- W empik go
Rodzina Cenci 1599. Les Cenci 1599 - ebook
Rodzina Cenci 1599. Les Cenci 1599 - ebook
Stendhal: Rodzina Cenci 1599. Les Cenci 1599. Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej. Version bilingue: polonaise et française.
Francesco Cenci, był człowiekiem gwałtownego temperamentu i dodatkowo bardzo niemoralnym. Znęcał się nad żoną i dziećmi, a z Beatrice chciał popełnić kazirodztwo. Został uwięziony za inne przestępstwa, ale udało mu się wywinąć i szybko został zwolniony. Beatrice próbowała wielokrotnie i bezskutecznie, poinformować władze o działaniach ojca. W końcu czterech członków rodziny Cenci rozumiejąc, że nie mają innego wyboru, jak tylko próbować pozbyć się Francesca, zawiązali przeciwko niemu spisek... Co było dalej dowiesz się czytelniku po przeczytaniu całego powiadania.
Beatrice Cenci est la fille de Francesco Cenci, un aristocrate qui, en raison de son tempérament violent et d'un comportement immoral, s'était trouvé souvent confronté à la justice papale. La famille Cenci a vécu à Rome au Palais Cenci, construit sur les ruines d'un château fort médiéval situé dans le rione de Regola, à proximité du ghetto juif de Rome. Dans ce palais avec Beatrice et son père Francesco vivaient Lucrezia Petroni (seconde femme de Francesco), Giacomo (frère aîné de Beatrice) et Bernardo (le deuxième garçon né du mariage de Francesco et Lucrezia Petroni). Parmi leurs autres possessions figurait le château de La Rocca del Petrella Salto, un petit village près de Rieti, au nord de Rome. Francesco Cenci, de tempérament violent et dont le comportement était immoral, avait abusé de son épouse et son fils et était sur le point de commettre l'inceste avec Beatrice. Il avait été emprisonné pour d'autres crimes, mais grâce à la clémence dont les nobles bénéficiaient il avait été rapidement libéré. Beatrice avait essayé à plusieurs reprises, mais en vain, d'informer les autorités sur les agissements de son père. Quand celui-ci découvrit les accusations de sa fille à son encontre, il envoya Beatrice et Lucrezia vivre dans le château de famille loin de Rome. Les quatre membres de la famille Cenci estimèrent qu'ils n'avaient pas d'autre choix que d'essayer de se débarrasser de Francesco et tous ensemble organisèrent un complot. (http://fr.wikipedia.org/wiki/Beatrice_Cenci)
Kategoria: | Francuski |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-245-5 |
Rozmiar pliku: | 775 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Don Juan Moliera jest uwodzicielem, niewątpliwie, ale przede wszystkim jest człowiekiem z dobrego towarzystwa. Zanim się odda niezwyciężonemu pędowi, który go prze do ładnych kobiet, dba o to, aby się dostroić do pewnego idealnego wzoru; chce być przedmiotem bezgranicznego podziwu na dworze młodego króla, uwodzącego i pełnego wdzięku.
Don Juan Mozarta bliższy jest natury i mniej francuski: mniej myśli o sądzie drugich i nie zależy mu przede wszystkim na tym, żeby błyszczeć, jak mówi baron de Faeneste d’Aubignégo. Mamy tylko dwa portrety don Juana włoskiego, w postaci, w jakiej musiał się objawić w owym pięknym kraju w szesnastym wieku, w zaraniu odradzającej się cywilizacji.
Z tych dwóch portretów jeden jest taki, że bezwarunkowo nie mogę go pokazać, epoka nasza jest zbyt świątobliwa; trzeba pamiętać wielkie słowo, które nieraz słyszałem z ust lorda Byrona: „This age of cant”. Owa obłuda, tak nudna i niezdolna oszukać nikogo, ma tę olbrzymią zaletę, iż daje głupcom temat do rozmowy: gorszą się, że ktoś ośmielił się powiedzieć to a to, że się odważył śmiać z tego a tego, etc. Wadą jej jest, iż nieskończenie uszczupla sferę historii.
Jeśli czytelnik raczy mi pozwolić, przedstawię mu, z całą uniżonością, zapisek historyczny tyczący drugiego z owych Juanów, tego, o którym można mówić w roku 1837: nazywał się Franciszek Cenci.
Iżby don Juan był możliwy, trzeba, aby istniała na świecie obłuda. Don Juan w starożytności byłby zjawiskiem powszednim; religia była radosnym świętem, zachęcała ludzi do rozkoszy, jakże miałaby piętnować istoty, które rozkosz czynią swym jedynym celem? Jedynie rząd mówił o powściągliwości; zabraniał tego, co mogło szkodzić ojczyźnie — to znaczy dobrze zrozumianemu interesowi ogółu — a nie tego, co może szkodzić danej jednostce.
Wszelki człowiek, który miał pociąg do kobiet i dużo pieniędzy, mógł być tedy don Juanem w Atenach. Nikt nie miał mu nic do zarzucenia; nikt nie głosił, że życie jest padołem płaczu i że zasługą jest cierpieć.
Nie sądzę, aby don Juan ateński mógł dojść do zbrodni równie szybko jak don Juanowie nowoczesnych monarchii. Znaczna część przyjemności naszego don Juana polegała na urąganiu opinii; w początkach zaś, za młodu, wyobrażał sobie, że urąga jedynie obłudzie.
Gwałcić prawa w monarchii typu Ludwika XV, wygarnąć z fuzji do lekarza i strącić go z dachu na dół — czyż to nie dowód, że ktoś się obraca w towarzystwie monarchy, że jest człowiekiem najlepszego tonu i że drwi sobie z sędziego, który jest mieszczaninem? Drwić sobie z sędziego — czyż to nie jest pierwsza próba początkującego don Juana?
U nas kobiety nie są już w modzie, oto czemu don Juanowie zdarzają się rzadko; ale kiedy istnieli, zaczynali zawsze od szukania przyjemności bardzo naturalnych, szczycąc się zarazem, że się przeciwstawiają temu, co im się wydawało nierozsądne w religii współczesnych. Dopiero później, kiedy don Juan zaczyna się psuć, znajduje on przedziwną rozkosz w tym, aby urągać nawet poglądom, które sam uważa za słuszne i sprawiedliwe.
To przejście musiało być bardzo trudne u starożytnych; dopiero za cesarzów rzymskich, po Tyberiuszu i Kaprei, spotyka się rozpustników miłujących zepsucie dla zepsucia, to znaczy dla przyjemności urągania słusznym poglądom współczesnych.
Tak więc religii chrześcijańskiej przypisuję możliwość satanicznej roli don Juana. Bez wątpienia, to ta religia ogłosiła światu, że biedny niewolnik czy gladiator ma duszę co do wartości i godności najzupełniej równą duszy samego Cezara; jakoż należy się jej wdzięczność za to uszlachetnienie uczuć; nie wątpię zresztą, że prędzej czy później uczucia te byłyby się zbudziły w sercu ludów. Eneida jest już o wiele tkliwsza niż Iliada.
Nauka Chrystusa była niemal tąż samą nauką współczesnych mu filozofów arabskich; jedyna nowa rzecz, która weszła w świat wraz z zasadami głoszonymi przez św. Pawła, to ciało kapłańskie zupełnie oddzielone od reszty obywateli, a nawet mające sprzeczne z nimi interesy.
Ciało to wzięło za jedyne zadanie hodować i umacniać uczucia religijne, znalazło uroki i przyzwyczajenia zdolne oddziałać na dusze wszystkich klas, od nieokrzesanego pastucha aż do zużytego starego dworaka; umiało związać swoje wspomnienia z czarem wrażeń dziecięctwa; nie przepuściło najmniejszej zarazy ani najdrobniejszej klęski, aby z nich nie skorzystać dla pomnożenia lęku i uczucia religijnego lub bodaj dla wzniesienia pięknego kościoła, jak na przykład Salute w Wenecji.
Istnienie tego ciała wydało cudowną rzecz: św. Leon, papież, stawił bez siły fizycznej opór dzikiemu Attyli i jego barbarzyńskim hordom, które napełniły właśnie strachem Chiny, Persję i Galię.
Tak więc religia — podobnie jak owa „absolutna władza złagodzona piosenką”, zwana monarchią francuską — wydała osobliwe rzeczy, których świat nigdy by może nie ujrzał, gdyby był pozbawiony tych dwóch instytucji.
Wśród tych rzeczy dobrych albo złych, ale zawsze osobliwych i ciekawych, które by mocno zdziwiły Arystotelesa, Polibiusza, Augusta i inne tęgie głowy w starożytności, mieszczę bez wahania na wskroś nowoczesny charakter don Juana. Jest to, moim zdaniem, owoc ascetycznych urządzeń papieży władajacych po Lutrze; Leon X bowiem i jego dwór (1506) hołdowali mniej więcej zasadom religii Ateńczyków.
Don Juana Moliera wystawiono w początkach panowania Ludwika XIV, 15 lutego roku 1665; monarcha ów nie ugrzązł był jeszcze w dewocji, a mimo to cenzura duchowna kazała usunąć scenę z żebrakiem w lesie. Aby wzmocnić swoje stanowisko, cenzura ta siliła się wytłumaczyć młodemu królowi — który był rzadkim nieukiem — że słowo jansenista jest to synonim republikanina.
Oryginał stworzył Hiszpan, Tirso de Molina; włoska trupa grała przeróbkę tegoż w Paryżu około roku 1664 z szalonym powodzeniem. Jest to zapewne najczęściej grywana ze wszystkich komedii w świecie. Bo też jest tam diabeł i miłość, lęk przed piekłem i namiętne pożądanie kobiety, to znaczy wszystko, co jest najstraszniejszego i najsłodszego w oczach ludzi, o ile wzniosą się bodaj trochę ponad stan dzikich.
Nie dziw, że obraz don Juana wszedł do literatury za pośrednictwem hiszpańskiego poety. Miłość zajmuje wiele miejsca w życiu tego ludu; w owym kraju jest to namiętność, która przemożną ręką ugina pod sobą wszystkie inne, nawet — czyżby kto uwierzył! — próżność. Toż samo w Niemczech i we Włoszech. Biorąc ściśle, jedynie Francja najzupełniej jest wolna od tej namiętności, która tym cudzoziemcom każe popełniać tyle szaleństw, na przykład zaślubić ubogą dziewczynę pod pozorem, że jest ładna i że się ją kocha. Brzydkim pannom nie zbywa we Francji na wielbicielach: my jesteśmy ludzie rozsądni. Gdzie indziej trzeba im oblec sukienkę zakonną; dlatego to klasztory są nieodzowne w Hiszpanii. Panny nie mają posagów w tym kraju; prawo to zapewniło triumf miłości. Czyż we Francji miłość nie schroniła się na piąte pięterko, to znaczy między dziewczęta, które wybierają sobie miłego bez pośrednictwa rejenta i rodziny?
Nie ma co mówić tutaj o don Juanie lorda Byrona; jest to po prostu nowy Faublas, ot, ładny chłopiec, na którego walą się wielkie, nieprawdopodobne łaski losu.
We Włoszech zatem, i to jedynie w szesnastym wieku, musiał się zjawić po raz pierwszy ten osobliwy charakter.
We Włoszech w siedemnastym wieku mówiła pewna księżniczka, jedząc z rozkoszą lody w upalny wieczór: „Co za szkoda, że to nie jest grzech!”
To uczucie stanowi, wedle mnie, podstawę charakteru don Juana: jak widzimy, religia chrześcijańska jest dlań nieodzowna.
Pewien neapolitański autor woła: „Czyż to jest nic urągać niebu wierząc, iż w tejże chwili niebo może się obrócić w popiół? Stąd, powiadają, olbrzymią rozkoszą jest mieć kochankę zakonnicę, i to zakonnicę głęboko pobożną, doskonale świadomą tego, że czyni źle, i błagającą Boga o przebaczenie z tą samą żarliwością, z jaką grzeszy.”
Wyobraźmy sobie bardzo zepsutego chrześcijanina, urodzonego w Rzymie w dobie, gdy surowy Pius V przywrócił do czci lub wymyślił na nowo mnóstwo drobiazgowych praktyk, zgoła obcych owej prostej moralności, która mieni cnotą jedynie to, co jest użyteczne ludziom. Nieubłagana inkwizycja — nieubłagana tak, że jedynie krótko przetrwała we Włoszech i musiała się schronić do Hiszpanii — świeżo porósłszy w siły napawała lękiem wszystkich. Przez kilka lat ścigano bardzo ciężkimi karami zaniedbanie lub publiczną wzgardę owych drobnych praktyk wyniesionych do rzędu najświętszych obowiązków religii; otóż zepsuty rzymianin, o którym mówimy, wzruszył ramionami, widząc, jak ogół drży przed straszliwym prawem inkwizycji: „Ba — powiedział sobie — jestem najbogatszym człowiekiem w Rzymie, owej stolicy świata; chcę być i największym zuchem; będę sobie publicznie drwił ze wszystkiego, co ci ludzie szanują, a co tak mało ma wspólnego z rzeczami godnymi szacunku.”
Albowiem don Juan, aby być sobą, musi być człowiekiem odważnym oraz posiadać ów bystry i jasny umysł pozwalający swobodnie czytać w pobudkach czynów ludzkich.
Franciszek Cenci musiał sobie powiedzieć: „Jakim wymownym czynem ja, rzymianin, urodzony w Rzymie w roku 1527, właśnie podczas owych sześciu miesięcy, przez które luterańskie żołdaki konetabla Bourbon dopuszczały się najokropniejszych profanacji rzeczy świętych, jakim odważnym czynem zdołam zadziwić wszystkich i zabawić się przednio, urągając opinii? Jak wprawić w zdumienie głupców, wśród których żyję? Jak znaleźć tę niewysłowioną rozkosz, aby się czuć innym od tego pospólstwa?”
W głowie rzymianina, i to rzymianina ze średniowiecza, nie mogło się pomieścić, aby miał poprzestać na słowach. Nie ma kraju, w którym buńczuczne słowa byłyby w większej pogardzie niż we Włoszech.Les Cenci 1599
Le don Juan de Molière est galant sans doute, mais avant tout il est homme de bonne compagnie; avant de se livrer au penchant irrésistible qui l’entraîne vers les jolies femmes, il tient à se conformer à un certain modèle idéal, il veut être l’homme qui serait souverainement admiré à la cour d’un jeune roi galant et spirituel.
Le don Juan de Mozart est déjà plus près de la nature, et moins français, il pense moins à l’opinion des autres; il ne songe pas avant tout, à parestre, comme dit le baron de Foeneste, de d’Aubigné. Nous n’avons que deux portraits du don Juan d’Italie, tel qu’il dut se montrer, en ce beau pays, au seizième siècle, au début de la civilisation renaissante.
De ces deux portraits, il en est un que je ne puis absolument faire connaître, le siècle est trop collet monté; il faut se rappeler ce grand mot que j’ai ouï répéter bien des fois à lord Byron: This age of cant. Cette hypocrisie si ennuyeuse et qui ne trompe personne a l’immense avantage de donner quelque chose à dire aux sots; ils se scandalisent de ce qu’on a osé dire telle chose; de ce qu’on a osé rire de telle autre, etc. Son désavantage est de raccourcir infiniment le domaine de l’histoire.
Si le lecteur a le bon goût de me le permettre, je vais lui présenter, en toute humilité, une notice historique sur le second des don Juan, dont il est possible de parler en 1837; il se nommait François Cenci.
Pour que le don Juan soit possible, il faut qu’il y ait de l’hypocrisie dans le monde. Le don Juan eût été un effet sans cause de l’antiquité; la religion était une fête, elle exhortait les hommes au plaisir, comment aurait-elle flétri des êtres qui faisaient d’un certain plaisir leur unique affaire? Le gouvernement seul parlait de s’abstenir; il défendait les choses qui pouvaient nuire à la patrie, c’est-à-dire à l’intérêt bien entendu de tous, et non ce qui peut nuire à l’individu qui agit.
Tout homme qui avait du goût pour les femmes et beaucoup d’argent pouvait être un don Juan dans Athènes, personne n’y trouvait à redire; personne ne professait que cette vie est une vallée de larmes et qu’il y a du mérite à se faire souffrir.
Je ne pense par que le don Juan athénien pût arriver jusqu’au crime aussi rapidement que le don Juan des monarchies modernes; une grande partie du plaisir de celui-ci consiste à braver l’opinion, et il a débuté, dans sa jeunesse, par s’imaginer qu’il bravait seulement l’hypocrisie.
Violer les lois dans la monarchie à la Louis XV, tirer un coup de fusil à un couvreur, et le faire dégringoler du haut de son toit, n’est-ce pas une preuve que l’on vit dans la société du prince, que l’on est du meilleur ton, et que l’on se moque fort du juge? Se moquer du juge, n’est-ce pas le premier pas, le premier essai de tout petit don Juan qui débute?
Parmi nous, les femmes ne sont plus à la mode, c’est pourquoi les don Juan sont rares; mais quand il y en avait, ils commençaient toujours par chercher des plaisirs fort naturels, tout en se faisant gloire de braver ce qui leur semblait des idées non fondées en raison dans la religion de leurs contemporains. Ce n’est que plus tard, et lorsqu’il commence à se pervertir, que le don Juan trouve une volupté exquise à braver les opinions qui lui semblent à lui-même justes et raisonnables.
Ce passage devait être fort difficile chez les anciens, et ce n’est guère que sous les empereurs romains, et après Tibère et Caprée, que l’on trouve des libertins qui aiment la corruption pour elle-même, c’est-à-dire pour le plaisir de braver les opinions raisonnables de leurs contemporains.
Ainsi c’est à la religion chrétienne que j’attribue la possibilité du rôle satanique de don Juan. C’est sans doute cette religion qui enseigna au monde bien entendu de tqu’un pauvre esclave, qu’un gladiateur avait une âme absolument égale en faculté à celle de César lui-même; ainsi, il faut la remercier de l’apparition de sentiments délicats; je ne doute pas, au reste, que tôt ou tard ces sentiments ne se fussent fait jour dans le sein des peuples. L’Énéide est déjà bien plus tendre que l’Iliade.
La théorie de Jésus était celle des philosophes arabes ses contemporains; la seule chose nouvelle qui se soit introduite dans le monde à la suite des principes prêchés par saint Paul, c’est un corps de prêtres absolument séparé du reste des citoyens et même ayant des intérêts opposés.
Ce corps fit son unique affaire de cultiver et de fortifier le sentiment religieux; il inventa des prestiges et des habitudes pour émouvoir les esprits de toutes les classes, depuis le pâtre inculte jusqu’au vieux courtisan blasé; il sut lier son souvenir aux impressions charmantes de la première enfance; il ne laissa point passer la moindre peste ou le moindre grand malheur sans en profiter pour redoubler la peur et le sentiment religieux, ou tout au moins pour bâtir une belle église, comme la Salute à Venise.
L’existence de corps produisit cette chose admirable: le pape saint Léon, résistant sans force physique au féroce Attila et à ses nuées de barbares qui venaient d’effrayer la Chine, la Perse et les Gaules.
Ainsi, la religion, comme le pouvoir absolu tempéré par les chansons, qu’on appelle la monarchie française, a produit des choses singulières et curieuses que le monde n’eût jamais vues, peut-être s’il eût été privé de ces deux institutions.
Parmi ces choses bonnes ou mauvaises, mais toujours singulières et curieuses, et qui eussent bien étonné Aristote, Polybe, Auguste, et les autres bonnes têtes de l’antiquité, je place sans hésiter le caractère tout moderne du don Juan. C’est, à mon avis, un produit des institutions ascétiques des papes venus après Luther; car Léon X et sa cour (1506) suivaient à peu près les mêmes principes de la religion d’Athènes.
Le Don Juan de Molière fut représenté au commencement du règne de Louis XIV, le 15 février 1665; ce prince n’était point encore dévot, et cependant la censure ecclésiastique fit supprimer la scène du pauvre dans la forêt. Cette censure, pour se donner des forces, voulait persuader à ce jeune roi, si prodigieusement ignorant, que le mot janséniste était synonyme de républicain.