- W empik go
Rok motyla - ebook
Rok motyla - ebook
Paulinie wreszcie udało się stworzyć szczęśliwy związek z Wiktorem. Niestety, cieniem kładzie się na nim widmo świeżo zakończonej znajomości z Aleksandrem, którego wiadomości stają się coraz bardziej niepokojące. Sytuacji nie ułatwia również pojawienie się byłej partnerki Wiktora, której ambitne plany nie uwzględniają jego nowej miłości. Tymczasem ojciec Pauliny robi to, czego ona zawsze pragnęła i znika – dosłownie – w ciemnym grobie. Ale czy na pewno zrobił to sam? A może w tajemniczym odejściu z tego świata maczał palce ktoś, komu Paulina kiedyś bardzo ufała? Ktoś, kto teraz powrócił i coraz częściej pojawia się w pobliżu dziewczyny, przekazując jej dziwne informacje i wygłaszając zagadkowe przemówienia. Co więcej, zaczynają znikać także inni ludzie z jej otoczenia, a Wiktor podejrzanie często znajduje się w centrum niebezpiecznych zdarzeń… Książka jest kontynuacją powieści „Modliszka”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397377028 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ciszę panującą w moim małym pokoiku studenckiego mieszkania przerwał dzwonek mojego telefonu. Zaspana spojrzałam na wyświetlacz smartfona i zamrugałam kilka razy, żeby móc widzieć wyraźniej, kto dobija się do mnie w środku nocy.
Na prześwietlonym w ciemności ekranie widniało imię Aleksandra. Jak najszybciej odrzuciłam połączenie w nadziei, że dzwoniący telefon nie obudził śpiącego obok mnie Wiktora i wyciszyłam dźwięk na wypadek, gdyby Aleks chciał zadzwonić ponownie.
Odłożyłam urządzenie na nocny stolik i na nowo zagrzebałam się w pościeli, próbując zasnąć.
– Kto dzwonił? – W ciemności rozległ się zaspany głos Wiktora, który jednak usłyszał dzwonek.
– Pomyłka – odparłam szybko.
Wolałam zachować dla siebie fakt, że nie był to pierwszy taki telefon, jak i to, że Aleks często był wtedy pod wpływem alkoholu. Potrafiłam sobie wyobrazić jak gwałtownie mógłby zareagować mój chłopak, gdybym mu powiedziała, że w środku nocy wydzwania do mnie mój niedoszły były, którego zresztą Wiktor nie trawił od samego początku. W końcu musiało mu się przecież znudzić.
Wiktor wyraźnie uspokojony wtulił się we mnie i ponownie szybko zapadł w sen, a ja zerknęłam jeszcze raz na wyświetlacz telefonu, gdzie moim oczom ukazało się jeszcze kolejne nieodebrane połączenie od Aleksandra i wiadomość.
Aleks
Czasem zastanawiam się, czy gdybym skończył ze swoim życiem, brakowałoby ci mnie chociaż trochę. Byłoby ci smutno?
Usunęłam wiadomość i połączenia, po czym westchnęłam cicho. Nie chciałam, żeby tak to przeżywał. Kiedy z nim rozmawiałam, żeby powiedzieć mu o mnie i Wiktorze, wydawał się spokojny i pogodzony z sytuacją.
– Więc mówisz, że chyba się zakochałaś? – Aleks przerwał milczenie, które zapadło między nami.
– No tak – przytaknęłam. – Na to wychodzi.
Nie miałam już wątpliwości, że kocham Wiktora. Zresztą w tym przypadku sprawa była zero jedynkowa. Mój chłopak nie chciał Aleksa w naszym życiu, a ja go nie potrzebowałam, więc bez żadnego żalu postanowiłam zrezygnować z tej znajomości.
Wik zapewne najbardziej ucieszyłby się, gdybym już więcej się z Aleksandrem nie zobaczyła, ale przecież nie mogłam urwać z nim kontaktu SMS-em. To byłoby niewyobrażalnie niegrzeczne, więc oznajmiłam mu, że, czy tego chce czy nie, ja porozmawiam z lotnikiem osobiście jeszcze ten jeden raz.
– Obawiałem się tego – mruknął Aleks bardziej jakby do siebie niż do mnie. – Jak tylko zobaczyłem go po raz pierwszy pod twoim mieszkaniem, wtedy w nocy. Nie miałem z nim szans.
Znów zapadła cisza, którą przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wzdrygnęłam się i wyjęłam telefon.
Wiktor
Załatwiłaś już.
Z trudem powstrzymałam się od wywrócenia oczami. Wiktor musiał trzymać pieczę nad wszystkim. Nawet uparł się, żeby zawieźć mnie na to spotkanie i poczekać na parkingu, aż skończę.
– Spieszysz się? – Głos Aleksa sprowadził mnie na ziemię.
– Troszkę – przyznałam, bo miałam ochotę ulotnić się z tego niezręcznego spotkania jak najszybciej.
Aleks posłał mi w odpowiedzi wymuszony uśmiech.
– I tak nie mamy już chyba sobie więcej do powiedzenia – oznajmił ze zbolałą miną, wstając. – Miło było cię poznać, Paulina. Fajnie było chociaż przez chwilę być częścią twojego zakręconego życia.
To powiedziawszy, zarzucił na siebie kurtkę i po prostu wyszedł, nie patrząc na mnie już ani razu.
Odetchnęłam z ulgą. Wreszcie miałam to za sobą. W końcu spadł ze mnie ten ciężar świadomości, że oszukuję i zwodzę porządnego, dobrego człowieka. Nie zasługiwał na coś takiego. Zasługiwał na morze miłości, a ja, chociaż bardzo chciałam, nie potrafiłam mu tego dać.
– I jak poszło? – zapytał Wik, zanim jeszcze porządnie wsiadłam do samochodu.
– Nie musiałeś tu na mnie czekać – odparłam, zamykając drzwi. – Trafiłabym sama do domu.
– Wolałem nie zostawiać cię samej w jego towarzystwie. Odrzucony facet może być nieprzewidywalny.
– A nie chodzi przypadkiem o to, że chciałeś się upewnić, że pozbędziesz się konkurencji? – zapytałam z łobuzerskim uśmiechem.
Wiktor zachichotał cicho.
– Co to za konkurencja? – odpowiedział pytaniem i wyszczerzył się szelmowsko.
– Zakochany w sobie dupek – podsumowałam, nie mogąc jednak powstrzymać się od chochlikowego uśmiechu.
– Bardziej zakochany jestem w tobie – odparł z zawadiackim bananem na twarzy i objął mnie mocno, całując jednocześnie w szyję, z takim zaangażowaniem, jakby chciał wgryźć mi się w skórę. – Pokażę ci, jakiego ten dupek ma hopla na punkcie sprawiania ci przyjemności – wyszeptał mi do ucha, błądząc ręką pomiędzy moimi udami. – Rozsuń nogi kochanie.
Uśmiechnęłam się do tego słowa. Wiktor coraz częściej tak mnie nazywał. Jeszcze nie do końca się do tego przyzwyczaiłam, ale za każdym razem, gdy mówił „kochanie”, czułam przyjemne łaskotanie w podbrzuszu.
Wiktor tymczasem pociągnął za moje majtki i jednym, wprawnym ruchem zsunął je na wysokość moich kolan. Odpalił silnik i jedną rękę położył na kierownicy, a drugą wciąż przesuwał leniwie po mojej cipce. Popatrzyłam na niego, przygryzając wargę, ale był skupiony na drodze. Przyspieszył ruchy palców, więc przymknęłam powieki i całkowicie oddałam się pod władanie jego sprawnej dłoni.
Nie spieszył się z dawaniem mi przyjemności. Zaczął ostro, ale kiedy już się rozgrzałam, zwolnił. Zdecydowanie nie chciał doprowadzić mnie do orgazmu zbyt szybko. Błądził leniwie palcami po całej mojej cipce, a kiedy staliśmy na światłach zanurzał je w niej głęboko, żeby potem wilgotną smużką pieścić łechtaczkę i skórę na moich udach.
– Chcę cię poczuć w sobie – powiedziałam, kiedy wyjechaliśmy już poza miasto, a ta zabawa zdawała się przeciągać w nieskończoność.
Byłam taka pobudzona, że aż mnie skręcało, żeby poczuć więcej, mocniej, gwałtowniej. Nie byłam w stanie usiedzieć w jednej pozycji dłużej niż kilka sekund. Stale kręciłam się na siedzeniu pasażera, podczas gdy on tylko się ze mną drażnił i doprowadzał na skraj wytrzymałości.
– Wiem, skarbie – wymruczał wyraźnie zadowolony. – Zaraz temu zaradzimy.
Nie przerywając swoich słodkich tortur, skręcił w jakąś leśną dróżkę i wciąż podsycając moje pragnienie, omijał co większe dziury na drodze, aż w końcu zjechał na jakąś małą przydrożną polankę i zgasił silnik.
Popatrzył na mnie ciemnym, płonącym wzrokiem, i nachylił najbliżej jak tylko mógł.
– Teraz jesteś już tylko moja – wyszeptał mi wprost do ucha lekko zachrypniętym głosem. – Zerżnę cię tak, że nawet wiewiórki będą o tym wiedziały.
Skubnął zębami moje ramię, a potem szarpnął za drzwi po stronie kierowcy i nim zdążyłam się obejrzeć, był już przy mnie. Złapał za majtki z cudownej włoskiej koronki, które wciąż miałam zaczepione na wysokości swoich kolan, i wyciągnął moje nogi na zewnątrz samochodu. Nachylił się, żeby odpiąć pasy, po czym złapał mnie z tyłu za pasek spódniczki i przekręcił tak, że stanęłam tyłem do niego. Łokciami opierałam o fotel, na którym jeszcze chwilę temu siedziałam, a moje biodra znalazły się znacznie powyżej linii ramion.
Zacisnął dłonie na moich biodrach, a potem wsunął się we mnie powoli do samego końca.
– Cała moja – wydyszał mi w ucho, rozpoczynając rytmiczny ruch bioder. – Tylko moja. Moja Śnieżynka. Jesteś moja? Powiedz. Powiedz głośno.
Pchnął biodrami gwałtownie, wbijając się we mnie z impetem do końca, aż krzyknęłam.
– Tak – wydyszałam, przymykając oczy z rozkoszy. – Tylko twoja.
Te słowa zadziałały na niego jak magiczne zaklęcie. Wiktor przylgnął do mnie i przyciągnął moje pośladki jeszcze bliżej własnych bioder.
Narzucił mi cudownie szybkie tempo, w którym zatraciłam się natychmiast. Moja spragniona doznań cipka zaciskała się wokół jego penisa coraz bardziej i bardziej, a ja w ogóle nie potrafiłam nad nią zapanować.
– Jesteś taka mięciutka i mokra – wysapał, szarpiąc moje biodra do siebie, kiedy byłam już na skraju wytrzymałości.
Jęknęłam głośno i pozwoliłam orgazmowi wstrząsnąć moim ciałem.
Kiedy przez tę krótką chwilę cały świat skondensował się do wielkości tej niewielkiej polany, na której byliśmy, poczułam, jak ręce Wiktora zaciskają się mocniej na moim ciele, a jego biodra przyspieszają jeszcze trochę, po czym zwalniają nieśmiało. Z jego ust wydostał się cudowny jęk rozkoszy, a we mnie eksplodowała bomba euforii.
Kiedy fala cudownego gorąca opuściła moje ciało, spojrzałam w rozpalone oczy mojego Kochania. Uśmiechnął się do mnie zasapany, ale rozpromieniony, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Po raz pierwszy odkąd sie poznaliśmy skończyliśmy niemal w tym samym momencie.
Delikatny podmuch powietrza na moim ramieniu powoli wybudził mnie ze snu.
Poruszyłam się lekko, żeby poprawić głowę na poduszce, a ciepłe usta jakby tylko na to czekały. Dotknęły ostrożnie mojego ramienia, na które wcześniej chuchały i złożyły na nim ostrożny pocałunek.
– Dzień dobry, moja Śnieżynko. Idę pod prysznic, a ty wstawaj – szepnął Wiktor, łaskocząc mnie krótkim zarostem w policzek. – Wyjeżdżamy za godzinę.
Przekręciłam się z pleców na brzuch i nakryłam się kołdrą po czubek nosa. Była sobota i nie zamierzałam się nigdzie tak wcześnie zrywać. Zwłaszcza, że po nocnym telefonie budziłam się trzykrotnie, za każdym razem ciągnięta przez Aleksandra i jakiegoś nieznanego mi zakapturzonego mężczyznę w przepaść, na dnie której stał Wiktor z zaciętą miną i pałką baseballową w ręku. Patrzył na nas oskarżycielskim wzrokiem, a potem zamachiwał na obu trzymających mnie kurczowo mężczyzn, a każde uderzenie w któregoś z nich bolało również mnie, ale nie potrafiłam wydusić nawet słowa, żeby powstrzymać mojego chłopaka.
Zamknęłam ponownie oczy i umościłam się w cieple kołdry, ale ten błogi stan nie trwał za długo, bo Wiktor w końcu wrócił z łazienki.
– Śpiochu – zagadnął, skubiąc fragment kokonu, który utworzyłam z kołdry. – Mam cię obudzić po swojemu?
Jego ręka najpierw spróbowała zedrzeć kołdrę z moich ramion, ale była tak ciasno wokół nich owinięta, że nic to nie dało. Włożył więc dłoń od strony stóp i powoli przesunął ją w górę po mojej nodze. Przeszył mnie przyjemny dreszcz, ale twardo leżałam, pozostając w półśnie.
Ręka zacisnęła się na moim pośladku, a miękkie usta szarpnęły ucho.
– Zmuszasz mnie do wyciągnięcia ciężkich argumentów – wymruczał Wik, wdychając głośno powietrze i skubnął zębami skórę na moim ramieniu.
Ręka oderwała się od mojego pośladka, po czym wylądowała na nim z głośnym klaśnięciem.
Drgnęłam, kiedy klaps odbił się echem między moimi nogami. Ręka znów zacisnęła się na pośladku, a potem powędrowała w dół, torując sobie drogę do mojej wilgotnej cipki.
Jednym, wprawnym szarpnięciem pozbył się kołdry. Czekałam, aż znowu mnie dotknie, ale nic takiego się nie działo, więc w końcu zerknęłam na niego pytająco.
– Chcesz dostać więcej, to musisz usiąść – oznajmił wyraźnie z siebie zadowolony.
Przekrzywiłam przekornie głowę i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
– To szantaż? – bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
Wiktor pokiwał głową i posłał mi kolejny szelmowski uśmiech.
– Spróbuję każdego sposobu, żeby nie spóźnić się na pierwsze spotkanie mojej dziewczyny z moimi rodzicami – mruknął, wyciągając do mnie zachęcająco rękę.
Wywróciłam oczami i westchnęłam przeciągle. Faktycznie to dziś miałam poznać jego rodziców. Co prawda Wiktor wybrał do tego chyba najgorszy z możliwych terminów dzień, bo to właśnie dziś jego mama i tata odnawiali swoją przysięgę małżeńską, ale on uważał, że to wprost idealne okoliczności. Złapałam go więc za przegub i pozwoliłam podnieść się do pozycji siedzącej.
Po pobudce, jaką mi zafundował liczyłam na jakiś szybki numerek albo chociaż palcówkę, ale zamiast tego Wiktor pociągnął mnie dalej za sobą, tak że zjechałam na krawędź materaca, po czym zaczął mi podawać kolejne, przygotowane dzień wcześniej, elementy garderoby z wiszącego na drzwiach mojej szafy wieszaka.
– Muszę umyć zęby i zrobić makijaż – powiedziałam, kiedy miałam już na sobie elegancki zestaw bielizny, kupiony przez Wiktora specjalnie na tę okazję, i koronkową, pudroworóżową sukienkę, a mój chłopak zabierał się właśnie za zakładanie mi szpilek.
Wiktor zatrzymał się w pół ruchu i popatrzył na mnie, jakby go to niesamowicie zaskoczyło.
– To zrób co tam musisz, a ja przyniosę śniadanie – odparł, odkładając szpilki z powrotem na podłogę, po czym podniósł się z klęczek i podszedł drzwi. – W sumie to całkiem zabawna sytuacja – oznajmił, zatrzymawszy się jeszcze na chwilę w progu. – Nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek przyjdzie taki dzień, w którym bardziej będzie mi zależało na ubraniu kobiety, niż na jej rozebraniu.
Uśmiechnął się sam do siebie pod nosem i z wesołkowatym wyrazem twarzy wyszedł z małego pokoiku na równie niewielki korytarzyk. Ja tymczasem automatycznie, jak co rano, zerknęłam na wyświetlacz swojego telefonu i z nieprzyjemnym uczuciem ciężkości w żołądku odczytałam, czekającą już na mnie, wiadomość od Aleksandra.
Aleks
Śnił mi się dzisiaj nasz pocałunek. Przez pół nocy stałem przy otwartym oknie i zastanawiałem się, czy przyszłabyś na mój pogrzeb, gdybym skoczył.2
Rodzice Wiktora byli najbardziej uroczą parą, jaką poznałam w swoim życiu. Tacy zwyczajni i zakochani. Jego mama na powitanie obdarowała mnie serdecznym uściskiem, a pan Guellard z uprzejmym uśmiechem słuchał każdego wypowiadanego przeze mnie słowa. Oboje patrzyli na mnie jak na jakieś objawienie.
– Tak się cieszymy z Markiem, że Wiktor poznał taką mądrą, miłą dziewczynę – mówiła pani Guellard, kiedy wypuściła mnie już ze swoich objęć.
Wyglądali na autentycznie przeszczęśliwych, że jesteśmy z Wikiem parą i wciąż wypowiadali się o mnie w samym superlatywach, aż było mi głupio tego słuchać. Uśmiechałam się i potakiwałam grzecznie głową, starając się wyglądać na tak skromną i miłą jak opowiadali, chociaż zupełnie nie umiałam się w tej roli odnaleźć.
– Coś ty im o mnie powiedział? – zapytałam Wiktora, kiedy jego rodzice byli zmuszeni nas opuścić i zająć się bardziej palącymi obowiązkami, jakie na nich ciążyły z racji ich święta.
– Że jesteś mądrą przyszłą panią doktor z ogromnym serduszkiem i masz fantastyczny wpływ na moje życie – odparł, obejmując mnie w talii i obdarowując w międzyczasie uprzejmym uśmiechem jednego z gości, który właśnie przywitał się z nim skinieniem głowy. – Mama prawie się rozpłakała z radości, jak powiedziałem, że przyprowadzę na ich ślub przyszłą lekarkę, która jest moją dziewczyną. Tata mówi, że mama obawiała się, że w końcu poślubię jakąś tancerkę z klubu go-go.
– Bardzo śmieszne – mruknęłam, śląc mu pełne dezaprobaty spojrzenie, ale nie mogłam się powstrzymać od malutkiego uśmieszku.
Powoli wszyscy zaczęli się kierować do kościoła, więc poszliśmy w ich ślady.
Nabożeństwo szło do przodu, a ja nie potrafiłam oderwać wzroku od rodziców Wiktora, czując w oczach coraz więcej wilgoci.
– Coś się stało? – zagadnął mnie w pewnej chwili Wiktor z troską w głosie. – Nie wyglądasz najlepiej.
– Dlaczego twoi rodzice postanowili to zrobić? – zapytałam, z trudem odrywając wzrok od radosnych twarzy jego mamy i taty.
– Co takiego? – zapytał uprzejmie zdziwiony.
– Odnowić przysięgę.
Wiktor raczej nie spodziewał się takiego pytania.
– To ich dwudziesta piąta rocznica ślubu – zaczął po krótkiej chwili namysłu. – Wtedy wzięli skromny ślub, a teraz chcieliby mieć taką wymarzoną uroczystość, na którą wtedy nie było ich stać. Chcą w ten sposób celebrować ich uczucie. Dlaczego pytasz?
– Są tacy szczęśliwi i zakochani – szepnęłam, wracając spojrzeniem do jego rodziców, którzy byli w siebie zapatrzeni, jakby świata poza sobą nie widzieli.
Zupełnie jakby dopiero co zaczęli chodzić na randki i nie spędzili już ze sobą długich dwudziestu pięciu lat. To było dla mnie takie różne od obrazu, jaki na co dzień widywałam u moich rodziców, takie… nowe.
Poczułam, jak moje oczy robią się wilgotne powyżej bezpiecznego poziomu, więc szybko zamrugałam.
– Chcesz wyjść na chwilę? – Wiktor przyjrzał mi się z troską.
– Nie, jest okej – zaprzeczyłam szybko, wciąż pomrugując i ukrywając przed nim twarz we włosach, żeby nie widział moich zaszklonych oczu.
Osuszyłam nadmiar wilgoci końcówką rękawa i odwróciłam się do Wiktora z nieco wymuszonym uśmiechem.
– Na pewno? – wyszeptał mi wprost do ucha, gładząc delikatnie moje ramię, co poskutkowało przyjemnym łaskotaniem gdzieś w dole mojego brzucha i zepchnięciem mojego chwilowego wzruszenia gdzieś w czarną przepaść mojej świadomości. – Na pewno? – powtórzył pytanie, trącając swoim kolanem moje od tyłu.
Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie przeciągnęła się leniwie i przeszła w stan pełnej gotowości. Myślał teraz o seksie? Tutaj?
– Jesteśmy w kościele – zauważyłam przytomnie.
– Zdecydowanie tak – zgodził się ze mną przyjemnym pomrukiem, który powędrował wibracjami między moje nogi.
– Twoi rodzice tam stoją – szepnęłam, wskazując dyskretnie na stojących przed ołtarzem jego mamę i tatę.
– Myślę, że poradzą sobie bez nas przez jakiś czas – odparł z łobuzerskim błyskiem w oku. – Chodź, pozwiedzamy dzwonnicę.
Złapał mnie za rękę i, nim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować, pociągnął mnie za sobą w kierunku jakichś drzwi w bocznej nawie. Przeprowadził mnie przez nie dostojnym krokiem, a gdy tylko się za nami zamknęły, puścił się biegiem w górę krętych schodów, ciągnąc mnie za sobą.
– Ty tak na serio? – zapytałam odrobinę skonfundowana, bo jednak tam na dole jego rodzice celebrowali coś ważnego i bardzo duchowego.
Wiktor odwrócił się twarzą do mnie i posłał mi uśmiech łobuza.
– A czy inaczej wyciągałbym cię tu w środku nabożeństwa?
– Jesteś diabłem – oznajmiłam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
– Ty tak na mnie działasz – wyszeptał, błądząc dłońmi po moich pośladkach.
– A to nie jest jakieś takie… – zaczęłam, szukając najodpowiedniejszego określenia, kiedy jego palce wędrowały bez koordynacji pod materiałem majtek.
– Jakie? – zapytał pomiędzy pocałunkami, którymi obsypywał moją szyję.
– Bo ja wiem… – zastanowiłam się, szukając odpowiedniego słowa – bezbożne czy coś?
Wiktor oderwał na chwilę usta od mojej szyi i uśmiechnął się do mnie psotnie.
– Bóg jest zajęty moimi rodzicami. Potem go zapytamy, co o tym myśli.
Nie mogłam powstrzymać się od cichego chichotu.
– I kto tu na kogo ma zły wpływ? – spytałam, uśmiechając się przy tym figlarnie.
Wiktor nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się do mnie diabolicznie i zanurkował w mój dekolt, zsuwając mi sukienkę z ramion. Jego ręka powędrowała po moim udzie pod falbanki i bezceremonialnie zdarła ze mnie majtki.
– A ty dalej to nosisz? – mruknął, zahaczywszy palcem o podwiązkę, będącą nie tylko pięknym elementem kompletu bielizny, ale też idealnym miejscem do noszenia niewielkiego, lecz ostrego nożyka, który i dziś tam był. – Ze mną chyba czujesz się bezpiecznie?
– Starych przyzwyczajeń ciężko jest się pozbyć – odparłam, uśmiechając się niewinnie.
– Moja niebezpieczna dziewczyna – podsumował krótko z chochlikowym uśmiechem na ustach, po czym wrócił do obsypywania pocałunkami mojej szyi.
Przywarłam plecami do muru i przestałam przejmować się tym, gdzie jesteśmy. Wtopiłam swoje usta w usta mojego szczęścia i dałam się porwać tańcowi, jaki zaproponował jego język.
Usadził mnie delikatnie na zimnych, kamiennych schodach, a sam usadowił się między moimi nogami, a potem zaatakował cipkę językiem i zaczął ślizgać nim po całej jej powierzchni. Próbowałam nie jęczeć, ale nie mogłam się powstrzymać. Jego ręce wciąż błądziły po moich piersiach, a język wdzierał się szturmem we mnie.
Położyłam dłonie na jego krótko ostrzyżonych włosach i docisnęłam jego język do łechtaczki, żeby już nigdzie nie zbaczał. Poczułam lekkie ugryzienie na wardze sromowej, ale potem już tylko cudowne łaskotanie, które z minuty na minutę robiło się coraz cięższe. Palce Wiktora powoli podążały w dół, a kiedy byłam już bliska orgazmu, zastąpiły język.
Wtuliłam się w jego tors, żeby nie krzyczeć i, wstrząsana falami niekontrolowanej przyjemności, zacisnęłam uda dookoła jego talii.
– Chcę jeszcze – wysapałam, kiedy tyko udało mi się złapać trochę tchu.
Wiktor posłał mi psotny uśmiech.
– Wiem – odparł wyraźnie zadowolony.
Wyswobodził się spomiędzy moich nóg i rozpiął spodnie.
– Wyrucham cię teraz tak, że tam na dole pomyślą, że aniołowie w niebie mają grubą imprezę. Odwróć się – zakomenderował niskim głosem i ustawił mnie przed sobą twarzą do ściany.
Wsunął się we mnie energicznie i od razu zaatakował szybkimi pchnięciami, z całym impetem zderzając się z moimi pośladkami. Krzyknęłam krótko, ale czym prędzej zamilkłam i ograniczyłam się tylko do cichych jęków.
– Tak, skarbie – wyszeptał Wiktor z aprobatą, pochyliwszy się nade mną. – Lepiej, żeby ta impreza nie była za głośna, bo nas wyrzucą, zanim skończymy.
Nie przerwał rytmicznego ruchu bioder i wciąż atakował moją wrażliwą cipkę, dysząc przy tym coraz ciężej.
– Mmm – wysapał, utrzymując swoje zabójcze tempo. – To moje ulubione miejsce w twoim boskim ciałku.
Objął od tyłu moje piersi i przetoczył sutki w palcach, a potem zaatakował kolejną falą potężnych pchnięć, dociskając mnie do ściany przed nami. Wbijał się we mnie wytrwale, a ja poddałam mu się bezsilna wobec fali przyjemności, którą mnie zalewał.
– Uklęknij i otwórz buzię – wysapał, odwracając mnie twarzą do siebie.
Czym prędzej zniżyłam się, tak że moja twarz znalazła się na wysokości jego bioder, w samą porę, żeby poczuć ciepły, lekko gorzkawy strumyk jego nasienia, który wystrzelił w kierunku moich rozchylonych ust.
Kiedy już trochę ostygliśmy i doprowadziliśmy się do stanu używalności, zeszliśmy cichutko na dół. Nie miałam obeznania w ceremoniach zaślubin, a co dopiero ich odnawiania, ale wyglądało na to, że uroczystość miała się już ku końcowi.
– Chciałabyś założyć kiedyś taką białą suknię z welonem? – zapytał nagle Wiktor, kiedy wyszliśmy już z kościoła, patrząc na mnie z rozmarzeniem i wskazał szarpnięciem głowy na swoich rodziców stojących nieopodal.
Powiodłam wzrokiem w tamtym kierunku.
Raczej nie chodziło mu o elegancką, prostą sukienkę do kolan, jaką miała na sobie jego mama – na której włosach nie było ani śladu welonu – ale dla niego nawet taką mogłabym założyć.
– Niewykluczone, że tak – powiedziałam ostrożnie, zachowując póki co dla siebie ten nagły, niezidentyfikowany popęd do ślubnych fatałaszków.
– Dla mnie? – drążył dalej Wiktor.
Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie uśmiechnęła się ciepło i roztopiła pod jego czułym spojrzeniem.
– Tylko dla ciebie – odparłam z takim samym gorącym uśmiechem, a on przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i pocałował czule w policzek.
Mała istotka zaczęła nucić we wnętrzu mojej głowy marsz Mendelsona, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że wcale mnie to nie przeraża, a nawet lekko ekscytuje.3
Życie z moim bogatszym obecnie o nie wiadomo ile milionów euro chłopakiem stało się ostatnio pasmem niekończących się imprez. Jednego dnia ślub jego rodziców, a kolejnego wieczora ciągnął mnie na otwarcie jakiejś swojej stoczni. Nie dawał odpocząć ani na chwilę, a na każdą okazję kupował mi nowy strój, począwszy od bielizny, na biżuterii skończywszy. I nijak nie potrafiłam mu wytłumaczyć, że ja wcale tego nie potrzebuję. Zresztą, sobie też mocno folgował, z tym że w nieco innej kategorii.
– Nowy samochód? – zagadnęłam, kiedy, wyszykowana jak gwiazda filmowa na czerwony dywan, siedziałam już w komfortowym wnętrzu Bentleya Continental GT, który musiał być jego nowym nabytkiem, bo nigdy wcześniej go nie widziałam.
– Też – odparł z chłopięcą radością w oczach, gdy usadowił się już na fotelu kierowcy.
Akurat w tym samym momencie zapikał mój telefon, więc zerknęłam szybko na wyświetlacz. Natychmiast rzuciły mi się w oczy dwa nieodebrane połączenia od Aleksandra i jeden SMS.
Aleks
Nie odpowiadasz :( Byłabyś szczęśliwsza, gdybym zniknął z tego świata?
Westchnęłam jak najciszej, żeby nie zwracać niepotrzebnie uwagi Wiktora, zajętego swoją nową zabawką. Miałam już dość tych wiadomości. Nie sądziłam, że faktycznie mógł sobie coś zrobić, bo takich tekstów od początku mojego związku z Wiktorem dostałam już od Aleksa dziesiątki w przeróżnych wersjach, ale gdyby faktycznie wyrządził sobie krzywdę, i to z mojego powodu…
Daj spokój, Aleks. Dobrze wiesz, że nie życzę Ci niczego złego.
Aleks
Nie chcesz ze mną porozmawiać.
Bo nie mamy o czym.
Aleks
Brakuje mi Ciebie.
Tylko Ci się wydaje. Jest mnóstwo wspaniałych kobiet.
Aleks
Żadna nie jest Tobą. Spotkajmy się i porozmawiajmy.
Nie mamy o czym. I nie pisz już do mnie, proszę.
Nie sprawdziłam już, czy przyszła kolejna wiadomość, bo dotarliśmy na miejsce, a Wiktor z szerokim uśmiechem pomógł mi wysiąść z samochodu i z jeszcze radośniejszym wyrazem twarzy wprowadził mnie do przestronnej sali bankietowej.
– Podoba ci się? – zagadnął, kiedy stanęliśmy przy ścianie ze zdjęciami przedstawiającymi statki w różnym stadium budowy.
– Wyglądasz jak dziecko, które dostało wymarzony zestaw klocków lego – skonstatowałam, śląc mu ciepły uśmiech, bo rozczulał mnie tą swoją chłopięcą radością.
– Bo to jego dziecięce marzenie – wyjaśnił uprzejmie Marcel, który zmaterializował się nagle obok nas. – Budować statki.
– Każę zbudować nam piękny jacht, którym zabiorę cię w rejs do… – zaczął Wiktor, ale nie poznałam zakończenia jego myśli.
– Dookoła świata – przerwał mu Marcel. – Żeby nikt wam nie przeszkadzał, jak będziecie…
– Ciebie tam na pewno nie będzie – wszedł mu w słowo Wiktor chłodnym tonem, po czym posłał w jego kierunku pełne dezaprobaty spojrzenie. – Znajdź sobie w końcu kogoś, to może przestaniesz zaglądać innym do łóżka.
Marcel bynajmniej nie wyglądał na zrażonego.
– Ale on sztywny, co? – zwrócił się do mnie, mrugając przy tym łobuzersko. – Jak ty z nim wytrzymujesz i to za darmo?
Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Wciąż nie byłam przyzwyczajona do tak diametralnej zmiany w nastawieniu prawej ręki Wiktora do mojej osoby. Jeszcze nie tak dawno temu traktował mnie jak zło konieczne, a teraz zachowywał się tak, jakbym była jego ulubionym człowiekiem.
Wiktor otworzył usta, zapewne chcąc zgasić Marcela jakąś ciętą ripostą, ale nie zdążył.
– Piękna Paulina jest już z nami. – Z prawej strony zaatakował nas znienacka głos Manuela Pereza.
Nachylił się, jakby chciał mnie pocałować w policzek, ale w porę się uchyliłam.
Wiktor podparł moje plecy ręką, żebym się nie przewróciła, i zgromił Manuela wzrokiem, ale ten bynajmniej się nie speszył, tylko jak gdyby nigdy nic gładko przeszedł do rozmowy.
– Słyszeliśmy już dobre nowiny – powiedział, klepiąc mnie delikatnie po ramieniu. – Gratulacje.
– Co proszę? – zapytałam zdezorientowana, unikając ostentacyjnie jego dotyku, co i tym razem Wiktor skwitował ostrzegawczym spojrzeniem rzuconym w jego kierunku.
Rafa miał natomiast taką minę, jakby zbliżały się jego urodziny i najwyraźniej nie dostrzegał żadnego problemu na łączach ja – Wiktor – Manuel.
– Mówiłem, że musi mu na tobie zależeć, skoro chce się z tobą podzielić udziałami w firmie – powiedział uradowany.
Coś w żołądku podskoczyło mi aż do przełyku, a w głowie niebezpiecznie zawirowało.
Panowie rozmawiali jeszcze, choć Wiktor był wyraźnie nastroszony, ale nie słuchałam, co mówili. Tak się skupiłam na tym, co Rafa przed chwilą powiedział, że nic innego do mnie nie docierało.
Czym prędzej odciągnęłam Wiktora na bok przy pierwszej lepszej okazji.
– Co to ma być? – zapytałam natychmiast. – Dajesz mi udziały? Czemu?
– Jesteś moją dziewczyną – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic tonem, którego używał zawsze, kiedy argumentował w ten sposób swoje hojne gesty zupełnie od czapy.
– Właśnie – zgodziłam się z nim. – Dziewczyną, a nie kimś, kto ma jakieś pojęcie o tym, jak zarabiasz.
– To dzięki tobie to mam. Co moje, to i twoje, skarbie. I nie musisz się na tym znać, bo na konto wpłynie ci tylko czysty zysk za to, co już zrobiłaś. Nic więcej nie musisz już robić.
– Nie, nie – zaprotestowałam szybko. – Nie tak. To jest… Dopiero co przyzwyczaiłam się do myśli, że jestem twoją dziewczyną. Co chwilę mi coś kupujesz. Nie możesz mi jeszcze dawać… tego – zatoczyłam ręką dookoła.
– Dlaczego? – Wiktor zdawał się nie widzieć problemu. – Ty mi pomogłaś, a ja ci się odwdzięczam. To uczciwy układ.
– Ale Wiktor… – spróbowałam zaoponować, szukając odpowiednich słów, ale nim je znalazłam, ktoś inny ściągnął na siebie uwagę mojego chłopaka.
– No proszę, proszę Wiktor Guellard – powiedziała jakaś wysoka, dumna kobieta o przenikliwie bystrym spojrzeniu. – A ja myślałam, że po ostatnim upadku już się nie podniesiesz.
Wiktor wyglądał na zaskoczonego.
Zlustrował szatynkę od stóp do głów wyjątkowo krytycznym spojrzeniem, po czym zdziwienie na jego twarzy ustąpiło miejsca nieskrywanej niechęci.
– Jak widać, źle myślałaś – odparł ozięble bez jakiegokolwiek powitania, nie mówiąc już o przedstawianiu nas sobie.
Ewidentnie się znali. Z tym że kobieta zachowywała się tak, jakby Wiktor był przecenionym o pięćdziesiąt procent ciuchem od projektanta prosto z wyprzedaży, a on z kolei patrzył na nią, jak na zadżumioną.
– Jaki twardy i władczy – powiedziała pobłażliwym tonem, jak do wyjątkowo niesfornego dziecka obrażonego, że nie dostało cukierków przed obiadem. – Wciąż chowasz urazę?
– Nie mam ochoty z tobą rozmawiać – odburknął cierpko, patrząc na tajemniczą szatynkę z coraz większą odrazą.
Kobieta bynajmniej nie wydawała się być zrażona chłodnym tonem Wiktora. Uśmiechnęła się tylko pobłażliwie i ciągnęła rozmowę, jak gdyby nigdy nic.
– A jednak wciąż wrażliwy jak panienka na wydaniu – skwitowała lekkim tonem. – Szkoda, że nie chcesz gadać. Twój spektakularny powrót nawet mi zaimponował. Wróciłeś na scenę i grasz w samej szpicy. Odwiedzę cię niedługo. Będę miała do ciebie interes z twojej nowej branży. Przydałby mi się jakiś śliczny jacht szyty na miarę.
To powiedziawszy, pogłaskała go czule po ramieniu i posłała mu powłóczyste spojrzenie, a potem, jak gdyby nigdy nic, odeszła.
Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie zmrużyła podejrzliwie oczy, a ja popatrzyłam za szatynką niechętnie mimo woli. Nie spodobała mi się ta kobieta.
Z racji tego, że w momencie, kiedy zagadnęła Wiktora, przestałam dla niego na chwilę istnieć, miałam czas, żeby dokładnie się jej przyjrzeć. Wyglądała na majętną i chyba lubiła się z tym obnosić, bo cały jej strój wręcz krzyczał: „Mam pieniądze, patrzcie na mnie!”, ale to nie to czyniło ją tak odpychającą.
Coś przypominało mi w niej Wiktora. To samo zacięcie i błysk w oku. Jakby była na polowaniu i dorwała długo wyczekiwaną ofiarę. Zupełnie jak Wik, kiedy był blisko tego, na czym mu akurat zależało. I o ile w nim to kochałam, bo był to niezbywalny element jego osobowości, to w jej wydaniu było to jakieś rozbuchane i ostentacyjne. Na pokaz. Wyglądała na taką, która jak już złapie za gardło to nie popuści. No i dotykała mojego faceta, co było już poniżej wszelkiej krytyki.
– Kto to? – zapytałam, kiedy już na pewno nie mogła nas usłyszeć.
– Nikt ważny – odburknął Wiktor takim tonem, że nie uwierzyłoby mu nawet dziecko.
– Skoro nikt ważny, to dlaczego wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha? – dopytałam, chociaż po jego minie nie spodziewałam się morza rewelacji.
Wiktor nabrał wody w usta, za to Marcel wręcz przeciwnie.
– Powiedz jej – mruknął, rzucając mojemu chłopakowi wymowne spojrzenie. – Przecież i tak już zauważyła. Ma prawo wiedzieć.
– Czy ja się wtrącam w twój związek? – odburknął Wiktor bojowym tonem.
– Daj spokój. – Marcel zbagatelizował jego gniew. – Nie zachowuj się jak obrażone dziecko.
Wiktor nie odpowiedział od razu, tylko łypnął na Marcela spode łba, a potem na tłum ludzi, wśród których zniknęła tajemnicza kobieta, znów na Marcela, i dopiero potem na mnie.
– To Lena – oznajmił w końcu ponuro.
Lena? Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie zmarszczyła w skupieniu czoło. Lena… Coś mi świtało, ale mgliście. Opowiadał mi kiedyś o jakiejś Lenie? Bo na pewno jej nie spotkałam. Zapamiętałabym. Była bardziej wyniosła i mroźna niż ex Manuela, a jej nie sposób było zapomnieć.
Przeskakiwałam w pamięci po różnych wątkach, aż w końcu je dopasowałam.
– To ta kobieta, która… – zaczęłam, ale Marcel zgrabnie wszedł mi w słowo.
– Która rozkochała w sobie Wiktora i wykolegowała go z najbardziej intratnego interesu, na który postawił większość swoich pieniędzy. I gdyby nie ty i Perez, błąkałby się teraz nie wiadomo gdzie w poszukiwaniu pieniędzy na ulicy – oznajmił jednym tchem.
– Dzięki za subtelną wersję – mruknął Wiktor, rzucając mu gburowate spojrzenie. – Kto ją tu zaprosił?
– Nie wiem, nie ja przecież – odparł Marcel, wzruszając ramionami, co pogłębiło tylko niezadowolenie Wiktora. – Lepiej nie przypominać temu samolubowi o jego porażkach za często – zwrócił się już do mnie wesołkowatym tonem i mrugnął do mnie łobuzersko.
Wiktor najwyraźniej nie docenił żartu, bo przybrał ponury wyraz twarzy.
– Wiktor nie jest samolubem – oznajmiłam, śląc mojemu ukochanemu ciepłe spojrzenie, co sprawiło, że chociaż trochę się rozchmurzył. – Jest kochany.
Wik w odpowiedzi posłał mi wdzięczny uśmiech.
– Jak chce, to potrafi – mruknął Marcel jakby do siebie, ale na tyle głośno, że ani ja, ani Wik nie mieliśmy problemu, żeby to usłyszeć. – Mnie na przykład nigdy nie chciał pokazać tej swojej pluszowej strony.
– Jesteś zazdrosny o moje całusy? – zagadnął go Wiktor w końcu żartobliwym tonem.
– Ani o całusy, ani o nic więcej – odparował Marcel wzdrygając się teatralnie. – Idę poszukać sobie dziewczyny. Ciekawe, po co wróciła – mruknął jeszcze na odchodnym, bardziej do siebie niż do mnie, rzucając podejrzliwe spojrzenie w kierunku szatynki.
– A my wychodzimy, zanim znowu natkniemy się na tę wariatkę – powiedział Wiktor, zapewne mając na myśli również Lenę, która krążyła po sali z kieliszkiem w ręku i kiedy tylko była w pobliżu, rzucała w naszym kierunku drapieżne spojrzenie.
Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie jeszcze raz przyjrzała się jej krytycznie. Zjawiła się tu nieproszona i strzelała oczami do mojego chłopaka, zupełnie jakby nie zrobiła mu kiedyś tak wielkiego świństwa, i zdawało się jej nie przeszkadzać, że on sam patrzy na nią jak na padlinę. Zdecydowanie była na łowach. Tylko dlaczego polowała na mojego Wiktora?4
– Kochałeś Lenę? – Zaryzykowałam pytanie, które nasunęło mi się jeszcze na sali bankietowej. Nie dawało mi spokoju to jej powłóczyste spojrzenie, kiedy odchodziła.
Wiktor z ociąganiem oderwał spojrzenie od drogi, którą obserwował przez przednią szybę swojego nowiusieńkiego Bentleya.
– Dlaczego pytasz? – zapytał po dłuższej chwili milczenia.
– Nigdy nie widziałam, żeby jakaś kobieta wyprowadziła cię tak z równowagi – powiedziałam zgodnie ze swoimi obserwacjami. – Nie cierpisz jej.
– Bo to podła żmija, która zrobiłaby wszystko, żeby się nachapać – odparł, wbijając z uporem maniaka wzrok w drogę przed sobą i zaciskając palce na kierownicy tak mocno, że aż zaskrzypiała skóra, którą była obszyta.
– Teraz – zgodziłam się z nim. – A zanim to wiedziałeś, kochałeś ją?
Wiktor nie odpowiedział od razu. Ominął starannie kilka studzienek kanalizacyjnych, żeby jego nowa, szybka zabawka nie doznała żadnego uszczerbku i dopiero wtedy podjął rozmowę.
– Tak mi się wydawało – skwitował krótko.
– Myślisz, że ona była z tobą tylko dla tych pieniędzy? – drążyłam dalej, bo chociaż widziałam, jaki dyskomfort sprawia mu ta rozmowa, chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o relacji, która ich łączyła, bo owa Lena zachowywała się dzisiaj tak, jakby Wiktor był ostatnim kawałkiem jej ulubionego ciasta w cukierni.
– Nie rozumiem? – Wiktor rzucił mi pytające spojrzenie.
– Nie wiem, jak było wcześniej, ale dzisiaj wydawała się tobą bardzo… – urwałam na chwilę w poszukiwaniu odpowiedniego słowa – pozytywnie zainteresowana.
– Pozytywnie zainteresowana – prychnął Wiktor, powtarzając po mnie sarkastycznym tonem. – Nabijała się ze mnie, żeby mnie upokorzyć.
Powiedział to z absolutnym przekonaniem, ale postanowiłam zaryzykować i pociągnąć dyskusję, bo ja widziałam coś zupełnie przeciwnego niż on.
– Tak nie zachowuje się kobieta, która chce kogoś upokorzyć – powiedziałam tonem znawcy, bo na czym, jak na czym, ale na upokarzaniu mężczyzn, to akurat znałam się bardzo dobrze. – Kobieta, która chce zaznaczyć swoją wyższość nad mężczyzną, nie pochwaliłaby go za jego sukces, w którym kiedyś skutecznie mu przeszkodziła i to jeszcze w miejscu publicznym przy świadkach. Myślę, że chciała okazać ci… uznanie. Jakby cię podrywała czy coś…
Wiktor nie wydawał się być ani trochę zainteresowany moim spostrzeżeniem.
– Mam gdzieś, co chciała – odparł tonem tak lodowatym, że gdyby jego głos miał moc oziębiania, moglibyśmy we wnętrzu Bentleya śmiało przewozić narządy na przeszczepy. – Nie rozmawiajmy już o niej. Dla mnie ta kobieta przestała istnieć. Mam obok siebie o wiele fajniejszą.
Ostatnie zdanie wypowiedział dużo cieplej, a jego ręka powędrowała po moim udzie aż do cipki i zaczęła leniwie pocierać o materiał majtek.
– Ściągniesz je? – zapytał, szarpiąc delikatnie za koronkę.
Fala ciepła przeszła przez moje ciało, ale nie dałam się tak łatwo zbić z pantałyku.
– Wiesz, nie wydaje mi się, żebyś ty przestał istnieć dla niej – powiedziałam z ociąganiem, obserwując kątem oka jego reakcję. – Wydaje mi się…
Gorące spojrzenie na chwilę skrzyżowało się z moim, po czym wróciło do obserwowania drogi przez szybę samochodu.
– To nie ma znaczenia. Ona nie ma znaczenia – odparł chłodno. – Wolę się skupić na twojej za bardzo ubranej cipce – dodał już z szelmowskim uśmiechem.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że miał zamiar w ten sposób odwrócić moją, ale przede wszystkim swoją uwagę od Leny, żeby nie musiał o niej myśleć. Chciałam spróbować jeszcze raz podjąć ten temat, ale nim zdążyłam się odezwać, moje skupienie skradło piknięcie telefonu obwieszczające przyjście wiadomości. Zerknęłam na wyświetlacz, a tam czekała już nie jedna, a cztery wiadomości.
Aleks
Dlaczego mnie ignorujesz? Co takiego zrobiłem źle?
Naprawdę wszystko Ci jedno, czy żyję, czy nie?
Mogę do ciebie przyjść, żeby porozmawiać?
Chcę tylko porozmawiać i cię zobaczyć.
Wiktor tymczasem skręcił w uliczkę, przy której mieściło się moje studenckie mieszkanie, wysiadł i obiegł maskę, żeby otworzyć mi drzwi.
– Coś ważnego? – zagadnął, wskazując na mój telefon.
Spojrzałam na niego rozkojarzona.
– Nie – zaprzeczyłam i szybko wygasiłam telefon, po czym wrzuciłam go do schowka, jakby parzył.
– To zdejmij majtki – ponaglił mnie z uśmiechem łobuza i sięgnął pod moją sukienkę.
Skubnął za delikatną koronkę, więc podniosłam odrobinę biodra, żeby umożliwić mu sprawne pozbycie się mojej bielizny bez konieczności jej niszczenia.
– Jeszcze go nie wyrzuciłaś? – zapytał, śląc mi pobłażliwy uśmiech, zahaczywszy palcem o podwiązkę z przymocowanym do niej nożykiem. – Mam ci wynająć ochroniarza, żebyś się z nim rozstała?
– Przyzwyczajenie – mruknęłam, uśmiechając się niewinnie i pozwoliłam mu na zdjęcie również i tego maleńkiego elementu. – A jeśli ta Lena… – Spróbowałam zagadnąć raz jeszcze, kiedy wchodziliśmy do mieszkania, ale Wiktor nie pozwolił mi dojść do słowa, zupełnie jakby rozmowa o niej parzyła.
Wpakował mnie do pokoju i jednym wprawnym ruchem rozdarł moją sukienkę od dołu do samej góry, po czym zsunął ją z moich ramion. Chuchnął ciepłym powietrzem na moje nagie łono, a potem pchnął ostrożnie w tył. Oparłam łydki o brzeg łóżka i usiadłam.
– Nie uważasz, że dziwnie się dzisiaj zachowywała? – zagadnęłam jeszcze raz pomiędzy jego łapczywymi pocałunkami.
Wiktor oderwał się od skóry na mojej szyi, na którą skierował swoje usta, gdy mówiłam, i podniósł na mnie rozkojarzony wzrok.
– Kto? – zapytał skonfundowany.
– No, ta Lena – uściśliłam tonem, który sugerował, że to przecież oczywiste. W końcu o kim rozmawialiśmy przez całą drogę tutaj? – Nie znam jej, ale gdybym ja wywinęła facetowi taki numer, już nigdy więcej nie chciałabym się z nim spotkać, a ona, jak gdyby nigdy nic, przychodzi sobie i cię podrywa na moich oczach.
Wiktor nie odpowiedział, tylko chwycił za moje kostki i szarpnął nimi w górę tak, że moje stopy znalazły się na wysokości jego twarzy.
Otoczył moje łydki jednym ramieniem, a potem pchnął w kierunku mojej głowy tak, że moje własne kolana znalazły się na wysokości mojej twarzy.
– Jak nie przestaniesz o niej mówić, to cię zaknebluję – wywarczał z diabelskim półuśmieszkiem na ustach, przejechawszy językiem przez całą cipkę od góry do dołu. – Masz gdzieś gumki?
– W stoliku nocnym powinny jakieś być – odparłam, starając się dostroić do chwili i, tak jak on, zapomnieć o tej kobiecie, co nie było wcale takie proste, bo uparcie siedziało mi w głowie jej przenikliwe, wyniosłe spojrzenie.
Wiktor zanurkował do najbliższej szuflady i zaczął przetrząsać jej zawartość.
– A co ja znalazłem? – usłyszałam po chwili jego uradowany głos. – Kolejny przyjaciel skalpel.
Przerzuciłam nogi do normalnej pozycji i rzuciłam okiem na jego ręce. Faktycznie trzymał w dłoni maleńki nożyk, jeden z mojej dosyć pokaźnej ich kolekcji.
– Uważaj – przestrzegłam go, uśmiechając się chochlikowato. – To niebezpieczna zabawka.
Wiktor podszedł do mnie leniwym, pewnym krokiem, nie odrywając wzroku od moich piersi.
– Myślisz, że tylko ty umiesz się obchodzić z ostrymi zabawkami? – zagadnął z szelmowskim uśmiechem.
Nachylił się nade mną ze skalpelem w ręku, a kiedy był już tak blisko, że jego oddech łaskotał moją twarz, przytknął chłodne ostrze do mojego policzka. Lena wyparowała mi z głowy. Mimowolnie drgnęłam, a on uśmiechnął się do mnie figlarnie.
– Paulina boi się swoich zabawek? – wyszeptał, przesuwając płaską stroną ostrza w dół po szyi i dalej pomiędzy moimi piersiami.
– Chcesz mnie przestraszyć? – wymamrotałam, rzucając mu wyzywające spojrzenie, jednocześnie rozkoszując się przyjemnym mrowieniem na linii, po której przesuwał się chłodny metal.
Wiktor uśmiechnął się zagadkowo.
– Jak nie będziesz się ruszać, to cię nie pokaleczę – wymruczał władczym tonem i przesunął skalpel po moim brzuchu. – Leż grzecznie i rób, co mówię, to może nawet cię dzisiaj zaliczę.
– Nie igraj ze mną, panie Guellard, bo się doigrasz – zagroziłam mu figlarnym głosem, próbując wyglądać groźnie.
– Zaryzykuję – odparł, przesuwając nożyk jeszcze niżej, po czym śmiało wsunął we mnie jeden palec. – Będziesz dzisiaj tańczyć, jak ci zagram.
Uśmiechnął się z lubością, a palec, który we mnie zanurzył, zaczął żwawo przesuwać się po ścianie mojej pochwy.
Ostrze skalpela połaskotało moje podbrzusze. Przymknęłam powieki i westchnęłam cicho, rozkoszując się jego pieszczotami. Po chwili ponownie otworzyłam oczy i wbiłam w niego wzrok.
– A może jednak ty będziesz robić to, co ja chcę, hm? – zaryzykowałam luźną sugestię, po czym zacisnęłam z całej siły uda wokół jego żeber i przetoczyłam się tak, że teraz to ja byłam na górze.
Sięgnęłam szybko do szufladki po własny skalpel i przyłożyłam go do jego gorącej skóry.
Wiktor wbił we mnie gorące spojrzenie, w którym czekolada aż wrzała.
– Co mi zrobisz? – wychrypiał, nie odrywając zafascynowanego wzroku od mojej twarzy.
Uśmiechnęłam się diabolicznie. Rozerwałam jego koszulę, nie bawiąc się w rozpinanie guzików i przejechałam płaską stroną nożyka po jego torsie, aż do granicy materiału spodni. Pozbyłam się ich, wciąż błądząc z uwagą ostrzem na granicy podbrzusza, po czym zsunęłam je jeszcze niżej i przesunęłam skalpelem wzdłuż prącia.
Wiktor drgnął lekko, kiedy łaskotałam go ostrym końcem po jądrach, ale dzielnie wytrzymał te osobliwe pieszczoty do samego końca.
– Co tak grzecznie leżysz? – zagadnęłam dziarsko. – Już nie chcesz mnie wykorzystać? Obleciał cię strach?
– Nie igraj ze mną, Śnieżynko – warknął Wiktor z łobuzerskim błyskiem w oku.
– A co mi zrobisz? – zapytałam lekkim jak piórko tonem.
Głęboki pomruk wydobył się z jego gardła.
– Zaraz ci pokażę – oznajmił pewnym siebie głosem, po czym zręcznie wytrącił mi skalpel z ręki i spróbował przetoczyć mnie z powrotem pod siebie.
Postanowiłam zawalczyć o swoją pozycję, więc musiał użyć więcej siły niż planował. Przepychaliśmy się tak dłuższą chwilę, ale w końcu jego siła fizyczna wzięła górę. Przygwoździł mnie leżącą na brzuchu do łóżka i zawarczał triumfalnie.
– Zerżnę cię tak, że jutro nie usiądziesz – wydyszał zasapany, podnosząc moje pośladki w górę, w kierunku swoich bioder.
Przejechał językiem pomiędzy moimi pośladkami i zagryzł się na jednym z nich.
– Kocham ten tyłeczek – wymruczał, po czym sprzedał mi takiego klapsa, że aż krzyknęłam, ale wypięłam pośladki jeszcze bardziej w jego stronę.
Wsunął się we mnie z cichym pomrukiem zadowolenia, po czym jedna z jego dłoni oderwała się od mojego biodra i gwałtownie opadła na pośladek.
Krzyknęłam raz jeszcze, a mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie lewitowała z zachwytu.
– Ciasna i gorąca – wymruczał Wiktor zachwycony. – Moja ulubiona. I cała moja.
Szarpnął gwałtownie moje biodra do swoich. Znów krzyknęłam z cudownej niemocy, a on rozpoczął dziki maraton pchnięć, aż bezsilna z rozkoszy poddałam się jego ruchom i ciężarowi.
Dwa potężne orgazmy przetoczyły się po moim ciele jeden po drugim i już nie miałam siły na więcej. Z rozkoszną niemocą wsłuchiwałam się w ciche westchnienie ulgi, które wydobyło się z ust Wiktora, zanim opadł ciężko obok mnie i wtulił się w moje włosy.
Jego oddech stopniowo się uspokajał, a ja wsłuchiwałam się w niego, aż powieki zaczęły mi ciążyć. Zarejestrowałam jeszcze piknięcie mojego telefonu oznajmiające, że przyszła wiadomość, ale nie chciało mi się sprawdzać jej treści, skoro aktualnie najważniejszy człowiek w moim życiu leżał spokojnie obok mnie.
Śnił mi się Aleks, który groził, że jeśli z nim nie porozmawiam, to rzuci się z mostu, a w korycie rzeki nie było wcale wody, tylko Manuel Perez tańczący walca z Leną. W pewnym momencie przestali tańczyć i wyciągnęli zachęcająco ręce do Aleksandra. Ten, bez zastanowienia, rozpostarł ramiona i skoczył, ale nim spadł, zadzwonił mój telefon.