- W empik go
Rezydencja - ebook
Rezydencja - ebook
Inkeri właśnie zakończyła długi związek i wyjeżdża na Węgry do pracy w pięknej starej rezydencji, gdzie zamożna rodzina Mäkinenów przygotowuje się do zbliżającego się ślubu ich córki. Bohaterka jest od samego początku oczarowana posiadłością, a kiedy przez główne drzwi domu wychodzi zaskakująco przystojny i egzotycznie wyglądający nieznajomy, w głowie dziewczyny pojawia się myśl, że właśnie spotkała kogoś, kto pomoże jej się otrząsnąć po niedawnym rozstaniu. Niestety, szybko okazuje się, że tym olśniewającym mężczyzną jest pan młody, Ilkka Vahtokari.
Inkeri wydaje się, że jej fascynacja jest odwzajemniona, ale nie zamierza romansować z zajętym mężczyzną, szczególnie że wśród gości weselnych nie brakuje interesujących kandydatów do flirtu. Jednak Ilkka nie zamierza się poddać, a dziewczyna wkrótce staje przed trudnym wyborem: czy zaspokoi swoją tęsknotę za miłością z innymi, samotnymi mężczyznami, czy też ostatecznie ulegnie panu młodemu?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8034-388-6 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Chciała zorganizować tradycyjne arystokratyczne wakacje przed ślubem. Cokolwiek to, do cholery, znaczy. Wszyscy zaproszeni mogą przyjechać już na początku czerwca. Tata płaci.
Jechałyśmy właśnie z Tuulą wynajętym przez nią citroënem z lotniska w Budapeszcie do węgierskiej rezydencji. Roześmiałam się, słysząc jej ironiczny ton.
– Nie woleli czegoś we Francji albo Anglii? Zapadła wieś gdzieś na Węgrzech naprawdę była ich pierwszym wyborem? Okej, nad Balatonem, ale to nadal węgierska wieś – zauważyłam rozbawiona.
Moja przyszła szefowa rzuciła mi szybkie spojrzenie i się uśmiechnęła.
– Jestem pewna, że Armi i Fanny najchętniej wybrałyby rezydencję książęcą w Anglii, ale myślę, że mogłyby tym trochę wkurzyć tatusia. Z całą pewnością jesteśmy tu ze względu na budżet. Z Seppa żaden książę, to zwykły Fin, który prowadzi bardzo dobrze prosperującą sieć biur rachunkowych. Ale jego żona uważa, że pieniądze zrobiły z niej hrabinę. Córka również. A samo miejsce jest urocze, to dworek, który był letnią rezydencją jakiejś arystokratycznej rodziny.
Tuula zadzwoniła do mnie zaledwie przed tygodniem z propozycją pracy, gdy człowiek, którego wcześniej zatrudniła, zrezygnował. Dwór wynajęło na lato bogate małżeństwo Mäkinenów, a gwoździem programu miał być ślub ich córki Fanny. Miałam pomagać we wszystkim: gotować, sprzątać, przygotowywać wesele i kierować miejscowym personelem.
Znałam Tuulę dość dobrze, ponieważ przez wiele lat pracowałam w jej firmie cateringowej, a jej propozycja nie mogła nadejść w lepszym momencie. Właśnie ukończyłam studia na kierunku gastronomia i sztuka kulinarna, ale chwilowo byłam bezrobotna. Miałam przez lato podróżować ze swoim chłopakiem, a potem z nim zamieszkać. Tylko że Tatu zmienił plany. Trzy tygodnie temu poinformował mnie, że mogę zapomnieć o wyjeździe, wspólnym zamieszkaniu i tak naprawdę o nim. Spotkał miłość swojego życia i nie byłam to ja.
Nie musiałam się długo zastanawiać nad odpowiedzią dla Tuuli, mając do wyboru dworek nad Balatonem albo samotne wylewanie łez w ciasnym pokoju w akademiku. Poza tym w wieku dwudziestu siedmiu lat byłam już po prostu za stara na to drugie. Studiowałam trochę dłużej niż moi koledzy, ponieważ musiałam dużo pracować, żeby jakoś związać koniec z końcem.
Przynajmniej mogłam leczyć złamane serce i zrujnowaną samoocenę w ładnym i ciepłym miejscu. Chociaż znalazłam się w dość niecodziennej sytuacji, byłam pewna, że w tej pracy wiele się nauczę. Poza gastronomią studiowałam też zarządzanie biznesem, ponieważ marzyłam o prowadzeniu własnego małego hotelu. Wprawdzie teraz miałam zarządzać rezydencją i finansami na organizację wesele, ale to było bez znaczenia – zawsze to jakaś praktyka.
– Duży jest teraz tłok nad Balatonem? – zapytałam zaciekawiona, gdy zbliżałyśmy się do największego jeziora w Europie Środkowej.
Tuula potrząsnęła głową tak energicznie, że włosy jej się zwichrowały. Był to nie lada wyczyn, bo swoją rudą czuprynę nosiła ściętą na krótko.
– Jeśli pytasz o dokładną liczbę, to nie mam pojęcia. Na wyspie zawsze jest spory ruch, niektórzy przyjeżdżają tylko na dzień albo dwa pożeglować. W tej chwili jest może od piętnastu do dwudziestu osób, ale jedna grupa wyjechała dziś na kilka dni do Wiednia. W każdym razie to od nas zależy, ile jest osób. Armi kompletnie odbiło z obliczeniami, Fanny ma to w dupie, Seppo cały czas gada przez telefon, a Ilkka patrzy tak obojętnym i znudzonym wzrokiem, że pewnie w ogóle tego nie ogarnia.
– To oni mają syna? Myślałam, że dwie córki.
– No i dobrze myślałaś. Jenny jeszcze jest w Belgii, pracuje tam jako au pair. Ilkka to pan młody.
– Chce się wżenić do bogatej rodziny?
– Na to wygląda. Prowadzi jedno z biur rachunkowych Seppa i bzyka się z jego córką.
– To chyba nie ma nic do rzeczy...
– Oczywiście, że nie. Ale facet wydaje się inteligentny, a Fanny nie. Może po prostu mu się podoba.
Fanny była piękna. Ale była też cholernie męczącą, rozpieszczoną małą księżniczką. Tuula odważyła się przy mnie powiedzieć, co naprawdę uważała – znała mnie na tyle dobrze, że nie musiała wątpić w moją lojalność. Pomyślałam z nostalgią, że ja też kiedyś uchodziłam za piękność. To było, zanim w życiu Tatu pojawiła się Aino ze swoimi pszenicznymi włosami i wspaniałymi opalonymi nogami. Wtedy zmieniłam zdanie na swój temat. Wolałabym nigdy nie widzieć, jak szła pod rękę z moim byłym chłopakiem w centrum handlowym w Tampere. Kiedy ich spostrzegłam, uciekłam zawstydzona i schowałam się za stojakami w sklepie odzieżowym.
Gdy Tatu nagle ze mną zerwał, a ja odkryłam Aino, moje długie wypielęgnowane brązowe włosy, duże niebieskoszare oczy i chłopięca budowa wydały mi się po prostu nieciekawe. Może w rezydencji znalazłby się ktoś... ktokolwiek. Chłopiec od basenu, którego błyszczące brązowe oczy pozwoliłyby mi odpędzić zły nastrój i z którym mogłabym spędzać gorące noce po pracy.
Nagle roztoczył się przed nami widok na turkusową taflę Balatonu, a ja na chwilę zapomniałem o chłopcach od basenu, arystokratycznych wakacjach rodziny Mäkinenów, a nawet o Aino. Głośno dawałam wyraz swojemu zachwytowi, gdy odezwała się Tuula:
– Tak, tu jest pięknie, a co najważniejsze, jesteśmy po tej lepszej stronie jeziora. Po południowej stronie, w Siófok, jest pełno hoteli jeszcze z czasów komuny. Nadal straszą wyglądem, mimo że zostały wyremontowane. Miasteczko Balatonfüred jest naprawdę piękne i znajduje się zaledwie kilka kilometrów od posiadłości. A jeszcze ładniej moim zdaniem jest w Tihany. To mała wioska na półwyspie o tej samej nazwie.
Gdy samochód zaczął się piąć w górę, moim oczom ukazało się Balatonfüred oraz wielkie jezioro mieniące się w słońcu. Wkrótce potem Tuula skręciła w lewo i przejechała przez niewielką bramę na końcu podjazdu, prosto na dziedziniec dużego kompleksu zabudowań. Zgodnie z tym, co powiedziała moja przyszła szefowa, budynek pochodził z tysiąc siedemsetnego roku. Był to duży, dwupiętrowy dworek z bladożółtymi ścianami. Dobudowane do niego skrzydła były niższe, choć również dwupiętrowe. Kamienna brama stykała się z oboma skrzydłami, zamykając brukowany dziedziniec.
Tuula objechała stojącą na środku dziedzińca ładną fontannę i zatrzymała się przed frontowym wejściem.
– Wypakuj teraz rzeczy z samochodu i zanieś je do kuchni, nie będziesz musiała się nabiegać – powiedziała. – Jest za głównymi schodami po lewej. Ja zaparkuję, a potem cię oprowadzę.
Wyskoczyłam z auta i chwyciłam z bagażnika dużą walizkę Samsonite oraz wypchany po brzegi plecak. Zarzuciłam go na plecy nie bez wysiłku i stałam przez chwilę, przyglądając się, jak Tuula opuszcza dziedziniec. Zachwiałam się pod ciężarem bagażu i nawet nie zauważyłam, że ktoś wychodzi przez otwarte drzwi. Kiedy kątem oka dostrzegłam ruch, podniosłam głowę tak szybko, że całkiem straciłam równowagę. Próbowałam znaleźć balans i nagle nie byłam już pewna, czy kolana się pode mną ugięły pod wpływem balastu, który dźwigałam, czy faceta, który stanął teraz przede mną w słońcu.
Wystarczyło kilka sekund, abym zachłannie wodząc oczami po ciele mężczyzny, odnotowała parę interesujących szczegółów. Facet był wysoki i smukły, miał szerokie ramiona i schodził ze schodów z iście kocią gracją. Rękawy wypuszczonej luźno białej koszuli miał podwinięte do łokci, dzięki czemu było widać muskularne, cudownie opalone ramiona.
Moje ciało natychmiast zareagowało tak, jak można się było spodziewać. Bolesne pulsowanie w dole brzucha dało o sobie znać, zanim zdążyłam dotrzeć wzrokiem do twarzy nieznajomego. Chciwie wpatrywałam się w półdługie ciemnobrązowe włosy, lekko falujące za uszami i opadające na biały kołnierzyk, pociągłą twarz, prawie czarne oczy i pełne, wyraziste usta.
Węgier. Na sto procent. Może... chłopak od basenu. Niech to będzie chłopak od basenu albo ktoś w tym stylu... – modliłam się rozmarzona, chociaż gość wyglądał na nieco ponad trzydzieści lat. Czyli już nie taki chłopiec.
– Cześć. Słyszałem, jak Tuula podjeżdża. Potrzebujesz pomocy? – zapytał.
A to niespodzianka! Mężczyzna miał tak egzotyczny wygląd, że nigdy, zwłaszcza na Węgrzech, nie przyszłoby mi do głowy, że jest Finem. Może jednak był jednym z gości weselnych. Jednym z tych, którzy przyjechali pasożytować, jak to ujęła Tuula.
– No raczej... Byłoby miło. Plecak jest kurewsko ciężki – burknęłam niezbyt grzecznie.
Miałam ochotę dać sobie kopa w dupę. Chociaż rodzina Mäkinenów nie należała do arystokracji i nie żyliśmy w dziewiętnastym wieku, mimo wszystko nie powinnam przeklinać jak jakiś Lapończyk przy dopiero co poznanym gościu. Na swoje usprawiedliwienie miałam tylko to, że byłam w szoku – naprawdę zaskoczył mnie wygląd mężczyzny. Co to była za... porażająca uroda.
W jego oczach pojawił się błysk, a usta wygięły w seksowym uśmiechu. Uniósł ciemne, idealnie zarysowane brwi, a kiedy na chwilę odwrócił głowę w bok, zobaczyłam, że ma garbaty nos. Wspaniały, duży nos.
Przeleć mnie!, krzyczało moje ciało w desperacji. Dobrze, że nie na głos. Czy kiedykolwiek tak zareagowałam na Tatu?, zastanawiałam się, obezwładniona, gdy mężczyzna zszedł po schodach i podszedł do mnie.
Bardzo blisko. Tak blisko, że mogłam dostrzec, że jego źrenice miały głęboki aksamitny, ciemnobrązowy odcień. Pochylił się trochę i uniósł ręce. Poczułam się jak we śnie i przez chwilę byłam pewna, że chce mnie pocałować. Rozchyliłam usta, przymknęłam powieki, a potem... poczułam, jak ręce chwytają za ramiączka plecaka. Moje plecy doznały ulgi, ale teraz przygniótł mnie ciężar zawstydzenia.
Kto w ogóle chciałby pocałować osobę, której imienia nawet nie zna? Na pewno nie ja. I na pewno nie taki facet. Bez wątpienia nie zwróciłby uwagi na jakąś tam kucharkę... Tym razem wymierzyłam sobie mentalnego kopniaka. Totalna ze mnie idiotka.
– Dziękuję – powiedziałam, obdarzając mężczyznę swoim najpiękniejszym uśmiechem.
Wydawało mi się, że nieznajomy patrzy na mnie dłużej niż to konieczne i przenosi ciężar ciała z jednej stopy na drugą. Jakby się nad czymś zastanawiał. Miałam nadzieję, że myśli o mnie. I że są to wyłącznie pozytywne myśli.
– Zaprowadzę cię do twojego pokoju – powiedział niskim, miękkim głosem, który zawibrował gdzieś głęboko we mnie. Zarzucił plecak na ramię i chwycił walizkę.
– Dobra – westchnęłam. Postanowiłam trochę się zrehabilitować, towarzysząc mężczyźnie na schodach.
– Wspaniale tu jest. Pracowałam w różnych miejscach, ale nigdy nie miałam okazji zatrudnić się za granicą, w dodatku na tak długo. A organizacja ślubu to naprawdę ciekawe wyzwanie.
Ciemne oczy wpatrywały się we mnie.
– „Wyzwanie” to rzeczywiście właściwe słowo. Zobaczymy, czy Seppo wytrzyma do początku sierpnia, kiedy dołączy do nas więcej ludzi i pracowników. Węgry może i nie są drogim krajem, ale utrzymanie całej hałastry przez ponad dwa miesiące i tak trzepnie po kieszeni – zauważył mój towarzysz z czarnym humorem.
– No to bardzo sprytnie, że przyjechałeś tutaj teraz. Możesz korzystać z wszystkiego od początku do końca.
Podkreśliłam słowo „wszystkiego”, chociaż nawet nie wiedziałam czemu. O co mi w ogóle chodziło? W oczach mężczyzny było coś oceniającego, ale nie miałam czasu się zastanowić co, bo dotarliśmy do klatki schodowej, a on pokierował mnie do pokoju (w lewo, do końca korytarza w prawo i znów w prawo).
– Pokój jest dość mały, ale znajdują są tam szafa, mały stolik oraz łóżko. Łazienkę znajdziesz na lewo od schodów.
– Skąd wiesz, który to mój pokój? – zapytałam nagle, zaskoczona, że gość weselny umiał mnie zaprowadzić we właściwe miejsce.
Zerknęłam przez drzwi i stwierdziłam, że wszystko się zgadza. Oprócz wymienionych ciężkich, ciemnych mebli zobaczyłam pięknie haftowane oparcie krzesła i fotel pokryty ciemnoczerwoną kwiecistą tkaniną. W oknach wisiały romantyczne firanki z białej koronki, a podłogę pokrywał ciemnoczerwony dywan.
Mężczyzna delikatnie mnie popchnął, by zachęcić mnie do wejścia, a kiedy znalazłam się w środku, poczułam jego oddech we włosach. Na przemian gorące i zimne dreszcze przeszyły moje ciało. Szybko się odwróciłam. Stojący za mną mężczyzna zdążył już odłożyć walizkę i plecak i rzucił mi szybki uśmiech, który wypełnił ciepłem całe moje ciało.
– Nie wiem. Ale wiem, że ten akurat jest pusty.
– Ale może jest dla kogoś innego? – zaczęłam niepewnie, zastanawiając się, czy wkrótce zjawi się Tuula, by zapędzić mnie do piwnicy.
– Będzie niewielu samotnych gości. I przyjadą znacznie później – odpowiedział stanowczym głosem mężczyzna.
– A skąd ty to wiesz? – zapytałam nieco ostrzej. Wolałam się nie pakować w żadne kłopoty.
– Ponieważ słyszałem, co mówią Fanny i Armi. Mogę się wydawać nieobecny, ale wszystko słyszę. – Mężczyzna wyciągnął rękę i w końcu się przedstawił: – Ilkka Vahtokari. Pan młody w tym cyrku.
Kilka dni później przygotowywałam w kuchni trzy duże dzbanki mrożonej herbaty. Zbliżała się pora lunchu, a piętnaście osób w domu czekało przy stole na coś zimnego do picia. Czułam, jak pot zbiera mi się na czole i karku, ponieważ panował upał, a w kuchni nie było klimatyzacji.
Źle tutaj sypiałam, chociaż sypialnie były klimatyzowane. Wiedziałam dlaczego, ale nie chciałam się do tego przyznać, nawet przed sobą. Uznałam, że byłam po prostu zła, zraniona i smutna z powodu nagłego zerwania, a moje przygnębienie mogło spowodować różne skutki. Na przykład ten, o którym nie chciałam myśleć.
Tuula uniosła brwi, gdy usłyszała, że Ilkka umieścił mnie na piętrze, a właściwie obok wspólnej sypialni narzeczonych. Po chwili jednak wzruszyła ramionami.
– To chyba nie ma znaczenia – stwierdziła. – Jeśli wolisz, możesz spać u mnie, na dole.
Pomyślałam, że chętnie przeprowadziłbym się do Tuuli, nawet jeśli to oznaczałoby dzielenie wspólnego pokoju. Obawiałam się tylko, że moje przenosiny mogłyby wywołać zdumienie, a może nawet niewygodne pytania. A tych wolałam uniknąć, bo Armi na mój widok przy stole na pierwszej wspólnej kolacji powiedziała, że służba powinna spać na dole. Naprawdę wczuwała się w rolę hrabiny.
Po tych słowach pięćdziesięcioletnia blondynka spojrzała na Ilkkę, a potem na mnie – właśnie przyniosłam wino. Ilkka wyglądał, jakby nic nie słyszał, ale jego narzeczona zaczęła obłudnie szczebiotać:
– Ilkka ma takie dobre serce! Co poradzić?
Mężczyzna wskazał mi gestem, abym postawiła butelki na stole. Usłyszałam stłumiony śmiech. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że unosi drwiąco kąciki ust, przymykając oczy.
– Czy ta dziewczyna nie może nas obsłużyć? – spytała Armi, gdy Ilkka nalewał wino jej i Fanny.
– Tuula i Inkeri są w kuchni same. Naprawdę nic mi się nie stanie, jeśli zajmę się winem – mruknął Ilkka.
Armi zmarszczyła nos, ale nie skomentowała słów przyszłego zięcia. Dopiero po chwili odezwała się słodkim głosem do swojego spoconego otyłego męża siedzącego na drugim końcu stołu:
– Seppo! Potrzebujemy więcej służących! Nie możemy czekać tak długo, jak pierwotnie zakładaliśmy. Zatrudnij kilka osób z wioski.
Seppo zastygł w miejscu jak zając, który usłyszał zbliżające się niebezpieczeństwo.
– Zobaczymy – powiedział ostrożnie. – Jeśli się okaże, że nie dajemy sobie rady, wtedy kogoś poszukamy. I nie mówimy tu o służących, Armi.
– Ale co się nie zgadza? Przecież ci ludzie nam służą – wtrąciła Fanny, patrząc na ojca niewinnie swoimi dużymi niebieskimi oczami.
– One mają imiona! To Tuula i Inkeri. I pracują. Ciężko! – Ilkka prawie krzyknął.
Przy stole zapadła cisza. Spojrzałam na mężczyznę tak, jak zdecydowanie nie powinnam, a potem pospiesznie odeszłam, czując, jak płoną mi policzki.
Kiedy wróciłam do rzeczywistości, starałam się trzymać myśli na wodzy i nie pozwolić im zbaczać na temat, którego za wszelką cenę musiałam unikać. Skoncentrowałam uwagę na dwóch ogromnych dzbankach mrożonej herbaty i pływających w niej plasterkach cytryny. Chyba nie dam rady z dwoma naraz, pomyślałam. Raczej nie zapracowałabym sobie na miano służącej roku, gdybym tak się przewróciła i oblała lodowatym napojem na przykład Armi.
Tuula weszła do kuchni, chwyciła półmisek z panierowanym kurczakiem i krzyknęła:
– Zanieś im szybko tę herbatę! Dzbanki na stole są już prawie puste.
Mimo pośpiechu zachowałam spokój. Kiedy z trudem podnosiłam jeden dzbanek, usłyszałam, jak ktoś wchodzi do kuchni od strony domu. Założyłam, że to Tuula z jakiegoś powodu wydłużyła sobie drogę i już miałam się odwrócić w stronę frontowych drzwi prowadzących na podwórko, gdy poczułam ostry męski zapach i zdałam sobie sprawę, że się pomyliłam.
Zamarłam, wpatrując się w trzymany w dłoniach dzbanek, usiłując stłumić wzbierające we mnie uczucia. Na próżno. Zalała mnie fala bezradnej żądzy, szalonej zazdrości i całkowitej bezsilności i bez reszty zawładnęła moim umysłem. Zamknęłam oczy i na krótką chwilę dałam upust fantazji. Tylko na chwilę.
Ilkka prawdopodobnie przyszedł po dzbanki z mrożoną herbatą. Już wcześniej przychodził z Seppo i kilkoma innymi mężczyznami po napoje czy duże półmiski, aby nam pomóc. Teraz jednak wyobrażałam sobie, że przyszedł po mnie. Tylko po mnie. Chociaż był zajęty i pomimo tego, że moje włosy były spięte w niechlujny kucyk, a twarz bez grama makijażu pokrywała warstewka potu.
Kiedy czas mijał, a Ilkka się nie odzywał, otworzyłam oczy, ale wciąż nie mogłam się ruszyć. Wiedziałam, że mężczyzna stoi za moimi plecami, i czekałam, aż sięgnie po dzbanki z mrożoną herbatą. Z każdą mijającą sekundą czułam coraz większe zdenerwowanie. Zacisnęłam usta, zmuszając się do wyrównania przyspieszonego oddechu, i usiłowałam wymyślić, co mogłabym powiedzieć, aby przerwać ten dziwny stan, w którym się znalazłam.
Otworzyłam usta, lecz wydobyło się z nich pojedyncze, zdyszane słowo. To, które powtarzało się w moich snach.
– Ilkka.
Mężczyzna podszedł bliżej. Tak blisko, że trącił czubkiem buta moją balerinkę, a klatką piersiową musnął mój kucyk. Nagle jego opalone, długie ramiona objęły mnie w pasie, a duże dłonie przykryły moje palce trzymające dzbanek. Gdy jego ciepły dotyk pieścił moją skórę, palce odmówiły mi posłuszeństwa.
Byłam pewna, że za chwilę usłyszę brzęk tłuczonego szkła i poczuję, jak herbata zalewa mi stopy, ale Ilkka zareagował błyskawicznie. Splótł swoje palce z moimi, ręce przycisnął do moich przedramion i przyciągnął mnie mocno do swojej klatki piersiowej, ratując naczynie.
Słyszałam cichy oddech mężczyzny i czekałam, aż coś powie albo się ode mnie odsunie. Kiedy przez nieskończenie długie sekundy nic się nie wydarzyło i stałam tak, przywierając do niego plecami, nie mogłam już dłużej opierać się pokusie.
Odchyliłam się mocno i odwróciłam tak, że mój policzek oparł się o przód jasnoniebieskiej koszulki. Kręciło mi się w głowie. Wiedziałam, że to niewłaściwe, a jednak czułam, że wszystko jest jak trzeba. Gdy Ilkka pochylił głowę, a jego usta wylądowały najpierw na moich włosach, a potem na uchu, nie tylko dzbankowi groził upadek.
Czułam, że moim ciałem zawładnęło pierwotne, bezwarunkowe uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Domagało się, abym się odwróciła, rozebrała stojącego za mną mężczyznę, ucałowała każdy centymetr jego skóry, wzięła go w siebie od razu. Bezskutecznie próbowałam sobie przypomnieć, że nie chcę pożądać mężczyzny, który miał poślubić inną kobietę. Oczywiście, że nie chciałam. Ale moje racjonalne pragnienia nie miały szans, gdy był przy mnie Ilkka.
A teraz znajdował się tak blisko, że nie dało się tego wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób. Mógł mnie puścić, gdy tylko uratował dzbanek. Ale tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie. Przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej, jego usta pieściły płatek mojego ucha tak, że przymknęłam powieki z rozkoszy.
– Myślę o tobie – wyszeptał. – Nic na to nie poradzę.
Grzeszna, grzeszna melodia, uwodzicielska jak pieśń syreny, eksplodowała w mojej głowie. W dolnej części pleców poczułam, jak kutas mężczyzny pulsuje pod ciemnoniebieskimi letnimi spodniami. Moja cipka zaczęła pęcznieć i wilgotnieć. Poczułam muśnięcie zakazanej przyjemności, gdy zacisnęłam przysłonięte krótką czarną spódniczką pośladki jeszcze mocniej na mężczyźnie i poruszyłam biodrami.
Ilkka sapnął, przygryzł płatek mojego ucha, a po chwili gwałtownie się cofnął z dzbankiem w dłoni, mówiąc szorstko:
– Wezmę też drugi.
Właśnie wtedy weszła Tuula. Odwróciłam się do niej z odmalowanym na twarzy poczuciem winy. Ilkka sięgnął obok mnie, jego ręka ponownie dotknęła mojego ramienia, a ja prawie podskoczyłam. Mężczyzna mruknął do Tuuli, że przyjdzie po resztę napojów, ale moja przełożona jedynie dalej mi się przyglądała. Kiedy Ilkka wyszedł, Tuula powiedziała beznamiętnie, lecz stanowczo:
– Nie daj się mu uwieść. On złamie ci serce i na dodatek nas zwolnią.
– Co? – wydusiłam z tak źle udawanym oburzeniem, że prawie samą siebie rozśmieszyłam.
Tuula położyła ręce na swoich zgrabnych biodrach i wydawało się, że jej niska postura urosła o kilka centymetrów, choć kobieta nie wyglądała na rozgniewaną.
– Wiesz, co mam na myśli. Ilkka może być znudzony i po prostu potrzebować rozrywki. Zanim zrobisz coś głupiego, pamiętaj, że pracuje dla Seppo od siedmiu lat i spotyka się z Fanny od trzech. Mało prawdopodobne, żeby zmienił plany na kilka tygodni przed ślubem. Z jego wyglądem łatwo jest znaleźć kogoś do towarzystwa, ale jeśli tego potrzebuje, niech poszuka w mieście, a nie w twoim łóżku.
Czułam, jak oblewam się rumieńcem, który z każdym słowem Tuuli schodził niżej na moją szyję i dekolt. Przerwała na chwilę, po czym uśmiechnęła się pocieszająco i powiedziała:
– Wiem, że jest ci teraz trudno. Ale nie brakuje tu samotnych facetów. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś wybrała sobie jednego z nich i trochę się zabawiła.