Rosyjski romans - ebook
Rosyjski romans - ebook
Poczatkująca reporterka Emma Sanders otrzymuje zlecenie zrobienia reportażu o Nikołaju Cunninghamie. Nikołaj jako dziecko znalazł się w Nowym Jorku, zrobił międzynarodową karierę i został milionerem. Emma jedzie do Rosji, by się z nim spotkać. Jednak gdy poznaje Nikołaja, zaczyna sobie uświadamiać, jak trudne zadanie przed nią stoi. Nikołaj bowiem zrobi wszystko, by prawda o jego przeszłości nie wyszła na jaw…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3693-5 |
Rozmiar pliku: | 739 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nikołaj Cunningham kulił się odruchowo przed lodowatym wiatrem, tak charakterystycznym dla jego prawdziwej ojczyzny, której wyparł się wiele lat temu. Teraz jednak zmuszony był wrócić na chwilę do Rosji i czekać na przyjazd pociągu Emmy Sanders. Ciężkie, przepowiadające śnieżycę chmury pasowały doskonale do jego ponurego nastroju, czy nawet narastającego gniewu. Czekał tu na obcą kobietę, która wymusiła tę wizytę w kraju, w miejscu i u ludzi, których wyrzekł się, jak mu się zdawało, raz na zawsze, gdy wraz z matką wyjechał z Włodzimierza do Nowego Jorku, kiedy miał dziesięć lat. Czyżby koszmar miał powrócić po latach? Był tu właśnie po to, by za wszelką cenę do tego nie dopuścić.
Nareszcie na stację wtoczył się z łomotem masywny pociąg, niczym ze starego czarno-białego filmu. Nikołaj wiedział, że oto przed nim parę trudnych do wyobrażenia dni. Bo jego życie rozgrywało się od dawna w Ameryce i powrót do Rosji nie mieścił się w żadnych planach… Tak było, dopóki nie odezwały się duchy z przeszłości w postaci jego babki, nadal tam mieszkającej, która nieoczekiwanie zgłosiła się do amerykańskiej redakcji „Świata na Fotografiach”, gotowa opowiedzieć wszystkim historię swej rodziny.
Wtedy właśnie go odszukano. Babka usłużnie musiała im podać nazwisko, którego obecnie używał. W pierwszym momencie odmówił. Potem zrozumiał, jaki szum wokół jego osoby wywoła historia, przed którą zawsze uciekał, przedstawiona w odpowiednim świetle przez matkę ojca. Później pomyślał o mamie i to przeważyło. Nigdy nie pozwoli, by jeszcze raz połączono ich z rodzinnym nazwiskiem Pietruszow, więc nie ma opcji: musi sam udać się do Rosji.
Z pociągu zaczęli mozolnie wysiadać pasażerowie okutani w futra, kożuchy i palta. Wpatrywał się w nich intensywnie, starając się jak najszybciej wychwycić postać młodej reporterki, znanej mu wyłącznie z internetu. Zauważył ją praktycznie od razu, bo rozglądała się nerwowo po peronie, jak człowiek, który znalazł się w kompletnie nowym miejscu. Sądząc z ubioru, mogła spokojnie uchodzić za lokalną Rosjankę, z bardzo małym bagażem, w grubym zimowym płaszczu i rosyjskiej czapce uszatce ze sztucznego futra.
Nikołaj odruchowo postawił kołnierz i ruszył w jej stronę.
Niech się dzieje, co chce. Wszystko dla ratowania spokoju matki.
‒ Witam… Oczywiście pani Sanders? – Zatrzymał się tuż przed nią i nie wiedzieć czemu z dużą przyjemnością odnotował, że kobieta jest bardzo wysoka, prawie jego wzrostu.
‒ Owszem, witam. Czyli pan… Pietruszow?
Miała wysoki, ostry głos, lecz dla kontrastu jej oczy były ciepłe, intensywnie zielone. Przypomniały mu odcień bujnej rosyjskiej tajgi w środku lata.
Dlaczego nagle do głowy przychodzą mu takie głupoty? Nowo przybyła najwyraźniej już na samym początku wybiła go z rytmu. Rozzłościł się jeszcze bardziej. Urodziwa czy nie, ale na pewno zbyt dobrze się nie przyłożyła do swych wstępnych poszukiwań. Od siedemnastu lat nie posługiwał się już nazwiskiem Pietruszow. Przyjął nazwisko ojczyma, Cunningham.
‒ Nikołaj Cunningham – poprawił ją. – Miło mi. Mam nadzieję, że podróż z Moskwy przebiegła bez zakłóceń?
‒ O, tak, dziękuję… i przepraszam za pomyłkę. – Patrzyła nań wyraźnie zmieszana, ale nie zamierzał jej tłumaczyć, dlaczego Rosjanin używa popularnego anglosaskiego nazwiska. Nie zamierzał też sensacjami ze swego bolesnego dzieciństwa torować nikomu kariery w dziennikarstwie. – Proszę, niech mi pan mówi po imieniu. Emma.
Nie zwrócił uwagi, że wyciągnęła do niego rękę, bo znów, pomimo całej złości, jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jej przepiękną twarz i zgadywał, jaki ma kolor włosów. Internet nie oddawał sprawiedliwości pani Sanders nawet w jednej dziesiątej. Irytacja mieszała się z gniewem. Naprawdę nie chciał mieć nic wspólnego akurat z tą kobietą. Już sam fakt, że po tylu latach i całkowicie wbrew woli znalazł się z nią na stacji we Włodzimierzu, świadczył o tym, jaką miała nad nim władzę, choć być może nie zdawała sobie z tego kompletnie sprawy. Teraz zależy wyłącznie od niego, czy pozna prawdziwą historię jego rodziny. Należy podsunąć jej do fotografowania tyle, ile trzeba, oczarować niezaprzeczalnym urokiem rosyjskiej zimy, zorganizować czas, odsunąć lub zminimalizować znaczenie spotkania z babką.
‒ Najlepiej zejdźmy z tego wiatru. Zarezerwowałem pokój w tym samym hotelu. W ten sposób będę bardziej pomocny.
Rzecz jasna jego autentyczne motywy były dużo mniej wzniosłe. Chciał, by dziennikarka zobaczyła tyle, ile powinna, nie zaś tyle i w takiej wersji, jak zechce babka.
‒ Dziękuję. Bardzo mądrze!
Niech sobie myśli, że kierował się rozsądkiem i wygodą. Najważniejsze, by ten nonsens skończył się bezpowrotnie za parę dni i żeby ujawnić jak najmniej okrutnej przeszłości. By ochronić dobre imię rodziny.
‒ Idziemy! Pomogę… ‒ Sięgnął po małą walizkę, ciesząc się w duchu, że z tak małym bagażem pani Sanders istotnie nie planuje zostać we Włodzimierzu dłużej niż zarezerwowane przez redakcję „Świata na Fotografiach” trzy dni.
‒ Dziękuję… ‒ uśmiechnęła się.
Nie czas jednak podziwiać jej nieziemski uśmiech czy zastanawiać się, jak całowałoby się te usta… Nie czas, nie miejsce, nie ta kobieta!
‒ Tędy, proszę pani… ‒ Wskazał jej drogę, celowo ignorując prośbę, by zwracać się do niej po imieniu.
Udawali się do hotelu, który wybrał, by mieć ją na oku przez całą dobę, czyli nie pozwolić, by grzebała w czymkolwiek na własną rękę. Czy podjął właściwą decyzję? Wiedział już, poznawszy młodą dziennikarkę, że raczej łatwo będzie mu ją oczarować i nakarmić wyłącznie odpowiednio wyselekcjonowaną romantyczną papką. Problem w tym, by on także nie dał się przy okazji oczarować!
‒ Pan jest pewnie przyzwyczajony do takich temperatur, ale dla mnie to szok! – westchnęła, gdy nareszcie znaleźli się w zacisznym wnętrzu hoteliku, który z zewnątrz bardziej przypominał kolonię połączonych ze sobą chatek z drewnianych bali, co dodawało mu wyjątkowego klimatu i mogło posłużyć sprawie.
‒ Moim domem jest Nowy Jork – powtórzył przeciągle.
‒ A no tak… ‒ zmitygowała się – a ja wciąż zakładam, że tu i tu…
Ściany holu hotelu również wykonano z bali, a w dużym kominku palił się ogień.
Nareszcie ujrzał jej długie, proste kruczoczarne włosy i na moment znów zapomniał o bożym świecie.
‒ Niech pani nigdy niczego nie zakłada na sto procent… ‒ przerwał cicho.
‒ Życie mnie już tego oduczyło… ‒ odpowiedziała z namysłem.
Uznał, że skoro chce ustrzec przed nią tajemnice rodzinne, powinien być… odrobinę milszy i sprowadzać rozmowę na inne tory. Nie odważył się jednak zapytać, skąd wzięła się u niej taka posępna refleksja. Przez lata nauczył się pytać i odpowiadać dokładnie tyle, ile trzeba.
‒ A więc wygląda na to, że myślimy podobnie – podsumował.
Sam także zdjął okrycie, i sięgnął po jej, by powiesić oba na wieszaku. Wtedy przypadkowo dotknął dłoni reporterki i poczuł niespodziewaną falę gorąca. Kobieta cofnęła rękę speszona, bezwiednie oblizując wargę, a Nikołaj z wielkim trudem powstrzymał się od… pocałunku. Nie nieśmiałego muśnięcia ust, lecz głębokiego, namiętnego pocałunku, który zazwyczaj od razu prowadził do szybkiego, gwałtownego seksu.
Do licha… o czym on myśli?!
Pani Sanders instynktownie cofnęła się o krok, a jej twarz poczerwieniała. Najwyraźniej musiała myśleć o tym samym.
Gdyby była kimkolwiek innym, nie zawahałby się, ale przyjechała tu w bardzo niebezpiecznej dla niego sprawie. Mogła zniweczyć z trudem odzyskane przez matkę poczucie szczęścia i stabilizacji, ale mogła też zrujnować jego reputację. Nie może do tego dopuścić.
‒ Tak… chyba tak… ‒ wyjąkała.
Uśmiechnął się z zadowoleniem. Jeśli ją peszy, to znakomicie. Bo na pewno da się wykorzystać wzajemne zauroczenie, by odciągnąć panią reporterkę od dochodzenia, kim naprawdę jest i skąd się wywodzi znany biznesmen Nikołaj Cunningham!
Emma czuła się kompletnie sfrustrowana, nie będąc w stanie wydusić nawet jednego sensownego zdania w towarzystwie Cunninghama. Odkąd spotkali się na stacji, nie potrafiła zebrać myśli. Wydawało jej się, że co chwilę następują między nimi wyładowania elektryczne. Że coś przyciąga ich ku sobie.
Pomyślała o Ryszardzie. O człowieku, z którym się przyjaźniła, zawsze marząc po cichu o czymś więcej. Odruchowo porównała go z Rosjaninem, niebezpiecznym uosobieniem samej męskości. Przecież Ryszard również był przystojny… ale zupełnie bezpieczny. Seksapil Cunninghama działał niczym śmiercionośna broń dalekiego zasięgu. W tym momencie jednak nie mogła zapominać o tym, że jest on kluczem do całej jej pomyślnej przyszłości finansowej: to od niego będzie zależało, czy z powodzeniem wykona zlecenie redakcji „Świata na Fotografiach” i czy zostanie reporterką na etacie, zapewniając sobie tym samym stały dochód. A czym byłaby stała pensja? Gwarancją utrzymania młodszej siostry Jess, która ma szansę rozpocząć karierę jako baletnica. Bo ma talent i balet ją uszczęśliwia. A po tym co razem przeszły, tułając się od jednej do drugiej rodziny zastępczej, zasłużyły sobie na odrobinę szczęścia i jeśli Jess nareszcie poczuje się pewna i szczęśliwa, to Emma także!
Póki co źródło jej aktualnych emocji, wysoki ciemnowłosy Rosjanin, znajdował się tuż obok, przestał być lodowato obojętny jak na samym początku i co chwilę przyprawiał ją o dziwne dreszcze, z którymi nie umiała sobie poradzić. Rozmyślania o Ryszardzie nigdy nie doprowadziły jej do takiego stanu.
‒ Wybierzemy się razem do Marii Pietruszowej, która jest moją babką, ale przedtem udamy się do paru innych miejsc, gdzie daje się robić wspaniałe zdjęcia. Oczywiście związane z tematem.
W jego nieznającym sprzeciwu tonie głosu usłyszała coś jeszcze: intonację, z jaką wymawiał imię i nazwisko babki. Nie wróżyło to niczego dobrego, a wolała na tym etapie nie zadawać żadnych pytań. Podejrzewała nierozwiązane kwestie z przeszłości i brak kontaktu pomiędzy członkami rodziny. Powstrzymała jednak ciekawość i delikatnie przedstawiła swoje warunki.
‒ Proszę pana, ja… potrzebne mi są zdjęcia nie tylko miejsc, ale także osób. Pana, babci, reszty rodziny…
Zlecenie, które dostała, obejmowało uzyskanie wglądu w życie rodziny rosyjskich emigrantów, którzy dorobili się fortuny na obczyźnie względnie niedawno, na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. Jeśli go nie wykona, nikt nie przyjmie jej do redakcji na stałe, co będzie oznaczało niemożność utrzymania Jess w jednej z elitarnych szkół baletowych w Rosji. Sam fakt, że zlecenie dotyczyło miejsca, które od internatu Jess dzieliła zaledwie jedna noc jazdy pociągiem, Emma od razu uznała za dobry znak i palec Boży. Teraz widząc nastawienie Cunninghama, zaczęła znów powątpiewać, jednakże nie zamierzała okazywać mu uległości, do czego – sądząc z manier – przywykł. Wolała raczej być nieugięta jak on. Musiała jakoś zrealizować to zlecenie.
‒ Przykro mi, ale nie ma żadnej „reszty rodziny” – odrzekł sucho i odszedł w stronę stojących wokół kominka foteli.
Emma podążyła za nim, bo postanowiła nie dać się tak łatwo spławić. Miała tu w Rosji do dyspozycji wyłącznie tydzień, a przed powrotem do Londynu zaplanowała wizytę u Jess.
Gestem wskazał jej fotel i po chwili nie spuszczał już z niej oka. A ona pragnęła tylko jednego: odgadnąć jego myśli, lecz było to zupełnie niewykonalne.
‒ No to zdjęcie pana z babcią…
‒ Nie.
Jednoznaczne warknięcie pozbawiło ją złudzeń. Po chwili być może zorientował się, jak to zabrzmiało, bo zdobył się na krótkie wyjaśnienie:
‒ Nie widziałem się z nią od wielu lat, więc rodzinne zdjęcie nie wchodzi w grę.
Z każdą chwilą Emma traciła nadzieję na szybkie napisanie reportażu i zyskanie czasu na wizytę w Permie u siostry. Dziki wzrok Cunninghama potwierdzał, że nie będzie łatwo.
‒ Ależ, proszę pana… nie wiem już, na czym właściwie polega problem. Przyjechałam tu wykonać proste zlecenie. Pańska babcia ustaliła z moją redakcją, że zgadza się na wywiad i fotoreportaż. Moje zadanie ogranicza się do wykonania tych dwóch rzeczy – powiedziała poirytowana, sama w sumie nie rozumiejąc, dlaczego zgodziła się również pisać, jeśli normalnie zajmowała się tylko robieniem zdjęć. No tak… przecież chodziło o karierę Jess.
Mężczyzna nie zareagował, tylko przypatrywał jej się jeszcze dokładniej niż wcześniej, z rozmysłem dłużej zatrzymując się na ustach.
Starała się za wszelką cenę wytrzymać jego spojrzenie, bo wiedziała, że nie jest to pora na romans. I nie jest to odpowiedni mężczyzna. Zresztą już jako nastolatka ślubowała sobie trzymać się z dala od kłopotów z facetami i wytrwała w tym postanowieniu aż do dorosłości. Wtedy pojawił się Ryszard, kolega z pierwszej pracy, również fotograf, który niespodziewanie obdarzył ją sympatią. Po jakimś czasie zaczęła liczyć na więcej, lecz nic nigdy się nie wydarzyło. Pozbawiona złudzeń, podpatrywała ukradkiem, jak randkował z innymi dziewczynami z redakcji.
‒ A moim obowiązkiem jest dopilnować, by moja rodzina nie ucierpiała z powodu niczyjej ingerencji.
O jakiej ingerencji można tu mówić, skoro starsza pani sama zgłosiła się do „Świata na Fotografiach”?
‒ Dobrze się składa, bo nie zamierzam w nic ingerować… ‒ odgryzła się, a potem spojrzała mu w twarz. Dopiero wtedy jakby ją olśniło. Przypomniała sobie życie ze swoją matką, zanim oddano je do pierwszej rodziny zastępczej. Można było z nią wyłącznie walczyć oko za oko, ząb za ząb. I nic z tego nie wynikało. Jeśli teraz zacznie wojować z Cunninghamem, nigdy nie wykona zlecenia. Opuściła wzrok, westchnęła i popatrzyła nań ponownie. – Przepraszam… Możemy spróbować jeszcze raz?
Nieoczekiwana zmiana frontu Emmy całkowicie zdumiała Nikołaja. Przed chwilą siedziała przed nim wzburzona, gotowa do walki, kipiąca od emocji, co prowokowało go tylko do myśli o namiętnym pocałunku. Sekundę później bez widocznej przyczyny zmiękła i przygasła. Tak radykalne zmiany zazwyczaj budziły w nim wyłącznie najgorsze podejrzenia. Starała się nim manipulować?
‒ Czyli chce pani wrócić na stację w ten ziąb i jeszcze raz się przywitać? – Nie mógł się powstrzymać od ironii.
‒ Nie! – Nagrodziła go szczerym uśmiechem. – Chodziło mi o naszą rozmowę. Napijmy się czegoś gorącego i ustalmy wersję najlepszą dla nas obojga.
Czuł się jeszcze bardziej zaskoczony. Przypominała mu teraz kobietę, z którą kiedyś się zaręczył, a potem był zmuszony zerwać zaręczyny. Ona właśnie próbowała manipulować nim zawsze tak, by uzyskać od niego dokładnie to, czego chciała. Tylko po to go potrzebowała.
‒ Nie wydaje mi się, żeby mogła mi pani zaoferować cokolwiek, co mi odpowiada, ale chętnie się napiję i podam jedyną możliwą wersję wydarzeń na najbliższe dni.
Zanim zdążyła się odezwać, przywołał kelnera i zamówił herbatę. Ostatnią rzecz, jaką zamówiłby kiedykolwiek w Nowym Jorku… jednak przyjazd do Rosji obudził dziwaczne, dziecięce wspomnienia. Zauważył też, że jego rozmówczyni obserwuje go z rosnącym zainteresowaniem. A no tak! Przecież zamówienie złożył po rosyjsku! Bezwiednie posłużył się językiem, którego ostatnio używał jako dziecko. Zanim jego świat uległ wielkim zawirowaniom przez sekrety dorosłych, które teraz powróciły doń po latach. Okropne tajemnice, które być może jego okrutna babka, przypominająca swego syna, a jego potwornego ojca, zechce ujawnić w wywiadzie…
‒ Proszę ponownie, niech mi pan mówi po imieniu… a czy i ja mogę zwracać się do pana „Nikołaj”?
Zamiast słuchać, przypatrywał się jej długim wysmukłym nogom w obcisłych dżinsach.
‒ A tak… Nikołaj… proszę bardzo – odpowiedział w końcu.
Pamiętał, że po przylocie do Ameryki chciał od razu zmienić imię na Nick. To matka ubłagała go, by pozostał przy swoim prawdziwym imieniu, które sama dla niego wybrała. Uprosiła go wtedy, by nie odżegnywał się całkowicie od rosyjskich korzeni.
‒ A więc, Nikołaj, mam dziwne wrażenie, że nie masz wcale ochoty na moje spotkanie z twoją babką, a to przecież ona sama zwróciła się do redakcji. Czyżbyś miał coś do ukrycia?
‒ Cóż za bystre spostrzeżenie. ‒ Znów nie umiał się powstrzymać od ironii. Nie doceniał tej młodej reporterki, tymczasem wszystko, co robiła, było przemyślane. Jeśli uznała, że opłaci się udawać nieśmiałą, udawała nieśmiałą. Zupełnie jak jego niedoszła małżonka. Gotowa zrobić wszystko, by dopiąć swego.
‒ Może dojdziemy jednak do jakiegoś porozumienia: tak żebym miała dość informacji do wykonania zlecenia, a twoja rodzina – święty spokój.
Wyglądało, że triumfuje. Postanowił, że przez chwilę pozwoli jej tak myśleć.
‒ Pod jednym warunkiem… ‒ Sięgnął po herbatę. Zdawało mu się, że widzi w jej oczach nie tylko pozę. Zdenerwowanie? Strach?
‒ Jakiż to warunek?
‒ Powiesz mi, dlaczego akurat to zlecenie jest dla ciebie tak ważne, dlaczego przyjechałaś aż z Londynu na takie zadupie z powodu ględzenia jakiejś starej kobiety?
Nie wiedział zresztą, czy babka ględziła. Nie widział jej od prawie dwudziestu trzech lat. Ostatni raz jako otumaniony dziesięciolatek na pogrzebie ojca, gdzie w ogóle nie rozumiał, co się dzieje i dlaczego zostali z mamą wyrzuceni z domu przez babcię. Dopiero sześć lat później poznał bolesną prawdę i wtedy poprzysiągł sobie chronić matkę za wszelką cenę. Dlatego przyleciał teraz do Rosji.
‒ Wzięłam to nietypowe zlecenie, bo był to sposób na przyjazd do Rosji nie za własne pieniądze. Tak jakby los zesłał mi tę okazję. Moja siostra Jess dostała się do elitarnej szkoły baletowej w Permie i jak załatwię fotoreportaż we Włodzimierzu, zamierzam w drodze powrotnej spędzić z nią choćby parę dni.
Oczy Emmy rozbłysły najszczerzej na świecie. Nie mógł jej nie wierzyć. Poczuł dobrze znane, znienawidzone ukłucie zazdrości. Z pewnością miała szczęśliwe dzieciństwo, skoro była aż tak związana z siostrą. Nie to co on. A wszystko przez człowieka, którego trudno mu uważać za ojca.
‒ Twoja rodzona siostra uczy się w Rosji? – zapytał z niedowierzaniem, bo o niczym takim nie poinformowano go, gdy zlecił sprawdzenie Emmy Sanders. Znaleziono jedynie informacje, że ma długi i jest początkującym fotografem, bez żadnego dorobku, tradycji rodzinnej czy doświadczenia.
‒ Tak. Balet to największe marzenie Jess i chcę, by mogła je spełnić. ‒ Twarz Emmy promieniała. Nagle siedziała przed nim zupełnie inna kobieta, przepełniona dumą i radością. – Ma dopiero szesnaście lat. Przyjęcie tego dziwacznego zlecenia oznaczało, że zobaczymy się wcześniej, niż wydawało się to możliwe.
Przynajmniej coś zaczynało mu się zgadzać. Jakieś podejrzenia zostały rozwiane. Emma nie miała pieniędzy na bilet do Rosji, więc przyjęła nadarzające się zlecenie właśnie w tym odległym kraju. Pozostało jeszcze zrozumieć motywy działania babki po tylu latach i przewidzieć, co chciała osiągnąć? No i jeszcze kwestia stałego etatu dla pani Sanders… jak wielkie wrażenie swoim reportażem będzie chciała wywrzeć na potencjalnym pracodawcy? Jak daleko jest się skłonna posunąć?
‒ A więc chyba się dogadamy, Emmo. Zabiorę cię do paru miejsc, które są powiązane z moją rodziną, zrobisz takie zdjęcia, jakie tylko zapragniesz. ‒ Zastanowiło go, dlaczego użył akurat tego wyszukanego określenia. Czyżby dlatego, że… pragnął jej ciała? A czy i ona była świadoma narastającego między nimi napięcia?
‒ A co z wizytą u twojej babci? Będę jej mogła ostatecznie zadać parę pytań?
‒ Tak, ale najpierw pojedziemy tam, gdzie zaplanowałem.
Wyglądała teraz na dziecinnie uszczęśliwioną. Jakby wręczono jej gratisową zabawkę.
‒ W takim razie czekam niecierpliwie na te parę dni w twoim towarzystwie i wedle twojego planu – oznajmiła radośnie.
Najbardziej irytował go fakt, że on również autentycznie się cieszył na „te parę dni w jej towarzystwie”. A była to przecież kobieta i sytuacja, których powinien unikać jak ognia.