Romans na jachcie - ebook
Romans na jachcie - ebook
Milioner Leo Zikos ma wkrótce poślubić swoją idealną narzeczoną, o odpowiedniej pozycji społecznej i majątku. Jednak to nie ona, lecz piękna nieznajoma, Grace Donovan, którą spotyka na wakacjach nad morzem, rozpala jego zmysły. Zaprasza ją na swój jacht. Zafascynowany Grace, zrywa zaręczyny z Mariną i oświadcza się Grace. Nie spodziewa się, że ona odmówi…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2867-1 |
Rozmiar pliku: | 741 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– A prawda! Zapomniałem ci wspomnieć, że w zeszłym tygodniu wpadłem na twojego przyszłego teścia – powiedział Anatole Zikos pod koniec rozmowy telefonicznej z synem. – Odniosłem wrażenie, że Rodas z niepokojem czeka, kiedy wyznaczycie datę ślubu. To już trwa trzy lata, Leo. Kiedy wreszcie pobierzecie się z Mariną?
– Będę się z nią dziś widział na lunchu – odparł Leo z rozbawieniem. Krytyka, którą dało się słyszeć w głosie ojca, nie zrobiła na nim wrażenia. – Żadne z nas nie zamierza pędzić do ołtarza.
– Uwierz mi, że po trzech latach nikt was nie oskarży o zbytni pośpiech – zauważył drwiąco Anatole. – Czy ty na pewno chcesz się żenić z tą dziewczyną?
Leo Zikos ściągnął czarne brwi.
– Oczywiście…
– Miałem na myśli to, że Kouros Electronics nie jest ci teraz do niczego potrzebne.
Leo zesztywniał.
– Nie chodzi o potrzebę, tylko o zdrowy rozsądek. Marina będzie idealną żoną.
– Nie ma czegoś takiego. Idealne żony nie istnieją.
Pomyślał o swojej nieodżałowanej matce i zacisnął mocno szerokie, zmysłowe usta w obawie, że powie coś, czego może później żałować. Nie chciał popsuć stosunków z ojcem, które dopiero niedawno udało się naprawić.
W telefonie usłyszał westchnienie Anatole’a.
– Chciałbym, żebyś był szczęśliwy w małżeństwie – powiedział ojciec z naciskiem.
– Będę – zapewnił go Leo i zakończył rozmowę.
Życie jest piękne, pomyślał Leo. Uśmiech rozjaśnił jego szczupłą, przystojną, śniadą twarz, o której wiele kobiet mówiło, że nie można jej się oprzeć. Właśnie tego ranka zakończył transakcję, dzięki której wzbogacił się o kilka milionów. Ojciec słusznie zakładał, że Leo nie musi się żenić z Mariną, by odziedziczyć firmę elektroniczną teścia.
W wieku osiemnastu lat, jako weteran koszmarnej wojny, jaką toczyli między sobą jego rodzice, Leo sporządził listę cech, którymi powinna się charakteryzować jego przyszła żona. Marina Kouros pasowała do tego szkicu wręcz idealnie. Była zamożna, piękna i inteligentna. Mieli wiele wspólnego, lecz nie byli w sobie zakochani ani o siebie zazdrośni. W przyszłości ich życiu miały przyświecać harmonia i praktyczność, a nie namiętność i emocjonalne burze. Z Mariną, którą znał od czasów przedszkola, nie groziły mu żadne nieprzyjemne niespodzianki.
Mogę być z siebie zadowolony, pomyślał, wysiadając z limuzyny, która przywiozła go do portu na Francuskiej Riwierze, gdzie cumowała Hellenic Lady, jeden z największych jachtów na świecie. Pierwszy miliard Leo zarobił w wieku dwudziestu pięciu lat i przez kolejne pięć lat korzystał z życia jak nigdy dotąd. Chociaż świetnie prosperował w bezwzględnej atmosferze świata biznesu i całymi tygodniami pracował po osiemnaście godzin dziennie, nie rezygnował z odpoczynku.
– Miło pana widzieć na pokładzie – powitał go angielski kapitan. – Panna Kouros czeka w barze.
Szczupła wysoka brunetka przypatrywała się obrazowi, który niedawno kupił. Teraz odwróciła się z uśmiechem.
– Zaskoczyła mnie twoja wiadomość – przyznał Leo, całując ją na powitanie w policzek. – Co porabiasz w tych stronach?
– Jadę z przyjaciółmi na weekend do wiejskiej rezydencji – wyjaśniła Marina. – Uznałam, że musimy pogadać. Zdaje się, że mój ojciec robi jakieś aluzje do ślubu…
– Wiadomości szybko się rozchodzą – zadrwił Leo. – Najwidoczniej zaczął się niecierpliwić.
– Ma swoje powody. Chyba powinnam cię uprzedzić, że ostatnio zachowałam się trochę nierozważnie – przyznała, wzruszając ramionami.
– To znaczy? – dociekał.
– Jeśli dobrze pamiętam, uzgodniliśmy, że przed ślubem nie musimy się z niczego tłumaczyć – sprzeciwiła się.
– Zgodziliśmy się, że każde z nas będzie żyć własnym życiem – uściślił Leo. – Jednak jako twój narzeczony mam prawo wiedzieć, co rozumiesz przez „nierozważnie”.
Marina rzuciła mu gniewne spojrzenie.
– Och, Leo! Nie chrzań! I tak cię to nie obchodzi. Przecież ani mnie nie kochasz, ani…
Leo słuchał w milczeniu. Już dawno nauczył się, że to najlepsza metoda, aby ostudzić gorący temperament Mariny i wyciągnąć od niej jakieś informacje.
– No dobrze! – parsknęła niechętnie. Ze złością rzuciła jedwabny szal na luksusową kanapę. – Miałam gorący romans i… no, pojawiło się trochę plotek.
Widać było, jak szerokie ramiona Lea prostują się pod elegancką marynarką.
– Jak bardzo gorący był ten romans? – spytał łagodnie.
Marina przewróciła oczami i wybuchnęła śmiechem.
– Nie ma w tobie ani odrobiny zazdrości, co?
– Nie. Niemniej jednak chciałbym zrozumieć, co tak rozgniewało twojego ojca, że domaga się ustalenia daty ślubu.
Skrzywiła się niechętnie.
– No… skoro musisz wiedzieć, mój kochanek jest żonaty…
Mięśnie jego twarzy drgnęły ledwie dostrzegalnie, ciemne oczy ocienione gęstymi, czarnymi rzęsami zwęziły się. Był zaskoczony i rozczarowany. Jego zdaniem nic nie usprawiedliwiało cudzołóstwa. Popełnił błąd, zakładając, że Marina ma takie same poglądy. Jako dziecko zbyt długo ponosił konsekwencje długotrwałego romansu ojca, żeby akceptować pozamałżeńskie związki. Gdy chodziło o seks, nie miał żadnych zahamowań poza tym jednym: nigdy nie związałby się z zamężną kobietą.
– Przykro mi, ale ojciec zaczął się czepiać. Panicznie się boi, że cię odstraszę – przyznała żałośnie Marina. – Ponoć zrobiłam tak z twoim bratem.
Leo zamarł. Do tej pory jedyną skazą w postępowaniu Mariny była przygoda z jego przyrodnim bratem.
– Może powinniśmy wyznaczyć datę. To by wszystkich uszczęśliwiło – zasugerowała. – Co prawda mam dopiero dwadzieścia dziewięć lat, ale ojciec zaczyna się obawiać, że jesteśmy za starzy, by dać mu wymarzone wnuki.
Leo zmarszczył czoło. Mało brakowało, a wzdrygnąłby się z obrzydzeniem, gdy Marina wspomniała o dzieciach. Nie był gotowy na to, by zostać ojcem.
– Co myślisz o październiku? – zaproponowała Marina, która najwyraźniej nie dostrzegła jego rozterek. – Trzy miesiące w zupełności wystarczą na przygotowania. Myślę o niewielkiej imprezie w Londynie z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi.
Lunch zjedli na pokładzie. Prowadzili spokojną, uprzejmą rozmowę, wymieniając uwagi o wspólnych znajomych i o tym, co nowego się wydarzyło. Po wyjściu Mariny Leo z zadowoleniem pomyślał, że nie stracił nad sobą panowania. Przystał na proponowany przez narzeczoną termin ślubu, ale nie mógł się pozbyć uczucia niezadowolenia. Co gorsza, ze zdziwieniem stwierdził, że czuje się… jak w potrzasku.
– Bzdura, Grace. To jasne, że pojedziesz z Jenną do Turcji. – Ciotka Grace, Della Donovan, jak zwykle w zdecydowany i szorstki sposób ucięła protesty siostrzenicy. – Darmowe wakacje? Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie kręcił nosem na taką propozycję!
Grace miała mętlik w głowie. Z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywała się w ogród na tyłach dużego domu w północnym Londynie, rozpaczliwie szukając grzecznej wymówki, która pozwoliłaby wymigać się od wakacji z kuzynką.
– Przecież już zdałaś te swoje egzaminy? – odezwała się Jenna z pokrytej skórą sofy w kącie obok kuchni, w której siedziały Grace i ciotka. Kuzynka, tak jak jej matka, była wysoką, szczupłą blondynką. W niczym nie przypominała niskiej, piegowatej Grace, obdarzonej bujnymi kształtami i płomienną grzywą rudych włosów.
– No tak, ale… – przerwała, a w jej jasnozielonych oczach pojawił się niepokój. Nie chciała się przyznać, że każdą wolną chwilę zamierzała przepracować w miejscowym barze, co pozwoliłoby jej zaoszczędzić trochę przed powrotem na uniwersytet. Ciotka źle znosiła wszelkie uwagi o potrzebach finansowych i uważała, że są w złym guście. Choć z drugiej strony, mimo że Della była wziętym prawnikiem, a wuj zajmował dobrze płatne kierownicze stanowisko, Grace dostawała pieniądze tylko wtedy, gdy na nie zapracowała. Od wczesnych lat nauczyła się, jak wielka różnica dzieli jej pozycję od sytuacji Jenny.
Jenna dostawała kieszonkowe, podczas gdy Grace dawano listę domowych obowiązków. Miała jedenaście lat, kiedy poinformowano ją, że nie jest ich prawdziwą córką, nie odziedziczy nic po ciotce i wujku, i w dorosłym życiu będzie musiała radzić sobie sama. Tak więc Jenna chodziła do płatnej szkoły, natomiast Grace posłano do państwowego liceum; Jenna miała własnego konia, a Grace za sporadyczną lekcję jazdy pięć dni w tygodniu po szkole sprzątała stajnie; kuzynce organizowano przyjęcia urodzinowe i nocowanki, lecz Grace odmawiano takich atrakcji. Jenna została w szkole aż do końcowych egzaminów. Po ich zdaniu poszła od razu na uniwersytet, a po zakończeniu studiów w wieku dwudziestu pięciu lat dostała pracę w popularnym magazynie mody. Grace miała szesnaście lat, gdy musiała zakończyć naukę. Kiedy inne nastolatki wiodły beztroskie życie, Grace opiekowała się panią Grey, nieżyjącą już matką Delli, i zaocznie kontynuowała naukę.
Zawstydziła się tych gorzkich myśli i jej twarz w kształcie serca pokryła się rumieńcem. Przecież tymi latami opieki nad schorowaną kobietą spłacała dług, jaki miała wobec rodziny, która ją przygarnęła po śmierci matki. Gdyby nie interwencja wujka, znalazłaby się w rodzinie zastępczej. Być może Donovanowie nie dali jej miłości ani takich warunków, jakie miała ich córka, jednak zapewnili jej poczucie bezpieczeństwa.
Jakie więc znaczenie ma to, że jest traktowana jak uboga krewna w wiktoriańskich czasach? Niewielka to cena za regularne posiłki i wygodny pokój. Starała się o tym pamiętać za każdym razem, gdy rodzina wujka żądała, żeby zrobiła coś użytecznego. Zagryzała zęby i zabierała się do pracy. Czasami tylko bała się, że kiedyś wybuchnie z wysiłku, jaki wkładała w powstrzymywanie gniewu i słów, które cisnęły jej się na usta.
– No cóż, zdaje się, że będę na ciebie skazana – marudziła Jenna rozkapryszonym głosikiem, który bardziej pasowałby dziecku niż kobiecie w jej wieku. – Uwierz mi, Grace, że jesteś ostatnią osobą, jaką brałam pod uwagę.
Grace ściągnęła wargi i odrzuciła z czoła falę rudych włosów. Pierwotnie Jenna miała jechać ze swoją najbliższą przyjaciółką. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności Lola w wypadku samochodowym złamała obie nogi i tylko dlatego Grace została poproszona, żeby ją zastąpić. Wcale nie chciała towarzyszyć kuzynce, chociaż minęło już wiele czasu od chwili, gdy miała wakacje.
Najbardziej przykre było to, że Jenna nie lubiła Grace. Donovanowie mieli nadzieję, że ukochana jedynaczka dostrzeże w Grace siostrę, jednak w Jennie nagle obudził się instynkt rywalizacji. Z czasem sytuacja jeszcze się pogorszyła, bowiem Grace nieustannie przyćmiewała Jennę, zdobywając w szkole znacznie lepsze wyniki, a na koniec, mimo przerw w nauce, zaczęła studiować medycynę.
– Obawiam się, że w ostatniej chwili nikogo innego nie znajdziesz. – Della spojrzała ze współczuciem na córkę. – Jestem pewna, że Grace zrobi co w jej mocy i będzie dobrą towarzyszką.
– Ona prawie nie pije – jęknęła Jenna. – I nie ma chłopca. Nic nie robi, tylko ciągle się uczy.
Della obrzuciła Grace gniewnym spojrzeniem.
– Pojedziesz z Jenną, prawda? – nalegała. – Nie chcę płacić za zmianę nazwiska w rezerwacji, jeśli potem masz się wycofać.
– Pojadę, jeśli Jenna naprawdę tego chce… – odparła oględnie, żeby nie rozgniewać ciotki. – Tylko nie mam odpowiednich ubrań na wakacje nad morzem – uprzedziła. Jenna była bardzo wyczulona na najnowsze trendy w modzie i przywiązywała ogromną wagę do wyglądu.
– Zobaczę, czy znajdę coś wśród swoich rzeczy – rzuciła niecierpliwie kuzynka. – Nie jestem tylko pewna, czy coś z moich ubrań będzie pasować na twoje wielkie cycki i jeszcze większy tyłek. Jak na przyszłą lekarkę dość niefrasobliwie podchodzisz do zdrowego wyglądu.
– Nie da się walczyć z budową ciała – odparła rozbawiona Grace. Już dawno przestała brać sobie do serca uwagi Jenny na temat swoich kształtów. To prawda, wolałaby bez szkody dla figury jeść, na co tylko przyjdzie jej ochota, ale niestety los nie był tak łaskawy, więc nauczyła się pracować nad sobą i regularnie ćwiczyć.
Głośne trzaśnięcie drzwi obudziło Grace. Wyprostowała się zaskoczona i zamarła, gdy uświadomiła sobie, gdzie się znajduje.
– Przykro mi, ale tutaj nie wolno spać. – Stojąca za ladą młoda kobieta uśmiechnęła się przepraszająco. – To teren recepcji.
Grace przeczesała drżącymi palcami rozczochrane włosy i podniosła się. Spojrzała na zegar i z ulgą odczytała godzinę. Minęła dziesiąta rano, więc chyba może już wrócić do pokoju, który powinna dzielić z kuzynką.
Wspólny wyjazd okazał się katastrofą. Ależ była naiwna! Jak mogła pomyśleć, że podczas wakacji Jenna nie będzie szukać przygód, skoro w Londynie zostawiła swojego chłopca? Na nieszczęście kuzynka już pierwszego dnia poznała Stuarta i chciała się pozbyć Grace. Stuart był krzykliwym, zarozumiałym bankowcem, ale Jennie bardzo się spodobał. Przez ostatnie dwie noce wypraszała Grace z apartamentu, żeby zostać z nim sam na sam. Za pierwszym razem Grace usiadła z książką w recepcji, ale następnego wieczoru próbowała się przeciwstawić.
– Nie mam dokąd iść – zwróciła kuzynce uwagę. – Nie chcę kolejnej nocy spędzić w recepcji.
– Gdybyś była normalna, sama byś sobie kogoś znalazła – parsknęła Jenna. – Chcemy ze Stuartem być sami.
– To jednopokojowy apartament, Jenno. Nie możecie iść do niego? – odważyła się zasugerować.
– Mieszka z sześcioma facetami. Tam już w ogóle nie ma mowy o prywatności. Zresztą to moi rodzice zapłacili za ten apartament. Masz się wynieść i już! – syknęła Jenna ze złością.
Myśląc o tej kłótni, zapukała do drzwi. Nie skorzystała z klucza, bo nie chciała ryzykować, że przeszkodzi kochankom. Ku jej zaskoczeniu, drzwi otworzyła Jenna. Była już ubrana i, o dziwo, powitała Grace z uśmiechem.
– Wchodź! Właśnie jem śniadanie. Chcesz herbaty?
– Mogłabym zabić za kilka łyków. – Grace spojrzała na drzwi do łazienki. – Stuart wciąż tu jest?
– Nie, wyszedł dość wcześnie. Idzie dziś nurkować. Zresztą nie wiem, czy wieczorem w ogóle się z nim spotkam. Pomyślałam, że mogłybyśmy się wybrać do tego nowego klubu, który dziś otwierają.
– Skoro masz ochotę. – Przyjacielski ton kuzynki sprawił jej ulgę.
Jenna kręciła się po małej kuchni, stukając obcasami.
– Może ty też dziś kogoś poznasz – mówiła. – Najwyższa pora, żebyś zrzuciła z siebie tę skórę dziewicy i zaczęła używać życia! Wiesz, co myślę? Jesteś zbyt wybredna.
– Być może – przyznała Grace. Piła herbatę, zastanawiając się, kiedy wreszcie uda jej się wskoczyć do łóżka i złapać trochę snu.
Życie Jenny zawsze kręciło się wokół mężczyzn. Nie czuła się bezpiecznie, gdy nie miała przy sobie przynajmniej jednego. Tymczasem w życiu Grace najważniejsza była nauka. Pracowała ciężko, żeby dostać się na medycynę. Szybko zapewniła sobie pierwsze miejsce w grupie. Jej zdaniem mężczyźni stanowili zagrożenie. Dorastając, wciąż słuchała, jak jej matka zmarnowała sobie życie, wiążąc się z niewłaściwym mężczyzną.
Zdawała sobie oczywiście sprawę, że prędzej czy później będzie się musiała dowiedzieć, na czym właściwie polega seks. Jak miałaby udzielać porad swoim przyszłym pacjentom, nie mając żadnego doświadczenia? Najpierw jednak musiała spotkać kogoś, z kim zechciałaby nawiązać intymny kontakt. Jakie to smutne, myślała, że trzeba czegoś więcej niż logika, żeby rozpalić zmysły. Gdyby nie to, dawno by się związała z Mattem, swoim najlepszym przyjacielem i kolegą ze studiów.
Matt był lojalny, miły i życzliwy. Takich mężczyzn szanowała. Jednak uciekłaby w popłochu, gdyby Matt w swoich okularach w drucianej oprawce i wydzierganych przez ciocię swetrach zaczął przy niej ściągać koszulę. Nie budził w niej za grosz zainteresowania, chociaż bardzo się starała. Szkoda. Matt byłby naprawdę idealnym partnerem.
Leo stał w barze na górnym pokładzie i z zachwytem patrzył na Zatokę Turunc. W nocy tętniący życiem kurort Marmaris otaczał ją niczym wielobarwna drogocenna kolia. Strzelające w niebo purpurowe światła zapowiedziały wielkie otwarcie nocnego klubu Fever. Leo uśmiechnął się. Rahim, jego partner w tym przedsięwzięciu, potrafił przyciągnąć uwagę turystów.
– Wspaniała robota – pochwalił kolegę, patrząc przez osłony ze szkła i stali na zatłoczony parkiet.
– Chodź! Oprowadzę cię – zachęcał Rahim. Był znanym architektem oraz designerem i stworzył dokładnie to, co obiecał: elegancki, nowoczesny lokal, którym pragnął się teraz pochwalić. Miał w tym swój cel: chciał zainteresować Lea kolejną, jeszcze większą inwestycją.
Po tygodniu spędzonym na jachcie Leo miał już dość samotności, pracy i analizowania swojego życia, choć prawdę powiedziawszy, nie pragnął też towarzystwa. W asyście ochroniarzy ruszył za Rahimem po schodach. Hałas muzyki był tak ogłuszający, że docierały do niego tylko pojedyncze słowa. Z podestu schodów spojrzał na parkiet i w tym właśnie momencie ją zauważył. Stała przy narożniku jasno oświetlonego baru, a światło odbijało się w jej błyszczących miedzianych włosach…
Ona? Jaka ona? Po prostu kolejna kobieta, upomniał się natychmiast, wciąż wpatrując się w jej trójkątną twarz. Zauważył pełne różowe usta i burzę wspaniałych kręconych rudych włosów, które wiły się wzdłuż pleców. Były bardziej czerwone niż miedziane i wyglądały na naturalne. Błądził spojrzeniem po sylwetce dziewczyny, upajając się jej kształtami, rysującymi się pod jasną koronkową sukienką. Miała figurę bogini płodności z bujnym biustem, wąską, kobiecą talią i ponętną pupą. Zacisnął długie smagłe palce na metalowej poręczy.
Ze zdumieniem stwierdził, że nie może sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz był z kobietą. Gdy pracował, nie chciał tracić czasu na szukanie damskiego towarzystwa… No a kiedy miał wolne? Jego zmysły skutecznie studziła konieczność wyjaśniania, że jest zaręczony, więc nie zależy mu na stałym związku. Przypomniał sobie żonatego kochanka Mariny i ogarnął go gniew na samego siebie, że tyle czasu bez sensu walczył ze swoimi dużymi potrzebami seksualnymi. Mariny nie obchodziło, co robił, jeśli tylko nie kolidowało to z jej przyjemnościami. Czy tego oczekiwał od swojej przyszłej żony? Czy rzeczywiście chciał, żeby została nią kobieta, której nie interesowało, gdzie chodzi i co robi? I nawet nie wymagała, żeby ją kochał?
Przecież właśnie tego chcę, upomniał się z rosnącym zniecierpliwieniem. Zwłaszcza jeśli alternatywą byłyby męczące sceny zazdrości. Romans Mariny zdenerwował go, ale czy poczuł się aż tak urażony, żeby zerwać zaręczyny i szukać bardziej purytańskiej narzeczonej? To przecież byłby nonsens, stwierdził zdecydowanie.
Próbując pozbyć się tych zdumiewająco niespokojnych myśli, skupił wzrok na kształtach rudowłosej kobiety. Od lat nie czuł już takiego pożądania. Rosło w nim z uporem, ignorując wysiłek, z jakim starał się podtrzymać rozmowę z Rahimem. Co w niej takiego jest? – zastanowił się. Może należało to sprawdzić.
Widząc lodowate spojrzenie Jenny, Grace pospiesznie odwróciła głowę. Jej twarz pokryła się rumieńcem gniewu. Kiedy tylko pojawił się Stuart, uszczęśliwiona Jenna dała kuzynce do zrozumienia, że jest zbędna. Grace chwyciła drinka i pijąc obrzydliwie słodką miksturę, zastanawiała się, co ma zrobić z resztą wieczoru.
Kiedy podniosła wzrok, spostrzegła wysokiego mężczyznę, który jej się przyglądał z podestu schodów. Był niesamowicie przystojny, istny książę z bajki o czarnych włosach, śniadej skórze i olśniewająco regularnych rysach. Miał ciemne proste brwi, klasyczny nos, zmysłowe usta i głęboko osadzone oczy, które błyszczały w migocącym świetle.
Po chwili zastanowienia postanowiła znaleźć jakąś spokojną kawiarenkę, gdzie mogłaby poczytać książkę. Ruszyła do wyjścia i omal nie wpadła na wysokiego mężczyznę, który nagle zastąpił jej drogę.
– Pan Zikos chciałby zaprosić panią na drinka do baru dla VIP-ów.
Pan Zikos? Grace mimo woli spojrzała w kierunku schodów. Mężczyzna, który tam stał, kiwnął głową, potwierdzając zaproszenie. Wcześniej wydawał się niesamowicie przystojny, ale kiedy się uśmiechnął, w ułamku sekundy stał się tak piękny, że dech zaparło jej w piersi. Wyraziste, surowe rysy śniadej twarzy rozjaśnił chłopięcy, niewiarygodnie czarujący uśmiech.
Drink? W barze dla VIP-ów? Czemu nie? Nie miała nic do stracenia. Bramkarz odpiął welwetową linę, która odgradzała wejście na schody. Grace odzyskała panowanie w nogach i ruszyła przed siebie, ogarnięta przedziwnym uczuciem wyczekiwania.