- W empik go
Ród Rodrigandów. Traper Sępi Dziób - ebook
Ród Rodrigandów. Traper Sępi Dziób - ebook
Kolejny tom przygód w scenerii westernu z cyklu o rodzie Rodrigandów. Niebezpieczne wydarzenia rozgrywają się w Meksyku. Tytułowy traper Sępi Dziób udaremnia zasadzkę na lorda Drydena, raniąc przy tym dotkliwie przywódcę bandy. Ten jednak uchodzi z życiem. Wydarzenia przenoszą się do hacjendy del Erina, odbitej w poprzednim tomie z rąk bandy przez naszych bohaterów i Indian Miksteków.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7903-311-9 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Małe czółno zwinnie posuwało się po falach i wkrótce przybiło do lądu. Rzekomo ranny mruknął zadowolony.
– Nareszcie! Ależ durnie, ci Anglicy! Nawet na pustkowiu nie rozstają się z cylindrem. Do diabła! Co to za długi nochali?
Sępi Dziób wysiadł z czółna, pozostawiwszy w nim obu wioślarzy, i zbliżył się powoli do leżącego na ziemi Meksykanina. Polecił wioślarzom natychmiast uciekać, gdyby zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Meksykanin usiłował podnieść się na łokciu.
– Och, senior, jak ja cierpię! – jęknął.
Sępi Dziób zsunął binokle na koniec nosa, obejrzał leżącego spode łba, dotknął go ostrożnie parasolem i rzekł skrzekliwym głosem:
– Cierpi? Where? Boli?
– Jeszcze jak!
– Miserable! Bardzo miserable! Jak się master nazywa?
– Ja?
– Tak.
– Federico.
– Kim jesteś?
– Vaquero.
– Goniec od Juareza?
– Tak.
– Jakie wiadomości?
Meksykanin skrzywił się i znowu jęknął, jak gdyby przeszył go straszliwy ból. Tymczasem Sępi Dziób rozglądał się uważnie. W pobliżu nie ujrzał żadnych śladów. Także i na skraju lasu nie dostrzegł nic podejrzanego.
– Czy to pan jest lordem Drydenem?
– Tak. Co masz mi do powiedzenia?
– Juarez jest w drodze. Kazał pana prosić, aby się senior w tym miejscu zatrzymał i oczekiwał go.
– Ach! Wonderfull! Gdzie on jest?
– Przypłynie rzeką.
– Skąd?
– Z Paso del Norte. Wyruszył stamtąd przed dwoma tygodniami. Szybciej nie można przebyć takiej odległości.
– Doskonale. Rozumiem, że wszystko w porządku. A więc pojadę dalej. Na pewno spotkam Juareza po drodze.
Z godnością odwrócił się i udawał, że zamierza odejść. Wtedy Meksykanin zerwał się na równe nogi i gwałtownie chwycił go w pół.
– Zostań, milordzie, jeśli panu życie miłe! – zawołał. Choć Sępi Dziób miał dość siły, by uwolnić się od napastnika, zesztywniał, jak gdyby go strach sparaliżował.
– Do kata, co wyczyniasz?! – krzyknął.
– Jest pan moim jeńcem!
– Ach! Oszustwo! Nie chory?
– Nigdy nie byłem taki zdrowy – roześmiał się Meksykanin.
– Łotr! Dlaczego?
– Aby pana schwytać, milordzie!
– Dlaczego schwytać?
– Z powodu ładunku, który znajduje się na pańskich łodziach.
– Moi ludzie mnie uwolnią!
– Ci tchórze?! Czy widzi pan, jak wioślarze uciekają? A teraz niech się pan obejrzy, milordzie!
Wioślarze istotnie odbili od brzegu w tym samym momencie, gdy Sępi Dziób pozwolił się schwytać. Traper odwrócił się i zobaczył, jak z lasu wyjeżdża oddział jeźdźców. W kilka sekund później otoczyli go. Udając zdumienie i zakłopotanie, gwałtownie potrząsał parasolem. Jeźdźcy zeskoczyli z koni. Kiedy Cortejo zbliżył się do jeńca, rozczarowanie odmalowało się na jego twarzy.
– Kim pan jest? – zapytał.
– A pan kim? – mruknął Sępi Dziób.
– Pytam, kim pan jest! – huknął Cortejo.
– To ja się pytam, kim pan jest! – odwzajemnił się traper. – Jestem Englishman, przednie wykształcenie, przedni ród. Daję pierwszeństwo panu.
– No dobrze! Nazywam się Cortejo.
– Cortejo? Może Pablo?
– W istocie tak – z dumą odpowiedział kandydat na prezydenta.
– Thunderstorm! – zaklął Sępi Dziób. – To szczególne!
Okrzyk ten był szczery. Sępi Dziób naprawdę się zdumiał, że widzi przed sobą Corteja. Nawet się ucieszył.
– Szczególne, nieprawda? – roześmiał się Cortejo. – Nie spodziewał się pan tego. Ale teraz niech pan powie, kim jest!
– Nazywam się Dryden.
– Dryden? To kłamstwo! Dobrze znam lorda Drydena. Pan nim nie jest!
Sępi Dziób nie stracił animuszu. Swoim zwyczajem wyplunął długie, cienkie pasmo soku tytoniowego. A kiedy przeleciało tuż koło nosa Corteja, odpowiedział obojętnym tonem:
– Faktycznie, nie jestem nim. Cortejo fuknął gniewnie:
– Uważaj, gdzie plujesz, senior!
– Tak też postępuję. Trafiam tylko tego, kogo chcę trafić.
– Wypraszam sobie! No, więc nie jest pan lordem Drydenem?
– Nie.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.