Romans w Rzymie - ebook
Romans w Rzymie - ebook
Amerykanka Isabella Williams podczas wakacji w Rzymie poznała Antonia Rossiego, milionera należącego do śmietanki towarzyskiej. Zakochani zamieszkali razem. Ten cudowny domek z kart szybko się jednak zawalił. Isabella zostaje wplątana w konflikt braci Rossich i niesłusznie oskarżona o zdradę. Wyrzucona z domu, bez pieniędzy, nie wie, że problemy z rodziną Rossi dopiero się zaczną…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9821-4 |
Rozmiar pliku: | 812 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Isabella Williams usłyszała warkot drogiego sportowego samochodu i odwróciła się szybko, jak tropione zwierzę, które zwietrzyło niebezpieczeństwo. Od tego gwałtownego ruchu zakręciło jej się w głowie. Ściskając w rękach tacę, usiłowała odzyskać równowagę.
Warkot auta ucichł, zanim zdążyła je zobaczyć. Nieco uspokojona, wydała drżące westchnienie i otarła dłonią spocone czoło. Wyobraźnia płata jej figle. Wystarczy odgłos silnika sportowego wozu, a ona już myśli o tym mężczyźnie.
To absurd przypuszczać, że Antonio Rossi w ogóle jest w tej części Rzymu, a tym bardziej, że jej szuka. Sypiała z nim zaledwie przez kilka wspaniałych wiosennych miesięcy. Z pewnością już dawno o niej zapomniał. Był ucieleśnieniem marzeń każdej kobiety i nie wątpiła, że znalazło się wiele chętnych, by ją zastąpić.
Ta myśl ją zabolała i Isabella zamrugała, by powstrzymać łzy. Zerknęła na zegar i obliczyła, ile jeszcze godzin pozostało do końca jej zmiany. Zbyt wiele. Pragnęła jak najszybciej wpełznąć z powrotem do łóżka pod starą kołdrę i odciąć się od całego świata. Nie mogła sobie jednak pozwolić na wzięcie wolnego dnia. Potrzebowała każdego euro, by przeżyć.
– Isabella, twoi klienci czekają – warknął szef.
Tylko kiwnęła głową, zbyt znużona, żeby zdobyć się na jakąś ciętą ripostę, i podeszła do jednego z małych stolików w ogródku kawiarni, przy którym siedziało dwoje ludzi. Mężczyzna delikatnie, niemal z szacunkiem pocałował kobietę w usta. Przez otępienie Isabelli przebiło się ukłucie zazdrości, gdy przypomniała sobie, jak to jest być uwielbianą i pożądaną.
Zgarbiła się pod naporem gorzko-słodkich wspomnień. Nie odzyska już takiej miłości. Nigdy nie stanie się ponownie dla Antonia całym światem. Tęskniła do jego władczych pocałunków i czystego, płomiennego pożądania, jakie w niej rozniecały. Ale on już do niej nie wróci. Nie po tym, gdy odkrył prawdę.
Serce ścisnęło jej się z żalu. Z wysiłkiem postarała się opanować. Te szalone romantyczne dni minęły i lepiej o nich zapomnieć, powiedziała sobie stanowczo.
– Czy mogę już przyjąć zamówienie? – spytała po włosku.
Nie władała tym językiem zbyt dobrze, mimo że w college’u wzięła kilka lekcji. Niegdyś marzyła, że opanuje biegle włoski, stanie się kobietą wytworną i wyrafinowaną i podbije Rzym. Pragnęła przygody, piękna i miłości. Przez krótką chwilę miała to wszystko, ale pozwoliła, by wyślizgnęło jej się z rąk.
Teraz pracowała całymi dniami w tej podłej dziurze i była bez grosza. Ludzie ignorowali ją albo traktowali jak śmieć. To mogła równie dobrze mieć u siebie w Stanach. Tyle zostało z jej marzeń o przemianie z Kopciuszka w królewnę. Mieszkała nad kawiarnią w pokoju bez bieżącej wody i zamka w drzwiach. Pozostały jej tylko ciężar smutku i głębokie pragnienie, aby przetrwać.
Gdy przyjęła zamówienie i wróciła do kuchni, zdała sobie sprawę, że grozi jej ugrzęźnięcie tu na dobre. Musi pracować ciężej, szybciej i bystrzej, jeżeli chce w ciągu najbliższych kilku miesięcy wrócić do Ameryki. Obecnie bardziej niż kiedykolwiek potrzebowała znaleźć się w znajomym otoczeniu, podjąć pracę i dokończyć naukę w college’u. Po okresie snucia wielkich planów tęskniła teraz wyłącznie za bezpiecznym portem.
Ale nie może tak dalej ciągnąć, tyrając i ledwie wiążąc koniec z końcem. Będzie tylko coraz gorzej. Ta myśl wprawiła ją w obezwładniające przygnębienie. Isabella oparła się o kuchenną ścianę. Któregoś dnia wyzwoli się z tego koszmaru. Ze znużeniem przymknęła oczy, nie zważając na gniewne ponaglenia szefa. Niebawem uzbiera dość pieniędzy na powrotny lot do Stanów. Tam zacznie od początku i może tym razem jej się uda, jeśli wyciągnie naukę ze swoich błędów.
Antonio przyjrzał się niewielkiej kawiarni z ogródkiem. Po trwających cały weekend poszukiwaniach miał teraz stanąć twarzą w twarz z kobietą, która omal nie zniszczyła jego samego i jego rodziny. Wszedł energicznym krokiem i usiadł przy wolnym stoliku. Poruszał się ze swobodnym męskim wdziękiem maskującym przepełniający go gniew. Tym razem będzie się pilnował i nie ulegnie urokowi wielkich niebieskich oczu Isabelli ani jej urody niewinnego dziewczęcia.
Rozsiadł się wygodniej, włożył ciemne okulary i rozejrzał się po zardzewiałych meblach pokrytych łuszczącą się farbą. Nie spodziewał się, że odnajdzie Isabellę w takiej nędznej norze, w gorszej części Rzymu.
Dlaczego osiadła pośród tego brudu i ubóstwa? To bez sensu. Przecież otworzył przed nią cały świat. Mieszkała w jego eleganckim apartamencie, sypiała z nim w jego łóżku i miała na każde zawołanie jego służbę.
I rzuciła to wszystko, idąc do łóżka z jego bratem.
Świadomość tego nadal go dręczyła. Ofiarował Isabelli wszystko, lecz dla niej było to za mało. Bez względu na to, jak bardzo się starał, jak ciężko pracował, nie mógł konkurować ze swoim bratem. Zawsze tak było.
A jednak pół roku temu boleśnie zaskoczyło go uczynione po pijanemu wyznanie Giovanniego. Zareagował, usuwając brata i Isabellę ze swojego życia. Była to nagła i bezwzględna decyzja, ale oboje zasłużyli na coś znacznie gorszego.
Spostrzegł ją teraz niosącą na tacy dwie kawy. Nawet w cienkim czarnym podkoszulku, kusej dżinsowej spódniczce i zniszczonych pantoflach na niskim obcasie nadal wywierała na nim ogromne wrażenie. Zatrzymał spojrzenie na jej długich nogach i wspomniał, jak oplatała nimi jego biodra, kiedy się z nią kochał.
Odetchnął głęboko i odepchnął od siebie ten obraz. Nie mógł pozwolić, by erotyczny czar tej dziewczyny osłabił jego czujność. Raz już popełnił ten błąd – zaufał Isabelli i dopuścił ją blisko do siebie. To się więcej nie powtórzy.
Obserwował ponuro, jak obsługiwała parę przy pobliskim stoliku. Zauważył, że wygląda inaczej niż wówczas, gdy ją ostatnio widział. Wtedy spała w jego łóżku naga, zarumieniona po upojnych erotycznych igraszkach, a jej rozrzucone na poduszce długie włosy przypominały aureolę. Teraz była wychudła, blada i wymizerowana, a włosy miała niedbale związane w koński ogon.
Tak, wyglądała okropnie. Przez wargi Antonia przemknął okrutny uśmiech. Miał nadzieję, że przeszła przez piekło, a on był gotowy ponownie ją tam wepchnąć.
Kiedyś wierzył w jej słodycz i niewinność, lecz wszystko to okazało się kłamstwem. Jej wstydliwe uśmiechy i rumieńce rozbroiły go i uwierzył, że Isabella pragnie tylko jego. Lecz była to z jej strony jedynie gra, mająca umożliwić jej zbliżenie się do Giovanniego, dziedzica fortuny rodu Rossich. Isabella oczarowała Antonia swoją anielską urodą, lecz przez cały czas starała się uwieść Gia.
Teraz odwróciła się od tamtego stolika i ruszyła ku niemu. Z ołówkiem w ręku wbiła wzrok w notesik.
– Czy mogę już przyjąć zamówienie? – spytała znudzonym tonem.
– Witaj, Bella – rzekł.
Nie, nie, nie!
Podniosła wzrok, ujrzała Antonia i przez głowę przemknęła jej myśl o ucieczce.
Zamrugała powoli. Zapewne to tylko halucynacja. Niemożliwe, by Antonio Rossi, miliarder należący do rzymskiej śmietanki towarzyskiej, siedział w tej skromnej kawiarni.
Nie mógł jej jednak mylić zmysłowy dreszcz wywołany jego bliskością ani odbierająca oddech panika, która ogarnęła ją na jego widok.
Czy on wie? Czy dlatego się tu znalazł?
Wpatrywała się w niego, jak łania schwytana w snop promieni reflektorów samochodu. Jego elegancki czarny garnitur w prążki, podkreślający barczystą, smukłą, muskularną sylwetkę, jak również ręcznie szyta koszula i jedwabny krawat nie były w stanie zamaskować niemal zwierzęcego magnetyzmu, jakim emanował.
Antonio Rossi to najpotężniejszy i najbardziej zmysłowy mężczyzna, jakiego znała – a także najbardziej bezwzględny.
Ogarnął ją paraliżujący lęk. Nie potrafiła odgadnąć, co Antonio myśli ani co za chwilę zrobi. Mogła tylko czekać na nieuchronną katastrofę.
Postąpiła głupio, wiążąc się z nim. Należał do gatunku mężczyzn, przed którymi matka zawsze ją ostrzegała. Isabella była dla niego tylko zabawką, którą odrzucił, gdy już mu się znudziła. Wiedziała o tym, niemniej zawsze ją pociągał, jak płomień pociąga ćmę. Nawet teraz nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
Za ciemnymi okularami nie widziała jego oczu, ale wyraz twarzy miał surowy i władczy, taki jak zapamiętała. Nie był piękny, lecz mimo to zawsze przyciągał pełne podziwu spojrzenia kobiet.
Ucieknij i nie oglądaj się za siebie, pomyślała.
– Antonio? – rzekła wysokim, pełnym napięcia głosem. – Co ty tu robisz?
– Przyszedłem po ciebie.
Zadrżała. Nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze go ujrzy czy usłyszy te słowa. Lecz było już za późno. Nie mogła wrócić.
– Dlaczego?
– Dlaczego? – powtórzył i arogancko przyjrzał się jej wymizerowanej twarzy i nędznemu ubraniu.
Jej serce zaczęło bić szaleńczo. Jak wiele się dowiedział?
– Musisz stąd odejść. Natychmiast – zdołała wydusić. – Nie mam ci nic do powiedzenia.
Jego rysy stwardniały w grymasie niezadowolenia. Gwałtownie zdjął ciemne okulary i popatrzył na nią gniewnie.
– A może tak złożyłabyś mi kondolencje?
Z napięcia ledwie oddychała. Więził ją spojrzeniem ciemnobrązowych oczu. Nigdy dotąd nie widziała w nich tyle furii i cierpienia. Chciała odwrócić wzrok, lecz nie mogła.
– Dopiero niedawno dowiedziałam się o wypadku samochodowym Giovanniego. Współczuję ci z powodu utraty brata.
– Cóż za pokaz żalu po śmierci byłego kochanka – rzucił zjadliwie. – To musiało być paskudne rozstanie. Co się stało? Jego także oszukałaś?
Czyli on nie wie, pomyślała z ulgą i odetchnęła nieco swobodniej.
– Nie miałam romansu z Giovannim – oświadczyła.
W tym momencie mężczyzna przy innym stoliku odezwał się:
– Signorina, zapomniała pani…
– Chwileczkę – rzuciła, a potem powiedziała do Antonia: – Zaraz wrócę.
Lecz gdy wchodziła do kuchni, poczuła na ramieniu jego wielką dłoń. Zatrzymał ją i odwrócił ku sobie. Omal nie osunęła się na podłogę, znużona i chora ze zdenerwowania.
Musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Zapomniała już, jaki jest wysoki i silny. Dawniej czuła się przy nim spokojna i bezpieczna, natomiast teraz tylko całkowicie bezbronna.
– Szukałem cię – oznajmił. – Zaskakująco trudno było cię znaleźć.
Ze strachu ogarnęły ją mdłości. Antonio ujął ją za ramiona, wbijając w nie palce niczym szpony. Poczuła się uwięziona, schwytana w pułapkę.
– Co tu się dzieje, Isabella? – zabrzmiał nagle tuż obok głos szefa.
– Poradzę sobie – zapewniła go, wciąż wpatrując się w Antonia.
Wystarczyło, że jej dotknął, spojrzał na nią, i znów znalazła się w jego władzy – jak zawsze.
Świat wokół niej zawirował i zachybotał. Była wyczerpana fizycznie i psychicznie.
– Nie wiem, dlaczego zadałeś sobie trud, by mnie odszukać – rzekła ze znużeniem. Kątem oka dostrzegła, że szef przygląda się zaciekawiony temu bogatemu klientowi w jego lokalu. – Nadal uważasz, że romansowałam z Giovannim, kiedy byłam z tobą.
Oczy mu pociemniały, a na twarzy odbił się gniew.
– Och, wiem, że to robiłaś.
Zatem nie przebaczył bratu. Ani jej. Nigdy nie przebaczy.
– Wiem, że byłaś jego kochanką – ciągnął. – Z jakiego innego powodu uwzględniłby cię w testamencie?
Wzdrygnęła się. To niedobrze. Uważała Giovanniego za przyjaciela. Pozwolił jej zamieszkać u siebie i pomagał. Nie zdradził jednak przed nią swego prawdziwego charakteru, dopóki nie było już za późno.
– Odejdź, Antonio. Nic o tym nie wiesz.
– Nie odejdę bez ciebie. Musisz jak najszybciej podpisać kilka dokumentów w kancelarii adwokackiej.
Narastała w niej panika. Nigdzie z nim nie pójdzie.
– Powiedz swojej rodzinie, że nie zdołałeś mnie odnaleźć. – Cofnęła się od niego o krok i skonstatowała z ulgą, że ją puścił. – Oddaj te pieniądze na cele dobroczynne.
Przyjrzał jej się z niedowierzaniem.
– Nie wiesz, ile ich jest.
– To bez znaczenia.
Nie ufała temu darowi Giovanniego. Gdyby go przyjęła, niewątpliwie musiałaby zapłacić za to jakąś cenę.
– Isabella! – krzyknął szef. – Podaj jedzenie na stół, zanim wystygnie.
Odwróciła się gwałtownie i znowu zakręciło jej się w głowie. Odruchowo przytrzymała się ramienia Antonia i stłumiła jęk. Nie powinna okazać słabości.
Przyjrzał jej się uważnie.
– Jesteś chora? – spytał ostro.
– Źle spałam tej nocy – odrzekła szorstko.
Nie chciała, by dostrzegł, jak bardzo czuje się słaba. Antonio był bystry – dzięki temu zbił majątek – i wkrótce się domyśli, co się z nią dzieje. Musiała odejść, zanim odkryje prawdę.
– Obsłużę tego gościa – rzekła do niego i podniosła tacę. – Później nikt nam nie przeszkodzi.
Szybko wyszła do ogródka i podała na stół potrawy, mamrocząc przeprosiny. Potem odstawiła tacę na jeden z pustych stolików. To jej ostatnia szansa na ucieczkę.
Ruszyła niedbałym krokiem po chodniku, a gdy skręciła za róg, puściła się biegiem. Miała wrażenie, że jej płuca zaraz eksplodują, lecz nie zwolniła. Dotarła do tylnych schodów i wbiegła po nich, przeskakując po dwa stopnie naraz. W pewnym momencie potknęła się, upadła i posiniaczyła sobie kolano. Znów poczuła zawrót głowy, ale wstała i wchodziła dalej, choć nogi się pod nią trzęsły. Antonio do tej pory z pewnością już się zorientował, że uciekła.
Wpadła do swojego pokoju. Jej plecak leżał na twardym, nierównym materacu. Gdy sięgała po niego, usłyszała trzaśnięcie drzwi.
Odwróciła się i pokój zawirował. Zobaczyła Antonia opartego o framugę. Nie wyglądał na zaskoczonego i nie był ani trochę zdyszany. Widocznie domyślił się, że zamierzała umknąć, i zjawił się tu, gdy tylko wyszła z kuchni.
– Jestem rozczarowany, Bella – rzekł złowróżbnie spokojnym tonem. – Stałaś się taka przewidywalna.
– Ja… ja…
Urwała i zamrugała, by odegnać sprzed oczu wirujące czarne mroczki. W głowie czuła pustkę, za to ręce i nogi ciążyły jej jak z ołowiu. Nie mogła się ruszyć.
Podszedł do niej.
– Nie mam czasu na twoje gierki. Idziesz ze mną, natychmiast.
– Ja… – zaczęła jeszcze raz.
Musiała się poruszyć. Uciec. Bezwstydnie skłamać. Ale w tym momencie zachwiała się i zemdlona osunęła się na ziemię.