Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Romantyczna szkoła Lenormand - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
14 września 2025
33,33
3333 pkt
punktów Virtualo

Romantyczna szkoła Lenormand - ebook

Jakkolwiek jest to podręcznik pisany dla osób pragnących zajmować się Lenormand zawodowo, można zeń korzystać również w celu samorozwoju. Struktura zawartej tu wiedzy jest podana w sposób bardzo otwarty. Osoba zaczynająca od zera może wybrać tylko kilka elementów i za ich pomocą rozpocząć swą drogę z Lenormand. Zaawansowany kartomanta może zaś bezpiecznie dorzucić coś nowego do swoich narzędzi. Użyty w tytule przymiotnik „romantyczny” odnosi się raczej do epoki, w której powstały te karty oraz sposób ich czytania. Autor, Adam Wanderfalke (ur. 1967) kartomanta, astrolog, podcaster, autor i głos cyklu „Tarot do słuchania” na Spotify. Wydał kraftowe talie Rorschach-Lenormand, Sentimental Youth Lenormand oraz Shouts & Whispers Lenormand.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Ezoteryka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 441 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

WSTĘP

NOTA I PODSTAWOWE POJĘCIA

JAK CZYTAĆ TĘ KSIĄŻKĘ

ZŁODZIEJ

A TERAZ, SKORO SIEDZIMY JUŻ PRZY STOLE, OBIECANA FILIŻANKA KAWY

LENORMAND TO HISTORIA, KTÓRA KOŃCZY SIĘ ŹLE

GRAMATYKA DLA CORAZ BARDZIEJ ZAAWANSOWANYCH, CZYLI CZY NAPRAWDĘ MUSISZ TO WSZYSTKO ZAPAMIĘTAĆ

JAK UKŁADAĆ I CZYTAĆ KARTY

CHEMIA

FARBENLEHRE

PERSPEKTYWA

ŚWIATŁOCIEŃ

GRAWITACJA

LADY I GENTLEMAN JAKO OPOZYCJE

SYGNIFIKATORY

KIEDY?

GDZIE?

SYMETRIA

ROMANTYCZNE ZAKOŃCZENIEWSTĘP

Metoda czytania Lenormand jaką stosuję i opisuję wypracowana została przeze mnie jako odpowiedź na trudności z przeszczepieniem oficjalnych szkół narodowych na grunt naszego języka. Polszczyzna bowiem okazała się czymś zbyt giętkim i otwartym, by ująć ją w sztywne ramy, które pozwoliłyby zastosować tu jakąkolwiek importowaną gramatykę Lenormand. Ogromna dowolność w kolejności części zdania często powodowała konsternację i moją, i kwerentów. Szybko zacząłem więc kolekcjonować – bo nie da się ukryć, że książka ta jest swego rodzaju kolekcją metod – wszystko co można zastosować w interpretacji grand tableau, a co nie jest klasyczną gramatyką. Dysponując czasem jedynie szczątkowymi leksykonami, poznanymi często podczas kilkunastominutowej rozmowy, rozwinąłem je w większe całości, które mogą nie mieć odbicia w oryginałach, lecz bez wątpienia mówią i czytają się.

Lenormand jest czymś rozgadanym, bezpośrednim, kontaktowym, realnym, a nie wirtualnym i takim pozostaje do dziś, pomimo praktycznego przeniesienia się przeogromnej większości rynku usług ezoterycznych na platformy społecznościowe. Lenormand to często po prostu rozmowa, a lenormadyści chętniej otwierają się przed kimś, kto pyta o ich metodę, niż czytający często zza gardy rytuałów i skupienia tarociści. Czasem mam wręcz wrażenie, że do Lenormand nie wystarczą intuicja oraz trygony i sekstyle jej swobodnego przepływu często ujęte w magicznych prostokątach naszych kosmogramów. Do Lenormand potrzebna jest choć szczypta gadatliwości, lub zdolności prowadzenia rozmowy, lub umiejętności nawiązywania bezpośredniego kontaktu, lub zdolności podtrzymywania kontaktu, albo umiejętność celnego wysyłania pytającego spojrzenia. Konieczne jest posiadanie choćby zalążka jednej z tych zdolności, a sama praca z tymi 36 kartami zadziała jak szczelina w tamie, która dość szybko otworzy wszystkie pozostałe. Lenormandyści z tych właśnie powodów chętnie rozmawiają i dzielą się swą wiedzą. Ich język jest często bardzo obrazowy, gdyż te karty wręcz stymulują najdrobniejsze nawet zdolności opisowe. Na pewnym etapie kariery lenormandyście jest wręcz trudno przestać mówić. Może dlatego, że sam układ kart to takie hygge, z czasów zanim jeszcze powstało hygge: Lis, Niedźwiedź i Wąż z baśni, Góra, Wieża i Drzewo z bardzo dokładnej dawnej mapy, Pierścień, Klucz i List z szuflady, Ptaki, Myszy i Kosa z wiejskiego domu, Lady, Gentleman, Bukiet i Ogród ze starych pocztówek…

Te karty nie boją się zaglądać tam, gdzie inne talie patrzą ponad zwykłymi sprawami, detalami, niepozornymi punktami zaczepienia. Trudno sobie wyobrazić kogoś, kto z tym pracuje i kto nie jest gadułą. Dzięki temu właśnie, wielokrotnie od przypadkowo spotkanych osób, zebrałem ogromny materiał. I w pewnym momencie stwierdziłem, że materiału tego jest o wiele za dużo dla jednej osoby. Ogromna nadwyżka metod w obrębie tej książki powoduje, że nie sposób będzie stosować ich wszystkich naraz. Myślę, że każdy czytelnik dokona selekcji pod kątem własnych predyspozycji i doświadczeń. Sam stosuję kilka z tych metod wymiennie. Czasami składam ad hoc na potrzeby jednego czytania kilka elementów.

Zastosowana przeze mnie metoda unikania gramatyki i coraz częstsze ucieczki ku pierwotnym sposobom czytania Lenormand narzucają taktykę zaniechania małych form i konsekwentnego stosowania wszystkich kart naraz, przeważnie jako grand tableau. To spora wada w mediach społecznościowych, ale jest to tylko i jedynie opinia kogoś ukształtowanego w czasach przedinternetowych. Operowanie grand tableau to też ogromna zaleta dla spotkań twarzą w twarz, kameralnych przestrzeni, nawiązywania bezpośrednich kontaktów. Dla dłuższego skupienia uwagi na sprawach ważnych, choć czasem komunikowanych jedynie przez szczegóły.NOTA I PODSTAWOWE POJĘCIA

Byłbym daleki od nazywania metody opisanej w tej książce autorską, jakkolwiek zawiera ona niemalże wszystko, czego sam używam w pracy z Lenormand. Zawiera ona jednak więcej narzędzi niż sam stosuję. Po to, by czytelnicy mogli sami zbudować swoje własne systemy pracy z tą talią, gdyż stosowanie jej wymaga od kartomanty przede wszystkim indywidualizmu – jednej z głównych wartości romantyzmu – epoki, w której Lenormand powstało. Nie nazywam tej metody autorską również dlatego, że opiera się ona przede wszystkim na kompilacji technik już znanych, które co prawda w wielu miejscach rozwinąłem, lecz rozwinięcie to ma charakter naturalny, zgodny z istotą danej techniki. Książka nie jest moim systemem autorskim, jest jedynie zbiorem narzędzi, podpowiedzi, sugestii z których czytelnik zbuduje swój własny system.

Lenormand jest zdecydowanie za bardzo dzieckiem romantyzmu, swej epoki, by dało się ująć w nowoczesne środki przekazu, pomimo tego nawet, że jako jedyny system tak dobrze potrafi podzielić nasze życie na sferę realną i wirtualną, społecznościową. Pomimo, że to Lenormand lepiej opowie o tym, co dzieje się z nami w sieci niż de facto bardziej społecznościowy w swej istocie Tarot. Nie sposób też uniknąć twierdzenia, że współczesne Lenormand rozdrabniając się na szkoły narodowe zgubiło wiele ze swego oryginalnego romantycznego ducha. Przekonany jestem, że sięgnięcie do źródeł powstania tej talii pozwoli każdemu lepiej i precyzyjniej porozumiewać się (z) tymi 36 kartami.

Z początku chciałem uniknąć zajmowania się historią tej talii. Chciałem, by książka ta była jak najbardziej praktyczna, użyteczna. Okazało się jednak, że bez historii talii, jakikolwiek materiał edukacyjny byłby o tyle uboższy, że pozostawiłby adeptowi jedynie na automatyczne, pamięciowe przyswajanie materiału, a to chyba właśnie pozostaje tym, co najbardziej zniechęca do sięgnięcia po jakąkolwiek sztukę dywinacji. Potocznie uważa się, że by opanować Lenormand trzeba zakuć na pamięć znaczenia wszystkich kart oraz par tych kart. Nic bardziej błędnego. W publikacji tej zaproponuję czytelnikowi szereg alternatywnych metod. Nie ukrywam, że będę też chciał przekonać, by nie bać się improwizacji.

Traktuj proszę tę publikację jako coś w rodzaju efemeryd astrologicznych. Nie bój się nawet użyć jej przy kwerencie. Choć pozbawiona jednoznacznie encyklopedycznego charakteru, praca ta może być traktowana jako podręczne źródło wiedzy nawet przez profesjonalistę. Zwłaszcza jeśli ten czuje, że zaczyna grzęznąć w jednej ze szkół narodowych, a karty chciałyby porozmawiać na bardziej uniwersalnym poziomie. Ten materiał napisany został w trochę inny sposób niż dotychczasowe podręczniki kartomancji. Zamiast zbierać wszystkie informacje o jednej karcie w jednym miejscu, opowiadam po kilkakroć wszystkie karty jako różne historie, różne poetyki, różne zastosowania. Zachęcam do wybrania tego, co najbardziej czytelnikowi odpowiada. Zachęcam do mieszania tych poetyk. Zachęcam do stworzenia własnego języka Lenormand. To jest jedynie zestaw elementów, za pomocą których złożysz swój własny system. Cokolwiek zapamiętasz z tej książki będzie OK. Cokolwiek zapomnisz lub zanegujesz, najprawdopodobniej nie będzie warte twej uwagi.

Indywidualny, niepowtarzalny sposób będzie bowiem zawsze tym najskuteczniejszym dla danej osoby posługującej się kartami. Pozwoli kartom myśleć tak jak ona. Pozwoli im mówić językiem tej osoby. Stworzy nić porozumienia, dzięki której człowiek i karty porozumiewają się bez słów. To talia, która powstała w czasach, gdy jedną z największych wartości był indywidualizm. Książka ta nie jest jedyną słuszną drogą, gdyż opisuje dróg kilka. Jest trochę jak przybornik. Można wybrać z niego za każdym razem, w każdym indywidualnym przypadku to, co będzie najbardziej potrzebne, co najlepiej będzie leżeć w ręku użytkownika i czym najszybciej będzie mógł on poprawić coś, usunąć awarię, rozebrać i złożyć jakiś mechanizm, by ocenić jego wartość i to jak długo będzie funkcjonował.

Zanim jednak czytelnik zacznie tworzyć swój własny system Lenormand, kluczowe jest zapamiętanie jednej reguły.

Im mniej słów potrzeba, by uchwycić znaczenie danej karty, tym lepiej. W myśl tej zasady idealną ilością słów do zapamiętania w przypadku każdej karty jest zero.

Nakłaniam, by myśleć obrazami, skojarzeniami, chemią, perspektywą, światłem a nie keywordami, czy wykutymi na blachę parami pochodzącymi z narodowych szkół Lenormand.

W tej książce wręcz będę utrudniał uczenie pamięciowe. Również dlatego, że pochodzące z epoki romantyzmu Lenormand wykorzystuje w swym DNA jeden z ulubionych sposobów tworzenia tej epoki: improwizację. Jak się później przekonasz, to dzięki romantykom właśnie improwizacja przetrwała do dziś jako podstawa dywinacji. A jest nią od czasów, gdy na kamieniach nie było jeszcze runów.

***

Bardzo często w tej publikacji używam skróconej nazwy Lenormand dla określenia systemu składającego się z 36 kart, czyli tego, co prawidłowo powinno być określane jako Petite Lenormand. Zaznaczam, że praktycznie pomijam tu istnienie systemu Grand Jeu Lenormand składającego się z 54 kart, gdyż w żadnej mierze nie jest to system stanowiący rozwinięcie Petite Lenormand, ani też Petite Lenormad nie jest uproszczeniem Grand Jeu Lenormand.

Mówiąc o układzie kart najczęściej, jeśli nie wspominam że jest inaczej, mam na myśli grand tableau, przez co proszę rozumieć po prostu użycie wszystkich 36 kart w jednym układzie.

Zalecam rezygnację w tym zakresie z figur innych niż prostokąt, pamiętając oczywiście, że kwadrat to też prostokąt. Im bardziej rywalizacyjnie myślisz, tym bardziej twój prostokąt powinien być wysoki. Maksimum to trzy na dwanaście kart. Jeżeli osoba pytająca ma do sprawy podejście raczej bierne, połóż prostokąt tak, aby był niższy ale za to szerszy. Kwadrat, czyli 6 na 6 kart warto zarezerwować dla pytań, na które odpowiedzi chcemy dokładniej przeanalizować, czyli sprawdzić każdą niemalże oś.

Istotnymi pojęciami używanymi tutaj są też leksykon lub wyrocznia, przez co proszę rozumieć zbiór znaczeń przypisanych poszczególnym kartom oraz gramatyka, polegająca na przypisywaniu określonym kartom w układzie funkcji poszczególnych części zdania. Gramatyka jest narzędziem dość powszechnym, jednak istnieje szereg jej zamienników. Dają one w większości głębsze zrozumienie problemu, a zarazem budują bardziej plastyczną wizję. Paradoksalnie to, co właśnie nazwałem zamiennikami okazuje się bardziej oryginalnym systemem pracy niż wspomniana gramatyka, przez którą współcześnie rozumie się tworzenie hierarchii znaczeń kart w myśl zasad narzuconych przez język, jakim posługuje się dany kartomanta. Nie jest ona jednak jedynym sposobem tworzenia takiej hierarchii. Nie jest też sposobem najskuteczniejszym, ani też jak już wspomniałem oryginalnym dla pracy z tymi 36 kartami.

Nazwy poszczególnych kart dla większej czytelności każdorazowo pisane będą wielką literą. Powinno to ułatwić wertowanie podręcznika w poszukiwaniu informacji na temat danej karty.JAK CZYTAĆ TĘ KSIĄŻKĘ

Po pierwsze: przeczytaj ją w całości. Nawet jeśli wiesz, że danej techniki nie będziesz używać, w jej opisie możesz znaleźć coś, czasami szczegół, który pozwoli tobie rozwinąć twoją indywidualną technikę.

Po drugie: Bierz z tego podręcznika tylko tyle informacji, ile twoja intuicja będzie w stanie udźwignąć podczas pracy na pełnych obrotach.

Unikaj uczenia się na pamięć. Jeżeli coś przylgnie do twoich skojarzeń, ok. Rzeczy zapamiętane w trakcie mechanicznego uczenia się, twoja intuicja może traktować jako twory sztuczne i omijać je będzie niczym przeszkody. ...niestety wraz z tym, co powinno tobie zostać wyraźnie podpowiedziane na szybko.

Po trzecie: To nie ty dokonasz selekcji całego tego materiału. Zrobi to twoja intuicja. Skoro masz jej ufać za każdym razem, gdy siadasz z kwerentem do kart, zacznij to robić już teraz, gdy się uczysz.

Po czwarte: Lenormad wyczuwa twoją panikę nie po to, by się spłoszyć, a ciebie zostawić, ale by tobie pomóc. Ta talia potrafi wziąć cię za ręce i powiedzieć:

– Jeśli teraz, siedząc przed kwerentem, nie pamiętasz nic, po prostu pracuj według najstarszej zasady jeszcze z czasów romantyzmu: im bliżej sygnifikatora dobra karta oraz im dalej zła karta, tym lepiej. …a znaczenia kart są po prostu na obrazkach, a obrazki znasz od dzieciństwa.

Gdy siadasz do czytania, możesz zapomnieć niektórych znaczeń. Mało tego, możesz zrobić to zupełnie celowo. Wiele osób, również bardzo doświadczonych, tak właśnie robi, mniej lub bardziej świadomie. Czyni tak po to, by znaczenia intuicyjne, synchroniczne szybko weszły w miejsce tych wyuczonych. Czasem chodzi tu o kilka intuicyjnych podpowiedzi, czasem kartomanta surfuje po nich do samego końca dywinacji. To, co ma zostać powiedziane jest przecież ważniejsze od tego, co zostało przez ciebie wyuczone. Teraz z pomocą osoby, która pyta, selekcjonujesz te intuicyjne, zainspirowane kartami informacje na to, co ona wie oraz na to, co jedynie przeczuwa, lub co jest dla niej zupełnie nowe. Ty jednak patrzysz na grand tableau i widzisz pejzaż, światło, cienie, mapę, komiks, może tekst lub jego fragmenty. Twoje oczy nauczyły się już szybko biegać po kartach. Skaczą swobodnie, wprawnie i bezbłędnie lokalizują gdzie ukryły się kluczowe punkty ciężkości. To nie strategia, ani dedukcja. Dzieje się tak automatycznie. Im dłużej nie pytasz, jak to się dzieje, tym lepiej.

***

W każdym systemie kartomantycznym najważniejsza jest komunikacja z kartami. Niezależnie od tego, jak instrumentalnie, bądź jak podmiotowo są one przez użytkownika traktowane, w ten lub inny sposób zakłada on, że karty rozumieją go jak i jego pytania oraz udzielają informacji, czyli odpowiadają. Im bardziej doświadczony kartomanta, tym większa świadomość tego procesu, czyli rozmowy z kartami. W tym przypadku oczywiście nie można w żaden sposób mówić o dosłowności takiej rozmowy, udzielania informacji, a nawet zadawania pytania. Odbywa się ona zresztą na bardzo nieokreślonej płaszczyźnie szybkich skojarzeń, posługiwania czymś zupełnie innym niż język, a bardziej zbliżonym do systemu znaków. Czyli paradoksalnie, im mniej jest ten system traktowany dosłownie, tym staje się bardziej komunikatywny. Logicznym wydaje się zatem, że dialog między człowiekiem a kartami będzie pełniejszy i głębszy, jeśli obie strony będą znać lepiej swoje zwyczaje, systemy wartości i co najważniejsze: charaktery.

Karty starają się wyczuć to, jak będą czytane. Unikałbym jednak porównania ich ze sztuczną inteligencją. Być może są inteligencją bardziej naturalną niż nasza i choć są systemem określonym, opisanym i jakoby obsługiwanym przez człowieka, czerpią swą wiedzę z innego źródła niż człowiek. Każdy z systemów robi to w zupełnie inny sposób. Każdy ma swój charakter, a na każdy z tych charakterów składać się mogą nie tylko osobowości autorów, ale również czas, w jakim karty powstały.

Pamiętajmy, że oba wielkie systemy mają wielu autorów. Tarot nieustannie ewoluuje do dziś. Jego autorami nie są Pamela Colman Smith, Aleister Crowley, Ettiella, czy twórcy pierwszych talii. Powiedzieć jednak, iż Tarot ma wielu autorów, to powiedzieć zdecydowanie zbyt mało. Jeśli chcielibyśmy stworzyć obraz grupy ludzi, którzy stworzyli współczesnego Tarota, czy Lenormand mówilibyśmy o zbiorowościach tak dużych, że nie miałoby sensu wymienianie poszczególnych nazwisk. Właściwszym sposobem byłoby znalezienie cech wspólnych twórców i użytkowników Tarota. I zresztą sięgając po Tarota odruchowo to robimy. Szukamy w sobie tego, co mamy wspólnego z tymi, którzy tworzyli tę talię od czasów późnego średniowiecza, przez kolejne stulecia po dzień dzisiejszy. Pamiętajmy, że Pamela Colman Smith tworząc swą legendarną talię korzystała z wcześniejszej o kilkaset lat Sola Busca, a przecież większość dzisiejszych twórców rozwija lub dokonuje transkrypcji talii Colman Smith. Tarot to ewolucja.

By postępować w zgodzie z zasadami tej ewolucji, w której sięgając po 78 kart bierzemy udział, musimy zrozumieć istotę Tarota. A skoro jest proces ewolucyjny, na wszystko mamy czas, wszystko przychodzi naturalnie i charakter systemu chłoniemy stopniowo, by w pewnym momencie odkryć, że jesteśmy charakterem Tarota na tyle nasyceni, by przyznać przed sobą, że my i Tarot mówimy tym samym językiem.

Swoją specyfikę mają też karty Lenormand. By jednak nasza komunikacja z nimi była najpełniejsza dzięki wspólnej znajomości charakterów, warto pamiętać o trzech rzeczach.

Pierwszą z nich jest zrozumienie skąd ta talia się wzięła, gdyż ma swą bogatą historię jeszcze z czasów zanim została po raz pierwszy stworzona w swej ostatecznej formie przez Johanna Kaspara Hechtla.

Drugą jest świadomość epoki, w której powstała, tym bardziej, że jej ducha ani z talii, ani z nas samych nigdy do końca nie wyrugowano. Warto zatem poznać to, co z tym systemem i z romantyzmem, my sami mamy wspólnego.

Trzecią kwestią, jest wspominana już indywidualizacja systemu Lenormand dla własnych potrzeb. To, w jakim mieście, w jakim kraju żyjemy, jakich mamy znajomych, co robimy gdy pracujemy, to czym żyją nasze serca, ciała i umysły nie jest nieograniczone. Tak, jak istnieje coś takiego jak terytorium, w obrębie którego fizycznie porusza się ciało danej osoby, tak istnieją też terytoria jej serca i umysłu. Nawet, jeśli ta osoba twierdzi, że kocha wszystkich, a jej celem jest znalezienie istoty wszystkiego. Są terytoria, gdzie nasze serce i nasz umysł pracowały będą intensywniej. Komunikujemy to kartom będąc po prostu sobą. Tak uczą się one naszych terytoriów i pracują one dla nas na tych obszarach intensywniej, a swoje wskazówki w miarę możliwości odnosić będą do terytoriów, gdzie przebywają umysł i serce danego kartomanty oraz jego kwerenta.ZŁODZIEJ

Pierwszy leksykon kart Lenormand w ich współczesnej formie wymyślił złodziej. To właśnie on, lub ona, lub oni odpowiadają za nazwanie tych 36 kart nazwiskiem Lenormand. Jestem im absolutnie wdzięczny za ich spryt, intuicję i polot. W przypadku tej talii nazwisko Lenormand zostało przywłaszczone jako znak towarowy. Ktoś nazwał nim nie swoje karty, by lepiej się sprzedały. Te karty nie były zresztą pierwotnie kartami do wróżenia. Były grą. Ale zanim stały się grą, były innymi kartami do wróżenia. Przedtem były fusami po kawie. Jeszcze przedtem były kamieniami. Czy ktoś może być winiony za to, że przywłaszczył sobie fusy po kawie, albo kamienie. Że sięgnął po coś, co wielokrotnie było inspiracją ku uczynieniu czegoś lepszego i jeszcze lepszego? Czy można kogokolwiek obwiniać za to, że uwiecznił najlepszą kartomantkę swej epoki jako patronkę kart, które tak naprawdę zamknęły w sobie wiedzę wróżbitów rozwijającą się od czasów, gdy jak już mówiłem, na kamykach nie było jeszcze runów?

To może bez metafor i zacznijmy od końca.

Osoba, która stworzyła pierwszą szkołę odczytywania tych kart używała pseudonimu Philippe Lenormand. Pseudonim był niczym innym, jak swego rodzaju przywłaszczeniem znaku towarowego, jakim bez wątpienia w XIX wieku stało się nazwisko Lenormand. Było ono w stanie sprzedać każdy produkt związany z kartomancją, gdyż po prostu było w tym celu nazwiskiem najlepszym. Posługująca się nim Marie Anne Adelaide Lenormand zmarła w 1843 bezpotomnie. Wiadomym jest również, że jej jedyny dziedzic pozostając gorliwym katolikiem, zniszczył niemalże całą jej kartomantyczną spuściznę, a tym samym możliwości przypisywania Marie Anne dowolnych treści związanych z kartomancją stały się niemal nieograniczone.

Rzekomy Philippe Lenormand postanowił przypisać jej leksykon, czyli znaczenia do kart Das Spiel der Hoffnung, Gry Nadziei, opracowanych przez Johanna Kaspara Hechtla, a wydanych po raz pierwszy w Norymberdze w roku 1799 przez Gustava Philippa Jakoba Bielinga.

Pomysł wydania kart wróżebnych bazujących na kartach do gry nie był niczym nowym. Podobnie, jak opisywanie takiego produktu bardziej nośnym nazwiskiem kogoś znanego tej w branży. We Francji w latach 1789-1804 Jacques Grasset de Saint-Sauveur wydawał karty z miniaturkami kart do gry oraz opisami bezpośrednio na kartach używając nazwy Petit Etteilla, czyli używając pseudonimu Jeana-Baptiste Alliette, okultysty i badacza Tarota.

W Londynie od 1793 roku wydawano karty bardzo podobne w swej konstrukcji do kart Lenormand, a uzupełniające anonimową książeczkę Every Lady’s Own Fortune-Teller. Miały one miniaturkę karty do gry oraz obrazek odnoszący się do wróżby opatrzony rymowanym tekstem zaczerpniętym właśnie ze wzmiankowanej publikacji. Jeu de Cartomancie pour l'amusement des Dames, karty wróżebne wydawane przez M.Desforges rue de Bourbon – Villeneuve od roku 1788, zostały przemianowane na Jeu divinatoire révolutionnaire, by ukazywać się nadal nawet w czasach rewolucyjnych. Gra Nadziei nie była pierwszą publikacją, jednak była bez wątpienia tą, która na rynku poradziła sobie najlepiej. Reklamowana i sprzedawana była co najmniej do roku 1820 i rozprzestrzeniła się też poza rynek niemieckojęzyczny. Petit Ettiella i karty oparte na Every Lady’s Own Fortune-Teller, choć wydane w o wiele bardziej prestiżowych miejscach, Paryżu i Londynie przegrały właśnie tym, że miały napisy tłumaczące znaczenie karty. Po pierwsze, nie mogły z powodu bariery językowej swobodnie przemieszczać się po Europie i oczywiście poza nią. Jedna z nich ograniczona była obszarem używania języka francuskiego, druga angielskiego, jednak z czasem nawet na swoim językowym terenie przegrały z norymberską Das Spiel der Hoffnung. Tajemnica najbardziej istotnej porażki rynkowej tkwi w trzeciej z wymienionych talii konkurencyjnych, czyli Jeu divinatoire révolutionnaire. Ogromna większość kart w tej talii przedstawiała osoby. Z początku były to postacie sprzed rewolucji, potem uwspółcześniono ją postaciami, którymi często posługiwała się właśnie rewolucyjna ikonografia. Moda jednak zmieniała się. Zarówno fryzury, jak i stroje w 1820, kiedy Das Spiel der Hoffnung jest jeszcze reklamowana, wyglądały już zupełnie inaczej niż pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia. Trend tworzenia wyroczni z dużą ilością postaci ubranych zgodnie z aktualną modą trwał aż do początków XX wieku i tak naprawdę zakończyła go dopiero rynkowa hegemonia Tarota, choć i tak jedynie na jakiś czas, gdyż współcześnie ponownie wiele wyroczni korzysta z „osobowego” schematu, choć tym razem charakter ich jest bardziej archetypiczny, zadaniowy, niż po prostu modowy. Sama talia Lenormand miała nawet na jakiś czas swój „osobowy” epizod. Było to w pierwszej połowie XX wieku. Potwierdza to kształt talii Carrerasa, gdzie zamiast blotek, każda karta miała jako miniaturkę karcianą lub quasi-karcianą figurę. Carreras nie posługiwał się już kluczem modowym, a postacie bez wyjątku miały na sobie stroje z przeszłości. Kształt talii Carrerasa oraz popularność wyroczni „osobowych” wskazuje na często stosowaną wtedy technikę, w której każda karta mogła stać się sygnifikatorem.

W Grze Nadziei były z kolei zaledwie trzy postaci ludzkie, nie licząc kart dworskich, jako miniaturek, te jednak motywowały swój kształt prawem, jakim rządzą się właśnie karty do gry – nikt przecież współcześnie nie oczekuje by damy i walety były ubrane tak jak my. Wraz z brakiem napisów dawało to talii o tyle uniwersalny charakter, że można było przymknąć oko na niemodne już stroje Gentlemana, Lady i Jeźdźca. Jednak w Das Spiel der Hoffnung było jeszcze coś, co zadecydowało o przetrwaniu tej właśnie talii. Symbole zwierzęce i te związane z naturą, bądź życiem prostego człowieka, lepiej przemawiały do wyobraźni konsumenta romantycznych idei niż łopatologiczne obrazki z tekstem, bądź przedstawienia postaci w niemodnych strojach. Któż zresztą znał się lepiej na wróżbach niż prosty lud. Czyż nie łatwiej zaufać takiej właśnie talii.

Pierwszy zachowany arkusz ze znaczeniami kart sygnowany przez Philippe Lenormand datowany jest na rok 1846. Rynek szybko zorientował się, jak poszukiwanym towarem jest arkusz i szybko ukazywać zaczęły się kopie traktujące nazwisko Lenormand jako znak rozpoznawczy. Tak zaczęła się legenda tych kart pod swoją znaną dziś nazwą. Ich popularność wśród kartomantów sprawiła, że obrastały one kolejnymi znaczeniami i gramatyką, co w końcu przyjęło formę szkół narodowych: niemieckiej, francuskiej, flamandzkiej i wielu innych.

Leksykon wydany przez Philippe Lenormand ułatwiał improwizację głównie dlatego, że opierał się wprost na grze Hechtla. Kartomanta nie musiał uczyć się skomplikowanych znaczeń na pamięć, a jedynie szybko interpretował układ w myśl kilku podstawowych reguł. Najważniejszą z nich było; zła karta daleko od sygnifikatora = dobrze, dobra karta daleko od sygnifikatora = źle. Pełniejsze opracowanie i rozwinięcie tej szkoły interpretacji znaleźć można będzie wraz z ich współczesnym omówieniem w rozdziałach poświęconych: Farbenlehre, perspektywie, światłocieniowi i chemii.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij