RELATION BOOK - ebook
Książkę dedykuję wszystkim pogubionym w relacjach, którzy nie potrafią być sami i też nie umieją być z kimś. Pokażę Wam, jak traktować drugiego człowieka w miłosnej, biznesowej, społecznej, rodzinnej i macierzyńskiej relacji jak zwykłego PRZYJACIELA, wspaniałego TOWARZYSZA życia, KUMPLA w pracy, KOMPANA w podróży i NAUCZYCIELA w rozwoju osobistym.
Dołożę Wam do miłosnych więzi trochę WOLNOŚCI w relacji i pokażę, jak nie stracić swojej tożsamości. Czyli wszystko o tym, jak być spełnionym i szczęśliwym BĘDĄC SOBA w relacji z drugim człowiekiem.
O czym jest ta książka?
Oddaję w Twoje ręce fantastyczną książkę o tym, jak zbudować świadomą relację ze sobą i innymi ludźmi. Pokażę Ci zupełnie inną perspektywę patrzenia na związki, miłość, tęsknotę, zakochanie, samotność, zdradę, intymność i seks. Opowiem o WOLNOŚCI W ZWIĄZKU dwóch zakochanych w sobie przyjaciół i o pozwoleniu na BYCIE SOBĄ w relacji z drugim człowiekiem. Zobaczycie, jak my, kobiety przenosimy w dorosłe życie dziecinną zabawę w „domek i lalki”, a bajki dla dziewczynek traktujemy jako realny świat. Uświadomicie sobie też wiele ukrytych, niewypowiedzianych roszczeń, nieszczerych intencji oraz ogromną ilość wymysłów, z jakimi wchodzimy w relacje z ukochanym mężczyzną, co serwujemy naszym dzieciom, rodzinie i ludziom w pracy. Piszę o dokonywaniu MĄDRYCH WYBORÓW w życiu osobistym i zawodowym, o liczeniu na siebie, sile wiary i sięganiu po najlepsze. Podaję tu kawał porządnej wiedzy o tym, jak ważny jest nasz rozwój zawodowy i z jakimi problemami spotykamy się na tej drodze. Podzielę się swoją wiedzą, jak wyprowadzić firmę z kłopotów finansowych i jak ją rozwinąć w kryzysie. Będzie sporo praktycznie podanej wiedzy o „zapleczu” prowadzenia biznesu opartego na relacjach. Obnażę tutaj drogę swojej osobistej transformacji, która mnie zaprowadziła do zawodowego mistrzostwa. Zobaczycie jak ważne są silne, mądre, szczere i prawdziwe relacje z partnerami biznesowymi, współpracownikami i klientami. Sporo uwagi poświęcam temu, abyście stawiały na samorozwój, miały swoje pieniądze i brały odpowiedzialność za swoje własne życie. Dlaczego to tak ważne? Bo tylko wtedy wybierzecie sobie zupełnie innego mężczyznę do swojego życia. Tak zaczną stawać na waszej drodze wartościowi ludzie, którzy pomogą wam wzrastać.
To przewodnik do DOBREGO ŻYCIA KOBIET, jeśli tylko zdobędą się na odwagę zagrać w nim GŁÓWNĄ ROLĘ i stać się jego REŻYSEREM.
O autorce
Jolanta Lewicka – projektantka bielizny, założycielka marki Li Parie, mentorka i autorka warsztatów wspierających samoakceptację. Od lat pracuje z kobietami i mężczyznami, pomagając im budować autentyczne relacje z własnym ciałem i emocjami. W swojej pracy łączy psychologię, doświadczenie w pracy z ciałem oraz głęboki szacunek do indywidualności każdego człowieka.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Zdrowie i uroda |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368432510 |
| Rozmiar pliku: | 27 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najważniejsze odkrycia, których dokonasz po przeczytaniu „Body Book”:
- Twoje ciało staje się piękne, gdy je pokochasz.
- Miłość do ciała przynosi wolność od krytyki własnej i innych.
- Gdy dbasz o relację ze swoim ciałem, przestajesz sobie dowalać, rozglądać się wokół i żebrać o pochwały innych.
- Zbudowanie relacji ze swoim ciałem daje niezwykłą radość i siłę; powoduje, że sama zaczynasz dawać sobie wsparcie i przyciągasz do siebie ukształtowanych i świadomych ludzi – prywatnie i zawodowo.
- Uświadamiasz sobie, czym jest bycie dobrą dla siebie i jak zbudować wiarę w swoje możliwości. Bo w walce z ciałem, którą toczysz od lat, nikt nie wygrywa.
- W relacji ze swoim ciałem odnajdujesz pokój i spokój.
- Z małych, zwykłych chwil zaczynasz budować szczęście. Wszędzie. Każdego dnia.
- Dajesz sobie pozwolenie na bycie sobą i zauważasz, że tylko wtedy jesteś najlepsza.
- Uświadamiasz sobie, że relacja z ciałem jest związana z rozwojem osobistym. Gdy dodasz do niej swój potencjał – intelektualny, emocjonalnego i fizyczny – staniesz się kompletna.
A teraz zapraszam do „Relation Book”.
O czym jest ta książka?
„Relation Book” jest o pięknej, prawdziwej, świadomej relacji z samą sobą. To autobiograficzna opowieść o wszystkich możliwych relacjach, które nawiązałam – o tym, jak mnie ukształtowały i zbudowały moją świadomość.
Pokażę Ci zupełnie inną perspektywę patrzenia na związki, miłość, tęsknotę, zakochanie i seks, który tak naprawdę jest intymnością ze sobą i wszystkim wokół.
Opowiem o pozwoleniu na bycie sobą w relacji z drugim człowiekiem, o wolności w związku dwóch zakochanych w sobie przyjaciół.
Opowiem o złotych klatkach, słodkich niewolach, przyciąganiu się przeciwieństw, zazdrości, manipulowaniu i odgrywaniu zróżnicowanych ról.
Opowiem o serialowych matkach, żonach, pielęgniarkach i kochankach, które poświęcają swoje życie dla życia i szczęścia innych.
Opowiem o tym, jak my, kobiety, w dorosłe życie przenosimy zabawę w domek i lalki i traktujemy ją jak realny świat.
Opowiem o ukrytych, niewypowiedzianych, nieszczerych intencjach, kłamstwach, oczekiwaniach, wyobrażeniach, wymysłach, sekretach i roszczeniach, z jakimi wchodzimy w relacje.
Opowiem o najważniejszym aspekcie, czyli o tym, kto i czym za to wszystko ma zapłacić – o fatalnych relacjach z pieniędzmi i problemach finansowych, które sprawiają, że jesteśmy uwikłane w związki z innymi ludźmi.
„Relation Book” może być niekomfortowa, bo obnaża serwowane od pokoleń nieprawdy, sztampowe zachowania, zasady i społeczne nakazy, które zwyczajnie nam nie służą, a które automatycznie powielamy, implementujemy do naszego życia i uznajemy za prawdę. Często z kompletnym pominięciem najważniejszego istnienia na tej planecie, czyli nas samych.
Będzie kawa na ławę jak w „Body Book”.
Będzie mieszanka oczyszczających łez i śmiechu – głównie z siebie i z głupoty własnej.
Z każdą kartką będą pękać bańki mydlane wyobrażeń na temat relacji.
Doświadczysz wielu nieprzyjemnych, niekomfortowych i szokujących momentów dożylnie podanej prawdy, która przyniesie Ci umiejętność odbierania relacji takimi, jakie naprawdę są.
Staniesz się kobietą, która po latach kompletnego zagubienia zacznie tworzyć świadome i bliskie relacje z samą sobą i z innymi.
Podstawowe pytania na start
Jaka jest Twoja świadomość relacji z innymi ludźmi?
Czym jest świadomość relacji z innymi ludźmi?
To gotowość, aby widzieć ludzi i związki takimi, jakie są. Bez ocen, osądów i projekcji. Bez nieprawdziwych wyobrażeń, wymyślania i roszczeń. Masz widzieć drugiego człowieka i widzieć siebie – i zauważać to, kim się stajesz w danej relacji. To wszystko. Masz po prostu widzieć, co się dzieje w Twojej rzeczywistości, zamiast ukrywać ją przed samą sobą i wszystkimi innymi. Po co masz widzieć? Żeby decydować i zmieniać.
Wiem, że akurat tego najbardziej nam się nie chce robić. Wolimy nie widzieć. Wolimy udawać, że to się nie dzieje. Żeby mieć święty spokój. Tyle że święty spokój ma swoją cenę.
Jak to patrzenie ma wyglądać?
Najzwyczajniej w świecie spójrz na swoje relacje trochę z boku, z lotu ptaka, aby bez emocji zobaczyć, w co się zaplątałaś. Postaraj się zrobić to na chłodno. Czyli wyobraź sobie, że nie kochasz tej osoby, dajesz jej wolność wyboru i nie chcesz jej zmieniać.
Ach…. To taaak wygląda?!
OK, teraz to widzę!
Niesamowite, że wcześniej kompletnie tego nie widziałam!
To co ja mogę teraz z tym zrobić?
Jakiego wyboru mam dokonać?
Czego jeszcze tutaj nie zauważam?
Co ukryłam sama przed sobą?
Jak mogę zobaczyć wszystko, co powinnam tutaj widzieć?
Czy jestem gotowa dostrzegać wszystko, co mi się tutaj
nie podoba?
Zadawaj sobie pytania i odpowiadaj na nie.
I czekaj…
Świadomość się pojawi.
Zawsze się pojawia.
Powstrzymaj się od automatycznych odpowiedzi.
Żadne: „O nie! Dlaczego on taki jest?”, „To nie miało tak wyglądać!”, „Ja nie tak sobie to wymyśliłam!”, „Nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie!”.
To pierwsze jest prawdą.
To drugie jest kłamstwem.
Sama tworzysz i jedno, i drugie.
Czy jesteś gotowa zobaczyć gorzką prawdę o sobie i swoich związkach?
Czy jesteś gotować uwolnić się od kłamstw i zacząć budować prawdę ze sobą i z innymi?
A może wolisz żyć w iluzji i słodkiej nieprawdzie?
A może lubisz siebie okłamywać i tkwić we własnych kłamstwach?
Kłamstwo zawsze jest niewolą, a prawda – wolnością.
Wybieraj.
Masz wolność wyboru.
Możesz wybrać dla siebie lub przeciwko sobie.
I zmierz się z konsekwencjami tego wyboru.
Bo to Twój wybór.
Nikogo innego nie obchodzi.
Albo zapłacisz za niego życiem, albo będziesz się nim rozkoszować.
Każdy musi dokonywać własnych wyborów.
Ciągle musimy wybierać.
Nie jest to łatwe, ale zapewnia spokojny sen.
Z czasem znajdziesz wiele radości w ciągłym dokonywaniu wyborów i będziesz się nimi ożywiać, wejdą Ci w krew.
Przeciwieństwem samodzielnego decydowania jest czekanie, aż inni dokonają wyboru za Ciebie. Oczywiście, że wybiorą przeciwko Tobie. Dla siebie. To naturalny wybór.
Gdy wybierzesz przeciw sobie, to komu zrobisz dobrze, a kogo zranisz?
Gdy wybierzesz dla siebie, to komu zrobisz dobrze, a kogo okradniesz z dobrego?
Kto ucierpi z powodu Twojego wyboru?
Ważne, żebyś wiedziała, że w wyborach chodzi o Ciebie.
Po prostu.
Wybieraj.
Nikt nie jest bardziej znienawidzony
niż ten, kto mówi prawdę.
PLATON
Pamiętaj też, jaka jest cena świętego spokoju.
Świadomość to rozumienie bez emocji, które zaciemniają obraz, i bez myśli, które podsuwają czarny scenariusz. To postrzeganie ludzi takimi, jacy są naprawdę. Tym jest świadomość. To początek wszystkiego w relacjach.
Po co wchodzimy w relacje z drugim człowiekiem?
To podstawowe pytanie, które warto sobie zadać. Zwykle bardzo dobrze znasz wszystkie odpowiedzi. Bądź gotowa je sobie uświadomić.
Po co wchodzisz w relację z drugim człowiekiem i jakie są Twoje ukryte intencje?
Kim się stajesz w relacji z ludźmi i jakie role odgrywasz?
Do czego jest Ci potrzebny drugi człowiek i jaki obszar Twojego życia ma zaspokajać?
Czy po to dołączasz ludzi do swojego życia, aby zaspokoić wszystkie swoje życiowe potrzeby, czy też relacja staje się częścią Twojego życia lub jego dopełnieniem?
Co wnosisz do relacji i jakie są Twoje ukryte roszczenia wobec drugiego człowieka?
Jaka jest Twoja relacja z samą sobą?
Kim są dla Ciebie więzi z rodziną?
Jak ważne są dla Ciebie relacje zawodowe?
Jaka jest Twoja relacja z pieniędzmi?
Co jest Twoją sekretną intencją wobec ludzi, których wybierasz do swojego życia?
Wiele lat nie miałam pojęcia, o co chodzi w relacji z facetami. Totalny chaos w głowie i sercu. Myślałam, że to się samo dzieje. Że ludzie wybierają się za młodu, a potem trwają ze sobą.
Czułam, że mam dużo miłości w sobie. Chciałam nią obdzielić cały świat. Byłam przekonana, że wystarczy kochać drugiego człowieka i być dla niego dobrą, żeby dał mi to samo, a nawet dwa razy więcej. Wydawało mi się, że w ten sposób stworzymy świetny związek, będziemy się szanować i razem wzrastać. Myślałam, że miłość do drugiego człowieka stanowi podstawę.
Wiedziałam również, że ważny jest seks – sprawia, że ludzie łączą się w pary, i całkiem sporo załatwia w relacji. Atrakcyjność zespala, a nawet uzależnia. A ludzie wiążą się na wieki. Sądziłam, że nawet gdy będziemy kompletnie różni, to miłość i dobroć zmienią drugiego człowieka w tak samo dobrego jak ja. I że wystarczy, że wyglądamy dobrze obok siebie i mamy kilka podobnych poglądów.
Straciłam wiele cennych lat, bo żadna z tych rzeczy nie zapewniła mi trwałej relacji.
Większość z nas kompletnie się w tym gubi albo zatraca. Dlatego obnażę się i pokażę Ci wydarzenia z mojego życia, które na zawsze odmieniły mój los.Czym są relacje w show biznesie? Warto sobie uświadomić, z czym porównujesz swoje prawdziwe, realne życie.
Czym są obrazy, komunikaty i dźwięki, którymi jesteś bombardowana?
Czy to są wartości i ideały, do których chcesz dążyć?
Czy to jest życie, którym chcesz się inspirować
w swojej codzienności?
W show-biznesie relacje są produktem na pokaz, na sprzedaż. Tak! Są biznesem. Tak jak możemy sprzedawać produkty i usługi, tak samo możemy sprzedawać informacje. Kupujemy je, czytamy, oglądamy i komentujemy. Potem zostają w naszych głowach jako śmieciowe produkty. Pamiętasz, jakie to uczucie, gdy ktoś chce Ci sprzedać gorący news spod lady, przed wszystkimi? Pamiętasz, jak cenna jest informacja, o której rzekomo nikomu nie można powiedzieć aż do grobowej deski?
Miałam szczęście pracować ze słynnymi osobami. Pierwszymi damami, księżniczkami, ludźmi ze świata polityki i gwiazdami występującymi na dużych scenach. Robiłam przeglądy bieliźnianej szafy, przygotowywałam bazy pod kreacje na występy, przemowy, wielkie gale, występy w telewizji, programy, seriale, filmy. Towarzyszyłam prywatnym, nieoficjalnym spotkaniom w domowej garderobie, w majtkach i staniku. Uczestniczyłam w romansach, schadzkach i rozwodach. Przysłuchiwałam się dziwnym historiom, jakie mojej małej wiejskiej głowie nawet się nie śniły. Przeszukiwano mnie i sprawdzano, czy nie wnoszę urządzeń rejestrujących rozmowy i relacje. Zobowiązywałam się do zachowywania w tajemnicy wszystkiego, co widziałam i słyszałam. Szanuję swoją pracę i szanuję swoich klientów. Wiem, że gwiazdy potrzebują czuć się bezpieczne. A bezpieczeństwo zapewnia jedynie praca z ekspertką, która w trudnych warunkach stworzy niemożliwe – na przykład w środku nocy uszyje i dowiezie stanik, gorset czy majtki na poranny występ w środku lasu.
Dlaczego o tym piszę?
Byłam w szoku, kiedy od, wydawałoby się, zaprzyjaźnionych dziennikarek dostawałam niezliczone propozycje opowiedzenia o tym, co widziałam na tyłku znanej osoby. Albo wypytywano mnie o romanse, ciąże i zdrady. Dziwiło mnie, jak cenne są te rzekomo sensacyjne wieści i ile energii zabiera ich zdobycie. Po co? Że potem je sprzedać. Tak, sprzedać.
I jak się ma to, co widzisz na ekranie i czytasz w gazetach, do tego, co widziałam naprawdę…? A nijak!
Czym więc jest ten słynny show-biznes? To sprzedaż obrazów i treści. Czyli robienie biznesu. Czyli robienie pieniędzy z życia na pokaz.
Newsy, wiadomości, zdjęcia mają swoje rankingi, a każdy ranking ma swoją cenę. Wizerunki osób, momenty z ich życia, które mogą się dobrze sprzedać, bo „trafiają do ludzkich serc”, to potężna wiedza i siła, której kompletnie nie jesteśmy świadomi. Nijak ma się to wszystko do prawdziwego życia. To show nastwione na jak największy odbiór i sprzedaż obrazów i treści. Publiczne życie to scena, na której aktorzy odgrywają swoje role pod publikę. My na to wszystko patrzymy. Tkwimy bezwiednie przed telewizorami. Trochę po to, żeby się pogapić, odpocząć od naszego codziennego życia, zabić czas, trochę po to, żeby czegoś nowego się dowiedzieć, czymś się zainspirować, sprawdzić, jak dobrze lub jak kiepsko dzieje się innym. Chcemy uciec od szarej rzeczywistości i wyłączyć się na chwilę. I godziny mijają na oglądaniu czegoś, co nie jest naszym własnym, prawdziwym życiem. Zaciera się granica, za którą świat odgrywany pod publikę włazi do naszej rzeczywistości. Traktujemy go jak prawdziwe życie. Przejmujemy wzorce oraz kanony zachowania i wyglądu. Kopiujemy, powielamy i się wkurzamy, że nijak się ma do naszego nudnego życia, które w porównaniu z tym wykreowanym rzeczywiście jest do dupy.
Jaki z tego wniosek?
A taki, że z ekranu nie dowiesz się, jak dobrze żyć, jak tworzyć trwałe relacje i jakie wartości powinny towarzyszyć Twojej codzienności. Nie porównuj się z tym, co widzisz za szybą. Bo to tak, jakby słoniowi i małpie dać zadanie „Kto pierwszy skoczy na drzewo?”. Wygrany jest z góry znany. Małpa się ubawi po pachy, a słoń uzna, że jest złym zwierzęciem”.
OK, to lecimy z tymi relacjami…!
Najpierw trochę się rozejrzymy. A właściwie zerkniemy w tył.Od czego zacząć?
Od swojej osobistej relacji ze sobą. Czyli od siebie. Najpierw musisz złapać relację ze swoim fizycznym ciałem – dopiero po tym możliwy jest kontakt ze sobą. Połączysz się ze swoim potencjałem, aby stworzyć wspaniałość siebie. Tak staniesz się zaproszeniem dla innych wspaniałych ludzi, którzy zaczną dołączać do Twojej rzeczywistości zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Obydwie płaszczyzny są ważne dla naszego spełnienia i rozwoju osobistego. Brak jednej z nich zawsze staje się powodem frustracji w związkach.
Przekonasz się, że o związkach trzeba się uczyć! I ta nauka okaże się ważnym i bardzo ekscytującym zajęciem.
O związkach kompletnie nic nie wiemy. Albo kopiujemy przodków, albo stajemy się ich przeciwieństwem. Żaden z tych wyborów nie jest nasz. Często sobie obiecujemy, że zrobimy inaczej niż ojciec i matka, że nigdy nie będziemy mieć takiego życia, jakie oni mieli, i że dokonamy tego, czego im się nie udało.
Czy w tym wyborze jesteśmy sobą?
Niestety nie.
Dlaczego?
Gdy robisz coś odwrotnego do tego, co robili rodzice, wcale nie jest to Twój wybór. To tylko przeciwieństwo ich wyboru. Robienie im na przekór nie oznacza, że wybór jest Twój.
Gdy automatycznie kopiujesz życie rodziców, to też nie jest Twój wybór. Wybierasz dla nich. Wybierasz ich kopię. Ciebie tam nie ma. Jesteś poza sobą. Często nawet tego nie zauważasz. Twój sposób ubierania, zachowanie, mówienie, myślenie, a nawet uprawianie seksu są takie, jakie były u Twojej matki lub Twojej babki. Bo tylko takie wzorce znasz, widziałaś w dzieciństwie. Bo tylko takie słowa i gesty pamiętasz. Bo sposób, w jaki Twoi przodkowie się traktowali, wszedł w Ciebie i w Tobie siedzi. Ale to nie znaczy, że masz żyć tak, jak oni żyli. Nigdy dotąd nie zapytałaś siebie, jaki jest Twój wybór. Do dziś.
Od teraz zacznij wybierać dla siebie. Nikogo nie skrzywdzisz.
Aby wiedzieć, co jest twoim wyborem, zacznij zadawać sobie pytania.
Jak naprawdę chcesz, aby wyglądało Twoje życie?
Jak naprawdę chcesz, aby wyglądały Twoje związki
z innymi ludźmi?
Co sprawia Ci radość i przyspiesza Twój oddech?
Gdzie chciałabyś być, kim się stać i gdzie widzisz siebie
za kilka lat?
Co sprawia, że jesteś tam cała?
Co dodaje Ci życia?
I nie odpowiadaj sobie sama. Czekaj na świadomość. Przyjdzie.
Żeby złapać siebie, musisz się oduczyć życia i wyborów innych. W telefonie jest taka opcja „Zapomnij”. Ty też musisz zapomnieć, aby sparować się ze sobą i z innymi. Bez balastu przodków. Czyli aby zbudować siebie od nowa.
Musisz się odpętlić od życia rodziców. Stać się osobą dorosłą i świadomą swoich wyborów. Przestać być córeczką mamy i taty, czyli tak myśleć, mówić i robić, aby ich zadowolić. Rodzice mają siebie, wybrali siebie – i Ty też masz zacząć wybrać siebie i dla siebie. Wyobraź sobie, że przestają być istotni w Twoim życiu. Zrzuć ich z piedestału ważności, aby stworzyć przestrzeń do realizacji siebie. To się nazywa dorastanie, przed którym tak często uciekamy. Jego podstawą jest odpępowienie.
Ile razy kopiujemy to, co działo się w domu…! Automatycznie kopiujemy zachowania mamy i ojca. Bo „to powinno być tak, a to tak”. Bo „mój tata był taki wspaniały”. Bo „moja mama opiekowała się domem”. Bo „byłam ulubioną córeczką tatusia”. Szukanie faceta, który musi być taki jak Twój tata, oznacza, że chcesz być dziewczynką, za którą ktoś weźmie odpowiedzialność.
Gdzie tu miejsce dla mężczyzny?
Gdzie tu miejsce na Wasze życie? Nowe, zupełnie odrębne, po swojemu.
Po co matce i ojcu wchodzić do łóżka?!
Facet jako ojciec i Ty jako córeczka tatusia w życiu i łóżku… Już wiesz, że taka relacja się nie uda…
Jak to było u mnie?
Moja mama była dobrym człowiekiem. Powiedziała mi, że świat mnie nie skrzywdzi, jeżeli będę dla wszystkich dobra. Mam pomagać ludziom, siedzieć cicho i czekać, aż mnie docenią.
Kochała mieć dużo dzieci i dużą rodzinę. Bycie na służbie rodziny stanowiło dla niej największą wartość. Mąż Janek, mimo że był lokalnym Don Juanem, też podzielał jej podejście.
Mama tylko takie życie znała. Tylko takie życie obserwowała w małej miejscowości Borucza, u ojca i matki, u sąsiadów, w kościele i na weselach. I taki obraz relacji przyjęła. Nie znała innego. Uznała go za jedyny i najlepszy. Przekonywała, że musi być realizowany przez wszystkich wokół. Bo taki obraz miała w głowie. Wszystkie inne wydawały jej się niezrozumiałe, niewłaściwe i złe.
Lot na autopilocie przodków. Ileż to razy leciałam na tym autopilocie…! Czy dało mi to szczęście i spełnienie…?
Jako dziecko najpierw wypierałam, a potem połknęłam wszystko jak papkę. Chciałam pokazać, że dam radę. Tak jak mama. Oczywiście, że to było kompletnie bez sensu. Dopiero gdy się oduczyłam, gdy zapomniałam, gdy zrobiłam reset tego, co podłapałam w dzieciństwie, zaczęłam uczyć się relacji z całym światem. Od nowa. Od początku. Od zera. Krok po kroku. Jakbym obudziła się ze śpiączki i stawiała nieporadne kroki po swoje nowe życie.
Zapytałam kiedyś mamę, czy jest szczęśliwa. Szybko mi odpowiedziała, że nigdy nie była. Gdy pewnego dnia przeglądałyśmy zdjęcia, przyznała, że kompletnie nie miała czasu dla siebie. Jakby jej świat nie istniał. Była dla wszystkich, ale dla siebie nie miała chwili. Nawet nie miała czasu okazywać nam, że nas kocha. Zabrakło jej fizycznie siły. Życie przeleciało jej bez okazywania czułości i miłości swoim największym skarbom – dzieciom. Owszem, w niedzielę wciąż gotuje swoje słynne pierogi z serem i zaprasza na obiad. W taki sposób kocha. Przez jedzenie. Dopiero po latach zaczęła mówić przez telefon: „Kocham cię, córcia. Nie mówiłam ci tego, kiedy byłaś mała. Wiesz, teraz mam w końcu na to czas. A w zasadzie to już mało czasu”. Gdy widzi swoje zdjęcia z przeszłości, dociera do niej, że nie dbała o siebie. Kompletnie zatracona atrakcyjność. Wygląda jak „śmierć na chorągwi”. Była zdziwiona, że ojciec cały czas widział w niej „głęboko ukryte resztki kobiety”. Wydało mi się to bardzo odkrywcze.
Czasami tkwimy uwięzione w czym, czego nie chcemy. Nie możemy ruszyć. A ta niemoc wynika tylko z dwóch rzeczy:
– z niewiary w siebie (bardziej wierzymy innym niż sobie; złamanego grosza nie damy za swoje słowo, bo sądzimy, że nikt nam nie uwierzy, i kompletnie odcinamy siebie w relacjach);
– z utraty swojej wartości (ważność nadajemy innym i na innych przenosimy, a jednocześnie umniejszamy sobie i sabotujemy siebie).
O wartości człowieka wcale nie świadczy to,
jak bardzo jest dobry dla innych, tylko to,
jak dobry jest dla siebie.
To nasz największy deficyt. Jesteśmy niedobre dla siebie, często okropnie siebie traktujemy. Okradamy się ze wszystkiego, z czego tylko uda nam się oskubać. Z czasu, uwagi, szacunku, honoru i godności. To takie smutne…
Nikt nam tego nie robi.
Same sobie to robimy.
Gdzieś w środku zgadzamy się na to i pozwalamy innym, aby nam to robili. Same poddajemy siebie bolesnej kastracji.
Świat wcale nie jest dla nas zły. To my jesteśmy okrutne dla siebie. W zasadzie – najokrutniejsze. To, że inni ranią nas i poniżają, nie mówi o nich, tylko o nas. O braku wiary i o tym, jak nisko oceniamy siebie. Dlatego zgadzamy się na wszystko.Bajka o królewiczu na białym koniu i śpiącej królewnie
Od czego zaczynamy temat relacji? Wiem, wiem, myślisz, że chodzi tylko o tę, która wydaje się najważniejsza – z mężczyzną życia. Tym jedynym, tym na zawsze. Tym ukochanym. Drugą połówką. Wspaniałym i hojnym królewiczem na białym koniu, który Cię znajdzie, zbawi, odkryje i sprawi, że będziesz piękna, wiecznie młoda, mądra i bogata. Tym, który zajmie się Tobą oraz wszystkim wokół Ciebie. Zrobi to za Ciebie. Żebyś miała wolne i nie musiała się zajmować swoim życiem. Czyli zajęła się nicnierobieniem. Taki mężczyzna pokocha miłością wielką, bezinteresowną i najczystszą tylko dlatego, że jesteś. Zaakceptuje Cię bezwarunkowo, poprowadzi przez życie, ochroni, weźmie odpowiedzialność, zaopiekuje się, będzie się zachwycał, spełniał zachcianki i we wszystkim się zgadzał. Jest jedno niewypowiedziane roszczenie, do którego żadna z nas niech chce się przyznać: taki mężczyzno-królewicz ma zapłacić za całe nasze życie. Czyli: kupować jedzenie, ubranie, dom, meble, wakacje i całą resztę. Od momentu poznania do końca naszego życia. To jest niewypowiedziane oczekiwanie. Taaaa…
To jeden z największych wymysłów, który nie ma nic wspólnego z prawdziwym, dorosłym, odpowiedzialnym życiem i bliską, świadomą, dojrzałą relacją z drugim człowiekiem. To bajka, w którą uwierzyłyśmy jako małe dziewczynki i której trzymamy się w dorosłym życiu. Kupiłyśmy ją i uznałyśmy za prawdę. Bo jest nam na rękę. Bo jest łatwa i prosta do wykonania. Taka promocja – warto się skusić na coś niesamowitego, skoro nie wymaga większej inwestycji ani olbrzymiego wysiłku. Rozdają za darmo, za nic, to bierz!
Nawet gdy mamy swoje córki, wnuczki, wciąż powielamy te dziecinne pierdoły i serwujemy je kolejnym pokoleniom. Tak zaśmiecamy im głowy roszczeniami i odrealnionymi wymysłami, które tylko ich krzywdzą. A one z kolei przekazują je wszystkim ludziom, którzy staną na ich drodze. Tak podłapujemy rodowe „mądrości”, które nie działały i unieszczęśliwiały wszystkie poprzednie pokolenia przed nami. Uznajemy zasady mam i babek, kopiujemy i przekazujemy swoim córkom.
„Musisz poznać kogoś bogatego, w garniturze i na stanowisku. Lekarza albo prawnika. Żeby był dobrze sytuowany. Zasługujesz, bo jesteś naszą księżniczką, królową, wręcz boginią. Masz leżeć i pachnieć. A cały świat niech się kładzie u twoich stóp. A on ma cię nosić na rękach i obsypywać kwiatami”. Albo: „Zastawimy się, żeby wyprawić ci huczne wesele. Niech ludzie widzą, że jesteśmy jak wszyscy. Sprawa wydania córki ma być porządnie załatwiona na oczach rodziny, znajomych i przyjaciół”. A potem żyjcie długo i szczęśliwie. Radźcie sobie. Czyli nie przyjmujemy zwrotów ani reklamacji. Tego, że wam nie wyjdzie, w ogóle nie bierzemy pod uwagę. Żadnych powrotów do domu, rozstań, kłótni czy rozwodów. Radźcie sobie tak, jak uważacie. A jeżeli nie uważaliście, to też sobie radźcie. Bo „co ludzie powiedzą” i „u nas w rodzinie to rozwodów nie było”.
Bajka o królowej
– wersja dla dorosłych
Zanim przyjdzie Ci do głowy zostać królowo-księżniczko-boginią, warto po prostu być kobietą. Zwyczajne bycie sobą jest dla wielu kobiet nieosiągalne. Gubimy w sobie kobietę i zakopujemy ją na wiele lat. Tracimy tożsamość. Najpierw zbuduj podstawę, a potem sprawdź, jak dalej pójdzie. O ile będziesz jeszcze zainteresowana staniem się księżniczko-królowo-boginią.
Kim jest królowa?
To nie jest kobieta, która leży, pachnie i zmiata ze stołu wszystko, co jej postawią pod nos. To nie jest kobieta, która nienagannie wygląda i wiedzie życie wygodne, beztroskie, usłane różami.
Królowa jest niewyobrażalnie silna! Bo wiele przeszła, wiele doświadczyła i dzięki temu zbudowała swoją moc. To mądra, charyzmatyczna i odpowiedzialna osoba. Niezwykła osobowość. Przywódczyni, liderka. Kobieta czynu, za którą idą ludzie. Zna swoją wartość, jest odważna. Nie boi się zajrzeć śmierci prosto w oczy. Bierze odpowiedzialność za wiele istnień. Dba o to, żeby ludziom się żyło godnie i dobrze. Oczy wszystkich są ciągle skierowane w jej stronę. Królowa jest na świeczniku. To ona podejmuje najtrudniejsze decyzje i to do niej trafiają wszystkie bolączki narodu. Musi znać się na sprawach, o których się wypowiada. Jeśli czegoś nie wie, przepyta wszystkich, którzy osiągnęli w tym mistrzostwo. Dlaczego musi wiedzieć? Bo niewiedza ma swoją cenę. Za każdą decyzję królowa może zapłacić nie tylko utratą korony i tronu, lecz także swoją głową. A to, że nosi piękne szaty, to sprawa drugorzędowa. W końcu reprezentuje naród.
Królowa nie spędza wiele czasu przy stole. Wstaje pierwsza i kładzie się ostatnia. Nie wyleguje się leniwie do południa. Raczej nie ustaje w działaniach. Jest pełna wiedzy, głodu życia i wigoru. Nadaje pęd innym, inspiruje, zagania do działania. Wyznacza ścieżki.
Królowa przyszła na ten świat, aby zostawić go innym, lepszym. Przez sam fakt, że tu była.
Powtórzę: bycie księżniczko-królowo-boginią, która nic nie robi, ładnie się ubiera, w trakcie wystawnych balów najada się do syta pysznościami, a potem wyleguje do południa, zawsze kończy się tak samo. Nadwagą, depresją i przeróżnymi uzależnieniami. Bardzo dobrze wiesz, o czym mowa. Wiele razy to przerabiałyśmy. To nie działa! Każda z nas jest już mocno umordowana byciem na ciągłej diecie, rozjazdem hormonów, hashimoto, efektem jojo i całym tym cellulitem. Każda z nas jest odcięta od aktywnego życia w społeczeństwie, realiów życia, połączenia z ludźmi, doświadczania. Roimy sobie w głowie śmieci, które potrafią całkowicie odciąć nas od funkcjonowania w prawdziwym, dorosłym świecie. Już wystarczy codziennego potwierdzania swoich niemożliwości! Niejednej z nas udało się do tego przekonać cały świat. I co z tego za sukces, skoro na końcu nic z tego po prostu nie działa?!
Bajki wyrządzają nam wielką szkodę. Potem trzeba się ich oduczać i uczyć świadomego życia. Strata czasu i energii, o zdrowiu i pieniądzach nie wspomnę. Każda z nas doświadczyła tej zabawy w królową i wie, że zawsze kończy się cierpieniem.
Ludzie od lat promują głupotę i nieświadomość. Niewiedza staje się wartością. To takie super głupio myśleć, mówić. I w ogóle ekstra być głupim, nie chcieć wiedzieć! Tyle tego wkoło. Jakbyśmy całkowicie zapomniały o swojej mądrości. Zakopały ją. Nawet się nie wstydzimy głupoty własnej i nicnierobienia. O bezmyślnym siedzeniu na tyłku, wiecznym narzekaniu i czekaniu, co przyniesie ślepy los, nawet nie mówię.
Nie znam prostszego zajęcia niż nicnierobienie. Nie znam głupszego określenia niż
„Ale to nie jest takie proste…!”.
Nicnierobienie jest najbardziej męczącym zajęciem. Pochłania tony energii.
Ludzie potrafią porządnie umęczyć siebie i wszystkich wokół, aby nic nie robić w życiu i ze swoim życiem. Wielu potrafi przekonać
do tego cały świat.
Cierpimy z tego powodu, uwikłane w swoje niemożliwe niemożliwości, w poczucie niemocy, bezsilność, niewiarę i brak motywacji. Szukamy łatwego życia, czekamy na cuda i okazje. Łudzimy się, że coś się zmieni, i pozostajemy w strefie komfortu, beztroski i braku odpowiedzialności za swoje życie. Kanapa w dużym pokoju zniewala i na lata zawłaszcza nasze ciała. Mamy poczucie, że musimy jak najszybciej i najdłużej przebywać w domu, bo w salonie stoi nasz cel – wytchnienie po ciężkim dniu. Na kanapie dzieje się nasze życie, a my musimy odpocząć od życia. Bo życie to bardzo męczące zajęcie. A skoro kanapa kupiona, to trzeba regularnie ją amortyzować. Czyli ciągle na niej siedzieć. Taki dobry uczynek. Bo gdy nie ma nas w domu, gdy na niej nie siedzimy, to okradamy ją z naszego tyłka.
Inwestujemy całą swoją wartościową energię, żeby bronić się przed byciem aktywnymi, sprawczymi i aby zajmować się tym, czym i tak mamy się zająć. Zamiast tego męczymy się, kombinujemy, manipulujemy całym światem, wymyślamy przeszkody, które uniemożliwiają nam przejście do działania. Niby wiemy, jak to zrobić, ale nigdy nie zaczynamy. Nie ruszamy z miejsca. Przecież gdy trochę sobie pogadamy, to samo się zrobi. Podgonimy ględzeniem i słomianym zapałem.
Ludziom się nie chce codziennie zmieniać gaci, a co dopiero życia.
DAIN HEER
Od samego gadania nic się nie robi. „Tylko sieczka w głowie”, jak mawiał mój ojciec. Wszystko stoi. Jak zaklęte. Scementowane ciała, życia i sprawy. Nieruszone. Ilu znasz ludzi, których ciągle tylko gadają? Nie przechodzą do działania, nie zastosują w praktyce tego, co wiedzą. Nie skosztujesz owoców ich działania, ale godzinami słuchasz opowieści z „szerokiego lasu”, że „zawsze tak było”. Albo o tym, czego to matka z ojcem im nie dali. I czego to się w ogóle nie da się zrobić. I że to nie jest proste. W tym miejscu zwykle leci seria kreatywnych wymówek i roszczeń wobec całego świata.
Drzewo poznajesz po owocach.
Najczęstsze zdanie, które słyszę w przymierzalniach: „To nie jest takie proste”.
Musisz wiedzieć, że gdy to mówisz, to już sobie dowalasz i zmiana staje się niemożliwa do wykonania.
Czy wspierasz siebie, kiedy wypowiadasz tę słynną wymówkę?
Czy jesteś dla siebie podporą, czy kłodą i przeszkodą?
A teraz kilka pytań. Nie odpowiadaj. Czekaj, aż przyjdzie świadomość.
Kiedy sobie wymyśliłaś, że będziesz się zajmować tylko prostymi sprawami?
Kim jesteś, że chcesz łatwego życia i prostych spraw?
Czy jesteś osobą dorosłą, czy mentalnym dzieckiem,
które bawi się w życie?
Kiedy zdecydowałaś, że całe życie będziesz szła na łatwiznę?
A gdzie ma trafić ta reszta trudnych spraw?
Dlaczego trudne ma Cię omijać?
Kim jesteś, że uznałaś, że łatwe dla Ciebie, a trudne
dla reszty świata?
Kiedy bajkę z dzieciństwa uznałaś za prawdę
w dorosłym życiu?
Kochamy siebie okłamywać i nienawidzimy prawdy. Ponieważ nie chcemy dorastać. Na długo pozostajemy mentalnymi dziewczynkami uwięzionymi w dorosłym życiu, które chcą się tylko dobrze bawić. OK, zabawa przyjdzie, tylko najpierw musisz ogarnąć podstawy i wiedzieć trochę o tym, co wyprawiasz w swoim własnym życiu.
Jak to było u mnie?
Ach, aż wstyd się przyznawać, bo… też tak myślałam.
Miłość i seks nie wystarczą
Wiele lat kompletnie nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi. Na czym bazuje relacja z drugim człowiekiem. Wydawało mi się, że mam znaleźć tego jedynego. Mężczyznę mojego życia. Że chodzi o wielką miłość, bo wielkie uczucie załatwia wszytko i już nic nie trzeba robić. Jeżeli facet kocha mnie tak, jak ja go kocham, to czego więcej potrzeba do szczęścia? Wszystko przecież jest jasne, proste i oczywiste. Wielka miłość i cudowne, wspaniałe życie w szczęściu i dobrobycie.
Oczywiście życie regularnie wyprowadzało mnie z tego błędu. Do późnych lat.
W przeciwnym razie inaczej ułożyłabym sobie życie.
Myślałam, że chodzi też o seks. Seks myliłam z fantastyczną relacją. Skoro facet jest kotem w łóżku, skoro jestem wspaniałą kochanką, skoro mamy niesamowitą intymność, skoro fruwam codziennie po wszystkich rogach sypialni, to cała reszta się ułoży. Nocami będziemy się godzić, a dni jakoś przelecą. Przetrwamy, zajęci obowiązkami dnia codziennego.
Oczywiście, że nie wystarczy! Ciało potrzebuje intymności, a związek dwóch osób, prawdziwa, bliska relacja to zupełnie inna bajka. Pociąg fizyczno-seksualny nie pociągnie wszystkiego, nie zrobi relacji.
Po latach wplątywania się w różne związki i romanse przyszła świadomość, że gdyby nie mój seksualny temperament, gdyby nie potrzeba bliskości i seksu, to zupełnie inaczej ułożyłabym swoje życie. Gdybym mogła ukochać swoje wyziębione ciało, zaopiekować się sobą, to wchodziłabym w zupełnie inne relacje, dokonywałabym innych wyborów.
Seks rządził, intymność decydowała, a ciało żebrało o czułość i obecność drugiego ciała. Te wybory były takie, że wstyd teraz o nich pisać.
A Ty? Przyznasz się do uzależnienia od seksu, do potrzeby ciągłej, regularnej intymności, do wybierania facetów, którzy byli dobrzy w łóżku, i budowania na tym poważnego związku? Przyznasz się do traktowania seksu i romansu jak związku? Przyznasz się, ile razy straciłaś głowę i barwną, atrakcyjną intymność myliłaś z byciem w prawdziwej relacji? Ile razy wybierałaś byle co, aby tylko portki wisiały w sieni? Ilu facetów do dziś nie ma zielonego pojęcia, że byłaś śmiertelnie zakochana, ale miłość i związek działy się tylko w Twoim pustym sercu i głowie?
Mentalna niedojrzałość
Bawiłam się w dojrzałe związki, ale byłam mentalnym dzieckiem.
Zawsze byłam waleczną, pracowitą i uzdolnioną osobą, a jednak w relacjach z facetami na długie lata pozostałam naiwną, wstydliwą dziewczynką z rumieńcami na policzkach. Bawiłam się w relacje, ale nie byłam w nich obecna. Dopiero teraz widzę, jak byłam niedojrzała emocjonalnie. Oczywiście, że nic się nie mogło udać, bo bliska i prawdziwa relacja może zaistnieć między dwojgiem ukształtowanych i dojrzałych osób. W relacjach, w których byłam dzieckiem, facet się mną bawił, nie traktował mnie poważnie, nie słuchał, opowiadał bajki. A ja wierzyłam, bo odpowiadało mi to, co chciałam usłyszeć. Nic dziwnego, że stale kręciły się koło mnie dziwne postacie, osoby kompletnie niedojrzałe, zwykłe troki od kalesonów, maminsynki, naciągacze i zboczeńcy, którzy interesowali się małymi dziewczynkami.
Samotność odbierała mi poczucie własnej wartości
Nie czułam, że jestem coś warta, dlatego zgadzałam się być z każdym człowiekiem, który stawał na mojej drodze. Żyłam z przekonaniem, że jestem gorsza, kiedy jestem sama. Że muszę z kimś być, bo samotność jest najstraszniejszą rzeczą, która przydarza się ludziom. Ciągle słyszałam, że chyba coś ze mną jest nie tak, skoro mnie nikt nie chce.
Przyciągałam samych nieudaczników. Moje relacje nie przedstawiały jakichkolwiek wartości. Jak piłka odbijałam się od jednej do drugiej. Wydawało mi się, że wszystko i wszyscy wokół są bardziej wartościowi ode mnie. I ważniejsi niż ja. To ich stawiam na piedestale. Nie potrafiłam być sama i nie umiałam być z kimś. Z jednej strony wydawało mi się, że samotność jest straszna, z drugiej – nie potrafiłam być z kimś. Przeszkadzała mi ciągła obecność drugiej osoby w moim życiu. Uciekałam od ludzi. Innej opcji nie znałam.
Nie kochałam i nie akceptowałam siebie.
Żyłam w oczach innych. Szukałam człowieka, który mnie pokocha. Za mnie! Żebym nie musiała sobie tego robić.
Nie miałam też akceptacji dla siebie. Tak, miłość i akceptacja miały przyjść z zewnątrz, od kogoś. Od tego jedynego, wymarzonego, który mnie pokocha i który mi to da. Nie chciałam się zajmować sobą. Wszystkich wokół zalewałam uwagą i miłością, ale siebie nienawidziłam i okradałam z uwagi. Ja na końcu.
Chciałam, aby inni mieli ze mną dobrze.
Gdy kogoś bardzo kochałam – tak na zabój, bardziej niż siebie – to automatycznie traciłam siebie. Bo oddawałam się cała. Serce i wnętrzności na tacy. Potem on mnie nienawidził za takie nudne podstawianie wszystkiego pod nos, za zalewanie miłością i za brak dojrzałości. Niby chciałam dobrze i miałam dobre intencje, ale wychodziło odwrotnie.
A potem związałam się z kimś, bo chciałam lekkiego, dostatniego życia.
Ile razy dokonywałaś podobnych wyborów?
Po latach pozostawania mentalnym dzieckiem oddałam swoje życie na pastwę losu innym, którzy mieli wiedzieć lepiej, co dla mnie najlepsze. Którzy mieli mnie kochać, żebym ja nie musiała kochać siebie. To ich uczyniłam mądrzejszymi od siebie – tak siebie okradłam z mądrości, ze świadomości i z widzenia, z którym się urodziłam. Bezgranicznie zaufałam innym i przestałam ufać sobie. W innych uwierzyłam bardziej niż w siebie. Okradłam siebie z resztek wiary. Zyskałam czyjąś obecność w moim życiu, wypełniłam kimś swoje życie, ale kompletnie straciłam siebie z pola widzenia. Przestałam mieć kontakt ze sobą. Przestałam być sobą. Zaczęłam siebie sabotować, działać przeciwko sobie. Rozwiodłam się ze swoim życiem i ciałem i poświęciłam je innym. Tym, których kochałam bardziej niż siebie. Przestałam być dobra dla siebie.
Nic się nie układało, a ja biegłam przed siebie jak dziecko we mgle. Nic z tego nie było ani trwałe, ani bliskie, ani prawdziwe.
Z facetami to nie wiadomo, o co chodzi
Kiedyś podczas zajęć „Usłysz swój głos” zobaczyłam swój emocjonalny ugór. Miałam usiąść naprzeciw drugiej osoby, wyobrazić sobie, że to mężczyzna, z którym chcę spędzić życie, i mówić do niego. Krzyczałam jak rozhisteryzowane dziecko. Z moich ust wylewały się same głupoty i żale. Na koniec rozpłakałam się bezradnie i powiedziałam, że kompletnie nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi… Nie widziałam brzegu, nie miałam punktu zaczepienia, niczego nie rozumiałam i kompletnie nie wiedziałam, od czego zacząć. Taka była moja wiedza o relacjach. Jak mogłam sklecić cokolwiek, skoro nie wiedziałam, gdzie tu przód, a gdzie tył? Zerowa wiedza. Ciemność. Ile na świecie jest kobiet podobnych do mnie?
Nie możesz zmienić czegoś, czego nie widzisz!
Bo nie wiesz, co jest do zmiany.
Dlatego tak ważne jest otworzenie oczu. Gdy zobaczysz, to już nie odzobaczysz.
I tak przychodzi świadomość.
Świadomość to widzenie rzeczy i spraw takimi, jakie są, zamiast takimi, jakie wymyślasz. Świadomość to początek sprzątania w głowie i w sercu. Gdy tu będzie czysto, staniesz się wolna od wymysłów mózgu i emocji serca, które zaśmiecają życie. Czysta głowa i czyste serce są jak wysprzątany dom, który chcesz wypełnić sobą i który automatycznie staje się zaproszeniem dla wspaniałych gości. To także spokojny sen i przestrzeń do pięknej relacji samej ze sobą i z całym światem. Dopiero wtedy możesz próbować sklecić cokolwiek z całą resztą wokół siebie, gdy masz porządek na własnym podwórku.
To Ty masz się ciągle zmieniać, iść do przodu i transformować! To Ty masz przestać kręcić się wokół własnego ogona i szukać w innych powodu swoich życiowych nieszczęść. Zbudowanie prawdziwej, bliskiej i intymnej relacji ze sobą bazuje na zwyczajnym rozwoju osobistym. Ucz się o sobie i całą swoją energię skupiaj na tym, co jest najważniejsze dla Ciebie. To sprawi, że będziesz nieustannie wzrastać.
Po co to robić? Ze względu na szacunek wobec życia tutaj. Bycie dobrą dla siebie sprawi, że polubisz siebie. Od tego musisz zacząć.
Nie musi to być od razu wielka miłość. Zajmij się sobą, a z czasem zobaczysz, że to przyjemne i ekscytujące zajęcie. Na końcu zyskasz niesamowitą siłę i wiarę w siebie. Będziesz lekka i wolna. Staniesz się sobą i zaczniesz zapraszać do swojego życia wartościowe relacje. Fantastyczni ludzie zaczną wyrastać z każdej strony zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym.
Tak oszlifujesz najważniejszy skarb świata – siebie. Bo gdy masz siebie, to masz wszystko!
Chcę Ci pokazać kilka ważnych relacji.
To zaskakujące, że relacja z facetem, który ma nas znaleźć i pełnić rolę naszego zbawcy, jest fikcją serwowaną kobietom od wieków. Nikt nie musi odgrywać takiej roli. Znalezienie faceta nie jest najważniejszym wydarzeniem w życiu. Tym bardziej szkoda skupiać swój potencjał wyłącznie na posiadaniu kogoś na wyłączność, na własność oraz koncentrować się nim i na sprawach wokół niego.
Co wleczemy ze sobą po naszych przodkach? Jakie walizki pełne starych śmieci wstawiamy do naszego nowego życia?
Pokażę Ci zupełnie inną perspektywę postrzegania relacji. Najważniejsze, z czym wyjdziesz po przeczytaniu tej książki, to obraz Twojej bliskiej relacji z samą sobą. Zobaczysz wszystko. Trochę może Ci się nie spodobać ten widok. A zwłaszcza to, czego nie chciałaś widzieć, i to, co poukrywałaś przed sobą.
Po co masz to zobaczyć?
Nie po to, żeby grzebać w przeszłości, tylko po to, żeby sprawdzić, co możesz zmienić w swoim życiu.O braku emocjonalnego wsparcia
Jeśli od rodziców nie dostaniemy emocjonalnego wsparcia, poczucia wartości, siły i wiary w swoją wspaniałość, to same musimy je sobie zbudować. Bez żalu. Gdyby rodzice mieli to w sobie, na pewno by nam dali. Dali, co mieli. A czego nie mieli – nie dali. Bywa, że zamiast wartości przekazują nam problemy i obciążenia, z którymi sobie nie poradzili. Automatycznie bierzemy to na siebie; chcemy im pomóc, zrobić coś za nich, żeby się tak nie męczyli. Ich niezałatwione sprawy, kompleksy, bezsilność, niemoc, nieudolność, lęk i ograniczenia uznajemy za własne. I wleczemy całe swoje życie. To przyczyna wszystkich naszych życiowych nieszczęść.
O realizowaniu życia za innych
Gdy realizujemy życie za innych i staramy się załatwić sprawy innych, nie zajmujemy się swoim życiem. Próbujemy dokonać niemożliwego, czyli przeżyć za kogoś jego życie. Jeszcze nikomu się to nie udało, ale my mamy poczucie bycia wszechmogącymi, więc urabiamy się po pachy. Często z przeświadczeniem, że zrobimy to szybciej i lepiej.
Jak to działa?
A tak, że z innych robimy kaleki życiowe. Utwierdzamy ich tylko w przekonaniu, że sami sobie nie radzą. Że bez nas by zginęli. Zapieprzamy za dwoje. A inni w tym czasie mają wolne, odpoczywają.
Tak stajemy się nieobecne w swoim życiu. Bo zajmujemy się czyimś życiem. Za kogoś. Chcemy dobrze, ale wychodzi na to, że na siłę uszczęśliwiamy innych. A szczęście tak nie działa. Świat nie jest tak stworzony, żeby jeden za drugiego musiał robić to, co do niego należy, czyli życie. Każdy tu przyszedł po siebie.
Więcej jest rzeczy, których musimy się oduczyć, niż wsparcia, które dostajemy w spadku. Prawda jest taka, że sama masz zbudować siebie. Przyszłaś na ten świat kompletna – ze wszystkim, czego Ci tutaj potrzeba. I nie ma co zrzucać winy na rodziców za to, że Ci nie wyszło. Gdy w wieku 50 lat zorientujesz się, że wciąż narzekasz na swoją matkę albo wciąż jesteś córeczką tatusia, to już ostatni dzwonek, aby dorosnąć, przestać być mentalnym i emocjonalnym dzieckiem. I zwyczajnie przestać się ośmieszać.
Największym obciążeniem w budowaniu poczucia własnej wartości jest bagaż, który dostajemy od przodków.
Jeśli bierzesz na swoje barki sprawy rodziców, to najpierw uświadom sobie, że nie są to Twoje sprawy. Ty tylko je czujesz. A skoro czujesz, to wydaje Ci się, że są Twoimi problemami i musisz się tym zająć. Otóż nie! Od dziś do zawsze naucz się oddzielać to, co czujesz, od tego, co jest Twoje. Gdy sobie uświadomisz, że w Twojej rzeczywistości znajdują się sprawy, które nie są Twoje, od razu przestaniesz się nimi zajmować i poczujesz niezwykłą ulgę. Wrócisz do swoich spraw.
Czyje to jest: Twoje czy kogoś innego?
Gdy odpowiesz na pytanie, szybko przyjdzie świadomość, czyje sprawy wleczesz latami na swoich barkach. I będziesz dokładnie wiedziała, czyje życie i czyj plan realizujesz. Ta osoba pojawi się w Twojej głowie w powiązaniu z odpowiedzią na pytanie. A wtedy odeślij emocje do osoby, czasów i miejsc, w których uznałaś je za własne.
Odsyłaj.
Odsyłaj.
Odsyłaj, aż poczujesz ulgę
Jak wysyłać?
Bądź w ciele. Połącz się z nim i poczuj, gdzie znajduje się całe napięcie, które wiąże się z tym obciążeniem. I zacznij wysyłać. Czyli intensywnie myśl. Daj sobie poczucie rozprzestrzeniania. Aż puści i poczujesz ulgę. Jeśli mózg przeszkadza Ci w wysyłaniu, uruchom wyobraźnię i zwizualizuj sobie, że nie do Ciebie została zaadresowana ta przesyłka, że nieświadomie ją rozpakowałaś i grzebiesz w nie swojej paczce. To nie są Twoje sprawy. Nie możesz wsadzać nosa ani się wtrącać. Pomożesz, jeżeli odeślesz je do nadawcy. Tam mają trafić. Ktoś inny jest właścicielem. I to ktoś inny ma zająć się tym, co jest w środku. Nie Ty. Nie może używać Ciebie do załatwiania swoich spraw. Nie pozwalaj więcej na to. Nikogo nie ranisz, gdy odsyłasz to, co nie jest Twoje. Każdy da radę sam zająć się tym, co do niego należy. Nie okradaj nikogo ze stawiania czoła własnym sprawom. Odsyłaj je z wiarą, że każdy poradzi sobie ze wszystkim, co go spotyka. I nie baw się we wszechmogącą. Daj ludziom doświadczać.
O inwestowaniu w siebie
Gdy jesteś ukształtowaną kobietą, która kocha i akceptuje siebie, która inwestuje w swój rozwój, która każdego dnia buduje swoją wartość i jest dobra dla siebie, będziesz tym rezonować do całego wszechświata. Taki rodzaj informacji staje się zaproszeniem i inspiracją dla ludzi podobnych do Ciebie. Twoich luster. I powoduje, że niespodziewanie pojawiają się w Twoim życiu ludzie podobni do Ciebie, który wnoszą swój wkład do Twojego życia.
Jeśli nie chcesz zajmować się swoim życiem, nie lubisz siebie, nie chcesz inwestować w swój rozwój i masz niskie poczucie wartości, stajesz się swoim wrogiem. Kiedy nie lubisz siebie, a innych czynisz ważniejszymi od siebie – przyciągniesz ludzi, którzy będą Ci robić dokładnie to, co sama sobie robisz. Będą Cię okłamywać, krzywdzić i wykorzystywać. Owszem, są ludzie, którzy czują się szczęśliwi, gdy są nieszczęśliwi, i którzy uwielbiają się męczyć. Zyskują niezłą wymówkę, aby niczego nie robić ze swoim życiem. Ale działanie przeciwko sobie i sabotowanie siebie ograniczają nasz rozwój. Jeśli siebie nie wspierasz, przyciągasz ludzi, którzy będą Ci dowalać. Jeśli zaczynasz siebie wspierać, przyciągasz tych, którzy również siebie wspierają. Nie będziesz potrzebować ich wsparcia; raczej wzajemnie będziecie się cieszyć sobą i inspirować do lepszego życia. Nikt na nikim nie będzie wisiał, nikt nie będzie nikogo pchał ani wlókł.