sprawdziliśmy to – odezwał się Lars. – Tu nic nie ma.
Reinar spojrzał na niego znad mapki.
– Wstrzymać się z komentarzami, aż skończę wam mówić, o co chodzi – uciął. – A teraz słuchajcie mnie uważnie. Król odnalazł jakieś starożytne mapy, które pokazują, że na tym miejscu było kiedyś wielkie, chrześcijańskie miasto. W tym mieście ponoć znajduje się jakiś cenny artefakt, który król pragnie zdobyć. Problem jest w tym, że prawdopodobnie to miasto znajduje się na głębokości około trzystu metrów pod lodowcem.
Grupa patrzyła zaciekawiona na mapę.
– Dostaniemy od króla odpowiedni sprzęt do kopania, wszystkie potrzebne maszyny i będziemy wiercić w lodowcu, o, tutaj.
Pokazał na mapce jedno miejsce.
– Zbudujemy tu także nową bazę, niewielką, taką, żeby można było zostać tam na miejscu na kilka tygodni i pracować.
Jego ludzie kiwali głowami, przyswajając sobie te informacje. Wyglądali na zaintrygowanych.
– Do pomocy dostaniemy żołnierzy króla i paru innych ludzi, w tym… – urwał i wziął głęboki oddech. – Teraz skupcie się, bo to ważne – przestrzegł.
Jego ludzie unieśli głowy.
– Przybędzie tu również do pomocy córka królewska, księżniczka Rosalia.
– Ooo… – wydostało się naraz z kilkudziesięciu męskich piersi.
– Odwiedzi nas sama księżniczka?! – wykrzyknął Lars.
– Ta księżniczka Rosalia? – zapytał Sigurd.
– O ile mi wiadomo, jest tylko jedna księżniczka Rosalia – odparł Reinar pochmurnie.
Sigurd i Lars spojrzeli na siebie i zaśmiali się gardłowo. Reinar ściągnął brwi.
– Cisza! – warknął.
Popatrzył po innych. Mieli takie same głupkowate uśmiechy, co tamta dwójka.
– Co się stało, że zaszczyci nas swoją obecnością sama jej królewska mość? – zapytał Bjorn, jeden z mechaników.
– Tak zadecydował król – odparł Reinar.
– Ale co ona tu będzie robić? Malować paznokcie? – zażartował Sigurd.
– Może pomalować moje, jeśli chce… – dodał Lars, a tłumek mężczyzn zarechotał na te słowa.
Reinar popatrzył na nich groźnie.
– Jeszcze jeden taki tekst i wyrzucam was obu z drużyny – zagroził, spoglądając surowo na Larsa i Sigurda.
Tamci umilkli. Reinar westchnął. Jemu też się to nie uśmiechało, ale musiał przy nich trzymać fason.
– Księżniczka zna się na starożytnych językach i będzie tłumaczyć mapy – powiedział. – Skończyła studia archeologiczne i będzie zajmowała się wydobywaniem artefaktów.
– Ale czy ona w ogóle wytrzyma w takich temperaturach…? – spytał ktoś.
– Dlatego musimy zbudować porządną bazę – odparł.
– No tak, żeby księżniczce nie zmarzła… – zaczął Lars.
– Lars, to moje ostatnie ostrzeżenie – Reinar powiedział na granicy cierpliwości.
Lars umilkł.
– Księżniczka będzie pod moją pieczą, więc jeśli któryś z was w jej towarzystwie powie coś równie głupiego co Lars, wyleci na zbity pysk i nie ma się co pokazywać w bazie. Czy to jest dla wszystkich jasne? – powiedział do nich twardo.
Mężczyźni pokiwali głowami.
– Zapytałem, czy to jest jasne? – zawołał ostrzej.
– Tak, panie kapitanie! – odpowiedział mu chór męskich głosów.
Reinar popatrzył na nich przeciągle. Wiedział, że musi być dla nich twardy, inaczej takiej zgrai nie utrzyma na wodzy, zwłaszcza w towarzystwie kobiety.
– Transporter z wojskiem pojawi się lada dzień w dystrykcie jedenastym i jak tylko przywiozą sprzęt kopiący, wyruszamy w trasę – kontynuował Reinar. – A dziś jeszcze polecimy do dystryktu jedenastego i będziemy tam czekać na dyspozycje od króla i na jego ludzi. Tak więc pakujcie się i bądźcie gotowi w południe, polecimy większym autolotem.
– Tak, jest! – zawołali.
– To wszystko, rozejść się.
Zaczęli wstawać z krzeseł i wychodzić z sali. W końcu został tylko on oraz dwóch jego najbliższych kompanów, Lars i Sigurd. Spojrzał na nich znad mapki, ale nic nie powiedział.
– Reinar, ale jak ty to sobie wyobrażasz? – zaczął Sigurd. – Księżniczka u nas…? Przecież my nie mamy warunków.
– Trzeba będzie zrobić jakieś warunki – mruknął, zamykając hologramową mapę.
– Ale przecież ta dziewczyna nie ma pojęcia o północy, zaziębi się pierwszego dnia, rozchoruje i tyle żeśmy ją widzieli – dodał Sigurd.
– Słuchajcie, mnie też to nie pasuje, ale co mam zrobić? – burknął. – Sprzeciwić się królowi? Zwłaszcza, kiedy łoży na to grubą kasę?