- W empik go
Romans nad jeziorem Como - ebook
Romans nad jeziorem Como - ebook
Kiedy Ania dostaje propozycję prowadzenia klimatycznego pensjonatu nad jeziorem Como, uznaje, że to świetna okazja, żeby zająć się pracą i zapomnieć o tym, co wydarzyło się na jej ślubie. Podczas przyjęcia weselnego zamiast życzeń od gości wyemitowany został seks pana młodego ze świadkową. Ania chciała się zapaść pod ziemię. Po kilku godzinach małżeństwa już wiedziała, że będzie musiała się rozwieść.
Bez wahania przyjmuje zaproszenie do Włoch. Wkrótce po przyjeździe poznaje zabójczo przystojnego Alessandro, dla którego szybko traci głowę. Jednak mężczyzna bawi się jej uczuciami. Raz sprawia wrażenie zainteresowanego nią, a następnego dnia udaje, że jej nie zna. Kiedy Ania ma już wracać do Polski, poznaje sekret Alessandra i… postanawia zostać.
CZY ODDANIE SERCA PRZYSTOJNEMU WŁOCHOWI OKAŻE SIĘ DOBRĄ DECYZJĄ?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67859-66-0 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jak to nie sprzeda mi pan biletu? – Ania powoli zaczynała tracić kontrolę nad swoimi emocjami. – Przecież do zamknięcia kas zostało jeszcze pięć minut. Potrzebuję dostać się nad jezioro Como. – Mocno gestykulowała, wspierając tym samym swój łamany włoski.
– Bardzo mi przykro, ale nie było już żadnych klientów, więc zamknąłem kasy dziesięć minut temu. Nic z tym nie zrobię. – Wysoki brunet o typowo włoskiej urodzie wypowiadał te zdania ze stoickim spokojem, patrząc dziewczynie głęboko w oczy.
– Przecież to tylko i wyłącznie pana dobra wola. Ostatnia kolejka odjeżdża pięć minut po północy. Przez pana tutaj utknę. – Ania nie poddawała się i niemalże zaczęła krzyczeć.
Włoch tylko się uśmiechnął, uwydatniając dołeczki w policzkach, pokrytych kilkudniowym gęstym zarostem, i wzruszył ramionami na znak bezradności.
– Bardzo pana proszę. – Do jej oczu napłynęły łzy. – Jeden bilet...
Niestety Włoch był nieugięty. Bez słowa zajął się podliczaniem pieniędzy z kasy, absolutnie ignorując Anię.
– Palant – burknęła pod nosem w swoim ojczystym języku. – Ech, a Becia mówiła, że Włosi są tacy przystojni i mili. Przystojni może i tak, ale złośliwi jak cholera.
Mężczyzna podniósł głowę i uśmiechnął się do niej, szczerząc przepiękne zęby.
Lotnisko było niemalże opustoszałe. Samolot Ani wylądował dwadzieścia minut przed północą i nie miał prawie pasażerów. Momentami czuła się jak podczas jakiegoś horroru, brakowało tylko bandyty biegającego z nożem, który wyrwałby jej torebkę z jedynymi pieniędzmi, jakie miała. Resztkami sił opadła na ławeczkę opierającą się o ścianę.
– Wszystko miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze. Nawet Como mnie odrzuca. – Ania zakryła swoją twarz dłońmi i powstrzymywała się od wybuchu płaczu.
Istniały jeszcze dwie opcje dotarcia do Rosa dei Venti, małego pensjonatu znajdującego się na wzgórzu jeziora Como. Taksówka lub wynajęcie auta.
Ania drugi raz podeszła do kasy biletowej, bo – jak się okazało – ten sam przystojny, ale jakże mało empatyczny Włoch zarówno sprzedawał bilety na kolejkę, jak i wynajmował auta.
– Ykhm – chrząknęła, chcąc przyciągnąć wzrok Włocha. – W takim razie chciałabym wynająć auto na dobę.
– Niestety wypożyczamy auta na minimum dwie doby – odparł mężczyzna.
Zagotowało się w niej. Powstrzymywała się od wybuchu złości.
Im dłużej stała naprzeciwko niego i próbowała okiełznać emocje, tym bardziej dostrzegała, jaki jest przystojny. Miał czarne lekko kręcone włosy, idealny prosty nos, zadbany zarost i jasnozielone oczy. Kolor oczu i wzrost (jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów) sugerowały, że nie jest rdzennym Włochem.
Westchnęła z rezygnacją.
– Dobrze, to poproszę na dwie doby.
– Bardzo mi przykro, ale wynajem aut zakończył się piętnaście minut temu.
– Słucham? Nie wierzę... Kurwa! – Aż przeklęła.
– Wynajem aut zakończył się piętnaście minut temu. – Mężczyzna od niechcenia powtórzył zdanie.
– Zrozumiałam, ale to, co pan teraz robi, to kpina! Prócz pana tu nikogo nie ma, jest pan zwykłym, zgorzkniałym, złośliwym „fiutem”. – Oczywiście słowo „fiut” wypowiedziała w języku polskim.
– Wiem, co oznacza słowo „fiut” – burknął Włoch.
Twarz Ani pokryła się purpurą. Postanowiła, że do końca będzie udawać twardą.
– Tak? A niby co? – Wlepiła w niego swoje duże oczy, ozdobione gęstymi rzęsami.
– Myśli pani, że mało Polaków przewija się przez to lotnisko? Akurat was to łatwo poznać.
– Nas?! Jakich nas? – oburzyła się.
– Polaków. Klniecie jak szewc. Proszę już stąd odejść, bo wezwę ochronę. Na zewnątrz powinna zostać jeszcze jedna taksówka.
„Nie noooo, jeszcze tego by brakowało, żeby taksówka mi odjechała”. – Ania przestraszyła się nie na żarty. Mocno chwyciła walizkę i nią szarpnęła, kierując się do wyjścia.
– Dzięki – rzuciła mimowolnie i wyszła przed lotnisko.
Faktycznie stała tam jedna jedyna taksówka. Na szczęście wokół nie było żywego ducha i Ania wiedziała, że nie musi z nikim toczyć o nią wyścigu jak w filmie Szybcy i wściekli. Chłód panujący na zewnątrz był nieprzyjemny. Była w szoku, że w maju w tym rejonie Włoch jest zaledwie siedem stopni.
Otworzyła drzwi czarnej limuzyny i zaczęła po włosku:
– Buonasera.
– Occupato – od razu odpowiedział jej kierowca.
Zignorowała jego słowa i wygodnie rozsiadła się we wnętrzu taksówki.
– Occupato – powtórzył taksówkarz.
– Nie przyjmuję żadnego słowa odmowy. Nie sprzedaliście mi biletu na kolejkę, auta wynająć też nie chcieliście. Jak mam się zatem w środku nocy dostać do Rosa dei Venti? Jak? No jak? Nie wysiądę z taksówki, póki mnie pan tam nie zawiezie.
W taksówce zapanowała cisza. Ania była w szoku, że Włosi okazali się tak aroganccy i że jej uroda, tak egzotyczna dla nich, nic tu nie pomogła. Za niedługo skończy dwadzieścia siedem lat, a jej życie w ciągu doby legło w gruzach.
Mężczyzna obrócił się i ciężko westchnął. Wiedziała już, że to nie wróży nic dobrego.
„Cholera. Nie dotrę tam dzisiaj” – pomyślała z rezygnacją. Kosmyki blond włosów opadły na jej twarz, na której malowało się nie tylko zmęczenie, lecz także cierpienie. A do niebieskich oczu napłynęły łzy.
– Mówi pani: Rosa dei Venti? To będzie dwieście euro i prawie dwie godziny drogi, zdaje sobie pani z tego sprawę?
– Tak. Zapłacę. Nie mam wyjścia.
Mężczyzna ostentacyjnie wysiadł z taksówki. Bała się, że siłą zechce ją z niej wyciągnąć, ale tylko schował jej bagaż. Odpalił silnik, a ona wreszcie mogła wyluzować. Nakryła się obszerną jeansową kurtką i przez okno próbowała dostrzec uroki Włoch. Jednak na próżno, ciemność i mgła zasłaniały wszystko. Poza tym trasa z lotniska wcale nie była urokliwa. Kiedy zrobiło jej się odrobinę cieplej, a ciało się rozluźniło, zasnęła.
Obudziła się dopiero pod pensjonatem.
– Jesteśmy na miejscu. – Taksówkarz wyrwał ją z przyjemnego snu.
Było ciemno, jednak stary pensjonat był rozjaśniony żółtymi lampionami. Trochę przypominał mały żółtawy pałacyk. Znajdował się na wzniesieniu, otoczony był krzewami i innymi budynkami. Drogi wokół były wąskie i kręte. Wystarczył jeden zły ruch, by runąć kilkanaście metrów w dół wprost do jeziora Como.
Ania stała z walizką przy nodze i przez moment zastanawiała się, jakim cudem wjeżdżają i gdzie parkują tutaj auta. Po chwili jednak wzięła głęboki wdech i przekroczyła próg malutkiego hotelu. Na wejściu przywitała ją młoda dziewczyna.
– Witam, mam na imię Viola. Czekałam na panią. Pani Ana? Prawda?
– Anna – szybko ją poprawiła. – Tak to ja.
– To największy pokój, jaki mamy. Mamy nadzieję, że będzie pani zadowolona z pobytu u nas.
Dziewczyna wręczyła jej stary wielki klucz z drewnianą kulką i wyrytym na niej numerem trzynaście.
– Wspaniale! Trzynastka! Dobra passa trwa – burknęła sarkastycznie pod nosem, po czym pociągnęła za sobą ciężką walizkę. Nie zwracała kompletnie uwagi na to, jak wygląda wnętrze pensjonatu, chciała po prostu położyć się spać.
Kiedy weszła do pokoju, od razu runęła na łóżko. Postanowiła, że wszystkim zajmie się jutro. Zdziwiła się tylko, że zamiast kołdry dostała koc zawinięty w poszewkę.
– Zgłupieli tu już do reszty – wymamrotała. Owinęła się ciasno, jak owija się niemowlę prosto po cesarce, i zasnęła.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------