Rosyjska zagwozdka - ebook
Rosyjska zagwozdka - ebook
Kanwą tej książki jest autobiografa Michaiła Chodorkowskiego,
co pozwala czytelnikowi przyjrzeć się czasom Gorbaczowa, Jelcyna i Putina.
A więc tych przywódców, którzy dali Rosji wolność, i przywódcy,
który im ją zabrał. […] Owa „rosyjska zagwozdka”, czyli rosyjski szkopuł
z wojną w tle, to dziś najpoważniejszy problem światowy.
Ze wstępu Krystyny Kurczab-Redlich
Wnikliwa i pełna zaskakujących spostrzeżeń historia putinowskiej Rosji oraz analiza mechanizmów nią rządzących. Michaił Chodorkowski, niegdyś bliski współpracownik Putina, a obecnie jego zagorzały przeciwnik, mierzy się z pytaniem „Co z tą Rosją?”
Życiorys Chodorkowskiego to seria wzlotów i upadków. Wychowany na prawowiernego komsomolca zyskał z czasem ogromne wpływy. Był potentatem naftowym i najbogatszym człowiekiem w Rosji, a także prominentnym członkiem kremlowskiej wierchuszki. Miał jednak odwagę wystąpić przeciwko korupcji reżimu Putina, za co został srogo ukarany. Skonfiskowano jego majątek i na ponad dziesięć lat uwięziono w łagrze. Po wyjściu na wolność wyjechał z mafijnego państwa, aby opowiedzieć Zachodowi prawdę o swoim kraju. Jako insider najwyższych kręgów władzy wie o współczesnej Rosji dużo więcej niż niejeden dziennikarz czy nawet ekspert.
Dzisiaj Chodorkowski jest działaczem prodemokratycznym walczącym o ocalenie duszy swojej ojczyzny. Ze współautorem książki Martinem Sixsmithem – korespondentem BBC w Moskwie za czasów Gorbaczowa i Jelcyna – tłumaczy czytelnikowi, jak Zachód powinien z Rosją rozmawiać, a także co należy zrobić, aby doszło do pojednania Wschodu z Zachodem.
Kategoria: | Politologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-271-6468-1 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dwadzieścia dwa piętra. Szary wieżowiec z seledynowym pasem wzdłuż budynku. Przy wejściu wielki seledynowy trójkąt, pod nim napis JUKOS. Między seledynowymi obramowaniami z marmuru obrotowe drzwi. Tuż za drzwiami ON, we własnej osobie: Michaił Borisowicz Chodorkowski. Skórzana kurtka, dżinsy, adidasy. Uśmiecha się – przelotnie niestety – i nie do mnie, ale do kilku zaproszonych zagranicznych dziennikarzy, którzy niebawem wsiądą do samolotu, by po pięciu godzinach dolecieć hen, do Surgutu we wschodniej Syberii, skąd zostaną zawiezieni na kraj świata, do roponośnej perły Jukosu: Nieftiejugańska. Jest 1 lipca 2002 roku.
Patrzę dziś na zdjęcia bezkresnych połaci z równymi rzędami czystych niebieskich urządzeń w żółte pasy, z kołami jak małe czerwone kierownice, patrzę na strzeliste wieże wydobywcze. Niepojęta potęga tych instalacji zmuszała mnie najwidoczniej do pstryknięcia kolejnego zdjęcia w nadziei na techniczne olśnienie. Szkoda, że parę lat wcześniej, niezbyt daleko od Moskwy, pod Tambowem, we wsi Tulinowka nie miałam czym sfotografować tego, co rozumiałam, ale w co nie mogłam uwierzyć. Była wiosna 1999 roku.
Oto klasa, a przed każdym uczniem komputer! Z internetem! Jedno z siedemdziesięciu miejsc objętych programem Jukosu Otwarta Rosja. Miejsc nie tylko w centralnej Rosji, ale i odległych o długie godziny lotu na wschód, takich jak Irkuck czy Ułan-Ude. Rosja tamtych lat: odludne wsie w zapadłych prowincjach, gdzie drogi błotniste i dziurawe, do najbliższego szpitala dziesiątki kilometrów, w oborach krowy po kolana w gnojówce, dwa telefony na wieś w jakimś urzędzie, a na jeden zakupiony przez państwo komputer przypada 500 uczniów. Zazwyczaj stoi na nim paprotka, bo nikt nie wie, jak się tym nowoczesnym stworem posługiwać. I w takich rozsianych po całym kraju miejscach entuzjaści z Otwartej Rosji dają nauczycielom, a potem ich uczniom, najnowsze instrumenty informatyki.
Po co to Jukosowi? W latach 90. wszyscy „oligarchowie” zlewali mi się w jednorodną masę. Z dziennikarskiego obowiązku odnotowywałam nazwę ich kolejnego superjachtu czy następnej rezydencji na Lazurowym Wybrzeżu. I nawet nie oponowałam, gdy rozeźlony taksówkarz posyłał do diabła wszystkich tych Bieriezowskich i Chodorkowskich, co „rozkradli całą Rosję i nic dla ludzi nie ma”. Aż tu tenże Chodorkowski – migający w telewizorze poważną bladą twarzą i nieczęstym uśmiechem pod wąsem – lekceważąc magnackie zabawki, inwestuje w Federację Edukacji Internetowej. Twierdzi, że chce modernizować rosyjską młodzież. Jaki ma w tym interes?
„Jeśli obecnie nie przyuczymy do pracy z komputerem rosyjskich uczniów, to do 2010 roku Rosja może utracić niezależność. Bo zachować suwerenność można wtedy, gdy w sferze wysokich technologii będzie pracować od dwóch i pół do czterech milionów ludzi, czyli trzy procent społeczeństwa. Wtedy rosyjski produkt krajowy brutto zbliży się do wartości PKB Chin czy nawet Stanów Zjednoczonych” – czytam w programie Jukosu „Nowa Cywilizacja”. Wygląda na to, że najbogatszemu z Rosjan, inaczej, niż reszcie tutejszych magnatów, naprawdę chodzi o kraj i jego przyszłość. To chwyt reklamowy czy prawda?
*
„Obrzydzenie do ustroju sowieckiego było u mnie wielkie... A pan pomyślnie wpasował się w ówczesną machinę. Znajdował się wewnątrz systemu. Znalazł tam własne miejsce i stworzył ekipę. Jak można było wyrosnąć na »prawowiernego« komsomolca bez żadnych wątpliwości?” – pisze w czerwcu 2009 roku do Michaiła Chodorkowskiego, więźnia męskiej kolonii karnej nr 3 w mieście Czyta w Kraju Zabajkalskim, największa współczesna pisarka rosyjska Ludmiła Ulicka.
„Moi rodzice starali się, żebym nie był »białym krukiem« w społeczeństwie. Teraz to rozumiem, wtedy nie rozumiałem. Szkoła znajdowała się na proletariackim przedmieściu, uczelnia też była wybitnie »proletariacka«. Dysydentów nie mieliśmy wcale. Zwłaszcza na wydziale obronnym (...). Jako sekretarz wydziałowego komitetu odmawiałem wykluczenia z Komsomołu kiepskich studentów. Przecież w razie konieczności powinniśmy oddać życie za Ojczyznę (...), a jak można tego żądać od niekomsomolca czy niekomunisty? Nie żartuję, tak wtedy myślałem.
Patriotyzm – będzie się Pani śmiała – pozostał. Tkwi wewnątrz (...). Uczynię wszystko, co w mojej mocy, aby w Rosji każde dziecko miało równe szanse. Ideał nieosiągalny, jak we wszystkim. Ale nie żal mi poświęcić życie, żeby się zbliżyć do tego ideału. Nie podejmuję się bronienia całego świata, ale chcę i potrafię powalczyć o następne rosyjskie pokolenie. Jestem pewien, że to nie tylko jeden z ważnych celów, ale i główny kapitał rozwoju społecznego.
PS Proszę wybaczyć nadmierny patos i niezdarność listu. Piszę podczas procesu, wciąż mi przeszkadzają” – odpowiada pisarce zamknięty w szklanej klatce na sali sądowej więzień karnej kolonii męskiej za kręgiem polarnym.
*
Szklaną klatkę nazwano „akwarium”. W klatce cztery szczeliny. Dwie wąskie z przodu, dwie szersze po bokach. Wąskie do porozumiewania się więźniów z sądem, szersze do rozmów z adwokatami. Szczeliny znajdują się na wysokości pasa, prawnicy muszą – zależnie od wzrostu – albo kucnąć przed szczeliną, albo klęknąć, albo zgiąć się najniżej jak potrafią. Po drugiej stronie ta sama gimnastyka, by przysunąć ucho do szczeliny. Latem w „akwarium” zaduch, klimatyzacji nie ma.
Cóż, sami tego chcieli: po co, po pierwszym procesie, oskarżony Chodorkowski składał do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka skargę na warunki odbywania kary i traktowanie podczas rozpraw sądowych? Siedzieliby sobie, on i Płaton Lebiediew, jak wtedy, w klatce z żelaznych prętów, między którymi swobodniej hula powietrze i płyną słowa. Trybunał jednak uznał przetrzymywanie podsądnych w żelaznej klatce za złamanie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka równe torturom, przeto zafundowano im, teoretycznie bardziej humanitarne, „akwarium”.
Do miejscowości Krasnokamieńsk pod kołem podbiegunowym, gdzie Chodorkowski spędził wiele miesięcy (i gdzie promieniowanie uranu trzydziestokrotnie przekracza bezpieczny poziom), leci się siedem godzin, potem czeka siedem godzin na pociąg, jedzie godzin piętnaście, a następnie jeszcze pół godziny samochodem. Nieraz się zdarzało, że matka lub żona Michaiła, które przebrnęły przez tę podróżniczą gehennę, nie mogły się z więźniem spotkać. Dlaczego? Bo nie! Zdarzało się i jego prawnikom, że – zamiast na kilkanaście – dopuszczano ich do klienta zaledwie na parę godzin. Poza tym, absolutnie wbrew prawu, rewidowano ich, odbierano dokumenty, zatrzymywano na lotniskach. Czasem bito.
Drobnej postury adwokat Jurij Szmidt, przedstawiając się, nie mówił jak dawniej: „jestem adwokatem”, lecz: „jestem adwokatem Chodorkowskiego, a to specjalna profesja”. I opowiadał mi na przykład o brutalnej rewizji w jego petersburskiej kancelarii, o tym, jak z gniazdek wyrywano komputery i rzucano je do policyjnych wozów. A także i o tym, jak wyłączano światło oraz wentylację w pomieszczeniu, gdzie adwokat i jego klient w ciągu trzech godzin mieli się zapoznać z setkami stron akt sprawy. Znana też się stała sprawa adwokatki szefów Jukosu Kariny Moskalenko, która uległa poważnemu zatruciu we własnym samochodzie. Był pełen chemicznej substancji przypominającej rtęć.
Samego zaś Chodorkowskiego omotano siecią szykan, by udowodnić, że jest niesubordynowany i na przedterminowe zwolnienie nie zasługuje. I tak: odszedł od maszyny, by zgłosić, że urządzenie się zepsuło – nagana, choć postąpił zgodnie z instrukcją; posiadanie „niedozwolonego materiału drukowanego” – pięć dni karceru, choć tym „materiałem” był dostarczony mu pocztą regulamin Ministerstwa Sprawiedliwości dotyczący praw skazanych; „spożywanie pokarmu poza wyznaczonym miejscem” – siedem dni karceru, choć chodziło o herbatę wypitą po ośmiu godzinach pracy; „naruszenie regulaminu więziennego” – dziesięć dni karceru, tym razem nieregulaminowe okazały się dwie cytryny; „nieregulaminowe odnoszenie się do przełożonych” – dziesięć dni karceru, bo chociaż na korytarzu Chodorkowski zameldował się naczelnikowi jak należy, nie powtórzył tego, gdy ten wszedł do celi.
„Zamknięcie kogoś w osobnym pomieszczeniu, o chlebie i wodzie, niemal zawsze odnosiło sukces w poskramianiu najdzikszego i najbardziej zaciętego przestępcy. W tych odosobnionych celach urządzenie ma być takie, żeby z nikim nie można się było widzieć i rozmawiać. Więzień jest poddany najcięższej karze, swoim rozmyślaniom. Po kilku dniach lub tygodniach natura takiego człowieka się zmienia” – twierdził Modest Mudrow, dyrektor Komitetu Więziennego Guberni Mińskiej w 1886 roku.
Chociaż współczesność dorzuciła do „osobnej celi”, czyli karceru, dodatkowe „atrakcje”: lokal w podziemiach; dwa, może trzy metry kwadratowe przestrzeni; klejąca się od brudu podłoga; prycza rozkładana tylko na noc; czasem wiadro w kącie zamiast toalety; brak gazet, książek i listów; brak dodatkowych produktów żywnościowych oraz zakaz widzeń – „najdzikszy” i „najbardziej zacięty” przestępca Chodorkowski, jeśli zmienił swą naturę, to na jeszcze bardziej hardą. Najwięcej karcerów spadało na niego w Czycie – za korespondencję z pisarzami i udzielanie wywiadów gazetom (nie bezpośrednio, oczywiście, lecz najczęściej poprzez prawników).
Jak się z tym oswoić, jak uporać przez dziesięć lat i dwa miesiące? Jak w tym koszmarze zasypiać i budzić się przez 3712 dni i nocy? W rozdziale „Gułag” książki, którą Państwo trzymacie w ręku, Michaił Chodorkowski dzieli się swym szczególnym doświadczeniem. Najważniejsze jest jednak przesłanie tego rozdziału, które okazało się dewizą jego życia: „Nie wolno pozwolić sobie na strach”. Jakże to musiało złościć tchórzliwego gospodarza Kremla gęsto otoczonego strażą nawet we własnym domu! I jakże się on boi swych ofiar, które nie chcą przyjąć wyznaczonej im roli! Ot, niemiecki reżyser Cyryl Tuschi zaczyna w 2006 roku pracę nad filmem o Chodorkowskim. Dwukrotnie kradną reżyserowi materiały do tego filmu i komputery. A w 2011 roku, tuż przed pokazem na festiwalu w Berlinie, znika z jego biura kopia przygotowana do projekcji – na szczęście tuż przed festiwalem Tuschi wysłał do organizatorów niemal gotową wersję. Sam zaś podczas pracy nad filmem ledwie uszedł z życiem podczas dwóch napadów.
Dwudziestego grudnia 2013 roku wyprowadzano więźnia Chodorkowskiego z kolonii karnej nr 7e w miejscowości Siegieża w takim tempie, że nie pozwolono mu się przebrać. Tak jak stał, został dostarczony pod konwojem do Petersburga, wsadzony w samolot podstawiony przez byłego ministra spraw zagranicznych Niemiec Hansa-Dietricha Genschera i wywieziony za granicę. Kiedy dwa dni później pojawił się w Berlinie na konferencji prasowej, odziany w naprędce kupioną odzież (na butach jeszcze widać było cenę: 40 euro), nie mógł się przecisnąć do mikrofonu, bo salę wypełniał taki tłum dziennikarzy. – Co będzie pan robił? – pytali. – Jeszcze nie wiem, ale na pewno będę walczył o wypuszczenie na wolność więźniów politycznych. Nie tylko tych z Jukosu, moich przyjaciół, ciągle za drutami kolczastymi: Lebiediewa i Piczugina. Także i innych, nie tylko w Rosji. Polityka jako droga do władzy mnie nie interesuje, ale działalność społeczna – jak najbardziej.
I Otwarta Rosja znowu zajmowała się edukacją rosyjskiej młodzieży poprzez sieć swoich filii, także poza granicami kraju. Znowu stała się „rozsadnikiem liberalnej idei”, zagrażała więc „prawdziwym rosyjskim patriotom”. Usiłowano ich zniechęcić w taki m.in. sposób: „Chodorkowski ma chorobę Alzheimera: czy można wierzyć w to, co mówi?”. Nie można, bo „już w 2014 roku podczas wywiadu w Londynie u tego rusofoba widoczne było drżenie, a podczas konferencji online przeżył atak paniki. Chodorkowski sam potwierdza tę straszną diagnozę. Czy można ulegać temu, co przekazuje ludziom i do czego ich nakłania? Przecież to są tylko brednie wariata”, twierdzi autor portalu kremlin.rus w roku 2015. Wreszcie w roku 2021 Generalna Prokuratura Rosji stwierdza, że Chodorkowscy (ojciec i syn) zajmują się „destabilizacją wewnątrzpolitycznej sytuacji, co stanowi groźbę dla podstaw ustroju konstytucyjnego Rosyjskiej Federacji i za współpracę z nimi grozi teraz kara pozbawienia wolności”. No i cóż z tego? Codzienny przekaz na portalu „Chodorkowski live” ma co najmniej półtora miliona widzów.
– Czy żałuje pan tych lat w więzieniu? – pytają często Michaiła Borisowicza. – Ani trochę – odpowiada. A w książce czytamy: „Więzienie mnie zmieniło. Zrewidowałem swoje rozumienie relacji z rodziną i bliskimi. Moje rozumienie świata również ewoluowało. To miejsce potęguje emocje, w tym wybuchy gniewu i rozpaczy, które się czasem zdarzają. Pojawia się wtedy pytanie – czy potrafię nad sobą zapanować. Dla mnie na szczęście odpowiedź była twierdząca. Czułem rozpacz i gniew, ale trzymałem to w ryzach. Zostałem wychowany w przekonaniu, że mężczyźnie nie wypada być emocjonalnym, nie wypada okazywać prawdziwych, szczerych emocji...”.
A jednak... Gdy Putin napadł na Ukrainę w 2014 roku, Chodorkowski, stojąc przed tłumem na kijowskim Majdanie, był wyraźnie poruszony, a to, co pobladły mówił wtedy Ukraińcom, porażało emocjami. Gdy Putin wydał Ukrainie śmiertelną wojnę w 2022 roku, Chodorkowski w rozmowie ze znanym ukraińskim dziennikarzem, prowadzącym też portal internetowy, Dmitrijem Gordonem, po prostu się rozpłakał. I ze łzami zwrócił się do Ukraińców: – Przepraszam. Przepraszał jako Rosjanin, uprzytamniając tym samym, jak strasznie bolesna dla milionów Rosjan jest dziś przynależność do państwa rządzonego przez Władimira Putina. Jak straszną płacą za to cenę ci, którzy spotykają się z niechęcią za granicą, ci, których Putin jak zakładników wysyła na wojenną śmierć; i ci, których jako oponentów wtrąca na lata do więzień albo zabija. Jeszcze się trzyma, mimo prześladowań w kolonii karnej, więzień Aleksiej Nawalny, jeszcze walczy z ciężką chorobą skazany na 25 lat więzienia i dwukrotnie uratowany przed otruciem Władimir Kara-Murza. Ilu podobnych? Tysiące.
Kanwą tej książki jest autobiografia Michaiła Chodorkowskiego, co pozwala czytelnikowi przyjrzeć się czasom Gorbaczowa, Jelcyna i Putina. A więc tych przywódców, którzy dali Rosji wolność, i przywódcy, który im ją zabrał. Mamy okazję poznać bliskie otoczenie obecnego gospodarza Kremla. Ciekawe, że rozdział „Operacje międzynarodowe” zaczyna się od słów: „Wśród bandy przestępców, którzy kierują Kremlem Władimira Putina, niektórzy się wyróżniają. Jewgienij Prigożyn” – ten sam, o którym świat usłyszał, gdy w czerwcu 2023 wszczął pucz wojskowy. Jest to człowiek m.in. kierujący całą akcją zaburzającą wybory prezydenta USA w 2016 roku. Raport FBI w tej sprawie zawiera 448 stron szczegółów na temat tego, w co zaangażowany był Władimir Putin i jego agenci. I cóż, trudno się nie zgodzić z zawartą w książce tezą, że dziś Zachód nie ma silnego lidera. Bo jak to możliwe, żeby przez 23 lata rządów Władimira Putina, w czasie których doprowadził on do ludobójczej wojny w Czeczenii, napadu na Gruzję, agresji na Ukrainę w 2014 roku, bandyckich walk w Syrii, a także głośnych morderstw wrogów politycznych, Zachód przejrzał na oczy dopiero, gdy 24 lutego 2022 roku zaczęła się znowu lać ukraińska krew?
Owa „rosyjska zagwozdka”, czyli rosyjski szkopuł z wojną w tle, to dziś najpoważniejszy problem światowy. A czym tymczasem zajmuje się Kreml? Straszy. Zachód bombą atomową, swój naród nieskończoną liczbą kar za każdy przejaw oporu. Kto zaś naprawdę zajmuje się losem Rosjan? Otwarta Rosja – pisze Chodorkowski – „znalazła nowe sposoby pracy. Redakcje mają siedziby za granicą, dziennikarze w Rosji piszą pod pseudonimami, młodzi działacze polityczni uczą się zawodu przez Internet. Otrzymujemy wiele pomocy i od tych, którzy pracują w administracji rządowej”. Jednym słowem, przyszłością Rosjan zajmuje się emigrant – kiedyś zimnokrwisty biznesmen, a w istocie romantyk i wielki patriota, Michaił Chodorkowski. On i jemu podobni. W nagrodę ich starania opatrzone są takim ostrzeżeniem od Putina:
„Poniższy materiał jest stworzony i rozprzestrzeniany przez zagranicznego agenta poprzez środki masowej informacji wypełniające funkcje agenta zagranicznego”.
Czy doczekamy się czasu, gdy Rosja z marzeń „agentów zagranicznych” wejdzie na drogę demokracji i praworządności, a na ławie oskarżonych przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym zasiądzie ten, który niszczył jednostki i narody, a swój kraj zamienił w wielkie duszne „akwarium”?
Krystyna Kurczab-RedlichPRZEDMOWA
W czasie gdy pisałem niniejszą książkę, świat się zmienił. Inwazja Władimira Putina na Ukrainę, rozpoczęta 24 lutego 2022 roku, wywołała najbrutalniejszy konflikt w Europie od czasów II wojny światowej. Siedem dekad starań o utrzymanie pokoju zostało zniweczonych przez powrót epoki mocarstwowego zastraszania siłą. Paranoiczny dyktator rozpętał niczym niesprowokowaną wojnę przeciwko swojemu żyjącemu w pokoju sąsiadowi, rozkazując dokonać ataków rakietowych, w których giną kobiety i dzieci, igrając z nuklearnym armagedonem poprzez ostrzeliwanie elektrowni atomowej, wystawiając swoich własnych młodych poborowych na niewyobrażalne potworności i patrząc, jak tysiące z nich wracają w workach na zwłoki.
Putin okłamał naród rosyjski. Twierdził, że jego celem jest denazyfikacja kraju, który w rzeczywistości jest praworządną demokracją, na czele której stoi mający żydowskie korzenie prezydent. Nazwał to specjalną operacją wojskową i prześladował tych, którzy mówili prawdę o bezsensownym akcie agresji. Zakazał działalności niezależnej prasie, telewizji i rozgłośniom radiowym, osobiście dyktując wypaczoną wersję wydarzeń, którą propagują rosyjskie media państwowe. Czytelnicy i widzowie byli karmieni kłamstwami godzina po godzinie, dzień po dniu – i większość z nich w nie uwierzyła. Rosjanie nie widzieli obrazów zrujnowanych miast, przerażonych małoletnich uchodźców, spalonych rosyjskich czołgów i walecznych Ukraińców broniących swojej ojczyzny. Nie słyszeli o wziętych do niewoli rosyjskich żołnierzach, o międzynarodowym oburzeniu i spekulacjach na temat stanu zdrowia psychicznego Władimira Putina. Słyszeli jedynie, że jego „operacja specjalna” przebiega zgodnie z planem.
Kreml był tak przerażony mocą prawdy, że ustanowił prawo karzące wyrokami 15 lat więzienia każdego, kto został uznany za winnego rozpowszechniania „fałszywych informacji” (w rzeczywistości prawdziwych) na temat kampanii wojennej. Efektem tego była narastająca lawina absurdów, w ramach której Ukraińców obwiniano o wszystko – łącznie z bombardowaniem własnych elektrowni atomowych, celowym rozmieszczaniem cywilów na linii rosyjskiego ognia, używaniem studentów z Chin jako żywych tarcz (co miało być sygnałem dla Pekinu, że powinien zaoferować większe wsparcie) i strzelaniem do uchodźców, by ich powstrzymać przed ucieczką. Jedynym, czego rosyjskie media nie zdołały dostarczyć, były podnoszące na duchu obrazy rosyjskich żołnierzy witanych jako wyzwoliciele przez wdzięczną ludność.
Nawet w putinowskim urojonym świecie realpolitik ta inwazja była pozbawiona logiki. Niezależnie od wyników początkowej ofensywy jasne było, że przysporzy mu ona trudnych do rozwiązania problemów. Nawet gdyby ostatecznie obwieścił, że pokonał Ukrainę, nie zdołałby ujarzmić rozwścieczonej, wrogo nastawionej ludności, wśród której dziesiątki tysięcy osób wyposażono w broń automatyczną. Nawet rosyjskojęzyczna mniejszość na wschodzie kraju, w której obronie rzekomo rozpoczęto tę inwazję, była przerażona skalą przemocy. Perspektywa przewlekłych zmagań z ruchem oporu i strat wśród wojsk okupacyjnych od kul partyzantów kontrolujących niezmierzone połacie kraju była mało atrakcyjna.
Wbrew jego ostentacyjnie lekceważącej postawie wobec sankcji Zachodu Putin ma świadomość, że stanowią one poważne zagrożenie. Rosyjska gospodarka od dawna sukcesywnie podupada i wykluczenie jej z globalnego systemu bankowego może ostatecznie zepchnąć ją na boczny tor. Rosjanie boleśnie odczuli kontrolę dewizową, galopującą inflację i niedobory gotówki. Zawieszenie systemu płatności elektronicznej spowodowało kolejki nawet przed wejściem do metra. Młodsze pokolenie źle przyjęło ograniczenia w komunikacji elektronicznej i dostępie do gier komputerowych. Wszystko to podsycało społeczne niezadowolenie.
Antywojenne demonstracje w Moskwie i Petersburgu w pierwszych tygodniach po rozpoczęciu inwazji zostały szybko stłumione, ale nawet Putin nie może aresztować wszystkich. Perspektywa zjednoczenia się krajowej opozycji wokół kwestii Ukrainy martwi go, tym bardziej że w mediach społecznościowych ukazuje się coraz więcej obrazów rosyjskich jeńców wojennych oraz zabitych i rannych żołnierzy jego armii.
Świat był zdumiony i zaskoczony lutową inwazją. Putin już wcześniej, wiosną 2021 roku, skoncentrował swoje siły zbrojne na granicy z Ukrainą, ale po tej eskalacji napięcia wycofał je. Kiedy więc w grudniu 2021 roku wznowił przemieszczanie wojsk, światowa społeczność uznała, że także tym razem blefuje. Spekulowano na temat jego zamiarów, okazywano pewne zrozumienie dla jego pretensji wobec ekspansji NATO w Europie Wschodniej i dyskutowano nad ustępstwami, które mógłby poczynić Zachód. Cała ta sympatia – i wszystkie sugestie zachodnich liberałów, że Putinowi należy się kredyt zaufania – wyparowała, kiedy rosyjskie czołgi wtargnęły na terytorium Ukrainy.
Ten „szok i niedowierzanie” cywilizowanego świata wywołały u mnie pewne rozbawienie. W przeciwieństwie do tych, którzy upierali się przy ustępstwach wobec Putina, przymykając oko na jego prowokacje w nadziei, że w zamian „będzie dla nas miły”, nie mam wobec niego takich złudzeń, chociaż przyznaję, że metody i skala jego inwazji zdumiały nawet mnie. Moje wieloletnie bolesne doświadczenia z Władimirem Putinem nauczyły mnie, że nie można mu ufać, że jest on zdolny do najstraszniejszych zbrodni oraz że jego obietnice współpracy i wzajemnego zrozumienia, deklarowane z uśmiechem na twarzy, zawsze okazywały się nic niewarte.
Dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, jestem przekonany, że to dyktator, którego trzeba powstrzymać, nie bacząc na ryzyko i koszty, jakie będziemy musieli przy tym ponieść. Nasze udręki bledną w porównaniu z bombardowaniem niewinnych cywilów. Jeśli bowiem nie powstrzymamy Putina w Ukrainie, nieuchronnie doprowadzi nas do wojny światowej. Porównania z Hitlerem mogą wydawać się przesadzone, ale powinniśmy być bardzo ostrożni, próbując obłaskawiać Putina w ten sam sposób, w jaki daliśmy Hitlerowi swobodę działania w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Nie wolno nam powtórzyć tego błędu. Będzie zbyt kosztowny dla nas wszystkich. Celem, jaki mi przyświecał przy pisaniu niniejszej książki, było pokazanie i objaśnienie szkód, jakie dwie dekady władzy Putina wyrządziły Rosji i relacjom Wschód–Zachód, a także zasugerowanie konstruktywnej drogi wyjścia teraz, gdy międzynarodowa społeczność jest już świadoma prawdy.
21 marca 2022 roku
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------