Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Renegat. Vesper 2 - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
11 marca 2025
42,99
4299 pkt
punktów Virtualo

Renegat. Vesper 2 - ebook

Łatwiej poskromić krąg bestii wokół, niż tę w środku.

Czy ośmielisz się żyć, łamiąc zasady, których przysięgałeś bronić do ostatniej kropli krwi?

Renegaci. Zbrodniarze, terroryści, mordercy. Zorganizowana grupa przestępcza. Czyste, wcielone zło.

Życie poza nawiasem, w głodzie i chłodzie, przy ciągłym zagrożeniu ze strony nocarskich przedstawicieli legalnej władzy. Od strzelaniny do strzelaniny, od pułapki do pułapki, klucząc i zacierając ślady w nieustannej ucieczce, tułając się pomiędzy kolejnymi spalonymi lokalami. Oto los Vespera wśród Braci Prawdziwej Krwi.

Chce czy nie, musi realizować plany swych nowych mocodawców w nienawidzącym go zespole. Bo przecież nie ma innego wyjścia.

Owszem, ma. Może palnąć sobie w łeb.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368264098
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_I am a Vampire._

_I worship my ego and I worship my life,_

_for I am the only God that is._

_I am proud that I am a predatory animal_

_and I honor my animal instincts._

_I exalt my rational mind_

_and hold no belief that is in defiance of reason._

_I recognize the difference between the world of truth and fantasy._

_I acknowledge the fact that survival is the highest law._

_I acknowledge the Powers of Darkness to be hidden natural laws through which I work my magic._

_I know that my beliefs in Ritual are fantasy but the magic is real, and I respect and acknowledge the results of my magic._

_I realize that there is no heaven as there is no hell,_

_and I view death as the destroyer of life._

_Therefore I will make the most of life here and now._

_I am a Vampire._

_Bow down before me._

_The Vampire Bible_

_„The Vampire Creed”_



_Jestem Wampirem_

_Czczę moje ego i czczę moje życie,_

_ponieważ jestem jedynym istniejącym Bogiem._

_Jestem dumny z tego, że jestem drapieżnikiem_

_i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom._

_Wywyższam mój racjonalny umysł i nie uznaję żadnych wierzeń, które są wbrew rozumowi._

_Rozpoznaję różnicę pomiędzy światami prawdy i fantazji._

_Uznaję fakt, iż przetrwanie jest najwyższym prawem._

_Uznaję, iż Dar Ciemności musi być ukryty według naturalnego prawa, dzięki któremu tworzę mą magię._

_Wiem, że moja wiara w Rytuały jest fantazją, lecz magia jest prawdziwa, i szanuję i uznaję wyniki mej magii._

_Rozumiem, że nie ma nieba ani piekła,_

_a śmierć postrzegam jako zniszczenie życia._

_Dlatego korzystam z życia tu i teraz._

_Jestem Wampirem._

_Pokłoń się przede mną._

_Biblia Wampiryczna_

_„Credo Wampira”_PAJĘCZYNA

Świa­tła za­cho­dzące­go sło­ńca bar­wi­ły ró­żem i czer­wie­nią nie­wiel­ki do­mek na przed­mie­ściach War­sza­wy. Drew­nia­ny pło­tek, z któ­re­go pła­ta­mi zła­zi­ła zie­lo­na far­ba, od­gra­dzał go od piasz­czy­stej uli­cy. Dwóch mężczyzn brnęło śpiesz­nym kro­kiem przez na wpół za­mar­z­ni­ęte bło­to, sta­ra­jąc się omi­jać co wi­ęk­sze ka­łu­że.

Ve­sper nie mógł się oprzeć zdzi­wie­niu, kie­dy La­ter pod­sze­dł do prze­rdze­wia­łej me­ta­lo­wej furt­ki i na­ci­snął czar­ny gu­zi­czek dzwon­ka. To tu­taj? Były no­carz otwo­rzył sze­ro­ko oczy. Miał na­dzie­ję, że zo­sta­nie za­pro­wa­dzo­ny do ja­kie­jś taj­nej bazy re­ne­ga­tów, wy­obra­źnia pod­su­wa­ła mu ob­ra­zy ro­dem z fan­ta­stycz­nych fil­mów: szczot­ko­wa­ny chrom, pla­stik, szkło, drzwi otwie­ra­jące się z sy­kiem na roz­kaz te­le­pa­tycz­ne­go ha­sła, psy Ba­ske­rvil­le’ów wa­ru­jące u wrót...

I żad­nych osza­la­łych Węży, wszyst­ko, tyl­ko nie to.

La­ter po­now­nie na­ci­snął dzwo­nek, od­cze­kał chwi­lę, a po­tem za­czął go wci­skać raz za ra­zem, co­raz bar­dziej na­tar­czy­wie.

– No żesz... – wark­nął pod no­sem. – Bez prze­sa­dy.

Drzwi skrzyp­nęły, na pro­gu po­ja­wił się siwy mężczy­zna w przy­bru­dzo­nych dre­li­cho­wych spodniach i wy­tar­tej blu­zie. Nie­chęt­nym wzro­kiem po­pa­trzył na przy­by­szów. Ziew­nął z osten­ta­cyj­nym wręcz znu­dze­niem, nie za­kry­wa­jąc dło­nią ust.

– No i cze­go? – rzu­cił opry­skli­wie. – Po co przy­szli?

– Po­ga­dać – po­wie­dział spo­koj­nie La­ter. – Tyl­ko po­ga­dać.

Sta­ry wzru­szył ra­mio­na­mi, obej­rzał się za sie­bie. Po­mru­czał do ko­goś, kto stał tuż za nim w przed­sion­ku, skrzy­wił się nie­chęt­nie, wresz­cie ru­szył do furt­ki, szu­ra­jąc fla­ne­lo­wy­mi kap­cia­mi po nie­rów­nym chod­ni­ku. Wło­żył klucz do zam­ka, ob­ró­cił nim kil­ka­krot­nie ze zgrzy­tem.

Bez sen­su, po­my­ślał Ve­sper. Pło­tek ma naj­wy­żej z pó­łto­ra me­tra, tę furt­kę otwo­rzy­łbym jed­nym kop­nia­kiem, a tu­taj pro­szę, na za­mek się wy­si­li­li.

Za­mknął oczy. Wci­ąż czuł lek­ki za­wrót gło­wy, a w uszach tęt­nie­nie świe­żej krwi. Świat był przy­tłu­mio­ny, nie­rze­czy­wi­sty, wy­świe­tlał się do­oko­ła ni­czym ce­lu­lo­ido­wy film. On sam był zaś tro­chę gdzie in­dziej, ow­szem, cho­dził, dzia­łał, żył... Ale jed­no­cze­śnie jak­by wca­le go nie było.

Za­ćpa­ny na za­wsze, nie­chaj będzie i tak.

– No to wcho­dźcie – burk­nął sta­ry, sta­jąc z boku otwar­tej furt­ki. – No już trud­no, sko­ro wam tak cho­ler­nie za­le­ży...

Ve­sper otwo­rzył oczy, po­pa­trzył na nie­go uwa­żnie. Czło­wiek, to z pew­no­ścią był czło­wiek.

– Za­pra­szasz nas? – rzu­cił ci­cho La­ter, z lek­kim uśmiesz­kiem. – Bar­dzo dzi­ęku­je­my.

Twarz tam­te­go stęża­ła na­tych­miast.

– Znasz dro­gę – od­pa­rł przez zęby. – A te­raz idź.

La­ter szturch­nął Ve­spe­ra łok­ciem, sztu­bac­kim, po­ro­zu­mie­waw­czym ge­stem, i ru­szył do drzwi. Były no­carz po­drep­tał za nim, śli­zga­jąc się po oszro­nio­nych be­to­no­wych płyt­kach. Wresz­cie prze­stąpił próg, z ulgą wi­ta­jąc ko­jącą ciem­no­ść wnętrza. Za­mru­gał... i na­gle za­sty­gł w miej­scu, wpa­tru­jąc się w sto­jące­go na­prze­ciw­ko mężczy­znę.

– Wi­tam – po­wie­dział ge­ne­rał Nex. – Mam na­dzie­ję, że nie spo­tka­li­ście żad­nych prze­szkód na dro­dze z Ci­cho­węża. – Spoj­rzał na La­te­ra, któ­ry na­tych­miast po­kręcił gło­wą.

– Wszyst­ko w po­rząd­ku, sze­fie – od­pa­rł słu­żbi­ście. – Nic się nie dzia­ło.

Nex uśmiech­nął się, wy­ci­ągnął rękę do Ve­spe­ra. Ten po­pa­trzył na nią z chwi­lo­wym za­wa­ha­niem, ogar­ni­ęty tłu­mem roz­go­rącz­ko­wa­nych my­śli.

Pa­mi­ętasz, chłop­cze? Pa­mi­ętasz?

_Nex stoi w fa­brycz­nej hali Po­lfy, przed nim klęczą ska­za­ni na śmie­rć po­li­cjan­ci. Wo­kół uwi­ja­ją się re­ne­ga­ci, za­kła­da­jąc ła­dun­ki wy­bu­cho­we. Tru­py lu­dzi i no­ca­rzy leżą roz­ci­ągni­ęte na podło­dze. A ty cze­kasz sku­lo­ny pod da­chem na ja­kąkol­wiek oka­zję do prze­rwa­nia tego roz­pacz­li­we­go baj­zlu. I oto Ni­dor pod­ry­wa się, za­czy­na strze­lać, do­łączasz do nie­go, Nex wali się na zie­mię w roz­pry­skach krwi, te chwi­le zwy­ci­ęstwa mają ja­kże słod­ki smak..._

_ _

Nex. A te­raz po­wi­taj go życz­li­wie. To twój nowy to­wa­rzysz bro­ni, je­ste­ście po tej sa­mej stro­nie ba­ry­ka­dy, jak­byś nie wie­dział. Zo­sta­łeś re­ne­ga­tem. Po­lu­jesz, za­bi­jasz, pi­jesz ludz­ką krew, jak oni wszy­scy. Je­że­li mia­łeś za­miar po­pe­łnić ho­no­ro­we sa­mo­bój­stwo, trze­ba to było zro­bić w Ci­cho­wężu, te­raz już za pó­źno. Tu­taj mo­żesz ewen­tu­al­nie zro­bić hi­ste­rycz­ną sce­nę, na­pluć ko­muś pro­sto w twarz, wsz­cząć bój­kę, pro­szę. To i tak ni­cze­go nie zmie­ni. Ale częstuj się, czym chcesz.

Aha, i jesz­cze pa­mi­ętaj, że ten fa­cet ura­to­wał ci ży­cie tam, w auli. Gdy­by nie on, twój przy­ja­ciel Ni­dor krop­nąłby cię bez cie­nia wa­ha­nia. Wiesz prze­cież o tym, wiesz do­sko­na­le.

Więc może le­piej nie rób scen. Po­sta­raj się ja­koś za­cho­wać w tej ja­kże nie­zręcz­nej sy­tu­acji.

Ve­sper na­brał głębo­ko po­wie­trza w płu­ca.

– Wi­tam, ge­ne­ra­le – wy­du­sił z tru­dem.

Po­dał rękę Ne­xo­wi, uści­snął pręd­ko, pu­ścił na­tych­miast. Ro­zej­rzał się po ciem­nym, pu­stym przed­sion­ku, ce­lo­wo uni­ka­jąc ja­kie­go­kol­wiek kon­tak­tu wzro­ko­we­go z re­ne­ga­tem.

– Lord Ara­nea ocze­ku­je pana, ge­ne­ra­le – oznaj­mił Nex, pro­mie­niu­jąc nie­wzru­szo­nym spo­ko­jem. – Za­pra­szam.

Ve­sper po­wo­li wy­pu­ścił z sie­bie po­wie­trze. Ge­ne­ra­le? – po­wtó­rzył w du­chu, ma­jąc na­dzie­ję, że po pro­stu się prze­sły­szał. Bo je­że­li nie, to... Ge­ne­rał re­ne­ga­tów: to pi­ęt­no będzie nie do zmy­cia. Przy­pie­czętu­je zdra­dę, chce tego czy też nie. O kur­wa... O kur­wa żesz mać!

Nex od­wró­cił się i za­czął wcho­dzić po skrzy­pi­ących, drew­nia­nych scho­dach, po­kry­tych sfa­ty­go­wa­ny­mi ka­wa­łka­mi dy­wa­nu. Były no­carz ru­szył za nim, wbi­ja­jąc wzrok w jego sze­ro­kie, bar­czy­ste ple­cy.

O kur­wa, na­dal krąży­ło Ve­spe­ro­wi w gło­wie ni­czym na­tręt­na mu­cha. O kur­wa żesz mać!

Nic in­ne­go nie przy­cho­dzi­ło mu na myśl.

Ga­bi­net Ara­nei był ma­lut­kim, nie­ma­lże klau­stro­fo­bicz­nym po­miesz­cze­niem. Ścia­ny od su­fi­tu do podło­gi za­bu­do­wa­ne były pó­łka­mi, na któ­rych pi­ętrzy­ły się ksi­ążki. Okno za­sło­ni­ęto ża­lu­zja­mi prze­ciw­wła­ma­nio­wy­mi, tuż przed nim sta­ło biur­ko, z któ­re­go osy­py­wa­ły się sto­sy pa­pie­rów.

Lord Re­ne­gat sie­dzia­ła na ob­ro­to­wym krze­se­łku i za­wzi­ęcie wkle­py­wa­ła coś w kla­wia­tu­rę, od cza­su do cza­su zer­ka­jąc na ekran. Nie prze­rwa­ła, kie­dy we­szli. Sta­nęli więc tuż za pro­giem, cze­ka­jąc.

– Se­kun­dę – rzu­ci­ła w tran­sie. – Mo­men­cik.

– Taaa – mruk­nął Nex, pod­sze­dł do jed­ne­go z dwóch krze­seł sto­jących przed biur­kiem i zgar­nął na podło­gę ko­lej­ne pa­pie­rzy­ska. – Ra­czy pan usi­ąść, ge­ne­ra­le. Pro­szę.

A więc jed­nak to praw­da, prze­mknęło Ve­spe­ro­wi przez myśl. Nie prze­sły­szał się, rze­czy­wi­ście po­sta­no­wi­li zro­bić go ge­ne­ra­łem.

Miał wra­że­nie, jak­by ja­kiś prze­ogrom­ny ci­ężar za­gnie­ździł mu się w pier­siach i po­sta­no­wił po­zo­stać tam na za­wsze. Ve­sper, cho­ler­ny zdraj­ca. Ge­ne­rał re­ne­ga­tów. To wła­śnie on.

Po­wol­nym, oci­ęża­łym kro­kiem pod­sze­dł do…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij