Rodzeństwo bez rywalizacji - ebook
Rodzeństwo bez rywalizacji - ebook
Autorki bestsellerowej serii Jak mówić… tym razem opowiadają o problemach związanych ze współzawodniczeniem rodzeństwa o miłość i uwagę rodziców.
Konflikty między rodzeństwem należą do codzienności każdej rodziny. Adele Faber i Elaine Mazlish pokazują, jak w najlepszy sposób podejść do sporów, by z rozwiązania skorzystały nie tylko dzieci, ale i ich rodzice. Autorki piszą o napięciach, jakie rodzi rywalizacja kierowana zazdrością, żalem czy osobistymi rozczarowaniami i co dobrego, a co złego wnosi ona w życie każdej rodziny. Podsuwają pomysły, jak podchodzić do takich kwestii, by zapewnić każde z dzieci, że jest kochane, bezpieczne i wyjątkowe, a jednocześnie stworzyć podwaliny przyszłych więzi i bliskich stosunków między rodzeństwem.
Edycja wzbogacona jest o suplement zawierający opis doświadczeń polskich rodziców. Nowe wydanie ukazuje się w odświeżonej szacie graficznej.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8008-608-1 |
Rozmiar pliku: | 5,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Naszym mężom za ich nieustanne wsparcie i zachętę do realizacji tego pomysłu, za to, że codziennie dodawali nam otuchy, szczególnie zaś wtedy, gdy prace nad książką przebiegały wolniej.
Naszym dzieciom, które – gdy były małe – dostarczały nam wciąż nowego materiału do tej książki, a potem, gdy dorosły, udzieliły cennych wskazówek i podpowiedziały, co mogłyśmy zrobić inaczej.
Rodzicom, którzy brali udział w kursach, za chęć poznawania nowych metod wychowawczych i za wypróbowanie ich na własnych dzieciach. To właśnie ich przeżycia i refleksje wzbogacają te stronice.
Wszystkim ludziom, którzy opowiedzieli nam, co czuli dawniej i co czują obecnie do swych braci i sióstr, i pozwolili nagrać te zwierzenia na taśmę.
Kimberly Ann Coe, ilustratorce książki, która dokładnie zrozumiała, co chcemy przedstawić na rysunkach, i stworzyła uroczą grupę rodziców i dzieci.
Lindzie Healey za to, że była takim redaktorem, o jakim może marzyć pisarz, zdecydowanie wspierającym styl i przesłanie autorek, subtelnym i wytrwałym w dążeniu do osiągnięcia doskonałości.
Gerardowi I. Nierenbergowi, wydawcy naszej książki Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, za to, że nalegał, byśmy w niniejszej książce poświęciły więcej miejsca ludziom dorosłym i ich stosunkom z własnym rodzeństwem.
Robertowi Markelowi, naszemu dawnemu wydawcy, a obecnie agentowi literackiemu, za jego niezmienne wsparcie w czasie całej naszej kariery, za wyczucie i sąd, na którym zwykłyśmy polegać.
Sophii Chrissafis, naszej gorliwej maszynistce, od której często żądałyśmy niemożliwego, a ona zawsze odpowiadała z uśmiechem: „Nie ma sprawy”.
Patricii King, drogiej przyjaciółce, za to, że podczas czytania maszynopisu wniosła do niego swą niezwykłą wrażliwość.
I wreszcie zmarłemu doktorowi Haimowi Ginottowi, który podsunął nam pierwszą wizję i wskazał, w jaki sposób można ugasić płomienie rywalizacji między rodzeństwem, by stały się małą, bezpieczną iskierką.DO CZYTELNIKA POLSKIEGO
Po ogromnie satysfakcjonujących i inspirujących twórczo doświadczeniach z książką Adele Faber i Elaine Mazlish Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły z radością zapraszam do spotkania z jej Autorkami przy lekturze Rodzeństwa bez rywalizacji.
Już w podtytule: Jak pomóc własnym dzieciom żyć w zgodzie, by samemu żyć z godnością zawarta jest zapowiedź pomocy, jaką ten mądry, rzetelny i praktyczny poradnik niesie rodzicom uwikłanym w konflikty, kłótnie i bójki swoich dzieci.
Co mogę uczynić, aby cud harmonijnego współistnienia braci i sióstr zdarzył się wśród moich dzieci?
Czy z pomocą metod pomagających uwalniać się od bolesnych uczuć zazdrości, zawiści, gniewu, zemsty zamienimy nasze rodzinne domy w gniazda, gdzie będzie rodziła się i dojrzewała umiejętność wzajemnego radowania się sobą na co dzień i wspierania się w trudnych chwilach życia?
Chciałabym, aby moje: „Tak! To jest możliwe! Możesz to zrobić!” – zabrzmiało jak okrzyk budzący nadzieję i rozjaśniający spojrzenie w przyszłość. Cieszę się, mogąc powiedzieć, że pewność ta jest nie tylko wyrazem zaufania do Autorek i ich ogromnej wiedzy, ale wynika z konkretnych doświadczeń ojców, matek i ich dzieci, także – polskich.
Zdarzyło się bowiem tak, że przed oddaniem tej książki do druku grupa polskich rodziców mogła wypróbować w swoich rodzinach skuteczność proponowanych przez Autorki metod, a możliwość poznania ich została entuzjastycznie przyjęta przez tych rodziców, którzy wcześniej doświadczyli osobistych korzyści dzięki lekturze Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały...
W grupie matek i ojców, którzy po raz pierwszy zdecydowali się na rozwiązywanie swoich problemów z pomocą Rodzeństwa bez rywalizacji – w początkowym okresie – nadzieja na upragnione postępy przeplatała się z powątpiewaniem i lękiem wypływającymi z niewiary w siebie i w możliwości dzieci, a pierwsze porażki zniechęcały lub rodziły gniewny sprzeciw.
Potrzebowali oni dokładnie tego samego, co – jak podkreślają Autorki w obu książkach – jest warunkiem pozytywnych zmian w zachowaniu dzieci; potrzebowali zrozumienia możliwości ujawnienia własnej złości, bezsilności, niepokoju, lęku, gniewu, smutku, aby móc odkryć w sobie zdumiewające zasoby siły, mądrości, dobroci, cierpliwości, miłości.
Rodzicielskie zmagania i sukcesy, odkrycia i refleksje, zawarte w suplemencie zatytułowanym „Doświadczenia rodziców polskich”, są darem ich rozradowanych serc dla tych, którzy potrzebują pocieszenia i wsparcia, by móc odnaleźć w sobie siłę, nadzieję i wiarę w możliwość przemieniania kłótni i waśni w radosne braterstwo.
Za to, że mogłam towarzyszyć w tej wyprawie ku dojrzalszemu rodzicielstwu, pragnę podziękować wszystkim, którzy zdecydowali się na wspólną pracę i zechcieli podzielić się swoim doświadczeniem. Występujące w ich opowiadaniach imiona i realia zostały zmienione tak, aby zachować anonimowość bohaterów.
Do pochylenia się nad tą mądrą i dobrą książką chciałabym zaprosić także tych, którzy weszli w swoje dorosłe życie zatruci goryczą tłumionej zazdrości, pokaleczeni nigdy nie wyrażonym gniewem lub pragnieniem zemsty, sparaliżowani lękiem i apatią dziecka, które czuło się „gorsze” od swojego rodzeństwa...
Wierzę, że spotkanie z dorosłymi braćmi i siostrami, którzy uwolnili się od skrywanych bolesnych dziecięcych uczuć – ofiarowując możliwość zrozumienia – otworzy drogę ku wyzwoleniu, wybaczeniu, pojednaniu i bliskości.
Zofia Śpiewak1
Bracia i siostry
– dawniej i dziś
W głębi duszy wierzyłam, że rywalizacja między rodzeństwem to problem, który nie dotyczy moich dzieci. Nie opuszczała mnie zarozumiała myśl, że potrafię postępować tak, aby dzieci nigdy nie były o siebie zazdrosne. Wystarczy nie popełniać tych oczywistych błędów, które popełniają inni rodzice: nigdy nie porównywać, nigdy nie stawać po czyjejś stronie, nigdy nie faworyzować jednego z chłopców. Jeśli obaj będą wiedzieli, że kocham ich tak samo, mogą się od czasu do czasu trochę posprzeczać, ale czy znajdą jakiś powód do poważnej bójki lub kłótni?
Jakikolwiek był ten powód, zawsze go znaleźli. Ledwo rano otworzyli oczy, aż do chwili gdy zamknęli je wieczorem, mieli tylko jeden jedyny cel – unieszczęśliwić brata.
Zupełnie zbijało mnie to z tropu. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć powodu ich bezlitosnej i nie kończącej się walki. Czy coś jest z nimi nie w porządku? Czy ze mną jest coś nie w porządku?
Uspokoiłam się dopiero wtedy, kiedy podzieliłam się swoimi obawami z uczestnikami kursów dla rodziców organizowanych przez doktora Ginotta. Byłam uszczęśliwiona, gdy odkryłam, że nie jestem osamotniona w niedoli. Nie tylko ja jedna musiałam przez cały dzień patrzeć, jak moje pociechy przezywają się, skarżą na siebie, podszczypują się, okładają pięściami, wrzeszczą i wylewają gorzkie łzy. Nie tylko ja jedna kręciłam się koło nich z ciężkim sercem i starganymi nerwami i miałam poczucie, że do niczego się nie nadaję.
Ponieważ dobrze pamiętamy swoje dzieciństwo, pomyślicie, że powinniśmy wiedzieć, czego należy się spodziewać. Jednak większość rodziców w grupie była tak samo jak ja zaskoczona wrogością między własnymi dziećmi. Nawet teraz, po latach, kiedy prowadzę swój pierwszy kurs dla rodziców na temat rywalizacji między rodzeństwem, uświadamiam sobie, jak niewiele się zmieniło. Ludzie z przerażeniem zauważają, że ich świetlane nadzieje zupełnie nie przystają do brutalnej rzeczywistości.
– Zdecydowałam się na drugie dziecko, bo chciałam, żeby Christie miała siostrę, z którą mogłaby się bawić, i przyjaciela na całe życie. Teraz ma siostrę i nienawidzi jej. Wszystko, czego pragnie, to pozbyć się jej.
– Zawsze myślałam, że moi chłopcy będą wobec siebie lojalni. Chociaż w domu się kłócili, byłam pewna, że poza domem są solidarni. Z przerażeniem odkryłam, że mój starszy syn znajdował się w bandzie dzieciaków, które na przystanku autobusowym znęcały się nad jego młodszym bratem.
– Ponieważ miałem braci, wiedziałem, że chłopcy się biją, ale wyobrażałem sobie, że z dziewczynkami jest inaczej. Nie z moją trójką. Poza tym są okropnie pamiętliwe. Nigdy nie zapominają, co „ona mi zrobiła” w zeszłym tygodniu, w zeszłym miesiącu czy w zeszłym roku. I nigdy nie przebaczają.
– Jestem jedynaczką, więc sądziłam, że Dara będzie uszczęśliwiona, że ma brata. Byłam bardzo naiwna i wierzyłam, że ona i Gregory od razu będą się ze sobą zgadzali. I tak było, dopóki syn nie zaczął chodzić i mówić. Powtarzałam sobie: „Na pewno wszystko się zmieni, kiedy Gregory podrośnie”. Niestety, jest jeszcze gorzej. Syn ma teraz sześć lat, a córka dziewięć. Dara zawsze chce tego, co ma Gregory. Gregory chce tego, co ma Dara. Nie mogą się do siebie zbliżyć bardziej niż na dwa kroki, bo zaraz się biją i kopią. I oboje ciągle mnie pytają: „Po co go urodziłaś? Po co ją urodziłaś? Dlaczego nie mogłem być jedynakiem?”.
– Nie chciałam dopuścić do rywalizacji między swoimi dziećmi, więc postanowiłam zapewnić im odpowiednią różnicę wieku. Moja siostra poradziła mi, że najlepiej urodzić jedno dziecko po drugim, wtedy będą się bawić ze sobą jak małe psiaki. Posłuchałam jej rady, ale dzieci ustawicznie ze sobą walczyły. Później przeczytałam książkę, w której twierdzono, że najlepiej jeśli między dziećmi są trzy lata różnicy. Spróbowałam i tego, ale najstarsze sprzymierzyło się ze średnim przeciwko młodszemu. Poczekałam cztery lata i zdecydowałam się na kolejne dziecko. Teraz wszystkie dzieci przybiegają do mnie z płaczem. Młodsze narzekają, że najstarszy brat jest „podły i im rozkazuje”, a najstarszy skarży się, że młodsze rodzeństwo wcale go nie słucha. Nie ma zwycięzców.
– Nigdy nie rozumiałam, dlaczego ludzie tak bardzo się przejmują, że ich dzieci ze sobą rywalizują. Nie miałam tego problemu, kiedy mój syn i córka byli mali. Ale cóż, teraz są nastolatkami i nadrabiają stracony czas. Nie mogą przebywać ze sobą nawet przez minutę bez awantury.
Gdy słuchałam ich narzekania, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak ich to dziwi. Czy nie pamiętają już własnego dzieciństwa? Dlaczego nie potrafią przypomnieć sobie, jakie stosunki panowały między nimi i rodzeństwem? A ja? Czy moje doświadczenia z dzieciństwa okazały się pomocne przy wychowywaniu własnych dzieci? A może ze mną jest inaczej, bo byłam najmłodszym dzieckiem, miałam dużo starszą siostrę i brata? Nigdy nie widziałam, jak zachowują się dorastający razem chłopcy.
Gdy podzieliłam się tymi spostrzeżeniami z uczestnikami kursu, wszyscy szybko przyznali, że w ich obecnych rodzinach jest zupełnie inny układ niż w rodzinach, w których sami się wychowywali. Inna jest liczba dzieci, inne różnice wieku między nimi, płeć i charaktery. Podkreślali także, że teraz stoją po przeciwnej stronie.
– Co innego, gdy jesteś dzieckiem skłonnym do bójki, a co innego, gdy zostajesz ojcem, który musi się uporać z konfliktami między dziećmi – zauważył kwaśno jeden z ojców.
Chociaż bardzo spokojnie rozważaliśmy, jakie różnice istnieją między naszymi obecnymi i dawnymi rodzinami, wkrótce doszły do głosu stare, ciągle żywe wspomnienia. Każdy chciał opowiedzieć jakieś zdarzenie ze swojego dzieciństwa. Pokój wypełnił się braćmi i siostrami z dawnych lat, a górę wzięły silne emocje, które dominowały niegdyś w stosunkach między nimi.
– Pamiętam, jak się wściekałem, kiedy brat się ze mnie nabijał. Rodzice powtarzali mi bez końca: „Jeśli nie będziesz zwracał na niego uwagi, to przestanie ci dokuczać”, ale ja nie mogłem się powstrzymać. Brat bez przerwy mnie drażnił, żeby doprowadzić mnie do płaczu. Mówił na przykład: „Zabieraj swoją szczoteczkę do zębów i idź sobie. Nikt cię tu nie kocha”. To zawsze skutkowało. Za każdym razem, gdy to mówił, zaczynałem płakać.
– Mój brat też mi dokuczał. Pewnego dnia, miałem wtedy niespełna osiem lat, doprowadził mnie do szału, ponieważ robił wszystko, żebym się wywrócił podczas jazdy na rowerze. Powiedziałem sobie: „Mam tego dość. To się musi skończyć”. Poszedłem do domu i przywołałem telefonistkę (pochodzę z małego miasteczka i nie mogliśmy wtedy sami wybierać numerów). Powiedziałem: „Proszę mnie połączyć z policją”. Telefonistka mruknęła: „Hmm!”, a w tym momencie przyszła moja matka i kazała mi odłożyć słuchawkę. Nie krzyczała na mnie, tylko powiedziała: „Muszę porozmawiać z twoim ojcem”. Kiedy ojciec wrócił wieczorem do domu, udawałem, że już śpię, ale obudził mnie i powiedział tylko: „Nie możesz wyładowywać złości w taki sposób”. Z początku odczułem jedynie ulgę, że nie zostanę ukarany. Ale pamiętam, że już chwilę później znowu byłem wściekły. I czułem się bezradny.
– Mojemu bratu nie było wolno mi dokuczać, obojętnie, co mu zrobiłam. Byłam „córeczką tatusia”. Wszystko uchodziło mi płazem. A czasami robiłam straszne rzeczy. Kiedyś oblałam brata gorącym tłuszczem z bekonu. Innym razem pokłułam mu ramię widelcem. Czasem próbował mnie powstrzymać i powalał na ziemię, ale kiedy mnie puścił, oddawałam mu z nawiązką. Pewnego dnia, kiedy rodziców nie było w domu, uderzył mnie pięścią w twarz. Do dzisiaj mam bliznę pod okiem. To mi wystarczyło. Nigdy więcej nie podniosłam na niego ręki.
– W mojej rodzinie bójki były po prostu zakazane. Kropka. Mojemu bratu i mnie nie wolno było nawet pogniewać się na siebie. Wiele razy naprawdę mieliśmy siebie dosyć, ale nie, nie wolno się złościć. Dlaczego? Po prostu nie wolno. „On jest twoim bratem. Musisz go kochać”. Odpowiadałem: „Ale, mamo, on jest zakałą i samolubem!”. „To nic, musisz go lubić”. Tak więc często tłumiłem gniew, bo bałem się, co się stanie, jeśli ujawnię moje uczucia.
Kiedy rodzice dzielili się wspomnieniami z dzieciństwa, dziwiło mnie, że w trakcie opowiadania przenoszą się jakby z powrotem w przeszłość, intensywnie przeżywają dawny ból i znowu czują gniew. Ale czy ich opowieści o rodzeństwie różniły się zasadniczo od tego, co powiedzieli o własnych dzieciach? Zmieniło się tło i postacie, ale uczucia wydawały się niemal identyczne.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------