- W empik go
Romans pod siatką - ebook
Romans pod siatką - ebook
Karolina. Tegoroczna maturzystka. Dorabia jako kelnerka w jednym z poznańskich lokali. Odważna i zadziorna.
Michał. Jeden z najpopularniejszych i najprzystojniejszych siatkarzy w kraju. Otacza go wianuszek fanek. Pewny siebie i nieustępliwy w dążeniu do celu.
Pewnego dnia do knajpy, w której pracuje Karolina, przychodzi kilku reprezentantów Polski w siatkówce, w tym Michał. Dziewczyna przez przypadek wylewa na niego kawę. Chłopak, zamiast zrobić kosmiczną awanturę, czeka na Karolę po pracy.
To spotkanie odmienia ich życie i zapoczątkowuje pełną namiętności relację.
Czy miłość w blasku fleszy jest możliwa?
Czy dziewczyna zda test, któremu poddaje ją Sebastian, kumpel Michała z drużyny?
Jak zakochani poradzą sobie z intrygą wymyśloną przez zazdrosną eks?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788383174303 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Floral Bugs, Opał, Zombie
Janek., Ile jeszcze sił
Janek., Wśród pustych szklanek
Opał, Horror fucking banger
Janek., Opał, Do wrogów
Opał, Przestrzeń
Gibbs, Samotność
Słoń, Slasher
Przyłu, Serce
Przyłu, Nastroje
Szymi Szyms & Gibbs & Chaos Beats, Borgin & Burkes
Filipek, Boarding Pass
Białas × Gibbs, Ostatni raz
Gibbs, Zawsze chciałem
Filipek, Brakuje mi zaufania
Filipek, PoczekajKarolina
Biegnę do restauracji, jestem spóźniona. Dziesięć minut temu powinnam zacząć swoją zmianę, a mam jeszcze dwie ulice do pokonania. Cholerny tramwaj, prawie codziennie przeklinam komunikację w tym mieście. Tu nigdy nic nie przyjeżdża na czas, o ile w ogóle przyjeżdża. Dzielnica, w której mieszkam, ma całe trzy linie autobusowe. Dramat. A żeby się dostać do pracy czy do szkoły w centrum, muszę wyjeżdżać nawet półtorej godziny wcześniej, bo autobusy kursują, jak chcą. Dzisiaj się spóźniłam na ten wcześniejszy, bo zaspałam. Siedziałam do późna, czy też raczej do wczesnych godzin porannych nad książkami. Zbliża się matura, a nauczyciele nam nie odpuszczają. Musiałam trochę nadgonić materiał, bo przez ostatnie kilka miesięcy zawaliłam sprawę, i to bardzo, ale nie bez przyczyny. Początkowo miałam taryfę ulgową, lecz to już się skończyło.
Oczywiście autobus uciekł mi sprzed nosa, następny teoretycznie miał być za piętnaście minut, ale finalnie nie przyjechał i kwitłam na przystanku kolejne czterdzieści minut, czekając na trzeci – ten na szczęście przyjechał. Później cudem zdążyłam na tramwaj, którego trasa biegła tuż przy restauracji, ale oczywiście Poznań nie byłby Poznaniem, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem. Zderzyliśmy się z jakimś samochodem, bo debilny kierowca tego ostatniego zignorował przepisy, sądząc, że będzie szybszy niż tramwaj. No cóż, przeliczył się. Staliśmy i staliśmy. W końcu wściekła wysiadłam i ruszyłam biegiem do restauracji, która mieściła się nieopodal Starego, czy też raczej „rozkopanego” Rynku, jak wszyscy obecnie go nazywają. Ulica Wrocławska tętni życiem niemal zawsze, ale w czwartkowe, piątkowe i sobotnie popołudnia i noce wchodzi na zupełnie inny poziom. Czasami nawet nie ma jak przejść. Po weekendowej zmianie jestem wykończona i mam ochotę tylko spać. Męczy to strasznie, ale pozwala mi czuć, że żyję. Dzięki temu poznaję też wiele ciekawych osób. Niepotrzebnie nazywam to miejsce restauracją, bo to raczej bar i pub, w którym do określonej godziny jest czynna kuchnia.
Zmęczona i cała spocona w końcu wchodzę do środka.
– Spóźniłaś się – zauważa Michalina, koleżanka z pracy i jednocześnie córka właściciela, która wszystkiego tutaj pilnuje.
– Fakt, ale wiesz, że mam problem z dojazdem. Dzisiaj to jakiś armagedon w mieście.
– Widziałam, że tramwaj znów zderzył się z samochodem.
– No, wyobraź sobie, że właśnie nim jechałam...
– Dobra, idź się przebierz i do pracy, bo zaraz zacznie się wzmożony ruch.
– Lecę!
Wchodzę do pomieszczenia socjalnego i się przebieram. Wkładam nieco wygodniejszą koszulkę i spodnie. Związuję swoje gęste włosy w wysoki kucyk i wychodzę na salę.
– Bar czy stoliki? – pytam Michaliny, bo ciągle wszyscy tutaj się zmieniamy, żeby nie popaść w rutynę. Oczywiście ci, którzy najlepiej sobie radzą z przygotowywaniem drinków, mogą zostawać za barem, jeśli się upierają, ja jednak wolę biegać między stolikami. To sprawia mi więcej frajdy. Chociaż przy największych falach klientów zazwyczaj idę tam, gdzie najbardziej jestem potrzebna.
– Do szóstki ktoś się właśnie dosiadł. Idź zbierz zamówienia, bo wszyscy już są zajęci.
Kiwam głową.
Biorę tablet, żeby zapisać na nim zamówienie, i pędzę do stolika. Gdy do niego podchodzę niemal się przewracam, ale staram się udawać, że wszystko jest w porządku. Siedzi przy nim Tomek. Był chłopakiem mojej siostry, nie widziałam go od... Dawna.
– O, Karo. Nie wiedziałem, że teraz tu jesteś. Wcześniej pracowałaś na rynku... – mówi zakłopotany i drapie się po głowie.
Mój wzrok pada na jego towarzyszkę. Otwieram szerzej oczy. Siedzi razem z Anią.
– Ty suko, naprawdę? Jesteś aż tak dwulicowa? Nie minęło pół roku, a ty co robisz? – cedzę przez zaciśnięte zęby. Staram się, aby ton mojego głosu pozostał neutralny. Nie chcę, by pozostałe osoby w lokalu pomyślały, że wydzieram się na klientów czy coś. Zależy nam przecież na dobrej opinii.
– Karolina...
– Darujcie sobie. Co chcecie zamówić? – mówię ozięble.
Tomek był pierwszym chłopakiem mojej siostry, a Ania to jej najlepsza przyjaciółka, poza mną oczywiście. Anka należy do osób, które zawsze chcą być w centrum zainteresowania i gdy rozmowa schodzi na inny temat, robi wszystko, by znów się w nim znaleźć. Nigdy jej nie lubiłam i chyba z wzajemnością. Ja i moja siostra miałyśmy zupełnie różne charaktery. Ona była towarzyska i pełna życia, robiła mnóstwo rzeczy naraz i wszędzie jej było pełno, a ja z kolei częściej spędzam czas, oglądając Netfliksa albo czytając książki. Czasami hobbystycznie chodzę na sesje zdjęciowe, to akurat jedyna rzecz, która nas łączy. Łączyła. No i jeszcze siatkówka.
Kręcę głową, to nie czas na takie rozmyślania.
Przyjmuję zamówienie od Tomka i Ani, po czym odchodzę od ich stolika. Wracam do baru.
– Dwie kawy na jedenastkę.
Biorę je i zanoszę do stolika. Jedną stawiam przed klientem, całkowicie zamyślona, ale gdy podnoszę wzrok i dostrzegam, kogo właśnie obsługuję, ręce zaczynają mi drżeć i drugą kawę wylewam prosto na niego. Przy tym stoliku siedzi Michał Sawicki, a ja właśnie oblałam go kawą.
– Jasna cholera, przepraszam! – mówię od razu i w panice zaczynam trzeć jego koszulkę ręcznikiem, który mam przyczepiony do paska. To nie pomaga, robi się jeszcze większa plama.
– Nic się nie stało – mówi uspokajającym tonem.
– Rany, ty jesteś Michał Sawicki – wypalam głupio i od razu mam ochotę przywalić sobie w twarz.
– No, przynajmniej byłem nim, jak ostatnio sprawdzałem – żartuje, żeby rozluźnić atmosferę.
Wtedy spoglądam na pozostałe osoby przy stoliku. To siatkarze, których kojarzę z meczów w telewizji. Robię się blada. Właśnie oblałam Michała na oczach jego kumpli i innych klientów, chyba zaraz zwymiotuję.
– Hej, spokojnie. Chcesz się napić wody? – odzywa się Artur, też siatkarz.
Zaczynam ciężko oddychać.
– Hej, Karolina. Spokojnie – zwraca się do mnie Michał.
Skąd on wie, jak mam na imię? Ach, no tak, identyfikator.
– Masz atak paniki? – pyta spokojnym głosem.
Nie doświadczałam ich od miesiąca, nie pojawiały się, odkąd biorę nowe leki. Dlaczego teraz nagle wróciły? Staram się zapanować nad oddechem. Robię ćwiczenia, które w takich sytuacjach kazał mi wykonywać terapeuta. W końcu dochodzę do siebie.
– Bardzo was przepraszam za to zamieszanie. Ureguluję rachunek za zamówienie i zapłacę za pralnię – mówię od razu, chcąc wyjść z tej sytuacji z godnością. O ile w ogóle się da.
– Nie ma takiej potrzeby. Czy wszystko w porządku? Na pewno dobrze się czujesz?
– Nie, ale to nic. Przejdzie mi.
– O której kończysz pracę?
– A czy to ważne? – pytam, bo jestem podejrzliwa. Po co chce wiedzieć, do której pracuję?
– Po prostu odpowiedz, chyba że nie chcesz, to nie ma problemu.
– Teoretycznie dziś jesteśmy otwarci do czwartej.
– Skoro wiesz, kim jesteśmy, to pewnie chcesz zrobić zdjęcie? – odzywa się jeden z chłopaków. Odwracam się, to Sebastian Firlej.
– Skąd ten pomysł? – odpowiadam nieco bardziej twardo, niż miałam zamiar.
– Eee... No nie wiem, na pamiątkę?
Sebastian zaczyna się jąkać i chyba sam nie wie, co powinien mi odpowiedzieć. Zapewne pierwszy raz spotkał się z taką reakcją. Julia była fanką siatkówki, ja niekoniecznie. Tylko się uśmiecham.
– Muszę wracać do pracy, zaraz przyniosę nową kawę – mówię i znikam.
Czuję się jak idiotka. Wylałam kawę na Michała Sawickiego, jednego z najpopularniejszych siatkarzy. Jak mogłam wcześniej nie zwrócić na tych chłopaków uwagi? Przecież każdy z nich ma ponad dwa metry wzrostu i budzi zainteresowanie, nawet jeśli nie wszyscy go kojarzą. W zasadzie jestem niemal pewna, że połowa ludzi by się nimi nie zainteresowała, gdyby nie było z nimi Michała. To on jest ostatnio najpopularniejszy, chociaż z tego, co widziałam, Sebastian również zyskuje popularność.
– Coś ty taka zdenerwowana? – pyta Michalina, bacznie mi się przyglądając.
– Nic, jakby co, rachunek z jedenastki odlicz mi z wypłaty.
– Co się stało? – dopytuje Michalina, a ja się czerwienię ze wstydu.
Biorę oddech i w końcu jej odpowiadam:
– Wylałam kawę na klienta.
– Jeszcze nigdy ci się to nie zdarzyło.
– Nigdy też nie stałam naprzeciwko siatkarzy – odpowiadam, wciąż zawstydzona swoim zachowaniem.
– A, myślałam, że ktoś ci coś powiedział. Mocno się wkurzyli? Musisz bardziej uważać, zwłaszcza przy takich klientach...
– Wiem. Nie, nie byli źli, raczej rozbawieni. Wszystko spoko, ale i tak chcę pokryć ten rachunek.
Moja przełożona tylko kiwa głową.
Reszta zmiany upływa mi już w miarę spokojnie. Siatkarze siedzą przy stoliku jeszcze przez dwie godziny i ciągle widzę, jak patrzą na mnie za każdym razem, gdy przynoszę im kolejne bezalkoholowe drinki. Są w trakcie sezonu, więc pewnie nie mogą sobie na zbyt wiele pozwolić, jeśli chodzi o takie szaleństwa. Nie wiem, nie znam się, ale tak zakładam.
Z utęsknieniem wypatruję godziny czwartej, kiedy będę mogła już stąd wyjść, wrócić do swojego łóżka i pójść spać.Michał
Grafik mamy szalenie napięty, ale jestem szczęśliwy, że udało nam się zebrać i tutaj przyjechać. Chłopaki wciąż się ze mnie śmieją, że ze wszystkich miejsc, jakie mogliśmy odwiedzić, wybrałem akurat Poznań. Ciekawi mnie to miasto, a jeszcze nie miałem okazji go zobaczyć. Nie żebym teraz miał na to jakoś dużo czasu. Jutro późnym popołudniem ruszamy w trasy powrotne, bo każdy z nas ma jeszcze mecze do rozegrania, ale to nieważne.
Spędzam urodziny w towarzystwie swoich przyjaciół z reprezentacji i z klubu. Tutaj większość ludzi nie zwraca na nas uwagi. Możemy być nieco bardziej anonimowi. Oczywiście nasz wzrost to utrudnia, ale i tak czujemy się swobodniej.
Podchodzi kelnerka. Bardzo ładna, od razu zwracam na to uwagę, zresztą nie tylko ja. Widzę, że Sebastian ją lustruje. Stawia jedną kawę na naszym stoliku i już zamierza zrobić to samo z kolejną, gdy jej spojrzenie zatrzymuje się na mnie. Wtedy wylewa gorący napój prosto na mnie.
– Kurwa – rzucam cicho pod nosem, bo czuję, że płyn mnie parzy.
Widzę, jak jej oczy się rozszerzają. Nie wiem, czy z przerażenia, czy ekscytacji, że to ja. Niestety, jestem świadomy, jak na niektórych działa moja obecność. Zaczyna wycierać ręcznikiem plamę na mojej koszulce, przez co jeszcze bardziej ją rozmazuje. Nie jestem zły, ale ona ciągle mnie przeprasza, jakbym zaraz miał wybuchnąć z wściekłości.
Spoglądam na jej plakietkę. Karolina. Bardzo ładne imię. Dopiero teraz dostrzegam, że jest cholernie młoda.
Gdy odchodzi od stolika po krótkiej wymianie zdań, chłopaki mi się przyglądają. Wzruszam ramionami, bo totalnie nie wiem, o co im chodzi.
– Nie za młoda dla ciebie? – żartuje Sebastian, a ja przewracam oczami.
– A dla ciebie może za stara, co? – odbijam piłeczkę. Seba jest młodszy ode mnie zaledwie o rok. Mam dwadzieścia pięć lat, a on dwadzieścia cztery.
– Ludzie, ogarnijcie się. To tylko kelnerka, która na dodatek chyba jest niezdarą – odzywa się znudzony Piotrek.
– Wyluzuj, stary, tylko żartujemy. To co, zbieramy się? Jeszcze jeden, dwa drinki i może jakiś wieczorny spacer czy coś?
– Boże, brzmimy jak emeryci, a nie dwudziestokilkulatkowie...
– Cieszmy się, że w ogóle udało się nam wyrwać, w końcu finały tuż-tuż...
Wszyscy głośno wzdychamy. Wiemy, że sami wybraliśmy takie życie, sprawia nam to przyjemność i tak dalej, ale czasem tego grania jest tyle, że aż się go odechciewa. Bywa, że mamy trzy mecze w ciągu tygodnia, a gdzie czas na treningi i przede wszystkim na odpoczynek? Boję się, że mnie albo moim kumplom zdrowie w końcu padnie i będzie klops. Sezon reprezentacyjny jest tuż za rogiem, niedługo zaczną się powołania do kadry, nie możemy sobie pozwolić na żadne kontuzje.
– Dobra, panowie. Nie ma co rozmawiać o pracy. Idziemy w miasto, trzeba wykorzystać czas, który nam tu został.
– Jestem za.
Chcemy zapłacić rachunek, więc przywołujemy Karolinę. Widzę, że unika mojego spojrzenia. Wciąż czuje się zakłopotana.
Płacimy i zostawiamy napiwek. To znaczy ja zostawiam.
– Nie mogę – oponuje Karolina
– Możesz i go weźmiesz. Nie kłóć się ze mną.
Dziewczyna cicho dziękuje. Wstajemy od stolika i wychodzimy.
– Musimy wejść do jakiegoś sklepu, żebym kupił nową koszulkę, bo ta się do niczego nie nadaje – mówię do chłopaków, gdy idziemy ulicą Wrocławską.
– No tak to jest, gdy się jest tobą – śmieją się kumple, a ja marszczę brwi.
– Chyba nie oblała mnie kawą, bo jest moją fanką. Raczej sprawiała wrażenie po prostu zaskoczonej naszą obecnością. Nic więcej. Wiecie, pamiętajmy, że w mieście nie ma żadnej drużyny siatkarskiej, więc pewnie niewielu siatkarzy się tu pojawia. Nic dziwnego, że była w szoku.
– A ty cały czas będziesz jej bronić?
– Nie, po prostu się domyślam, jak to wygląda z jej perspektywy.
– Dobra, dlaczego my w ogóle tyle uwagi poświęcamy przypadkowej kelnerce?
Co do tego wszyscy się zgadzamy.
Idziemy do pobliskiej galerii. Stary Browar. Muszę przyznać, że jest tu ładnie, klimatycznie, a przy tym nie jest to jakiś moloch. Kupuję koszulkę i z chłopakami obmyślamy plan działania na następne godziny.
– Słuchajcie, widziałem w necie, że mają tutaj coś takiego jak Nocny Targ Towarzyski. Podobno jest fajnie. Może tam wyskoczymy? – proponuje Seba, a my się zgadzamy.
Coś kojarzę, słyszałem tę nazwę, ale nic poza tym. Zamawiamy ubera i jedziemy na ten Nocny Targ. Jestem ciekaw, co to jest i czy będzie tam dużo ludzi.
Mam nadzieję, że chłopaki będą się dobrze bawić, ale jednocześnie chciałbym, żeby w miarę szybko chcieli wracać, bo mam pewien plan.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------