Rosyjski amant - ebook
Rosyjski amant - ebook
Bezkompromisowy i apodyktyczny rosyjski milioner Leo Aleksandrow ma zaopiekować się przez weekend swoim trzyletnim synem. Do tej pory unikał wszelkich z nim kontaktów. Zmusza opiekunkę z przedszkola Lexi Somers, by pojechała z nim do Aten i pomogła zająć się dzieckiem. Nie wie, że towarzystwo Lexi będzie większym wyzwaniem niż opieka nad synem…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-0950-2 |
Rozmiar pliku: | 690 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czy naprawdę można umrzeć z nudów?
Leonid Aleksandrow spojrzał na talerz. Nie pamiętał, co zamówił. Wołowinę? Jagnięcinę? Czuł się zmęczony trajkotaniem jasnowłosej aktorki siedzącej po drugiej stronie stołu.
To pewnie nerwowa paplanina, bo przecież nawet niewidomy zauważyłby, że Leo ma już dość. Że czuje pętlę na szyi, jakby to określił jego niezastąpiony asystent, Danny Butler.
O zeszłotygodniowej tragedii rozpisywały się gazety na całym świecie, a reporterzy nie dawali mu spokoju. Grzebali w przeszłości. W jednej chwili podejrzewali go o związki z mafią, a w drugiej nazywali bohaterem. Tyle że prawdziwy bohater nie żałuje niczego w życiu.
Ale przecież i tak nie dokopią się do niczego. Siedemnaście lat temu Leo stworzył sobie nową tożsamość, a dzięki temu, że Matiuszka Rossija jest krajem, w którym rządzi korupcja, bez trudu ukrył nędzę dzieciństwa i wymyślił sobie nową biografię.
Znacznie ciekawszą.
Dziennikarze przyjęli za pewnik, że jest człowiekiem niebezpiecznym. Jednak, o ironio, nie mieli pojęcia, jak bardzo.
Co go podkusiło, by pierwszego dnia po powrocie do Londynu zabrać niedawno poderwaną dziewczynę na lunch do tej popularnej restauracji? I to jeszcze w jej urodziny.
Ach, tak. Chodzi o seks. Odpoczynek. Relaks. Jednak Danny uznał, że sama schadzka w pokoju hotelowym byłaby niezbyt na miejscu w dniu tak wyjątkowym dla dziewczyny, więc zaplanował lunch w restauracji.
Leo potrząsnął głową. Danny pracował dla niego już od ośmiu lat, i choć był też najlepszym przyjacielem, miał zbyt sentymentalną naturę. Teraz Leo najchętniej zamordowałby go za pomysł randki w hotelowej restauracji, zamiast w hotelowym apartamencie.
Chciał się tylko spotkać na szybki numerek i wrócić do pracy, a nie tracić czas na posiłek z trzech dań. Niestety, po czterdziestu minutach słuchania wynurzeń o modnych fryzurach i plotek z planu filmowego, jego libido osiągnęło samo dno.
Dzięki, Danny.
– Leo, założę się, że w ogóle mnie nie słuchasz.
Czyli dziewczyna ma jednak kilka szarych komórek. Odkąd się poznali miesiąc temu, wciąż wysyłała mu esemesy z uprzejmymi zaproszeniami na rozmaite wydarzenia.
Leo odsunął talerz z prawie nietkniętym daniem.
– Tiffany, cudownie się gawędzi, ale na mnie już czas. Zamów sobie deser. Albo nie zamawiaj – dodał, zerknąwszy na jej figurę patyczaka. Odsunął się na krześle i zawahał się przez moment, widząc, że dolna warga dziewczyny zadrżała. Natychmiast jednak opanowała emocje.
– Tylko tyle? – spytała, przybierając twarz pokerzysty. – I pomyśleć, że nazywają cię człowiekiem dynamicznym. I ekscytującym!
– To niewłaściwe miejsce na okazywanie ekscytacji. I nie mam już czasu.
Ani ochoty.
– Mówią też, że jesteś bez serca – dodała nieco prowokacyjnie.
Aha. Czyli chodziło jej tylko o kolejną zdobycz. Ale nie zdoła zagrać mu na ambicjach. Dość wcześnie nauczył się, że reagowanie na prowokacje jest błędem. Tiffany Tait najwyraźniej się przeliczyła. Wiele znacznie inteligentniejszych kobiet próbowało go usidlić, ale bez skutku. Leo wie, że cieszy się reputacją człowieka alergicznie podchodzącego do związków. I stara się tę reputację podtrzymywać.
Wstał i zapiął guzik marynarki.
– Mają rację. Jestem człowiekiem bez serca i żadna kobieta nigdy tego nie zmieni – odparł i odwrócił się na pięcie, pozostawiając Tiffany samą z prezentem urodzinowym, bransoletką, którą Danny kupił w ostatniej chwili. Niewątpliwie wkrótce dotrą do niego plotki na ten temat. Trudno. Pragnął dziś nieco relaksu i wytchnienia, by móc na chwilę zapomnieć o pięciu ludziach pogrzebanych żywcem w wypadku na budowie, o trwającym cały tydzień usuwaniu ton cementu i stali, by do nich dotrzeć.
Zdążyli uratować tylko dwóch. Trzej pozostali zginęli. Jak jego wuj siedemnaście lat temu.
Leo zacisnął wargi i pomaszerował do wyjścia, świadom, że inni goście obserwują go ukradkiem znad kryształowych kieliszków.
Uwielbia swoje życie. Okrzyczany najbogatszym człowiekiem w Rosji, żyje w niewyobrażalnym zbytku, otoczony wianuszkiem kobiet marzących, by zagrzać mu pościel. I działa w branży, którą uwielbia. Jednak dziś wolałby znów znaleźć się pod butem ojca, niż wrócić do pracy.
Może niepotrzebnie był niemiły dla Tiffany? To nie jej wina, że jest nudna. Specjalnie wybrał kobietę tego typu, by uprawiać z nią seks bez emocji.
Pół godziny później wszedł do biura i poprosił nową sekretarkę, by natychmiast przysłała Danny’ego.
Młoda kobieta odchrząknęła nerwowo.
– Już czeka na pana.
– Mów mi Leo – zganił ją i wszedł do gabinetu.
– Zwolnię cię, jeśli jeszcze raz, kiedy mam ochotę na seks, wyślesz mnie do restauracji, zamiast do pokoju hotelowego – zagroził.
– Och, przecież to jej urodziny – odparł Danny beztrosko.
Leo usiadł na skórzanym fotelu i spojrzał na stosy papierów, które zgromadziły się na biurku pod jego nieobecność.
Sięgnął po biuletyn giełdowy i jęknął bezsilnie. Cholerne, panikarskie rynki finansowe!
– Już miałem do ciebie dzwonić. Pojawił się problem – rzekł Danny i podał mu różową karteczkę udekorowaną na górze kolorowymi kwiatkami. Leo przeczytał jej zawartość z niedowierzaniem.
– To chyba żart? – spytał.
– Mam nadzieję. Nie mogę się do niej dodzwonić.
– Poleciłeś ochronie, żeby ją namierzyła?
– Już się tym zajmują, ale na razie bez skutku. Twierdzi, że wyjeżdża do Hiszpanii.
– Umiem czytać.
Leo podrapał się po karku, czując silne napięcie mięśni. Następnie zmiął różową karteczkę i rzucił w kąt.
– Ile mamy czasu?
– Dwie godziny. Przedszkole zamykają o piątej.
Leo zaklął siarczyście.
– To tylko weekend. Wróci w poniedziałek – dodał Danny, przypominając mu o jedynej dobrej wiadomości z liściku.
Leo wstał, podszedł do okna i wbił wzrok w karuzelę London Eye. Na nadbrzeżu roiło się od turystów, którzy pewnie wydawali więcej pieniędzy, niż mieli w portfelu. Z chęcią oddałby komuś z nich połowę fortuny, gdyby tylko zdjął mu ten problem z głowy.
Cztery lata temu na lotnisku w Brukseli poznał młodą modelkę. Wszystkie loty odwołano ze względu na fatalną pogodę. Skończyło się gorącą nocą w hotelu.
Kobieta bez wątpienia polowała na bogatego męża. Specjalnie użyła dziurawej prezerwatywy. Trzy miesiące później odwiedziła Lea, by obwieścić mu „wspaniałą wiadomość”. Miała nadzieję na obrączkę. Dostała dom i comiesięczną rentę, choć dopiero po potwierdzeniu ojcostwa.
Leo wiedział, że nie jest dobrym materiałem na ojca. Ma w sobie geny, których nie zamierza przekazywać potomkom. Wpadł we wściekłość, że ta kobieta, Amanda Weston, zdołała go wyprowadzić w pole. Jednak kiedy się uspokoił, postąpił honorowo. Obiecał, że będzie ją utrzymywał, ale w zamian za to ona miała trzymać syna jak najdalej od niego. To, że nieświadomie dał komuś życie nie oznacza, że ma je zmarnować.
Tydzień wcześniej straszliwy wypadek przypomniał mu o tragicznej śmierci ukochanego wuja. A teraz perspektywa kilkudniowej opieki nad trzylatkiem sprawiła, że powróciły inne, jeszcze gorsze wspomnienia z dzieciństwa. O matce. O ojcu. O bracie.
Leo wziął się w garść i odpędził złe myśli, koncentrując się na jedynej rzeczy, w którą wierzył. Na pracy. Odwrócił się w stronę Danny’ego.
– Co się dzieje z wytwórnią bioetanolu w Tesalii? – spytał.
– Wciąż mi nie odpowiedziałaś. Wyjeżdżasz z Simonem na weekend czy nie?
Lexi spojrzała na Aimee Madigan. Jej najlepsza przyjaciółka i wspólniczka nawijała wełnę na kłębek, obserwując kątem oka dzieci bawiące się w przedszkolu Małe Aniołki, które wspólnie założyły dwa lata temu.
– I nie mów, że musisz pracować – dodała Aimee zrezygnowanym tonem.
Lexi skrzywiła się. Ma pojechać na długi weekend do Paryża z mężczyzną, z którym spotyka się od dwóch miesięcy. Simon oczekuje, że ich znajomość przejdzie na wyższy, intymny stopień. Ale ona nie jest przekonana, czy to dobry pomysł.
Już raz dała się owinąć mężczyźnie wokół palca. Nie ma ochoty tego powtarzać. Jest zadowolona z życia, jakie prowadzi.
– Dobrze wiesz, że projekt drugiego przedszkola jest bardzo zaawansowany. Jeśli nie przyznają nam kredytu w ciągu najbliższego tygodnia, nie dostaniemy go w ogóle.
– Rozumiem, że nie poszło ci dziś zbyt dobrze z Darthem Vaderem?
Lexi rozbawił sposób, w jaki Aimee nazwała dyrektora oddziału banku.
– Wciąż ma zastrzeżenia do kosztu przebudowy – odparła lekko przygnębiona.
– Chciałabym ci jakoś pomóc.
Lexi pokręciła głową.
– To moja działka. Ty zajmujesz się wszystkim tutaj. Jakoś sobie poradzę.
Aimee spojrzała na Lexi z rozbawieniem.
– W drodze z Luwru do Łuku Triumfalnego?
– Jasne. Simon na pewno by się ucieszył – roześmiała się Lexi.
– Wynajął pokój w Ritzu, więc szkoda nie skorzystać. I wydaje się bardzo fajny.
– Jest fajny – potwierdziła Lexi zdawkowo, nie mając ochoty na tę rozmowę.
– Wykorzystujesz pracę jako wymówkę, bo unikasz poważnych związków z mężczyznami – kontynuowała Aimee.
– Może jeszcze nie trafiłam na właściwego.
– Nie znajdziesz go, pracując od rana do nocy. Nie każdy facet jest nieodpowiedzialnym draniem, jak Brandon. A poza tym minęły już cztery lata.
Lexi skrzywiła się. Owszem, Aimee jest jej najlepszą przyjaciółką od szkoły średniej, i na pewno ma dobre intencje. Ale zdrada ze strony Brandona nastąpiła zbyt szybko po zdradzie ze strony ojca, więc Lexi nie miała jeszcze ochoty ryzykować, że znów ktoś złamie jej serce.
– Wiem – odparła zrezygnowana. Samo rozmyślanie o związku z mężczyzną przywołało dawne poczucie braku bezpieczeństwa oraz świadomość, że nie jest zbyt dobra w łóżku. Dlatego nie miała ochoty na wyjazd do Paryża. Nie miała ochoty na seks z Simonem. Pewnie coś z nią nie tak.
Nawet Brandon jej to sugerował.
Lexi rozejrzała się po sali. Maluchy przekrzykiwały się radośnie w trakcie zabawy. Było późno i połowę z nich odebrali już rodzice. Zatrzymała wzrok na Tyu Westonie i poczuła lekki smutek. Siedział samotnie przy drewnianym stoliku i uderzał w niego młotkiem.
Profesjonalizm nie pozwoliłby Lexi przyznać, że ma wśród dzieci ulubieńca, ale oboje z Tyem obdarzali się wyjątkową sympatią od momentu, gdy pojawił się tu po raz pierwszy jako roczny, niezbyt wyrośnięty maluch. Dziś górował wzrostem nad pozostałymi trzylatkami.
– A może zrezygnujemy z drugiego przedszkola? – zaproponowała Aimee niepewnie.
– Co takiego? – Lexi nie potrafiła w to uwierzyć. Obie marzą o drugiej placówce, a w tej okolicy Londynu, w której chcą ją otworzyć, dramatycznie brakuje takich miejsc. – Nie mam zamiaru poddawać się tylko dlatego, że nie mam udanego życia osobistego.
– Lexi, w ogóle nie masz życia osobistego, a obie płacimy czynsz za pusty lokal, który wymaga jeszcze ogromnych nakładów finansowych!
Niezręczną dyskusję przerwała Tina, jedna z przedszkolanek.
– Przyszedł jakiś przystojniak, który chce odebrać Tya Westona, ale nie wiem, kim on jest.
– Przecież zawsze odbiera go matka – zauważyła Lexi. Choć nie zdziwiłaby się, gdyby Amanda Weston zapomniała o synu. Chłopczyk niewiele ją obchodzi, a odkąd dwa tygodnie temu zmarła jego główna opiekunka, babcia, sprawia wrażenie, jakby żyła w innym świecie. – Przedstawił się?
– Nie. Ale to chyba jakiś aktor.
Teatralny szept Tiny rozbawił Lexi.
– Załatwię ci autograf – odparła takim samym szeptem.
– Co tam autograf. Wspomnij, że jestem singielką.
– Skąd wiesz, że nie jest żonaty? – zdziwiła się Lexi.
– Brak obrączki.
Lexi westchnęła ciężko i podreptała do swojego gabinetu, gdzie czekał wysoki, barczysty mężczyzna emanujący siłą i pewnością siebie. Przez głowę przemknęła jej myśl, że to najbardziej seksowny facet, jakiego kiedykolwiek widziała.
Dosłownie chłonęła widok muskularnego nieznajomego w doskonale skrojonym, szarym garniturze, mocno zarysowanego podbródka, błękitnych oczu okolonych czarnymi jak atrament rzęsami i krótko przyciętych jasnych włosów. Miał w sobie tyle seksapilu, że mógłby zawstydzić kurtyzanę. Kiedy spotkali się wzrokiem, Lexi zadrżała pod spojrzeniem drapieżnika gotującego się do skoku na ofiarę. Opanowała się jednak i przybrała obojętną minę.
– Dzień dobry, jestem Lexi Somers. Co mogę dla pana zrobić?
– Przyszedłem odebrać Tya Westona – odparł niskim głosem z obcym akcentem. Rosyjskim? Na pewno wschodnioeuropejskim. Niespodziewanie Lexi doszła do wniosku, że gdzieś już widziała tę twarz.
Nie, to niemożliwe, pomyślała, minęła go i stanęła za biurkiem, gdzie poczuła się nieco bezpieczniej. Gdyby się już spotkali, z pewnością zapamiętałaby jego zapach. Czysty, cytrusowy, z nutką drewna.
– Mogę wiedzieć, kim pan jest? – spytała.
– Mam odebrać Tya Westona – powtórzył, czym lekko zirytował Lexi.
– Tak, to już wiem, ale potrzebuję więcej informacji, zanim wydam panu chłopca.
– Jakich informacji?
– Na przykład jak pan się nazywa.
Zmęczona staniem w pantoflach na wysokim obcasie Lexi opadła z ulgą na fotel.
– Może pan usiądzie? – zaproponowała z wymuszoną uprzejmością.
Mężczyzna nie usiadł i nie odpowiedział. Rozejrzał się uważnie po gabinecie, czym wzbudził nerwowość Lexi. Może powinna wezwać policję?
– Niepokoi mnie pana zachowanie – powiedziała bez ogródek.
Spojrzał jej prosto w oczy.
– Nazywam się Leo Aleksandrow – odparł takim tonem, jakby powinna doskonale wiedzieć, kim jest.
– Rozumiem, że pana nazwisko powinno mi coś mówić, ale nie mówi.
Mężczyzna wzruszył ramionami. Wreszcie jakiś ludzki odruch.
– To bez znaczenia. Bardzo się spieszę.
Lexi zmarszczyła brwi.
– Kim pan jest dla Tya?
– To nie pani sprawa.
– Owszem, to jest moja sprawa. – Lexi z trudem opanowała gniew.
– Czy już wspomniałem, że się spieszę? – spytał protekcjonalnie.
– A czy ja już wspomniałam, że potrzebuję więcej informacji? Nie pozwalamy osobom, których nie znamy, by odbierały stąd dzieci. Istnieją pewne procedury, do których mamy obowiązek się stosować.
Mężczyzna spojrzał na nią tak, jakby w ogóle nie przyszło mu to do głowy.
– Chciałbym rozmawiać z pani szefem.
Lexi uśmiechnęła się ironicznie.
– Ja tu jestem szefem.
Wpatrywał się w Lexi dość długo, a ona nie potrafiła oderwać wzroku od błękitnych oczu.
– Przepraszam – rzekł w końcu kpiącym tonem. – Chyba się nie zrozumieliśmy. Doceniam pani troskę o Tya Westona, ale jego matka prosiła, bym go dzisiaj odebrał. Musiała wyjechać.
– Przykro mi, ale nie poinformowała nas o tym. Ma pan może upoważnienie na piśmie?
– Niestety, zostawiłem je w biurze – odparł mężczyzna po chwili zastanowienia.
– W takim razie proszę je przywieźć. A teraz proszę mi wybaczyć, ale…
– Pani mnie wyprasza?
W każdej innej sytuacji wyraz bezgranicznego oburzenia na jego twarzy z pewnością rozbawiłby Lexi, ale teraz czuła dziwny ucisk w dołku.
– W rzeczy samej.
Mężczyzna oparł dłonie na biurku.
– Proszę posłuchać. Mam już dość pani uporu.
– Mojego? – Lexi rozparła się w fotelu, nie spuszczając wzroku. – To niesłychane!
Może jednak powinna wezwać policję.
– Zapewniam, że nie mam żadnych złych zamiarów.
– W takim razie pozwoli pan, że skontaktuję się z Amandą.
– Nie mam nic przeciwko temu. A kiedy uda się pani do niej dodzwonić, też chciałbym z nią porozmawiać.
Lexi wyciągnęła teczkę Tya z szafy w kącie gabinetu, świadoma, że obcy mężczyzna nie spuszcza z niej wzroku. Wróciła za biurko, usiadła i wykręciła numer telefonu komórkowego Amandy Weston.
Włączyła się poczta głosowa. Lexi nagrała prośbę o oddzwonienie i rozłączyła się.
– Nie odbiera – powiedziała.
Leo Jakiśtam nie wydawał się tym zaskoczony.
W tym momencie rozległ się dzwonek obwieszczający przybycie rodziców jednego z dzieci. Lexi podniosła się z fotela.
– Przepraszam, muszę zająć się kimś innym. Sprawdzę, czy Amanda nie przekazała wiadomości którejś z moich koleżanek.
Mężczyzna ruszył za nią.
– Proszę zostać tutaj – ostrzegła go opanowanym tonem. – Mamy przyciski alarmowe rozmieszczone we wszystkich pomieszczeniach. Jeśli pan za mną pójdzie, użyję jednego z ich.
Leo spojrzał zaskoczony, po czym uśmiechnął się drwiąco.
– Umie pani blefować.
Przejrzał ją. Przycisk alarmowy był tylko jeden, i z pewnością nim zdąży go użyć, mężczyzna zdoła ją powstrzymać.
– Niech pan spróbuje się przekonać – odparła zaczepnie.
Spojrzał tak, jakby miał na nią ochotę. Lexi zrobiło się gorąco. Niespodziewanie zaczęła dyszeć nerwowo. Poczuła silną żądzę, widząc, że mężczyzna wyraźnie z nią flirtuje.
– Proszę się pospieszyć – zawołał, gdy wychodziła z gabinetu.
W życiu nie spotkała równie aroganckiego i równie charyzmatycznego mężczyzny.