Romans w świecie mody - ebook
Romans w świecie mody - ebook
Emma Stewart z dnia na dzień zostaje miliarderką i współwłaścicielką domu mody Eden’s na Manhattanie. Pierwsze kroki w nowym świecie są dla niej trudne, lecz radzi sobie dzielnie, a przypadkowe spotkanie z przystojnym Brytyjczykiem, Danielem Stone’em, staje się początkiem gorącego romansu. Emma nie wie jednak, że Daniel ma w Nowym Jorku misję do spełnienia: otworzyć dom mody Stone’s i zniszczyć Eden’s. Jak się zachowa wobec Emmy, gdy konflikt interesów wyjdzie na jaw?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5561-5 |
Rozmiar pliku: | 626 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Daniela Stone’a obudził dzwonek telefonu. Przewrócił się na bok, po omacku znalazł najpierw stolik nocny, potem komórkę leżącą na blacie. Nie musiał sprawdzać, czyje imię wyświetliło się na ekranie. Wiedział, kto dzwoni. Matka nigdy nie brała pod uwagę różnicy czasu między Londynem a Nowym Jorkiem.
- Jest piąta czterdzieści dziewięć rano, do cholery – burknął. Podciągnął się wyżej, zapalił lampę. Światło raziło go w oczy. Trzy psy, Mandy, Buck i Jolly, śpiące w nogach łóżka, nawet nie drgnęły. – Co jest aż tak ważnego, że nie może poczekać?
- Zamierzasz oglądać dziś jakieś lokale na nasz sklep?
Matka nigdy nie bawiła się w zbędne wstępy. Zawsze przechodziła prosto do rzeczy.
- Z agentem spotykam się o dziewiątej. Pokaże mi dwie nieruchomości. Całkiem obiecujące.
Kłamał, oczywiście. W rzeczywistości był daleki od optymizmu. Niemniej musiał trzymać fason. To on nalegał na przyjazd do Nowego Jorku. Chciał urzeczywistnić marzenie matki o otwarciu tu kolejnego w sieci cieszących się dużą renomą magazynów mody Stone’s.
Niestety w ciągu trzech tygodni, jakie spędził na Manhattanie, nie posunął się ani o krok do przodu.
- Zadzwonisz potem? – upewniła się matka.
- Czy kiedykolwiek się nie odmeldowałem?
Daniela bolało, że matka wciąż ma do niego tak mało zaufania. Całe życie pracuje w rodzinnej firmie, ale to jego starszy brat, William, był zawsze na pierwszym miejscu. Po tragicznej śmierci Williama w wypadku samochodowym Margaret Stone rzuciła się w wir pracy. I stała się jeszcze bardziej wymagająca. Trudno było ją zadowolić.
- Rozumiem, że dziś wieczorem wybierasz się na pokaz mody w Empire State? Nie zapomniałeś, prawda?
- Nie zapomniałem.
Zmęczyło go, że matka nadzoruje każdy jego ruch, chociaż ma trzydzieści cztery lata na karku.
- Z kim idziesz?
- Mamo, daj spokój, byłem strasznie zajęty.
Nie przyjechał do Nowego Jorku w celach towarzyskich. Nie szukał romansu. Kobiety tylko komplikują człowiekowi życie. Jego celem jest udowodnienie rodzicom, że potrafi robić interesy i że oni mogą spokojnie pomyśleć o emeryturze. William może był ich złotym chłopcem, ale on nie godzi się na obsadzenie go w roli czarnej owcy z powodu kłótni, jaką miał z bratem w wieczór wypadku.
- To przynajmniej powiedz, że pamiętasz o zadaniu, jakie masz wykonać.
- Pamiętam. Mam odnaleźć Norę Bradford i namówić ją, żeby podpisała z nami umowę na wyłączność sprzedaży jej projektów.
- Nie muszę ci powtarzać, jakie to ważne. Eden’s nie potraktował fair ani jej, ani jej kolekcji. Jest zbyt utalentowaną projektantką, aby jej kreacje sprzedawał jakiś tam drugorzędny dom mody.
Daniel zdusił w sobie jęk frustracji. Dopóki nie przedstawił matce planów otwarcia sklepu w Nowym Jorku, nie zdawał sobie sprawy, że ona wciąż pielęgnuje dawne urazy. Gdyby wiedział, nigdy by nie wyszedł z podobną inicjatywą.
- Mamo, Eden’s to nie jest drugorzędny dom mody. Widziałem to na własne oczy.
- Mylisz się, mój drogi. I wiesz, jak nie lubiłam Victorii Eden. Mściwa jędza.
Victoria Eden, założycielka domu mody Eden’s, wiele lat temu przyjęła matkę Daniela do pracy i szykowała ją na kierowniczkę flagowego oddziału na Manhattanie. W tamtym czasie Eden’s miał filie w wielu krajach na całym świecie, a Stone’s, założony przez dziadków Daniela, dopiero startował i z trudem utrzymywał się na powierzchni. Rodzice wysłali córkę, Margaret, do Nowego Jorku, aby odkryła tajemnicę sukcesu konkurencji. Kiedy Victoria Eden zorientowała się, kim jest jej pracownica, natychmiast ją zwolniła i namówiła dostawców, by zerwali kontrakty z domem Stone’s. Taki był początek waśni rodzinnej.
- Wiem, mamo.
- Otwarcie naszego sklepu w Nowym Jorku ma ich zniszczyć. Żałuję, że William nie może w tym uczestniczyć.
Jolly, buldog angielski, osierocona suczka Williama, podpełzła bliżej i zwinęła się w kłębek obok biodra Daniela. Podrapał ją za uchem. Warknęła. Nawet ona uważa, że nie dorastam Williamowi do pięt, pomyślał.
- Skoncentrujmy się na sobie – powiedział. – To najlepsza strategia. Niech silniejszy zwycięży.
- Siostry Eden nie są dla nas konkurencją. Cała trójka nie ma pojęcia o prowadzeniu domu mody. Jedna z nich całe życie spędziła na południu Francji, leżąc do góry brzuchem.
Daniel zamknął oczy, kciukiem i palcem wskazującym ścisnął nasadę nosa.
- Muszę wyprowadzić psy. Później zadzwonię.
Z tymi słowami rozłączył się. Wstał i poszedł do kuchni zrobić sobie herbatę. Czekając, aż woda się zagotuje, zajrzał do pokoju dziennego. Słońce właśnie wschodziło nad wierzchołkami drzew w Central Parku. Za taki widok ludzie są gotowi zapłacić miliony, pomyślał.
Zatęsknił za Londynem. Im prędzej znajdzie odpowiedni budynek i urządzi w nim dom mody, tym szybciej wróci do Anglii.
Emma Stewart po raz piąty w ciągu ostatnich pięciu dni spojrzała w lustro i po raz piąty zadała sobie to samo pytanie: Czy w tej sukience może dziś wystąpić na pokazie mody w Empire State? Owszem, sukienka jest elegancka, doskonale leży, szara krepa pięknie się układa, a czarne szpilki Manolo Blahnik, kupione za namową Sophie, stanowią odważny dodatek i razem tworzą strój odpowiedni dla kobiety na stanowisku. Ale czy dość szykowny, aby się pokazać wśród projektantów i krytyków mody, celebrytów, modelek? Tego nie była pewna.
W szarości dobrze się czuła. Może pewnego dnia odważy się włożyć coś bardziej ekstrawaganckiego, ale jeszcze nie dziś. Jeszcze nie jest gotowa. Nieważne, że posiada majątek wart ponad miliard dolarów i apartament z widokiem na Central Park, ani że pełni funkcję dyrektor finansowej jednego z największych magazynów mody w mieście.
Trzy miesiące temu na rachunku w banku miała trzydzieści cztery dolary, wynajmowała kawalerkę w New Jersey, którą dzieliła ze zwinną szaroburą myszką, i pracowała w małej firmie rachunkowej na stanowisku młodszej księgowej. Dlatego nie czułaby się dobrze w sukni przykuwającej spojrzenia, ponieważ nikt nigdy nie zwracał na nią uwagi.
Westchnęła, jeszcze raz obróciła się przed lustrem, potem zdjęła sukienkę i zapakowała do pokrowca, aby zabrać ją do pracy. Umówiła się z siostrami przyrodnimi, Mindy i Sophie, że razem się przygotują do gali i razem prosto z biura pojadą do Empire State Building.
W pośpiechu związała włosy w koński ogon, lekko umalowała rzęsy oraz usta i wskoczyła w swój codzienny strój, czyli czarne spodnie i jedwabną bluzkę. Butów nie zmieniła. A niech tam!
Czekając na windę, robiła w myśli szybki przegląd spraw do załatwienia. W Eden’s pracowała dopiero trzy miesiące i wciąż czuła na sobie presję otoczenia. Cała sytuacja była dziwna i niezwykła.
W grudniu zeszłego roku została wezwana do kancelarii adwokackiej na oficjalne otwarcie testamentu Victorii Eden. Wtedy wiedziała tylko, że Victoria to babka jej sióstr ciotecznych i właścicielka największego magazynu mody w mieście. Okazało się jednak, że jest również i jej babką, a ona sama owocem romansu matki z mężem jej siostry. Sprawę przez dwadzieścia siedem lat trzymano w sekrecie i dopiero Victoria zerwała zmowę milczenia, zapisując jedną trzecią majątku trzeciej wnuczce, o której istnieniu nie wiedział nikt poza ścisłym gronem wtajemniczonych.
Pozostałe dwie trzecie majątku odziedziczyły Sophie i Mindy Eden, które Emma zawsze uważała za siostry cioteczne, a które w rzeczywistości były jej siostrami przyrodnimi. Wciąż nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Dorastała jako jedynaczka i zawsze marzyła o rodzeństwie, a tu nagle zyskała dwie, na dodatek już dorosłe, siostry naraz.
Winda nareszcie przyjechała. Drzwi się rozsunęły, Emma spojrzała w dół na swoje buty i nagle w zasięgu jej wzroku pojawiły się błyszczące ozdobnie dziurkowane noski czarnych męskich półbutów wystające spod grafitowych spodni. Właścicielem owych półbutów okazał się przystojny, elegancko ubrany brunet, którego nie znała.
Mężczyzna chrząknął, wyciągnął rękę i w ostatniej chwili przytrzymał drzwi, które już się zasuwały.
Emma wskoczyła do kabiny.
- Przepraszam. Zagapiłam się. Jadę do pracy. Zbyt dużo spraw na głowie – paplała z uśmiechem. Nieznajomy skrzyżował ręce na piersi i wbił wzrok w drzwi przed sobą. – Pan też do pracy? – zapytała.
Mężczyzna spojrzał na nią i kiwnął głową.
- Tak.
Łał! Brytyjski akcent!
- Od dawna mieszka pan w naszej kamienicy?
Ona mieszkała tu już blisko dwa miesiące, ale z nikim z sąsiadów nie udało jej się zaprzyjaźnić. Próbowała. Upiekła muffinki dyniowe i zaniosła małżeństwu, które się wprowadziło obok niej. Byli zakłopotani. Dopiero kiedy kobieta rzekła: „Jak miło. Własne wypieki”, Emma zdała sobie sprawę, że popełniła gafę. Powinna była przynieść coś z eleganckich delikatesów. Okej. Następnym razem kupi trufle czekoladowe i butelkę szampana. Kiedy wejdziesz między wrony i tak dalej.
Nieznajomy pokręcił głową.
- Nie.
Emma już miała na końcu języka trzy albo cztery następne pytania, w tym jedno na temat jego wody kolońskiej z leśną nutą, lecz nie zdążyła ich zadać, gdyż rozległ się gong, winda stanęła i drzwi się rozsunęły.
Tajemniczy Brytyjczyk szarmancko przepuścił ją przodem i po opuszczeniu kabiny skręcił w stronę wejścia do garażu podziemnego. Poproszę kierowcę, aby tam mnie odbierał, pomyślała Emma, przechodząc przez hol główny.
Lepiej skup się na pracy, upomniał ją wewnętrzny głos. Twoja przyszłość to dom mody Eden’s.
Po dwudziestu minutach jazdy w korkach była na miejscu. Jeszcze nawet nie zdążyła wysiąść z windy, kiedy Lizzie, sekretarka, poinformowała ją:
- Mindy i Sophie czekają na ciebie w gabinecie Sophie. Chcą porozmawiać o pokazie mody.
Emma uśmiechnęła się z przymusem.
- Dziękuję. Już do nich idę.
Zjadała ją trema. Victoria Eden najwyraźniej co roku brała udział w gali charytatywnej, ale w tym roku po raz pierwszy dom Eden’s będą reprezentowały trzy siostry: Sophie, Mindy i ona.
- Emma! – Sophie potrzasnęła grzywą blond włosów z modnym odcieniem truskawkowym, zerwała się z fotela za biurkiem, podbiegła do niej, objęła i uścisnęła.
Ubrana w piękną granatową sukienkę i czerwone szpilki wyglądała jak uosobienie doskonale zorganizowanej bizneswoman. Emma miała nadzieję, że kiedyś i ona będzie wyglądała tak samo.
- Cześć, Emmo – burknęła Mindy i obrzuciła ją taksującym spojrzeniem. Miała na sobie śliwkową wąską spódnicę i żakiet z baskinką. Nie była tak szykowna jak Sophie, lecz zawsze prezentowała się nieskazitelnie. – Widzę, że włożyłaś swoje nieśmiertelne czarne spodnie.
- Spieszyłam się. Chwyciłam, co było pod ręką.
Emma wciąż stała koło biurka Sophie. Nie zamierzała zostać tu długo.
- To twoja suknia na wieczór? – Mindy wskazała pokrowiec.
- Eee… Tak.
- Chciałybyśmy ją zobaczyć.
Emma wyjęła sukienkę i przyłożyła do siebie, szykując się na najgorsze. Sophie i Mindy od lat pracowały w branży, w której liczą się klasa i pierwsze wrażenie, ona zaś stawiała dopiero pierwsze kroki. Poza tym one wychowały się w rodzinie, w której nigdy nie brakowało pieniędzy i w której kultywowano indywidualny styl. Jej wpojono zasadę, że ma nie wyróżniać się z tłumu, a ubrania kupowała w outletach.
- I jak? – zapytała.
- Tragicznie – krótko podsumowała Mindy.
Sophie skarciła ją wzrokiem.
- Szary jest w tym sezonie modny. – Dotknęła brzegu sukienki. – Rzecz w tym, że to nie jest suknia wieczorowa. I nie jest dość wyrazista. Podczas dzisiejszej gali trzeba się czymś wyróżnić.
Tego właśnie Emma się obawiała.
- Nie moja wina, że nie nadążam za modą. Jeszcze trzy miesiące temu pracowałam w biurze rachunkowym i byłam biedna jak mysz kościelna.
- Pamiętasz, że nie wolno ci o tym wspomnieć?
Sophie położyła sobie palec na ustach.
Po ogłoszeniu testamentu Victorii Eden Sophie i Mindy wymyśliły historyjkę, która wyjaśniała nagłe pojawienie się na scenie trzeciej siostry. Odtąd Emma miała mówić, że dzieciństwo i młodość spędziła na południu Francji, a po powrocie do Stanów studiowała finanse.
- Nie ma obawy. Nie pisnę ani słówka – obiecała.
- W porządku. Ale sukienka jest po prostu nudna. Musisz znaleźć coś innego – oświadczyła Mindy.
Założyła nogę na nogę i zaczęła kiwać stopą, zdradzając zniecierpliwienie.
- Zjadę na dół do działu jubilerskiego i poszukam czegoś na szyję, co ożywi tę sukienkę.
Sophie skrzywiła się.
- To nie wystarczy.
Emma miała już tego dość.
- W porządku. Poszukam innej sukienki – oświadczyła i z wysoko podniesioną głową wymaszerowała z gabinetu Sophie.
Nie czuła się jednak zwyciężczynią. Przyrodnie siostry ją peszyły.
- Mogę wejść? – zapytała Sophie, stając w drzwiach.
- Nie róbmy z tego afery, dobrze? Sama to załatwię – rzekła Emma.
Usiadła za biurkiem. Masywny mebel niczym barykada oddzielał ją od siostry przyrodniej.
- Wiem. Ale może jednak pójdę z tobą?
- Jestem dorosła. Sama wybieram sobie stroje.
Wzbraniała się, a przecież potrzebowała pomocy. Potrzebowała kogoś, kto jej powie, że nie wygląda śmiesznie.
Sophie zajęła fotel naprzeciwko niej.
- Wiesz, za pierwszym razem, kiedy babcia zabrała mnie na ten pokaz, byłam przerażona. Nie wiedziałam, jak się ubrać. Potrzebowałam wskazówek, których ona mi udzieliła.
- Mnie nie pomoże, bo nie ma jej tutaj – odparła Emma.
Zdawała sobie sprawę, że mówi nieprzyjemnym tonem, ale czuła się rozżalona. Zabrano jej rodzinę.
- Owszem, nie ma jej tutaj. Żałuję. Naprawdę chcę ci pomóc. Już cztery razy uczestniczyłam w gali. Wiem, jakiej sukni szukać.
Emma nie chciała się do tego przyznać, ale czekała właśnie na taką propozycję.
- Nie wiem, kiedy znajdę wolną chwilę – stwierdziła. – Mam bardzo napięty plan dnia. I nie znoszę robić niczego na ostatnią chwilę. Nie znoszę, kiedy coś mnie zaskakuje.
Sophie wstała.
- Nie martw się. I tak muszę zjechać na dół do działu mody, więc wybiorę kilka sukien, a ty je sobie odbierzesz później. Zgoda?
- Tylko nie przesadź. Nie lubię ekstrawagancji.
- Nie musisz być ekstrawagancko ubrana, aby skraść show. – Sophie spojrzała na ekran komórki, z którą się nie rozstawała. – Spotkajmy się za dwie godziny w przymierzalni dla VIP-ów, dobrze?
Emma nie miała wyboru. Nie może pójść na galę i wyglądać jak uboga krewna. Najwyższy czas z tym skończyć.
- Dobrze. Za dwie godziny.