Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rezydencja - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
23 października 2024
Ebook
36,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rezydencja - ebook

Inkeri właśnie zakończyła długi związek i wyjeżdża na Węgry do pracy w pięknej starej rezydencji, gdzie zamożna rodzina Mäkinenów przygotowuje się do zbliżającego się ślubu ich córki. Bohaterka jest od samego początku oczarowana posiadłością, a kiedy przez główne drzwi domu wychodzi zaskakująco przystojny i egzotycznie wyglądający nieznajomy, w głowie dziewczyny pojawia się myśl, że właśnie spotkała kogoś, kto pomoże jej się otrząsnąć po niedawnym rozstaniu. Niestety, szybko okazuje się, że tym olśniewającym mężczyzną jest pan młody, Ilkka Vahtokari.

Inkeri wydaje się, że jej fascynacja jest odwzajemniona, ale nie zamierza romansować z zajętym mężczyzną, szczególnie że wśród gości weselnych nie brakuje interesujących kandydatów do flirtu. Jednak Ilkka nie zamierza się poddać, a dziewczyna wkrótce staje przed trudnym wyborem: czy zaspokoi swoją tęsknotę za miłością z innymi, samotnymi mężczyznami, czy też ostatecznie ulegnie panu młodemu?

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8034-388-6
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

– Chciała zor­ga­ni­zo­wać tra­dy­cyjne ary­sto­kra­tyczne wa­ka­cje przed ślu­bem. Co­kol­wiek to, do cho­lery, zna­czy. Wszy­scy za­pro­szeni mogą przy­je­chać już na po­czątku czerwca. Tata płaci.

Je­cha­ły­śmy wła­śnie z Tu­ulą wy­na­ję­tym przez nią ci­tro­ënem z lot­ni­ska w Bu­da­pesz­cie do wę­gier­skiej re­zy­den­cji. Ro­ze­śmia­łam się, sły­sząc jej iro­niczny ton.

– Nie wo­leli cze­goś we Fran­cji albo An­glii? Za­pa­dła wieś gdzieś na Wę­grzech na­prawdę była ich pierw­szym wy­bo­rem? Okej, nad Ba­la­to­nem, ale to na­dal wę­gier­ska wieś – za­uwa­ży­łam roz­ba­wiona.

Moja przy­szła sze­fowa rzu­ciła mi szyb­kie spoj­rze­nie i się uśmiech­nęła.

– Je­stem pewna, że Armi i Fanny naj­chęt­niej wy­bra­łyby re­zy­den­cję ksią­żęcą w An­glii, ale my­ślę, że mo­głyby tym tro­chę wku­rzyć ta­tu­sia. Z całą pew­no­ścią je­ste­śmy tu ze względu na bu­dżet. Z Seppa ża­den książę, to zwy­kły Fin, który pro­wa­dzi bar­dzo do­brze pro­spe­ru­jącą sieć biur ra­chun­ko­wych. Ale jego żona uważa, że pie­nią­dze zro­biły z niej hra­binę. Córka rów­nież. A samo miej­sce jest uro­cze, to dwo­rek, który był let­nią re­zy­den­cją ja­kiejś ary­sto­kra­tycz­nej ro­dziny.

Tu­ula za­dzwo­niła do mnie za­le­d­wie przed ty­go­dniem z pro­po­zy­cją pracy, gdy czło­wiek, któ­rego wcze­śniej za­trud­niła, zre­zy­gno­wał. Dwór wy­na­jęło na lato bo­gate mał­żeń­stwo Mäki­ne­nów, a gwoź­dziem pro­gramu miał być ślub ich córki Fanny. Mia­łam po­ma­gać we wszyst­kim: go­to­wać, sprzą­tać, przy­go­to­wy­wać we­sele i kie­ro­wać miej­sco­wym per­so­ne­lem.

Zna­łam Tu­ulę dość do­brze, po­nie­waż przez wiele lat pra­co­wa­łam w jej fir­mie ca­te­rin­go­wej, a jej pro­po­zy­cja nie mo­gła na­dejść w lep­szym mo­men­cie. Wła­śnie ukoń­czy­łam stu­dia na kie­runku ga­stro­no­mia i sztuka ku­li­narna, ale chwi­lowo by­łam bez­ro­botna. Mia­łam przez lato po­dró­żo­wać ze swoim chło­pa­kiem, a po­tem z nim za­miesz­kać. Tylko że Tatu zmie­nił plany. Trzy ty­go­dnie temu po­in­for­mo­wał mnie, że mogę za­po­mnieć o wy­jeź­dzie, wspól­nym za­miesz­ka­niu i tak na­prawdę o nim. Spo­tkał mi­łość swo­jego ży­cia i nie by­łam to ja.

Nie mu­sia­łam się długo za­sta­na­wiać nad od­po­wie­dzią dla Tu­uli, ma­jąc do wy­boru dwo­rek nad Ba­la­to­nem albo sa­motne wy­le­wa­nie łez w cia­snym po­koju w aka­de­miku. Poza tym w wieku dwu­dzie­stu sied­miu lat by­łam już po pro­stu za stara na to dru­gie. Stu­dio­wa­łam tro­chę dłu­żej niż moi ko­le­dzy, po­nie­waż mu­sia­łam dużo pra­co­wać, żeby ja­koś zwią­zać ko­niec z koń­cem.

Przy­naj­mniej mo­głam le­czyć zła­mane serce i zruj­no­waną sa­mo­ocenę w ład­nym i cie­płym miej­scu. Cho­ciaż zna­la­złam się w dość nie­co­dzien­nej sy­tu­acji, by­łam pewna, że w tej pracy wiele się na­uczę. Poza ga­stro­no­mią stu­dio­wa­łam też za­rzą­dza­nie biz­ne­sem, po­nie­waż ma­rzy­łam o pro­wa­dze­niu wła­snego ma­łego ho­telu. Wpraw­dzie te­raz mia­łam za­rzą­dzać re­zy­den­cją i fi­nan­sami na or­ga­ni­za­cję we­sele, ale to było bez zna­cze­nia – za­wsze to ja­kaś prak­tyka.

– Duży jest te­raz tłok nad Ba­la­to­nem? – za­py­ta­łam za­cie­ka­wiona, gdy zbli­ża­ły­śmy się do naj­więk­szego je­ziora w Eu­ro­pie Środ­ko­wej.

Tu­ula po­trzą­snęła głową tak ener­gicz­nie, że włosy jej się zwi­chro­wały. Był to nie lada wy­czyn, bo swoją rudą czu­prynę no­siła ściętą na krótko.

– Je­śli py­tasz o do­kładną liczbę, to nie mam po­ję­cia. Na wy­spie za­wsze jest spory ruch, nie­któ­rzy przy­jeż­dżają tylko na dzień albo dwa po­że­glo­wać. W tej chwili jest może od pięt­na­stu do dwu­dzie­stu osób, ale jedna grupa wy­je­chała dziś na kilka dni do Wied­nia. W każ­dym ra­zie to od nas za­leży, ile jest osób. Armi kom­plet­nie od­biło z ob­li­cze­niami, Fanny ma to w du­pie, Seppo cały czas gada przez te­le­fon, a Ilkka pa­trzy tak obo­jęt­nym i znu­dzo­nym wzro­kiem, że pew­nie w ogóle tego nie ogar­nia.

– To oni mają syna? My­śla­łam, że dwie córki.

– No i do­brze my­śla­łaś. Jenny jesz­cze jest w Bel­gii, pra­cuje tam jako au pair. Ilkka to pan młody.

– Chce się wże­nić do bo­ga­tej ro­dziny?

– Na to wy­gląda. Pro­wa­dzi jedno z biur ra­chun­ko­wych Seppa i bzyka się z jego córką.

– To chyba nie ma nic do rze­czy...

– Oczy­wi­ście, że nie. Ale fa­cet wy­daje się in­te­li­gentny, a Fanny nie. Może po pro­stu mu się po­doba.

Fanny była piękna. Ale była też cho­ler­nie mę­czącą, roz­piesz­czoną małą księż­niczką. Tu­ula od­wa­żyła się przy mnie po­wie­dzieć, co na­prawdę uwa­żała – znała mnie na tyle do­brze, że nie mu­siała wąt­pić w moją lo­jal­ność. Po­my­śla­łam z no­stal­gią, że ja też kie­dyś ucho­dzi­łam za pięk­ność. To było, za­nim w ży­ciu Tatu po­ja­wiła się Aino ze swo­imi psze­nicz­nymi wło­sami i wspa­nia­łymi opa­lo­nymi no­gami. Wtedy zmie­ni­łam zda­nie na swój te­mat. Wo­la­ła­bym ni­gdy nie wi­dzieć, jak szła pod rękę z moim by­łym chło­pa­kiem w cen­trum han­dlo­wym w Tam­pere. Kiedy ich spo­strze­głam, ucie­kłam za­wsty­dzona i scho­wa­łam się za sto­ja­kami w skle­pie odzie­żo­wym.

Gdy Tatu na­gle ze mną ze­rwał, a ja od­kry­łam Aino, moje dłu­gie wy­pie­lę­gno­wane brą­zowe włosy, duże nie­bie­sko­szare oczy i chło­pięca bu­dowa wy­dały mi się po pro­stu nie­cie­kawe. Może w re­zy­den­cji zna­la­złby się ktoś... kto­kol­wiek. Chło­piec od ba­senu, któ­rego błysz­czące brą­zowe oczy po­zwo­li­łyby mi od­pę­dzić zły na­strój i z któ­rym mo­gła­bym spę­dzać go­rące noce po pracy.

Na­gle roz­to­czył się przed nami wi­dok na tur­ku­sową ta­flę Ba­la­tonu, a ja na chwilę za­po­mnia­łem o chłop­cach od ba­senu, ary­sto­kra­tycz­nych wa­ka­cjach ro­dziny Mäki­ne­nów, a na­wet o Aino. Gło­śno da­wa­łam wy­raz swo­jemu za­chwy­towi, gdy ode­zwała się Tu­ula:

– Tak, tu jest pięk­nie, a co naj­waż­niej­sze, je­ste­śmy po tej lep­szej stro­nie je­ziora. Po po­łu­dnio­wej stro­nie, w Sió­fok, jest pełno ho­teli jesz­cze z cza­sów ko­muny. Na­dal stra­szą wy­glą­dem, mimo że zo­stały wy­re­mon­to­wane. Mia­steczko Ba­la­ton­füred jest na­prawdę piękne i znaj­duje się za­le­d­wie kilka ki­lo­me­trów od po­sia­dło­ści. A jesz­cze ład­niej moim zda­niem jest w Ti­hany. To mała wio­ska na pół­wy­spie o tej sa­mej na­zwie.

Gdy sa­mo­chód za­czął się piąć w górę, moim oczom uka­zało się Ba­la­ton­füred oraz wiel­kie je­zioro mie­niące się w słońcu. Wkrótce po­tem Tu­ula skrę­ciła w lewo i prze­je­chała przez nie­wielką bramę na końcu pod­jazdu, pro­sto na dzie­dzi­niec du­żego kom­pleksu za­bu­do­wań. Zgod­nie z tym, co po­wie­działa moja przy­szła sze­fowa, bu­dy­nek po­cho­dził z ty­siąc sie­dem­set­nego roku. Był to duży, dwu­pię­trowy dwo­rek z bla­do­żół­tymi ścia­nami. Do­bu­do­wane do niego skrzy­dła były niż­sze, choć rów­nież dwu­pię­trowe. Ka­mienna brama sty­kała się z oboma skrzy­dłami, za­my­ka­jąc bru­ko­wany dzie­dzi­niec.

Tu­ula ob­je­chała sto­jącą na środku dzie­dzińca ładną fon­tannę i za­trzy­mała się przed fron­to­wym wej­ściem.

– Wy­pa­kuj te­raz rze­czy z sa­mo­chodu i za­nieś je do kuchni, nie bę­dziesz mu­siała się na­bie­gać – po­wie­działa. – Jest za głów­nymi scho­dami po le­wej. Ja za­par­kuję, a po­tem cię opro­wa­dzę.

Wy­sko­czy­łam z auta i chwy­ci­łam z ba­gaż­nika dużą wa­lizkę Sam­so­nite oraz wy­pchany po brzegi ple­cak. Za­rzu­ci­łam go na plecy nie bez wy­siłku i sta­łam przez chwilę, przy­glą­da­jąc się, jak Tu­ula opusz­cza dzie­dzi­niec. Za­chwia­łam się pod cię­ża­rem ba­gażu i na­wet nie za­uwa­ży­łam, że ktoś wy­cho­dzi przez otwarte drzwi. Kiedy ką­tem oka do­strze­głam ruch, pod­nio­słam głowę tak szybko, że cał­kiem stra­ci­łam rów­no­wagę. Pró­bo­wa­łam zna­leźć ba­lans i na­gle nie by­łam już pewna, czy ko­lana się pode mną ugięły pod wpły­wem ba­la­stu, który dźwi­ga­łam, czy fa­ceta, który sta­nął te­raz przede mną w słońcu.

Wy­star­czyło kilka se­kund, abym za­chłan­nie wo­dząc oczami po ciele męż­czy­zny, od­no­to­wała parę in­te­re­su­ją­cych szcze­gó­łów. Fa­cet był wy­soki i smu­kły, miał sze­ro­kie ra­miona i scho­dził ze scho­dów z iście ko­cią gra­cją. Rę­kawy wy­pusz­czo­nej luźno bia­łej ko­szuli miał pod­wi­nięte do łokci, dzięki czemu było wi­dać mu­sku­larne, cu­dow­nie opa­lone ra­miona.

Moje ciało na­tych­miast za­re­ago­wało tak, jak można się było spo­dzie­wać. Bo­le­sne pul­so­wa­nie w dole brzu­cha dało o so­bie znać, za­nim zdą­ży­łam do­trzeć wzro­kiem do twa­rzy nie­zna­jo­mego. Chci­wie wpa­try­wa­łam się w pół­dłu­gie ciem­no­brą­zowe włosy, lekko fa­lu­jące za uszami i opa­da­jące na biały koł­nie­rzyk, po­cią­głą twarz, pra­wie czarne oczy i pełne, wy­ra­zi­ste usta.

Wę­gier. Na sto pro­cent. Może... chło­pak od ba­senu. Niech to bę­dzie chło­pak od ba­senu albo ktoś w tym stylu... – mo­dli­łam się roz­ma­rzona, cho­ciaż gość wy­glą­dał na nieco po­nad trzy­dzie­ści lat. Czyli już nie taki chło­piec.

– Cześć. Sły­sza­łem, jak Tu­ula pod­jeż­dża. Po­trze­bu­jesz po­mocy? – za­py­tał.

A to nie­spo­dzianka! Męż­czy­zna miał tak eg­zo­tyczny wy­gląd, że ni­gdy, zwłasz­cza na Wę­grzech, nie przy­szłoby mi do głowy, że jest Fi­nem. Może jed­nak był jed­nym z go­ści we­sel­nych. Jed­nym z tych, któ­rzy przy­je­chali pa­so­ży­to­wać, jak to ujęła Tu­ula.

– No ra­czej... By­łoby miło. Ple­cak jest ku­rew­sko ciężki – burk­nę­łam nie­zbyt grzecz­nie.

Mia­łam ochotę dać so­bie kopa w dupę. Cho­ciaż ro­dzina Mäki­ne­nów nie na­le­żała do ary­sto­kra­cji i nie ży­li­śmy w dzie­więt­na­stym wieku, mimo wszystko nie po­win­nam prze­kli­nać jak ja­kiś La­poń­czyk przy do­piero co po­zna­nym go­ściu. Na swoje uspra­wie­dli­wie­nie mia­łam tylko to, że by­łam w szoku – na­prawdę za­sko­czył mnie wy­gląd męż­czy­zny. Co to była za... po­ra­ża­jąca uroda.

W jego oczach po­ja­wił się błysk, a usta wy­gięły w sek­so­wym uśmie­chu. Uniósł ciemne, ide­al­nie za­ry­so­wane brwi, a kiedy na chwilę od­wró­cił głowę w bok, zo­ba­czy­łam, że ma gar­baty nos. Wspa­niały, duży nos.

Prze­leć mnie!, krzy­czało moje ciało w de­spe­ra­cji. Do­brze, że nie na głos. Czy kie­dy­kol­wiek tak za­re­ago­wa­łam na Tatu?, za­sta­na­wia­łam się, obez­wład­niona, gdy męż­czy­zna zszedł po scho­dach i pod­szedł do mnie.

Bar­dzo bli­sko. Tak bli­sko, że mo­głam do­strzec, że jego źre­nice miały głę­boki ak­sa­mitny, ciem­no­brą­zowy od­cień. Po­chy­lił się tro­chę i uniósł ręce. Po­czu­łam się jak we śnie i przez chwilę by­łam pewna, że chce mnie po­ca­ło­wać. Roz­chy­li­łam usta, przy­mknę­łam po­wieki, a po­tem... po­czu­łam, jak ręce chwy­tają za ra­miączka ple­caka. Moje plecy do­znały ulgi, ale te­raz przy­gniótł mnie cię­żar za­wsty­dze­nia.

Kto w ogóle chciałby po­ca­ło­wać osobę, któ­rej imie­nia na­wet nie zna? Na pewno nie ja. I na pewno nie taki fa­cet. Bez wąt­pie­nia nie zwró­ciłby uwagi na ja­kąś tam ku­charkę... Tym ra­zem wy­mie­rzy­łam so­bie men­tal­nego kop­niaka. To­talna ze mnie idiotka.

– Dzię­kuję – po­wie­dzia­łam, ob­da­rza­jąc męż­czy­znę swoim naj­pięk­niej­szym uśmie­chem.

Wy­da­wało mi się, że nie­zna­jomy pa­trzy na mnie dłu­żej niż to ko­nieczne i prze­nosi cię­żar ciała z jed­nej stopy na drugą. Jakby się nad czymś za­sta­na­wiał. Mia­łam na­dzieję, że my­śli o mnie. I że są to wy­łącz­nie po­zy­tywne my­śli.

– Za­pro­wa­dzę cię do two­jego po­koju – po­wie­dział ni­skim, mięk­kim gło­sem, który za­wi­bro­wał gdzieś głę­boko we mnie. Za­rzu­cił ple­cak na ra­mię i chwy­cił wa­lizkę.

– Do­bra – wes­tchnę­łam. Po­sta­no­wi­łam tro­chę się zre­ha­bi­li­to­wać, to­wa­rzy­sząc męż­czyź­nie na scho­dach.

– Wspa­niale tu jest. Pra­co­wa­łam w róż­nych miej­scach, ale ni­gdy nie mia­łam oka­zji za­trud­nić się za gra­nicą, w do­datku na tak długo. A or­ga­ni­za­cja ślubu to na­prawdę cie­kawe wy­zwa­nie.

Ciemne oczy wpa­try­wały się we mnie.

– „Wy­zwa­nie” to rze­czy­wi­ście wła­ściwe słowo. Zo­ba­czymy, czy Seppo wy­trzyma do po­czątku sierp­nia, kiedy do­łą­czy do nas wię­cej lu­dzi i pra­cow­ni­ków. Wę­gry może i nie są dro­gim kra­jem, ale utrzy­ma­nie ca­łej ha­ła­stry przez po­nad dwa mie­siące i tak trzep­nie po kie­szeni – za­uwa­żył mój to­wa­rzysz z czar­nym hu­mo­rem.

– No to bar­dzo spryt­nie, że przy­je­cha­łeś tu­taj te­raz. Mo­żesz ko­rzy­stać z wszyst­kiego od po­czątku do końca.

Pod­kre­śli­łam słowo „wszyst­kiego”, cho­ciaż na­wet nie wie­dzia­łam czemu. O co mi w ogóle cho­dziło? W oczach męż­czy­zny było coś oce­nia­ją­cego, ale nie mia­łam czasu się za­sta­no­wić co, bo do­tar­li­śmy do klatki scho­do­wej, a on po­kie­ro­wał mnie do po­koju (w lewo, do końca ko­ry­ta­rza w prawo i znów w prawo).

– Po­kój jest dość mały, ale znaj­dują są tam szafa, mały sto­lik oraz łóżko. Ła­zienkę znaj­dziesz na lewo od scho­dów.

– Skąd wiesz, który to mój po­kój? – za­py­ta­łam na­gle, za­sko­czona, że gość we­selny umiał mnie za­pro­wa­dzić we wła­ściwe miej­sce.

Zer­k­nę­łam przez drzwi i stwier­dzi­łam, że wszystko się zga­dza. Oprócz wy­mie­nio­nych cięż­kich, ciem­nych me­bli zo­ba­czy­łam pięk­nie ha­fto­wane opar­cie krze­sła i fo­tel po­kryty ciem­no­czer­woną kwie­ci­stą tka­niną. W oknach wi­siały ro­man­tyczne fi­ranki z bia­łej ko­ronki, a pod­łogę po­kry­wał ciem­no­czer­wony dy­wan.

Męż­czy­zna de­li­kat­nie mnie po­pchnął, by za­chę­cić mnie do wej­ścia, a kiedy zna­la­złam się w środku, po­czu­łam jego od­dech we wło­sach. Na prze­mian go­rące i zimne dresz­cze prze­szyły moje ciało. Szybko się od­wró­ci­łam. Sto­jący za mną męż­czy­zna zdą­żył już odło­żyć wa­lizkę i ple­cak i rzu­cił mi szybki uśmiech, który wy­peł­nił cie­płem całe moje ciało.

– Nie wiem. Ale wiem, że ten aku­rat jest pu­sty.

– Ale może jest dla ko­goś in­nego? – za­czę­łam nie­pew­nie, za­sta­na­wia­jąc się, czy wkrótce zjawi się Tu­ula, by za­pę­dzić mnie do piw­nicy.

– Bę­dzie nie­wielu sa­mot­nych go­ści. I przy­jadą znacz­nie póź­niej – od­po­wie­dział sta­now­czym gło­sem męż­czy­zna.

– A skąd ty to wiesz? – za­py­ta­łam nieco ostrzej. Wo­la­łam się nie pa­ko­wać w żadne kło­poty.

– Po­nie­waż sły­sza­łem, co mó­wią Fanny i Armi. Mogę się wy­da­wać nie­obecny, ale wszystko sły­szę. – Męż­czy­zna wy­cią­gnął rękę i w końcu się przed­sta­wił: – Ilkka Vah­to­kari. Pan młody w tym cyrku.

Kilka dni póź­niej przy­go­to­wy­wa­łam w kuchni trzy duże dzbanki mro­żo­nej her­baty. Zbli­żała się pora lun­chu, a pięt­na­ście osób w domu cze­kało przy stole na coś zim­nego do pi­cia. Czu­łam, jak pot zbiera mi się na czole i karku, po­nie­waż pa­no­wał upał, a w kuchni nie było kli­ma­ty­za­cji.

Źle tu­taj sy­pia­łam, cho­ciaż sy­pial­nie były kli­ma­ty­zo­wane. Wie­dzia­łam dla­czego, ale nie chcia­łam się do tego przy­znać, na­wet przed sobą. Uzna­łam, że by­łam po pro­stu zła, zra­niona i smutna z po­wodu na­głego ze­rwa­nia, a moje przy­gnę­bie­nie mo­gło spo­wo­do­wać różne skutki. Na przy­kład ten, o któ­rym nie chcia­łam my­śleć.

Tu­ula unio­sła brwi, gdy usły­szała, że Ilkka umie­ścił mnie na pię­trze, a wła­ści­wie obok wspól­nej sy­pialni na­rze­czo­nych. Po chwili jed­nak wzru­szyła ra­mio­nami.

– To chyba nie ma zna­cze­nia – stwier­dziła. – Je­śli wo­lisz, mo­żesz spać u mnie, na dole.

Po­my­śla­łam, że chęt­nie prze­pro­wa­dził­bym się do Tu­uli, na­wet je­śli to ozna­cza­łoby dzie­le­nie wspól­nego po­koju. Oba­wia­łam się tylko, że moje prze­no­siny mo­głyby wy­wo­łać zdu­mie­nie, a może na­wet nie­wy­godne py­ta­nia. A tych wo­la­łam unik­nąć, bo Armi na mój wi­dok przy stole na pierw­szej wspól­nej ko­la­cji po­wie­działa, że służba po­winna spać na dole. Na­prawdę wczu­wała się w rolę hra­biny.

Po tych sło­wach pięć­dzie­się­cio­let­nia blon­dynka spoj­rzała na Ilkkę, a po­tem na mnie – wła­śnie przy­nio­słam wino. Ilkka wy­glą­dał, jakby nic nie sły­szał, ale jego na­rze­czona za­częła ob­łud­nie szcze­bio­tać:

– Ilkka ma ta­kie do­bre serce! Co po­ra­dzić?

Męż­czy­zna wska­zał mi ge­stem, abym po­sta­wiła bu­telki na stole. Usły­sza­łam stłu­miony śmiech. Spoj­rza­łam na niego i zo­ba­czy­łam, że unosi drwiąco ką­ciki ust, przy­my­ka­jąc oczy.

– Czy ta dziew­czyna nie może nas ob­słu­żyć? – spy­tała Armi, gdy Ilkka na­le­wał wino jej i Fanny.

– Tu­ula i In­keri są w kuchni same. Na­prawdę nic mi się nie sta­nie, je­śli zajmę się wi­nem – mruk­nął Ilkka.

Armi zmarsz­czyła nos, ale nie sko­men­to­wała słów przy­szłego zię­cia. Do­piero po chwili ode­zwała się słod­kim gło­sem do swo­jego spo­co­nego oty­łego męża sie­dzą­cego na dru­gim końcu stołu:

– Seppo! Po­trze­bu­jemy wię­cej słu­żą­cych! Nie mo­żemy cze­kać tak długo, jak pier­wot­nie za­kła­da­li­śmy. Za­trud­nij kilka osób z wio­ski.

Seppo za­stygł w miej­scu jak za­jąc, który usły­szał zbli­ża­jące się nie­bez­pie­czeń­stwo.

– Zo­ba­czymy – po­wie­dział ostroż­nie. – Je­śli się okaże, że nie da­jemy so­bie rady, wtedy ko­goś po­szu­kamy. I nie mó­wimy tu o słu­żą­cych, Armi.

– Ale co się nie zga­dza? Prze­cież ci lu­dzie nam służą – wtrą­ciła Fanny, pa­trząc na ojca nie­win­nie swo­imi du­żymi nie­bie­skimi oczami.

– One mają imiona! To Tu­ula i In­keri. I pra­cują. Ciężko! – Ilkka pra­wie krzyk­nął.

Przy stole za­pa­dła ci­sza. Spoj­rza­łam na męż­czy­znę tak, jak zde­cy­do­wa­nie nie po­win­nam, a po­tem po­spiesz­nie ode­szłam, czu­jąc, jak płoną mi po­liczki.

Kiedy wró­ci­łam do rze­czy­wi­sto­ści, sta­ra­łam się trzy­mać my­śli na wo­dzy i nie po­zwo­lić im zba­czać na te­mat, któ­rego za wszelką cenę mu­sia­łam uni­kać. Skon­cen­tro­wa­łam uwagę na dwóch ogrom­nych dzban­kach mro­żo­nej her­baty i pły­wa­ją­cych w niej pla­ster­kach cy­tryny. Chyba nie dam rady z dwoma na­raz, po­my­śla­łam. Ra­czej nie za­pra­co­wa­ła­bym so­bie na miano słu­żą­cej roku, gdy­bym tak się prze­wró­ciła i ob­lała lo­do­wa­tym na­po­jem na przy­kład Armi.

Tu­ula we­szła do kuchni, chwy­ciła pół­mi­sek z pa­nie­ro­wa­nym kur­cza­kiem i krzyk­nęła:

– Za­nieś im szybko tę her­batę! Dzbanki na stole są już pra­wie pu­ste.

Mimo po­śpie­chu za­cho­wa­łam spo­kój. Kiedy z tru­dem pod­no­si­łam je­den dzba­nek, usły­sza­łam, jak ktoś wcho­dzi do kuchni od strony domu. Za­ło­ży­łam, że to Tu­ula z ja­kie­goś po­wodu wy­dłu­żyła so­bie drogę i już mia­łam się od­wró­cić w stronę fron­to­wych drzwi pro­wa­dzą­cych na po­dwórko, gdy po­czu­łam ostry mę­ski za­pach i zda­łam so­bie sprawę, że się po­my­li­łam.

Za­mar­łam, wpa­tru­jąc się w trzy­many w dło­niach dzba­nek, usi­łu­jąc stłu­mić wzbie­ra­jące we mnie uczu­cia. Na próżno. Za­lała mnie fala bez­rad­nej żą­dzy, sza­lo­nej za­zdro­ści i cał­ko­wi­tej bez­sil­no­ści i bez reszty za­wład­nęła moim umy­słem. Za­mknę­łam oczy i na krótką chwilę da­łam upust fan­ta­zji. Tylko na chwilę.

Ilkka praw­do­po­dob­nie przy­szedł po dzbanki z mro­żoną her­batą. Już wcze­śniej przy­cho­dził z Seppo i kil­koma in­nymi męż­czy­znami po na­poje czy duże pół­mi­ski, aby nam po­móc. Te­raz jed­nak wy­obra­ża­łam so­bie, że przy­szedł po mnie. Tylko po mnie. Cho­ciaż był za­jęty i po­mimo tego, że moje włosy były spięte w nie­chlujny ku­cyk, a twarz bez grama ma­ki­jażu po­kry­wała war­stewka potu.

Kiedy czas mi­jał, a Ilkka się nie od­zy­wał, otwo­rzy­łam oczy, ale wciąż nie mo­głam się ru­szyć. Wie­dzia­łam, że męż­czy­zna stoi za mo­imi ple­cami, i cze­ka­łam, aż się­gnie po dzbanki z mro­żoną her­batą. Z każdą mi­ja­jącą se­kundą czu­łam co­raz więk­sze zde­ner­wo­wa­nie. Za­ci­snę­łam usta, zmu­sza­jąc się do wy­rów­na­nia przy­spie­szo­nego od­de­chu, i usi­ło­wa­łam wy­my­ślić, co mo­gła­bym po­wie­dzieć, aby prze­rwać ten dziwny stan, w któ­rym się zna­la­złam.

Otwo­rzy­łam usta, lecz wy­do­było się z nich po­je­dyn­cze, zdy­szane słowo. To, które po­wta­rzało się w mo­ich snach.

– Ilkka.

Męż­czy­zna pod­szedł bli­żej. Tak bli­sko, że trą­cił czub­kiem buta moją ba­le­rinkę, a klatką pier­siową mu­snął mój ku­cyk. Na­gle jego opa­lone, dłu­gie ra­miona ob­jęły mnie w pa­sie, a duże dło­nie przy­kryły moje palce trzy­ma­jące dzba­nek. Gdy jego cie­pły do­tyk pie­ścił moją skórę, palce od­mó­wiły mi po­słu­szeń­stwa.

By­łam pewna, że za chwilę usły­szę brzęk tłu­czo­nego szkła i po­czuję, jak her­bata za­lewa mi stopy, ale Ilkka za­re­ago­wał bły­ska­wicz­nie. Splótł swoje palce z mo­imi, ręce przy­ci­snął do mo­ich przed­ra­mion i przy­cią­gnął mnie mocno do swo­jej klatki pier­sio­wej, ra­tu­jąc na­czy­nie.

Sły­sza­łam ci­chy od­dech męż­czy­zny i cze­ka­łam, aż coś po­wie albo się ode mnie od­su­nie. Kiedy przez nie­skoń­cze­nie dłu­gie se­kundy nic się nie wy­da­rzyło i sta­łam tak, przy­wie­ra­jąc do niego ple­cami, nie mo­głam już dłu­żej opie­rać się po­ku­sie.

Od­chy­li­łam się mocno i od­wró­ci­łam tak, że mój po­li­czek oparł się o przód ja­sno­nie­bie­skiej ko­szulki. Krę­ciło mi się w gło­wie. Wie­dzia­łam, że to nie­wła­ściwe, a jed­nak czu­łam, że wszystko jest jak trzeba. Gdy Ilkka po­chy­lił głowę, a jego usta wy­lą­do­wały naj­pierw na mo­ich wło­sach, a po­tem na uchu, nie tylko dzban­kowi gro­ził upa­dek.

Czu­łam, że moim cia­łem za­wład­nęło pier­wotne, bez­wa­run­kowe uczu­cie, któ­rego ni­gdy wcze­śniej nie do­świad­czy­łam. Do­ma­gało się, abym się od­wró­ciła, ro­ze­brała sto­ją­cego za mną męż­czy­znę, uca­ło­wała każdy cen­ty­metr jego skóry, wzięła go w sie­bie od razu. Bez­sku­tecz­nie pró­bo­wa­łam so­bie przy­po­mnieć, że nie chcę po­żą­dać męż­czy­zny, który miał po­ślu­bić inną ko­bietę. Oczy­wi­ście, że nie chcia­łam. Ale moje ra­cjo­nalne pra­gnie­nia nie miały szans, gdy był przy mnie Ilkka.

A te­raz znaj­do­wał się tak bli­sko, że nie dało się tego wy­tłu­ma­czyć w ża­den ra­cjo­nalny spo­sób. Mógł mnie pu­ścić, gdy tylko ura­to­wał dzba­nek. Ale tego nie zro­bił. Wręcz prze­ciw­nie. Przy­ci­snął mnie do sie­bie jesz­cze moc­niej, jego usta pie­ściły pła­tek mo­jego ucha tak, że przy­mknę­łam po­wieki z roz­ko­szy.

– My­ślę o to­bie – wy­szep­tał. – Nic na to nie po­ra­dzę.

Grzeszna, grzeszna me­lo­dia, uwo­dzi­ciel­ska jak pieśń sy­reny, eks­plo­do­wała w mo­jej gło­wie. W dol­nej czę­ści ple­ców po­czu­łam, jak ku­tas męż­czy­zny pul­suje pod ciem­no­nie­bie­skimi let­nimi spodniami. Moja cipka za­częła pęcz­nieć i wil­got­nieć. Po­czu­łam mu­śnię­cie za­ka­za­nej przy­jem­no­ści, gdy za­ci­snę­łam przy­sło­nięte krótką czarną spód­niczką po­śladki jesz­cze moc­niej na męż­czyź­nie i po­ru­szy­łam bio­drami.

Ilkka sap­nął, przy­gryzł pła­tek mo­jego ucha, a po chwili gwał­tow­nie się cof­nął z dzban­kiem w dłoni, mó­wiąc szorstko:

– We­zmę też drugi.

Wła­śnie wtedy we­szła Tu­ula. Od­wró­ci­łam się do niej z od­ma­lo­wa­nym na twa­rzy po­czu­ciem winy. Ilkka się­gnął obok mnie, jego ręka po­now­nie do­tknęła mo­jego ra­mie­nia, a ja pra­wie pod­sko­czy­łam. Męż­czy­zna mruk­nął do Tu­uli, że przyj­dzie po resztę na­po­jów, ale moja prze­ło­żona je­dy­nie da­lej mi się przy­glą­dała. Kiedy Ilkka wy­szedł, Tu­ula po­wie­działa bez­na­mięt­nie, lecz sta­now­czo:

– Nie daj się mu uwieść. On zła­mie ci serce i na do­da­tek nas zwol­nią.

– Co? – wy­du­si­łam z tak źle uda­wa­nym obu­rze­niem, że pra­wie samą sie­bie roz­śmie­szy­łam.

Tu­ula po­ło­żyła ręce na swo­ich zgrab­nych bio­drach i wy­da­wało się, że jej ni­ska po­stura uro­sła o kilka cen­ty­me­trów, choć ko­bieta nie wy­glą­dała na roz­gnie­waną.

– Wiesz, co mam na my­śli. Ilkka może być znu­dzony i po pro­stu po­trze­bo­wać roz­rywki. Za­nim zro­bisz coś głu­piego, pa­mię­taj, że pra­cuje dla Seppo od sied­miu lat i spo­tyka się z Fanny od trzech. Mało praw­do­po­dobne, żeby zmie­nił plany na kilka ty­go­dni przed ślu­bem. Z jego wy­glą­dem ła­two jest zna­leźć ko­goś do to­wa­rzy­stwa, ale je­śli tego po­trze­buje, niech po­szuka w mie­ście, a nie w twoim łóżku.

Czu­łam, jak ob­le­wam się ru­mień­cem, który z każ­dym sło­wem Tu­uli scho­dził ni­żej na moją szyję i de­kolt. Prze­rwała na chwilę, po czym uśmiech­nęła się po­cie­sza­jąco i po­wie­działa:

– Wiem, że jest ci te­raz trudno. Ale nie bra­kuje tu sa­mot­nych fa­ce­tów. Nic nie stoi na prze­szko­dzie, że­byś wy­brała so­bie jed­nego z nich i tro­chę się za­ba­wiła.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: