Rok, który zmienił wszystko - ebook
Rok, który zmienił wszystko - ebook
Sierpień 1940. Trwa Blitzkrieg.
Kiedy Winston Churchill wspina się na dach, żeby oglądać bombardowania, dręczony ciągłymi atakami Londyn bawi się, flirtuje i kocha. W końcu nigdy nie wiadomo, czy nadchodząca noc nie będzie tą ostatnią.
Czy miasto stanęłoby w ogniu, gdyby trzy miesiące wcześniej Churchill nie został premierem?
To on obiecał Trzeciej Rzeszy, że będzie ona „krwawić i płonąć”. Snuł intrygi, żeby wciągnąć Stany Zjednoczone w wojnę w odległej Europie. Wydał rozkaz ataku na francuską flotę, która nie chciała przejść pod kontrolę Brytyjczyków.
Kontrowersyjne decyzje Churchilla cieszą się coraz większą popularnością. Przydzielony mu na siłę młody sekretarz szybko zaczyna darzyć go uwielbieniem. Lojalna żona premiera nie cofa się przed trzaśnięciem drzwiami kościoła podczas krytycznego kazania. Siedemnastoletnia córka chce wracać z bezpiecznej prowincji, byle być bliżej niego. Mieszkańcy, którzy wychodzą z gruzów Londynu żywi, mówią o nim „nasz Winnie”.
A Niemcy? Niemcy planują zamach.
Erik Larson – amerykański dziennikarz i autor książek non-fiction, które wielokrotnie trafiały na szczyty list bestsellerów w USA i na świecie. Jego debiut Diabeł w Białym Mieście zdobył Nagrodę im. Edgara Allana Poego i trafił do grona finalistów National Book Award. W Roku, który zmienił wszystko oczami świadków i najbliższych współpracowników przygląda się pierwszym miesiącom urzędowania Churchilla, które zadecydowały o dalszym przebiegu II wojny światowej.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-8758-7 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nikt nie miał wątpliwości, że bombowce się pojawią. Planowanie obrony ruszyło na długo przed rozpoczęciem wojny, choć nie działano wówczas z myślą o żadnym konkretnym zagrożeniu. Europa była Europą. Przeszłość udowodniła, że wojna mogła wybuchnąć wszędzie i w każdej chwili. Wojskowi przywódcy Wielkiej Brytanii patrzyli na świat przez pryzmat doświadczeń Królestwa z poprzedniej wojny, zwanej Wielką: rzeź żołnierzy i cywilów, pierwsze w historii naloty bombowe, dokonane przez niemieckie zeppeliny. Zaczęły się nocą 19 stycznia 1915 roku i powtarzały się przez ponad pięćdziesiąt kolejnych nocy, podczas których potężne sterowce sunące cicho nad brytyjską ziemią zrzuciły 162 tony bomb, pozbawiając życia 557 osób¹.
Od tamtej pory konstrukcja bomb wskoczyła na nowy poziom: są teraz większe i bardziej śmiercionośne, z opóźnionym zapłonem i modyfikacjami, dzięki którym emitują przy spadaniu przeraźliwy gwizd. Jedna potężna niemiecka bomba, o długości 3,7 m i wadze 1800 kg, nazywana _Satan_, była w stanie zniszczyć cały kwartał². Ulepszono również samoloty przenoszące te bomby: urosły, zaczęły latać wyżej i szybciej, dzięki czemu z łatwością przedzierały się przez obronę „frontu domowego”. Dziesiątego listopada 1932 roku Stanley Baldwin, ówczesny wicepremier, przedstawił przed Izbą Gmin swoje przewidywania: „Myślę, że przeciętny człowiek powinien zdać sobie sprawę, że nie ma na świecie siły, która mogłaby ochronić go przed bombardowaniem. Niezależnie od tego, co ludzie będą mu mówić, bombowce zawsze się tu przedrą. Jedynym efektywnym sposobem obrony jest atak” – stwierdził. „Oznacza to, że musicie zabić więcej kobiet i dzieci i zrobić to szybciej niż wasz wróg, jeżeli chcecie ocalić siebie”³.
Brytyjscy eksperci obrony cywilnej obawiali się śmiercionośnego ataku. Przewidywali, że pierwsze naloty na Londyn zniszczą znaczną część, albo nawet i całe miasto, i pozbawią życia 200 tysięcy cywilów⁴. „Powszechnie uważano, że Londyn obróci się w stertę gruzu już po kilku minutach od wypowiedzenia wojny”⁵ – napisał jeden z młodszych dyplomatów. Naloty miały wywołać tak wielkie przerażenie wśród ocalałych, że miliony z nich postradałyby zmysły. „Londyn na kilka dni zamieni się w potężny, wrzący dom wariatów” – napisał w 1923 roku J. F. C. Fuller, teoretyk wojskowości. „Szpitale będą pękać w szwach, ruch uliczny się zatrzyma, ludzie pozbawieni dachu nad głową będą wyć, błagając o pomoc, w mieście zapanuje totalny chaos”⁶.
Home Office szacowało, że stosowanie się do standardowych protokołów pogrzebowych spowoduje zapotrzebowanie na niemal dwa miliony metrów kwadratowych drewna na wyrób trumien, by wszystkim zapewnić pochówek⁷, którego pokrycie będzie niemożliwe. Trzeba będzie raczej budować trumny z grubej tektury lub kartonu albo po prostu grzebać ludzi owiniętych w płótno⁸. Jeśli chodzi o masowe pochówki, Szkocki Departament Zdrowia rekomendował jako najbardziej odpowiednie „groby głębokie na tyle, by pomieścić pięć warstw ciał”⁹. Planiści wzywali do kopania, przy zachowaniu jak największej dyskrecji, przepastnych rowów na peryferiach Londynu oraz innych miast. Właściciele zakładów pogrzebowych mieli odbyć specjalne szkolenia z utylizacji odzieży i ciał osób zmarłych w wyniku zatrucia gazami bojowymi¹⁰.
Gdy w odpowiedzi na inwazję Hitlera na Polskę Wielka Brytania wypowiedziała 3 września 1939 roku wojnę Niemcom, rząd brytyjski rozpoczął poważne przygotowania do obrony przez atakiem i bombardowaniem, które niechybnie miały nastąpić. Ostrzeżenie o kryptonimie „Cromwell” oznaczało, że inwazja jest bliska lub już się rozpoczęła¹¹. Ministerstwo Informacji stworzyło specjalną ulotkę „Pokonać najeźdźcę”, którą rozprowadzono do milionów domów. Nie miała ona bynajmniej na celu uspokojenia ludzi. Ostrzegała: „W miejscach nalotów walki będą najbardziej krwawe”. Instruowała obywateli, by bezwzględnie stosowali się do wszelkich nakazów ewakuacji. „Po rozpoczęciu ataku będzie za późno na ucieczkę – ZOSTAŃ NA MIEJSCU”. W całym kraju zamilkły też kościelne dzwony. Miały bić na alarm, gdy padnie ostrzeżenie „Cromwell”. „Jeśli słyszysz dzwony, w pobliżu dostrzeżono oddziały spadochronowe”. W tej sytuacji zalecano: „rozbierz na części rower i schowaj go. Zniszcz mapy”, a jeżeli ktoś był posiadaczem samochodu: „usuń kopułkę rozdzielacza oraz przewody, a także opróżnij bak lub usuń gaźnik. Jeśli nie wiesz, jak to zrobić, dowiedz się zawczasu w najbliższym warsztacie”.
W miasteczkach i wsiach zdjęte zostały znaki drogowe, a kupować mapy pozwalano jedynie osobom posiadającym specjalne zezwolenia od policji¹². Rolnicy zostawiali stare samochody oraz furgonetki na polach, by przeszkadzały szybowcom transportującym żołnierzy. Rząd rozprowadził 35 milionów masek przeciwgazowych wśród cywili, którzy nosili je ze sobą do pracy i kościoła oraz trzymali u wezgłowia łóżek¹³. Londyńskie skrzynki pocztowe pokryto specjalną żółtą farbą zmieniającą kolor pod wpływem toksycznego gazu¹⁴. Przez ścisłe zaciemnianie po zmroku niejednemu zdarzyło się na dworcu przegapić przyjeżdżającego z wizytą znajomego¹⁵. W bezksiężycowe noce piesi nie zauważali nadjeżdżających samochodów i autobusów, wpadali na słupy latarni, spadali z krawężników i potykali się o worki z piaskiem.
Nagle wszyscy zaczęli zwracać uwagę na fazy księżyca. Atak bombowców mógł oczywiście nastąpić za dnia, ale powszechnie sądzono, że po zmroku cele uda im się zlokalizować jedynie w świetle księżyca. Pełnia oraz sąsiadujące z nią kwadry zyskały miano „księżyca bombowców”¹⁶. Uspokajające było jedno: bombowce – i co istotniejsze, również eskortujące je myśliwce – musiały pokonać drogę aż ze swych baz w Niemczech, a taka odległość znacznie osłabiała ich zasięg oraz pole rażenia. Opierano się jednak na założeniu, że Francja wraz ze swą potężną armią, Linią Maginota i silną marynarką stawi zacięty opór, zwiąże siły Luftwaffe oraz zablokuje wszystkie niemieckie drogi ataku. Wytrwałość Francji leżała więc u podstaw brytyjskiej strategii obronnej. Upadek sojusznika nie mieścił się w wyobrażeniach Brytyjczyków.
„Atmosfera przesycona jest czymś więcej niż niepokojem”¹⁷ – napisał 7 maja 1940 roku w swoim dzienniku Harold Nicolson, wkrótce mający objąć stanowisko parlamentarnego sekretarza w Ministerstwie Informacji. „Czuć prawdziwe przerażenie”. Wraz z żoną, pisarką Vitą Sackville-West, stwierdzili, że wolą popełnić samobójstwo niż zostać pojmani przez niemieckich najeźdźców. „Na pewno istnieje jakiś środek, który zadziała szybko i bezboleśnie i który można by było nosić przy sobie” – napisała do niego 28 maja. „Och mój Boże, że też musimy się do tego uciekać!”.
Splot nieprzewidzianych sił i okoliczności sprawił, że bombowce rzeczywiście dotarły w końcu nad Londyn. Największą rolę w tym kłębowisku przyczyn odegrało pewne wydarzenie, do którego doszło tuż przed zmierzchem 10 maja 1940 roku. Było to jedno z najpiękniejszych popołudni jednej z najcudowniejszych wiosen, jaką ktokolwiek pamiętał.
------------------------------------------------------------------------
1 R. Overy, _Bombowce nad Europą 1939–1945_, tłum. Ł. Jaśkiewicz, Napoleon V, Oświęcim 2017, s. 56.
2 „Examples of Large German Bombs,” 7 grudnia 1940, HO 199/327, UKARCH. „Types of German Bombs and Mines,” 3 stycznia 1941, HO 199/327, UKARCH. Dokładna masa bomby Satan wynosiła 1801 kg.
3 A. Fort, _Prof: The Life of Frederick Lindemann_, Pimlico, London 2003, s. 130; R. Overy, _Bombowce nad Europą 1939–1945_, s. 68.
4 D. Süss, _Death from the Skies: How the British and Germans Survived Bombing in World War II_, Oxford University Press, Oxford 2014, s. 407.
5 J. Colville, _The Fringes of Power: Downing Street Diaries, 1939–1955_, t. 2, _October 1941–1955_, Hodder & Stoughton, London 1987, s. 1–20; T. Harrisson, _Living Through the Blitz_, Schocken Books, New York 1976, s. 24, 39.
6 A. Ryan, _Bertrand Russell: A Political Life_, Hill & Wang, New York 1988, s. 146; G. Field, _Nights Underground in Darkest London: The Blitz, 1940–41,_ „International Labor and Working-Class History”, jesień 2002, nr 62, s. 13.
7 T. Harrisson, dz. cyt., s. 24.
8 „Mortuary Services” Szkocki Departament Zdrowia, marzec 1940, HO 186/993, UKARCH.
9 Tamże; D. Süss, dz. cyt., s. 409.
10 „Civilian Deaths due to War Operations”, Szkocki Departament Zdrowia, 28 lutego 1939, HO 186/1225, UKARCH.
11 P. Stansky, _The First Day of the Blitz: September 7, 1940_, Yale University Press, New Haven 2007, s. 101, 102.
12 R. P. Meiklejohn, _World War II Diary_, Papers, Library of Congress, Manuscript Division, Washington, s. 49; A. Bell, _Landscapes of Fear: Wartime London, 1939–1945_, „Journal of British Studies”, styczeń 2009, 48, nr 1, s. 157.
13 B. Collier, _The Defense of the United Kingdom_, Imperial War Museum, London; Battery Press, Nashville 1995, s. 69; N. Longmate, _Air Raid: The Bombing of Coventry, 1940_, __ David McKay, New York 1978.
14 P. Ziegler, _London at War, 1939–1945,_ Sinclair-Stevenson, London 1995, s. 73; Ch. Ogden, _Life of the Party: The Biography of Pamela Digby Churchill Hayward Harriman_, Little, Brown, London 1994, s. 77.
15 R. P. Meiklejohn, dz. cyt., s. 15.
16 N. Longmate, dz. cyt., s. 74; W. Manchester, P. Reid, _Defender of the Realm, 1940–1965_, t. 3, w: _The Last Lion: Winston Spencer Churchill_, Bantam, New York 2013, s. 104.
17 H. Nicolson, _The War Years, 1939–1945: Diaries and Letters_, red. N. Nicolson, t. 2, Atheneum, New York 1967, s. 77, 84, 91.ROZDZIAŁ 1
Koroner odchodzi
Samochody pędziły The Mall, szeroką aleją łączącą Whitehall, siedzibę ministerstw Wielkiej Brytanii, z pałacem Buckingham. Pogrążona w cieniu kamienna fasada tej liczącej 775 pokojów siedziby króla Jerzego VI i jego żony, królowej Elżbiety, wyłoniła się właśnie na samym końcu drogi. Było wczesne piątkowe popołudnie 10 maja. Wszędzie kwitły dzwonki i pierwiosnki. Delikatne wiosenne liście otulały korony drzew. Pelikany w St. James’s Park pławiły się w cieple i podziwie spacerowiczów, podczas gdy mniej egzotyczne łabędzie statecznie sunęły po wodzie z typową dla siebie obojętnością. Piękno dnia stanowiło szokujący kontrast z wydarzeniami tego ranka, kiedy to niemieckie siły z niezwykłą skutecznością wykorzystały wojska pancerne, bombowce nurkujące oraz oddziały spadochronowe, by wtargnąć do Holandii, Belgii i Luksemburga.
Na tylnym siedzeniu pierwszego samochodu podróżował najwyższy stopniem oficer Royal Navy (Królewskiej Marynarki Wojennej), pierwszy lord admiralicji, sześćdziesięciopięcioletni Winston S. Churchill. Już podczas poprzedniej wojny zajmował to stanowisko, a teraz, wraz z rozpoczęciem kolejnego konfliktu, ponownie został na nie mianowany przez premiera Neville’a Chamberlaina. W drugim samochodzie jechał ochroniarz Churchilla, odpowiedzialny za utrzymanie go przy życiu komisarz policji Walter Henry Thompson, który służył w wydziale specjalnym Scotland Yardu. Wysoki i szczupły, o wydatnym nosie, Thompson był wszechobecny, często widoczny na prasowych fotografiach, lecz rzadko kiedy o nim wspominano. Jak to wówczas określano – „wyrobnik”. Rząd funkcjonował właśnie dzięki takim osobom jak on: niezliczonym osobistym i parlamentarnym sekretarzom, asystentom i stenotypistom, którzy tworzyli siłę roboczą Whitehallu. Jednak w przeciwieństwie do większości z nich Thompson przez cały czas nosił w kieszeni płaszcza pistolet.
Churchill został wezwany przez króla. Powody tego zaproszenia były oczywiste, przynajmniej dla Thompsona. „Jechałem za Starym z niewiarygodną dumą”¹⁸ – napisał.
Churchill wkroczył do pałacu. Król Jerzy miał wówczas 44 lata i właśnie mijał czwarty rok jego panowania. Lekko koślawy, o wąskich ustach, odstających uszach, a także niebagatelnej wadzie wymowy zdawał się kruchy, zwłaszcza w kontraście ze swym gościem, który choć niższy o niemal dziesięć centymetrów, był od niego nieporównanie tęższy. Król nie darzył go zaufaniem. Odkąd Churchill okazał poparcie dla Edwarda VIII, pozostawał w napiętych stosunkach z rodziną królewską. Starszy brat Jerzego miał romans z amerykańską rozwódką Wallis Simpson, który stał się iskrą zapłonową kryzysu abdykacyjnego z 1936 roku. Króla Jerzego uraził również otwarty krytycyzm Churchilla wobec poparcia przez premiera Chamberlaina układu monachijskiego z 1938 roku, który pozwolił Hitlerowi na aneksję części Czechosłowacji. Niezależność Churchilla i łatwość, z jaką zmieniał swoją polityczną lojalność, budziły niechęć Jerzego VI.
Król poprosił Churchilla, aby usiadł, i przez chwilę mierzył go bez słowa wzrokiem, który Churchill opisał później jako badawczy i zagadkowy.
– Przypuszczam, że nie wie pan, dlaczego po pana posłałem? – odezwał się w końcu.
– W istocie. Nie mam pojęcia, sir¹⁹.
W Izbie Gmin wrzało, a rząd Chamberlaina chwiał się w posadach. Protesty wybuchły w trakcie debaty na temat porażki brytyjskich sił zbrojnych, którą poniosły miesiąc wcześniej podczas próby wypchnięcia Niemców z Norwegii. Churchill, jako pierwszy lord admiralicji, odpowiadał za morską część tego przedsięwzięcia. Wróg prowadził jednak kampanię tak zmasowaną, że teraz to Brytyjczycy stanęli przed groźbą odwrotu. W opinii buntowników siedemdziesięciojednoletni Chamberlain, zwany niekiedy Koronerem bądź Starym Parasolem, nie radził sobie w obliczu błyskawicznie rozwijających się działań wojennych. W przemówieniu z 7 maja jeden z członków parlamentu, Leopold Amery, wystąpił z miażdżącą krytyką Chamberlaina, posiłkując się słowami Olivera Cromwella z 1653 roku: „Zajmował pan to stanowisko zbyt długo, zważywszy na pana dokonania. Niechże pan odejdzie, powiadam, i niech pozwoli nam pan o sobie zapomnieć! W imię Boga, niech pan odejdzie!”²⁰.
Izba udzieliła rządowi wotum zaufania – podczas głosowania parlamentarzyści ustawili się w lobby w dwóch rzędach, zgodnie z tym, czy są za czy przeciw, a następnie przeszli obok specjalnie wyznaczonych osób, które zliczyły obie strony. Na pierwszy rzut oka wynik zdawał się zwycięski dla Chamberlaina – 281 za, 200 przeciw – jednak dopiero porównanie z wcześniejszymi głosowaniami unaoczniło, jak bardzo osłabło jego polityczne poparcie.
Po wszystkim Chamberlain spotkał się z Churchillem, by go poinformować, że planuje podać się do dymisji. Churchill pragnął udowodnić swoją lojalność, więc przekonywał go, by nie decydował się na ten krok. To pokrzepiło króla, lecz skłoniło jednego z buntowników, wzburzonego możliwością odroczenia zmian w rządzie, do porównania premiera do „brudnej gumy do żucia przyklejonej u spodu krzesła”²¹.
W czwartek 9 maja siły przeciwne Chamberlainowi nasiliły protesty. Wraz z upływem godzin prawdopodobieństwo jego odejścia wzrastało, pojawiły się też prawdopodobne kandydatury na jego następcę. Na przyszłego premiera typowano lorda Halifaxa, ministra spraw zagranicznych w rządzie Chamberlaina, oraz Churchilla, pierwszego lorda admiralicji i ulubieńca znacznej części społeczeństwa.
Piątek 10 maja przyniósł katastrofalne zmiany: Hitler przypuścił błyskawiczne uderzenie na Holandię. Na tę wieść w Whitehallu powiało grozą, lecz dla Chamberlaina był to okruch nadziei, że uda mu się utrzymać stanowisko. W obliczu tak dynamicznie rozwijających się wydarzeń zmiana rządu mogłaby zostać uznana przez Izbę za posunięcie co najmniej lekkomyślne. Buntownicy jednak ani myśleli się poddawać – z całą stanowczością odmówili pracy pod rządami Chamberlaina i nalegali na mianowanie Churchilla nowym premierem.
Chamberlain zrozumiał, że pozostało mu jedynie podać się do dymisji. Zachęcał lorda Halifaxa do przyjęcia stanowiska, jako że jawił się on jako bardziej zrównoważony niż Churchill i raczej nie poprowadziłby Albionu ku kolejnej katastrofie. W Whitehallu Churchill uchodził za wybitnego mówcę, jednak wielu sądziło, że brak mu zdrowego rozsądku. Sam Halifax zwykł określać go mianem „nieobliczalnego słonia”²², lecz mimo to sam nie chciał objąć władzy. Obawiał się, że nie podoła dzierżeniu steru w czasie wojny, co dobitnie udowodnił, gdy wysłano do niego posła, by nakłonił go do zmiany decyzji. Zanim gość się zjawił, Halifax udał się do dentysty²³.
Ostateczna decyzja leżała w gestii króla. Władca najpierw wezwał do siebie Chamberlaina. „Przyjąłem jego rezygnację” – napisał potem w swoim dzienniku. „Powiedziałem mu, jak bardzo niesprawiedliwie został w mojej opinii potraktowany i jak bardzo mi przykro, że doszło do wszystkich tych kontrowersji”²⁴.
Następnie mężczyźni omówili temat możliwych następców. „Ja oczywiście sugerowałem kandydaturę Halifaxa” – napisał król. Uważał Halifaxa za „oczywistego kandydata”.
Jednak Chamberlain zaskoczył go, proponując Churchilla.
Król napisał: „Posłałem po Winstona i poprosiłem go o sformowanie rządu. Przyjął tę propozycję ze stwierdzeniem, że nie przypuszczał, iż właśnie po to go wezwałem”²⁵. Jednak zgodnie z relacją króla, już na tym spotkaniu Churchill miał przy sobie listę kilku osób, które chętnie by mianował na członków rządu.
Samochody przewożące Churchilla i komisarza Thompsona powróciły do budynku Admiralicji, siedziby dowództwa Royal Navy w Londynie, a zarazem tymczasowego miejsca zamieszkania Churchilla. Mężczyźni wysiedli z pojazdów. Thompson, jak zawsze, trzymał jedną rękę w kieszeni płaszcza, by w razie czego móc szybko dobyć pistoletu. Straż pełnili wartownicy z bagnetami na karabinach. Inni żołnierze, uzbrojeni w lekkie karabiny maszynowe Lewis, zajmowali pozycje umocnione workami z piaskiem. Pośród zieleni znajdującego się obok St. James’s Park ustawione były działa przeciwlotnicze, których długie lufy patrzyły w górę, pod kątami właściwymi raczej stalagmitom.
Churchill zwrócił się do Thompsona:
– Pan wie, dlaczego byłem w pałacu Buckingham, nieprawdaż?²⁶
Thompson potaknął i pogratulował mu. Zaraz dodał jednak, że wolałby, aby ta nominacja nastąpiła wcześniej i w lepszych czasach, ponieważ teraz na horyzoncie rysowało się potężne wyzwanie.
– Jeden Bóg tylko wie, jak wielka to chwila – stwierdził Churchill.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, poważni niczym żałobnicy na pogrzebie.
– Mam jedynie nadzieję, że jeszcze nie jest za późno – dodał nowo mianowany premier. – Bardzo się obawiam, że jest, ale musimy zrobić, co w naszej mocy, i dać z siebie wszystko. Tylko to nam jeszcze pozostało.
Mimo tych gorzkich słów Churchilla w duchu przepełniała duma. Przez całe życie czekał na tę chwilę i to, że nadeszła w tak ponurych czasach, nie miało znaczenia. Wręcz przeciwnie: powaga sytuacji dodawała funkcji premiera znakomitości.
W zapadającym zmroku komisarz Thompson dostrzegł spływające po policzkach Churchilla łzy. On sam też poczuł, że oczy mu wilgotnieją.
Późnym wieczorem tego samego dnia Churchill leżał w łóżku podekscytowany na myśl o nadchodzących wyzwaniach i otwierających się możliwościach.
„W czasie moich wieloletnich doświadczeń politycznych piastowałem większość uznanych stanowisk państwowych, ale chętnie przyznaję, że obecne podoba mi się najbardziej” – napisał. Nisko oceniał dążenie do władzy po to tylko, by ją sprawować, dodał jednak szybko: „władza w czasie kryzysu narodowego, gdy człowiek wierzy i wie, jakie wydawać rozkazy, jest błogosławieństwem”²⁷.
Poczuł ogromną ulgę. „Nareszcie dostałem możliwość sprawowania kontroli nad całą sytuacją. Czułem, że los jest w moich rękach, a całe moje dotychczasowe życie przygotowało mnie na tę chwilę i na tę próbę… Chociaż nie mogłem doczekać się poranka, spałem mocno i nie potrzebowałem krzepiących snów. Fakty są lepsze od marzeń sennych”²⁸.
Pomimo wątpliwości, jakie wyraził w rozmowie z komisarzem Thompsonem, Churchill wkroczył do budynku przy Downing Street pod numerem 10 z niezachwianą pewnością, że pod jego przywództwem Wielka Brytania wygra wojnę – mimo że każdy obiektywny obserwator stwierdziłby, iż nie ma na to najmniejszych szans. Churchill zdawał sobie sprawę, że od teraz jego wyzwanie będzie polegało na zarażaniu entuzjazmem wszystkich pozostałych – współobywateli, dowódców, ministrów w swoim gabinecie oraz co najważniejsze, prezydenta Ameryki Franklina D. Roosevelta. Od samego początku Churchill rozumiał podstawową prawdę na temat tej wojny: nie wygra jej bez udziału Stanów Zjednoczonych. Uważał, że Wielka Brytania pozostawiona sama sobie da radę stawiać długi opór Niemcom, odpierać ich ataki, lecz jedynie przemysłowej i militarnej potędze Ameryki uda się doprowadzić do ostatecznego upadku Hitlera i narodowego socjalizmu.
Sprawę dodatkowo komplikował fakt, że Churchill musiał osiągnąć te cele szybko, zanim Hitler skupi całą swoją uwagę na Wielkiej Brytanii i skieruje na nią swoje siły lotnicze, Luftwaffe, które brytyjski wywiad uznawał za znacznie silniejsze niż Royal Air Force.
Churchill musiał się równocześnie mierzyć z wieloma innymi wyzwaniami. Pod koniec miesiąca przypadał termin zwrotu ogromnego osobistego długu, a on nie miał środków, by go spłacić. Sytuacja finansowa jego jedynego syna, Randolpha, była równie kiepska. Młodszy Churchill nieodmiennie wykazywał się dwiema zdolnościami: do wydawania pieniędzy i przetracania ich w hazardzie, do którego, nawiasem mówiąc, przejawiał legendarny wręcz brak talentu. W dodatku pił zbyt dużo i miał skłonność do wszczynania pod wpływem alkoholu awantur, co zdaniem jego matki Clementine (nalegała, by jej imię wymawiać KlemenTIN) niechybnie miało sprowadzić na rodzinę nieodwracalną hańbę. Uwagę premiera zaprzątały także zarządzenia dotyczące zaciemniania miasta, ścisłe zasady reglamentacji dóbr oraz wciąż narastająca natarczywość funkcjonariuszy, którzy starali się uchronić go przed śmiercią w zamachu. Dodatkowo, co nie mniej istotne, znosić musiał bezustanne narzekania armii pracowników oddelegowanych do wznoszenia umocnień przeciwlotniczych wokół Downing Street 10 i Whitehallu oraz związane z budową ciągłe odgłosy kucia młotami, które doprowadzały go do szewskiej pasji szybciej niż jakikolwiek inny irytujący dźwięk.
Może za wyjątkiem pogwizdywania.
Jego wstręt do gwizdu, jak niegdyś stwierdził, to jedyne, co łączyło go z Hitlerem. Był czymś więcej niż obsesją. „ wywołuje w nim reakcję potężną, nagłą i nieracjonalną, o wymiarach bliskich wręcz zaburzeniu psychicznemu” – napisał komisarz Thompson²⁹. Pewnego razu, kiedy mężczyźni zmierzali razem w stronę Downing Street 10, napotkali idącego w ich kierunku roznosiciela gazet, w wieku może trzynastu lat. Chłopak szedł „z rękami w kieszeniach i gazetą pod pachą, gwiżdżąc głośno i radośnie” – wspominał Thompson.
W miarę jak chłopiec się zbliżał, w Churchillu coraz bardziej narastała złość. Zacisnął pięści i warknął w stronę małego:
– Skończ z tym gwizdaniem!
Chłopak spojrzał na premiera z kompletną obojętnością i odparł:
– Dlaczego miałbym to zrobić?
– Bo tego nie lubię i bo to paskudny hałas – warknął Winston.
Chłopak zrobił kilka kroków, po czym odwrócił się i zawołał:
– Cóż, mógłbyś po prostu zatkać uszy, czyż nie?³⁰
Premier na chwilę zaniemówił. Poczerwieniał ze złości. Jednak do jego największych zalet należała umiejętność łapania dystansu, dzięki której potrafił nie przejmować się błahostkami, a jego zły humor w jednej chwili przeradzał się w rozbawienie.
– Cóż, mógłbyś po prostu zatkać sobie uszy, czyż nie? – powtórzył cicho i zaśmiał się w głos.
Churchill natychmiast rzucił się w wir swoich nowych obowiązków, co niektórym osobom w jego otoczeniu dodało otuchy, ale jednocześnie potwierdziło najgorsze obawy innych.
------------------------------------------------------------------------
18 W. Thompson, _Assignment: Churchill,_ Farrar, Straus and Young, New York 1955, s. 164.
19 J. Wheeler-Bennett, _King George VI: His Life and Reign_, Macmillan, London 1958, s. 444n. Więcej informacji na temat uczuć króla względem Churchilla, patrz tamże, s. 445–446.
20 L. Olson, _Troublesome Young Men_, Farrar, Straus and Giroux, New York 2007, s. 294; A. Roberts, _„The Holy Fox”: The Life of Lord Halifax_, Orion, London 1997, s. 196. U Olsona pojawiają się trzy wykrzykniki; u Robertsa tylko jeden, na końcu zdania. Jednak zdaje się oczywiste, że była to chwila pełna emocji.
21 L. Olson, dz. cyt., s. 306.
22 A. Roberts, dz. cyt., s. 209.
23 Tamże, s. 208.
24 J. Wheeler-Bennett, _King George VI_, s. 443–444.
25 Tamże, s. 444.
26 W. Thompson, dz. cyt., s. 164–165.
27 W. Churchill, _Druga wojna światowa_, t. 2, ks. I, tłum. K. Mostowska, Phantom Press, Gdańsk 1995, s. 14.
28 G. Pawle, _The War and Colonel Warden_, Knopf, New York 1963, s. 39.
29 W. Thompson, dz. cyt., s. 183.
30 T. Hickman, _Ochroniarz Churchilla: biografia Waltera H. Thompsona oparta na jego pamiętnikach_, tłum. K. Janicki, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2011, s. 156–157.ROZDZIAŁ 2
Wieczór w Savoyu
Siedemnastoletnia Mary Churchill obudziła się rankiem 10 maja w nowej Europie – takiej, z której docierały nader ponure wieści. Ich szczegóły przerażały same w sobie, ale najgorszy był kontrast między tym, co wydarzyło się nad kanałem La Manche, a poprzednim, wypełnionym zabawą wieczorem dziewczyny.
Mary była najmłodsza spośród czwórki dzieci Churchilla. Jego piąta córka, Marigold, ukochana przez rodzinę Duckadilly, zmarła na sepsę w sierpniu 1921 roku w wieku 2 lat i 9 miesięcy. Oboje rodzice towarzyszyli jej do samego końca. Churchill opowiadał później Mary, że Clementine „wyła wówczas dziko niczym konające zwierzę”³¹.
Najstarsza siostra Mary, trzydziestoletnia Diana, wyszła za Duncana Sandysa (jego nazwisko należało wymawiać _Sands_), który pełnił funkcję specjalnego łącznika Churchilla z organizacją ARP (Air Raid Precautions), czyli wydziałem cywilnej obrony przeciwlotniczej Home Office. Mieli troje dzieci. Druga siostra, dwudziestopięcioletnia Sarah, tak uparta, że w dzieciństwie przezywano ją osłem, parała się aktorstwem. Ku niezadowoleniu Churchilla wyszła za mąż za starszego o 16 lat austriackiego artystę komediowego Vica Olivera, który był już wcześniej dwukrotnie żonaty. Pozostawali bezdzietni. Czwartym dzieckiem był Randolph, który wkrótce miał skończyć 29 lat i rok wcześniej ożenił się z obecnie dwudziestoletnią Pamelą Digby. Spodziewali się pierwszego potomka.
Mary była piękna, pogodna, pełna energii, a jeden z obserwatorów określił ją jako „emanującą życiem”³². Podchodziła do świata z niczym niezmąconym entuzjazmem jagniątka, prostodusznością, którą młoda Amerykanka Kathy Harriman, córka Averella Harrimana, postrzegała jako wręcz przytłaczającą. Napisała: „To bardzo inteligentna dziewczyna, lecz naiwna aż do bólu. Mówi wszystko wprost, ludzie śmieją się i żartują z niej, a że jest bardzo wrażliwa, bierze to sobie do serca”³³. Clementine, matka Mary, nazwała ją tuż po narodzinach „myszką Mary”³⁴.
Podczas gdy Hitler siał spustoszenie i przynosił zagładę niezliczonej rzeszy osób w Beneluxie, Mary i jej przyjaciele wyśmienicie się bawili. Wieczór zapoczątkowało przyjęcie wyprawione przez jej siedemnastoletnią przyjaciółkę i zarazem kuzynkę, Judy – Judith Venetię Montagu, córkę zmarłego Edwina Samuela Montagu, byłego ministra ds. Indii, i jego żony Venetii Stanley. Ich małżeństwo otaczała aura skandalu – huczało od plotek. Venetia wyszła za Montagu po zakończeniu trzyletniego romansu ze starszym od niej o 35 lat byłym premierem H. H. Asquithem. To, czy związek tej dwójki miał fizyczny charakter, pozostało tajemnicą dla wszystkich poza nimi, jednak gdyby same słowa miały świadczyć o intensywności uczuć, Asquith był mężczyzną owładniętym miłością. W czasie romansu z Venetią napisał do niej co najmniej pięćset sześćdziesiąt listów. Część z nich stworzył w trakcie posiedzeń rady gabinetowej, który to zwyczaj Churchill określił jako „największe zagrożenie bezpieczeństwa Anglii”³⁵. Niespodziewane zaręczyny Venetii i Montagu zdruzgotały Asquitha. „To gorsze niż samo piekło”³⁶ – napisał.
Na przyjęciu u Judy Montagu pojawiła się śmietanka brytyjskiej młodzieży. Byli to potomkowie szlachty, którzy na co dzień jadali, tańczyli i pili szampana w najsłynniejszych klubach w mieście. Wojna nie powstrzymała ich rozrywek, ale przydała im nieco gorzką nutę. Wielu mężczyzn wstąpiło do sił zbrojnych (najbardziej romantyczna zdawała się służba w RAF-ie, czyli Królewskich Siłach Powietrznych). Inni zostali skierowani do szkół wojskowych, na przykład Sandhurst lub Pirbright. Niektórzy walczyli w Norwegii, inni przebywali za granicą w ramach Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego. Wiele dziewcząt z otoczenia Mary wstąpiło do Women’s Voluntary Service (WVS, Ochotniczej Służby Kobiet), organizacji, która pomagała w rozmieszczaniu przesiedleńców, organizowała im miejsca pobytu, zapewniała pożywienie w przypadku jego braków, a także wykonywała wiele nietypowych zadań w rodzaju przędzenia psiej sierści na odzież. Inne uczęszczały do szkół pielęgniarskich, a niektóre obejmowały niejasne stanowiska w Foreign Office (Biurze Spraw Zagranicznych), gdzie zajmowały się, jak to określała Mary, „rzeczami, których lepiej nie precyzować”. Jednak zabawa pozostawała zabawą i pomimo narastającej ciemności, Mary tańczyła wraz z przyjaciółmi, zaopatrzona w 5 funtów (nieco ponad osiemdziesiąt złotych) kieszonkowego, które dostawała od ojca pierwszego dnia każdego miesiąca. „Londyn prowadził bardzo intensywne życie towarzyskie” – napisała Mary w pamiętniku. „Pomimo zaciemnienia teatry były pełne, nocne kluby otwierały się, by ludzie mieli gdzie tańczyć po zamknięciu restauracji, a wiele osób wyprawiało proszone kolacje, często z okazji przepustki syna”³⁷.
Ulubionym lokalem Mary i jej przyjaciół był Players’ Theatre, niedaleko Covent Garden, do którego chodzili podziwiać grupę aktorów – w tym Petera Ustinova – śpiewających dawne piosenki musicalowe. Zostawali tam aż do zamknięcia o drugiej w nocy, a potem wracali do domów zaciemnionymi ulicami. Mary to uwielbiała, cieszyło ją połączenie piękna i tajemniczego nastroju nocy, które uwidaczniało się zwłaszcza w czasie pełni księżyca. „Głęboko spowite w mroku ulice otwierały się niczym ciemne doliny na przestwór zalanego księżycowym blaskiem Trafalgar Square. W tle rysowała się klasyczna symetria słynnego anglikańskiego kościła St. Martin-in-the-Fields, a kolumna Nelsona pięła się w ciemność ponad stojącymi na jej straży niezwykle dostojnymi czarnymi lwami. Widok nie do zapomnienia”³⁸.
Wśród mężczyzn zaproszonych na kolację do Judy Montagu znalazł się major Mark Howard, którego Mary uważała za przystojnego i wytwornego i który „całkiem się jej podobał”³⁹. Za cztery lata ten młodzieniec miał zginąć w akcji, ale teraz służył w Coldstream Guards, najstarszym nieprzerwanie działającym regularnym pułku armii brytyjskiej. Choć była to jednostka aktywna bojowo, do jej zadań należało również wspieranie ochrony Pałacu Buckingham.
Po przyjęciu Mary, Mark i ich przyjaciele wybrali się potańczyć do słynnego hotelu Savoy, a następnie przenieśli się do popularnego wśród młodych elit klubu nocnego o nazwie 400, powszechnie znanego jako „nocna centrala socjety”. W piwnicy na Leicester Square goście mogli do świtu tańczyć walca i fokstrota w rytm muzyki wygrywanej przez osiemnastoosobową orkiestrę. „Tańczyłam prawie wyłącznie z Markiem” – napisała Mary w pamiętniku. „B. miło! Dotarłam do domu o czwartej rano i natychmiast się położyłam”⁴⁰.
Po przebudzeniu dowiedziała się o błyskawicznym uderzeniu Hitlera na Europę. Zanotowała: „Podczas gdy ja i Mark tańczyliśmy tak radośnie i beztrosko, Niemcy pod osłoną zimnego szarego brzasku napadły na dwa kolejne niewinne państwa: Holandię i Belgię. Bestialstwo tego ataku jest wprost niepojęte”⁴¹.
Mary uczęszczała do Queen’s College na Harley Street. Chociaż była to instytucja z internatem, dziewczyna mieszkała w domu i zjawiała się w koledżu na lekcjach francuskiego, literatury angielskiej i historii. „Przez cały dzień wisiała nad nami chmura niepewności i obaw” – kontynuowała w dzienniku swoje obserwacje. „Co dalej z rządem?”⁴².
Wkrótce otrzymała odpowiedź na to pytanie. Po południu, jak zazwyczaj w piątki, udała się do Chartwell, rodzinnej posiadłości Churchillów położonej około czterdziestu kilometrów na południowy wschód od Londynu. To tam dorastała, wychowując całą menażerię zwierząt, których część usiłowała sprzedać za pośrednictwem własnej firmy „Wesołe ZOO”⁴³. Posesja, za wyjątkiem gabinetu Churchilla, została zamknięta na czas wojny, lecz domek letniskowy znajdujący się na jej terenie pozostawał otwarty. Obecnie mieszkała w nim ukochana była niania Mary, Maryott Whyte, kuzynka Clementine znana w rodzinie jako Moppet lub Nana.
Było ciepłe wiosenne popołudnie. Mary siedziała na stopniach domku w niebieskawym świetle zmierzchu (szarówce, jak lubiła nazywać tę porę dnia) i słuchała radia. Około dwudziestej pierwszej, tuż przed wiadomościami, nadano krótkie przemówienie Chamberlaina, w którym informował o swojej rezygnacji oraz objęciu funkcji premiera przez Churchilla.
Mary wpadła w zachwyt. Wiele osób jednak nie podzielało jej entuzjazmu.
Wieść ta na przykład wprawiła w zaniepokojenie co najmniej jednego ze znajomych Mary obecnych tej nocy w Savoyu i 400. Martwił go wpływ tej nominacji zarówno na losy narodu, przebieg wojny, jak i jego życie zawodowe.
Do sobotniego poranka 11 maja John „Jock” Colville pracował jako osobisty sekretarz Neville’a Chamberlaina. Teraz został przypisany do Churchilla i – biorąc pod uwagę wymogi stanowiska – musiał się liczyć z perspektywą częściowego zamieszkiwania przy Downing Street. Mary miała do niego stosunek co najmniej ambiwalentny, a może wręcz nieufny. „Podejrzewałam, że jest chamberlainistą i zwolennikiem układu monachijskiego. W obu kwestiach miałam słuszność!”⁴⁴. On również nie był nią zachwycony. „Ta córka Chuchilla zdaje mi się dość zarozumiała”⁴⁵.
Z pozycją osobistego sekretarza premiera wiązał się niemały prestiż. Colville dołączył do czterech innych nowo powołanych mężczyzn. Wspólnie mieli stworzyć „prywatny gabinet” Churchilla, nieomal jako jego pełnomocnicy, podczas gdy dodatkowy zespół sekretarzy i stenotypistów zajmował się transkrypcją dyktowanych tekstów oraz innymi codziennymi zadaniami biurowymi. Colville’owi Downing Street 10 zdawało się pisane z racji urodzenia. Jego ojciec, George Charles Colville, był adwokatem, a matka, lady Cynthia Crewe-Milnes, damą dworu, zaufaną towarzyszką królowej Marii. Zajmowała się również działalnością społeczną i charytatywną, w ramach której niosła pomoc biednym mieszkańcom wschodnich dzielnic Londynu. Od czasu do czasu zabierała tam ze sobą syna, by zobaczył inną stronę angielskiego życia. W wieku 12 lat Colville został mianowany paziem honorowym króla Jerzego V. Funkcja miała charakter głównie reprezentacyjny i wymagała od niego pojawienia się w pałacu Buckingham trzy razy do roku, przystrojonego w bryczesy, koronkowe mankiety, błękitną pelerynę oraz trójgraniasty kapelusz z czerwonymi piórami.
Mimo swoich 25 lat Colville wyglądał na starszego. Wynikało to po części z pogrzebowego stylu, w jakim czuł się zobligowany ubierać, po części zaś z beznamiętnego wyrazu twarzy oraz ciemnych brwi. Połączenie to sugerowało, że ma się do czynienia z posępnym krytykantem, choć w rzeczywistości – czego dowodzi jego pamiętnik prowadzony po kryjomu w czasach pobytu na Downing Street – Colville był bystrym obserwatorem ludzkich zachowań, o lekkim piórze i pełnym głębokiego zachwytu nad pięknem otaczającego świata. Miał dwóch starszych braci. David, najstarszy, służył w Royal Navy, a Philip, major w Brytyjskim Korpusie Ekspedycyjnym, znajdował się obecnie we Francji. Jock bardzo się o niego martwił.
Colville odebrał wykształcenie we właściwych miejscach⁴⁶. To istotne wśród brytyjskich arystokratów, którzy traktują skończone szkoły jak sztandar. Uczęszczał do Harrow, gdzie był kapitanem drużyny szermierzy, a potem do Kolegium Świętej Trójcy w Cambridge. Wpływu Harrow na przyszłość młodych mężczyzn z brytyjskich elit nie można przecenić: na liście byłych uczniów tej szkoły znajduje się siedmiu premierów, w tym Churchill – uczeń raczej nijaki, który w opinii jednego z tamtejszych nauczycieli cechował się wyjątkowym niechlujstwem. (Wśród późniejszych absolwentów znaleźli się aktorzy Benedict Cumberbatch oraz Cary Elwes, który zasłynął z roli w filmie _Narzeczona dla księcia_, a także ornitolog nazywający się James Bond). Colville uczył się niemieckiego. Język wyszlifował podczas dwóch pobytów w Niemczech: w 1933 roku, tuż objęciu przez Hitlera funkcji kanclerza, oraz w 1937 roku, po objęciu przez niego pełni władzy. Początkowo entuzjazm niemieckiego społeczeństwa udzielił się Colville’owi, lecz z czasem coraz więcej rzeczy zaczęło go niepokoić. Był świadkiem palenia książek w Baden-Baden, a później wysłuchał na żywo jednego z przemówień Hitlera. „Nigdy wcześniej ani nigdy później nie widziałem masowej histerii o tak uniwersalnym zasięgu” – napisał. W tym samym roku został członkiem korpusu dyplomatycznego Foreign Office. To stąd zwykle wywodzili się osobiści sekretarze z Downing Street 10. Dwa lata później rozpoczął pracę dla Chamberlaina, już wówczas pogrążonego w konfliktach z powodu niepowodzenia zawartego przez siebie układu monachijskiego. Churchill, jeden z głównych krytyków Chamberlaina, nazwał to porozumienie „totalną, absolutną porażką”.
Colville lubił i cenił Chamberlaina, a obawiał się skutków rządów Churchilla. Jego zdaniem zanosiło się tylko na chaos. Podobnie jak wiele innych osób w Whitehallu, uważał Churchilla za kapryśnego i wścibskiego, skorego do podejmowania błyskawicznych działań, niekiedy stojących ze sobą w sprzeczności. Jednak społeczeństwo uwielbiało tego człowieka. Za tę popularność Colville winił w swoim pamiętniku Hitlera. „Jednym z najsprytniejszych posunięć Hitlera było uczynienie Winstona Wrogiem Narodu Numer Jeden, ponieważ przez to stał się w swoim kraju oraz w USA Narodowym Bohaterem Numer Jeden”⁴⁷.
Colville miał wrażenie, że nad Whitehallem zawisła chmura przerażenia, gdy zdano sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji objęcia stanowiska przez Churchilla. „Być może faktycznie charakteryzuje się charyzmą i energią, jakie kraj chce w nim widzieć, i być może jest w stanie przyspieszyć skrzypiącą machinę naszego rozwoju militarnego i przemysłowego” – napisał. „Jednak wiąże się to z ogromnym ryzykiem i groźbą pochopnych i spektakularnych działań. Trudno mi się pozbyć niepokoju, że ten kraj zostanie wmanewrowany w najbardziej niebezpieczną sytuację w historii”⁴⁸.
Colville żywił cichą nadzieję, że urzędowanie Churchilla nie potrwa długo. „Wydaje się, że istnieją przesłanki, by wierzyć, że N.C. wkrótce wróci”⁴⁹ – zapisał.
Jedno za to zdawało się pewne: praca dla Churchilla zapewniła Colville’owi niewyczerpany materiał do opisywania w dzienniku, który zaczął prowadzić osiem miesięcy wcześniej, tuż po rozpoczęciu wojny. Dopiero po jakimś czasie miał zdać sobie sprawę, że tym samym prawdopodobnie dopuścił się bardzo poważnego naruszenia narodowego bezpieczeństwa. Jak to później określił inny pracujący z nim osobisty sekretarz: „Nie mogę wyjść ze zdumienia, jak wielkie ryzyko Jock podejmował w kwestii bezpieczeństwa. Gdyby ktoś go przyłapał, natychmiast wyrzucono by go z pracy”⁵⁰.
Colville’owy sceptycyzm „dnia następnego” podzielały również inne osoby urzędujące przy Whitehallu, a król Jerzy VI wyznał w swoim dzienniku: „Jeszcze nie jestem w stanie myśleć o Winstonie jako o premierze”⁵¹. Władca spotkał na terenie ogrodów przylegających do pałacu Buckingham lorda Halifaxa, któremu pozwolił tą trasą skracać drogę pomiędzy domem na Euston Square a Foreign Office. „Spotkałem Halifaxa w ogrodzie” – napisał król – „i powiedziałem mu, że jest mi przykro, że to nie on został premierem”.
Halifax, choć niedawno ponownie mianowany na ministra spraw zagranicznych, pozostawał sceptyczny względem Churchilla i dzikiej energii, jaką w jego mniemaniu wniósł na Downing Street. W sobotę 11 maja, dzień po powołaniu Churchilla na urząd premiera, napisał do syna: „Mam nadzieję, że Winston w nic nas pochopnie nie wmanewruje”⁵².
Poza tym nazywał Churchilla Puchatkiem od bohatera książki A. A. Milne’a i narzekał, że nominatom na nowych członków gabinetu brak intelektualnej giętkości. Porównał ich do „członków gangu”, którego przywódcą, w jego opinii, miał być Churchill. „Rzadko zdarzało mi się spotykać kogoś o podobnych brakach w wiedzy czy też kogoś o bardziej porywczym umyśle” – zapisał w tę sobotę w swoim dzienniku. „Czy uda się go okiełznać? Od tego wiele zależy”⁵³.
Nominacja Churchilla rozwścieczyła też żonę jednego z członków Parlamentów, która porównała go do Hermanna Göringa, otyłego, brutalnego dowódcy Luftwaffe i drugiej najważniejszej osoby w Trzeciej Rzeszy. „W.C. to naprawdę angielski odpowiednik Göringa” – napisała. „Jest przepełniony żądzą mordu, blitzkriegu, rozdęty przez własne ego oraz nadmiar jedzenia. W jego żyłach płynie ta sama zdradziecka krew, podkreślana brawurą i pustosłowiem”⁵⁴.
Jednak niezwiązana osobiście z polityką kronikarka Nella Last miała odmienną opinię. Podzieliła się nią z Mass-Observation, organizacją założoną w Wielkiej Brytanii dwa lata przed wojną i zajmującą się rekrutowaniem wolontariuszy do prowadzenia dzienników, które następnie miały pomóc socjologom lepiej zrozumieć codzienne życie Brytyjczyków. Autorów dzienników zachęcano do wyostrzania zmysłu obserwacji poprzez opisywanie wszystkiego, co dzieje się w ich domowym ognisku i innych zaprzyjaźnionych domach. Wielu spośród ochotników, wśród nich Last, nie zaprzestało prowadzenia dzienników przez całą wojnę. „Gdybym miała spędzić z jakimś mężczyzną całe życie” – napisała – „wybrałabym Chamberlaina, jednak myślę, że zdecydowałabym się na pana Churchilla, gdybym w czasie burzy znalazła się na rozbitym okręcie”⁵⁵.
Społeczeństwo i sojusznicy Churchilla powitali jego nominację z entuzjazmem. Listy i telegramy z gratulacjami zalały Dom Admiralicji. Dwa z nich z pewnością mile połechtały Churchilla, gdyż ich autorkami były kobiety, z którymi od dawna się przyjaźnił, a swego czasu mogły żywić wobec niego romantyczne zamiary. Clementine z całą pewnością miała wątpliwości co do charakteru relacji łączącej z nimi jej męża i ponoć nie miała wobec żadnej z nich zaufania.
„Moje życzenie się spełniło” – napisała Violet Bonham Carter, córka H. H. Asquitha, który zmarł w 1928 roku. „Teraz mogę czekać z wiarą i zaufaniem na to, co ma nadejść”. Dobrze znała Churchilla i nie miała wątpliwości, że jego energia i przebojowość całkowicie odmienią oblicze obejmowanego przezeń gabinetu. „Równie dobrze jak ty zdaję sobie sprawę, że wiatr już został zasiany i wszystkim nam przyjdzie teraz zbierać burzę” – napisała. „Jednak ty popłyniesz z prądem, a nie pozwolisz, żeby cię poniósł. Całe szczęście, że tam jesteś, za sterami naszego losu. Mam nadzieję, że Twoja siła roznieci ducha całego narodu”⁵⁶.
Autorką drugiego listu była Venetia Stanley, ta sama, która prowadziła korespondencyjny romans z Asquithem. „Mój drogi” – zaczęła – „pragnę dodać mój głos do tego gromkiego okrzyku radości, jaki poniósł się po całym cywilizowanym świecie, gdy zostałeś premierem. Dzięki Bogu, nareszcie!”. Cieszyła się przeogromnie: „Dostałeś szansę ocalenia nas wszystkich”.
W postscriptum dodała: „Jak to cudownie, nawiasem mówiąc, mieć wreszcie przy Downing Street 10 kogoś, kogo się kocha”⁵⁷.
------------------------------------------------------------------------
31 M. Soames, _Clementine Churchill: The Biography of a Marriage_, Houghton Mifflin, Boston 1979, s. 264.
32 R. P. Meiklejohn, dz. cyt., s. 264.
33 K. Harriman do Mary Harriman Fisk, Korespondencja, 7 lipca 1941, W. Averell Harriman, Library of Congress, Manuscript Division, Washington.
34 S. Purnell_, Clementine: The Life of Mrs. Winston Churchill_, Penguin, New York 2015.
35 „Daily Mail”, 4 września 2019.
36 Tamże.
37 M. Soames, _A Daughter’s Tale: The Memoir of Winston and Clementine Churchill’s Youngest Child_, Transworld, London 2011, s. 143.
38 Tamże, s. 145–146.
39 Tamże, s. 153. Kilkadziesiąt lat później w rodzinnym domu majora Howarda nagrano słynną telewizyjną adaptację _Powrotu do Brideshead_ Evelyna Waugha.
40 M. Churchill, _Diary_, Papers. Churchill Archives Center, Churchill College, Cambridge, 9 maja 1940.
41 Tamże, 10 maja 1940.
42 Tamże.
43 M. Soames, _A Daughter’s Tale_, s. 111–112.
44 Tamże, s. 153.
45 J. Colville, _The Fringes of Power: Downing Street Diaries, 1939–1955_, t. 1, _September 1939–September 1941_, Hodder & Stoughton, London 1985, s. 140.
46 Szczegóły na temat wykształcenia Colville’a znaleźć można w jego wspomnieniach: _Footprints in Time: Memories_, Collins, London 1976.
47 J. Colville, _The Fringes of Power_, 1:129.
48 Tamże, s. 141.
49 J. Colville, _Manuscript Diary_, Papers. Churchill Archives Center, Churchill College, Cambridge, 11 maja 1940. Oryginalny wpis Colville’a odbiega znacznie od tego zacytowanego w _The Fringes of Power_, s. 143–144, który tu pomijamy.
50 W. Dockter, R.Toye, _Who Commanded History? Sir John Colville, Churchillian Networks, and the_ „_Castlerosse Affair”_, „Journal of Contemporary History”, 2019, 54, nr 2, s. 416.
51 J. Wheeler-Bennett, _King George VI_, s. 446.
52 J. Lukacs, _Five Days in London, May 1940_, Yale University Press, New Haven 1999, s. 67.
53 Tamże.
54 L. Olson, dz. cyt., s. 328.
55 J. Lukacs, dz. cyt., s. 81.
56 M. Gilbert, _The Churchill War Papers_, t. 2, _Never Surrender, May 1940–December 1940_, Norton, New York 1995, s. 2–3.
57 Tamże, s. 3.