Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rezydentka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 lipca 2021
Ebook
31,99 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rezydentka - ebook

Anna Rokicka żyje beztrosko. Nie stroni od alkoholu, imprez i męskiego towarzystwa. Czasami jednak zastanawia się, czy nie powinna być gdzie indziej, zachowywać się bardziej odpowiedzialnie, a może w ogóle być kim innym?

Niespodziewane, tragiczne wydarzenia sprawiają, że jej dotychczasowe życie zmienia się w diametralny sposób. Czy uda się jej wybrnąć z sytuacji grożącej wieloletnim pobytem w więzieniu i łatką morderczyni? Czy odnajdzie wreszcie spokój u boku wymarzonego mężczyzny?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-9143-6
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1.

Ktoś kiedyś powiedział, że okłamywanie innych to jeszcze nic strasznego. Dramat zaczyna się wtedy, gdy oszukujemy samych siebie. To już himalaje zupełnego upadku. Nie pytajcie mnie, kto tak stwierdził, ale takie mądrości zazwyczaj wychodzą z ust mądrych ludzi. A ja się raczej do takich nie zaliczam. Co ja w ogóle tutaj robię? Czy to jest robota i właściwe miejsce dla trzydziestoczteroletniej kobiety? Boże, czy ja znowu zaczynam się nad sobą użalać? Chyba tak.

Słońce prażyło niemiłosiernie. Po lekkim, ożywczym wietrzyku nie było śladu. Wstałam z leżaka ustawionego na balkonie i wychyliłam się za barierkę. Basen świecił pustkami, jak zwykle przy zmianie turnusów. Było kilka minut po dwunastej w sobotę. Odwróciłam głowę, słysząc dźwięk drzwi otwieranych na balkonie obok. Z pokoju wyszła Agnieszka, nazywana Baletnicą. Matka katowała ją kiedyś codziennymi treningami tego popieprzonego tańca. Aga miała tego tak dosyć, że w wieku dwunastu lat razem z ojcem uknuła intrygę. Przekupili ortopedę, by okłamał matkę, że stan kręgosłupa dziewczynki jest na tyle poważny, że nie może dalej trenować. Lubiłam takie historie. Podnosiły mnie na duchu, bo mogłam sobie wmawiać, że moje dzieciństwo nie było wcale takie złe.

– Ja pierdolę, Anka! – Baletnica ziewnęła. – Jak ty wytrzymujesz na tym upale? Zwłaszcza po wczorajszym chlaniu.

– Chcę złapać trochę słońca.

– Nie rozśmieszaj mnie! Jeszcze więcej? Niedługo będziesz zielona od tego opalania.

– Potrzebuję dużo energii na wieczorne spotkanie – odparłam, wzruszając ramionami.

– Może nie będzie tak źle – mruknęła. – Dobra, zdrzemnę się jeszcze.

– Chcesz oszukać kaca? Małe szanse.

– Oszukałam matkę wariatkę, to i z tym skurwielem sobie poradzę. – Baletnica zachichotała i zniknęła w swoim pokoju.

Aga wciąż żyła dzieciństwem, opowiadając wszem wobec historię z przeszłości. Chyba nie muszę tłumaczyć, że skoro jej matka chciała, aby córka była aniołkiem, ta postanowiła zostać diabełkiem? Baletnica chlała i przeklinała gorzej, a może właściwie lepiej niż faceci. Lubiłam ją, bo była prostolinijna, nie ściemniała i zawsze można było na nią liczyć.

Doszłam do wniosku, że mam już dosyć prażenia się w tym cholernym greckim piekarniku. Weszłam do pokoju i poczułam dreszcze. Różnica temperatur była olbrzymia. W pomieszczeniu chodziła klima nastawiona na najniższą temperaturę. Przekręciłam termostat, żeby zrobiło się trochę cieplej, a potem przeszłam do łazienki. Przyjrzałam się swemu odbiciu w lustrze. Brązowe włosy, dzięki zdobyczom współczesnego fryzjerstwa stuningowane na kruczoczarne. Baletnica miała rację. Na twarzy byłam już nieźle strzaskana, resztę ciała też miałam lekko opaloną.

Obróciłam się bokiem do lustra i spojrzałam krytycznie na oponkę wokół mojego brzucha. Dobra, pewnie mnie nie wezmą na billboard z reklamą bielizny, ale jak na moje lata jeszcze nie było źle. Wskoczyłam pod prysznic i zmyłam z siebie olejek do opalania. Potem nałożyłam odżywkę do włosów, nasmarowałam się balsamem i wyszłam z łazienki.

Temperatura w pokoju lekko się podniosła, w czym na pewno pomogło ostre słońce świecące prosto w szyby. Zasunęłam kotarę i włączyłam światło. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej bieliznę, białą spódnicę przed kolano i służbową turkusową koszulkę. Na plecach wyszyto grecką literę omega, a z przodu, na wysokości piersi, mały napis: „W CZYM MOGĘ POMÓC?”.

Założyłam klapki i wyszłam z pokoju. To jednak było w Grecji wspaniałe! Połowa września, a tu ciągle upał taki, że można by chodzić na golasa. Chyba jednak nie miałam na co narzekać? Z jednej strony, na pewno część kobiet w moim wieku była jakimiś dyrektorkami czy prezeskami, jak to się teraz mówi. Ale z drugiej – potężna rzesza zapierdziela gdzieś w fabrykach za najniższą krajową. Może bycie rezydentką na greckiej wyspie Korfu wcale nie było takie złe? Przypomniałam sobie, co mądrzy ludzie mówią o oszukiwaniu samego siebie, i spochmurniałam. Co za cham to wymyślił, żeby psuć innym humor? Na pewno jakiś facet!

Przy recepcji czekał na mnie Gollum. Iza było świeżo po studiach i nie wiedziała o swoim przezwisku. Niestety, jej wyraz twarzy oraz na maksa wyłupiaste oczy upodabniały ją do stwora z Władcy pierścieni. Włosy miała tak strasznie mocno zaczesane do tyłu, że człowiek niemal słyszał ich trzeszczenie, gdy stał obok. Zastanawiałyśmy się z dziewczynami, czy gdyby rozluźniła trochę fryzurę, jej gałki oczne wróciłyby na swoje miejsce. Tajemniczości całej sprawie dodawał fakt, że nikt nigdy nie widział Izy z rozpuszczonymi włosami.

– Dzień dobry, szefowo. – Gollum wyszczerzył się w uśmiechu, błyskając aparatem na zęby.

– Cześć, Iza.

Nie cierpię, gdy tak się do mnie mówi. Biuro Turystyczne „Omega” jest małą firmą, zarządzaną przez jednego starszego pana. Ma on dobrotliwy wygląd Świętego Mikołaja i tak jest przez nas nazywany. Traktuje nas jak córki, a my odwzajemniamy jego uczucie. Dlatego nie ma tu jakichś służbowych stopni, zależności i tym podobnych pierdół zaczerpniętych z amerykańskich korporacji. Dziewczyny traktują mnie trochę jak przełożoną, bo pracuję w biurze od ponad dziesięciu lat. Dla większości rezydentek ta robota była zapchajdziurą na studiach albo zaraz po nich. Tylko ja zostałam „na zawsze”. Dobra, koniec tego marudzenia. Podobno jeśli mamy czas na narzekanie, to znaczy, że mamy go na tyle dużo, że równie dobrze możemy coś w swoim życiu zmienić. Gollum była jedyną osobą, która zwracała się do mnie per „szefowo” i robiła jeszcze coś, czego szczerze nie znoszę: właziła mi w dupę bez użycia jakichkolwiek lubrykantów.

– Pięknie dzisiaj szefowa wygląda.

– Dzięki – mruknęłam z niechęcią. – Gotowa na przyjęcie gości?

– Jezu, jestem taka podekscytowana! Dziękuję za zaufanie! – Gollum pryskała śliną na prawo i lewo. – Boję się, że nie dam rady.

Ja też, chciałam powiedzieć ale w porę ugryzłam się w język. Iza tak bardzo się starała, że czego się dotknęła, to spieprzyła. Dlatego miałam wątpliwości, czy wysyłać ją po grupę na lotnisko. Mimo wszystko stwierdziłam, że kiedyś musi być ten pierwszy raz. W końcu to naprawdę nie była fizyka kwantowa. Sprawdzić listę, załadować ludzi do autokaru i przywieźć do hotelu. Poza tym ostro pochlałyśmy z Baletnicą poprzedniego dnia. Nie uśmiechało się nam sterczenie przy autobusie na patelni, w jaką zamieniał się parking przy lotnisku.

Przeszłam jeszcze raz przez wszystkie szczegóły i udzieliłam Gollumowi niezbędnych wskazówek. Dziewczyna była tak wdzięczna, że myślałam, że klęknie przede mną i wślizgnie mi się pod spódnicę. Odetchnęłam z ulgą, gdy na zewnątrz pojawił się autobus, który chwilę później zabrał ją na lotnisko.

Wróciłam do przyjemnie chłodnego i ciemnego pokoju i położyłam się na łóżku. Sięgnęłam po pilota i odpaliłam Netflixa. Niby wrzucali tam co tydzień tysiąc nowości, a jakoś nie było co oglądać. Mają talent. Niewiele pamiętałam z poprzedniego wieczoru. Niestety zdarzało mi się to coraz częściej. Zawsze lubiłam wypić, ale zazwyczaj kontrolowałam sytuację. Jednak wiek robił swoje. Dlatego obiecałam sobie, że dzisiaj nie będę pić. Zwłaszcza w ciągu dnia.

Wreszcie znalazłam i włączyłam jakiś serial opatrzony przymiotnikami: romantic, classic oraz suspenseful. Straszne, potworne wręcz nudziarstwo. Uznałam, że to świetna wymówka, by nie dotrzymać swojej obietnicy. Wstałam i wyciągnęłam butelkę wódki z lodówki. Trudno, podobno najbardziej szkodzi samo życie, bo prowadzi do śmierci.

Wypiłam dwa drinki, porządnie wyszorowałam zęby i wpakowałam do ust dwie gumy do żucia. Dobra, macie mnie, może to były trzy drinki, ale tamtego dnia naprawdę potrzebowałam się wyluzować. Punktualnie o wpół do piątej zjawiłam się w lobby naszego małego, uroczego hoteliku Eldorado. Alkohol krążący w żyłach tchnął we mnie porcję optymizmu. W końcu to już wrzesień. Miesiąc studentów i emerytów. Ci drudzy czasami lubili pozawracać dupę, ale przynajmniej nie było już rodzin z dziećmi, ich wiecznych pretensji i ciągłych krzyków na basenie, korytarzach czy w restauracji.Gdy usłyszałam ciche syknięcie hamującego autobusu, przywołałam na twarz przepiękny służbowy uśmiech. Mimo wszystko nie byłam głupią pindą, a przynajmniej tak chciałam o sobie myśleć. Wiedziałam, że ludzie przyjechali tu na wymarzone wakacje. To, że rezydentka biura podróży lubiła sobie wypić i była lekko sfrustrowana życiem, nie było ich zasranym problemem. Doskonale to rozumiałam.

Do hotelu weszła grupka ludzi, nieśmiało rozglądających się po wnętrzu.

– Dzień dobry państwu – zaszczebiotałam. – Nazywam się Anna Rokicka i w imieniu Biura Turystycznego „Omega” witam państwa w słonecznej Grecji. Proszę podać swoje dane w recepcji, gdzie otrzymają państwo klucze do pokoi. Spotkanie informacyjne odbędzie się o szóstej w hotelowym lobby. Gdyby mieli państwo jakieś pytania, jestem do dyspozycji.

Ludzie zaszumieli, co poniektórzy odwzajemnili uśmiech i zaczęli tłoczyć się przy recepcji. Dzisiaj zmianę miał Wasilij, cholernie przystojny młody chłopak, na którego widok wszystkie panie z grupy niemal padły na kolana. Dobry znak, to powinno je ustawić porządnie na popołudniowe spotkanie.

– Poszło gładko? – spytałam Golluma, odciągając ją na bok.

– Perfekcja! – Dziewczyna była wyraźnie podniecona. – Szefowo, jeszcze raz dziękuję za zaufanie.

– Gdzie jest jakaś cholerna Genowefa?!

Wszyscy w recepcji, łącznie z przystojniachą Wasilijem, odwrócili się w kierunku wejścia. Do środka wszedł łysy wąsaty facet, ciągnący dwie pokaźnych rozmiarów walizki. Zaraz za nim szła drobna kobieta wpatrzona w ziemię. Podeszłam do niego, przywołując na twarz służbowy uśmiech, choć wyczuwałam ostrą awanturę.

– Dzień dobry, Anna Rokicka. Mogę w czymś pomóc?

– Genowefa! Tu mam napisane! – Łysol trzymał w ręku przepocone i wymięte potwierdzenie zakupu wycieczki.

– Tak, to ja. W czym mogę pomóc?

– To pani jest Genowefa czy Anna?! – Wąsacz wydarł się na całe gardło.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na mnie niemal oskarżycielsko. Wiem, że to było głupie, ale używałam drugiego imienia. Kto do jasnej cholery ma na imię Genowefa w dwudziestym pierwszym wieku?! Jak miałabym się przedstawiać? Gienia, Gienka, Geniusia, Gesia? Boże, najbardziej żałosne było to, że teraz wstydziłam się wstydzenia się swojego imienia. Idiotyczna sytuacja!

– Nazywam się Genowefa Anna Rokicka – powiedziałam z godnością. – Czy teraz dowiem się, o co chodzi?

– O to chodzi, że autobus nas nie zabrał! – krzyczał łysy. – Musieliśmy tu dojechać taksówką. Żądam zwrotu kosztów!

Odwróciłam się z groźną miną, ale Gollum była już w połowie klatki schodowej. Dziewczyna należała do młodego pokolenia i kiepsko radziła sobie z krytyką. Tak naprawdę w ogóle sobie z nią nie radziła.

Użyłam całego swego uroku osobistego, żeby udobruchać krzykacza z wąsem. Zwróciłam im pieniądze za taksówkę, a potem załatwiłam z Wasilijem dla nich specjalny pokój z widokiem na góry. To ostatnie było oczywiście chamską ściemą, bo taki pokój starsze małżeństwo miało przydzielony od początku. Ale czego się nie powie, żeby zadowolić klienta. Łysy facet, jak się okazało, pan Tadek, rozpogodził się, gdy poinformowałam go, że będą mieli o wiele ciszej niż w pokoju z widokiem na basen.

Niestety nie mogłam udzielić choćby najmniejszej reprymendy Gollumowi. Dziewczyna jak zwykle zareagowała histerią. Udało mi się z nią jedynie porozmawiać przez drzwi. W ciągu kilku minut, przerywanych jej wybuchami płaczu, dowiedziałam się, że jest do niczego, nigdy się nie nauczy i w ogóle chce ze sobą skończyć. Ależ dramaturgia! Zdążyłam się już przyzwyczaić do jej zachowania. W sumie jednak, czy to się tak bardzo różniło od mojego użalania się nad sobą i zaglądania do butelki?

Gdy weszłam do swojego pokoju, pierwsze kroki skierowałam do lodówki. Wyciągnęłam wódkę, ale od razu schowałam ją z powrotem, bo ktoś zastukał głośno do drzwi. Na progu stał pan Tadek z butelką jakiegoś rubinowego płynu.

– Żona głowę mi zaczęła suszyć, że trzeba przeprosić – powiedział mężczyzna z pojednawczym uśmiechem.

Byłam w totalnym szoku. Po pierwsze, naprawdę rzadko zdarzało się, żeby któryś z turystów przychodził z przeprosinami. Zazwyczaj uważali, że wszystko im się należy. W sumie mieli rację, zgodnie z hasłem „klient nasz pan”. Po drugie, byłam zdziwiona, że ta niepozorna, wtopiona w tłum żona, będąca cieniem wąsacza, jest w stanie suszyć mu głowę. A po trzecie, na samą myśl o piciu tej politury do drewna, którą pan Tadek uważał za alkohol, przeszywały mnie dreszcze obrzydzenia.

– Ale sam źle się z tym czułem – ciągnął. – Przeprosić chciałem, no i może byśmy na zgodę ciachnęli. To moja naleweczka. Wiśniówka.

– Naprawdę nic się nie stało, miał pan prawo się zdenerwować…

Nie skończyłam i nie zdążyłam zaprotestować, bo pan Tadek wtarabanił mi się do pokoju i usiadł przy stoliku. Sięgnął po szklanki, przetarł je moim ręcznikiem do włosów, a potem zachęcił gestem do picia. Westchnęłam cicho. Czego się nie robi dla klientów.

To mną wstrząsło, jak to mawia młodzież. Pierwszy łyk tego gówna wypalił mi gardło, a po całym ciele prześlizgnęły się gwałtowne dreszcze i żar. Pan Tadek zauważył moją minę i powiedział:

– Może skoczę po zagrychę? Mam podsuszaną, a żona narobiła na wyjazd trochę mielonych.

– Nie trzeba – wychrypiałam, patrząc z przerażeniem, jak wąsacz nalewa kolejną porcję.

– To co? Na drugą nóżkę?

Pan Tadek okazał się całkiem sympatycznym facetem i nawet się nie obejrzałam, jak gawędziliśmy wesoło o tym i owym. Kłopot polegał na tym, że ledwo stałam na nogach, gdy wreszcie pożegnał się ze mną, szarmancko całując w dłoń, i wyszedł. Sięgnęłam po telefon i po chwili wybełkotałam:

– Baletnica? Musisz mi pomóc.

Punktualnie o osiemnastej zjawiłam się na dole w towarzystwie Agnieszki i wspięłam się na wyżyny kumulacji energii shaolińskich mnichów, żeby wygłosić jedno zdanie powitania, przedstawić Baletnicę i powiedzieć, że to ona poprowadzi spotkanie. Agnieszka zaczęła ględzić o godzinach posiłków, lokalnych atrakcjach, wycieczkach fakultatywnych i tym podobnych pierdołach, a ja rozkoszowałam się tym, że nic nie muszę już mówić i mogę przyjrzeć się nowej grupie.

Oprócz Tadka, który puścił mi oczko, oraz jego żony było jeszcze dwanaście osób. Dwie podobne do siebie starsze panie, najpewniej siostry. Widać było, że są na siebie śmiertelnie obrażone. Sześcioosobowa, prawdopodobnie studencka grupa. Chłopcy otaczali ramionami swoje dziewczyny, rzucając złowrogie spojrzenia przystojnemu Wasilijowi, który roznosił drinki. Na czym to polega, że młodym mężczyznom tak często brakowało pewności siebie?

Poza tym było też starsze dystyngowane małżeństwo, ubrane z przesadną elegancją. On wyglądał na lekarza, a ona na projektantkę wnętrz. Nieco dalej pod ścianą siedziała jeszcze jedna para. Szczupła niska blondynka oraz facet z kasztanowymi włosami. Mężczyzna niewątpliwie był przystojny i miał w sobie „to coś”. W pierwszej chwili pomyślałam, że to małżeństwo, ale potem stwierdziłam, że to raczej niemożliwe ze względu na sposób, w jaki obok siebie siedzieli. Może brat i siostra?

Godzinę później wróciłam do pokoju i padłam na łóżko. Baletnica usiadła przy stoliku, odkręciła pozostawioną przez Tadka butelkę i skrzywiła się z niesmakiem.

– Chryste. To cię tak rozłożyło?

– Wiśniówka. Daj spokój, ma chyba z siedemdziesiąt woltów!

– Idziesz na miasto? Umówiłam się z dziewczynami z Greckiego Wesela.

Greckie Wesele było gigantycznym biurem podróży, filią angielskiej firmy, wysyłającej miliony turystów do Hellady.

– Dzięki, ale ledwo żyję. Chyba będę zbierać siły na jutro.

– Jak chcesz. Jakby co, to zamierzamy iść do Posejdona.

Skinęłam jej z roztargnieniem głową, wyciągając telefon. Baletnica wyszła, a ja sprawdziłam nieodebrane wiadomości. Jedną z nich była ta od naszego szefa, Świętego Mikołaja. Pytał, czy wszystko w porządku, więc odpisałam, że był drobny pożar, ale ugaszony i nie ma się czym przejmować. Oprócz tego miałam nieodebrane połączenie od Adama.

– Ja pierdzielę – mruknęłam.

Adam to mój były. Pięć lat starszy ode mnie. Szanowany prawnik z dzianymi rodzicami i własną kancelarią. Może nie superprzystojniacha, ale też nie oszpecony. Bardzo zadbany i z fajną, wyrzeźbioną sylwetką. Taktowny, grzeczny i kulturalny. Wykonał jedno połączenie i mogłam być pewna, że nie zadzwoni ponownie, dopóki nie oddzwonię. Taki już był, nie chciał przeszkadzać. Po prostu idealnie ułożony facet z kasą. Wymarzony zięć każdej teściowej.

Niemal słyszę, jak pytacie – w czym więc problem? Właśnie. Sama nie wiem, ale koleś był po prostu zbyt idealny. Czasem ta jego perfekcja przyprawiała mnie, być może niesłusznie, o gęsią skórkę. Nie miałam teraz ochoty na rozmowę z nim. Z drugiej zaś strony, wspomnienie związku sprawiło, że porzuciłam plany o zagrzebaniu się pod kołdrę. Dlaczego mam nie korzystać z życia?

Wyszłam na balkon i wychyliłam się w prawą stronę. W pokoju Baletnicy było ciemno, musiała już wyjść. Ta to szybko się szykowała. Nie dbała zbytnio o ubiór i makijaż, a i tak miała cholerne powodzenie u facetów. Ale była dobre dziesięć lat młodsza ode mnie.

Na dole, wokół podświetlonego basenu, Tadek z żoną rozmawiali przyciszonymi głosami z „lekarzem” oraz parą studentów. Integrują się. Bardzo dobrze. Wróciłam do pokoju i wybrałam numer Baletnicy.

– Co jest? – Odebrała po pierwszym sygnale.

– Mogę się jeszcze załapać?

– Ależ proszę cię bardzo! Jesteśmy w Zielonym na rogu. Planujemy biforek na plaży naprzeciwko Excelsiora.

– Spotkajmy się na plaży!

Rozłączyłam się i poszłam do łazienki z zamiarem oszukania makijażem kilku naiwniaków, że jestem o wiele młodsza. Ktoś powiedział, że facetom podoba się to, co widzą, a kobietom to, co słyszą. Dlatego my się malujemy, a oni kłamią!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: