Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Rok spełnionych marzeń - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
21 maja 2025
2423 pkt
punktów Virtualo

Rok spełnionych marzeń - ebook

Kolejna powieść jednej z najpopularniejszych osobowości bookmediów – Mrukbooki. Tym razem Emilka zabiera swoich czytelników do gorącej Australii i zaprasza do wielkiego świata influencerów. Sprawdź, co dzieje się za kamerami!

A gdybym ci powiedziała, że masz godzinę, żeby spakować się i wyjechać do domu słynnych youtuberów?

Taką szansę dostaje siedemnastoletnia MacKenzie, dla przyjaciół Kenzie. Od lat śledziła swoich idoli przez ekran komputera. To dzięki nim nauczyła się montować filmiki na popularną platformę. Kiedy tylko usłyszała o konkursie na miejsce w projekcie Freethinkersów, nie wahała się ani chwili.

Przeprowadzka na inny kontynent to jednak dopiero początek przygód i sprawdzian z życia. Kenzie nie tylko goni marzenie, ale ucieka też przed przeszłością, która nie daje o sobie zapomnieć.

Czy dziewczyna poczuje się dobrze w wielkim świecie? Czy uda jej się nie popełnić znowu tych samych błędów?

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-3580-4
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ODCINEK 2

ZAMAWIAŁEŚ COŚ?

– I jak było? – pyta Kaiden, mój brat bliźniak, kiedy siadam na miejscu pasażera.

– Chyba… dobrze – odpowiadam niepewnie.

Spoglądam na swoje zadbane dłonie, które trzęsą mi się tak, jakbym zaraz miała zemdleć. Powoli schodzi ze mnie napięcie, ale jeszcze chwilę zajmie, zanim się całkiem uspokoję.

Szczególnie że byłam na tym castingu zupełnie kimś innym.

– W sensie takim, że wygrałaś, tak? – Kaiden zamiast ruszyć, opiera się łokciem o kierownicę i przekręca głowę na bok. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego uczucia, które mi towarzyszy, kiedy patrzę na brata. Zawsze mam wrażenie, jakbym rozmawiała z męską wersją siebie.

Chociaż tak przecież jest. Z Kaidenem mamy ten sam gust, to samo poczucie humoru, te same zainteresowania, no i jesteśmy bliźniakami jednojajowymi. Dwoje ludzi, te same charaktery. Normalnie dziwiłabym się, że nie poszedł dzisiaj ze mną na casting, ale wiem, że ze względu na mnie został w domu. Freethinkersi szukają tylko jednej osoby, a Kaiden wie, ile to dla mnie znaczy, żeby się dostać do ich grupy. Ustąpił mi pola.

Przygryzam wargę, próbując zamaskować wkradający mi się na usta uśmiech.

– Tak, Kaiden. Wyszłam na scenę, przedstawiłam się, ładnie zatrzepotałam rzęsami i przyjęli mnie do Freethinkersów – mówię to ze stoickim spokojem. Jedyne, co może mnie zdradzić, to błysk rozbawienia w oczach, który oczywiście od razu wychwytuje mój brat.

– Od zawsze wiedziałem, że nikt się nie oprze naszemu urokowi osobistemu. – Puszcza do mnie oko i wreszcie odpala silnik białego hyundaia mamy.

– Naszemu? Chciałbyś – mówię perfidnie. – Tylko mnie się trafiły te lepsze geny.

Kaiden prycha.

– Jeszcze czego.

– Ależ oczywiście.

W drodze do domu opowiadam mu o dziewczynie z castingu, która weszła pewna siebie, a już po sekundzie wybiegła zapłakana, mówiąc, że nie da rady. Jednak mnie spotkało coś znacznie gorszego. Pozwoliłam, by chodziły po mnie pająki i jadły sobie szarańcze. Kaiden o mało co nie dławi się śliną na moje zwierzenie i cieszy się jak debil, że nie było go tam ze mną. Potem to on opowiada o swoich przeżyciach. Jak przez pierwsze trzydzieści minut robił kółka autem, czekając, aż wyjdę, a potem się zniecierpliwił i pojechał na kebsa, po drodze omijając zawstydzonych nastolatków, którzy puszczali na cały regulator Gummy Bear.

Kolejny tiktokowy trend…

Kiedy dojeżdżamy pod niewielki niebieski dom, Kaiden zaraz po zgaszeniu silnika nie odpina pasów i nie wychodzi z pojazdu. Wpatruje się tępo przed siebie. Nagła zmiana atmosfery wskazuje, że Kaiden chce powiedzieć coś, co mną ruszy. Szczególnie że wygląda niepewnie.

– Naprawdę chciałbym, żebyś się dostała, Kenzie – szepcze. – Zasługujesz na to po tym wszystkim, co…

– Wasza córka rozpoczęła szarpaninę. – Nauczycielka, która zachęcała mnie do zabawy z Gwen i jej przyjaciółkami, skarży się na mnie rodzicom. – Ledwo co udało mi się ją uspokoić. Powinniście z nią porozmawiać. Takie akty agresji w jej wieku nie są normalne.

Ta pani w ogóle mnie nie słuchała!

– Gwen powiedziała, że wszystkich zarażę swoją przypadłością! – Tupię nogą, żeby zwrócić na siebie uwagę.

– Kenzie, tłumaczyłam ci już, że nie możesz zarażać. – Mama siada na jednym z krzeseł w pustej klasie.

– Wiem! Powiedziałam o tym Gwen, a ona na to… że… że… – Nie pamiętam, co powiedziała. Co ona powiedziała? – …że powinnam umrzeć! – wykrzykuję płaczliwie.

Tata traci nad sobą kontrolę i podnosi głos na nauczycielkę. Mama próbuje go uspokoić, ale to nic nie daje.

Ja przy tym wszystkim płaczę, bo nie rozumiem, dlaczego Gwen jest taka głupia i nie potrafi zrozumieć, że Wardenburg, albo Waardenburg (nie potrafię tego wymówić) nie zaraża. I nie sprawia, że jestem gorsza od niej!

W pewnym momencie ktoś uchyla drzwi i przerywa kłótnię.

– Można?

– Ależ oczywiście – odpowiada nauczycielka.

Do sali wchodzi dwójka dorosłych i Gwen. I bardzo dobrze. W końcu moi rodzice porozmawiają z jej rodzicami, a oni wtedy nakrzyczą na Gwen i nareszcie przestanie mi mówić takie brzydkie słowa.

– Przepraszam za takie nagłe wezwanie… Chodzi o to, że dziewczynki się poszarpały.

– To nieprawda! Kenzie się na mnie rzuciła! – Gwen wskazuje na mnie palcem.

– Bo powiedziałaś, że powinnam umrzeć!

– Wcale tak nie powiedziałam! – krzyczy.

– Powiedziałaś!

– Powiedziałam, że twoja choroba nie powinna istnieć! Że jest mi przykro, że przez nią nasze koleżanki się z ciebie śmieją!

Prędko zmazuję łzy rękawem bluzki. Jak ona parszywie kłamie! Gdyby nie było tu dorosłych, znowu bym się na nią rzuciła!

– Wcale tak nie powiedziałaś!!!

Mama szarpie mnie za ramię.

– Uspokój się. Wracamy do domu.

– Ale…

– Powiedziałam, wracamy do domu.

Przecież Gwen kłamie!!!

– Też bym chciała, żeby mnie przyjęli – przerywam mu cała spięta.

Wspominanie minionych czasów mnie przygniata, dołuje. Nie chcę, by Kaiden mi o nich przypominał. Było, minęło, koniec.

Brat posyła mi lekki współczujący uśmiech i wychodzi na zewnątrz.

Ja jeszcze wypuszczam z siebie powietrze, tak jakby to miało mi pomóc pozbyć się całego napięcia. Wrócić do chwili obecnej.

Jest już po wszystkim, Kenzie.

Przeszłość została w przeszłości. Żyj teraźniejszością. Żyj tak, jak zawsze chciałaś. Odetchnij.

Nikt ci już nie zrobi krzywdy.

***

Klaszczę głośno, strasząc przy tym siedzącego na moich kolanach kota. Kupa białego futra niemal w sekundę zlatuje na podłogę i spogląda na mnie z wyrzutem.

– Nie patrz się tak na mnie – mówię do Śnieżki. – Ty czasem potrafisz mi wskoczyć na twarz, gdy śpię.

Dziś mija trzeci tydzień od castingu i trzeci tydzień jestem rozkojarzona. Nic mi nie wychodzi. Na przykład przy smarowaniu chleba masłem jakimś cudem upuściłam go na podłogę. I to tą posmarowaną stroną. Albo schodząc po schodach, poślizgnęłam się i zjechałam parę stopni na dupie. Czy też nie zapisałam projektu filmowego, który montowałam przez ponad cztery godziny, i musiałam zacząć wszystko od nowa…

Prawda jest taka, że każda moja myśl jest zajęta castingiem i tym, jak mi poszło.

Czy przypadkiem się nie zbłaźniłam? Nie zrobiłam czegoś, co by mnie przekreśliło? Nie, Kenzie. Wiesz, że dobrze sobie poradziłaś, byłaś z siebie zadowolona.

Tyle że… jeżeli mnie nie wybiorą, uznam to za porażkę. Będę miała do siebie żal, że mogło pójść mi lepiej.

Że nie jestem wystarczająca.

Tak bardzo mnie denerwuje to, że nie mam żadnego wpływu na ich decyzję, że muszę tyle czekać na odpowiedź.

Gdyby tylko mnie przyjęli… Wszystko byłoby prostsze. W końcu spełniłabym dziecięce marzenia, wyjechałabym do Australii i żyła przez rok niczym prawdziwa influencerka. Dostałabym sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Nie musiałabym brać pożyczki studenckiej, którą niektórzy spłacają całe życie.

Założyłabym własne kanały na social mediach, na których na pewno bym zarabiała i miała w miarę stabilny dochód.

Byłoby tak, jak zawsze marzyłam.

Zero problemów, zero zmartwień – tylko radocha przy tworzeniu kontentu. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że mogłabym jeszcze przez chwilę pobyć dużym dzieckiem. W końcu na pewno nie omijałyby mnie jakieś zabawy. Kontent powinien być skierowany do młodszych, bo to oni głównie siedzą na socialach.

– Czego ty tak długo szukasz w tej lodówce? Przesuń się, bo chcę coś wyjąć. – Kaiden spycha mnie na bok.

Kiedy zdążyłam przyjść do kuchni?

Brat wyjmuje karton mleka, które wlewa do miski pełnej płatków. Klasycznie.

Ja chyba mam ochotę na to samo, więc czekam, aż Kaiden skończy, żeby przejąć od niego produkty.

– Mógłbyś być czasem milszy.

– Dziś idę się spotkać z Nataszą, jak coś.

– I po co mi to mówisz?

– Żebyś nie dzwoniła i nie pytała, gdzie jestem, co robię i czy mogę ci przy okazji kupić coś po drodze.

– A mógłbyś? – Łączę dłonie w błagalnym geście. – Skończyła mi się mrożona pizza…

Kaiden spogląda na mnie z niechęcią. Wiem, że kupi. Nawet jeżeli powie, że nie. W końcu zawsze sobie pomagamy.

– Pepperoni czy margherita? – pyta.

Zadowolona rzucam mu się na szyję.

– Dzięki! Możesz obie, żebym miała wybór.

Brat zapycha usta płatkami i coś tam mruczy pod nosem, co prawdopodobnie znaczy „nie ma sprawy”.

Odsuwam się od niego i mam już szykować lunch, gdy w mieszkaniu rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.

Właśnie to miałam na myśli, gdy mówiłam, że nic mi dziś nie wychodzi. Nawet nie mogę sobie przygotować w spokoju czegoś do zjedzenia.

– Zamawiałeś coś?

– A ty?

– Nie przypominam sobie.

Odkładam miskę na blat i zmierzam z zaciekawieniem do holu. Wyglądam przez wizjer na ganek.

– Kto to?! – krzyczy Kaiden.

Nikt, i to dosłownie.

– Jakieś dzieciaki sobie robią żarty!

Wychylam głowę zza drzwi i rozglądam się w poszukiwaniu tych gnojków.

No, gdzie się schowaliście?

Mój świat na chwilę zwalnia, kiedy łączę spojrzenia z czterema dorosłymi chłopakami. Wszystkie dźwięki wokół mnie cichną.

Jaxon, Carter, Archer oraz Sawyer szeroko się uśmiechają. Cofam się o krok, zauważając kogoś. Odwracam się pośpiesznie i napotykam oczami wzrok kamery.

Ciemnieje mi przed oczami.

– Co wy tu robicie? – Zakrywam dłońmi buzię w prawdziwym szoku. Chyba znam odpowiedź na to pytanie, ale muszę ją usłyszeć, muszę…

Archer, chłopak zajmujący się modelingiem, wychodzi do przodu. Staje dokładnie krok przede mną. Kładzie dłonie na moich ramionach. Jego ciemnobrązowe oczy błyszczą, a rudawe włosy latają we wszystkie strony, targane przez mocny wiatr. Moje też.

Słyszę, jak bije mi serce. Przemieszczam rękę na klatkę piersiową, żeby je poczuć.

Bum, bum, bum.

– Kenzie, masz godzinę, żeby spakować się do Australii.

– Godzinę?

Bum, bum, bum.

Jax, mistrz gier, staje obok Archera.

– Inaczej jedziemy po inną osobę.

Bum, bum, bum.

Kroki, słyszę czyjeś kroki. Spoglądam do środka mieszkania. Brat prędko idzie w moją stronę z szeroko otwartymi oczami. Posyła mi pytające spojrzenie.

Bum, bum, bum.

Powoli kiwam głową. Masa konfetti wiruje w powietrzu i prędko opada na ziemię. Widzę, jak na twarzy Kaidena wyrasta uśmiech, i dopiero wtedy czuję, że dostałam nieme przyzwolenie.

Wyrywam się z letargu i zaczynam skakać z radości, piszczę, rzucam się w ramiona Archera, a potem Cartera i Jaxa i już mam przytulić Sawyera, gdy ten się odsuwa i mówi głośno:

– Będziemy świętować, jeżeli zdążysz. Zostało ci tylko pięćdziesiąt osiem minut.

Odwracam się na pięcie do brata i krzyczę:

– Biegnij po walizkę!

I sprintem rzucamy się do środka mieszkania. Wskakujemy po schodach, a za nami biegną Freethinkersi oraz dwoje operatorów kamery.

Wbiegamy do mojego pokoju, w którym panuje – nie oszukujmy się – ogromny nieład. Normalnie byłoby mi wstyd, ale teraz nie mam czasu o tym myśleć.

Otwieram szafę i wyrzucam z niej wszystkie ubrania, które mnie interesują.

Mam to szczęście, że w szkole interesowałam się geografią i wiem, jaka pogoda panuje przez cały rok w Australii. Dzięki temu nie muszę marnować czasu na zbędne przeszukiwanie sieci.

Nie patrzę na to, czy ubrania są stare, czy nowe. Interesuje mnie tylko to, czy będą przydatne.

Po chwili podbiegam do biurka, z którego łapię wszystkie ładowarki i laptopa. Kaiden w tym czasie zjawia się w pokoju z walizką i kładzie ją na podłogę. Proszę go o to, żeby pomógł mi się spakować.

– Rzecz w tym, Kenzie, że masz to zrobić sama. – Sawyer zdaje się być zadowolony z faktu, że utrudnia mi to zadanie.

Przecież przez tę głupią zasadę stracę ogrom czasu! Nie mogę ot tak wrzucić niezłożonych ubrań do walizki! Wtedy mniej się do niej zmieści.

Rzucam Sawyerowi spojrzenie mordercy, a potem klękam na podłodze i szybko składam ciuchy, które układam jeden na drugim. Niekoniecznie się przejmuję, żeby były schludnie ułożone. Nie mam na to czasu. Pogniecionymi ubraniami będę się martwić później.

Do jednej z przegródek chowam laptopa z ładowarkami. Robię wszystko jak w transie, aż na chwilę zamieram, uświadamiając sobie coś ważnego.

– Ale m-mam wykupiony bagaż r-rejestrowany, prawda?

Nikt mi nie odpowiada. Operator kamery nieprzerwanie mnie nagrywa.

Jaxon niezręcznie drapie się po głowie i mówi:

– Taaa…. Niechcący wykupiliśmy ci tylko plecak podręczny.

Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie zmieszczę do plecaka wielu ubrań, a co dopiero laptopa! Czy mam kupić wszystko na miejscu?! Skąd mam na to wziąć pieniądze?

Próbuję doszukać się na twarzach chłopaków jakiejkolwiek odpowiedzi. Na dłużej zatrzymuję wzrok na Carterze. Z nich wszystkich to on wydaje się najbardziej godną zaufania osobą.

– Nie słuchaj go, on tylko żartuje. – Carter ulega mojemu błagalnemu spojrzeniu. – Masz rejestrowany, wszystko jest w porządku z twoją walizką.

Wydycham powietrze z ulgą i rzucam pogardliwe spojrzenie w kierunku Jaxona.

– Tylko zabrałeś mi czas! – robię mu wyrzuty i biegnę w kierunku łazienki, z której zabieram korektor pod oczy, żel do brwi, pomadkę do ust, tusz do rzęs oraz róż. Mam nadzieję, że niczego nie pominęłam.

Gdy ze środka pokoju dochodzą do mnie śmiechy chłopaków, irytuję się tym, że gawędzą sobie z taką beztroską, podczas gdy ja walczę o każdą minutę. Rzucam więc ze złością kosmetyczką tak, żeby wylądowała w walizce. Przy czym o mało co nie wpadam na Archera, który stoi z resztą chłopaków w ich kółeczku wzajemnej adoracji.

Uśmiecham się przepraszająco.

– Kenzie… – Archer wyciąga w moim kierunku palec wskazujący, jak gdyby mi groził. Ja jednak się tym nie przejmuję i mówię:

– A było tak blisko.

Do kolejnej kosmetyczki wkładam rzeczy do pielęgnacji ciała i włosów oraz skóry twarzy. Nie mogę oczywiście zapomnieć o kremie z filtrem.

Kątem oka dostrzegam, jak Jaxon przykuca obok walizki i w niej szpera.

– Co my tu mamy? – Wyciąga tusz do rzęs i go odkręca. – To do brwi?

– Rzęs – poprawia go Archer. – Jak do brwi, to szczoteczka powinna być mniejsza.

– Skąd ty to wszystko wiesz? Babą jesteś?

– Modelem.

Z szuflady pod zlewem wyciągam strój kąpielowy, pamiętając, że będziemy mieszkać w Sydney, co oznacza, że będę mogła popływać w oceanie, a może nawet złapać jakieś fale.

Co prawda nie potrafię surfować, ale chciałabym chociaż spróbować. Kto wie? Może chłopcy będą chcieli nagrać o tym filmik i jeszcze mi opłacą zajęcia z surfingu.

Szepczę to wszystko do kamery i puszczam do widzów oko. Wreszcie wkładam kostium do walizki i zadowolona z siebie rozglądam się po pokoju. Wygląda na to, że wszystko już spakowałam.

– Ile jeszcze zostało mi czasu? – pytam.

Carter spogląda na złoty zegarek na nadgarstku.

– Dwadzieścia pięć minut.

Gwiżdżę z zadowoleniem. Zamykam walizkę i znoszę ją na dół, czym wzbudzam ogromne zdziwienie.

– Kenzie na jednodniowy wypad kempingowy pakuje się przez trzy dni, a na roczny wyjazd do Australii spakowała się w trzydzieści pięć minut?! – mówi oburzony Kaiden. – Chłopaki, możecie wpadać tak z wizytą za każdym razem, gdy z nią wyjeżdżam?

Chłopaki się śmieją.

– Już miałem mówić, że twoja siostra ma wprawę – mówi zaskoczony Jaxon, nie zapominając o poprawieniu spadających z nosa okularów. – A tu proszę.

Poirytowany moim ostrożnym schodzeniem ze schodów Kaiden przejmuje ode mnie walizkę.

– Jak ty powoli to znosisz.

– Sorry, nic na to nie poradzę, że nie chcę sobie zrobić krzywdy. – Przewracam oczami, chociaż ostatecznie i tak przytulam brata w podziękowaniu.

Wzrokiem natrafiam na otwarte drzwi wejściowe, których najwidoczniej nikt za sobą nie zamknął.

Moje serce zaczyna bić w przyspieszonym tempie.

Kot.

Biegnę do salonu, żeby sprawdzić, czy wciąż leży na kanapie. Modlę się w duchu, żeby tam był.

Na całe szczęście jest.

I przez tę jedną chwilę, w której zapomniałam o wyjeździe, uświadomiłam sobie pewną bardzo ważną rzecz…

– Chłopaki… – odwracam się do nich przerażona. – Możecie na chwilę zrobić cięcie?

Archer ze zmarszczonymi brwiami pokazuje operatorowi, żeby wyłączył kamerę. Kiedy ten wypełnia polecenie, biorę parę głębokich wdechów i mówię:

– Um… Chodzi o to, że… – gubię się w słowach – musimy porozmawiać o tym wyjeździe z moimi rodzicami.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij